Dzikie tereny

76
POST BARDA
Rozpalenie ognia nie było proste i zajęło znacznie więcej czasu, niż by pewnie było jej to w smak, ale na wilgoć powietrza oraz przesiąknięte nią materiały nie dało radę wiele poradzić. Gdy już za to ogień, przez dłuższą chwilę wciąż nieśmiało, ale dostatecznie żywo rozjaśnił przestrzeń dookoła jej skromnego schronienia, mogła rzeczywiście lepiej przyjrzeć się wszystkiemu, co z taką wytrwałością wlekła za sobą aż tutaj.
W przeciwieństwie do pierwszych pięciu ostrzy, którym jeszcze w krasnoludzkich ruinach miała okazję dobrze się przyjrzeć, większość nabytków z wieży nie była nawet w połowie tak dobrze zachowana. Co bynajmniej nie znaczyło, że nie nadawała się dłużej do użytku. Trzy kolejne miecze o szerokich ostrzach, przerwany kiścień oraz morgensztern, były wyszczerbione tu i ówdzie, aczkolwiek żadna z prezentujących się przed jej oczami broni nie nosiła na sobie choćby śladu rdzy, czy oczekiwanej ilości przebarwień. Oznaczało to tyle, że stop, z jakiego zostały wykonane, choć możliwy do naruszenia w walce, nie należał do łatwego do zgryzienia. Przetopienie było wciąż możliwe i z całą pewnością warte przemyślenia. Wyjątek wciąż stanowił oczywiście dwuręczny topór. Wyróżniały go nie tylko runy, ale przede wszystkim ciemny, niemal czarny kolor ostrza, które w dotyku było zimne, niczym tafla lodu. Prezentował się pięknie i groźnie zarazem, lecz aby sprawnie nim operować, potrzeba było z całą pewnością sporo siły. Brosza z kolei wykonana została tak, jak i hełmy z brązu. Oczyszczona z ciemnej warstwy kurzu, okazała się być w kształcie nieźle wykonanego łba niedźwiedzia z rozwartą paszczą oraz wsadzonym w miejsce oka drobnym, krystalicznym, czerwonym kamieniem. Być nadawałaby się do sprzedania podróżnym handlarzom z większych miast, a może rzeczywiście jeszcze lepiej, jeśli by ją dla siebie zachować? Ot choćby na pamiątkę po tej całej, jakże cudacznej w pełnych punktach wyprawie? Nikt by jej raczej za to nie zganiał. Tak czy inaczej, wśród jej zbiorów nie znajdowało się tak naprawdę nic, co warto byłoby za sobą pozostawiać. Może i dźwiganie tego wszystkiego wymagało od niej sporo wysiłku, ale patrząc na mnogość oraz stan swoich łupów, Thusnel po raz pierwszy poczuła, że jej próba ma szansę zakończyć się pomyślnie.
Pozytywnie nastrojona nomadka niemal nie poczuła nowego przypływu chłodu, gdy od strony gór nadszedł kolejny, chłodny powiew wiatru. Coś innego zdołało natomiast przykuć jej uwagę. Był to zapach dymu.
Pora była już stosunkowo późna i pewnie nie byłoby zbyt roztropnie oddalać się od miejsca, w którym spędzić miała noc, co nie znaczyło, że świadomość przebywających gdzieś w pobliżu ludzi lub też innych człekokształtnych nie kazało dla pewności spać lekko, najlepiej z jednym okiem otwartym.
Foighidneach

