Wioska Svolvar i okolice

91
POST BARDA


Nie było nawet śpiewu ptaków, a jedynie skrzypienie śniegu pod stopami wędrowców i szum wiatru, który bez litości dął na otwartym terenie. Varyn kucnął, by zbadać dłonią taflę lodu pokrywającego jezioro. Nie zauważył niczego niepokojącego, poza zastygłymi w bezruchu rybami, gdyż za moment znów się wyprostował.

- Duchy lasu są zagniewane. - Orzekł krótko.

- To przez Heweliona? Hewelion, draniu, a żeby ci chuj spuchł! - Osmar pogroził pięścią gdzieś w kierunku, z którego przyszli. Napominanie na nic się nie zdało, krasnolud był nieujarzmiony i głośno wyrażał swoją dezaprobatę.

- A to nie o to chodzi? - Zastanowił się na głos Ohar, czym zarobił sobie piorunujące spojrzenie bosmana.

Varyn myślał dłuższą chwilę. Ogarnął spojrzeniem ogrom jeziora, brzegi porośnięte puszczą, wysepkę na środku. Każdy jego oddech pojawiał się mgiełką przed twarzą.

- Obejdźcie jezioro. - Zgodził się na jej propozycję. - My pójdziemy ku wyspie. Spotkamy się tutaj, gdy słońce będzie w połowie drogi ku zachodowi.

- My w cały dzień tego nie obejdziemy... - Zmartwił się Ashton. - A jeśli tej boginki tu nie ma?

- Jest. Pod lodem.

Wkrótce podzielili się na dwie grupy. Piraci i dwaj mężczyźni z grupy Voryna - krasnolud Kureor zwany Ćwiekiem i ćwierć-ork Bola-Bola - mieli obejść jezioro, pozostali zaś dostali zadanie zbadać wysepkę na środku. Rozstali się bez przesadnych, ckliwych pożegnań. Wkrótce oddalająca się grupa pozostała ledwie cimenymi punktami na bieli krajobrazu.

Po lodzie iść było łatwiej, aniżeli brzegiem. Nierówność lodu nie pozwała na ślizganie się obuwia. Fale zastygły w bezruchu, pozwalając im na swobodne przemieszczanie się po płaskim terenie.

- Pierwszy raz widzę coś takiego. - Mruczał Bola-Bola. Miał jasne spojrzenie, niemal tak przejrzyste, jak zastygła woda pod ich stopami. Jego skóra miała tylko lekko zielonkawy kolor, przez co wydawał się chorobliwie blady, a powiększone kły i ciosy skutecznie zakrywały wargi. - Nigdy dotąd to jezioro nie zamarzło. Mówili że mieszka tu pani jeziora, ale nie mieszała się w nasze sprawy. Coś musiało ją zezłościć, skoro pożera wieśniaków...

- Glupiś! - Fuknął Kureor Ćwiek. - Boginek nie obchodzą nasze losy, tu żadnej takiej nie ma. To pewnie wąż ich zeżarł! Dobrze, że go zabili!

- Panie Kureorze, tak nie wolno! Oni nas chronią!

Idąc przed siebie, Vera dostrzegła kątem oka kolejny błysk. To nie zagięcia lodu łapały słońce - tuż pod powierzchnią, zatopiony w czasie, pysznił się złoty kwiat nenufaru.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

92
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie miała nic do dodania odnośnie tego, czy Hewelionowi powinno coś puchnąć, czy też nie. Zgubiła większość złości na niego po drodze, przez wysiłek, który musiała włożyć w dotarcie tu, na górę i powstrzymywanie się przed narzekaniem na ból nogi. Ten zaczynał promieniować już w górę, w stronę kolana i Vera dochodziła do wniosku, że nie dla niej były zimowe wyprawy w puszczę i wspinaczki po śniegu. A jeszcze będą musieli wrócić do Svolvar! Westchnęła ciężko, przesuwając spojrzeniem po wypranym z kolorów krajobrazie. Miała nadzieję, że boginka będzie siedziała na brzegu jeziora i da się zarąbać jak pierwszy lepszy potwór, na jakie ostatnio Umberto trafiała zbyt często, a nie teraz musieli zastanawiać się co zrobić z zamarzniętym jeziorem.
Podział obowiązków na początku jej odpowiadał, ale szybko pożałowała pomysłu obejścia jeziora dookoła. Kolejny dodatkowy spacer, który prawdopodobnie nic nie wnosił, tylko wykańczał i tak już zmęczoną nogę Very. Przeszła na tył grupy i pozwoliła sobie na kulenie przez chwilę, by choć trochę ją odciążyć.
- Naprawdę całe dnie spędzacie tu na martwieniu się o to, który leśny bożek akurat jest na was wkurwiony? - wtrąciła się, opuszczając wzrok pod nogi.
Gdy spostrzegła złoty kwiat, zatrzymała się na moment, początkowo sądząc, że to tylko wytwór jej wyobraźni, złudzenie optyczne wywołane zagięciem lodu. Ale nie, spod niego naprawdę błyszczał nenufar o nietypowym jak na ten kwiat kolorze.
- Poczekajcie - rzuciła, kucając przy tym niecodziennym widoku i rozgarniając dłonią śnieg, jaki go przyprószył. - Macie tu złote kwiaty?
Zerknęła na Ćwieka, choć nie wyglądał on na tutejszego florystę i mógł nie mieć o tym zielonego pojęcia.
- Może to sprawka tej boginki? Mogę spróbować go wyciągnąć, może ją to sprowokuje i się pokaże? - zaproponowała, a jeśli nikt nie zaprotestował, wyciągnęła sztylet z cholewy buta i zaczęła przebijać ostrzem taflę lodu dookoła swojego znaleziska, pod lekkim kątem, by w miarę możliwości wydobyć go stamtąd bez naruszania samego kwiatu.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

