[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

151
POST BARDA
- Sovran się nie buntował, Vero Umberto. Mówił, że jest zmęczony. - Mag stanął w obronie nowego kolegi. Nie miał problemu, by zamknięto go razem z nim za kratami, można było się domyślić, że spędził noc koło niego, na zimnych, twardych deskach. Jak na starego szaleńca miał skłonności do dziwnych zachowań, nawet kosztem własnego komfortu.

Mroczny był zmęczony, choć głównie chyba gadaniem Ighnysa. Przesuwał wzrokiem to po Verze, to po Corinie, który stanowił nową twarz, to w końcu ku strażnikom. Verze mogło się wydawać, że bada, ocenia otoczenie. Ale co mógł zrobić, gdy utrata krwi osłabiła go na tyle, że nie był w stanie uciec o własnych siłach? Darowane mu wino również pozostało nietknięte. Najwyraźniej nie gustował w tego typu trunkach.

- Nie ma znaczenia, ile mu powiedział. Chyba możemy się zgodzić z tym, że nie wróci do swoich. - Powiedział Corin, czym zasłużył sobie na bardzo nieprzyjemny grymas na twarzy maga.

- Jest jak kocię zabrane matce, Vero Umberto! - Kłócił się Ighnys z Corinem, jednak odmawiał zwracania się bezpośrednio do pierwszego oficera. - Marnieje. Nie może mówić, gdy jest zmęczony, ty niemądra dziewucho! - Naskoczył na kapitan. Corin mógł tylko przewrócić oczyma. Próby ustawiania Ighnysa do pionu spełzały na niczym. - Przez was jest zmęczony. Odpocznij. - Ighnys poklepał drugiego elfa po kolanie. Opłacił to wzrokiem, który, gdyby mógł, zabiłby na miejscu.

Ciemny nie walczył o głos w rozmowie między załogantami Siostry. Wolał się przysłuchiwać, póki mógł, choć zdawało się, że wyłapuje jedynie pojedyncze słowa.

- Niedługo. - Obiecał, mówiąc cicho, pod nosem. - Pokażę ci. - Uniósł dłoń, by gestem przywołać Verę do siebie. Ale czy kapitan zechce zbliżyć się do wroga?
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

152
POST POSTACI
Vera Umberto
Mimo niechętnego grymasu na twarzy maga, Vera skinęła głową w reakcji na słowa Corina. Sovrana nie czekał powrót do reszty jego mrocznych przyjaciół. Właściwie cokolwiek go czekało, nie zapowiadało się szczególnie przyjemnie. Załoga Siódmej Siostry nie słynęła z zaprzyjaźniania się ze swoimi jeńcami, w szczególności takimi jak ten, nawet jeśli Ignhys mógł sprawiać takie wrażenie.
- Nie my go poraniliśmy, wręcz przeciwnie - zauważyła. Elf dostał wino, którego nie chciał i został częściowo wyleczony; nie musiał umierać, wykrwawiając się na rozpadającej się łajbie na środku niczego, w towarzystwie kilku ludzkich tłumoków. Tutaj czekała go szybka śmierć, gdy już przyjdzie na nią pora. Całkiem możliwe, że zdawał sobie z tego sprawę.
- Wiesz, że nie lubię, kiedy się tak do mnie odzywasz, Ignhys - powiedziała sucho, choć wiedziała, że na niewiele się to zda. Przestała już jednak wyciągać z podobnych tekstów jakiekolwiek konsekwencje, wiedząc, że po pierwsze mag nie jest jej załogantem, a po drugie... i tak nie miało to żadnego sensu. Był zbyt szalony, by zrozumieć w czym problem.
Skoro Ignhys nie zamierzał odpowiedzieć jej na pytania, ale za to tym razem mroczny miał w sobie więcej chęci do współpracy, Umberto otworzyła kratę i weszła do środka. Więzień był słaby, co mógł jej zrobić? W cholewę buta jak zawsze wciśnięty miała sztylet, więc w razie czego będzie mogła zareagować, a jeśli jego magiczne sztuczki doprowadzą do tego, że zacznie działać irracjonalnie, obok był jeszcze Corin i drugi elf, gotowi zaradzić kryzysowi. Ciekawość była silniejsza; chciała wiedzieć, co wydarzy się niedługo. Przed czym będą uciekać na północ. Co takiego sprawiło, że mroczne pojawiły się w świecie, w którym ich dotąd nie było.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

153
POST BARDA
Mroczny elf albo nie zrozumiał, że mowa była o jego przyszłości, albo po prostu nie chciał dać po sobie poznać emocji, które niewątpliwie musiały nim wstrząsnąć, gdy mowa była o jego rychłej śmierci lub dalszym uwięzieniu. Więcej pokazywał sobą Ighnys, który nie odstępował na krok boku nowego przyajciela. Marszczył brwi, hufał i pufał, zły na Verę i na Corina.