Dzikie tereny

77
POST POSTACI
Thusnel
Thusnel w toku wędrówki powinna się już była przyzwyczaić, że rozpalanie ognia przychodziło w takich warunkach z trudnością. Ba. Bywała już wcześniej na polowaniach i wiedziała o tym doskonale, ale mimo to uważała to za prawdziwy chichot losu, że osoba nazywana przez szamana Córą Ognia miała taki problem z jego roznieceniem. Czasami chciała po prostu pstryknąć palcami i skrzesać z nich iskry. Niestety tak to nie działało. Mimo to, nauczona licznymi doświadczeniami i wyprawami odrobina wilgoci czy wiatru jej nie powstrzymały i wkrótce, choć niepewnie, płomień zaczął nabierać siły i mogła dokładać do niego gałązek i czekać aż się nieco ogrzeje, a w międzyczasie przeglądając dokładniej swoje łupy.
Osiem mieczy, z czego większość była w świetnej kondycji, a choć kilka było wyszczerbionych, to można było je ponownie spróbować naostrzyć - co prawda podejrzewała, że zająć to mogło sporo pracy, ale nawet teraz była to broń lepsza niż większość tego co wojownicy w wiosce posiadali. To samo miało się z kiścieniem czy morgenszternem, co prawda naprawa mogła być nieco trudniejsza, to wciąż była to dobra broń. Doczepić do przerwanego kiścienia kawałek sznura czy kilka ścięgien i będzie można go ponownie zamocować do rękojeści lub przymocować go do jakiejś pałki by stworzyć obuch. Morgensztern? To wciąż kawał dużego metalu, którym jak się uderzy to nie będzie to przyjemne. Hełmy znajdą jakiegoś użytkownika, podobnie jak tarcza z której korzystała w kopalni. Chętnie sama by ją zachowała, była duża, wytrzymała i świetnie ją chroniła, ale była też niezwykle ciężka i ją mocno spowalniała. Znała jednak przynajmniej jedną osobę, która by mogła zrobić z niej dobry użytek. Pięknie wykonaną broszę chwilowo zdecydowała się schować. Może ją sobie zostawi i będzie nosić na jakieś specjalne okazje, w dziczy jednak będzie nieprzydatna i jeszcze zgubi.
Na koniec do inspekcji został topór. TOPÓR! To była dopiero prawdziwa broń i dzieło krasnoludzkiego rzemiosła, które powodowało w Thusnel prawdziwą zazdrość. Nie mogąc się powstrzymać wstała i wykonała nim kilka ataków, skoków i uników, symulując walkę i starając się sprawdzić jak oręż leżał w jej dłoniach. Co prawda nie planowała go zatrzymać dla siebie, zresztą był to oręż wojenny niźli wykorzystywany przy codziennych pracach czy chodzenia na polowanie, to jednak było w nim coś co przyciągało... W każdym razie inspekcja została chwilowo zakończona i mogła pomału zbierać się do odpoczynku, gdy poczuła napływający w jej stronę dym z zupełnie innego ogniska niż jej.

Uratai zmarszczyła czoło i nos, zastanawiając się i niby próbując wywęszyć co lub kto znajdował się w okolicy i zastanawiając się nad podjęciem decyzji co powinna zrobić. Obóz już rozbiła, ogień rozpaliła. Opuszczać to miejsce dlatego, że poczuła dym z innego miejsca nie było roztropne, ale też zostanie w miejscu również. Podobnie jak i próba sprawdzenia i zostanie na miejscu. Żadna decyzja nie była dobra... Kto to mógł być? Inni Uratai? Może krasnoludy? Nie wiedziała co byłoby lepsze lub gorsze. Wojowniczka westchnęła. Wyglądało na to, że sen przyjdzie jej tego dnia późno... Zdacydowała się ona najpierw spróbować zabezpieczyć swoje łupy ukrywając je przed ciekawskim wzrokiem, gdyby ktoś zdecydował się zakraść tu nocą. Opcje były dwie - albo zamaskować je jako jedną z zasp lub spróbować ukryć gdzieś na drzewie. Uznała, że prościej będzie zrobić to pierwsze: rozpoczęła kopanie w śniegu by nieco zakopać łupy pod białym puchem i zdobyć materiał na jego przykrycie, a także ścięła kilka dodatkowych gałęzi. Konstrukcja była prosta - niewielkie wgłębienie, raczej dłuższe niż głębokie by mogła tam wcisnąć miecze, przykryć je tarczą i gałęziami, a następnie przypruszyć śniegiem.
Następnie sprawdziła stan lin i długich ścięgien zwierzęcych - w planie miała rozstawić kilka prostych pułapek, nic specjalnego naprawdę, po prostu rozwiesić je między drzewami na wysokości nieco powyżej kostek tak, że gdyby ktoś nocą próbował się do niej podkraść się o nie potknął i wybudził ją ze snu... Gdy to było gotowe mogła wreszcie, z pewnością wyczerpana, udać się na spoczynek. Swój miecz i nóż położyła pod ręką, by mogła w razie czego szybko go dobyć, podobnie jak i łuk czy strzały. Miała nadzieję, że nikt nie będzie nocą próbował ją zaskoczyć, ale jeśli tak by się stało, to była gotowa do natychmiastowej walki.

