POST BARDA
Nie było nawet śpiewu ptaków, a jedynie skrzypienie śniegu pod stopami wędrowców i szum wiatru, który bez litości dął na otwartym terenie. Varyn kucnął, by zbadać dłonią taflę lodu pokrywającego jezioro. Nie zauważył niczego niepokojącego, poza zastygłymi w bezruchu rybami, gdyż za moment znów się wyprostował.
- Duchy lasu są zagniewane. - Orzekł krótko.
- To przez Heweliona? Hewelion, draniu, a żeby ci chuj spuchł! - Osmar pogroził pięścią gdzieś w kierunku, z którego przyszli. Napominanie na nic się nie zdało, krasnolud był nieujarzmiony i głośno wyrażał swoją dezaprobatę.
- A to nie o to chodzi? - Zastanowił się na głos Ohar, czym zarobił sobie piorunujące spojrzenie bosmana.
Varyn myślał dłuższą chwilę. Ogarnął spojrzeniem ogrom jeziora, brzegi porośnięte puszczą, wysepkę na środku. Każdy jego oddech pojawiał się mgiełką przed twarzą.
- Obejdźcie jezioro. - Zgodził się na jej propozycję. - My pójdziemy ku wyspie. Spotkamy się tutaj, gdy słońce będzie w połowie drogi ku zachodowi.
- My w cały dzień tego nie obejdziemy... - Zmartwił się Ashton. - A jeśli tej boginki tu nie ma?
- Jest. Pod lodem.
Wkrótce podzielili się na dwie grupy. Piraci i dwaj mężczyźni z grupy Voryna - krasnolud Kureor zwany Ćwiekiem i ćwierć-ork Bola-Bola - mieli obejść jezioro, pozostali zaś dostali zadanie zbadać wysepkę na środku. Rozstali się bez przesadnych, ckliwych pożegnań. Wkrótce oddalająca się grupa pozostała ledwie cimenymi punktami na bieli krajobrazu.
Po lodzie iść było łatwiej, aniżeli brzegiem. Nierówność lodu nie pozwała na ślizganie się obuwia. Fale zastygły w bezruchu, pozwalając im na swobodne przemieszczanie się po płaskim terenie.
- Pierwszy raz widzę coś takiego. - Mruczał Bola-Bola. Miał jasne spojrzenie, niemal tak przejrzyste, jak zastygła woda pod ich stopami. Jego skóra miała tylko lekko zielonkawy kolor, przez co wydawał się chorobliwie blady, a powiększone kły i ciosy skutecznie zakrywały wargi. - Nigdy dotąd to jezioro nie zamarzło. Mówili że mieszka tu pani jeziora, ale nie mieszała się w nasze sprawy. Coś musiało ją zezłościć, skoro pożera wieśniaków...
- Glupiś! - Fuknął Kureor Ćwiek. - Boginek nie obchodzą nasze losy, tu żadnej takiej nie ma. To pewnie wąż ich zeżarł! Dobrze, że go zabili!
- Panie Kureorze, tak nie wolno! Oni nas chronią!
Idąc przed siebie, Vera dostrzegła kątem oka kolejny błysk. To nie zagięcia lodu łapały słońce - tuż pod powierzchnią, zatopiony w czasie, pysznił się złoty kwiat nenufaru.