Oberża "Pod Halabardą"

31
POST BARDA
Elf wciąż był tylko przedstawicielem swojego gatunku i zdecydowanie niekoniecznie dobrym materiałem na ojca. Potraktował dzieciaka, pomocnika karczmarza jak dorosłego. Zapomniał przy tym, a może już nie pamiętał, że tak młode osoby zachowywały się całkiem inaczej. Ewentualnie wpływ na to miało jego pochodzenie i inne postrzeganie świata, niźli ludzie? Niezależnie od tego, jaka była prawda, nie przewidział zachowania chłopaka. Ten oczywiście słysząc słowa Lina i monetę, pierwsze, co zrobił, to szybko ją oddał.
- Nie mogę. Karczmarz mnie znów zbije pasem, jak będę się migać od roboty. - Powiedział szybko te słowa i uciekł, nim elf, mógł go złapać. Widocznie strach przed pasem, był silniejszy, niźli chciwość. O ile można przyjąć, że dzieciak oczywiście posiadał takowe uczucie. Może był jeszcze za młody, ewentualnie karczmarz wychował go tak, by wyrugować z niego to? Kolejne, nieistotne pytanie, które pozostało bez odpowiedzi.

A czas mijał. Im dłużej zwlekali, tym szansa na odnalezienie osoby, która przekazała tego papierowego ptaka, drastycznie malała, by nie powiedzieć, że już była znikoma. Znalezienie kogoś w mieście często było porównywanie do poszukiwania igły w stogu siania, ale to było po prostu grube niedopowiedzenie. Jeśli nie wie się, jak podejść do tego tematu, można stracić tygodnie i nie dowiedzieć się niczego.

Nie istniał ptak na terenach orków, podobny do tego, co widział. Nawet podczas wypraw do Oros nie widział nic podobnego. Oczywiście, jeśli zawędrował dalej na północ do podmokłych terenów lesistych, istniała szansa na spotkanie tego ptaszka, tylko... papierowy odpowiednik prawdziwego zwierzęcia praktycznie go nie przypominał. To było umowne porównanie, które to nie każdy musiał pojmować. Podczas zabawy prezentem dla elfa, dojrzał na dole coś. Dla jego wprawnych oczu było to szlaczki, które nie miały dla niego żadnego sensu. Równie dobrze mógł uznać, że to nic takiego.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

32
POST POSTACI
Lindirion
Mistrz Lindirion mógł porównać uczucie, które nim zawładnęło, jedynie do wyobrażenia chwili, gdy przy pełnej prędkości uderzyłby czaszką w ścianę (co było niemożliwe, ponieważ mistrz z zasady nie biegał). Z taką samą mocą zderzył się z rzeczywistością, gdy nie tylko karczemny chłopak odmówił wykonania zadania, ale również Tanga zaczął wykręcać się pytaniami!

Lin poczuł, jak na karku stają mu dęba drobne włoski. Może była to reakcja na oburzenie, a może skutek prawdziwych elektrostatycznych wyładowań, gdy energia buzująca w jego wnętrzu znalazła ujście poza cielesną powłokę? Magia była nieprzewidywalna, tym bardziej wtedy, gdy towarzyszyły jej silne emocje. To, co odczuwał Lindirion, z pewnością było silne, do tego stopnia, że aż zrobiło mu się ciepło, a policzki pociemniały. Wątpliwym, by tak uwidaczniała się ilość wina, którą zdążył już pochłonąć.

- Gdyby nie było to ważne, nie prosiłbym cię o pomoc! - Choć Lin nie mówił głośno, jego głos miał siłę gromu! A przynajmniej sam chciał w to wierzyć. - Ile jeszcze zamierzasz zwlekać, chłopcze?!

Nie było sensu gonić karczemnego chłopca. Skoro bardziej, niż odpowiedzialności przed Linem, bał się pasa, nie mógł zostać uznany za przydatnego.

