[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

31
POST BARDA
Strażnik szedł powolnym krokiem. Mruczał do siebie coś na temat zimnego wiatru, który bez przerwy dął i wpadał nawet między zabudowania, choć z mniejszą siłą. Owijając się szczelniej swoim kubrakiem, chłopak parł przed siebie. Zatrzymał się tylko na moment na rogu, nieopodal miejsca, gdzie wcześniej krył się Mort i odbił w stronę muru, tam, gdzie składowano obornik.

Mort dostrzegł, jak znad muru wystaje głowa Psa, który ocenia sytuację. Była tam jednak tylko moment, a w ciemności nie sposób było odróżnić jej od ściany lasu. Strażnik zabrał ze sobą lampkę i rozejrzał się, ale nie dostrzegł ani Psa, ani Mortiusha, zresztą, nie rozglądał się zbyt gorliwie. Miał odbębnić patrol i wrócić do kolegów z nocnej zmiany.

Zakryty iluzją fragment muru stanowił dobre schronienie dla współpracowników Morta. Pies zamierzał korzystać z chwili i kiedy tylko młody strażnik odwrócił się, by wrócić tą samą drogą, którą przyszedł, mężczyzna skorzył na niego, cicho jak cień. Uderzenie w głowę drewnianą pałką, którą ze sobą przyniósł, skutecznie ogłuszyło chłopaka.

- Mam cię, draniu. - Mruknął Pies pod nosem. Nie miał świadomości, że Mort jest blisko i że próbował zakryć jego próby dostania się do posiadłości.

Gdy Pies przeszukiwał kieszenie strażnika, przez mur przeleźli również jego dwaj pomocnicy. Wszyscy trzej ubrani byli w ciemne kolory i uzbrojeni.

- Klucze, szefie?

- Nie, nic z tego.

Jednego strażnika mniej. Jak dużo czasu minie, nim jego koledzy zaczną go szukać?
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

32
POST POSTACI
Fakt, że strażnik postanowił zlustrować akurat ten kąt nie zachwycił chłopaka. Ukrył więc kolegów pod iluzją i widać dobrze zrobił, bo strażnik ich nie dostrzegł. Jednak znów nie mogło iść dobrze... Pierwsza komplikacja to obecność strażników w ogóle. Teraz Pies postanowił jeszcze cwaniakować, co komplikowało sytuację jeszcze bardziej. Mortiush przewrócił oczami, choć nikt nie mógł tego dostrzec. Wychylił się z kryjówki, chrząknął cicho by zwrócić na siebie uwagę i machnął ręką, by podeszli. Wskazał też na nieprzytomnego strażnika, by przenieśli go za stertę gnoju.

-I jednak mi nie ufasz..- burknął cicho kiedy podeszli.- Mówiłem, że Was zabezpieczę.

Zrobił dramatyczną pauzę, pokręcił głową i mówił dalej.

-Nic to, potem pogadamy. -obrał poważny ton.-Teraz nie ma czasu. Eliminacja strażnika powoduje, że musimy to zrobić szybko. Mają jakiś problem ze źrebakiem, stąd jest ich tu więcej niż się spodziewaliśmy. Przy stajni stoi drugi strażnik. Nie zdążyłem się zorientować, ilu jest w środku. Zapewne jakiś stajenny i może pomocnik. tak bym szacował. Jeszcze przed chwilą powiedziałbym, żeby wrócić jutro, jednak teraz nie ma odwrotu. Dzisiaj albo wcale...Tak w ogóle, to jesteście za wcześnie...

