Archipelag Łez

31
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie oddawała statku za Osmara. Nie oddawała go za nikogo, bo nic jeszcze nie wskazywało na to, że musiała to zrobić. Zekkiel nie był w stanie wyrżnąć wszystkich, którzy będą mu się sprzeciwiać. Nie był aż tak szybki, żeby przeżyć, jeśli rzuci się na niego dziesięć, dwadzieścia osób, prawda? Jej załoga nie zgodziłaby się na służenie pod kimś takim, nawet gdyby zabrakło kapitan i wszystkich oficerów. Ale przynajmniej jej odrzucenie miecza powstrzymało tego człowieka przed traktowaniem krasnoluda jak kolejnej swojej zabaweczki, jak przed chwilą robił z Verą. Patrzyła na niego wściekle, czekając, aż Olena spełni jej nie do końca wypowiedziane polecenie i przyprowadzi Sovrana. Po raz kolejny mroczny był jedynym jej rozwiązaniem, co może nie było idealne, ale wciąż lepsze od tyłka obijanego płazem miecza na oczach wszystkich zgromadzonych.
Na Sovrana zerknęła tylko raz. Jedno, krótkie spojrzenie, by upewnić się, że tu jest, zanim ponownie wbiła wzrok w Zekkiela. Jej usta rozciągnęły się w nieprzyjemnym uśmiechu, gdy docierały do niej przestraszone komentarze i pytania, pozostawione bez odpowiedzi. Nie wiedziała, czy elf cokolwiek sobie robi z tego, po co został tu przywołany; może dla niego to była codzienność, może tak rozprawiał się z tymi, którzy nie chcieli z nim współpracować, a może wcale nie był zadowolony z tego, że Umberto znów potrzebowała jego wsparcia. W tej chwili jednak nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Przeszło jej tylko przez myśl, że jak jej w tym pomoże, pozwoli mu siedzieć w tej kajucie jeszcze przez tydzień.
- Wyrównałam braki - odpowiedziała Zekkielowi, z niezdrową fascynacją patrząc, jak jego kończyny wyginają się nienaturalnie, najpierw jedna, potem druga. Trzeba było przyznać, było to niemal hipnotyczne. Gdyby sama posiadała zdolności magiczne, nie pogardziłaby właśnie takimi.
A potem silnym kopnięciem posłała kapitana z kolan na ziemię, przy okazji pochylając się i łapiąc wypuszczony przez niego miecz. Nie miała czasu się mu przyjrzeć, ale może będzie stanowił dobrą pamiątkę z północy? Zerknęła przez ramię, szybko szacując układ sił. Nie bała się już odwracać od Zekkiela, nie teraz, gdy Sovran stał na szczycie trapu i mógł w każdej chwili zareagować. Jak widać, tubylcy też za nim nie przepadali, ale czy ktokolwiek się im dziwił? Rabował ich, być może systematycznie, ograbiając z dóbr, bo nie byli w stanie się przed nim obronić. Załoganci Siódmej Siostry niechcący zostaną bohaterami, choć cała ta sytuacja wynikała wyłącznie z braku cierpliwości Very. Gdyby się nie odzywała, siedziała w karczmie i piła swoje piwo, może Zekkiel zabrałby skrzynie i odpłynął?
- Słyszeliście swojego nowego kapitana - rzuciła do swoich ludzi. - Zabić ich.
Ignorując chaos, jaki zapewne rozpętał się po tym słowach, sama odwróciła się z powrotem do Siwowłosego i bez ostrzeżenia kopnęła go jeszcze raz, prosto w tę jego uprzednio uśmiechniętą gębę. Nie taki skłonny do śmieszków teraz, co? Mogłaby go po prostu zabić, przebić tym mieczem i pomóc reszcie w walce, ale Zekkiel upokorzył ją, potraktował jak słabą dziewkę, którą być może przy nim bez Sovrana była. Rozwścieczył ją za bardzo, wypełniając nienawiścią tak wielką, że jego szybka śmierć byłaby teraz dla niej wybitnie rozczarowująca.
- I kto się teraz wyleguje, kurwiu siwy? - oparła czubek miecza o jego brodę, tak samo, jak on przedtem opierał go o podbródek Osmara.
Obrazek

