[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

1
Kawałek od miasta, na nieużytkowych dziś polach uprawnych stał stary, podniszczony młyn. Wcześniej należał do jednej ze szlacheckich rodzin, która to z powodu tendencji jej członków rodziny do hazardu bardzo szybko stracili cały majątek. Podczas próby sprzedaży tych terenów, okazało się, iż tereny są nieurodzajne od wielu lat. Nikt nie był chętny na kupno tych połaci terenów, więc w istocie stały się ziemia niczyją. I od tej pory podupada w ruinę.

Tajemniczy mężczyzna wyprowadził Mortiusa przez bramy miasta. Nie było problemów pośród strażników, którzy nie rozpoznali go z racji jego zaklęcia. Ruszyli na północ, jednym ze szlaków, które prowadziły do okolicznych wiosek. Minęli je i poszli jeszcze dalej, aż dotarli do miejsca przeznaczenia. Te tereny były mało znane mieszkańcom Saran Dun, bo zazwyczaj nie opuszczali murów. Tu, poza granicami wielkiego miasta, życie toczyło się zdecydowanie inaczej. Przewodnik całą drogę milczał, aż skierował się do wielkiego, podniszczonego powietrznego młyna i tam po prostu zdecydowanym ruchem dłoni przekroczył drzwi. Wewnątrz młyna widać była cały mechanizm, który od dawna nie działał poprawnie. Być może był to efekt lat, które upłynęły od momentu jego postawienia lub ingerencja innych osób. Podłoga była w paru miejscach dziurawa, przez ceglane ściany i dach przedostawało się delikatnie światło. Skierował się schodami na dół, do miejsca, gdzie kiedyś mieliło się młyn. Schody skrzypiały niemiłosiernie.

Tam na prowizorycznym posłaniu leżał Pies, ale nie wyglądało to zbyt dobrze. Był blady, praktycznie jak trup, oddychał płytko i spał. Nie widać było innych z jego ekipy. Co wydawało się dziwne, gdyż taka kryjówka spokojnie pomieściła przecież cała jego bandę i jeszcze pozostało sporo miejsca w środku. Warunki co prawda nie były idealne, aczkolwiek za to na pewno było tu bezpiecznie.
- Umiera. Podczas ucieczki oberwał paskudnie. - Dopiero teraz odezwał się do niego mężczyzna, pozwalając mu na własne oczy zobaczyć stan jego towarzysza. To nie była iluzja, czy próba oszukania go poprzez magię, a smutna rzeczywistość, wynikająca z konsekwencji ich działań. Dlaczego jednak pokazał mu ten widok?
Licznik pechowych ofiar:
8