- Nie musicie robić mu krzywdy. - Postanowił mag. - Ja go wezmę. Do chatki, którą dostałem od syna. Gdzie jest mój synek? - Elf potoczył spojrzeniem po pomieszczeniu, jednak żadna z twarzy nie przypominała Ilithara. - Podoba ci się mój synek, Vero Umberto? - Wydawało się, że nawet wspomnienie potomka powoduje u Ighnysa pewien rodzaj otępienia. Nie zareagował, gdy Vera postanowiła zbliżyć się do więźnia. - Gdzie jest moja żona? Bello? - Zagadnął do nieistniejącej kobiety.

- Żona? Ile jeszcze tajemnic skrywasz, mistrzu? - Zapytał Corin, wyraźnie zaskoczony nową informacją ze storny Ighnysa. Z drugiej strony, Ilithar musiał przecież mieć jakąś matkę. - Jestem tuż za tobą, Vero.

Mroczny elf nie pokazywał sobą chęci ataku. Wręcz przeciwnie, pozostał na miejscu, nie poruszając się ani odrobinę. Jedynie uniósł znów dłoń, przywołując Verę jeszcze bliżej. Kapitan mogła dostrzec, że miał zadbane, gładkie dłonie - nie były to dłonie wojownika.

Kiedy ich spojrzenia spotkały się po raz kolejny, Vera zobaczyła nie szafirowe oczy elfa, ale obrazy, które przesuwały się przed jej wizją, jeden za drugim. Widoki zalewały jej umysł niekończącą się falą. Zaczęło się od płonącego miasta, w którym bez problemu rozpoznała dawną sylwetkę Qerel. Na głównym rynku miasta, jej matka i ojciec, na stercie nadpalonych trupów załadowanych na wóz. Nim zdołała wyłapać szczegóły, w momencie obraz zmienił się, dostrzegła dyndające na sznurze zwłoki, zbyt charakterystyczne, by były kogokolwiek innego, niż Corina. Rozmyte tło kazało jej skupić się na skazańcu. Kolejno pojawił się Erinel z paskudnie podciętym gardłem, poraniony Leobarius, Ashton, Irina... wszyscy ci, którzy mieli dla niej jakieś znaczenie, pojawiali się przed jej oczami okaleczeni w ten czy inny sposób. W końcu pojawiło się również Harlen, zniszczone jak po przejściu huraganu. Tylko ostatni widok zatrzymał się przed nią na dłużej. Z widoku swoich własnych oczu dostrzegła związane dłonie, a przed sobą kata z toporem w ręku.

- Dawać ją na pieniek. - Odezwał się kat tak wyraźnie, jakby naprawdę stał tuż obok. Wizja nie chciała minąć, a ona dostrzegała, jak leci do przodu, gdy ktoś ją pchnął. Uderzyła twarzą o pieniek, ale nie było bólu ani zimna drewna pod policzkiem. Tylko widok i strach, który zalał jej serce.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

154
POST POSTACI
Vera Umberto
Nauczyła się ignorować pytania Ignhysa o to, czy podobał się jej jego synek, ale jeszcze nie słyszała, by wspominał żonę. Rzuciła mu zdezorientowane spojrzenie, zastanawiając się przez moment, co właściwie mogło się stać z tajemniczą Bellą. Zmarła? Jeśli była człowiekiem, mogła dożyć już kresu swojego istnienia, biorąc pod uwagę, że Ilithar był już dorosłym mężczyzną. Z drugiej strony, nie aż tak dorosłym by mieć rodzica, który umarł ze starości. Bella zostawiła maga, gdy oszalał? Zmarła na jakąś chorobę? Wyglądało na to, że była to tajemnica, której Umberto nigdy nie pozna, jeśli półelf nie wróci... a nawet gdyby wrócił, po wydarzeniach podczas uroczystości pożegnalnych, jakie miały miejsce w kajucie Corina, Vera nie pałała do niego szczególną sympatią, ani chęcią do interakcji z jego osobą.

Nie tego spodziewała się, gdy mroczny zaoferował, że pokaże jej, co ma wydarzyć się niedługo. Nie spodziewała się, że zaleją ją obrazy składające się z jej najgorszych wspomnień, nawet jeśli nie były one prawdziwe, i z jej największych obaw. Rzadko ogarniało ją przerażenie, ale to był moment, w którym stanowiło ono uczucie całkowicie obezwładniające. Zdawała sobie sprawę z tego, że wizje, które się jej okazują, nie są prawdziwe; jej rodzice nie żyli już od lat, Erinel zmarł w zupełnie inny sposób, ale wciąż było to coś, co wywołało w niej absolutną panikę. Gdy spostrzegła wiszącego na stryczku Corina, szarpnęła się, usiłując wyrwać się z tego zalewu obrazów, które paraliżowały ją strachem. Płonące Harlen, brakowało jeszcze tylko tonącej Siódmej Siostry, ale zapewne wynikało to tylko z niedopatrzenia Sovrana.
- Nie! - zaprotestowała, gdy została popchnięta pod ostrze kata. - Nie, dość!
Wątpiła, by śmierć w tej wizji poskutkowała czymś w rzeczywistości, z której została wyrwana, ale wolała tego nie ryzykować. Zresztą to doświadczenie, nawet jeśli będące wyłącznie wyobrażeniem, mogło być już dla niej zbyt traumatyczne. Nie była gotowa na to, nie była gotowa na taką magię, która bawiła się jej umysłem! Ten należał do niej, będąc jedyną rzeczą, nad którą posiadała pełną kontrolę, nie zamierzała jej oddawać! Zacisnęła oczy, usiłując odciąć się od tych obrazów i ponownie szarpnęła się, szukając sposobu na zakończenie tej tortury.
- Przestań!
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