- Niech ci będzie! Zostań tu, jeśli taka twoja wola! - Burknął elf, podnosząc się z miejsca. Odsunął od siebie czarkę. Usta zacisnął w wąską linię, zaszczycił Tangę ostatnim spojrzeniem i ruszył ku wyjściu! - Wszystko muszę robić sam! - Zamarudził jeszcze.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

33
POST POSTACI
Tanga
Tanga, jak to Tanga - na szlaczki praktycznie nie zwrócił uwagi, ponieważ nic mu nie mówiły ani nic dla niego nie znaczyły. I oczywiście, że nawet przez myśl mu nie przeszło, że mógł być to obcy język lub nawet swego rodzaju szyfr. Nie. Nic z tych rzeczy. Z racji tego, jak i faktu, że koniec końców nie miał pojęcia, do czego podobny był ptaszek, odłożył go chwilę później bez słowa tam, skąd go wziął. Dużo bardziej zajmująca była zresztą rosnąca nerwowość elfa. Sam przecież chciał jak najszybciej zakończyć wcześniej ten dzień, tak czy nie?
Rzucając Lindirionowi zaskakująco jak na niego powątpiewające spojrzenie, gdy to praktycznie oznajmił, że sam znajdzie kobietę, którą opisał wcześniej dzieciak, Tanga koniec końców podniósł ciężki zadek i z kuflem chwyconym w dłoń, ruszył w ślad za nim. Pominąwszy już to, jak wolny był jego zdaniem, coś kazało mu również przypuszczać, że nie ma zbyt wiele doświadczenia w tropieniu czegokolwiek. Nie żeby jego własne umiejętności przydawały się na wiele w miastach, gdzie wszystko rozpraszało lub zaburzało zmysły.
- Zaraz będzie ciemno - zauważył na głos. - Jak chcesz znaleźć po nocy kogoś, kto nie chce być znaleziony? Oh! Potrafisz widzieć w ciemności??? - zapytał podekscytowany, bo w końcu mężczyzna był magiem, tak czy nie?
Foighidneach

Oberża "Pod Halabardą"

34
POST BARDA
Elf zapomniał o jednym albo to nie chciał pamiętać. Jego organizm miał swoje granice. Nie był nawykły na wysiłku fizycznego, a ostatnie uderzenia dzwonów nie były dlań łaskawe. Owszem, wstał i skierował się do drzwi, by poszukać kogoś. Ignorując przy tym słowa człowieka, jego towarzysza, który wypunktował w swej prostocie problemy. Dodatkowo obydwoje zapomnieli, że przed dotarciem tutaj pewną potrzebę odczuwali, która gromadziła się w okolicy brzucha. Czuli już obydwoje, że mają pełny pęcherz i w każdej chwili, jeśli oczywiście nie zignorują tego, mogą mieć mokre spodnie. Czy Duma elfa przetrzyma takie uderzenie, jeśli stanie się to przy kimś z zewnątrz? Jakby tego było mało, zmęczenie nasiliło się i organizmy domagały się odpoczynku. Elf szczególnie czuł nogi z ołowiu, a Tanga bardziej jako dziwne dreszcze na całym ciele. Dodatkowo jeszcze kwestia odnalezienia jego siostry. Co było dla niego istotniejsze? Rodzina, która nawet teraz nie chciała z nim rozmawiać i przysłała dość dziwny prezent, czy może regeneracja sił? Przy czym, jeśli tanga nie stawi się na turniej, bo zaśpi, nie wygra nagrody i nie będzie mógł się naparzać. To tylko nieliczne konsekwencje, a zalety? To dopiero było pytanie.
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

35
POST POSTACI
Lindirion
Lin nie miał pojęcia o szlaczkach liter, które zdobiły ptaszka, a które z pewnością powiedziałyby mu więcej, niż sama figura i wątpliwa pomoc Tangi. Teraz nie potrzebował pomocy! Zresztą, tajemnicza kobieta z pewnością zniknęła, a wraz z nim - jego siostra, być może drugi ostatni przedstawiciel rodziny Aldario na świecie.

- Nie potrzebuję twojej pomocy, ani uwag. [/b]- Odpowiedział Tandze szorstko. - Teraz, chłopcze, nikogo nie znajdzemy.- Mówił, wychodząc przed drzwi i... cóż, zatrzymując się. Tanga mógł mieć rację, skoro Renatia nie przyszła osobiście, a jedynie dała znak papierowym ptakiem... czyż nie znaczyło to, że dała mu sygnał, znaznaczyła, że żyje, ale nic poza tym? Znała go, choć w werjsi sprzed wielu, wielu lat. Musiała wiedzieć, że żaden z niego tropiciel i nie uda mu się jej znaleźć w wielkim mieście.

