Rezydencja hrabiego Napier

46
POST POSTACI
Krinndar
Misja polegająca na przywróceniu Sebellianowi dobrego nastroju zakończyła się sukcesem. Dzięki śmiechowi hrabiego nawet Kiri uśmiechnął się niewymuszenie, ciesząc się, że tamtemu wrócił nastój.

- Bycie hrabią brzmi jak dużo, dużo pracy! - Zamarudził, ale raczej dla żartu, aniżeli przez taką opinię na temat piastowania wysokiego stołka. Zamierzał wtulić się w dłoń Sebelliana jak kot, którego pogłaskano po łebku. Skoro tamten widział go jak niemal zwierzątko, nie pozwoli mu odnieść innego wrażenia, gdy odpowiadał na pieszczoty i miłe gesty. - Przekonaj króla, żeby wysłał cię w podróż w ramach obowiązków! Żebyś poznał nowe kraje, nowe... strategie? Mówiłeś, że jesteś strategiem. Dlaczego tego nie wykorzystać?- Podpowiadał, wiedząc, że jego słowa nie mają większego sensu, chciał się tylko niemądrze podroczyć. - A kiedy ciebie nie będzie, towarzystwa będzie dotrzymywał mi Leo! Tylko dzięki niemu nie uschnę z tęsknoty. Wolę zostać na Archipelagu, razem z nim. Nie obawiaj się, nie zapomnę o tobie. - Zaśmiał się, zerkając na hrabiego, choć odszedł od niego na kilka kroków. Nie potrafił utrzymać równego tempa, tańczył wokół postaci gospodarza jak pszczółka, która zastanawiała się, z której strony najlepiej dobrać się do wyjątkowo nektarodajnego kwiatka. - A... a moja ostatnia wizyta na kontynencie nie była miła nie ze względu na klimat, ale raczej... okoliczności? Byłem na statku, zaganiali mnie do najgorszych prac! Mówię ci, najgorszych! Codziennie musiałem szorować pokład i obierać ziemniaki! - Wspomniał z oburzeniem i nawet spojrzał na swoje dłonie, jakby ciężka praca zostawiła na nich swoje piętno. Wolał nie wspominać o tym, że ścięto go na krótko, bo złapał wszy od współzałogantów! Jego piękne, złote włosy na szczęście szybko odrosły. - Choć masz rację, rzeczywiście, jest tam dla mnie trochę zbyt zimno. I nie czczą Krinn tak samo, jak my.

Krinndar nie pałał szczególną miłością do wysłanników z głównej świątyni w Karlgardzie, a oni wzajemnie, nie widzieli w nim żadnej wartości dla kapłanek. Dla nich był tylko rozpraszaczem i darmozjadem, nawet jeśli służył bogini tak, jak inni, choć nie znajdował się w oficjalnych ramach rang i tytułów!

Wyjaśnienia na temat rodziny nie spodobały mu się ani trochę, a na wzmiankę o obcięciu uszu, złapał się za swoje długie małżowiny.

- Mam nadzieję, że pani Narhaimma nie będzie zazdrosna o moje towarzystwo. - Mruknął, chcąc wybadać teren. Z opowieści, kobieta nie brzmiała jak ktoś, kto darzy Sebelliana szczególnym uczuciem, ale z takimi w szczególności niczego nie było wiadomo! - Pamiętaj, kochany, że pani Krinn zrozumie, jeśli zechcesz zachować wierność. Nie chcę się napraszać. - Wyjaśnił, powoli przesuwając palcami po wykolczykowanych uszach, choć przeczył nie tylko swoim poprzednim słowom, ale też czynom. Jeśli Sebellian chciał czcić Krinn, obowiązkiem i przywilejem elfa była pomoc ku osiągnięciu tego celu!

Szukając bezpieczństwa u boku hrabiego, Krinndar wrócił do jego osoby i lekko ujął jego ramię. Łączył ich ledwie dotyk, ledwie oparcie dłoni na przedramieniu. Tyle wystarczyło, by cały ogród ze wszystkimi jego wspaniałościami nie mógł elfowi zagrozić.

- Ibis! - Powtórzył po Sebellianie nazwę ptaka. - Nigdy takiego nie widziałem. Och, ma piękne upierzenie! Bardzo chciałbym zobaczyć te kwiaty!

Elf był wrażliwy na piękno. Spacer był przerywany, gdy chciał zatrzymywać się nie raz, nie dwa, by podziwiać kolejne okazy, pytał o szczegóły związane z ptactwem i roślinami, rozglądał się tez za porzuconymi piórami! Czyż nie wspaniale byłoby wplątać je we włosy, jeśli Sebellian pozwoli je zebrać?
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