Dzikie tereny

78
POST BARDA
Pomiędzy całym nabytkiem, topór z całą pewnością był najprawdziwszym cudem sztuki kowalskiej. Był dobrze wyważony, choć zbyt masywny, żeby posługiwać się z nim swobodnie przy pomocy tylko jednej ręki. Trzymając go, Thusnel nie potrafiła pozbyć się wrażenia śmiesznego mrowienia w rękach, choć mogło być to równie dobrze spowodowane faktem, iż metal przeszedł chłodem temperatury otoczenia.

Z doświadczenia oraz wioskowych nauk, młoda wojowniczka wyniosła już na tyle dużo, by nigdy nie wyciągać najbardziej optymistycznych wniosków. W tutejszych okolicach, zwłaszcza daleko od domu, mogły być one wyjątkowo zgubne.
Wyjątkowo mądrym i trafnym w tym wypadku pomysłem, było dodatkowo przygotować swoje schronienie na ewentualne, nocne wizyty nieproszonych gości. Co prawda do żadnej wizyty nie doszło nocą.
Doszło do niej na chwilę przed świtem.
*** Z mało satysfakcjonującego, wyjątkowo lekkiego tej nocy snu, wybiły ją dźwięk pękającej liny, trzaski masowo łamanych gałęzi oraz wściekły, nosowy warkot, z jakim nie spotkała się nigdy wcześniej. Cokolwiek je wydało, było z całą pewnością większe od dzika czy może nawet niedźwiedzia.
Gdy wreszcie mniej lub bardziej gwałtownie zerwała się ze swojego posłania, nie od razu dostrzegła powód całego zamieszania. Buszujące w pobliżu stworzenie wcale nie starało się pozostawać dyskretne w swoich działaniach, agresywnie szarpiąc za liny, o które zaczepiło jedną ze swoich masywnych stóp. Śnieżna biel futra po prostu świetnie wkomponowywała się w otoczenie, tworząc naturalny kamuflaż.
Istota była przynajmniej dwa razy większa od niedźwiedzia. Masywnej postury i wzrostu, uzbrojona w ostre pazury u łap, z łbem i pyskiem niepodobnym do żadnego, znanego jej zwierzęcia. Paszczę wypełniały szeregi godnych podziwu zębów.
Spoiler:
Foighidneach

Dzikie tereny

79
POST POSTACI
Thusnel
Wyrwana z lekkiego snu Thusnel rozglądała się gwałtownie wokół za źródłem dźwięku, które to spowodowało. Był świt, tyle dostrzegła. Słyszała też dźwięki łamanych gałęzi, gdzieś niepokojąco blisko i z całą pewnością nie powodował tego człowiek lub znane jej zwierzę. Nikt nie robił takiego hałasu, a już z całą pewnością nie celowo. Chodząc po dzikich ostępach unikało się wszelkich przeszkód by jak najdłużej zachować energię i ciszę, a nie taranowało się je idąc w prostej linii. I choć kierunek skąd padał dźwięk był jasny, to istota która go wydawała już taką nie była. Thusnel w pierwszym momencie nawet jej nie zauważyła, prześlizgując się po niej wzrokiem i dopiero kolejne chrząknięcie czy dziwne warknięcie i nagły ruch zauważony kątem oka sprawił, że zogniskowała swój wzrok na... O bogowie i duchy przodków!
Wojowniczka momentalnie przywarła do ziemi w swoim schronieniu, przez krótki moment obserwując bestię z zapartym tchem i czując pulsowanie krwi w swoich żyłach i gwałtowne bicie serca. Albo to był jeden z demonów, które wylęgły się z Wieży albo był to Yeti, który zabił i okaleczył jej współplemieńców. Musiała być znacznie bliżej domu niż przypuszczała lub to ta bestia zawędrowała gdzieś dalej i jakimś zrządzeniem losu spotkali się na środku pustkowia. Kobieta pomału zaczęła sięgać po swoją broń i wyczołgiwać się tyłem ze swojej kryjówki nie spuszczając Yeti ze swego wzroku. Jakoś w tym właśnie momencie walka z bestią przestała się jej uśmiechać. Polowanie na zwierzę, na własnych warunkach, to coś innego niż wpadnięcie na niego z nienacka, bez żadnego przygotowania! Miała wcześniej jakieś mgliste plany i założenia, a teraz... Teraz to nie wyglądało dobrze. Wielkie bydlę, niebezpieczne zarówno w bliskim dystansie jak i nieco dalszym, z pewnością mające też dobry słuch, biorąc pod uwagę jak miało wielkie uszy. Pytanie, co jeszcze potrafiło zrobić?
Thusnel wiedziała za to co ona ma zamiar zrobić. Schować się i trzymać dystans z wiatrem za sojusznika. Wiedziała, że oddech bestii jest niebezpieczny, nawet poniesiony przez wiatr - jeśli więc miała walczyć, to z wiatrem wiejącym w stronę bestii. Co znowu stanowiło ogromny problem - co z węchem zwierzęcia? Cholera! Skoro już tu było i lada moment wpadnie do obozu, to musiało wiedzieć, że tu jest. Thusnel popatrzyła się po drzewach sprawdzając jak się uginają i jak wieje wiatr i spojrzała się czy ogień wciąż się palił. Być może ogień będzie bestii straszny... Niestety! Szybki rzut oka rozwiał nadzieję. Ten przez noc się wypalił! Na szczęście wiatr, jakkolwiek szedł w stronę zwierzęcia i niósł jej zapach, tak też mógł skrócić zasięg jego lodowego oddechu. Taką przynajmniej miała nadzieję.