Mortiush potarł skronie. Myślał intensywnie. Usiłował przypomnieć sobie, czy brama jest zamknięta, jednak za szybko wszystko się działo, by to spostrzegł. Wskazał jednego z chłopaków, który wydawał się bardziej kompetentny i powiedział mu cicho:

-Ty. Sprawdź, czy brama jest zamknięta.- po tym zwrócił się spowrotem do Psa.- Mamy kilka opcji. Najgorsza- wpadamy tam, tłuczemy ilu się da i spieprzamy z koniem. Do tego mamy rozwiązania niepewne. Wchodzisz tam jak do siebie, oni Cię nie zatrzymują, ale nie możesz odezwać się ani słowem, bo poznają. Jak mi któryś zapewni otwartą bramę, osłonię Twój wyjazd. Za bramą jednak jesteś zdany na siebie. Drugie niepewne jest takie, że wchodzimy tam razem po cichu i tak też staramy się ulotnić. W tym drugim nie pomogę z bramą. Dywersja chłopaków może odciągnie strażnika, nie wiem jednak, na ile się to uda. No i z tymi w środku już będzie trzeba improwizować.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

33
POST BARDA
Chrząknięcie Morta spowodowało, że Pies obrócił się z uniesioną pałką, gotów do ataku. W porę opamiętał się, gdy dostrzegł, że to nie kolejny strażnik, a Mort.

- Nie widziałem cię! - Syknął, gdy emocje nie pozwalały mu podejść do sprawy spokojnie. - Skąd miałem wiedzieć, że nas nie wyda? Lepiej go tu zostawić. - Skinięcie głowy wskazało jego pomagierom, gdzie przenieść nieprzytomnego. Obornik parował lekko, sugerując, że procesy gnilne podniosły temperaturę łajna. Młody strażnik nie tylko wyśpi się w cieple, ale jeszcze będzie miał miękko... choć niezbyt pachnąco.

- Nie zamierzałem tu siedzieć dłużej, niż konieczne. - Odpyskował Pies. Było chłodno, emocje sięgały zenitu, a po, wydawałoby się, dobrze przeprowadzonej akcji, Mortiush jeszcze miał pretensje?! - Mówiłeś godzinę, jesteśmy godzinę po tobie. Cholera, nie będziemy brać źrebaka? Tym bardziej chorego? - Upewnił się. Mieli przyjść tylko po jednego, góra dwa konie, klacze, jak ustalili z baronem! Źrebak był dużym prawdopodobieństwem porażki, ale zabranie mu matki skazywało go na śmierć.

Chłopak, którego wybrał Mortiush, skinął głową i przemknął wdłuż muru w stronę bramy. Wkrótce zniknął w ciemności.

- Nie wydaje mi się, żeby nie zadawali pytań. - Mruczał Pies, znajdujac dziury w planie Mortiusha. - Ale może dać mi przewagę zaskoczenia. A ty możesz iść za mną, po cichu. - Dodał. - W razie problemów będziemy improwizować.
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

34
POST POSTACI
Nerwy i zdenerwowanie nie było tym, czego teraz potrzebowali. Mortiush uświadomił to sobie czując jak wzbiera w nim złość. Nie lubił, kiedy coś nie szło. Wziął kilka głębszych wdechów, aby się uspokoić i zaczął mówić szeptem. Cicho i spokojnie. W swój głos wplótł Zdolność, dzięki której mógł wpływać na emocje i odczucia. Mówił spokojnie, pełen skupienia chcąc, aby ta atmosfera udzieliła się chłopakom.

-Dobra, trzeba radzić sobie z tym co mamy. A niestety w tym wypadku czas nam nie sprzyja. Zrobimy więc tak.-mówiąc to rozejrzał się licząc na wieści od złodzieja wysłanego dla sprawdzenia bramy. Od tej informacji zależał kształt planu. Wskazał drgiego pomocnika.- Ty masz za zadanie odciągnąć strażnika. Spowoduj, by wszczęli alarm. Byle z drugiej strony domu. zaraz przerzucimy Cię przez mur spowrotem. Daj się zauważyć, nahałasuj, nie wiem. Pozostawiam to Tobie. Kiedy strażnik odejdzie, zostaną nam tylko ci w środku. I tu wchodzi Pies. Wejdziesz tam jak do siebie i wybierzesz konie. Mam nadzieję, że zajęci swoimi zadaniami nie zaczepią Cię. Wejdziemy tam po wszczętym alarmie, więc może pomyślą, że bierzesz konie do pościgu za złodziejami. Jeśli nie, możesz ich postraszyć. Nie zabijaj, tylko nastrasz. Ja Ci pomogę. Jedyny potencjalny problem to brama. Musimy ją mieć otwartą. Czy On da sobie z tym radę?