47
POST BARDA
Sebellian wydawał się do pewnego stopnia cenić zwierzęta zarówno z punktu widzenia myśliwego, jak i kolekcjonera oraz opiekuna. Kupienie go zachowaniem mogącym kojarzyć się z dopraszającym się o pieszczoty kocięciem, nie było trudne. Być może rzeczywiście i jego postrzegał, jako zwierzątko do udomowienia, zważywszy na to, jak naturalnie przychodziło mu odpowiadanie na nieme prośby - głaśnięcie po łebku tu, miźnięcie za uchem tam.
- Kto wie - odmruknął, mrużąc nieco skierowane ponad korony wysokich drzew oczy. - Może kiedyś. Na razie wiszą nade mną obowiązki i, hmm, projekty, których nie odważyłbym się pozostawić w rękach nikogo innego. Prace wymagające mojej obecności tutaj, na Archipelagu.
Słowo "projekty", wypowiedział z dostatecznie dziwną, przesyconą satysfakcją nutą, aby obraz pozamykanych w klatkach ludzi oraz nieludzi, z jakiego powodu raz jeszcze stanął Krinndarowi przed oczami, niezależnie od tego, czy postanowił odgonić go od siebie w następnej chwili, czy też nie. Niedługo po tym i tak został rozproszony czym innym, gdy Sebellian wydał z siebie bardzo niedystyngowanie brzmiące parsknięcie niedowierzania, a następnie spojrzał na nieco, jakby urosła mu druga.
- Kazali ci OBIERAĆ ZIEMNIAKI? Myć pokład? Masz na myśli - długa szczota i ciągłe obcieranie kolan o deski? - spytał dla pewności, wysoko i z rozbawieniem unosząc brwi.
Sebellian wyglądał na kogoś, kto mógł się ubrudzić i pewnie nie bał się tego nadmiernie, ale z pewnością nigdy nie zniżyłby się do doprowadzenia do tego równie przyziemnymi pracami. Od czego zresztą miał tu tę całą służbę? Zapewne nie przypuszczał również, że ktoś, kto wychowany został przez kapłanki jakiegokolwiek boga, zdolny był do robienia czegoś podobnego. Zwłaszcza gdy poobwieszany był błyskotkami w stopniu, w jakim lubił to Krinndar.
Kolejnemu prychnięciu, tym razem bardziej ostentacyjnemu, towarzyszyło bardzo wymowne spojrzenie, a następnie karcące pociągnięcie za czubek długiego ucha, którego sam właśnie nie skubał.
- Nic bardziej mylnego. To małżeństwo, to ostatecznie nic innego, jak bardziej niewygodna, ale niestety konieczna część moich zobowiązań wobec rodziny. Możesz nazwać je umową handlowa między dwoma stronami. W tym wypadku między dwoma, szlacheckimi rodami - odparł stosunkowo obojętnie, choć z minimalnym poirytowaniem gdzieś na krańcu słyszalności.
Mimo postawienia sprawy jasno ze swojej własnej strony, Sebellian nie odpowiedział w pełni na wątpliwości elfa. Być może nie uważał tego za konieczne, a być może nie chciał go niepotrzebnie denerwować. Opinia Narhaimmy w tym temacie mogła być wszakże zupełnie różna. Kiri musiał sam zdecydować, na ile wygodniej było zaufać hrabiemu.

- Bywa zadziorny i miewa różne nastroje, dlatego nie polecam go zaczepiać przed porą karmienia - przestrzegł jeszcze, zanim poprowadził ich spacerowym krokiem w stronę, gdzie kręta ścieżka miała doprowadzić ich pod wysokie ściany żywego labiryntu.
Droga nie była przesadnie długa, ale też nie można było nazwać jej krótką. Tereny ogrodowe jako takie były dużo większe, niż wydawało się jeszcze z tarasu. W koronach drzew mieszkało liczne ptactwo, które ćwierkało i trajkotało między sobą. Papugi przelatywały im co rusz wysoko nad głowami, a Kiri miał nawet okazję dojrzeć kolibra, która wyleciał z jednego z dużo większych od siebie kwiatów, które niczym kolorowe dzbany zwisały z jednego z dziwniejszych drzew. Hrabia chętnie dzielił się informacjami, których sam zażył w głównej mierze od swojej babki, będącej największą w rodzinie miłośniczką ogrodu na przestrzeni ostatniego stulecia. Przyznał, że jeszcze jako dziecko w okresie stosunkowo wczesnego buntu, często uciekał z lekcji kaligrafii, muzyki, a czasem nawet szermierki, żeby siedzieć z książkami, ukryty gdzieś między gęstszymi, bardziej zacienionymi zaroślami.
Pióra nie były aż tak łatwe do znalezienia, jak pewnie powinno się wydawać, gdy drzewa zamieszkiwało równie wiele ptaków. Najpewniej spowodowane było to przez sprzątających po nich ogrodników, których czasami dało się wyłapać wzrokiem. Elf znalazł jednak trzy, drobne, zielono-żółte piórka, które leżały przy sobie nieopodal krzewu pigwy, z którego Sebellian był tak miły, aby zerwać dla niego jeden z dojrzałych już owoców.
Zanim się zorientowali, kolejny zakręt zza drzew wyprowadził ich przed oczekiwany mur zieleni, który również obrośnięty był przez inną zgoła roślinę. Jej gęste pnącza oraz drobne, trójkątne liście, były dużo jaśniejsze niż sam żywopłot, pozwalając im się wyraźnie odcinać. Mimo to, mogły kompletnie zginąć przy licznych, przypominających kształtem kamelie o cudnie śnieżnobiałych poza soczyście fioletowymi środkami i żółtymi pręcikami kwiatach. Same kwiaty pachniały dostatecznie intensywnie i słodko, by przywabiać liczne owady z okolicy.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