155
POST BARDA
Powykręcane wizje zsyłane przez elfa były dalekie od prawdy, choć w tej jednej, konkretnej chwili wydały się bliższe realnemu światu niż choćby sam siedzący przed nią ciemnoskóry mag. Cokolwiek robił, miał moc, by namieszać w głowie, wyciągając na światło dzienne wszystkie największe koszmary, strachy i obawy, jakie Vera trzymała pod grubą powłoką dumy. Co gorsza, niełatwo było wyrwać się z tej iluzji. Vera wyraźnie słyszała odległe krzyki tłumów, gdy ludzie domagali się rychłej egzekucji piratki. Wyłapała rozmowy strażników, sugerujących, że Vera nadałaby się jako zabawka do koszar bardziej, niż na szafot. I choć po chwili wyłapała, że nie używali wspólnej mowy, do kapitan docierało każde słowo.

Czuła przyspieszone bicie serca, łapała krótkie, płytkie oddechy, starając się przezwyciężyć ogarniającą ją panikę. Dłonie, które nagle szarpnęły ją w tył, były obce, jakby sięgały do niej przez taflę wody. Co więcej, mimo dotyku, jej wizja nie zmieniła się. Widziała przed sobą kata, który na nowo ważył w dłoniach topór...

Rzeczywistość wróciła do niej ostrym bólem w skroniach, nagłym, choć krótkim. Padła na podłogę, nie wiedziała nawet, w którym momencie, a ciało reagowało na strach w naturalny sposób, nie pozwalając jej oddychać w normalnym tempie. Corin trzymał Sovrana za fraki, a oceniając po cieknącej z nosa elfa ciemnej jusze, musiał dostać w twarz od pierwszego oficera.

- Mówiłem: wypuść ją, draniu!

Nawet Ignhys wyglądał na przestraszonego.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

156
POST POSTACI
Vera Umberto
Wyrwanie się z tej okrutnej wizji było wybawieniem, o jakim marzyła przez ostatnie kilkadziesiąt długich sekund, które zdawały się trwać wieczność. Udało się - nie ścięli jej, nawet jeśli byłby to tylko nieprawdziwy obraz zesłany przez mrocznego elfa. Gdy odzyskała zmysły i dotarło do niej, że leży na deskach własnego pokładu, a większość ważnych dla niej osób nadal była żywa, odczołgała się tylko na łokciach do tyłu, by znaleźć się od jeńca jak najdalej, próbując uspokoić oddech.
Niewielu rzeczy w życiu się bała. Niewiele rzeczy wywoływało u niej podobne reakcje; w tej chwili nie była w stanie przypomnieć sobie właściwie żadnej, bo postać mrocznego i jego pobratymców zajmowała każdy zakamarek jej głowy. Zwykle mogła się strachowi sprzeciwić, przeistaczając go w złość na to, co go wywoływało, a ze złością potrafiła już sobie radzić. Tutaj sama się prosiła, podchodząc do Sovrana, ale czy mogła przewidzieć coś takiego? Czy mogła przewidzieć atak na własną świadomość, na swój umysł, do tego stopnia, by kompletnie zatraciła kontakt z rzeczywistością? Oparta plecami o kratę, tak daleko od elfa, jak to było możliwe, patrzyła na niego szeroko otwartymi w przerażeniu oczami, nie przejmując się zupełnie tym, że ktoś z załogi mógł ją w tak upokarzającym stanie zobaczyć. Nie bez powodu mówiła, by nikt nie przebywał sam na sam z mrocznym; powinna była sama zastosować się do własnych zaleceń.
Doskonale wiedziała, że jego agresja nie jest wymierzona bezpośrednio w nią, nietrudno było się tego domyślić. Nie znał jej, nie wiedział, co jest dla niej ważne, jakie wizje zabolą ją najbardziej. Wywołał te najgorsze z jej obaw i wyciągnął je na wierzch, stawiając je jej przed nosem. To samo mógłby zrobić każdemu, mając dostęp do jego głowy. Ale to, co zobaczyła, wystarczyło, by zrozumiała intencje.
Sovran, a może i wszyscy jemu podobni, nie przejmował się tym, do kogo należą atakowane statki. Nie miał sojuszników i ambitnych celów do osiągnięcia, poza niesieniem śmierci i cierpienia wszystkiemu, co miał w zasięgu. Czy to była za coś zemsta? Vera nie interesowała się nigdy historią mrocznych elfów, bo były to dla niej wyłącznie legendy, bajki na dobranoc. Nie wiedziała, co motywowało je do niszczenia wszystkiego, co stało na ich drodze. Niedługo, mówił. Niedługo coś takiego, jak to, co zobaczyła w wizjach, dla wielu stanie się rzeczywistością. Dlaczego? To było pytanie, które zadała już kilka razy i nie otrzymała na nie odpowiedzi. Jak? Tego też się raczej nie dowie.
Ale Umberto skończyła już z byciem bohaterką. W jej życiu nie było na to miejsca. Nie miała kogo ostrzec, nie miała komu pomóc, kogo bronić, poza swoją własną załogą. A tę mogła zabrać w cholerę daleko od południowych wód. Niech inni radzą sobie z tym problemem. Niech qerelska marynarka do czegoś się przyda, albo orcze załogi z Karlgardu. Siódmej Siostry dawno już tu nie będzie.
- Zabij go - poleciła Corinowi, zdyszana i wciąż przerażona. - Nie będziemy trzymać kogoś takiego na pokładzie, nawet w celi. To był błąd. Przyprowadzenie go tutaj to był błąd.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