Westchnienie wyrwało się z piersi Lindiriona, który zaraz zganił się za słabość. Ale czy nie taki był: słaby? Dni podróży wymęczyły go bardziej, niż był to w stanie przyznać (nawet przez sobą), potrzebował toalety, miski z wodą do obmycia twarzy i wygodnego łóżka. Wino tylko pogorszyło jego stan, rozluźniając na tyle, że był gotów zasnąć w każdej chwili (po opróżnieniu pęcherza).

- Wracajmy. - Powiedział Tandze o wiele delikatniej, odwracając się, by wrócić do gospody, po drodze kładąc dłoń na ramieniu chłopaka w niemych przeprosinach za swoją wcześniejszą oschłość. - Masz rację; nie znajdę jej. - Mistrz gotów był odpuścić i przygotować się do snu. Poczuł się bardzo stary, słaby i również to trzecie "s", które objawiało się bolesnym kłębkiem w klatce piersiowej i nostalgicznym rozczarowaniem, gdy nie było mu dane ujrzeć siostry. Poczuł się bezsilny.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

36
POST POSTACI
Tanga
Nie wiedząc już, czy w końcu ma pomagać, czy też nie, zatrzymał się nieco za wyglądającym na zewnątrz Lindirionem, zaglądając do wnętrza swojego kufelka. Rosnące ciśnienie zaczęło zmuszać go do lekkiego przestępowania z nogi na nogę, ale zanim wyjdzie załatwić potrzebę, zamierzał dokończyć resztkę zawartości! Mieli tu naprawdę dobre trunki. Być może jego dawny mistrz miał rację. Być może naprawdę powinien częściej domagać się zapłaty za różnorakie prace w błyszczących metalach i kamieniach, zamiast w strawie i dachu nad głową? Z drugiej strony, wcale nie chciał gościć w większych miastach ani nawet zapełnionych wiecznie, przydrożnych karczmach aż tak często, a większa ilość błyskotek wymagała targanie ich ze sobą. Matka byłaby pewnie dumna, gdyby wiedziała, że udało mu się przez blisko cztery dni utrzymać przy sobie coś tak zbędnego w jego oczach, jak drogocenne bryłki złota. Została jeszcze jedna, ostatnia.
Z wbitym w kufel spojrzeniem, Tanga obracał naczyniem w dłoniach, dopóki mag nie wybudził go z zastoju lekkim dotykiem chłodnych dłoni. Zamrugał i podniósł na niego wzrok. Suchość w oczach podpowiadała, że zapomniał mrugać na dłuższą chwilę. Czasami mu się zdarzało. Nic nadzwyczajnego.
- Mm - kiwnął przytakująco głową, a widząc nietęgą minę u drugiego mężczyzny, sam poklepał go po chudym ramieniu. Pewnie nie tak delikatnie, jak powinien w przypadku równie nieobdarzonego mięśniami osobnika, ale w domniemaniu miało być to coś na kształt pocieszenia? - Ptaszek był i tak do żadnego niepodobny i zabazgrany - wydawał się niemalże skrytykować, przepuszczając elfa i odstawiając pusty już kufel na pierwszy stół lub kant w polu zasięgu.
Potrzeba zaczęła naglić i z tego powodu Tanga wygrzebał klucze, żeby wcisnąć je zaraz potem Linowi.
- Było coś o schodach i... - zastanowił się. - Nie pamiętam drzwi - przyznał zgodnie z prawdą. - Ja jeszcze na stronę! - dodał i cofnął się do drzwi, żeby wyskoczyć przed karczmę i ulżyć sobie gdzieś na boku. W pogłębiającej się ciemności i tak nikt się nie powinien przyczepić, tak?
Foighidneach

Oberża "Pod Halabardą"

