POST BARDA
Strażnik szedł powolnym krokiem. Mruczał do siebie coś na temat zimnego wiatru, który bez przerwy dął i wpadał nawet między zabudowania, choć z mniejszą siłą. Owijając się szczelniej swoim kubrakiem, chłopak parł przed siebie. Zatrzymał się tylko na moment na rogu, nieopodal miejsca, gdzie wcześniej krył się Mort i odbił w stronę muru, tam, gdzie składowano obornik. Mort dostrzegł, jak znad muru wystaje głowa Psa, który ocenia sytuację. Była tam jednak tylko moment, a w ciemności nie sposób było odróżnić jej od ściany lasu. Strażnik zabrał ze sobą lampkę i rozejrzał się, ale nie dostrzegł ani Psa, ani Mortiusha, zresztą, nie rozglądał się zbyt gorliwie. Miał odbębnić patrol i wrócić do kolegów z nocnej zmiany.
Zakryty iluzją fragment muru stanowił dobre schronienie dla współpracowników Morta. Pies zamierzał korzystać z chwili i kiedy tylko młody strażnik odwrócił się, by wrócić tą samą drogą, którą przyszedł, mężczyzna skorzył na niego, cicho jak cień. Uderzenie w głowę drewnianą pałką, którą ze sobą przyniósł, skutecznie ogłuszyło chłopaka.
- Mam cię, draniu. - Mruknął Pies pod nosem. Nie miał świadomości, że Mort jest blisko i że próbował zakryć jego próby dostania się do posiadłości.
Gdy Pies przeszukiwał kieszenie strażnika, przez mur przeleźli również jego dwaj pomocnicy. Wszyscy trzej ubrani byli w ciemne kolory i uzbrojeni.
- Klucze, szefie?
- Nie, nic z tego.
Jednego strażnika mniej. Jak dużo czasu minie, nim jego koledzy zaczną go szukać?