48
POST POSTACI
Krinndar
Palce Kiriego tylko na moment mocniej zacisnęły się na ramieniu Sebelliana, gdy ten wspomniał o podejrzanych projektach. Ludzie w klatkach, oczywiście... Hrabia zachowywał się tak miło i miękko, że łatwo było zapomnieć o więźniach, którzy z pewnością zostaną zabici!! albo nawet żywcem rzuceni zwierzętom na pożarcie!!! Ibis miał bardzo długi dziób... czyż nie byłby idealny do wysysania szpiku z kości!? A resztki nieszczęśników mogły nawozić ogród, te kwiaty kwitły żywiąc się krwią śmiertelników! Elf potknął się, gdy z poczucia lęku poplątały mu się stopy.

- Jesteś taki zajęty, Sebellianie... - Mruknął, nie ważąc się nawet zapytać o szczegóły projetów, o których mówił. Wyobraźnia podsuwała mu dość okrutne obrazy, by musiał pytać o coś jeszcze. Prawda mogła okazać się tylko gorsza! - Tak, t-tak, obierałem ziemniaki i myłem pokład, ale nie szczotą, a szmatą! Na kolanach! - Zamarudził, łapiąc się mężczyzny nieco bardziej kurczowo. Strach, a teraz jeszcze złe wspomnienia! Tego było za wiele. Należało zmienić temat, a z nim tok wyobrażeń. - Nie zrozum mnie źle, często pracuję na kolanach. Ale to inny rodzaj pracy. - Gdy obejmowała go trwoga, należało myśleć o Krinn! - Później ci pokażę~

Pociągnięcie za ucho zaskoczyło go po raz kolejny. Hrabia znalazł sobie umiłowanie w ciągnięciu za elfią dumę! I tak już długie małżowiny będą jeszcze dłuższe, jeśli nie przestanie! Jeszcze trochę, i będzie wyglądał jak wysoki elf!!

- Aj, mój panie! Jesteś bezlitosny! - Jęknął Krinndar, odsuwając głowę od zbyt chętnych paluszków hrabiego. - Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy z Narhaimmą u boku, nawet jeśli zabrakło między wami łaski Osureli. Mmm... - Wydał z siebie niekontrolowany pomruk, gdy szpikolubny, morderczy ibis okazał się istotą jeszcze bardziej okrutną na głodnego. Czy lubował się w tłuściutkich elfach? Krinndar wolał tego nie sprawdzać!

Póki ptak był blisko, Krinndar odmawiał opuszczania boku Sebelliana. Wkrótce jednak musiał ulec pięknu ogrodu i oderwał się od swojego przewodnika, znów tańcząc wokół niego tak, by jak najwięcej zaczerpnąć z uroku roślinności i ptactwa. Obserwował papugi, słuchał słów hrabiego, choć nie wiedział, ile z przekazanych informacji zostanie mu w głowie, zbierał piórka, zjadł nawet pigwę, choć ta była bardziej kwaśna, aniżeli słodka! Po obiedzie okazała się jednak idealnie odświeżająca. Ściana zieleni zachwyciła go tak, jak i wszystko inne. Upewniając się, że w okolicy nie ma ani ibisa, ani żadnego innego krwiożerczego ptaka, Kiri postąpił do przodu, by z bliska przyjrzeć się kameliom. Ujął w dłoń jeden z kwiatów, choć bez intencji zerwania go.

- Tu jest tak pięknie, Sebellianie. Dziękuję, że zechciałeś mi to wszystko pokazać. - Mówił, odwrócony do hrabiego tyłem. Przesuwał kciukiem po delikatnych płatkach, ciesząc się aksamitnym dotykiem pod opuszkiem.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

49
POST BARDA
Jeśli Sebellian zauważył bądź wyczuł nową, acz i tak łagodniejszą niż wcześniejsze, dawkę stresu u Kiriego, postanowił ją zbagatelizować lub zwyczajnie zignorować. Zamiast tego, zaskakująco łatwo wyswobodził ramię z objęć tamtego, aby samemu móc przyciągnąć go do swojego boku i zaśmiać się w głos na jednoznacznie seksualną aluzję. Reakcja mężczyzny zdołała nawet spłoszyć parę pawi, które z krzykiem przebiegły im drogę, wpierw wynurzając się zza jednego krzewu, aby zaraz zniknąć za następnym.
- Mówił ci już, że jesteś przyjemnie odświeżającą osobliwością? Dawno nikt nie rzucał mi prosto na twarz podobnej ilości obietnic i propozycji tego rodzaju, i to w samym środku dnia! - nie tyle zauważył, co raczej pochwalił, zadziornie zjeżdżając dłonią na pełne bioderko elfa. - Oby nie były to jedynie czcze obietnice.
Hrabia nie wypierał się i tylko wyszczerzył bezczelnie zęby na oburzenie spowodowane chwytaniem go za uszy. Reakcje Krinndara bawiły go i nawet nie próbował tego ukrywać. Przynajmniej biodra ani boczków nie próbował jak na razie podszczypywać. Zdawał się natomiast palcami wybadać, jak miękkie były to okolice. A były dość miękkie i nie dało się tego nijako ukryć.
- Jestem szczęśliwy przede wszystkim wtedy, gdy dzieli nas minimalna odległość dwóch przeciwnych skrzydeł rezydencji - odparł gładko hrabia. Po jego tonie ciężko było wyczuć, czy mówi poważnie, czy tylko żartuje. Dziwnie byłoby jednak żartować z tego typu spraw, czyż nie?