Tak więc Thusnel, trzymając się nisko przy ziemi, czołgając się nawet jeśli trzeba, wykonywała najciszej jak mogła ucieczkę z obozowiska w kierunku jakiejkolwiek kryjówki - choćby większej zaspy czy skały za którą mogłaby się schronić przed lodowatym oddechem potwora i szyć do niego z łuku jeśli walka będzie nieunikniona. Chwilowo jednak starała się możliwie oddalić i uniknąć walki, zobaczyć co się stanie czy też dobrać dobrą pozycję do wypuszczenia kilku strzał. Z opowieści myśliwego z wioski wynikało, że dobrze posłana strzała może przestraszyć bestię. Musiały więc mieć gdzieś czuły punkt. Tak! Oddalić się, schować, obserwować i czekać na dobry moment do posłania strzały w bestię - oko, może te wielkie uszy czy inne miejsce, choćby serce. O ile je gdzieś mają i mniej więcej tam gdzie niedźwiedź czy człowiek.

Dzikie tereny

80
POST BARDA
Czymkolwiek było stworzenie, które upodobało sobie wpaść z wizytą do skromnego obozowiska Thusnel, z całą pewnością nie bało się narobienia rabanu. Nie ma się zresztą czemu dziwić. O ile bestia nie miała chwilowo w planach wrzucenia czegoś na ząb, mogło jej nawet nieszczególnie obchodzić pozostanie niezauważalną. Jakie normalne zwierze, i jaka normalna osoba zasadzałaby się wszakże na coś tak monstrualnego? Jej obecne zachowanie dość jednoznacznie świadczyło o braku większej ilości naturalnych wrogów. Zwłaszcza, gdy z niemal pełnym satysfakcji gulgotem zerwała wreszcie linę, o którą przypadkiem musiała wcześniej zahaczyć.
Ogromne uszy, jak mogła zauważyć ze swojej pozycji wojowniczka, drgały, stroszyły się lub obracały niemal automatycznie w stronę każdego dźwięku, jaki zdołały zarejestrować. Na jej szczęście, chwilowo były to w głównej mierze dźwięki, których źródłem była sama bestia.
Wiejący obecnie z północy, muszący schodzić z gór wiat,r był w większości stały i niezbyt mocny. Nie zmieniał swojego kierunku ani zbyt często, ani zbyt gwałtownie.
Po zniszczeniu porozstawianych na jego drodze pułapek, stwór wreszcie przestał się miotać i głośno utyskiwać. Stając dla odmiany na swoich mocarnych, tylnych łapach, jedną przednią wspierając się o pobliskie drzewo, zaczął powoli obracać łbem. Jego długie i szerokie uszy przekręcały się z wolna, starając się wyłapać z otoczenia coś innego, niż wycie wiatru bądź odległe pohukiwanie sów. Drobne oczy odbijały co rusz blask nielicznie przebijających się dzisiaj na niebie gwiazd.
Po chwili, która mogła być sekundami, lecz dla trzymającej się płasko przy ziemi i śniegu kobiecie godzinami, bestia odepchnęła się od drzewa i na czterech już łapach ruszyła prosto ku obozowisku. Mimo stosunkowo leniwych kroków, były one na tyle długie, aby przemierzyła tę niewielką odległość dostatecznie prędko-... Lecz zanim tam rzeczywiście dotarła, coś odwróciło jej uwagę. Coś, czego skupiona na stworze Thusnel nie zauważyła, lecz co najpewniej usłyszała sama góra mięśni, obleczona grubym futrem. Stając bowiem raz jeszcze na dwóch łapach i kierując paskudny pysk w kierunku przeciwnym do jej własnego, nastroszyła się, nadstawiła uszu i zawarczała przeciągle.
Wojowniczka mogła pozostać na miejscu, choć to było teraz zdecydowanie zbyt bliskie potwora, by nazwać je bezpiecznym. Mogła też rzeczywiście spróbować się wycofać, ryzykując co prawda dosłyszeniem, ale wykorzystując dodatkowy czas roztargnienia bydlaka. Niezależnie od jej kolejnych decyzji, jakiekolwiek insze jeszcze by nie były, gdy tylko potworność obróciła się do niej plecami, dostrzegła coś jeszcze - gruby bełt, wystający z już nie tak śnieżnobiałego boku. Część futra była tam umazana wystarczająco odstającą kolorystycznie purpurą.
Foighidneach