Archipelag Łez

32
POST BARDA


Przewaga Sovrana, który mógł krzywdzić na odległość, była przytłaczająca w zetknięciu z każdym, kto walczył mieczem. Elf wydawał się łamać kończyny z łatwością, która mogła dowodzić, że miał w tym niemale doświadczenie. Ale czy warto było zastanawiać się, na kim ćwiczył swoje techniki? Corin trzymał się u boku Sovrana, chroniąc go przed jeszcze nienadchodzącym zagrożeniem. Mag był zasobem, z którego nie powinni łatwo rezygnować mimo jego dość nieprzyjemnej powierzchowności i niewiadomego pochodzenia. Niełatwo było ocenić jego prawdziwe emocje wobec tego, co działo się przed jego oczami. Może cieszył się, że mógł znowu rozprostować kości i przeczyścić kanały magicznej energii? A może wolałby zostać w kajucie i zajmować się tym, czym zajmował się dotychczas, bez problematycznej kapitan na głowie i krzywdzących komentarzy, które padały z ust każdego, kto go widział? Cokolwiek by to nie było, elf stał dzielnie w cieniu Corina, stanowiąc enigmatyczne dziwo na brzegu Archipelagu Łez.

- Dziwko! - Zekkiel pluł jadem. Sovran nie łamał jego kończyn, a jedynie powykręcał je nienaturalnie. To jednak wystarczyło, by go obezwładnić. - To nazywasz pojedynkiem!? Zwoływanie całej załogi przeciw mnie?! Nie mogłem spodziewać się honoru po kobiecie - Wypluł ostatnie słowo jak najgorszą obelgę. Dzięki temu przez szereg nie wyszła tylko Pogad i Marda, ale też Yala, a nawet Gerda i Olena. Wszystkie z dziewcząt miały w rękach broń. Irina koczowała na dziobie Siostry, skąd miała lepsze pole manewru z łukiem.

Miecz Zekkiela był ciężki, zbyt ciężki, by Vera czuła się z nim swobodnie. Z pewnością mógł opaść na przeciwnika z mocą, która kruszyła czaszki. Zekkiel padł na ziemię, posłany tam kopniakiem Very.

- Zabić ich!! - Warczał Zekkiel. Zawtórował mu Corin.

Przelew krwi był nieunikniony. Ludzie Zekkiela ruszyli do przodu dość niemrawo, a zatrzymali się całkowicie, gdy pierwszy z nich, mężczyzna w czapce, z którym dyskutował Osmar, padł przebity strzałą Iriny. Jedna po drugiej, bronie upadały na ziemię, a ręce wznosiły się ku górze. Załoga Zekkiela poddała się bez walki widząc przewagę połączonych sił wyspiarzy i Siostry.

- Dość! - Zekkiel spuścił z tonu. Z jego nosa lała się jucha, gdy kolejny kopniak Very zderzył się z jego nosem. Miecz kazał mu patrzeć na Verę. - Wygraliście. Okaż łaskę i pozwól nam odejść.
Obrazek