157
POST BARDA
Vera dochodziła do siebie powoli, ale z każdą mijającą sekundą widziała więcej. Jej załoganci, którzy dopadli do więźnia i teraz otaczali go razem z Corinem. Sam pierwszy oficer, z wciąż wzniesioną pięścią, Ighnys, który złapał go za koszulę na plecach, bo choć przestraszony, chciał go powstrzymać. I wreszcie elf, z krwią cieknącą z nosa, na usta, rozlewającą się na brodę, ściekającą po szyi, by w końcu dosięgnąć dłoni Yetta, wciąż zaciśniętej na ubraniu więźnia. Oczy Sovrana były przymknięte, gdy starał się opanować reakcje ciała na ból rozbitego nosa.

Po głębokim wstechnieniu, elf przemówił tym swoim śpiewnym, cichym głosem.

- Właśnie, właśnie. Właśnie, Vero Umberto! Ty dziewczyno! - Zawtórował mu Ighnys. Przez emocje sytuacji aż zabrakło mu epitetów, którymi mógłby oburzcać kapitan. - Sama tego chciałaś! Sama o to prosiłać! - Mag objął stronę ciemnego.

- Co ci pokazał, Vera? - Zapytał Corin, dociskając elfa do ścianki celi.

- Coś dość strasznego, żeby przestraszyć kapitan! - Odezwał się jeden z mężczyzn pilnujących wcześniej więźnia. Miał łysą głowę i wiecznie wetkniętą między wargi fajkę. Nie był nikim ważnym, ale Vera pamiętała, że miał na imię Nepal. - Jakbyśmy dorwali tych, co nam zrobili masakrę w Everam i poddali ich takim paru sesjom, to od razu inaczej by śpiewali!

- Nie możesz go zabić, Vero Umberto. - Mówił Ighnys, ale zwracał się do Corina. Jego kościste dłonie wciąż zaciśnięte były na ubraniu oficera. - Nie chcę, żebyś go zabijała. Jest ciekawszy żywy.

Corin wahał się.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

158
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie tego chciałam, do jasnej kurwy! - krzyknęła na Ignhysa, zdenerwowana już faktem, że staje po stronie mrocznego. Sovran był ich więźniem i nie mógł dać im już jaśniej do zrozumienia, że jest także ich wrogiem. Odetchnęła głęboko i podniosła się z podłogi, by nie leżeć na niej jak spanikowana dziewczynka. Przesunęła dłonią po własnej szyi, jakby podświadomie chciała sprawdzić, czy nadal jest cała. Potem utkwiła spojrzenie w Corinie, zbyt dobrze pamiętając jego zwłoki dyndające na szafocie, jakie miała niewątpliwą nieprzyjemność zobaczyć przed chwilą.
- Nie będziemy go używać jako straszaka - odparła ostro Nepalowi. - Nie jest po naszej stronie. Nie będzie współpracował.
Zrobiła kilka kroków w stronę Yetta i trzymanego przez niego elfa, choć każdy z nich kosztował ją bardzo dużo siły woli. Pokazała jednak po sobie już wystarczająco dużo słabości; resztę musiała zatrzymać w środku. Była kapitanem, nie młodocianym, rudym uzdrowicielem, który trząsł portkami kiedy mocniej zawiał wiatr. Gdy oficer zadał pytanie, przez chwilę milczała, wpatrując się w krew ściekającą po brodzie więźnia.
- Śmierć - odpowiedziała w końcu. - Śmierć wszystkiego, co znamy. Chcą zabić wszystkich i zniszczyć wszystko. Nie obchodzą ich przynależności, strony konfliktów. Sovran życzy mi śmierci tak samo, jak życzył jej załodze Kompanii. Tylko jak mieliby...? Jest ich aż tak wielu?
Zmrużyła oczy, nie odrywając spojrzenia od mrocznego. Przynajmniej do momentu, w którym mag znów nie zaczął błagać o litość dla swojego podziemnego pobratymca. Zirytowana, złapała go za nadgarstki i oderwała jego dłonie od koszuli Corina.
- Teraz jest nagle ciekawy? Tylko tobie tutaj już zależy na jego życiu, Ignhys. Nawet on ma już na to wyjebane. Nie mam powodu, by go tu trzymać. Kolejna gęba do wykarmienia i jedyne, co wnosi, to groźby i słowa, których nikt nie rozumie - warknęła. - Twoje nagłe zainteresowanie nie jest argumentem do tego, żebym ryzykowała życiem i zdrowiem psychicznym wszystkich na tym statku.
Puściła maga i odwróciła się do Sovrana, pochylając się, by wyciągnąć sztylet z cholewy buta.
- Daj mi chociaż jeden powód, dla którego miałabym tego nie zrobić - powiedziała do mrocznego cicho, ważąc broń w dłoni. - Bo jeśli takiego dla mnie nie masz, moja gościnność kończy się w tym momencie.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