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

2
POST POSTACI
Od opuszczenia miasta Mort czuł sporą ulgę. Wymęczony, poobijany, wciąż obolały ciągnął się za przewodnikiem nie wiedząc dokąd. Szli w milczeniu, co nie przeszkadzało. nawet było złodziejowi na ręke, bo nie miał siły na rozmowy. Jedno go tylko niepoiło. Nie wiedział, dokąd zmierza. Na chwilę odzyskał panowanie nad swoim życiem uciekając spod topora. Teraz znów oddał je, tym razem dobrowolnie, w ręce obcego człowieka. Tym razem jednak dostrzegał nadzieję. Z każdym krokiem za murami czuł się coraz lepiej i podnosił głowę coraz wyżej.
Kiedy dotarli do młyna ucieszył się, że wędrówka dobiega końca. Napadł go jednak pewien niepokój. Nie wiedział bowiem, co kryje się w środku. Czy ma się bać? Zatrzymał się na chwilę przed drzwiami i się zastanowił. Mógłby spróbować uciec. Po opuszczeniu miasta prawdopodobiestwo przeżycia nieco wzrosło. Umiał kraść, więc jakoś dałby radę. Jednak w aktualnym stanie nie uciekłby pewnie zbyt daleko, gdyby nowy znajomy chciał go dopaść... Dlatego zdecydował się jednak iść dalej obraną już ścieżką i wszedł za nim do środka.
Ostrożnie wszedł do młyna i bacznie się rozglądał. Wszelką ostrożność jednak odrzucił, kiedy zeszli na dół i zobaczył Psa na posłaniu. W tym momencie jego zmęczony umysł nie dał rady utrzymać skupienia na iluzji, która się rozmyła. Stan jego przyjaciela zbyt nim wstrząsnął. Do tego informacja wprost, że ten umiera...
-J-j-jak-wyjąkał Mort-Czemu nie zajął się nim lekarz? Wezwij kogoś. Mam pieniadze. Opłacimy lekarza.
Spoglądał to na przewodnika, to na przyjaciela. Po chwili po prostu podszedł do śpiącego Psa i... nie wiedział co zrobić. Niebardzo potrafił mu pomóc. Jego wiedza o uzdrawianiu ograniczała się do tego, że jak z rany cieknie, musi ją ucinąć żeby nie ciekło. Chciał mu pomóc, nie wiedział jednak jak. Znów ta bezradność... Raz jeszcze spojrzał na swojego przewodnika z nadzieją, że ten będzie chętny do pomocy. A jeśli nie, będzie musiał sam wrócić do miasta i znaleźć medyka dla Psa. I wydobyć dla niego pieniądze ze swojego domu, który z pewnością będzie pod obserwacją...

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

3
POST BARDA
Tajemniczy mężczyzna roześmiał się chłodno, słysząc słowa o ratowaniu tego człowieka. Wynikało to z faktu, że Psowi nie pozostało zbyt wiele godzin życia. Jego rany były śmiertelne i choć istniała szansa na uratowanie go, jednak kto miał ku temu powody? Musieliby użyć czegoś, co uzdrowi zranione tkanki, a pewnie i tak mogło to się nie powieść.
- Po co? - Zimny głos, mogący przeszyć na wskroś duszę opuścił usta trzeciego człowieka. - Nie wykonaliście zadanie, przysporzyliście kłopotów. Nie przedstawiacie obecnie żadnej wartości. - Wypowiadał te okrutne słowa tylko i wyłącznie po to, by zobrazować sytuację, w jakiej znaleźli się obecnie. Czy wiedział o wszystkich działaniach i umowach leżącego przed nim człowieka? Nie mógł, bo każdy miał swoje tajemnice i czasem po prostu mówiło się o sukcesach, nie porażkach.
- Możesz mu podziękować, bo przez niego masz u nas spory dług, który trzeba odrobić. Z trupa go już nie ściągniemy. - Mówił tak, jakby Psa nie dało się uratować. Mortiush oczywiście nie wiedział wszystkiego. Młyn także był swoistą pułapką. Istniało tylko jedno wyjście z niego, bo wszystkie okna nie dawały się do tego, by uciec bezszelestnie. Próba ich otwarcie wywoła hałas.
- On umiera. Nie przeżyje kilku godzin. Rany są zbyt rozległe i zrobiły wielki bałagan w jego flakach. Musiałbyś znaleźć nekromantę, który specjalizuje się w takich beznadziejnych przypadkach. - Teraz dopiero wyjaśnił mu sytuacje, nadal nie wyjawiając, kim rzeczywiście jest. Odwrócił się i ruszył ku górze.
- Pożegnaj z nim się, bo twój plan dnia właśnie uległ zmianie. - Z tonu mógł wywnioskować, że próba nieposłuszeństwa skończy się w jeden, konkretny sposób. I z tymi słowami opuścił piwnice, by udać się na zewnątrz, by tam zaczekać na niego.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