37
POST BARDA
Tanga znalazł drzwi prowadzące do wychodka. Ten był połączony z miejską kanalizacją i poprzez rozmaite rozwiązania przy pomocy techniki oraz magii, nie śmierdziało w nim jakoś mocno szczynami i odchodami. Oczywiście samo pomieszczenie nie prezentowało się specjalnie wybitnie. Dziura drewnianej podłodze, do której można było lać, a żeby zrobić drugą potrzebę, należało kucnąć. Tylko należało uważać, by nie wpaść w nią. Była tak duża, że ktoś drobniejszy od Tangi mógłby poznać, co kryje się na dole.
Lindirion szybko był w stanie odnaleźć prezent od siostry. Leżał w tym samym miejscu. Nikt go nie ruszył, choć chłopiec już zbierał się, by zacząć sprzątać, acz widząc zawracającego elfa, cofnął się. Przyglądając się temu, zauważył napis w języku elfów. I nie tylko - była to odmiana stosowana przez wysokich elfów. Ich osobny dialekt. Dodatkowo charakter pisma był mu znajomy. Należał do jego siostry.
- Niedługo się zobaczymy. - To była cała treść wiadomości.

Po otwarciu drzwi do pokoju mogli się przekonać, dlaczego karczmarz nazwał to pomieszczenie dla specjalnych gości. Sufit i podłoga pomalowana na czerwono. Ściany w takim lekko różowym kolorze. Lampiony zawieszone na ścianach powodował, że panował tu lekki półmrok, zdecydowanie nastrojowy dla wszelakich nocnych igraszek. W powietrzu unosił się zapach afrodyzjaków, pobudzający nawet u elfa podniecenie i gdzieś z tyłu głowy myśl, jak natrętna mucha pojawiła się, że czegoś albo KOGOŚ mu brakuje. Ta woń u Tangi powodowała, że odczuwał chęć na coś, ale nie umiał tego określić. Na samym środku pokoju znajdowało się wielkie łóżko z koronkowym baldachimem. Kilka poduszek w kształcie serca ułożonych idealnie, a także pościel. Wszystko w kolorze czarnym
Na ścianach znajdowały się rozmaite gablotki szklane, a w nich do wyboru do koloru przyrządy, które przydają się kochankom. Od lin i drobnych łańcuszków, po pejcze, baty, uprzęże, maski, pasy unieruchamiające na uda, smycze, obroże, pasy do krepowanie, knebel, klamry, skórzane pasy na dłonie, sztywno połączone, piórko do łaskotek, świece. Długie i grube woskowe odlewy, przypominające męskie przyrodzenie w różnych kształtach, różne kijki do bicia. Do tego w centralnym miejscu znajdowały się dwa skąpe, skórzane ubiory, przywodzące na myśl najbardziej chutliwe kapłanki Krinn. Na stoliku obok wejścia znajdowała się kartka, a pod nim koperta. Zaraz obok stały dwa puste kieliszki oraz butelka krwistoczerwonego wina.

"Szanowni zakochani.
Niedaleko karczmy jest zarezerwowana dla was sala Termy w prywatnej saunie. Wystarczy pokazać zaproszenie, które znajdują się w kopercie, a będziecie mogli korzystać z dobrodziejstw w nadzwyczajnym towarzystwie."

Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

38
POST POSTACI
Lindirion
Klepanie Tangi było jak zderzenie się ze ścianą i Lindirion niemal poczuł, jak pod skórą pękają jego suche kości, a przynajmniej powinny pęknąć przez nadmiar wsparcia od chłopaka. Lin westchnął ciężko, rozmasowując uderzone miejsce, zaraz jednak jego uwagę zwróciła inna rzecz w słowach niesfornego nie-orka...

- Cóż ty mówisz...? Zabazgrany?

Tyle informacji mu wystarczyło. Nieco żywszym krokiem wrócił do stolika, obrzucił oberżanego chłopca spojrzeniem tak nieprzyjemnym, że tamten powinien w miejscu paść trupem albo przynajmniej rozpłakać się, a następnie po raz kolejny zbadał ptaszka. Jak mógł przegapić informację, gdy wcześniej badał papierek w dłoniach? Niedługo się zobaczymy, pisała siostra. Lindirion poczuł, jak jego twarz tężeje, gdy kąciki ust rozciągają się, zmuszając go do przyjęcia wyrazu, który już tak dawno nie gościł na jego twarzy! Nieużywane do uśmiechów mięśnie powinny już dawno oburzmeć z nieużywania albo przynajmniej zwapnieć, gdy Mistrz zapomniał, co to szczęście!