159
POST BARDA
- Vero Umberto! - Ighnys nie dał się zastraszyć. Choć obawiał się po pierwszej reakcji Very, teraz musiał stanąć w obronie nowego kolegi. - Nie dam ci go zabić, Vero Umberto! - Oświadczył z mocą, której nikt nie spodziewał się po starym elfie. Do czego zdolny był mag, który chciał osiągnąć swoje cele? Vera miała się o tym przekonać, jeśli nie odpuści. - Nie dałaś mu szansy! Co ma zrobić, ranny i słaby?!

Mag nie dał sobą szarpać i gdy tylko Vera go złapała, sam wyrwał ręce z jej uścisku. Nepal za to poszedł po rozum do głowy szybciej, niż Ighnys, i zamknął usta. Mimo to nie odsunął się od Corina, z kolegami dalej służąc za wsparcie.

- Jego śmierć niczego nie zmieni, jeszcze nie teraz. - Dodał Corin, choć nie zwalniał uścisku na ubraniu elfa. Co więcej, odsunął go na chwilę od ścianki, tylko po to, by z mocą znów go do niej docisnąć. Biedna elfia siwa głowa została obita po raz kolejny. - Vera, zasłońmy mu oczy. Nie dzałajmy pochopnie. To były tylko wizje, nie prawda. Może nam powiedzieć więcej: skąd zaatakują? Gdzie? - Wymieniał oficer. - Będziemy wiedzieć, jakich rejonów unikać.

- Wielu. - Zgodził się z Verą Sovran. Kaszlnął, gdy krew spłynęła mu do gardła. Przesunął spojrzenie na Verę, ale nie czuła już tego samego, co sprzed chwili, ani nawet najmniejszego nacisku na umysł. Nie stosował swojej magii. - Jest... wielu. Czego chcesz, Vero Umberto? - Mruknął, naśladując manierę Ighnysa. Po chwili dodał kilka kolejnych słów, już po swojemu.

- Czego chcesz, Vero Umberto?! - Powtórzył Ighnys. - Pytałaś, pokazał ci! A teraz nie jesteś zadowolona! Nie jesteś, Vero Umberto! Czego ty od niego chcesz?! Zostaw go. Pozwól mi go zatrzymać, Vero Umberto. W chatce, od synka. Gdzie jest mój synek?
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

160
POST POSTACI
Vera Umberto
Przesunęła spojrzeniem po twarzach Ignhysa i Corina, by w końcu warknąć z irytacją i unieść ręce w wyrazie rezygnacji. Pierdoleni idealiści. Jeden był szalony, to wyjaśniało jego zachowanie. Drugi... drugi nie widział tego, co widziała ona. Jeśli myśleli, że ten tutaj będzie współpracował, byli w dużym błędzie, ale będą musieli się o tym przekonać sami. Parsknęła tylko suchym, pozbawionym rozbawienia śmiechem, gdy stary elf zasugerował, że będzie Sovrana trzymał w swojej chatce.
- To nie jest kolejny kot do twojej kolekcji - syknęła.
Odwróciła się z powrotem do mrocznego, opuszczając broń. Choć obiecywała sobie nie wściekać się dziś od rana, jego niewyjaśniony spokój nie pozwalał jej zachować własnego.
- Czego chcę? Chcę chwili pierdolonego spokoju - odparła, nie siląc się już na to, żeby ją rozumiał. - Chcę wiedzieć, że moja załoga jest bezpieczna i grozi jej tylko to, przeciwko czemu postanowią stanąć sami. Dość mam, kurwa, tego, jedne syreny, drugie syreny, Levant, zdrady, teraz jebane mroczne elfy, a idźcie w chuj.
Wcisnęła sztylet Corinowi za pasek, od tyłu, tak, by w razie czego Sovran nie mógł po niego sięgnąć.
- Powodzenia. Jak masz teraz jeszcze cierpliwość do tego, żeby w nieskończoność przesłuchiwać więźnia, droga wolna. Jest twój - klepnęła go w ramię i wyszła z celi, zdenerwowana. Wiedziała, dokąd musieli płynąć, żeby nie spotkać więcej mrocznych i ich lewiatanów: daleko stąd. To były dla niej póki co wystarczające konkrety. - Dałam mu wino, dałam mu medyka, co jeszcze? Czego chcę, kurwa mać. Może całkowitego przeciwieństwa tego, co właśnie zobaczyłam. Wszystkiego, co nie jest właśnie tym. Chcę wiedzieć, skąd się wziął ten pierdolony elf. Chcę wiedzieć, kto zdradził. Chcę...
Przerwała i ponownie machnęła dłonią, w geście przypominającym odganianie natrętnej muchy.
- Róbcie z nim co chcecie, ale ten elf nie postawi nogi na Harlen. Po moim, kurwa, trupie - poinformowała zarówno Yetta, jak i Ignhysa.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

161
POST BARDA
Vera po raz kolejny nie poradziła sobie z narastającymi nerwami. Wściekła już nie tylko na spętanego więźnia, ale też na Ignhysa, a także Corina, musiała zaakceptować to, że tamci za wszelką cenę chcieli zachować mrocznego przy życiu z jakiegoś niewiadomego jej powodu. Był groźny i czy zasłgiwał na życie?