Dzikie tereny

81
POST POSTACI
Thusnel
Thusnel nie potrzebowała chwilowo większych zachęt. Potwór był zdecydowanie zbyt blisko niej i nie czuła się na tyle komfortowo by z nim walczyć przy pomocy broni białej i skoro chwilowo jego uwaga pomknęła gdzieś w bok i ewidentnie ktoś inny go zaatakował, to należało wykorzystać okazję by oddalić się na bezpieczną odległość. Kobieta więc poderwała się błyskawicznie z ziemi, wciąż ściskając w jednej ręce łuk i wystrzeliła przed siebie nie czując nawet potrzeby by odwracać się za siebie, doskonale zdając sobie sprawę, że bez trudu usłyszy jeśli bestia zdecyduje się ruszyć za nią czy w kierunku drugiego z napastników. Jeśli miałoby się okazać, że będzie to ta druga sytuacja, to miała zamiar się zatrzymać i tym razem sama posłać w jej kierunku strzałę lub dwie.

Dzikie tereny

82
POST BARDA
Cokolwiek zdołało odwrócić uwagę potworzyska, było dużo subtelniejsze w swoich działaniach, niż sama Thusnel. Jej własne kroki nigdy wcześniej nie wydawały się jej równie głośne, gdy szusowała przez dość niski dzięki osłonie drzew śnieg. Niespełna pięć uderzeń serca wystarczyło jednak, aby zgrzyty pod stopami zostały kompletnie zagłuszone przez dużo potężniejsze tąpnięcia. Bestia nie potrzebowała najwyraźniej więcej zachęty, niż to, żeby rzucić się w ślad za nią.
Gdy Thusnel odwróciła się, gotowa szyć z łuku, z pewnym przerażeniem zauważyła, jak niewielki dystans pozostał pomiędzy nią a śnieżnobiałym monstrum. Nie więcej jak trzy, może cztery metry! Stwór mógł wyglądać gramotnie, ale z pewnością nie należał do powolnych. Pojedyncza strzała była jedynym, na co mogła sobie pozwolić, jeśli nie chciała ryzykować znalezieniem się w polu zasięgu dla potężnych szczęk bądź łap.
W towarzystwie krótkiego świstu strzała dopadła swojego celu i zatopiła się w nieco poniżej punktu, w którym winien znajdować się obojczyk. Nie weszła zbyt głęboko, ale wystarczająco, żeby zarówno zaskoczyć, jak i dodatkowo rozjuszyć stwora. Ten w zwierzęcym odruchu potrząsnął łbem, zanim wlepiając nienawistne spojrzenie w kobietę, naprężył się i rozwarł paszczę. Jeśli opowieści mówiły prawdę, właśnie planował zamienić ją w lodową rzeźbę.
Wiatr przycichł i nie stanowił dla niej ani większego zagrożenia, ale też nie miał jak jej w tym momencie wspomóc.
Foighidneach