Mort nie znał wszystkich Sierotek i innych współpracowników. Musiał więc polegać na Psie w tej kwestii. Na robotę raczej nie wziął słabych.
Cała sytuacja nie do końca mu się podobała. Wydawało się jednak, że odzyskuje kontrolę i teraz to on będzie rozdawał karty. Tylko czy strażnicy i ci w środku zechcą je przyjąć?
Ciąg dalszy akcji wymagał małych przygotowań. Mort sięgnął do torby i wydobył dwa wcześniej przygotowane szkice. Jeden to był portret Gospodarza z jego psami. Potrzebny do ukrycia ich podejścia po konia. Niełatwa rzecz, jednak trzeba było spróbować. W tej scence Pies miał byś szlachcicem, a Mort psem. Dzięki temu mógł obserwować i reagować skupiony na iluzji. Po wejściu do stajni sam chciał się schować, bo ciąg dalszy wymagał od niego więcej uwagi, a to spowoduje rozwianie się iluzji. Jego ukrycie pozostawiałoby im atut w postaci zaskoczenia. Drugim przygotowanym szkicem był grupka bandytów. Poza wpływem na strach tamtych, albo do jego wzmożenia, był gotów objawić ich przy stajni. To wszystko miał w zanadrzu gotowe dla wsparcia Psa, gdyby sam nie podołał. Miał nadzieje, że to nie będzie potrzebne i jedna iluzja, choć dość skomplikowana, pozwoli im zrobić swoje.

-A za bramą się rozdzielamy. Ja oderwę się przy murze, Ty jedziesz w swoją drogę. Postaram się jeszcze pomóc ile się uda, ale będe miał słabą pozycję.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

35
POST BARDA
Pies nie zdawał sobie sprawy z zakresu, w jakim działały zdolności Morta. Ciężko było powiedzieć, czy byłby zadowolony, gdyby usłyszał, że kolega wpływa na jego emocje, nawet jeśli chciał zrobić to wyłącznie dla dobra sprawy.

Było zbyt wcześnie, by chłopak wysłany do bramy wrócił. Ledwie zniknął za rogiem budynku, gdy Mortiush wypatrywał go w ciemności. Polecenie nie było dość jasne - czy miał sprawdzić, czy skrzydła bramy są zamknięte, czy może upewnić się, że kłódka wisi w swoim miejscu i uniemożliwia otwarcie? Zważając na to, że nie wracał, najpewniej przyjął tę drugą wersję.

Nawet w nikłym świetle nocy Mortiush widział skrzywioną minę Psa.

- Jak nie otworzy nam bramy, to osobiście mu nogi z dupy powyrywam. - Denerwował się, jednak nie tak, jak mógłby, gdy działała magia Morta. Młody, leć, narób hałasu z drugiej strony. [/b]- Ruchem głowy wskazał młodzikowi mur. Splatając ze sobą dłonie stworzył podest dla dzieciaka, którego łatwo było podsadzić. Już po chwili zostali tylko we dwoje. - Lepiej, żeby tego nie spierdolili.

Jasnym było, że Pies nie do końca rozumiał i nie do końca chciał wykorzystać zdolności Morta, ale nie miał innego wyjścia, jak tylko przystać na jego propozycję. Cierpliwie poczekał, aż Mortiush skończy swoje czary i obaj zakryci iluzją mogli ruszyć w stronę strażników. Usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła, na tyle głośny, by przebił się przez wizg wiatru.

- Ruszamy! - Zarządził Pies.

Droga zza chlewika nie była przerywana przez nikogo. Dopiero gdy znaleźli się w blasku lamp, najbliższy strażnik poderwał się z miejsca.

- Panie, słyszeliśmy jakieś dźwięki! Wszystko w porządku?