Yett marszczył brwi, słuchając tyrady ze strony swojej kapitan. Odezwał się dopiero wtedy, gdy ona ucichła, dając jej miejsce do wyrzucenia swojej złości.

- Odkryjemy to wszystko, Vera. - Obiecał jej. Skąd w kapitan wzięły się te emocje i chęć poznania wszystkiego od razu? Była już dość doświadczona, by wiedzieć, że świat nie działa w ten sposób.

Corin wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale się wahał. Z opresji uratował go Nepal.

- Wołać Osmara?

- Tak. - Pierwszy oficer podjął decyzję. - Zobaczymy, ile da się z niego wyciągnąć przed Harlen.

***

Droga na wyspę nie dłużyła się - mieli pełne ręce roboty. Nie tylko każda para dłoni przydawała się do utrzymania statku na wodzie, ale też musieli zorganizować i przeprowadzić pogrzeb. Tym razem to Corin zabrał się za prowadzenie ceremonii. Jego słowa pozbawione były złości i chęci walki. Dawał piratom pole do oddechu, do wspominania odeszłych. Chłopcy potrzebowali odpoczynku od gniewnych okrzyków i wzniesionych broni. Szloch Gustawy, która wypłakiwała oczy w ramię Samaela, stanowił przykre tło dla jego przemowy.

Każdy zdawał sobie jednak sprawę z tego, że przystanek na Harlen nie będzie długi. Mieli przecież dług do spłacenia. Wkrótce na horyzoncie zamajaczyła sylwetka Harlen.

-> na Wyspę Harlen
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

162
POST BARDA
-> Z Północy

Wiatry były sprzyjające i Siódma Siostra dzielnie parła na Południe, w stronę Portu Erola i wydawało się, że rejs zajmie ledwie siedem tygodni. Statek opuścił zimną Północ, opłynął zniszczoną Fenisteę, minął Ujście i zbliżał się do Archipelagu. Z każdym dniem robiło się cieplej i cieplej, a grube futra ze Svolvar szybko zastąpiły lżejsze ubrania, zimny wicher stał się przyjemnym chłodnym zefirkiem, słońce coraz częściej przypiekało spragnioną jego ciepła skórę... Wraz z ciepłem, w serca załogi wracał spokój. Nikt już zdawał się nie pamiętać o demonie ze Svolvar, ani nawet o Zekkielu z Archipelagu Łez. A przynajmniej nikt nie mówił o nich głośno w towarzystwie Very, nie chcąc ściągnąc na siebie jej gniewnego spojrzenia.

Nie wszyscy bali się złości pani kapitan. Corin całkiem dobrze radził sobie z jej poskramianiem, chociaż pod kocem, w jego objęciach Verze zaczynało być gorąco. Ale czy to ciepło ją zbudziło, czy dobiegający gdzieś z zewnątrz kaszel?

- Vera... - Mruczał Corin, starając się wyplątać z włosów ukochanej. Długie kosmyki miały zwyczaj plątać się tam, gdzie nie powinny. - Vera, muszę ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że nie będziesz zła.

Słowom Corina towarzyszyły kolejne kaszlnięcia. Sovran, choć doszedł do zdrowia, wciąż jeszcze czasami męczył się z pozostałościami zapalenia płuc. Rozległy się też kroki, ale zbyt ciężkie, by mogły należeć do drobnego mrocznego elfa.

- Kurwa, nie uwierzą, jak im powiem! - Rozległ się głos Osmara. - Pewno się stęskniła! E, kapitanie! - Krasnolud załomotał w drzwi. -Biały Kruk na horyzoncie!

Corin westchnął. Diabli wzięli jego wyznania.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