Dzikie tereny

83
POST POSTACI
Thusnel
Umysł Thusnel pracował obecnie jak szalony, a serce biło jakby przebiegła właśnie maraton mimo, że było to zaledwie kilka metrów. Decyzja jaką dziewczyna podjęła w następnej chwili była niemalże instynktowna i wyćwiczona latami treningów, choć nie nieprzemyślana. W tej jednej chwili, która trwała niczym wieczność gdy stała oko w oko z bestią, która była gotową jednym oddechem pozbawić ją żywota i przerobić na sopel lodu, przeanalizowała wszelkie za i przeciw, nad akcjami, które wydawały się jej najbardziej logiczne w zaistniałej sytuacji i ostatecznie wybrała atak.
Gdy bestia zaczęła otwierać swe potężne szczęki w niemym ryku, który według opowieści miał ją zamienić w lodowy posąg, tak Thusnel zaczęła szykować drugą strzałę i nasadzać ją na cięciwę łuku, celując w rozwartą paszczę bestii, która znajdowała się ledwie kilka metrów od niej. Z takiej odległości, nieważne jak kiepskim strzelcem by nie była, spudłować nie mogła, zwłaszcza że od tego zależało jej życie. Wojowniczka miała zamiar wypuścić jeszcze jedną strzałę, prosto w rozwarty gardziel bestii, a potem uskoczyć jak najdalej w bok, zasłaniając odsłoniętą twarz rękoma przed lodowatym powiewem śmierci, który mógł nastąpić w każdej chwili.

Dzikie tereny

84
POST BARDA
Wraz z wypuszczeniem przez Thusnel strzały, świat na moment wydał się nienaturalnie spowolnić swe tempo. Grot nie przeszył gardzieli bestii na wylot. Zamiast tego wbił się weń, wchodząc na dodatek dość głęboko - sądząc po nienawistnym wizgu, jaki zaraz po tym opuścił paszczę wraz potężnym, lodowatym wyziewem.
Miotając się dziko na prawo i lewo w towarzystwie agresywnych warkotów i charkotów, stwór na oślep zamrażał wszystko, co tylko znalazło się na trasie jego magicznego oddechu. Drzewa błyskawicznie pokrywały się szronem i lodem, łamiąc czy to zaraz po gwałtownym zwiększeniu swej masy, czy to dzięki uderzeniom ogromnego cielska, które w szale włączyło to swojego arsenału szpony przednich łap.
Atak bezmyślnej wściekłości spowodowanej szokiem i bólem nie trwał długo, ale też nie pozwolił Thusnel na zbyt wiele swobody, zmuszając do serii uników tudzież odskoków, jeśli nie chciała podzielić losu pobliskiej flory. Gdy ten zaś się skończył, stanęła oko w oko z przeraźliwie wręcz rozjuszonym futrzakiem, który najwyraźniej wziął sobie za punkt honoru dobrać się do niej za wszelką cenę. Obniżając nieco łeb i szczerząc zębiska, ruszył na nią taranem.
Foighidneach

Dzikie tereny

85
POST POSTACI
Thusnel
Skacząc, turlając czy też czołgając się po ziemi z miejsca na miejsce Thusnel słyszała doskonale i czuła, że trafiła w czułe miejsce bestii. Nie sprawiło to jednak, że była na tą chwilę bezpieczniejsza, gdy musiała unikać lodowatych podmuchów rozwścieczonego zwierzęcia czy też uskakiwać przed spadającymi, oblodzonymi gałęziami drzew, które zdawały się znajdować na raz w jednym miejscu i po kontakcie z ziemią rozpadać się na dziesiątki lub setki kawałków, rozpryskując lodowate igły w każdą stronę. W końcu jednak, po dość krótkiej acz intensywnej chwili, nastała złowróżbna cisza i skrzyżowanie się wzroku Thusnel i Yeti. Atak ślepej furii się właśnie zakończył, a teraz ogniskowała się ona na niej, gdy Yeti ruszyło wprost na nią, szarżując.
Nie wierząc, że kolejna strzała by go tym razem zatrzymała Thusnel odrzuciła łuk na bok i dobyła swój miecz i nóż, lekko uginając kolana i czekając aż bestia zbliży się jeszcze trochę nim ona sama wykona unik lub przewrót do boku, unikając szarży i wykorzystując masę i szybkość bestii przeciwko niej samej licząc na to, że nie będzie wstanie tak szybko zmienić kierunku jak ona, a tym samym wystawiając się na cios z boku lub od tyłu, skąd Thusnel miała zamiar zaatakować po zmianie pozycji. Prosta, skuteczna i już raz czy dwa wykorzystana przez nią sztuczka. Tym razem jednak nie było mowy o choćby jednym, najmniejszym błędzie...