Z tego wszystkiego nawet częściowo przeszła mu złość na służącego chłopca i kazał wskazać sobie drogę do ustępu, a gdy już załatwił potrzeby śmiertlenego ciała, nie czekawszy na Tangę skierował się do pokoju, w którym mieli spędzić noc.

Jakież było zdziwienie mistrza, gdy okazało się, że różowo-czerwony wystrój to nie tylko widzimisię architekta, ale jedynie przedsionek piekła, jakie rozciągnęło sie przed nim w całej okazałości, gdy dostrzegł pozostałe elementy obelżywego pokoju rozpusty. Czując reakcje ciała i natrętne myśli, Lindirion wycofał się od razu - w pomieszczeniu panowała zdradliwa magia Krinn! Mistrz nie miał czasu na czczenie kolejnego boga, a z pewnością nie w taki sposób! Nie miał przecież partnerki, tylko młodego towarzysza i... nawet jeśli Tanga był potężny, umięśniony, a jego cudowne loczki z pewnością wspaniale rozlewałyby się po satynowej pościeli... zaraz! Cóż to za brzydkie myśli?!

Lin pokręcił głową, starając się odegnać od siebie myśli zesłane przez Kusicielkę. Chrząknął, poprawił włosy, choć te nie ucierpiały w zetknięciu z pokojem, a następnie wycofał się do szynkwasu, gdzie, uderzywszy dłonią w blat, chciał zwrócić na siebie uwagę. Do liściku oraz butelki wina nawet nie dotarł.

- Żądam zmiany pokoju. - Warknął i gdyby miał więcej mocy, wraz z jego tonem i emocjami sprowadzona zostałaby wieczna zima, która zawisłaby nad Oros białym, mroźnym całunem. Mistrz Lindirion Aldario nie był zadowolony.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

39
POST POSTACI
Tanga
Po skorzystaniu z latryny, jakkolwiek niekomfortowe i nienaturalne było włażenie do klaustrofobicznego sklejaka z dech, Tanga wrócił do karczmy i dołączył do Lina tylko po to, żeby wkrótce stanąć w progu najdziwniejszego, najbardziej cudacznego pokoju, jaki widział w swoim dwudziestosześcioletnim życiu. Był nienaturalnie kolorowy i pachniał, jak niektóre z przybytków, które tak lubił w wolnym czasie odwiedzać jego mistrz. Tego typu zapachy zawsze sprawiały, że brało go na kichanie, czego nie oszczędziły mu również i teraz.
- A-Aa-Aahhhhh! CHUUU!! - kichnął potężnie najpierw raz, potem drugi.
Załzawionymi od kichania oczyma spojrzał oskarżycielsko na wielkie łóżko, które wyglądało kompletnie niepoważnie, ale za to wygodnie.
- ...?
Nie zauważając nawet, gdy Lindirion strategicznie wycofał się z powrotem w głąb przybytku, Tanga odważnie przestąpił próg komnaty. Jego wzrok przykuły bowiem gablotki, za którymi znajdowała się masa rzeczy wyglądających po części znajomo, po części obco. Huh. Musieli tu mieć naprawdę małe konie, patrząc na te wszystkie fragmenty uprzęży. Do czego jednak potrzebne komuś pióra? Było ich za mało, żeby napchać nimi choćby jedną poduszkę, jeśli ktoś lubił takie wygody. Albo te dziwne maski? Woskowych odlewów nawet nie skojarzył z tym, z czym kojarzyć się powinny, bo po co komuś coś takiego, racja?
Do kijaszków udało mu się rzecz jasna dobrać, więc zaraz zaczął odważać je w ręku bądź też na próbę smagać powietrze. Były za lekkie, ale pewnie dobre do popędzania wierzchowców? Począwszy od kijaszków, Tanga zaczął coraz chętniej i weselej eksplorować, sprawdzając wytrzymałość oraz ciężar kolejnych, śmiesznie małych przyrządów oraz skórzanych pasów. Zapach w powietrzu powodował u niego pewien, trudny do określenia dyskomfort i jakąś nieokreśloną potrzebę z tyłu głowy, którą uznał za rosnącą chęć do dobrej bitki, ale jaki byłby z niego ork, gdyby coś takiego zmusiło go do odwrotu?
Foighidneach

Oberża "Pod Halabardą"