163
POST POSTACI
Vera Umberto
Gorąc jej nie przeszkadzał. Koc zawsze można było z siebie zrzucić, z ubrań się rozebrać, a podczas ich pobytu na północy nie było liczby pledów, która wystarczyłaby, żeby zapewnić jej ciepło. Nie była jednak stworzona do życia w mroźnych warunkach. Odrzuciła więc nakrycie, obracając się za to do leżącego obok mężczyzny i zarzucając nogę na niego. Coś ją obudziło, trochę zbyt wcześnie, bo na podłodze kajuty kładły się jeszcze za długie promienie słońca. Wymamrotała coś niewyraźnie, gdy padło jej imię, uparcie nie zamierzając ponownie otwierać oczu, dopóki nie minie jeszcze z godzina, może dwie.
- Dobrze wiesz, że jak tak mówisz, to od razu na wszelki wypadek jestem - mruknęła, obracając się na plecy i z ciężkim westchnięciem podnosząc powieki.
Nietrudno było dodać dwa do dwóch. Słowa Yetta, kaszel elfa dobiegający zdecydowanie ze zbyt bliska. Miał szczęście, że nie obudziła się jeszcze do końca, bo rozmowa byłaby wtedy dużo mniej spokojna. Zanim jednak zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, do drzwi zapukał Osmar z dużo przyjemniejszą wiadomością niż te, które tuż po obudzeniu miał dla niej Corin. Przeciągnęła się i usiadła.
- Płyniemy się przywitać! Zaraz wyjdę - rzuciła do bosmana. Musiała najpierw ogarnąć się z rana, a ten czas równie dobrze mogła wykorzystać na wyjaśnienie Corinowi, dlaczego jego pomysł był idiotyczny. O ile przypuszczała dobrze, ale raczej wątpiła, by jej domysły były nietrafione. Kaszel brzmiał zbyt wyraźnie. Zerknęła na oficera przez ramię.
- To jest oficerska część statku. Dla oficerów i kapitana. Nie dla oficerów, kapitana i Sovrana - odpowiedziała zaskakująco, jak na nią, spokojnie.
Podniosła się z łóżka i przeszła do komody, z której wygrzebała sobie zestaw świeżych ubrań. Dobrze było przygotowywać sobie lekką koszulę bez rękawów, zamiast pięciu warstw, które i tak skryją się pod płaszczem.
- Chcę mieć swobodę funkcjonowania tutaj. Swobodę prowadzenia spotkań i prywatnych rozmów, jeśli będę ich potrzebować, bez zastanawiania się, ile Sovran słyszy przez ścianę. I nie żeby coś, ale oficjalnie wcale nie przeniosłeś się do mnie. Mieszkacie teraz razem?
Ściągnęła przez głowę należącą do niego koszulę, w której lubiła spać, a potem weszła z ubraniami za parawan. Całkiem możliwe, że zrobiła to w tej kolejności z pełną premedytacją.
- Chyba, że domyślam się źle i chciałeś mi powiedzieć coś innego. Mam wielką nadzieję, że tak właśnie jest - kontynuowała, myjąc się i ubierając. - O co w ogóle chodzi z tobą i tym elfem? Jeszcze trochę i zaprosisz go nam do łóżka. Trip śpi w kuchni, a Sovranowi będziesz kajuty dawał. Chyba pogubiłam się już w twoich priorytetach.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

164
POST BARDA
Corin nie podnosił się z łóżka. Kontent był rozciągnięty na materacu kapitan, chociaż ta uciekła z jego objęć. Półnagie ciało szybko poczuło brak dodatkowego źródła ciepła obok. Oficer sięgnął po narzutę, by zachować jak największy komfort.

- Przecież nie masz czym się denerwować. - Mruknął Corin, wodząc sennym spojrzeniem za Verą. Wyciągnął dłoń, by złapać w nią kosmyki włosów kobiety, nim ta uciekła z jego zasięgu.

- Się wie! - Osmar przynajmniej był zadowolony z odpowiedzi Very. Ciężkie kroki zaraz udały się w drugą stronę, gdy krasnolud odszedł spod drzwi kapitańskiej kajuty, po tym, jak znów w nie załomotał wyłącznie dla hecy.

- Sovran nie rozmawia z nikim na pokładzie poza nami, więc nic nikomu nie wygada. Poza tym, daj Ulu siłę... on połowy nie rozumie, a drugiej połowy się tylko domyśla. - Oficer, choć pałał sympatią do elfa, był bezlitosny w swojej ocenie. - Wstydzisz się Sovrana, ale nie Osmara? Albo Iriny? - Pytanie było bezpodstawne, bo Corin doskonale wiedział, jak długi związek istniał między Verą i jej oficerami. Elf, który uratował jej skórę raz czy dwa razy, nie był nawet w calu tak godny zaufania. To, iż należał do rasy, która obiecała zniszczyć świat, a i sam czerpał radość ze sprawiania cierpienia, wcale nie pomagało jego sprawie. - Twierdzisz, że powinienem dzielić koję z nim, nie z tobą? Och, Vera. - Corin był rozbawiony jej słowami. Przez ostatnie miesiące zdążył nawyknąć do spędzania nocy wyłącznie obok Very. - Nie pamiętam już nawet, jak pod plecami czuć moją koję, przecież mnie stąd nie wyrzucisz? Poza tym...

Powoli zaczął zbierać się z łóżka. Nie odrzucił jeszcze koca, ale usiadł, podpierając się rękoma za sobą. Podrapał się po nagiej piersi, jak na wspomnienie wszawicy, która opętała Siostrę w zeszłe lato.