4
POST POSTACI
Kiedy już miał poczucie że wyczołgał się z bagna, następne spadało mu na głowę. Miał nadzieję znaleźć Psa w lepszej kondycji. Po to przecież został i poddał się konfrontacji. Po to właśnie poświęcił się, żeby udało się uciec wspólnikom. Wcześniej myślał, że chodziło o pegaza. Teraz, widząc Psa w tak złym stanie, uświadomił sobie, że chodziło też o niego. Poza nim nie miał zbyt dużo przyjaciół wokół siebie. Ba! Nawet siebie wzajemnie nie określali tym mianem. Jednak Pies chyba był jego jedynym prawdziwym przyjacielem, a na pewno kimś, kto był tego miana blisko.
'Co On namieszał i w co się wpakował'- myślał Mortiush widząc to wszystko. nie wiedział, co ma zrobić. Znów znalazł się pod ścianą. Musiał więc walczyć. W ostatnich dniach próby wydostania się spod ściany działały tylko, kiedy podejmował radykalne kroki. Nie mógł więc teraz pozwolić, by ktoś pokierował sytuacją. Nie mógł zostawić Psa by umarł... jak pies...

-Nie!- odpowiedział nieznajomemu, nim ten wyszedł.-Nie zostawimy go na śmierć w ten sposób. Nie wiem jakie umowy mieliście i nie obchodzi mnie to. Sprowadź lekarza dla niego. Już dużo czasu zmarnowaliście, ale jest jeszcze szansa. Pomóż mu, albo nie przeszkadzaj mi, kiedy ja się o to postaram.

Czuł jak emocje w nim znów płoną. Czuł, że pcha go to do skoku. Energia go rozpierała. Nie wiedział jak tamten zareaguje, ale gotów był do walki. Odwrócił się do niego przestępując z nogi na nogę i zaciksając co chwilę pięści, by rozładować nieco gromadzącą się energię. Wziął kilka wdechów, by się uspokoić. Dotarło do niego, że jeśli faktycznie chce coś ugrać, musi dać coś w zamian. Ostatecznie jednak był gotowy walczyć tu i teraz.

-Pomóż mu, a spłacę wszystkie jego długi- dodał, kiedy już ochłonął nieco. Wciąż jednak można było usłyszeć w jego głosie... Desperację? Determinację?-I oddam z nawiązką. Będe dla was pracował. Sprowadź tylko cholernego lekarza!

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

5
POST BARDA
Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił się do niego. Milczał, nie odzywając się przez dłuższy czas, a po chwili roześmiał się cicho. To nie był żaden test. Faktycznie dla tych ludzi Pies nie przedstawiał już żadnej wartości. Pomaganie mu nie miało żadnego sensu, a rodziło o wiele więcej problemów. Nie oznaczało to, że on nie był przygotowany na taką głupią decyzję. W statystyce żywy dłużnik nadal ma większą wartość niż martwy. W końcu od takiego już się go nie odzyska.
- Jesteś wyjątkowo butny. Ta cecha może wpędzić cię do dołu szybciej, niż myślisz. Zwłaszcza, jak będziesz stawiał żądania niewłaściwej osobie. - Odpowiedział mu chłodno, ale jego postawa nie zmieniła się zbytnio. To ostrzeżenie nie było bezpodstawne, bo nikt go nie uratuje, jak wpakuje się w kłopoty.
- Zostanie tu uzdrowiciel sprowadzony, a także zabrany w bezpieczniejsze miejsce do czasu wyleczenia. O ile oczywiście przeżyje. Koszty w takim razie zostaną dopisane do twojego długu. Będzie pod naszą opieką przez ten cały czas. - W tych słowach była ukryta wiadomość. Pies zostanie wzięty jako zakładnik. To będzie ich dodatkowe zabezpieczanie, w razie, gdyby on odwalił jakiś głupi numer. Opuścił piwnicę i wyszedł na zewnątrz. Mortiusz po chwili słyszał trzy, dość głośne gwizdy, oddzielone o siebie po równo o pięć uderzeń serca. Następnie usłyszał, jak ktoś wchodzi do środka i kieruje się na dół. Oczywiście istota, która mu towarzyszyła do tej pory, wróciła.
- Niedługo ktoś przyjdzie. Podejrzewam, że w swojej szlachetniej głupocie musisz się upewnić, że faktycznie nie okłamałem cię? - W jego tonie było słychać kpinę. Widział zbędne cechy charakteru, które mogły przeszkodzić w wykonywaniu robót.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

