POST POSTACI
Vera Umberto
Vera o poranku nie była szczególnie zadowolona z faktu, że Corin postanowił ją zostawić. Oczywiście, jako kapitan popierała jego decyzję i tylko dlatego nie powstrzymała go przed opuszczeniem łóżka. Problem Sovrana był jego problemem, nawet jeśli Vera chwilowo akurat była w niego bardziej zaangażowana. Musiał się nim zająć, nie było innej opcji, a im wcześniej, tym lepiej. Ale jako zwykły człowiek Vera chciała pospać trochę dłużej w cieple drugiego, leżącego obok ciała. Westchnęła więc tylko i owinęła się ciaśniej w koce, zamykając oczy jeszcze na jakiś czas, gdy Yett opuścił już jej kajutę. Vera Umberto
Obudzona przez Irinę zwlekła się w końcu z łóżka, jak co dzień z niemal fizycznym bólem przeżywając moment wyjścia z zagrzanego barłogu. Bella, jak widać, czuła się tu jak u siebie, ale Umberto była jeszcze zbyt zaspana, by się o to złościć. Zresztą, obdarzyła kobietę jakąś bliżej nieokreśloną sympatią. Hrabina była w porządku. Nie oznaczało to, że wolno jej było bez konsekwencji panoszyć się po Siódmej Siostrze, ale jej zachowanie z jakiegoś powodu nie wywoływało w Verze standardowej irytacji... jeszcze.
Ubrała się ciepło. Pod płaszcz założyła nowy, skórzany napierśnik, włosy wyjątkowo zaplotła w gruby warkocz i zasadziła na głowę futrzaną czapkę. Jak zawsze, do biodra przypasała długie ostrze - póki co wciąż niestety miecz, nie sejmitar - a w wysoką cholewę buta wcisnęła swój wąski sztylet. Wciągając na dłonie rękawiczki, opuściła swoją kajutę i kwatery oficerskie, idąc za śmiechem Heweliona, który tym razem zdecydowanie miał lepszy nastrój, niż jeszcze wczoraj. Może szansa upolowania czegoś interesującego skutecznie rekompensowała mu pechowe pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na nim Bella.
Umberto miała tylko nadzieję, że nie będzie musiała długo kłócić się z Corinem, żeby zgodził się zostać na Siostrze. Trochę liczyła na to, że nie będzie musiała tego robić wcale, ale nie była naiwna, oficer potrafił być uparty jak osioł, jak każdy mężczyzna zresztą. Przywitała się z zebranymi machnięciem dłoni, informując ich pokrótce, że zaraz do nich przyjdzie i najpierw zeszła pod pokład, żeby zlecić Tripowi przygotowanie jej do jedzenia czegoś na drogę - jej, a także tym z załogi, którzy zamierzali ruszyć w puszczę razem z nimi. Potem dopiero wróciła do pozostałej dwójki kapitanów.
- Nikt mi nie mówił, że ruszamy z samego rana - rzuciła, wsuwając ręce do kieszeni. - Gdybym wiedziała, wypiłabym wczoraj mniej.