93
POST BARDA
Vera mogła mieć pewność, że przynajmniej Osmar zauważył jej słabość. Obejrzał się raz, gdy to zauważył, i drugi, by się upewnć, lecz zamiast wytknąć jej opóźnianie orszaku, znów zaczął kląć pod adresem Heweliona, tylko po to, by odciągnąć uwagę od pani kapitan. Nikt nie musiał wiedzieć, że ona również mogła mieć gorsze chwile. Zawrócenie grupy, czy nawet samej kapitan, wywołałoby zbyt duże podejrzenia, więc krasnolud nie mógł tego zaproponować i ulżyć Verze.

- Gniew bożków to nie żarty. - Zatrwożył się Bola-Bola. - Bez ofiar, stają się złośliwi i niebezpieczni.

- Dlatego żeśmy powinni pozbyć się wszystkich, póki jest na to czas!

- Bluźnierstwa! - Oburzał się ćwierćork.

Ich rozmowie nie przerywali piraci, ale po uśmieszkach można było zgadywać, że bawi ich ta rozmowa. Czczenie demonich pomiotów z lasu było obce tym, którzy spędzali czas na morzu i walczyli z potworami, które zapewne byłyby wielbione przez ludzi ze Svlovar.

Dopiero pytanie Very zwróciło ich uwagę i zatrzymało ich w miejscu.

- Nie mamy tu kwiatów... tylko wiosną. - Odpowiedział jej Bola-Bola, zbliżając się i nachylając, by samemu przyjrzeć się znalezisku. - Tak, to boginka go zostawiła!

- Aleś ty głupiś. - Denerwował się Ćwiek, ale sam podszedł, by ocenić znalezisko. - Żeśmy wszyscy przeszli i żaden tego nie widział, a tobie od razu rzuciło się w oczy, kapitanie? - Mruknął, nie wypowiadając wprost oskarżenia, które czaiło się w jego tonie.

Nikt nie protestował, gdy zaczęła kuć lód. Był twardy, zmarznięty, ale kawałek po kawałku udawało się odłupywać kolejne fragmenty, zbliżając się do znaleziska.

- Pomogę. - Odezwał się w końcu Samael, nie mogąc znieść widoku pracującej samotnie kobiety. Kucnął obok niej na lodzie i wyciągnął własny nożyk.

- Hehe, nasikaj, Sam, to szybciej rozpuścisz niż skujesz! - Dokuczył mu Ohar.

- Sarny sikają na ciepło? - Zastanowił się Ashton.

- Jakie sarny? - Podłapał Kureor.

- Żadne! - Warknął Sam, po czym uderzył czubkiem swojego noża w lód. W momencie, w którym to zrobił, spod jego ostrza zaczął ulatniać się czarny dym, wypływający z pęknięć! - Uważaj, kapitanie! - Wrzasnął Sam.

Obłok nie był bezrozumnymi oparami niewiadomego pochodzenia - czarna masa ominęła Samaela i rzuciła się prosto na Verę!
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

94
POST POSTACI
Vera Umberto
- Jak coś jest złośliwe i niebezpieczne, to trzeba się tego pozbyć - mruknęła Vera pod nosem, zupełnie przegapiając fakt, że gdyby iść tym tokiem rozumowania, to niektórzy mogliby chcieć pozbyć się jej. Skupiona teraz na innych sprawach, nie zastanawiała się nad możliwymi implikacjami swoich słów. Uniosła wzrok akurat w momencie, w którym Osmar rzucił jej porozumiewawcze spojrzenie i machnęła niedbale dłonią, chcąc dać mu do zrozumienia, że nic jej nie jest i ma nie robić zamieszania. Doceniła jednak fakt, że skutecznie odwracał od niej uwagę pozostałych członków grupy.
- Boginka zostawia złote rzeczy...? - uniosła później wzrok na orka, gdy klęczała już przy kwiecie, z ostrzem przygotowanym do rozłupywania lodu. - Przy wężu wcześniej znalazłam złote pióro. Może mam po prostu spojrzenie bardziej wyczulone na ten kolor, hm?
Uśmiechnęła się trochę szerzej. Nawet teraz, gdy udali się na wyprawę w puszczę, a ona owinięta była w futra, czapki i rękawiczki, to palce miała ozdobione kilkoma prostymi pierścionkami. Z tą świadomością czuła się dużo lepiej!
- Nie wiem o chuj ci chodzi, Ćwiek, ale przecież tego tam nie wetknęłam i nie skułam lodem, zanim zdążyliście się odwrócić - zamachnęła się i uderzyła sztyletem po raz pierwszy.
Znów, pozytywnie zaskoczona, skinęła głową, zgadzając się by Samael pomógł jej w wydobyciu tego dziwnego, boginkowego artefaktu. Przez chwilę przyglądała się, jak szykował się do uderzania w lód, zastanawiając się co sprawiło, że nagle przestał on być tak zdystansowany względem niej, ale nie doszła do żadnych konstruktywnych wniosków.
Z jakiegoś powodu jego cios sprawił, że z lodu zaczęło ulatniać się coś niezidentyfikowanego. Coś nienaturalnego i zdecydowanie nie złotego. Vera zaklęła i odskoczyła do tyłu, upadając na zadek, po czym zaczęła na czterech odsuwać się od bliżej nieokreślonego obłoku, bo wcale nie uśmiechało jej wciągnięcie go w płuca, czy cokolwiek ta chmura miała w planie. Tylko jak mogła obronić się przed czymś takim?! Wypuściła sztylet i złapała futrzany kołnierz płaszcza, by przycisnąć go sobie do ust i nosa.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