6
POST POSTACI
Ostatnie dni pokazywały Mortowi wyraźnie, że dopóki nie stanie na krawędzi i na niej nie zacznie balansować, dopóty nie będzie miał kontroli nad wydarzeniami. Kiedy tylko oddawał decyzje w czyjeś ręce lub próbował się dogadać, nic nie wychodziło. Od samego planu akcji u Vodelblettów, po próby dogadania się z zakonnymi. Dopiero kiedy to on przejmował ster, czuł że ma jakąkolwiek kontrolę i cokolwiek się zaczynało układać. Dlatego nie zamierzał poddać się nowemu opracy, który zrobi z nim co będzie chciał. Nie miał pojęcia, w co Pies ich wpakował, jednak póki się tego nie dowie, musi grać w ich grę. Szczególnie, że teraz potrzebował ich by uratować Psa. Sam miał niewielkie szanse na to, by jakkolwiek pomóc przyjacielowi. A jedyne co posiadał, co mogło mieć dla tych ludzi jakąś wartość, to on sam. Dlatego musiał zaryzykować i stanąć na krawędzi. Musiał zaryzykować kolejne starcie. I znów się opłaciło... Stawiając sprawę w ten sposób zachował choć odrobinę kontroli. Wciąż był w ich mocy, ale miał wpływ na wydarzenia. Pies mógł mieć szanse wydobrzeć.
Ulżyło mu usłyszawszy odpowiedź. Napięcie trochę zeszło i czuł, jak energia kotłująca się w nim zaczyna się wycofywać. Rozluźnił nieco mięśnie, słuchając kpiny w głosie rozmówcy. Tamten go lekceważył. Nie uważał go za kogoś, kim trzeba by się przejmować. Mortiush miał ochotę pokazać mu, że się myli. Potrzebował go jednak, więc chwilowo musiał się powstrzymać.

-Ta cecha wielokrotnie pozwalała mi wykaraskać się z problemów spowodowanych niekompetencją innych.-parsknął zanim zdążył zastanowić się co mówi. Szybko postanowił nieco przekierowac temat i próbując uspokoić się, by choć w głosie nie było słychać emocji, które nim szarpały.- I zajmijcie się nim dobrze. Dopóki będzie żył i zdrowiał, jestem do Twojej dyspozycji. Poczekam z nim tutaj na uzdrowiciela. potem możemy ruszać dokądkolwiek potrzebujesz.

Po tych słowach odwrócił się i usiadł obok kumpla. Otarł mu czoło, poprawił posłanie. Nie bardzo wiedział, co powinien zrobić by mu pomóc, więc wykonywał tego typu czynności, być może bezsensowne, byle tylko zająć czymś ręce i umysł. Tutaj rozpoczynał się kolejny rozdział. Nie miał pojęcia, co przyniesie. I panicznie czuł potrzebę odzyskania kontroli nad swoim życiem. Wydarzenia ostatnio goniły z prędkością światła, a on nie potrafił nadążyć. Musiał iść z prądem i próbować jakkolwiek nad tym wszystkim zapanować...