Dzikie tereny

86
POST BARDA
Dzieliły ich nieco ponad dwa metry, gdy stwór wybił się w biegu i wykonał ciężki, mogący skończyć śmiertelnie dla nieco mniej zwinnej osoby sus przed siebie. Śnieg, ziemia oraz elementy roślinności rozbryzły się dookoła miejsca, w którym wylądował, a że pęd był całkiem spory, zaś powierzchnia mokra, chwilę jeszcze jechała w poślizgu po lądowaniu, zanim się zatrzymała, by wykonać jakikolwiek manewr. Thusnel w tym czasie zdołała nie tylko uniknąć zderzenia, ale nawet pomimo oberwania błotem i śniegiem po twarzy - zadać cios i ranić biodro oraz udo bestii długim cięciem.
Jeszcze raz rozeźlona całą sprawą bestia obróciła się w miejscu, dając wojowniczce niewiele czasu na reakcje, gdyż z otwartej paszczy wraz z dudniącym rykiem wystrzelił kolejny, przecinający powietrze podmuch, tym razem zamrażając już całe drzewa stojące mu na drodze.
Ziemia zaprószyła w całej akcji lewe oko wojowniczki, znacznie utrudniając jej zadanie. Z tego też powodu nie zdołała dojrzeć, za to bardzo dobrze usłyszała, jak potwór wydaje z siebie nowy, niespowodowany tym razem jej własnymi poczynaniami, bolesny wizg.
Nowy bełt wystawał z uda bestii. Ba! Wystawał z rany, którą sama przed momentem zadała! Jeśli Thusnel spojrzała w kierunku, z jakiego jej zdaniem wystrzelono pocisk (ocenienie tego nie powinno być dla niej wszakże zbyt trudne), dostrzegła jedynie sporą ilość większych, gęściej ściełających się drzew, za którymi mógł kryć się nieznajomy strzelec. Czy jednak był tam sam? Czy życzył jej dobrze? A może niedługo również sama stanie się jego celem? Tą czy inną drogą, raniony futrzak, nawet okulawiony, nadal był w stanie zamrażać. Rozkojarzony jednak atakiem z zupełnie innej strony niż sam się spodziewał, wziął sobie najwyraźniej za punkt honoru zamrozić przynajmniej jednego, widocznego dla niego wroga.
Nowa fala chłodu śmignęła w stronę wojowniczki Urutai.
Foighidneach

Dzikie tereny

87
POST POSTACI
Thusnel
Thusnel nie miała wiele czasu na myślenie i dokładne analizowanie sytuacji, kiedy jedno z oczu było pełne śniegu, ziemi i błota. Działała instynktownie. Słysząc bestię i dostrzegając ją drugim okiem wykonała kolejny unik, uciekając przed przeraźliwym podmuchem lodowatego powietrza Yeti, które zamrażało wszystko na swojej drodze. Doskonale wszak wiedziała, że nawet zwykłe draśnięcie mogło spowodować straszliwe rany i wyeliminować ją z walki. Chwilę wytchnienia i czas na otarcie oka dało jej kolejny, niespodziewany strzał posłany z leśnej gęstwiny. Strzał, który chwilowo powstrzymał bestię przed dalszym zamrażaniem wszystkiego w zasięgu jej wzroku, choć nie na długo. Im więcej ran otrzymywało zwierzę tym bardziej zdawało się być zafiksowane na jej punkcie - wszak była jedyną widoczną osobą w pobliżu, która zadawała jej rany. Być może myślało, że to ona jest źródłem ich wszystkich?
Kolejny lodowaty podmuch leciał w jej stronę i Thusnel znowu ruszyła się z miejsca, tym razem (być może nierozsądnie) ruszając naprzeciw podmuchowi dostrzegając chwilową lukę w obronie bestii - tak długo jak pluła powietrzem tak długo nie machała wielkimi łapami i nogami w każdą stronę, tym samym dając jej szansę na zadanie celnego ciosu.
Zasłaniając twarz jedną ręką, chcąc osłonić się przed lodowatym powiewem, wykonała kolejny przewrót i ślizg, mając nadzieję, że zrobi to wystarczająco nisko by nie oberwać lodem prosto w twarz i znajdzie się na tyle blisko by zadać cios, który zaskoczy bestię. Prosto w rozwartą paszczę lub bezpośrednio pod nią, przez gardło i podbródek w kierunku czaszki, kończąc tą walkę która się niebezpiecznie przeciągała.