Bzyczenie owadów było w tym miejscu dużo głośniejsze niż gdziekolwiek indziej. Pszczoły, motyle oraz tłuste trzmiele spokojnie przemieszczały się między kolejnymi kwiatami. Ściany żywej zieleni musiały zamieszkiwać również spore gromady drobnych ptaszków, które obrały to miejsce za swego rodzaju bufet, sądząc po entuzjastycznym ćwierkaniu.
Płatki kwiatów były delikatne, wręcz jedwabiste w dotyku. Łatwo poddawały się naciskowi palców, ale dzięki ich sporej mięsistości i giętkości, wcale nie tak prosto było je uszkodzić.
- Mmmhm - gdy Sebellian potwierdził słowa Kiriego pełnym aprobaty pomrukiem, ten nie tylko był dużo głębszy, ale nagle rozbrzmiał zaskakująco blisko lewego ucha elfa. Jak na tak sporego mężczyznę, szlachcic potrafił przemieszczać się wyjątkowo szybko i bezszelestnie, jeśli tylko chciał. - Mimo całego swego splendoru, rzadko zdarza się, by te ogrody miały okazję prawidłowo docenić osoby z zewnątrz - zauważył z nutą udawanego żalu, tym razem kładąc dłonie po obu stronach bioder elfa. Ciepły oddech drażnił nieco długie uszy. - Nawet w trakcie licznych bankietów, które zdarza się nam w nich wyprawiać, większość durni z wyższych klas jest zbyt zapatrzona w czubek własnych nosów lub skupiona na doszukiwaniu się skandali wśród innych, żeby zauważyć cokolwiek więcej. Czyż to nie smutne? Gdyby tak istniał jakiś dobry sposób na pocieszenie mojej umęczonej duszy w tych pięknych okolicznościach przyrody... Albo chociaż ciała~ - zakwilił z wymuszoną żałością, zaciskając długie palce odrobinę mocniej na pełnych boczkach Krinndara. Klatka piersiowa wiszącego nad nim mężczyzny niemalże przylgnęła do jego pleców. - Oh - wydał z siebie, jakby nagle zdał sobie z czego sprawę. - Mówiłeś, że jak to było z tą pracą na kolanach?
Kiri nie musiał widzieć twarzy hrabiego, żeby wiedzieć, że ten się z całą pewnością uśmiecha lub być może wręcz szczerzy od ucha do ucha. Było to nazbyt wyraźnie wyczuwalne w jego ostatnim pytaniu. Ponieważ jednak los bywał bardzo złośliwy, a sytuacja zaczęła przybierać zbyt przyjazny zarówno dla Krinn, jak i jej wiernego sługi obrót, zwłaszcza, gdy lewa dłoń szlachcica zaczęła wspinać się palec za palcem w górę jego boku, powodując przyjemne dreszcze-... Niczym grom z jasnego nieba rozbrzmiał silny w swoim brzmieniu i przekazie, damski głos.
- SEBELLIANIE ALPINIE NAPIER! - zagrzmiał, sprawiając, że wezwany z pełnego imienia mężczyzna najpierw zamarł, a następnie odsunął się o krok, by nerwowo rozejrzeć za jego właścicielką. Jego wyraz twarzy nie był do końca spanikowany, ale również daleko mu obecnie było do dopiero co odzyskanego zrelaksowania. Usta zacisnął w cienką linię, a linie szczęki uwydatniły przez siłę, z jaką musiał zaciskać zęby. W końcu jednak złapał głęboki wdech nosem i zdołał rzucić szybkie, oceniające spojrzenie przez ramie na swojego spiczastouchego towarzysza. Ledwie zdołał otworzyć usta, gdy głos rozbrzmiał ponownie:
- DOBRZE WIEM, ŻE TU JESTEŚ, TY ŚMIESZNA IMITACJO MĘŻCZYZNY! - wykrzyczała rozzłoszczony nie na żarty właścicielka głosu, ewidentnie zbliżaj się do miejsca, w którym stali.
- Krowa... - mruknął cicho pod nosem hrabia, rozcierając kark i zamykając na moment oczy. - Ktoś wstał dzisiaj lewą nogą i zapewne gotów jest spalić połowę tego miejsca, byle mnie wywabić - westchnął z irytacją. - Kiri, bądź tak miły proszę i... Przejdź się może po labiryncie? - zasugerował z wymuszonym uśmiechem, wskazując wejście między zielone mury. - Nie musisz się martwić, że się zgubisz. Znajdę cię w mgnieniu oka, gdy tylko tutaj skończę.
Propozycja, jakkolwiek łagodna, wciąż brzmiała, jak rozkaz.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

50
POST POSTACI
Krinndar
Tak długo, jak Sebellian był blisko, Krinndar był bezpieczny. Wkrótce okazało się też, że sam hrabia szuka kontaktu, nie tylko przytulając go do swego boku, ale również przez dotyk, tak niespodziewany, choć przyjemny. Kiriemu daleko było jednak do wstydu.