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

7
POST BARDA
Uniósł brew, kiedy tak usłyszał kolejne bezczelne słowa z jego ust. To mu dało do myślenia, choć nie w sposób, który cieszyłby Mortiusha. Może i on nie wiedział, że przypadkiem został wciągnięty w świat, który był dla Psa przeszłością i teraźniejszością obecnie. On wiedział o tym wszystko, bo przygotował się do tego spotkania, choć liczył na nieco inny obrót wydarzeń, gdzie nie będzie musiał niańczyć prawie martwego człowieka. To tylko komplikacje.
- Zatem nie nadużywaj tego szczęścia. - To była rada na przyszłość. Byli w sumie sami, więc mógł mu powiedzieć nieco o tym, w jakiej sytuacji się znalazł. Fakt, że wspomniał mu o długach, na pewno zastanawiało go. Oczywiście wisienkę na torcie zostawi dla kogoś innego.
- Spotkasz się z głową jednego z ważnych filarów naszej organizacji. On wyjaśni ci sytuację. Ja jestem jedynie twoim drogowskazem. Wiedz, że gdybyś był oporny, miałem cię tam zaprowadzić za wszelką cenę. - Powiedział mu to, by wiedział, że nie był przypadkowy akt. Wiedział o nich więcej, niż by można się spodziewać. Ukrywanie tej wiadomości nie miało dla niego żadnego sensu.
- Jeśli będziesz gadał głupoty, znikniesz i nikt cię nigdy nie znajdzie. Jego cierpliwość jest niska. Zważaj na słowa przy nim. - Nie musiał go rzucać na głęboką wodę. Czasem lepiej jest przygotować kogoś na to, co ma nastąpić. Wtedy efekty są dużo lepsze. Wszystko było istotne dla ich celu.

Niedługo po tych słowach usłyszeli, jak drzwi skrzypnęły i wchodzi kilka osób. Na dół zeszła trójka osób. Mieli ze sobą torby, medykamenty i nawet nosze. Rozejrzeli się, a mężczyzna wskazał dłonią na leżącego.
- Odsuń się. - Rzekł zachrypniętym głosem pierwszy z nowo przybyłych. Wszyscy nosili białe maski, zakrywające ich twarz. Nie chcieli, by ktoś ich rozpoznał. Przy pacjencie rozłożyli szmatę i zaczęli wyciągać narzędzia.
- Wynocha. Zawadzacie. - Kolejny raz ten sam uzdrowiciel odezwał się, każąc im opuścić teren.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

8
POST POSTACI
'Jakoś się to ułoży. Jakoś z tego wybrniemy'- pomyślał Mort. WybrnieMY... Jak to się stało, że tak się podkładał dla Psa? Współpracowali od dłuższego czasu i darzyli się sympatią, ale nigdy nie podejrzewał że tak się podłoży dla niego zamiast zadbać o siebie i uciec. A tu teraz jeszcze jakaś nienazwana organizacja. Nie wiedział, z kim ma do czynienia. Wiedział jednak, że tego niebawem się dowie. Przynajmniej w części.
Dalsze stawianie się i prowokowanie nie miało sensu. Osiągnął swój cel. Pies nie zostanie tu porzucony na śmierć. Więcej w tym momencie nie mógł mu dać. Towarzysz już nawet przytoczył groźby, choć podane w ładniejszej oprawie. Mortiush zrozumiał. I to był moment, by się poddać ich woli. Jak narazie wypełnili swoją część. teraz przyszła jego kolej. Nie zamierzał stawiać oporu i po prostu pójść z nieznajomym. Kiedy medycy kazali im się wynosić, posłusznie poszedł w stronę drzwi.

-Trzymaj się- powiedział jeszcze do Psa, ściskając mu ręke nim odszedł.

Zanim wyszedł, zatrzymał się jeszcze przy drzwiach i spoglądał przez krótką chwilę jak tamci pracują. Potem wyszedł wraz z nieznajomym z budynku gotów udać się, gdziekolwiek ten go poprowadzi.

-Masz przynajmniej jakieś imię?- zapytał, nie będąc pewnym, jak go traktować.-Ja jestem Mortiush, choć to już pewnie wiesz.