Pierwszym problemem okazało się to, że strażnicy nie ruszyli w stronę problemów, jakich miał narobić ich młody wspólnik. Gdy zostali przypisani do stajni, mieli bronić jej za wszleką cenę. Pies w ciele lorda nie odezwał się, ale machnął dłonią, każąc mężczyźnie spocząć. Tyle mógł zrobić bez otwierania ust.

Nie mógł jednak powstrzymać komentarza, gdy weszli głębiej.

- Ja jebie...

Kolejnych trzech strażników siedziało w środku przy boksie obudowanym drewnianym płotkiem. W nim, na świeżym sianku, leżała niegdyś śnieżnobiała klacz. Konik widział lepsze czasy, gdy jego sierść była zmatowiała i brudna w niektórych miejscach, a grzywa i ogon splątane, jakby nie rozczesywał ich nikt od wielu dni. Nie to jednak było najdziwniejsze, a fakt, że na grzbiecie klaczy znajdowała się para wielkich, białych skrzydeł! Sekretem wyjątkowości koni Vondelblettenów było to, że ich wierzchowce były po części magiczne! Ardal zadbał o to, by pegaz mu nie uciekł: skrzydła przewiązane były grubą liną, wrzynającą się w ciało. Obok matki, na boku leżało równie białe źrebię. Tam, gdzie powinny wyrastać skrzydła, zostały tylko dwie krwawe pręgi.

- Panie, mieliśmy właśnie po pana iść! W rany małego wdała się infekcja! - Zaraportował jeden ze strażników.

Mort dostrzegł, jak Pies sięga po pałkę.
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

36
POST POSTACI
Czasu nie mieli na zbędne oczekiwania, więc trzeba było ruszać. Trybiki poszły w ruch i pozostawało mieć nadzieję, że każdy spełni swoją rolę. On musiał skupić się na swojej. Kiedy podeszli do wejścia, od razu Mortowi zrobiło się cieplej. Strażnicy nie ruszyli sprawdzić hałasów. Na szczęście Pies okazał się wystarczająco opanowany, by nie wypaść z roli. Kolejnym niemiłym zaskoczeniem była obecność strażników w środku. Spodziewał się raczej obsługi. Niemiła niespodzianka. Jednak nie to było największym szokiem. Pegaz... Pegazy właściwie... Zniewolone. Takie zwierzęta nie powinny być tak traktowane. Miał ochotę rzucić się uwolnić z więzów klacz. Na szczęście powstrzymał go rozsądek. Jednak ustępował on pod natłokiem myśli każących zmienić plan. Ci ludzie nie mogli bezkarnie prowadzić tej działalności dalej. Genialny plan kradzieży jednego, może dwóch koni przeradzał się właśnie w głowie Morta w plan obalenia cudownej hodowli.

Widok Psa sięgającego po pałkę upewnił go, że nie tylko on pomyślał w ten sposób. Czuł jak wzbiera w nim energia. Czuł, że nadchodzi moment, w którym wszystko przesłoni mu Zdolność, a wszelkie iluzje się rozpłyną. Unieruchomił zatem obraz, by nie musieć go kontrolować. Kiedy znaleźli się za plecami oprychów ( bo strażnikami ciężko ich było już nazwać), nachylił się jedynie do ucha psa i szepnął, sam dobywając swych noży:

-Teraz.

Nie czekając na przyjaciela rzucił się na dwóch dalszych "strażników". Jego wcześniejsze słowa o tym, że ma nie być ofiar nie miały już znaczenia. W tym momencie puścił wszelkie hamulce i poczuł, jak energia w nim eksploduje. Wszystkie emocje zrodzone w tej sytuacji napędzały go i dawały mu moc. Zdolność aktywowana przez wymuszony stan nigdy nie była tak silna, jak w naturalnej sytuacji. Nigdy właściwie jeszcze nie walczył w stanie takiego podniecenia napędzającego zdolność.
Z całą pewnością w tej chwili iluzja się rozpłynęła, odsłaniając ich postaci. Miał nadzieję, że zaskoczenie da im wystarczającą przewagę. Chciał po prostu unieszkodliwić tych dwóch i ruszyć by wyeliminować tego przy drzwiach. Pies za plecami powinien go wesprzeć.