- Nigdy nie jest za wcześnie, ani za późno, by sławić panią Krinn. - Zakrył się religią, choć jego spojrzenie wprost mówiło, że nie jest zupełnie szczery w przekazie. Nie miało to jednak znaczenia: przyjemność jednostki była również przyjemnością dla bogini, a dłoń na biodrze dawała jasną obietnicę nadchodzącej rozpusty, nawet jeśli hrabia chciał sprowadzić go do parteru. - Nie będziesz rozczarowany, mój panie.

Głos hrabiego przy uchu nieco go zaskoczył, ale nie na tyle, by elf przestraszył się nagłej bliskości. Z pewnym żalem zostawił za sobą kwiat, a następnie odwrócił się, by oprzeć dłoń na klatce piersiowej mężczyzny. Po chwili uniósł ręce, obejmując go tym razem za szyję. Uśmiechał się błogo, jakby spotkał dawno wyczekiwanego kochanka aniżeli kogoś, kto dopiero miał wpaść w jego ramiona.

- Nie tylko ogród jest twoją nieodkrytą wspaniałością. - Mruknął Krinndar, podsuwając się nieco bliżej, tak, by wsunąć kolano między hrabiowe uda i wybadać stan, w jaki mogły wprowadzić go wcześniejsze insynuacje. I niemal nie trafił Sebelliana tym samym kolanem nieco mocniej i boleśniej, gdy ogrodem wstrząsnął krzyk!

Kiri niemal natychmiast zabrał ręce i cofnął się, nie chcąc kusić losu ani chwili dłużej. Był już w sytuacji, gdy chwile bliskości przerywał krzyk trzeciej osoby... Zacisnął dłonie w pięści, rozumiejąc, że to nie ibis jest tym, kogo powinien bać się najbardziej! W ogrodzie była o wiele bardziej krwiożercza bestia! I zbliżała się w każdą chwilą! Widząc, że nawet Sebellian nie jest pewien spotkania z krową, Kiri postanowił wziąć nogi za pas! Labirynt nie był daleko, ale gdy hrabia znikął z oczu, okazało się, że wycofanie mogło wcale nie być takie mądre. Co zrobiłaby mu małżonka? Przedstawiłby się jako sługa Krinn i miałby zapewniony immunitet! A przynajmniej tego się spodziewał. Za to w labiryncie mogły czyhać na niego niebezpieczeństwa, których wcześniej nie poznał, ponad to, mógł się po prostu zgubić!! Dlatego też nie wchodził głęboko między żywopłoty, jedynie na tyle by schować się przed spojrzeniami, ale tak, by znał, drogę powrotną... bo te kilka zakrętów przecież mógł zapamiętać bez trudu, prawda? A jeśli nie, to trafi po słuchu, kobieta wydawała się robić dużo hałasu.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