95
POST BARDA
To, czy boginka była złośliwa, czy służyła ludziom, zostało porzucone na rzecz sytuacji, którą stworzyło uderzenie sztychu noża Samaela. Jelonek sam nie wydawał się wiedzieć, co się stało. Odrobinę dłużej zajęło mu odskoczenie, jednak czarny dym, który wkrótce przybrał formę smolistej substancji, rzucił się w kierunku Very.

Forma przybrała stan ni to lotny, ni to płynny, gdy zderzyła się z ciałem pani kapitan. Zasłonięcie ust było dobrym pomysłem, lecz wydawało się, że obłok mógł przeniknąć również przez taką barierę. Dym był szybszy, niż Vera; poruszał się przez powietrze, jakby nie tyczyły się go prawa natury. Wdarł się do wnętrza kobiety i zniknął.

Przez parę długich sekund nie działo się nic. Samael, wsparty na rękach za plecami, siedział w śniegu i wpatrywał się w Verę z lekko uchylonymi ustami. Ashtonowi i reszcie przestało być do śmiechu, oni również czekali na jakikolwiek ruch...

Reakcja nadeszła niespodziewanie. Głowę Very rozdarł ból, gdy rozbrzmiały w niej słowa tak głośne, jakby wykrzyczane przy jej uchu. Przekaz był niejasny, gdy użyty język nie był znany kapitan. Nie brzmiał jak nic, co dotąd słyszała. Żaden z ludzkich, elfich, orczych czy nawet goblinich narzecz nie mógł brzmieć tak plugawo. Żadne gardło nie było w stanie wydać z siebie takich dźwięków.

Vera upadła na plecy, a gdy patrzyła w niebo, mogła tylko obserwować, jak czarny dym ulatuje z niej i unosi się ku górze, by po chwili zniknąć.

- Kapitanie. - Pierwsza poruszyła się Irina, dotąd niewidoczna w towarzystwie. Podbiegła do Very, bo pomóc jej wstać, zaraz za nią znalazła się Pogad, Osmar, Ashton.

- Coś ty zrobił?! - Ohar wydarł się na Samaela, który był tak samo przerażony, jak reszta. A może dobrze grał?

- To nie ja! Chciałem pomóc! - Bronił się Jelonek.

W tym samym momencie Bola-Bola sięgnął do dziury w lodzie, którą udało się wykuć Verze. Wyciągnął z niej złoty kwiat, ociekający wodą, jakby mroźne więzienie ustąpiło wraz z ulotnieniem się czarnego dymu. Do złotego kwiatu przyczepiona była długa wstążka w podobnym kolorze, jakby nenufar był raczej ozdobą, aniżeli cudem natury.

- Cokolwiek to było, uciekło. - Burknął Ćwiek.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