Jak zawsze Mortiush był raczej opanowany i nie siał chaosu wokół, tak teraz chciał cały ten przybytek puścić z dymem. Gdyby miał chwilę, zastanawiałby się jak bezpiecznie wyprowadzić wszystkie konie i jak zabezpieczyć pegaza po wyjściu stąd. I jak się oddalić, jak zgubić pogoń, która na pewno ruszy za nimi. Ale nie miał czasu na myślenie. To wszystko już się działo. Kiedy już wyprowadzi konie i podpali te budę, będzie musiał coś wymyślić. Ale teraz... czas na chaos.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

37
POST BARDA
Jeden przy wyjściu, trzech w środku - tylu strażników czekało ich przy koniach. Pegaz i jej źrebię nawet nie zareagowały na pojawienie się ich "pana", tak obojętne, jak to tylko możliwe. Zniewolone zwierzę nie miało żadnych ciepłych uczuć w kierunku swojego oprawcy.

Dla obu włamywaczy jasnym wydawało się, że sprawa musi zostać zakończona tej nocy. Pies nie czekał, aż iluzja zostanie rozmyta. Gdy usłyszał przyzwolenie od Morta, zamachnął się pałką w stronę najbliższego strażnika, a wykorzystując zaskoczenie natychmiast go unieszkodliwił. Również Mortiush był szybki, a młodzik, którego dorwał, dostał prosto w szyję. Brodząc obficie krwią nie mógł zrobić wiele więcej, niż paść, trzymając się za gardziel.

Dwóch wyeliminowanych, zostało jeszcze dwóch.

- Panie?! - Pozostały przy przytomności strażnik wykrzyknął, zdziwiony, jednocześnie alarmując też tego, który został przy drzwiach.

- Dranie! - Warknął Pies, rzucając się w jego stronę ze swoją pałką.

Dla Morta został ten, który ledwie wszedł do stajni. Chwytając za długi nóż, który dotąd trzymał zatknięty przy pasie, rzucił się na Mortiusha, atakując od góry. Konie zarżały, poruszone walką.
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

38
POST POSTACI
Teraz już odwrotu nie było. Choć Mortiush nie był wojownikiem, musiał teraz po prostu walczyć. Nie był też jednak rycerzem. A to sprawiało, że zasady honorowej walki go nie dotyczyły. Nie miał zamiaru sprawdzać się w walce sam na sam ze strażnikiem idącym na niego od drzwi. Rzucił się więc na tego drugiego, który najwidoczniej zainteresował się Psem. Nie chciał sprawdzać, czy przyjaciel jest od niego lepszy. Mieli chwilową przewagę liczebną i tą właśnie należało wykorzystać. Szybko załatwić jednego i ruszyć przeciw ostatniemu, znów mając przewagę.

Co prawda ten przy drzwiach mógł uciec i zaalarmować innych, jednak Mort nie chciał nadmiernie ryzykować. Zawsze pozostawał trzeci ich kolega, który poszedł z zadaniem otwarcia bramy. Pozostawał on w pozycji dającej możliwość dodatkowego zaskoczenia. Na inne fortele, zwłaszcza te magiczne, nie było teraz szans. W stanie uniesienia, który napędzał Morta wzmocnionego Zdolnością, nie było mowy o skupieniu na takich manewrach. A przed zakończeniem walki nie było możliwości, by się uspokoić.

Plan działania pozostawał niezmienny. Unieszkodliwić strażnków, uwolnić konie i uciec stąd. Jedyną słabością tego improwizowanego planu było ryzyko zaalarmowania domowników. I nic nie można z tym zrobić, poza szybkim i możliwie cichym załatwieniu spraw.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

39
POST BARDA
Mleko się rozlało. Gdy iluzja opadła, za to pojawiły się pierwsze ofiary, nie było drogi odwrotu. Choć Mort wybrał uniknięcie walki z tym, który szedł na niego od frontu, nie znaczyło to, iż wszystko ułoży się po jego myśli, gdy strażnik bardziej cenił sobie poczucie obowiązku aniżeli zdrowy rozsądek, który nakazywałby porzucenie walki z dwoma przeciwnikami. Gdy Mort postanowił rzucić się na drugiego, tego, którym już zajmował się Pies, ten pierwszy wykorzystał okazję - i zaatakował zwróconego do niego tyłem Psa.