51
POST BARDA
Niedługo po taktycznym odwrocie, osoba nawołująca hrabiego musiała go odnaleźć, ponieważ nawet po kilku zakrętach Krinndar wciąż mógł usłyszeć jej obruszone prychnięcie - zapewne na widok poszukiwanej dotąd osobistości.
- Narhaimm! - odezwał się sztucznie przesłodzonym głosem Sebellian. - Słońce moje i gwiazdy! Sądząc po energii, jaka cię rozpiera, rozumiem, że twoja okropna migrena z poprzedniego wieczoru poszła w zapomnienie? Mam nadzieję, że tym razem nie przypłaciliśmy tego połową spiżarni~?
Sposób, jaki mężczyzna powitał kobietę, która okazała się nikim innym, jak dopiero co wspomnianą we wspólnej konwersacji małżonką, mogła nie przypominać niczego, z czym elf zdołał się dotąd spotkać. A jako chętnie rozpowszechniający nauki Krinn wyznawca, spotykał się z wieloma rzeczami. Wieloma, specyficznymi relacjami, ich wzlotami oraz upadkami. Uszczypliwość aż nadto sączyła się z każdego, wypowiedzianego przez niego słowa.
- Odważne słowa, jak na powód każdej z nich - odpowiedziała ze znacznie większym spokojem, ale za to z chłodem, na który nie było stać nawet rozeźlonego wcześniej hrabiego, przynajmniej z tego, co dotąd doświadczył ukrywający się za ścianami krzewów elf.
Przez chwilę trwała między nimi cisza, przerywana jedynie ciężkimi do określenia, mniej lub bardziej metalicznymi kliknięciami?
- Więęęc - zaczął ponownie Sebellian, tym razem wolniej, wciąż sztucznie uprzejmy, ale i z nutką nietypowej dla niego nerwowości. - Cóż takiego skłoniło cię, moja droga, żeby równie rozpaczliwie zwodzić za mną po ogrodach? Przyznam, że dobór użytych przez ciebie słów był nieco krzywdzący. Mamy tu przynajmniej jedną parę nowych ogrodników, którzy wciąż mogą nie być przyzwyczajeni do twoich napadów złego humoru-...
- MOICH napadów złego humoru?! - przerwała mu ostro małżonka, po której nastąpiła ciekawa salwa dźwięków.
Pierwszym było kolejne, tym razem mniej metaliczne kliknięcie. Zaraz po nim świst oraz masa ostrych trzasków powodowanych przez coś, co szybko przebijało się przez chwilę przez żywopłot, nieco bardziej na lewo od elfa. Brzmiało zupełnie niczym łamanie dużej ilości gałązek po drodze. Pomiędzy to wszystko wbił się zaskakująco wysoki, zaskoczony, ale i alarmujący krzyk hrabiego.
- Już ja ci pokażę "napady złego humoru".
W głosie Narhaimmy, który z natury brzmiał mocno, poważnie i władczo, czaiło się dużo więcej furii, niż dało się doszukać wcześniej w jej wrzaskach.
- Ty...! CZY TY WŁAŚNIE DO MNIE STRZELIŁAŚ?! - zapytał z niedowierzaniem Sebellian, podnosząc głos.
- A CZY TY WŁAŚNIE ZBYŁEŚ PROŚBĘ WŁASNEGO SYNA, ŻEBY GZIĆ SIĘ BEZWSTYDNIE PO OGRODACH Z KOLEJNĄ DZIWKĄ?!
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

52
POST POSTACI
To, czego Krinndar nie lubił, to grubiaństwo, ale też agresja, którymi bezsprzecznie wykazała się żona jego hrabiego. Co gorsza, Sebellian nie brzmiał jak ktoś, kto mógłby w łatwy sposób odeprzeć jej atak. Nie wydawwał się w żadnym wypadku delikatny, dlaczego więc był taki bezsilny?! Kiri przez jakiś czas słuchał ich przekomarzanek. Tego typu przytyki mogłyby być nawet urocze, gdyby nie były przetkane taką ilością jadu! Tyle razy Krinndar słyszał pary, które mówiły do siebie w taki sposób, ale ich rozmowy były podszyte miłością lub pożądaniem ponad wszystko, za to tutaj... tutaj tego nie było. Poczuł ból, gdy serduszko rozdzierało się na myśl o biednym Sebellianie, który musiał to znosić na co dzień! Słyszał dość, by wiedzieć, że to Narhaimm jest tą, którą psuje ten związek! Bo jak ktoś tak... groźny, ale jednocześnie wspaniały, jak Sebellian, mógł znosić coś takiego? Nie wydawał się masochistą! Poza tym, z podsłuchanej rozmowy jasno wynikało, że to on się stara! Choć na swój sposób. I Krinndar, w swojej głupocie, postanowił działać.

- Przestań! - Odezwał się, nim jeszcze zdołał wydostać się z labiryntu! Kilka zakrętów, prawo, lewo, prosto... z powrotem, gdy zgubił drogę, lewo, lewo, prawo... Dziwne dźwięki postanowił zignorować, bo miał ważniejsze sprawy na głowie! Nie interesował go nawet atak ze strony ibisa! - Natychmiast przestań obrażać pana hrabiego! - Wołał elf, bo póki dzieliła ich ściana żywopłotu, nie mógł nic więcej zrobić! - Sebellian ma prawo odmówić! Jest taki zapracowany, że należy mu się odpoczynek! I nie jestem koleją dziwką! - Podstanowił sprostować sprawę, bo ta ubodła go jak piką pod żebra. Jednocześnie nawet w duchu ucieszył się, że Sebellian ma towarzystwo na tyle często, że aż przeszkadza to żonie. Krinn z pewnością cieszyła się z jego oddania. - Jestem przyjacielem ze świątyni pani Krinn! Skoro nie może czcić bogini z tobą, ja mu w tym pomogę! Przerwałaś nam spacer, dlaczego ranisz własnego męża?!