Archipelag Łez

33
POST POSTACI
Vera Umberto
- Jakiej całej? Nie wiem o czym mówisz. Stoję przed tobą tylko ja - odpowiedziała na zarzuty, z ustami wciąż rozciągniętymi w uśmiechu, choć zarówno trafiony pośladek, jak i duma wciąż ją piekły.
Miecz był za ciężki, by miała nad nim pełną kontrolę, ale nie potrzebowała nim teraz wymachiwać, tylko w razie czego wepchnąć go mężczyźnie w gardło. I gdy tak stała nad Zekkielem, któremu powykręcane kończyny uniemożliwiały poruszanie się, z powrotem czuła znajomą satysfakcję... prawie tak silną, jakiej potrzebowała do szczęścia. Prawie. Do osiągnięcia stanu absolutnego zadowolenia musiała zobaczyć, jak gaśnie świadomość w tych spoglądających na nią z nienawiścią oczach. A może po tym wszystkim, co przeżyła w Svolvar, potrzebowała kogoś zwyczajnie zabić, żeby wreszcie uszło z niej nabudowane napięcie? Nie wszystkie emocje, jakie wtedy czuła, należały przecież do demona. Siwowłosy był dobrym kandydatem na ofiarę. Wkurwił ją wystarczająco mocno.
Walka między załogami okazała się krótsza i mniej krwawa, niż Umberto się spodziewała. Ludzie Zekkiela szybko się poddali, widząc, że przeciwnicy mają ogromną przewagę liczebną. Trochę szkoda. Wszystkim przydałoby się wyzwanie nieco większe, niż statki kupieckie poddające się napastnikom w mgnieniu oka. Tymczasem okazywało się, że ci tutaj, bez swojego prędkiego kapitana, wcale od tych kupców nie byli lepsi. A on? Pozbawiony swoich nadnaturalnych umiejętności rozczarowująco skory był do skomlenia o życie.
- Chcesz łaski? - spytała, przekrzywiając lekko głowę i czubkiem miecza podnosząc jego zakrwawioną brodę do góry. - Nie masz pojęcia, kogo o nią prosisz. Nie masz pojęcia, kogo zwyzywałeś od dziwek. Ale mam dla ciebie propozycję.
Cofnęła się i opuściła ostrze, opierając się na mieczu tuż przed nim. Upokorzył ją, a Vera Umberto nie miała w zwyczaju przechodzić nad takimi działaniami do porządku dziennego. Zamierzała odwdzięczyć mu się pięknym za nadobne.
- Stawaj na czterech i wystawiaj dupę - zaproponowała. - Dostaniesz płazem dwa razy i będziemy kwita. Wtedy zastanowię się, co zrobić z tobą i z twoją fantastyczną załogą.
Obrazek

Archipelag Łez

34
POST BARDA


Wystraszone spojrzenie Zekkiela, wciąż zerkającego na Verę z poziomu desek pomostu, było jak balsam na zranioną dumę. Niestety, nie pomagało na pieczenie pośladków. Z tym musiał poradzić sobie czas.

- Ty suko! - Syczał kapitan, nie potrafiąc w pełni uznać swojej porażki. Nie mógł wiedzieć, jak krwiożercze myśli kręcą się po głowie Very. Nikt go nie uprzedził, że ta dumna, silna kobietka to bestia w ludzkiej skórze, która za nic miała życie tych, którzy przeciwstawiali się jej lub jej przyjaciołom.

Piraci i mieszczanie obserwowali, co działo się pomiędzy nimi. Pojedynek wydawał się zakończony.

- Skróć skurwysyna o głowę i spierdalajmy stąd. - Zaproponował uczynnie Osmar. - Wkurwił mnie, chuj. - Dodał nieco ciszej. Upokorzył również samego krasnoluda, a ten wydawał się niepocieszony faktem, że nie może nic zrobić, by pokazać swoją wyższość. Wszystko pozostawało w rękach Very.

- Ja mam propozycję. Idź i udław-

Verze nie było dane dowiedzieć się, czego życzył jej Zakkiel, bo jego wypowiedź przerwał krzyk, gdy kolejna z jego kończyn, tym razem lewa ręka, wygięła się na poziomie przedramienia. Pękła kość z mrożącym krew w żyłach trzaskiem.

- Sovran. - Corin głośno upomniał elfa, jak nieposłuszne dziecko, które zrobiło coś niepotrzebnie. - Kapitan sama sobie radzi.

Sovran wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego, na jego twarzy czaił się psotny uśmiech. Inaczej było z Zekkielem. Nie wydawał się chętny do wypinania pośladków, ale zebrał w ustach krew zmieszaną ze śliną i splunął na Verę.
Obrazek