Dzikie tereny

88
POST BARDA
Lodowy podmuch przeciął powietrze zaraz nad głową wojowniczki, która tylko dzięki szybkiemu przewrotowi i wejściu w niski ślizg nie oberwała nim prosto w twarz. Pęd zabrał ją zaraz pod ogromną paszczę bestii i zdawać by się mogło, że wszystkie obliczenia poszły dobrze. Że już za moment zdoła wbić się w miękką, odsłoniętą tkankę. Nic bardziej mylnego. Mrożący powiew został bowiem w tej konkretnie chwili przerwany. Błysnęły ostre zęby i kolejna rzecz, z jakiej Thusnel zdała sobie sprawę, to ta, że nastroszony Yeti zakleszczył zęby na jej ostrzu, jedną z łap przygwożdżając do podłoża również ją samą.
Nieważne, jak wiele wysiłku wkładała w ewentualne próby wyszarpnięcia bądź pchnięcia broni wgłąb paszczy, z siłą szczerzonych przed nią szczęk nie była sobie w stanie nijako poradzić. A tak niewiele brakowało, żeby przebić się do podniebienia i dalej wgłąb czaszki... Gdyby tylko zdolna była wykombinować JAK. Nie, żeby myślenie ułatwiało łapsko spoczywające na jej klatce piersiowej, przyciskające ją stopniowo coraz boleśniej do podłoża.
Foighidneach

Dzikie tereny

89
POST POSTACI
Thusnel
Niech to szlag! Wszystko szła tak dobrze i... Thusnel nie traciła jednak ducha czy czasu na przeklinanie czując bolesny ucisk na jej klatce. Wciąż miała wszak drugą rękę, a w niej nóż, który wcześniej dobyła. Nie namyślając się długo wycelowała i wzięła największy zamach jaki mogła zrobić w tej niekomfortowej sytuacji celując w łapę, która odbierała jej dech. Zobaczymy jak to się spodoba bestii!

Dzikie tereny

90
POST BARDA
Ostrze sztyletu wydawało się rozczarowująco małe w porównaniu do wielkiej, szponiastej łapy, jaka przyciskała Thusnel do ziemi. Miało jednak jedną podstawową zaletę względem miecza: nie były na nim zakleszczone zęby potwora. Yeti nie miał jak przewidzieć tego ciosu, gdy skupiony był na próbach wyrwania jej drugiej broni i nie patrzył w dół. Kiedy więc nóż przebił się przez twardą skórę jego łapy, a śnieg pod nimi roztopił rozprysk świeżo utoczonej krwi, stworzenie ryknęło wściekle i szarpnęło kończyną, uwalniając spod niej kobietę wraz z jej mieczem.
Przeciwnik Thusnel nie wyglądał na zadowolonego. Ze strzałami powbijanymi w bok, z dodatkowo ranną teraz łapą, odskoczył do tyłu i miotnął się wściekle, zarzucając łbem w bok. Wyglądało na to, że jego chwilowe wycofanie się dawało jej okno do ataku; że mogła poderwać się z ziemi i rzucić na niego, w końcu zadając cios, który ostatecznie zakończyłby tę potyczkę... ale los miał dla niej inny plan.
Mogła przygotować się na unik w chwili, w której Yeti ruszył do ponownej szarży. Widziała, jak na nią pędził, wystarczyłoby ustawić ostrze pod odpowiednim kątem i nadziałby się na nie sam, jeśli ona miałaby wystarczająco dużo siły, by utrzymać je w miejscu. Nawet nie musiałaby się podnosić, jeśli miała zaufanie w swoją siłę. Potwór zbliżył się do niej w zastraszającym tempie, w kilku susach znajdując się praktycznie bezpośrednio nad nią...
A potem, niesione rozpędem, jego ciężkie cielsko zwaliło się na nią całym swoim ciężarem, wyciskając jej powietrze z płuc... i znieruchomiało.
Obok głowy Thusnel wylądowała głowa czterokrotnie większa od jej własnej. Jasne futro z bliska okazało się brudne i posklejane, a z rozchylonej, zębatej paszczy niemożebnie cuchnęło. Z oka bestii, skutkiem imponująco celnego trafienia, sterczała długa strzała o czarnych lotkach. Zagłębiona była więcej, niż do połowy, co pozwoliło kobiecie szybko dojść do kilku dość prostych wniosków: po pierwsze, łuk, z jakiego szył jej tajemniczy sprzymierzeniec, musiał być dużą, wymagającą sporej siły bronią, bo i strzała nie była mała. Po drugie, znajdował się on już bliżej, niż przedtem, skoro strzała wbiła się z takim impetem.
Po trzecie i najważniejsze, została jej odebrana możliwość zabicia bestii na własną rękę.
Nie zostało jej nic innego, jak znaleźć sposób na samodzielne wydostanie się spod truchła, bądź poczekać na pomoc owego obcego sojusznika.
Obrazek

Wróć do „Salu”