Cholerny żywopłot! Gdy tylko Kiriemu uda się wydostać, rozprawi się z żoną własnoręcznie!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

53
POST BARDA
Cisza zapadła po drugiej stronie żywopłotu, przerywana jedynie ujadaniem obruszonego elfa oraz wciąż niczego nierobiącymi sobie z podniesionych głosów ptakami i wszędobylskimi owadami.
- Błagam - jęknęła wreszcie Narhaimma, ale dlaczego wydawało, że jej poirytowany głos był nieco bardziej odległy niż poprzednio, gdy wedle wszystkich założeń Kiri powinien przemieszczać się w dobrym kierunku? - Powiedz mi, że nie opłaciłeś tego kompletnie impertynenckiego szczeniaka z góry - bardziej wyrzuciła mężowi, niż go o to zapytała, na co tamten wydał z siebie ciekawy dźwięk oburzenia.
- Z całym szacunkiem! Towarzystwo mojej osoby jest dostatecznie pożądane, żebym nie musiał za nie płacić, dziękuję bardzo.
- Skoro w to właśnie chcesz wierzyć - odparła z zimną obojętnością Narhaimma. - Wszystko jedno. Te niedorzeczności kończą się tu i teraz. Nic mnie nie obchodzi, jak, na co, ani na kogo wykorzystujesz swój wolny czas. Dobrze wiem, jaką obietnicę złożyłeś Sevelynowi. Właśnie dlatego wrócisz teraz ze mną do rezydencji, wypełnisz rodzicielskie obowiązki, pokażesz synowi, że jego ojciec nie jest niegodnym zaufania śmieciem niezależnie od faktycznej rzeczywistości, a później wyprawiaj choćby i całą orgię na suficie w kuchni.
Narhaimma najwyraźniej postanowiła za nic mieć sobie wszelkie zarzuty Krinndara, jego święte oburzenie oraz butność, ignorując zarówno je, jak i całą resztę jego, schowanej gdzieś między wysokimi żywopłotami osoby.
- Jaką obietnicę-...? - twardo postanowił zgrywać nieobeznanego w temacie Sebellian, dopóki kolejne, soczyste przekleństwo nie wyrwało się z jego szlachetnych ust. Dziwnie było słyszeć go przeklinającego z jakiegoś powodu. Być może z uwagi na to, że coraz mocniej zaszczepiał się w głowie Kiriego, jako wysoko postawiony doradca króla.
- Przepraszam? Chciałbyś to powtórzyć? - spytała z jadowitą satysfakcją małżonka, i tym razem Kiri ledwie mógł ją dosłyszeć, ponieważ albo postanowiła groźnie ściszyć głos, albo naprawdę... Znowu nieumyślnie oddalił się od pary przy kolejnym zakręcie? Ups.
- Przestań we mnie celować! - zaprotestował ze złością Sebellian.
- CZY CHCIAŁBYŚ POWTÓRZYĆ?
- Jak Krinn kocham, kobieto! - fuknął sfrustrowany, ale jednocześnie zrezygnowany. - Rozumiem! Rozumiem, więc opuść tę cholerną kuszę! Od kiedy wiesz, jak coś takiego obsłużyć??
- Strzelałam z łuki, kiedy tobie mamki wciąż podcierały szlachetne siedzenie - odparła dumnie tamta. - Ruchy. Twojej księżniczce nic nie będzie, jeśli poczeka sobie trochę na ratunek. Nie mamy wieży, ale labirynt też się do tego świetnie nada - miała tupet zaśmiać się i trzeba przyznać, że jej śmiech, jakkolwiek pełny zjadliwości, brzmiał całkiem melodyjnie.
Tak, jak samo wejście do labiryntu mogło jeszcze nie być największym problemem elfa, tak ewidentnie zawodząca pamięć, a może po prostu nieuwaga i rozpraszająca sytuacja sprawiły, że im bardziej eksperymentował na wyczucie z kolejnymi zakrętami, tym bardziej w gruncie rzeczy zagłębiał się w w jego odmęty, co rusz wpadając na nowe skrzyżowania bądź ślepe zaułki. Co prawda hrabia zapewniał go, że zna to miejsce, jak własną kieszeń, ale czy przypadkiem nie został właśnie zmuszony do ZOSTAWIENIA GO TU SAMEGO? Nawet jeśli nic tu na niego nie czyhało, wizja błądzenia dookoła przez nieokreśloną ilość czasu nie była ani trochę ponętna!
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

54
POST POSTACI
Krinndar
Kiri rozważał wspięcie się po ścianie żywopłotu, ale przycięte gałązki były ostre, a do tego rosły tak gęsto, że nie ułatwiały złapania! Zawrócił, by jeszcze raz spróbować znaleźć drogę powrotną. Jak mógł zabłądzić tuż przy wyjściu?! Przynajmniej głosy hrabiego i hrabiny mówiły mu, w którą stronę powinien się kierować.

- Właśnie! Właśnie! Sebellian nie musi mi płacić! - Oburzał się Krinndar, spostrzegając, że znów wybrał ślepy zaułek. Tym razem jednak wiedział, na którym rozdrożu źle skręcił! - Nic nie wiesz o pani Krinn, skoro mówisz o zapłacie! - Krzyczał, choć z drugiej strony... sam obiad i gościnę można było uznać za zapłatę. Kiri miał też dużą nadzieję, że Sebellian mimo wszystko wyśle coś na rzecz świątyni. W końcu miał go na wyłączność na tak długo, jak tylko postanowi!

Narhaimm była okropną kobietą, co Krinndar zdołał szybko ocenić po sposobie, w jaki odnosiła się nie tylko do niego, ale też do własnego małżonka. Z drugiej strony, nie miał prawa komentować obietnic, jakie Sebellian złożył lub nie złożył Sevelynowi, który był, najpewniej, jego własnym synem.