Archipelag Łez

35
POST POSTACI
Vera Umberto
Zekkiel wkurwił nie tylko Osmara. Choć stojąc przed tym człowiekiem, Vera na pierwszy rzut oka wydawała się spokojna, za jej lodowatym spojrzeniem krył się wulkan furii, obudzony dwoma wyjątkowo niehonorowymi ciosami, jakie otrzymała. Właściwie nie tyle dwoma, co już pierwszym. Jej ludzie znali ją już wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nawet nie rozważa okazania Siwowłosemu łaski. Nie wiedział tego tylko on sam i jego załoga. I może Sovran.
Zerknęła znów na niego, gdy ten złamał Zekkielowi rękę. Było w tym coś przerażającego, zarówno w tej magii, jak i w psotnym uśmieszku elfa, ale akurat w tej chwili w Vera zupełnie tego nie dostrzegała. Podzielała satysfakcję maga, a urwane w połowie zdanie, przechodzące w krzyk bólu, budziło w niej wyłącznie zadowolenie. Co nie znaczyło, że Corin nie miał racji. Teraz już nie potrzebowała dodatkowej pomocy.
- Dobry wybór. Z wypiętą dupą też bym cię zabiła - syknęła i podniosła miecz.
Był ciężki, ale nie na tyle, żeby nie była w stanie zadać jednego, skutecznego ciosu. Czubek ostrza wyrysował linię w brudnym, zdeptanym śniegu na pomoście, zanim Umberto poderwała broń do góry i cięła z rozmachem, idąc za sugestią Osmara i celując prosto w szyję przeciwnika. Nie było to trudne zadanie, gdy był on praktycznie unieruchomiony, a jego śmierć nie była skutkiem udanej walki i pokazu jej niewątpliwych umiejętności. Vera nie była też na tyle silna, by jednym uderzeniem całkowicie oddzielić mu tę szpakowatą głowę od reszty ciała. Mimo to, gdy potem, pomagając sobie nogą, z brzydkim mlaśnięciem wyciągnęła miecz z jego martwego już ciała, czuła się lepiej. Dużo, dużo lepiej.
- Nie taki szybki teraz, co, kapitanie? - spytała, powstrzymując się przed splunięciem na zwłoki. Wystarczająco wiele już zrobiła.
Odrzuciła duży miecz i wróciła po swój własny, by podnieść go i przypiąć sobie do biodra. Uniosła wzrok na załogę Zekkiela i przesunęła oceniającym spojrzeniem po ich twarzach. Byli przestraszeni? Zszokowani? Dobrze. Powinni być. Nawet jeśli nie bali się jej, tylko mrocznego maga. Obecnie nieszczególnie ją to obchodziło.
- Według popieprzonych reguł Zekkiela, to ja teraz jestem waszą kapitan - odezwała się głośno. - Więc mam dla was rozkaz. Wypierdalać.
Machnęła niedbale dłonią, jakby przepędzała muchę. Jeśli nie zamierzali jej posłuchać, zawsze mogli zginąć, tak, jak było to zamierzone na samym początku. Jeśli chcieli, mogli zabrać sobie ciało Zekkiela - nie mogła odmawiać mu godnego pochówku, choć najchętniej zepchnęłaby go z pomostu i zostawiła przybrzeżnym rybom na pożarcie.
Obrazek

Archipelag Łez

36
POST BARDA


Zekkiel mógł nie wiedzieć, że Vera nie była pierwszą lepszą dziewką z mieczem. To, że stała na czele galeona, mogło dać mu do myślenia, ale... Cóż, nie dało. Do końca wydawał się gardzić nią tak, jak to tylko możliwe, gdy pluł w jej stronę śliną zmieszaną z krwią. Choć był pokonany i prosił o litość, w swoich własnych oczach nie był przegranym. Nie ugiął się do końca, choć uległ sile wspieranej przez załogę Very. Tego samego zabrakło że strony jego ludzi, którzy patrzyli, jak ich przywódca kona pod swoim własnym mieczem.

Ciężar ostrza pozwolił, by broń zatoczyła koło i głęboko zanurzyła się w ciele Zekkiela. Kapitan w ostatniej chwili chciał uchylić się przed ciosem, lecz nie zdołał go uniknąć. Krawędź ostrza uderzyła tuż pod jego uchem, za wysoko, by przeciąć szyję, dość, by zabić niemal od razu. Jucha trysnęła z rozerwanej aorty w nierównych falach, zalewając brudny pomost. Ciało upadło zwinięte, bezwładne.

Twarze załogi Zekkiela były ciemne. Żaden nie wychodzi przed szereg, choć głównie przez Irinę, która dalej koczowała na dziobie, jak i przez Sovrana. Po skończonym pojedynku zebrali ciała kapitana i bosmana, po czym zapakowali się na swoją łajbę, gotowi odpłynąć.

- Odpłyńcie stąd. - Zażądał przywódca wioski, podchodząc do Very. Starał się być twady, ale na jego twarzy malował się strach jak na poszarzałym płótnie. - I nigdy nie wracajcie.

- Hola hola, a nasze dobra? - Podpowiedział Osmar, towarzysząc Verze. Wskazał na paczki i beczki, które były przygotowane dla Zekkiela.