- Nie zaproponowałem mu miejsca w kajucie dlatego, że chcę o niego zadbać. To znaczy... to też. - Poprawił się z wahaniem. - Ale bardziej myślałem o załodze. Cała masa dorosłych chłopa boi się jednego elfa, a jego obecność pod pokładem kiepsko na nich działała. Zapytaj Osmara, ile skarg miał na to, że Sovran chociażby patrzy się na nich, według nich, krzywo? Dasz wiarę? - Oficer potarł oczy, starając się odgonić z nich resztki snu. - Sama mogli stłamsić, ale tego wolą nie tykać, bo widzieli, do czego jest zdolny. W kajucie jest bezpieczniejszy, a marynarze są bardziej zadowoleni. Doceniają też to, że bierze każdą nocną wartę. Wiesz, że ma świetny wzrok i do tego widzi w ciemności? - Zakończył myśl faktem, który wydał mu się niesamowity. - Pytał znowu o jakieś odczynniki. Zrozumiałem, że chce sobie gdzieś tutaj zrobić pracownię.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

165
POST POSTACI
Vera Umberto
- Rozumie więcej, niż ci się wydaje - zaprotestowała, choć Yett miał trochę racji. Komu Sovran miałby powiedzieć to, co usłyszał tutaj, skoro nikt z nim nie rozmawiał? Tripowi? Olenie? To nie tak, że oni byli pierwszym statkiem qerelskiej floty, a ich ustalenia mogły zmienić losy wojny. On z kolei nie był w stanie w żaden sposób porozumieć się ze swoimi pobratymcami, pozostając na pokładzie Siódmej Siostry.
- Tak. Wstydzę się - prychnęła. - Dokładnie o wstyd tu chodzi.
Wynurzyła się zza parawanu, zapinając guziki swojej koszuli. Brak rękawów wystawiał jej bliznę po syrenie na światło dzienne, ale tę traktowała jako pewnego rodzaju trofeum, więc nie czuła się z tym źle. To brzucha nie zamierzała publicznie odsłaniać, nigdy. Zmierzyła Corina spojrzeniem i może nawet uśmiechnęłaby się mimowolnie na ten widok, gdyby nie temat, jaki był przez nich omawiany. Bo to był przyjemny widok. Odkąd przestali udawać, że nie mają względem siebie żadnych szczególnych uczuć, a oficer zaczął spędzać noce w jej kajucie, zapomniała czym jest doskwierające jej dotąd poczucie samotności i wyobcowania... nawet jeśli wciąż miał on lepszy kontakt z załogą, niż Vera mogła kiedykolwiek osiągnąć, a do tego wkurwiał ją czasem niemiłosiernie. Teraz docierało do niej, jak bardzo przytłaczająca potrafiła być pusta kajuta.
- Jak mnie zdenerwujesz, to cię wyrzucę. Nie myśl sobie. Przynajmniej będziesz miał gdzie tyłek w nocy położyć. W każdym razie... załoga jest zadowolona, że Sovran ma swoją kajutę? - powtórzyła, nie do końca dowierzając w to, co słyszy. Teoretycznie argumenty Yetta miały sens, w praktyce jakoś nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Zmrużyła oczy podejrzliwie i przez chwilę jeszcze przyglądała się mężczyźnie, szukając w jego twarzy czegoś, co sugerowałoby, że kłamie, zanim złapała grzebień i z nim stanęła przed lustrem. - Spytam Osmara. Z jakiegoś powodu wydaje mi się, że nie powiedzą ci, że im to nie pasuje, żeby nie zrobić ci przykrości. Mi za to nie powiedzą, bo się boją. Osmar będzie wiedział.
Przeniosła wzrok ze swojego odbicia na odbicie siedzącego na łóżku Corina, widoczne nad jej ramieniem.
- Ale Sovran nie jest już twoim więźniem, tylko załogantem, więc nie ty podejmujesz takie decyzje. Powinieneś był najpierw spytać mnie o zgodę. A jak nie o zgodę, to przynajmniej o zdanie - westchnęła. Z jednej strony było to pewne panoszenie się, jakie nie do końca się jej podobało, a z drugiej... to była jego kajuta. Mógł z nią robić co chciał, łącznie z oddawaniem jej co tydzień komuś innemu na podstawie losowania, gdyby mu to przyszło do głowy. Miała nadzieję, że nie przyjdzie. - Przemyślę to. Wciąż, jak już ma mieć własną kajutę, wolałabym, żeby to była ta na dziobie. Tę niech ma Osmar, Pogad, albo ktokolwiek inny. Jak ma sobie robić pracownię... - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Tam nie będzie mnie budził tym swoim pieprzonym kaszlem. Zawsze można ją jakoś podzielić, dobudować ściankę... Jest za duża na jedną osobę.
Przeciągnęła rozczesane włosy na jedno ramię i odłożyła grzebień, by wrócić do Yetta. Stanęła przed nim, opierając dłonie na jego szerokich ramionach. Długo już trwało to jego pomieszkiwanie tutaj bez oficjalnej przeprowadzki.
- Jeśli to miał być sposób, żebym ci zaproponowała ostateczne przeniesienie się tutaj, to wybrałeś naprawdę beznadziejny - przysunęła się bliżej. Beznadziejny, ale zadziałał, cholera. Uśmiechnęła się nawet lekko, a w jej ciemnych oczach błysnęło rozbawienie. Nadchodziło pytanie, które wydawało się jej dość... absurdalne. Żyli na statku. Nie zapraszała go do wprowadzenia się do jej domu. - Corin, czy zechciałbyś tu ze mną zamieszkać?
Obrazek

Wróć do „Baronia Varulae”