96
POST POSTACI
Vera Umberto
Zupełnie nie wiedziała, co ma robić, gdy dym wdarł się do jej wnętrza przez zasłonięty futrem nos, a może i oczy, i uszy - nie miała pojęcia. Zamarła w bezruchu, czując, jak przyspiesza jej serce, bo choć stała niewzruszona przeciwko fizycznym zagrożeniom, tak tajemnicza czarna substancja w jej własnym ciele była czymś zbyt nienaturalnym, by Vera równie niewzruszona była także w tej chwili. Wpatrywała się w Samaela, jakby w jego oczach spodziewała się zobaczyć odpowiedź na pytania, jakich nie wypowiedziała... nie zobaczyła jej jednak.
Może przez to, że kakofonia dźwięków przyćmiła jej wszelkie inne zmysły. Krzyknęła i przycisnęła ręce do uszu, ale to nie powstrzymało głosu, który wykrzykiwał w jej głowie niezrozumiałe rzeczy. Przepędzał ją? Ostrzegał? Chciałaby rozumieć przekaz, ale przez te kilka chwil była zbyt skupiona na próbie nie ogłuchnięcia i zachowania własnego zdrowia umysłowego, by zastanawiać się, co mogły oznaczać te wrzaski. I gdy upadła na lód, a ciemny obłok opuścił jej ciało i odfrunął ku niebu, Umberto była w stanie tylko leżeć nieruchomo, oddychając ciężko.
Dlaczego akurat ona stała się celem? Przecież to po ciosie noża Samaela z lodu wypłynął ten dym. Nie jej. Przypomniała sobie, że gdzieś po drodze, podczas swojego cofania się, zostawiła sztylet, ale nie miała nawet na tyle samozaparcia, żeby podnieść się do pozycji siedzącej i znaleźć go wzrokiem. Dopiero gdy poczuła pomagające się jej podnieść ręce Iriny, zamrugała i usiadła. Jej ciemne spojrzenie znów powędrowało w stronę Samaela i lustrowało go przez chwilę uważnie. Jeśli to był jakiś jego chory plan zemszczenia się na niej za to, że nie pozwoliła mu zostać w swojej załodze, to wybitnie chujowy. Ale Vera nie sądziła, by udawał. Nie kłamał, twierdząc, że chciał jedynie pomóc - tak się jej przynajmniej wydawało.
- Przestańcie - rzuciła. - Nic mi nie jest... chyba. Nie wiem co to było, ale już odleciało, tak?
Wstała z tafli lodu, klnąc pod nosem i otrzepała tył płaszcza z sypkiego śniegu. Ruszyła w stronę zielonoskórego, po drodze podnosząc swój sztylet i wsuwając go sobie z powrotem za cholewę buta. Podeszła bliżej, by przyjrzeć się trzymanemu przez orka kwiatowi i choć przez chwilę się wahała, w końcu wyciągnęła ku niemu rękę.
- Mogę? - spytała. - Obejrzę i oddam.
Zamierzała zbadać nenufar i wstążkę z każdej strony, choć wątpiła, by miało jej to przynieść jakiekolwiek wyjaśnienie. Udawała obojętność, ale wciąż bała się, że czarna chmura poczyniła jakieś długotrwałe szkody w jej ciele, które ujawnią się dopiero za jakiś czas. Póki co, na szczęście, jedynie jej granice zostały nieprzyjemnie naruszone. Nie rozumiała magii i nie próbowała zrozumieć; najchętniej trzymałaby ją możliwie najdalej od siebie, do końca swoich dni.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

97
POST BARDA
- Draniu! Coś ty zrobił?! - Oharowi pierwszemu puściły nerwy. W kilku długich krokach znalazł się przy Samaelu i szarpnął go za ubranie ku górze, zmuszając do podniesienia tyłka ze śniegu. Ohar był o wiele potężniejszy od diabelstwa, które sylwetką mogło przypominać wschodniego elfa. Osiłek nie miał problemów, by szarpnąć nim jak szmacianą lalką. - Myśmy cię jak swojego, a ty knujesz?!

Sam był absolutnie przerażony atakiem na siebie. Jego ogromne oczy stały się jeszcze bardziej okrągłe, ale nawet nie pisnął, gdy zaciskał usta tak mocno, aż jego wargi pobielały. Rogaty unikał konfrontacji i najwyraźniej nie był zbyt dobry w bronieniu siebie.

- Ohar, ty kurwa gnollu! - Osmar stanął w obronie Samaela, a również zbliżając się do mężczyzn i łapiąc tego agresywniejszego za ramię. - Mówi, że nic nie zrobił! Widziałeś, co zrobił?! No, co zrobił?!

- Ale dym jego ominął. - Wtrącił się Bola-Bola, całkiem niepotrzebnie, bo spowodowało to tylko dalsze nerwy Ohara, który potrząsnął biernym Jelonkiem. Ćwierćork podszedł do Very i podał jej kwiat.

Płatki wydawały się utkane z materiału, utrzymywały swoją formę, otaczając koroną środek. W centrum znajodwały się krótsze, drobniejsze płateczki, których kolor przechodził w srebro. Nie miały żadnych wzorów, żadnych oznaczeń, które mogłyby zdradzić ich cel. Również wstążka, długa, złota, lekko przejrzysta, gdy materiał utkany był luźnymi splotami, nie zdradziła przeznaczenia.

Ohar odpuścił, jednak nie puścił Samaela, a miotnął nim w stronę podłoża. Jelonek padł na lód, nie broniąc się przed agresją kolegi. Vera nie czuła żadnej różnicy, jakby obłok pojawił się, wykrzyczał jej w głowie niezrozumiałe słowa i zniknął, zostawiając ją taką, jaka była przedtem.

- Ruszamy! - Oświadczył Ćwiek, a jego głos przebił się przez napięcie bardzo nieprzyjemnie. - Zmrok nas zastanie nim zdążymy wrócić!