Mort widział, jak długie ostrze zostaje z mocą wbite w plecy jego kolegi, w kolejnej chwili mężczyzna siłował się, by wyciągnąć nóż zakleszczony między żebrami Psa. Ten sam zawył w bólu i mimo obrażeń, ciął na oślep za siebie.

- Mort, do kurwy! Bierz konia!

Sytuacja nie była kolorowa, choć udało im się pokonać dwóch strażników i ranić trzeciego, tego, który wcześniej ciął od tyłu. Choć Pies zdzielił go pałką przez głowę, nie wystarczyło to do całkowitego obezwładnienia.
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

40
POST POSTACI
Niezbyt dobrze się działo. Tego nie przewidział w żadnym wariancie planu. Nie przewidział pegaza... Cała akcja wywróciła się do góry nogami. Na szczęście jednak Mort działał. Zdolność dodawała mu energii i skupiała jego myśli na działaniu. Na szczęście, bo w tym wypadku mógłby zrobić coś głupiego. Miał jednak zadanie. Płynnie kontynuował swoje dzieło zniszczenia i kiedy ostatni strażnik wykorzystywał jego błąd jakim było odpuszczenie mu, on wykorzystać chciał błąd strażnika, jakim było pozostanie tutaj. Szedł go po prostu zabić. Zadziwiające jak
łatwo to przychodziło w takiej sytuacji. Powoli docierało do niego, że Pies jest ranny, może nawet poważnie. To wkładało w jego ruchy dodatkowy gniew. Trzeba działać, nie dopuścić do wszczęcia alarmu. Zabić. Zrobić swoje. Uciec. Spalić te budę.


W pół kroku już wiedział, że musi sprawę załatwić szybko. Musiał sprawdzić, co dzieje się z jego przyjacielem. Miał nadzieję, że dadzą radę go wydostać i potem wyleczyć. Inaczej być nie mogło. Przez myśl mu przeszło, że nie widział nigdzie pomocnika, który przyszedł z Psem.Oby tylko dał radę uporać się z bramą i zjawił się tu za moment. Będzie potrzebny.

Ale teraz liczył się tylko atak. Pchnięcie!

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

41
POST BARDA
Akcja, która miała być łatwa przez zdolności Mortiusha, stała się dużo, dużo trudniejsza, gdy plan posypał się jak domek z kart. Nie było niczego, co Mort i Pies mogliby przygotować lepiej. Znaleźli konia, po którego przyszli, ale co z tego, skoro bestia okazała się być magiczna?

Chłopcy, którzy przyszli z Psem, wpadli do stajni akurat wtedy, gdy Mort kończył żywot napastnika. Pchnięcie ostrzem było skuteczniejsze, niż uderzenie pałką. Polała się jucha, barwiąc czerwienią słomę, którą wyłożona była podłoga. Co gorsza, Pies również krwawił.

- Szefie! - Zawołał jeden z chłopców, gdy otrząsnął się już z szoku wywołanego ujrzeniem pegaza. - Szefie, w porządku?

- Będę żyć. - Skomentował Pies, ale w jego głosie nie było pewności. - Mort, rozetnij liny. Tom, bierz źrebaka, uniesiesz go? Musimy spierdalać!

- W domu chyba już spostrzegli, że coś jest nie tak!

- Mort, nie ma czasu! Tnij liny i wsiadaj na konia! Musimy go stąd zabrać!
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

42
POST POSTACI
Sytuacja zdecydowanie nie była dobra. Od samego początku nie szło zgodnie z planem. Ten już w samych założeniach był błędny. Przyszli po konia a zastali... Pegaza. Nawet jeśli go stąd wyprowadzą, będzie to dopiero początek. Należało się jednak skupić na tu i teraz. Mortiush skupił się chwilę, by się wyciszyć. Burza wewnątrz niego buzowała i utrudniała swobodne myślenie domagając się działania. Wraz z uspokojeniem wracało postrzeganie otoczenia. W tym momencie właśnie uświadomił sobie, że przed chwileczką bez cienia litości zamordował trójkę strażników. W dodatku to on był agresorem, nie bronił się. Morderca... A jeszcze wczoraj był złodziejaszkiem.