40
POST BARDA
Elf oczywiście zwrócił swoim zachowaniem uwagę karczmarza. Nie mógł powiedzieć, że tym razem jest ignorowany. Ilość złota, jaką Tanga wyłożył, miała tu zdecydowanie bardzo wysoki wpływ. Dlatego ten natychmiast oderwał się od czynności, która właśnie robił. Było nią oczywiście czyszczenie kufli ścierką. Odłożył szkło na wewnętrzny blat, szmatę dał na bok i podszedł naprzeciwko tego mężczyzny.
- Bardzo mi przykro, ale jak wspominałem pańskiemu towarzyszowi, to był jedyny dostępny pokój dla dwojga. Reszta gości ze względu na bardzo dużą cenę za niego, nie była oczywiście zainteresowana. Mogę oczywiście popytać gości, czy będą chcieli się zamienić. - Powiedział uprzejmie do Lindiriona, ale nie wyglądał na przestraszonego jego zachowaniem. Karczmarzy ogólnie ciężko byłoby zastraszyć. Przynajmniej tego.
- Oczywiście, jeśli pański towarzysz wyrazi chęć na takową zamianę. Bez jego wyraźnej zgody, mam związane ręce. Sam pan rozumie. - Powiedział uprzejmie do niego, wyjaśniając sytuacje. Nie wywali przecież innych gości, tylko dlatego, że ktoś inny chce. Zniszczyłoby mu to reputacje, a tego nikt nie chciał. Oczywiście elf padł ofiara własnych działań albo ich brak. Zależy oczywiście, jak na to spojrzeć.

Tanga przyglądał się kolejnym zabawkom erotycznym, nie do końca zdając sobie sprawę z ich przeznaczenia. Zauważył bardzo szybko, że sporo skórzanych pasów służyła do ograniczania ruchów. Jeśli chciał kogoś pozbawić zdolności ucieczki pasy oraz uprzęże, pasujące na ludzi, doskonale się do tego nadawały. I ich wytrzymałość była bardzo dobra. Nie mógł ich zniszczyć, próbując je rozerwać. Co do kijków, większość z nich nie nadawała się do popędzania konia. Parę mocniejszych uderzeń i było już widać drobne pęknięcia. Nawet jako broń nie miały one wartości. Jedynie dwa takie nadawały się do czegokolwiek. Częściowe metalowe, z porządnym drewnianym uchwytem, wyszyte materiałem. Szeroka strona uderzające kijka miała pośrodku dwie dziury w kształcie serca. Oczywiście pejcze i baty nadawały się do ranienia ludzi i zadawania im ran. Jak się odpowiednio mocno przywali. I ich wytrzymałość także była przyzwoita. Woskowe odlewy męskiego przyrodzenia były lekkie i wyjątkowe szczegółowe. Łatwo było je zniszczyć.
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

41
POST POSTACI
Linidirion
Lin nie miał pojęcia o tym, jak zafascynowany może być Tanga rzeczami, które znalazł w pokoiku. Może to i lepiej: im mniej wiedział, tym lepiej spał. Z tym, że do snu było mu jeszcze daleko, bo darowane łóżko nie nadawało się do odpoczynku.

Jego dłoń po raz kolejny nie spotkała się z szynkwasem, ale kościste palce zaczęły wystukiwać nerwowy rytm na blacie. Zimne spojrzenie wlepione w karczmarza mogło go ostrzec przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Mistrz był zdenerwowany i tylko wypracowana latami samokontrola powodowała, że cały przybytek nie poszedł jeszcze z dymem.

- Nie potrzebuję pokoju dla dwojga. Potrzebuję pokoju z łóżkiem, które nie cuchnie magią Krinn. - Warknął. - Czy nie płacimy dość? Mój ludzki towarzysz ma podobne zdanie, więc na pańskim miejscu, pospieszyłbym się ze zmianą. Od jakiegoś czasu elfy nie mają najlepszej opinii w Oros. I choć rani mnie wykorzystywanie przymiotów, które przylgnęły do mojej rasy w moim własnym mieście, proszę uznać to za ostrzeżenie. - Dodał, nienawidząc sposobu, w jaki musiał zniżać się do tego typu gróźb. - Pójdę po Tangę, a gdy wrócę, proszę mieć przygotowany klucz do innego pokoju.