- Czekajcie. - Samael odezwał się niespodziewanie. Zamarł przy lodzie, z uchem skierowanym ku tafli. - Słyszę kroki. Pod lodem.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

98
POST POSTACI
Vera Umberto
- Ohar, uspokój się - Vera odezwała się tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Mówię, że nic mi nie jest. Cokolwiek to było, już zniknęło. Nie wiem, czemu Sama ominęło. Może dlatego, że ja uderzyłam w lód pierwsza. A może dlatego, że boginka facetów uwodzi, a nie chce z nimi rozmawiać... zakładając, że to coś, to była jej próba porozmawiania ze mną. Jakiś głos wydarł mi się w głowie, jakby kogoś ze skóry obdzierali. Nic nie zrozumiałam, nie znam języka. Tak czy inaczej, zostaw go, mówię.
Skrzywiła się z niezadowoleniem, gdy były rogacz wylądował na tafli lodu, ale skupiła się na złotym kwiatku, jaki wręczył jej Bola-Bola. Jeśli jego kształt, struktura, albo wstążka miały jej cokolwiek powiedzieć, cokolwiek symbolizowały, to Vera tego nie rozumiała. Nigdy nie była dobra w niedopowiedzenia i nie wiedziała ani o co chodziło ze złotym piórem, ani o co chodziło z tym kwiatem. Jedyne, czego była pewna, to że wcale się jej to nie podobało, nieważne jak ładne były jej znaleziska.
Schowała złoty nenufar do torby i posłusznie ruszyła za Ćwiekiem, bo miał przecież rację. Nie chciała, żeby noc zastała ich tutaj, nad tym jeziorem. Zerknęła w stronę wciąż leżącego na lodzie Samaela, a gdy z jego ust padły niepokojące słowa, zmarszczyła brwi i oparła dłoń o rękojeść broni.
- Może słychać kroki drugiej grupy? - spytała. - Mogą nieść się po tafli. A jeśli nie... to powinniśmy zejść na brzeg. Ostatnim, czego chcę, to żeby roztopiło się pode mną równie szybko, co zamarzło, bo boginka się wkurwi o zabranie jej kwiatka. Wstawaj, Sam.
Zrobiła kilka kroków z powrotem w stronę brzegu. Tutaj szło się wygodniej, faktycznie, ale jeśli przyjdzie im walczyć, wolała mieć pod nogami twardy grunt, a nie lodowatą wodę. Wciąż zachowywała ostrożność i pełną czujność; wiedziała, że coś się zbliża i nie chciała zostać przez to zaskoczona. Zapomniała o bólu nogi, skupiając się na chwili obecnej i na tym, by jej grupa nie ryzykowała bardziej, niż to konieczne.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

99
POST BARDA
Oharowi para niemal buchała z uszu, gdy jego nerwy nie mogły znaleźć ujścia w obiciu twarzy Samaela, który wydawał się najbardziej winny całemu temu wydarzeniu. On miał związek z demonami, jego wykluczano, on był tym, który z pewnością maczał kopytka w sprawie zamarzniętego jeziora! Ohar wyglądał na przekonanego o tym, gdy patrzył na Jelonka wrogo, z pięściami w gotowości. Ashton klepnął go w ramię i odciągnął od diabelstwa, któremu nie poświęcił nawet spojrzenia. Chłopcy mieli już swojego kozła ofiarnego.

Osmar pokręcił głową.

- Kurwa, Vera, to dlatego tak krzyczałaś? - Zapytał krasnolud, idąc obok Very. - To jakieś to pierdolone dziadostwo ci weszło w głowę, e? Ten obłok? Tak to wyglądało. - Mruknął, gładząc swoją brodę. - Szkoda, że żeś nie zrozumiała.

Samael podniósł się, by nie zostać z tyłu. W obcej puszczy, lepiej było się nie zgubić, nawet jeśli miało się Loliusza za opiekuna.

- Nie, dochodzą... z dołu. - Powiedział ostrożnie, cicho, jakby to mogło odwrócić od niego uwagę. - Jestem pewny, kapitanie. - Dodał.

- A ja jestem pewny, że najlepiej byłoby rozłupać mu ten rogaty łeb. - Burknął Ohar.

- Rogaty? - Podłapał znów Ćwiek, nie mając zbyt dużego wyobrażenia o tym, o czym mówili mężczyźni.

- No jasne, przecież to pierdolony...

- Żona mu rogi przyprawiła! - Niespodziewanie to Pogad przekrzyczała Ohara, nie dając mu zdradzić przed obcymi, kim, lub też czym był Samael. - I od tego czasu go Rogaczem nazywają, bo służyli na tym samym statku, dawno temu. - Dodała. Krasnolud i ćwierćork nie wydali się przekonani, ale nie drążyli tematu, głównie przez fakt, że drużyna dotarła do kolejnej przeszkody.

Vera obawiała się wpadnięcia do wody i pośrednio mogło do tego dojść - przed nimi, tuż przy brzegu, lód był roztopiony, a woda falowała lekko, jakby coś poruszało ją od strony dna. Samego dna, piasku, wodorostów widać nie było, a zamiast tego, w dół, tuż pod taflą, znajdowały się schody. Gdy Irina zaszła oczko od drugiej strony, woda rozstąpiła się, ukazując im przejście...