Odepchnął jednak od siebie tę myśl, bo spostrzegł ranę Psa. Przypomniał sobie, jak to się stało. Przypomniał sobie, że mógł zatrzymać tego, który to zrobił. Źle, źle, źle! Nakazał sobie jednak działać jak się tylko dba przytomnie i na zimno. Oddychając głęboko próbował osiągnąć spokój, co nie było zbyt łatwe z zakrwawionymi dłońmi i potencjalnym pościgiem tuż za rogiem. Zgodnie z sugestą przyjaciela podszedł do magicznego zwierzęcia i odezwał się, chcąc użyć swojej Zdolności, by go uspokoić:

-Ćśśśś, pomogę Ci.-położył dłoń na łbie końskim. Potem przesuwał ją wzdłuż ciała dążąc do odcięcia krępujących konia.. Pegaza, więzów.- Pozbęde się tych lin i wyprowadzę Cię stąd. Twoje dzieci też zabierzemy. Wszystko będzie dobrze.

Cały czas w jego głowie kłębiły się myśli. Ten zwierzak jest magiczny. A może mógłby uzdrowić Psa tu i teraz? To by ułatwiło ucieczkę.Nie wiedział jeszcze jak poważne są rany przyjaciela, ale nie wyglądało to dobrze. Na szczęście zachował trochę funduszy, więc będzie miał jak pomóc koledze opłacić lekarza. Wszak to poniekąd przez niego Pies został ranny...

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

43
POST BARDA
Pies, który planował wyjechanie ze stajni jak król, na koniu, musiał pluć sobie w brodę za wcześniejszą naiwność. Teraz nie tylko zarobił ranę, z której krwawił, ale na domiar złego nie udało mu się znaleźć konia z vondelbletteńskiej stajni, o ile nie liczyć źrebaka, który musiał być pół-krwi. Pozostałe zwierzęta, o ile wciąż były na terenie posiadłości, musiały znajdować się w drugim skrzydle budynku.

Mortiush dał ponieść się emocjom i teraz walczył, by odzyskać równy oddech i spokój. Ale jak mógł być spokojny? Zamordował człowieka w trakcie zwykłego włamania. Nie był już złodziejaszkiem, a pełnoprawnym mordercą!

Zaklęcia Mortiusha działały na ludzi i łatwo pogłębiały istniejące już uczucia, ale jak mogły zadziałać na magicznego pegaza, który miał pełne prawo być zdenerwowanym, gdy do stajni wkroczyli obcy? Na domiar złego rysownik nie miał dość doświadczenia ze zwierzętami.

- Pospiesz się! - Pogonił Morta drugi z chłopców Psa. Ten pierwszy, Tom, dźwignął z siana źrebaka. Chłopak na szczęście był postawny i silny i choć sapał i jęczał, udało mu się podnieść młode. Sam Pies nie wydawał się jeszcze słabnąć. - Nie mamy czasu!

Kiedy liny puściły, pegaz w jednym momencie rozprostował skrzydła. Choć białe pierze było przybrudzone, a niektóre z lotek połamane, chłopcy zamarli na moment, podziwiając majestat klaczy. Można było sobie tylko wyobrażać, jak piękna musiałaby być, gdyby była zadbana! Zaraz jednak złożyła skrzydła. W stajni nie było wiele miejsca, zresztą, z połamanymi piórami daleko nie uleci.