Lin nie czekał na odpowiedź karczmarza, przekonany, że jego słowa podziałają w wystarczający sposób. Odwrócił się na pięcie, by wrócić do świątyni zbreźności. Nie wszedł do środka, stanął w drzwiach i zakrył usta i nos rękawem. Nie zamierzał wdychać wyziewów rozpusty.

- Tango. Nie dotykaj tego. - Upomniał go ze zgrozą. - Chodź, musisz stąd wyjść. Natychmiast.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

42
POST POSTACI
Tanga
Oby tego typu miejsca nie stanowiły odwzorowania w obrazie przeznaczonych do praktyk mini-świątyń w oczach Krinn, bo inaczej Tanga właśnie dokonywałby swego rodzaju aktu świętokradztwa, traktując je zamiast tego, niczym nowo odkryty plac zabaw. Przeskakując między kolejnymi gablotkami, oglądał kolejne gadżety z każdej strony. O ile kijaszki okazały się w większości smutnie nieprzydatne, tako bicze i pejcze były równie dobrze wykonane, co wcześniej przetestowane w dłoniach pasy dziwacznych i absolutnie niepojętych dla niego w zastosowaniu uprzęży. Jednocześnie wydawały się zdecydowanie za krótkie w większej mierze, aby móc wykorzystać je w walce. Nie przeszkadzało to Tandze być pod małym wrażeniem dźwięku, jaki wydała skóra przy uderzeniu, gdy z całej siły smagnął najdłuższym dostępnym biczem o krawędź łóżka.
Najbardziej niepraktyczne, zważywszy na to, że pierwszy złamał się w pół, gdy tylko uderzył nim mocno na spróbowanie o wnętrze własnej dłoni, były rzecz jasna śmieszne, woskowe figurki-świeczki. Gdzieś na krańcu świadomości nawet z czymś mu się kojarzyły, ale należy brać powagę, że nawet własnemu ciału Tanga nie przyglądał się zbyt często z uwagi na brak takowej potrzeby. Coś, co powinno dość szybko zaskoczyć w umysłach innych, u niego stanowiło nie raz i nie dwa problem. Zwłaszcza gdy z uwagi na rozpoznany przez niego materiał, z jakiego przedmiot wykonano, skojarzył mu się on rzeczywiście ze... Świecą.
- Te świeczki nie mają knotów! - poskarżył się Lindirionowi, gdy mężczyzna postanowił wrócić przed próg pokoju. Palcem wskazującym oskarżycielsko wskazywał trzymany w drugiej dłoni, woskowy fallus.
Aby pełni obrazu uczynić zadość, trzeba dodać, że w tej samej chwili przez jedno ramię przewieszony miał warty stosowania bicz, zaś na potylicy jedną z zasłaniających górną część twarzy, skórzanych masek, którą bawił się nieco wcześniej.
- Wyjść? Dlaczego? Nie chciałeś spać? - spytał ponownie zdezorientowany, jednak tym razem całkiem grzecznie skierował się w stronę drzwi. Rzecz jasna wciąż z woskowym penisem w ręku, wciąż z maską po niej tej stronie głowy, wciąż z biczem przewieszonym przez ramię i wciąż z bardzo niewinnym, pozbawionym świadomości swego otoczenia wyrazem twarzy.
Foighidneach

Oberża "Pod Halabardą"

43
POST BARDA
Skoro Lin nie czekał na odpowiedź karczmarza, to tej oczywiście nie dostał. I nie widział także, jaki ruch wykonał ten mężczyzna. Mógł zareagować na groźby inaczej, niż oczekiwał elfi mag. Uznał jednak, że ważniejsze było udanie się do Tangi. A tam to się dopiero działo.
Ludzko-orczy towarzysz Mistrza magii miał sporo szczęścia. Jego dziecięcy umysł był swoista tarcza na to, się działo w otoczeniu. Trzymając woskowy odlew, nie mógł mieć zielonego pojęcia, jakie może mieć on efekty. I może właśnie dlatego był tak bezpieczny. Jak tylko zobaczył swojego towarzysza, pojawił się jeden z efektów tego, co trzymał. Odkrył on pewną twardość między nogami, choć nie umiał jej z niczym powiązać. Dodatkowo te dziwne uczucie, którego nie rozumiał, nieco się nasiliło, ale jego mentalna tarcza niewiedzy, skutecznie go chroniła przed resztą efektów.