- O nie, ja tam nie idę! - Zdenerwował się Ashton.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

100
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mhm - mruknęła twierdząco, marszcząc brwi. Świeże wspomnienie ciemnej chmury, wdzierającej się w jej głowę, było wyjątkowo nieprzyjemne i może kiedyś będzie jedynie zabawnym wspomnieniem z polowania na boginkę, ale póki co Verę przechodziły ciarki na samą myśl, że coś mogło zostać w niej, w środku. Nie odlecieć ku błękitnemu niebu, tylko przykleić się gdzieś w jej płucach i tam już pozostać. - Nie planowałam krzyczeć. No i racja. Szkoda.
Może gdyby zrozumiała, czego ciemny dym od niej chce, łatwiej byłoby im się tu odnaleźć. Zaplanować dalsze działania. Zamilkła i choć nie kładła się już na lodzie, to skupiła się na nasłuchiwaniu, bo może dźwięk kroków dotarłby też do niej...?
- Ohar - warknęła. - Zamknij mordę, bo nie wytrzymam. Znajdź inny sposób na odreagowywanie strachu, niż przypierdalanie się do Sama. Nic, kurwa, nie zrobił i nic się nie stało.
Wyminęła osiłka, rzucając mu spojrzenie bardziej lodowate, niż jezioro, na którym stali. W tym samym spojrzeniu chwilę później pojawiło się zaskoczenie, gdy Pogad postanowiła wtrącić coś od siebie. Nie zaprzeczyła jej słowom i szybko doszła do wniosku, że nie mogły one wynikać z nagłej sympatii do jelonka, a ze zwykłej chęci zachowania spokoju w grupie. Gdyby teraz zaczęli się wyrzynać nawzajem, do walki z boginką zostałaby ich mniej niż garstka. Zalewanie tafli lodu ich własną krwią byłoby bardziej, niż głupie.
Podążając w stronę miejsca, gdzie woda była roztopiona, Umberto nie spodziewała się zobaczyć tego, co ukazało się ich oczom. Zamurowało ją odrobinę. Przez dłuższą chwilę tylko stała obok Iriny, zastanawiając się, skąd, do diabła, schody w jeziorze. I dokąd prowadziły? Czy powinna tam wejść? Oczami wyobraźni widziała już, jak woda najpierw gościnnie wpuszcza ją na dno, a potem zamyka się nad jej głową, odcinając dopływ powietrza i zamarza, uniemożliwiając wypłynięcie. Inaczej wyobrażała sobie koniec swojego żywota, niż w małym jeziorku w mroźnej dupie świata.
- Mi też nie uśmiecha się wchodzenie tam, nawet jeśli teoretycznie słychać stamtąd kroki - mruknęła. - Powinniśmy zawołać drugą grupę. Ustalić co dalej.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

101
POST BARDA
Osmar mruknął pod nosem, sygnalizując, że rozumiał jej słowa. Jego dłoń niezmiennie gładziła brodę, zaś druga wsparta była na krzyżu. Krasnolud, choć sprawiał wrażenie niefrasobliwego, wydawał się bardzo przejęty sytuacją. Kto by nie był, gdy czarna chmura atakowała ludzi?

Ciężki, zdenerwowane fuknięcie Ohara miało zakończyć jego wybuchy złości skierowane wobec Samaela. Sam Rogaty trzymał się z boku, ale sprawa schodów zaintrygowała go na tyle, że podszedł do Iriny i Very.

- Stamtąd również słychać kroki. - Odezwał się, wskazując dłonią dół schodów. Przejście było niewidoczne, lód zasłaniał dół schodów i koniec korytarza.

- Ktoś powinien sprawdzić, co jest na dole... - Odezwał się Bola-Bola z wahaniem. Spojrzał na swojego towarzysza, ale Ćwiek nie miał nic do dodania. Jego zatrwożona mina wskazywała na to, że zabrakło mu nienawistnych słów wobec boginki. - Nie widzę stąd drugiej grupy. Poza tym, chyba zanosi się na śnieg.

Przez dłuższą chwilę nie było ochotników. Zebrani zerkali po sobie, czekając, aż zgłosi się ta najodważniejsza osoba. Tylko Sam wpatrywał się w nowootwarte przejście.

- Pójdę przodem. - Oświadczył po chwili, na wydechu, tak cicho, że tylko Irina i Vera mogły go słyszeć.

- Ja z tobą. - Zaoferowała elfka. Wymieniwszy z diabelstwem kiwnięcia głową, skierowali się ku otworowi w lodzie. Po Irinie nie było widać wiele, nie zdradzała niczego ani swoją postawą, ani tonem. Czy obawiała się zejścia po schodach? Ufała Samaelowi?

- Uważaj. - Poleciła Pogad i pewnym było, że zwracała się wyłącznie do drugiej oficer.

Dwójka powoli weszła do jeziora. Choć na powierzchni unosiła się warstwa wody, szybko przekonali się, iż była to wyłacznie iluzja. Ich ubrania pozostały suche, a gdy czubki ich głów znalazły się pod powierzchnią, wydawało się, że bariera zupełnie odcięła ich od wiatru, który dotąd targał ich włosami. Poruszali się powoli, schodek za schodkiem. Lodowe stopnie musiały być śliskie.