- Zabierzcie je!

Corin nie towarzyszył Verze. Nachylał się do ciemnego, spiczastego uszka Sovrana i coś tłumaczył mu coś, co najwyraźniej tyczyło się zakończonego pojedynku. Elf miał zmarszczone brwi.
Obrazek

Archipelag Łez

37
POST POSTACI
Vera Umberto
Zekkiel sam się o to prosił, od samego początku - odkąd jeszcze Vera żegnała się z życiem w murach pałacu Svolvar, a on straszył tutejszych statkiem, na którym wyjątkowo jej nie było. A potem przypłynął i wciąż rościł sobie prawa do Siostry, choć chyba nie istniał okręt, z którym mógłby mieć mniej wspólnego. Może gdyby Umberto była kimś innym, gdyby miała w sobie więcej empatii, szkoda by jej było załogi, dla której Zekkiel musiał być bohaterem, dla niektórych pewnie też przyjacielem; może nie skazywałaby go na śmierć tak lekko, bez chwili wahania. Ale nie była nikim innym. Była Verą Umberto, która podobnych upokorzeń nie znosiła najlepiej. Dobrze jednak zdawała sobie sprawę, że gdyby nie Sovran, to nie skończyłaby zbyt dobrze - być może tak samo, jak teraz Siwowłosy, a może jeszcze gorzej, jako jakaś jego nałożnica, czy coś równie uwłaczającego. Choć możliwe, że nie byłby taki chętny, gdy zobaczyłby jej brzydkie, przeorane bliznami ciało.
Zarządca. Zapomniała o jego istnieniu, tak samo jak zapomniała w ogóle, gdzie się znajdowali. Słysząc jego słowa, bardziej dla niej przypominające błagalną prośbę, niż żądanie, wykrzywiła usta w pogardliwym uśmiechu. Nie spodziewała się wdzięczności - nie po to zresztą doprowadziła do tego wszystkiego, tutejsi nie mogliby jej być bardziej obojętni - ale teraz, gdy drugi statek zbierał się już do odpłynięcia z martwym Zekkielem na pokładzie, liczyła przynajmniej na krótkie podziękowanie.
- Nie to, żeby na tej wyspie było cokolwiek wartego odwiedzenia ponownie - mruknęła, z żalem tylko wspominając piwo, które w te kilkanaście minut, jakie było im dane spędzić w karczmie, zdążyło jej posmakować. Przynajmniej Osmar upomniał się o ładunek, który przeznaczony był dla Siwowłosego, a teraz ewidentnie należał się im. Skinęła głową do swoich ludzi, żeby zabrali skrzynie do ładowni, planując później przejść się i sprawdzić, co takiego wywieźli z Szarugi.
Nie oglądając się za siebie, ani na zarządcę, ani na plamy krwi na pomoście, weszła po trapie na pokład. Zmierzyła uważnym spojrzeniem Sovrana i Corina, zirytowana nagle zmarszczonymi brwiami elfa. Co mu się teraz nie podobało? Za szybko zabiła? Chciał sobie jeszcze złamać kość, czy dwie?
- Normalnie nie potrzebuję asysty - poinformowała go, bo mimo, że wszystko dla niej skończyło się względnie dobrze, to wołanie mrocznego na pomoc było trochę poniżej jej godności. Ale tylko trochę. Sovran nie wiedział, jak radzi sobie z mieczem, nie widział jej w walce, więc zaraz dojdzie do jakichś absurdalnych wniosków, że co chwilę trzeba ją było ratować. Najpierw od demonów, teraz od wrogich kapitanów... co z niej był za dowódca?
- ...Ale dzięki - dodała po chwili cicho, zanim wyminęła ich obu i ruszyła po schodkach na mostek. Tam poczekała, aż na pokład zostaną wniesione ostatnie skrzynie, a potem kazała podnieść kotwicę. Zmywali się stąd. I tak nie byli i nie będą tu mile widziani.
Obrazek

Archipelag Łez

38
POST BARDA
Zekkiel, jak i jego martwy towarzysz, zostali zabrani przez załogę na statek, zostawiając na śniegu ciemny ślad krwi na ścieżce, którą ciągnęli trupy. Nie czekali na kolejne ponaglenia. Odbili od przystani, wkrótce wyciągnęli wiosła i zaczęli oddalać się z prędkością, jakiej Siostra nigdy nie rozwinęłaby na tak krótkiej odległości. Uciekali, choć niemal pewnym było, że jeszcze wrócą, pod nowym przywódcą, z nowymi pomysłami na rozbój.