Lindirion po wejściu do pomieszczenia, od razu wyczuł, że coś nie jest do końca w porządku. Przedmiot trzymamy w ręku przez jego przyjaciela, pulsował delikatnie boską magia Krinn. Wyczuwał to doskonale. Tak samo, jak to, że ta magiczna energia oplata Tangę, jak pnącze. Nitki były na razie delikatne, ale nie mógł powiedzieć, dlaczego tak jest. Jedno było pewne. To był magiczny przedmiot, który na pewno powstał w świątyni tego bóstwa.
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

44
POST POSTACI
Lindirion
Lindirion dawno już nie odczuwał tego, co objawiało się, gdy oplatały ich zdradliwe ramiona magii Kusicielki. I wbrew pozorom nie było to pożądanie, którym mogłby zacząć pałać w kierunku jakieś przypadkowej bywalczyni przybytku (bo przecież nie Tangi!), a zwykłe przerażenie możliwymi skutkami opicia się jej esencją. Najważniejsza była ewakuacja!

- To nie są świeczki! Tango, natychmiast to odłóż! - Powtórzył Lin, nieco podnosząc głos, co mogło dać Tandze pewną wskazówkę co do powagi sytuacji. Z drugiej strony, Tanga przecież był... cóż, sobą. Nie musiał rozumieć ryzyka. - To nie jest miejsce do spania! Działa tu magia, której nie potrafię powstrzymać! - Dodał, bo jak mógłby mierzyć się z czymś, co błogosławiła Krinn? To nie była jego ekspertyza. I choć nie był przesadnie religijny, we wnętrzu własnych myśli wezwał na pomoc Sulona. Widział, że największym problemem był woskowy fallus, który powoli wywierał na niewinnego Tangę swoją moc. Lindirion musiał powstrzymać Krinn... ale właściwie: dlaczego? Dlaczego miał odmawiać mu przyjemności, jaką mógłby zyskać z użycia tego zdrożnego artefaktu? Dlaczego miałby sam nie skorzys-

Elf potrząsnął głową. Opary Krinn mieszały mu w głowie. Gdy Tanga zbliżył się dość, Lin chciał użyć swojej mocy, by skupionym strumieniem energii wytrącić fallusa z rąk chłopca. Nie miał zamiaru samemu go dotykać.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

45
POST POSTACI
Tanga
Gdyby elf nie był nerwowy przez cały wieczór, być może jego zachowanie wzbudziłoby więcej niepewności. Tymczasem Tanga rzucił jeszcze jedno, badawcze spojrzenie przedmiotowi, który ważył w dłoni, zanim wrócił nim do wyraźnie sfrustrowanego długoucha.
- Przecież są z wosku - zauważył ze spostrzegawczością godną kawałka bruku. - Dlaczego-... - zamierzał kontynuować zadawanie licznie nasuwających się pytań, gdy coś bardzo dziwnego zaczęło dziać się z jego dolną partią ciała.
Nie stanął jak wryty ani nie spąsowiał, ale i tak zatrzymał się zaraz przed drzwiami, w pełni dyskomfortu przestępując z lewej nogi na prawą. Kompletnie nie rozumiał, co właśnie zaszło. Cóż, może nie do końca "nie rozumiał-nie rozumiał". Mimo licznych ograniczeń i braków w wiedzy jego ciało było młode oraz w pełni funkcjonalne. W momentach wielkiego podekscytowania reagowało tak, jak reagować miało prawo u każdego, zdrowego przedstawiciela płci męskiej. Inna sprawa, że w jego przypadku miało to z reguły miejsce po wyjątkowo udanej bądź intensywnej walce czy innych zmaganiach fizycznych. Nie było powodu, dla którego miało reagować tu i teraz. Czyżby to o tym mówił Lindirion? Dlaczego jakakolwiek magia miała działać w równie głupi sposób?
Wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia, rozluźnił uchwyt na świeczce, figurce, czy czymkolwiek był wyrób.
- W porządku... - mruknął tylko, bo nawet jemu nie uśmiechał się wpływ czegoś niezrozumiałego, czemu nie mógł przywalić.
Foighidneach

Wróć do „Oros”