- Tu są jakieś drzwi. Nie, to lustro. - Raportowała Irina. - Na końcu przejścia. Jest całkiem sucho, ściany są... rzeźbione. To jak lodowy pałac, kapitanie.

- Porzuć dumę, przywdziej pokorę, wtedy przed tobą stanę otworem. Tak tu jest napisane, nad lustrem. - Dodał Samael.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

102
POST POSTACI
Vera Umberto
Widząc wahanie zebranych, westchnęła ciężko, wiedząc już, że to ona będzie musiała zejść na dół. Wtedy jednak odezwał się Samael, zaskakując zapewne nie tylko ją, ale wszystkich zebranych. Obróciła głowę w jego stronę, a przez myśl przeszło jej tylko, że ma on większe jaja od Ohara, który przed chwilą był taki skłonny go rozsmarować na lodzie. Nie to, że nie doceniała jego oddania i chęci obronienia swojej kapitan przed domniemanym zagrożeniem ze strony diabelstwa, ale zabawne, jak teraz trzymał się z tyłu.
Skinęła głową, zgadzając się, by Samael z Iriną zeszli po schodach jako pierwsi. Po akcji z czarną chmurą ona też nie czuła się w tej chwili szczególnie odważna.
- Nie ruszamy się stąd - obiecała uspokajająco. - Będziemy pilnować zejścia. Ale nie traćcie nas z zasięgu wzroku, ani słuchu.
Pieprzony lodowy pałac. To było ostatnie, co Vera spodziewała się znaleźć pod zamarzniętą powierzchnią jeziora. Oni schodzili stopień za stopniem, a Vera z każdym ich krokiem gotowa była rzucić się za nimi i wyciągnąć ich z wody, jeśli będzie trzeba. Ale... wyglądało na to, że nie było trzeba. Nic im nie groziło, przynajmniej na razie. Gdy dotarli do lustra, kapitan zerknęła na Osmara, ale wątpiła, by ten miał dla niej jakiekolwiek odpowiedzi, więc odetchnęła głęboko i ruszyła po schodach w dół, śladem pierwszej dwójki.
Ostrożnie stawiała stopy na śliskich stopniach; jeszcze tylko tego jej brakowało, żeby obiła sobie tu kość ogonową, zjeżdżając na tyłku na sam dół. W końcu znalazła się przy Irinie i Samaelu. Przesunęła dłonią po ścianie, sprawdzając rzeźbienia, o jakich mówiła elfka, a potem spojrzała na napis nad lustrem. Porzuć dumę, przywdziej pokorę. Vera nie wiedziała, czego od niej oczekiwało to wejście, ale nie wzięła ze sobą worka pokutnego, w który mogłaby się teraz przebrać, żeby coś w ten sposób udowodnić. Wyciągnęła rękę przed siebie, dotykając gładkiej powierzchni lustra. Nie należała do najbardziej pokornych osób na świecie, zdawała sobie z tego niestety sprawę. Swojej dumy nigdy nie traktowała jako wady. Jeśli faktycznie było w tych słowach coś... magicznego, wątpiła, by lustro zechciało przepuścić ją dalej.
Zresztą o czym ona w ogóle myślała?! Jak lustro mogło o czymkolwiek decydować? Bzdura. Zawsze mogła po prostu rozbić je mieczem.
- Ciekawe co jest za nim - mruknęła pod nosem, bardziej sama do siebie, niż do któregokolwiek z stojącej przy niej dwójki. - Co mam z tym niby zrobić? Wpuść nas... proszę - dodała, starając się powstrzymać rozbawienie wynikające z faktu, że jak ostatnia idiotka rozmawia z kawałkiem szkła.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

103
POST BARDA


- Powinniśmy znaleźć schronienie. - Ponaglił ich Ćwiek. Z nieba zaczynały opadać pierwsze płatki śniegu, początkowo drobne, delikatne, wkrótce jednak miały przybrać na sile. Wraz z nimi zrywał się wiatr. - Albo... Zejść pod lód.

Nikomu nie śpieszyło się, by pójść za Verą, Samaelem i Iriną. Nie mogli dostrzec tego, co widziała Vera: pnących się po obu stronach przejścia kolumienek, rzeźbionych motywami roślinnymi, strzelistych sklepień, których lód rozświetlony był magicznym światłem, uwięzionych w lodzie ryb i roślin, prezentujących się jak na makabrycznej wystawie, ani lustra blokującego przejście. Napis jarzył się niebieskim światłem, wskazując instrukcję postępowania. Tafla lustra nie była gładka, marszczyła się jak spokojne wody, odrobinę tylko zniekształcając odbicie. W dotyku nie była lodowata, raczej chłodna, jak zwykle szkło w pogodny dzień. Tam, gdzie dłoń Very dotknęły lustra, powstały oka jak po rzuceniu kamieniem w toń.