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

9
POST BARDA
Pies oczywiście nie odpowiedział i nie zareagował na niego. Był w tak złym stanie, że dosłownie walczył o życie. Nie mniej to, czy przeżyje, zależało tylko i wyłącznie od chęci życia człowieka. Tamci oczywiście coś przy nim robili, ale i tak wymagał przeniesienia. Przed młynem stał szeroki powóz, przystosowany do transportu rannych. Ponury woźnica siedział na swoim miejscu, czekając zapewne na rozkaz, by gdzieś jechać. To zwiększało szanse przeżycia Psa, o ile nie były one tragicznie wręcz niskie.
- Nazywają mnie Jedynastka. - To oczywiście nie było jego prawdziwe imię, nadane mu przy narodzinach. Ruszył ponownie spacerkiem w kierunku miasta i zastanawiał się nad czymś.
- To twoje prawdziwe imię? - Spytał z ciekawości. Większość, nie...wszyscy, których znał, używali pseudonimów. Może z wyjątkiem paru szych, ale to ich sprawa. Oni mieli pieniądze na odpowiednie zabezpieczenia lub sługi, które będą ich chronić.
- Nie zdradzaj go na prawo i lewo. Istnieją czarnoksiężnicy, zdolni przekląć cię, znając je. Jakbym był jednych z nich, mógłbym teraz zmusić cię magią do absolutnego posłuszeństwa. Mówię ci o tym, bo zapewne takich spotkasz. Imię nadane przy narodzinach jest silnie związane z twoją duszą. - Powiedział mu zdecydowanie za dużo, ale nikt inny by tego mu nie zdradził. Zostałby wrzucony na głęboką wodę i pożarty przy próbie pływania. W Sarad Dun dużo było tych złych.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

10
POST POSTACI
Widok wozu gotowego do transportu był miłym dla oka. Rozwój sytuacji przynajmniej nienajgorzej rokował w kwestii przeżycia Psa. Przez chwilę pomyślał, co będzie dalej, jednak odepchnął te myśli. I tak nie miał teraz na to zbyt wielkiego wpływu. Pozwalał, by niósł go nurt wydarzeń i jedynie czuwał obserwując, by móc na czas się zatrzymać lub zmienić kurs, by nie zniosło go w złą stronę.
Jego towarzysz, Jedynastka... Ciekawa osobistość, wobec której Mort nie wiedział co myśleć. Gdyby nie okoliczności, może nawet określiłby go mianem sympatycznego. Bezpośrednio niczym mu nie uchybił. Groził mu śmiercią, nawet w tej chwili, jednak w tych okolicznościach można by to uznać za zrozumiałe. Wykonywał wszak tylko swoją robotę. W tej groźbie jednak zawarta była też przestroga. Być może nawet cenna. Jeśli na tych ostrzeżeniach opierać wróżbę przyszłości, ta nie zapowiadała się jako nazbyt łatwa.

-Ano prawdziwe.- nie widział sensu kłamać. No, może należało by nieco tylko minąć się z prawdą.-Jednak nie kompletne. Powiesz mi, dokąd się teraz udamy?

[Tereny Podmiejskie] Stary Młyn

11
POST BARDA
Jedynastka wahał się, jakie informacje powinien zdradzić. Nie mogły być one zbyt szczegółowe, a jednocześnie w jakiś sposób należało odpowiedzieć. Po dłuższej chwili milczenia postanowił zagrać nieco ryzykownie, tylko i wyłącznie z tego powodu, że mieli Psa i w każdej chwili mogli się go pozbyć.
- Do domu szlachcica von Retinga. - To jeden z tych bardziej znanych i bogatszych ludzi w Sarah dół. Nie była to co prawda ścisła czołówka, ale też nie była to rodzinka, która można zlekceważywszy. To oznaczało jedno, sytuacja jeszcze bardziej się komplikowała. Jaki będzie tego efekt? Tego oczywiście nikt nie mógł przewidzieć. Polityka zawsze bywała brudna, a kiedy chodziła w przestępczy świat, to było o wiele gorzej. Domysły Mortiush mógł snuć, ale jedno było pewne. Czekały go przygody, które będą wymagać wszystkich jego umiejętności.

>>>
Licznik pechowych ofiar:
8
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”