POST POSTACI
Vera Umberto
Nie oddawała statku za Osmara. Nie oddawała go za nikogo, bo nic jeszcze nie wskazywało na to, że musiała to zrobić. Zekkiel nie był w stanie wyrżnąć wszystkich, którzy będą mu się sprzeciwiać. Nie był aż tak szybki, żeby przeżyć, jeśli rzuci się na niego dziesięć, dwadzieścia osób, prawda? Jej załoga nie zgodziłaby się na służenie pod kimś takim, nawet gdyby zabrakło kapitan i wszystkich oficerów. Ale przynajmniej jej odrzucenie miecza powstrzymało tego człowieka przed traktowaniem krasnoluda jak kolejnej swojej zabaweczki, jak przed chwilą robił z Verą. Patrzyła na niego wściekle, czekając, aż Olena spełni jej nie do końca wypowiedziane polecenie i przyprowadzi Sovrana. Po raz kolejny mroczny był jedynym jej rozwiązaniem, co może nie było idealne, ale wciąż lepsze od tyłka obijanego płazem miecza na oczach wszystkich zgromadzonych.Vera Umberto
Na Sovrana zerknęła tylko raz. Jedno, krótkie spojrzenie, by upewnić się, że tu jest, zanim ponownie wbiła wzrok w Zekkiela. Jej usta rozciągnęły się w nieprzyjemnym uśmiechu, gdy docierały do niej przestraszone komentarze i pytania, pozostawione bez odpowiedzi. Nie wiedziała, czy elf cokolwiek sobie robi z tego, po co został tu przywołany; może dla niego to była codzienność, może tak rozprawiał się z tymi, którzy nie chcieli z nim współpracować, a może wcale nie był zadowolony z tego, że Umberto znów potrzebowała jego wsparcia. W tej chwili jednak nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Przeszło jej tylko przez myśl, że jak jej w tym pomoże, pozwoli mu siedzieć w tej kajucie jeszcze przez tydzień.
- Wyrównałam braki - odpowiedziała Zekkielowi, z niezdrową fascynacją patrząc, jak jego kończyny wyginają się nienaturalnie, najpierw jedna, potem druga. Trzeba było przyznać, było to niemal hipnotyczne. Gdyby sama posiadała zdolności magiczne, nie pogardziłaby właśnie takimi.
A potem silnym kopnięciem posłała kapitana z kolan na ziemię, przy okazji pochylając się i łapiąc wypuszczony przez niego miecz. Nie miała czasu się mu przyjrzeć, ale może będzie stanowił dobrą pamiątkę z północy? Zerknęła przez ramię, szybko szacując układ sił. Nie bała się już odwracać od Zekkiela, nie teraz, gdy Sovran stał na szczycie trapu i mógł w każdej chwili zareagować. Jak widać, tubylcy też za nim nie przepadali, ale czy ktokolwiek się im dziwił? Rabował ich, być może systematycznie, ograbiając z dóbr, bo nie byli w stanie się przed nim obronić. Załoganci Siódmej Siostry niechcący zostaną bohaterami, choć cała ta sytuacja wynikała wyłącznie z braku cierpliwości Very. Gdyby się nie odzywała, siedziała w karczmie i piła swoje piwo, może Zekkiel zabrałby skrzynie i odpłynął?
- Słyszeliście swojego nowego kapitana - rzuciła do swoich ludzi. - Zabić ich.
Ignorując chaos, jaki zapewne rozpętał się po tym słowach, sama odwróciła się z powrotem do Siwowłosego i bez ostrzeżenia kopnęła go jeszcze raz, prosto w tę jego uprzednio uśmiechniętą gębę. Nie taki skłonny do śmieszków teraz, co? Mogłaby go po prostu zabić, przebić tym mieczem i pomóc reszcie w walce, ale Zekkiel upokorzył ją, potraktował jak słabą dziewkę, którą być może przy nim bez Sovrana była. Rozwścieczył ją za bardzo, wypełniając nienawiścią tak wielką, że jego szybka śmierć byłaby teraz dla niej wybitnie rozczarowująca.
- I kto się teraz wyleguje, kurwiu siwy? - oparła czubek miecza o jego brodę, tak samo, jak on przedtem opierał go o podbródek Osmara.