Archipelag Łez nie był tak przyjemny, jak Svolvar. Vera widziała niskie domki, ciemne nabrzeże, szare twarze ludzi i wiedziała, że nie ma po co tu wracać, choćby Corin prosił. Na Herbii było wiele ciekawszych do odwiedzenia miejsc, a jeszcze więcej bardziej przyjaznych dla przyjezdnych.

Zarządca nie miał więcej do powiedzenia, ale postanowił zostać w porcie do czasu, aż Siostra rozwinie żagle i zniknie z jego życia. Bosman został przy ładunku, by poinstruować piratów, którzy mieli zataszczyć łup na pokład. Vera nie brała udziału w tej pracy, mogła więc spokojnie wejść z powrotem na tak dobrze znane deski Siostry, pod pasiaste żagle.

- ...od pokory. Znasz to słowo, prawda? Nie..? - Vera wyłapywała słowa Corina, który, jak się okazało, tłumaczył Sovranowi zawiłości mowy wspólnej. Zawsze był dobry czas na naukę. - To oznacza uniżenie, czasem ośmieszenie, uległość? Stąd upokorzenie.

- Kamtarlik? - Dopytywał Sovran, mrużąc ślepia i marszcząc brwi w zamyśleniu nad problemem.

- Sam jesteś kamatarlik. - Yett westchnął, zmęczony.

Obaj mężczyźni musieli przerwać swoją konwersację, gdy odezwała się kapitan. Dwie pary oczu skierowały się ku Verze, a Sovranowe czoło wygładziło się i nawet się uśmiechnął, choć tylko tak lekko, błogo, jak wcześniej. Dołeczki w policzkach nijak nie pasowały do zadowolenia z łamania kości.

- Nie szkodzi. - Elf odpowiedział jej niezbyt poprawnie, ale szczerze. Na domiar złego, lekko opuścił wzrok, a następnie skłonił głowę, w ten sposób oddając jej szacunek.

Marynarze nie potrzebowali wiele czasu, by wnieść na pokład pakunki. Okazało się, że było w nich więcej dóbr Północy - jedzenie, futra, wyroby z kości, ale też jakaś część topornie wykonanych, ale zdecydowanie drogocennych ozdóbek. Sama waga złota, z którego były wykonane, opłaciła im podróż na Archipelag Łez.

- To gdzie teraz, Vero? - Dopytał Corin. - Nie sądzę, żebyśmy chcieli zbaczać z trasy chociaż jeszcze raz. Mamy dość zapasów, żeby dopłynąć co najmniej do Ujścia. Swoją drogą... chciałem cię o coś spytać. - Szare oczy oficera skierowały się ku niknącemu między skałami statkowi Zekkiela. - Czemu nie zabrałaś mu tego, co dawało mu taką szybkość?