- Nie muszę cię ostrzegać, to magia. - Odezwał się Samael, rozwiewając wątpliwości. Sam przyglądał się łososiowi, zastygłemu tuż pod posadzką, którą rzeźbiono tak, by fakturą imitowała drobne płytki, które jednocześnie uniemożliwiały poślizgnięcie. - Całe to miejsce jest magiczne... Dlatego jest skute lodem.

Próśba Very została skwitowana uśmiechem ze strony odbicia. I choć początkowo Umberto uznała to za swój własny grymas rozbawienia, złudzenie prysło, gdy odbicie poruszyło się niezależnie od niej. Lustrzana Vera odsunęła się o dwa kroki, ściągnęła czapkę, po czym skłoniła się nisko i tak zamarła.

-... Co teraz? - Dopytała zdziwiona Irina. - Twój ruch, Kapitanie.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

104
POST POSTACI
Vera Umberto
Choć doskonale wiedziała, że ma do czynienia z magią, słowa Samaela nie poprawiły jej samopoczucia. Wolałaby, żeby magia objawiła się jej w postaci boginki i dała się nadziać na miecz tak samo, jak nadziać się dała Anna Caldwell. Z taką magią Vera mogła współpracować... nawet jeśli druga strona nie do końca doceniała rodzaj współpracy, jaki wybierała pani kapitan. Fale, jakie rozeszły się po lustrze pod jej dotykiem, sprawiły, że ciarki przeszły wzdłuż jej kręgosłupa. No nie lubiła magii, cóż mogła rzec. Zwłaszcza tej, która stała przeciwko niej.
Jej odbicie, robiące zupełnie coś innego, niż ona sama, wcale nie było przyjemnym widokiem. Umberto cofnęła się o krok, a jakiekolwiek rozbawienie zniknęło z jej oczu bezpowrotnie. Miała się ukłonić, tak? W ten sposób okazać bogince swoją pokorę? Nie wiedziała, czy uśmiecha się jej robienie z siebie takiego pajaca. Z drugiej strony wiedziała, że wszyscy czekają. Musieli skryć się przed śnieżycą, nawet jeśli oznaczało to wejście do zaczarowanego, lodowego pałacu.
- Miejmy to za sobą - westchnęła.
Ściągnęła czapkę i ukłoniła się zamaszystym gestem, prawie zamiatając dłonią podłogę. Dobrze, że nie było tu Corina, bo miałby sporo do powiedzenia na temat podejmowanych przez nią decyzji i tego, jak nierozważne były. Jeśli lustro wpuści ich do środka, a potem już nie wypuści, będą w wyjątkowo ciemnej dupie.
- Uważajcie - ostrzegła, chociaż dobrze wiedziała, że pozostała dwójka stoi jak na szpilkach, gotowa zareagować w każdym momencie, jeśli tylko wydarzyłoby się coś, co nie powinno się wydarzyć.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

105
POST BARDA


Nie wszystkie potwory były tak posłuszne jak Anna Caldwell, czy nawet biały skrzydlaty wąż, którego ledwie parę godzin wcześniej ubił Hewelion. Większość wolała jednak podstępy, a gdy dodatkowo władały magią, płatały psikusy, takie jak pałac na dnie jeziora i zaklęte lustra.

Vera dostrzegała ruch odbicia, który jak raz nie naśladował prawdziwej osoby. Twarze Iriny i Samaela również odbijały się w zwierciadle, a blade światło sprawiało, że ich oblicza były jeszcze bielsze, doprawione niebieskim odcieniem.

Jeśli któryś z jej towarzyszy myślał coś niemądrego o zachowaniu Very, to zachował to dla siebie. Co więcej, gdy kapitan ukłoniła się, lustro tylko zafalowało, a odbicia Samaela i Iriny Również postanowiły ugiąć karku i przywitać się skłonem.

- Porzuć dumę. - Przypomniała elfka diablęciu, samej się kłaniając. Sam poszedł w jej ślady. Na reakcję pałacu musieli czekać tylko uderzenie serca - tafla upadła jak wodna kurtyna, lecz choć woda uderzyła o posadzkę z głośnym pluskiem, żadne z nich nie zostało ochlapane nawet kroplą. Woda rozpłynęła się, momentalnie wsiąkła w lód pod ich stopami. Najważniejsze było jednak przejście, które się przed nimi otworzyło, tak, jakby przeszkody nigdy tam nie było.

- W porządku?! - Zawołał za nimi Osmar, wyglądało na to, że sam gramoli się na dół, po schodach. - Zalało was?!

- Żyjemy. - Odpowiedziała mu Irina. Pilnowała tyłów, podczas gdy Samael poszedł przodem. Korytarz nie był długi, ledwie na parę metrów. Kończył się przejściem, którego ostro zakończony łuk zdobiły zatopione w lodzie... Żaby. Z obu stron, od ścian, kolejne okazy imitowały tor skoku, a na samym szczycie mała żabka rozstawiała wszystkie kończyny jak do sekcji, zdobiąc górę portalu niczym czteroramienna gwiazda.

- Kroki dochodzą z prawej... Ale możemy iść w lewo, Kapitanie. Czujecie? Ktoś coś gotuje, z lewej strony. Jakby... Rybę?
Obrazek

Wróć do „Turon”