- Idą! - Ostrzegł ich Pies, który dopadł już do wejścia i obserwował okolicę. - Do bramy!
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

44
POST POSTACI
Mortowi cały czas w głowie rezonowała myśl-'Nie tak miało być!'. Zaraz po niej jednak przychodziła nieodwracalnie refleksja, że trzeba działać z tym, co się ma. Nie wiedział, jak ma prowadzić konia. Sznurek wydał mu się złym pomysłem biorąc pod uwagę jakie skojarzenia może budzić w zwierzęciu. Chwycił więc za grzywę i pociągnął delikatnie w stronę bramy mówiąc:

-Choć z nami. Wyjdziemy stąd i udamy się w bezpieczne miejsce.

Kompletnie nie wiedział, czy klacz zechce z nim współpracować. Sam nie byłby zbyt chętny do współpracy z kimś takim jak on. Nie wyglądał na pewno zbyt zachęcająco w tej chwili. Idąc w stronę bramy zastanawiał się, jak jeszcze mogą ułatwić sobie ucieczkę. Byli pieszo, obciążeni źrebakiem i rannym pegazem. Do tego Pies nie był w szczycie kondycji. Nie przygotował się na taki scenariusz. Pozostała więc improwizacja.

-Za bramą idźcie wzdłuż muru w stronę lasu. Nie przejmujcie się, jeśli nie będziecie nic widzieć, po prostu idźcie.- powiedział kiedy w głowie pojawił się plan.

Zamiar Mortiusha był prosty. Nie mógł zresztą być zbyt skomplikowany. On sam był zmęczony. Sporo używał dziś Zdolności, włącznie ze skomplikowaną iluzją. To wszystko nadwyrężyło jego siły. Do tego nie miał przygotowanej wizualizacji, więc pozostawała jedynie ta w głowie. A ta nie była nigdy doskonała. Chciał więc jedynie zasłonić ich odwrót. Skoro ruszyła ekipa 'pościgowa', trzeba było się ukryć. Dlatego kiedy zbliżali się do bramy, chciał pokryć teren wokół bramy, jak i możliwie najdalej w stronę pogoni 'mgłą'. Efektu nie był pewiem. Nie wiedział ile się uda, nie wiedział czy to będzie mgła, dym czy inne coś. Zresztą forma nie była zbyt istotna. Liczyło się ukrycie i zysk czasowy. Plan prosty- do bramy, mgła, do lasu. A potem? ciąg dalszy improwizacji.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

45
POST BARDA
Być może to ciche, delikatne słowa Morta sprawiły, że pegaz ruszył za nim tak posłusznie, jakby wiedział, że to dla jego dobra, a może po prostu był uległy i gdy artysta pociągnął go za grzywę, nie zamierzał opierać się. Mort mógł poczuć przypływ dumy - magiczne stworzenie nie tylko go posłuchało, ale dawało się prowadzić, jakby już rozpoznało w nim pana. Niewątpliwy majestat konia rezonował w stronę Morta i podnosił jego pewność siebie. Przecież sprawa była już prawie załatwiona - teraz musieli tylko uciec!

- Słuchać go! - Warknął Pies, nim chłopcy zdążyli zaprotestować. Spojrzeli po sobie i kiwnęli głowami. Nie było miejsca na pytania.

Gdy dotarli do bramy, Mort rzucił swoje zaklęcie. Choć Zdolność była na wykończeniu, coś dawało mu moc - może to była zasługa Pegaza? Może myśl o tym, że uwalnia magiczne stworzenie, pozwlała mu wykrzesać mgłę z ostatek sił? A może samo stworzenie wspierało jego magię? To miało zostać chwilowo niewiadomą.

- Stój, gdzie stoisz! - Rozległ się głos Ardala, a koło ucha Morta świsnęła strzała, a może bełt. Mężczyzna nie widział uciekinierów, gdy mgła była gęsta jak mleko. Pegaz zarzał z przerażenia. - Nie pozwolę ci jej zabrać! Straże! Straże!

Jego zaklęcie pokryło spory obszar. Wkrótce spostrzegł, że stracił z oczu Psa i jego chłopców, pozostał tylko on i klacz... i pościg za plecami. Rozległo się szczekanie, gdy Ardal spuścił psy. Przy ich węchu, mgła mogła nie wystarczyć!
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”