- Artefakt. - Zgodził się mroczny.
Obrazek

Archipelag Łez

39
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera zaczęła powoli dochodzić do siebie. Schodziła z niej adrenalina, początkowo zastępowana przez dość obce jej uczucie wstydu, a potem obojętność. To wszystko było nieistotne. Zekkiel, jego załoga, jego statek, wszystko zostawało na północy, podczas gdy oni wracali do domu. Przeszło jej tylko przez myśl, że gdyby świadkiem tego był Mikk z Karlgardu, za kolejną szantę na jej temat musiałaby go własnoręcznie zabić. Już teraz zdawała sobie sprawę z tego, że jej załoga będzie śmiać się z tego jeszcze przez długi czas, gdy tylko kapitan nie będzie ich słyszeć; to było naturalne, nie była głupia, wiedziała, jak to działa, nie mogła im tego ani zabronić, ani ich przed tym powstrzymać. Dobrze przynajmniej, że Zekkiel zdechł.
Zeszła do ładowni, by posprawdzać zawartość skrzyń. Okazała się ona satysfakcjonująca, nawet bardzo, a to było kolejną rzeczą, która zadziałała pozytywnie na jej nastrój. Spędziła chwilę, grzebiąc sobie w biżuterii i wynajdując niezbyt misternie wykonaną, ale za to ładnie błyszczącą bransoletę. Mogła być z założenia męska, ale jej będzie pasowała na ramię, gdy wrócą na południe i nie będzie musiała owijać się w pięć warstw ubrań.
- Nie zbaczamy już nigdzie. Płyniemy do domu - odpowiedziała później Corinowi, podążając wzrokiem za jego spojrzeniem, w stronę horyzontu, gdzie stateczek Zekkiela znikał im już z oczu. Ruszyła w stronę masztu, gotowa zarządzić rozwijanie żagli i sama też w tym pomóc; na północy był to jeden z niewielu sposobów, w jaki mogła się rozgrzać. - Może popłynęlibyśmy wreszcie na Archipelag? Tam to wszystko, co przywieziemy stąd, będzie warte dużo więcej. Skoro dopłyniemy do Ujścia, dopłyniemy też do Portu Erola. Pozbędziemy się ładunku i stamtąd dopiero na Harlen. Może kupię te pieprzone krowy dla Silasa. Bydła jeszcze, kurwa, nie przewoziliśmy.
Uniosła wyczekująco brwi, a pytanie, które padło chwilę później, sprawiło, że znieruchomiała.
- ...Co? - wydusiła z siebie w końcu. - Artefakt? On miał...
Potrząsnęła głową i uniosła wzrok na skały. Wrogiego statku nie było już widać. Cały spokój, błogość związana z planowanym powrotem do domu, przeszły jej, jakby nigdy ich nie było.
- To nie mogliście mi tego, kurwa, wcześniej powiedzieć?! Gdybym wiedziała... chcę ten artefakt! Myślałam, że on... Skąd miałam wiedzieć?! Ja pierdolę, teraz już ich nie dogonimy!
Uniosła przed siebie ręce w geście, jakby chciała kogoś udusić, choć nie była pewna, któremu z nich należało się to bardziej. Warknęła wściekle i odwróciła się od nich, szybkim krokiem podchodząc do relingu i wychylając się przez niego, choć cokolwiek teraz robiła, nic nie miało cofnąć czasu i naprawić tego błędu. Zaklęła ponownie. Jakiekolwiek zadowolenie dobrym zakończeniem konfrontacji minęło bezpowrotnie.
- Jebać. I tak jestem szybsza od was wszystkich - odepchnęła się od barierki i rzuciła bezużytecznemu Yettowi wściekłe spojrzenie. Jakoś fakt, że poszedł po Sovrana jeszcze zanim ona na to wpadła, więc wcale taki bezużyteczny nie był, nie przyszedł jej do głowy. - Od ciebie na pewno. Kurwa, artefakt. Stoją jak widły w gnoju i się patrzą, zamiast się odezwać. Wiecie, że się nie znam na tych wszystkich pierdolonych magicznych błyskotkach, myślałam, że to jakieś jego zdolności. Że jest, nie wiem, magiem, jak Sovran. Ugh! Wypływamy, kurwa! - zarządziła.
Złapała za linę i zaczęła ją wściekle odwiązywać. Taka okazja, zmarnowana!
Obrazek

Archipelag Łez

40
POST BARDA
Corin i Sovran wymienili spojrzenia i w jednym momencie wzruszyli ramionami.

- Wyglądałaś na tak pewną siebie, że nie śmiałem się wtrącać. - Powiedział oficer, a Sovran pokiwał głową na znak, że zgadza się w całej rozciągłości. Głupi i głupszy, z troski o własną skórę zataili całkiem przydatną ifnormację. - Odpuść, nie potrzebujesz magicznych sztuczek, żeby być silną kobietą. - Dodał Corin, by udobruchać ukochaną. - Masz rację, jesteś najszybsza z nas i bez tego. A niech się biją o ten artefakt.

Sprawy Północy miały pozostać właśnie tam: na północy. Żadne z nich nie potrzebowało artefaktów z krainy lodu, za to każdemu przydałoby się więcej słońca. Załoganci z radością przyjęli wieść o powrocie na Południe, tym razem niezmąconym żadnym postojem w zapomnianych przez bogów krainach. Rozwinięto żagle, naciągnięto liny i Siostra popłynęła na Południe, do domu!

-> na Siódmą Siostrę
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ziemie niczyje”