- Mój panie! - Zawołał znów. Od tego biegania zaczynało brakować mu tchu! - Poczekam na ciebie, tak, jak obiecałem! Ale proszę, przyślij po mnie Leosia! Leo miał dotrzymać mi towarzystwa, pamiętasz? Proszę! Niech mnie stąd wyciągnie!!! - Głos elfa znów wchodził na nieprzeciętnie wysokie, spanikowane tony. Nie mógł znaleźć wyjścia! Tylko Leopold mógł go uratować!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

55
POST BARDA
Stłumiony dźwięk, jaki wydała z siebie hrabina, przypominał zdegustowane kliknięcie językiem.
- ...Więc teraz lubisz wyjątkowo hałaśliwych i butnych. Cudownie - skomentowała najwyraźniej gust męża, ponownie ani myśląc odpowiedzieć krzyczącemu gdzieś zza muru zieleni Krinndarowi. Będąc szlachcianką, zapewne sądziła, że jest ponad to. I być może była ponad to. Przekrzykiwanie się z własnym mężem, to jedno. Przekrzykiwanie się z kompletnie obcym, wyczuwalnie wywodzącym się z pospólstwa i znajomości manier na salonach chłoptasiowi? To by nie przeszło w przypadku żadnej, szanującej się damy. Kiri rzecz jasna nie mógł o tym wiedzieć, dlatego też bycie tak jawnie ignorowanym mogło dodatkowo kopać jego elfią dumę, jednocześnie zabarwiając większą porcją czerni stworzony już w jego głowie obraz kobiety.
- Hmm, skieruję go tutaj - odezwał się w końcu Sebellian, zmieniając swój ton na lepiej znany i przyjazny. - Postaraj się za bardzo nie zgubić w tym czasie. Ten labirynt jest dużo większy, niż się z pozoru wydaje! - przestrzegł hrabia, sądząc po głosie, powoli oddalający się od ścian żywopłotu u boku Narhaimm. Albo zaraz przed nią? Być może wciąż groziła mu kuszą, o której wspomniał? Jaka szlachcianka w ogóle groziła komukolwiek kuszą, co tu dopiero mówić o grożeniu własnemu mężowi?
Tą czy inną drogą, nie minęło wiele czasu, odkąd Kiri pozostał sam z sobą w wielkim, wysokim labiryncie. Jakieś to szczęście, że wciąż mieli względnie wczesne południe! Przynajmniej dzięki pełnej widoczności oraz wszechobecnym dźwiękom natury, zgubienie się wewnątrz plątaniny żywych korytarzy nie wydawało się aż tak przytłaczające. Z drugiej strony... Czy te ściany przez cały czas były tak blisko? Czy od początku były aż tak wysokie? Głupie pytania. Oczywiście, że tak.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

56
POST POSTACI
Krinndar
- Panie! Mój panie! Nie zostawiaj mnie tu!

Panika narastała z każdą chwilą, gdy Sebellian postanowił zostawić Krinndara tam, gdzie ten był: pośrodku labiryntu! Tam, gdzie powinien iść w lewo, poszedł w prawo, tam, gdzie prosto, w lewo... w rezultacie był nie wiedzieć gdzie, pośród żywopłotów, nie sam, bo z całą ilością żuczków, pszczółek, mrówek i całej maści innych robaczków! Z owadów tolerował tylko motyle i to z odległości! A tu?! Tu miał całe to dziadostwo i nie tolerował tego ani-ani!!

- SEBELLIAN! - Krzyczał, chcąc zwrócić na siebie uwagę, bo jak hrabia mógł go tak zostawić?! Biegł, obijał się o kolące ściany, które wydawały się wyższe i wyższe, do tego bliższe i bliższe sobie! Poza tym, czy mu się wydawało, czy słońce zaczynało zachodzić?! Czy w nocy w tym labiryncie grasuje jakiś potwór?! A może mógłby go spotkać jeszcze za dnia?!?! A co, jeśli znajdzie go IBIS?!

Naiwny Krinndar sam nakręcał spiralę szaleństwa. Kiedy w końcu zmęczył się bieganiną, a otarcia i zadrapania na dłoniach i ramionach zaczęły boleć i piec nieznośnie, nie mógł zrobić nic więcej, jak usiąść, zasłonić oczy i starać się uspokoić! Mógł przecież wyobrazić sobie, że jest zupełnie gdzie indziej. Może nad brzegiem spokojnego morza? Może w świątyni, czekając na mamę Livię, ciesząc się widokiem kwiatów na ołtarzu pani Krinn? A może siedział w sypialni jakiegoś przystojnego wyznawcy...

Próba odwrócenia uwagi nie działała jednak ani trochę!!! Wydał z siebie sfrustrowane warknięcie i złapał w dłonie jasne włosy.

- Leo, to twoja wina! - Mamrotał do siebie. - Leo, Leo! Teraz musisz mi pomóc! LEOOO!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

57
POST BARDA
Słońcu z całą pewnością wiele jeszcze brakowało do znalezienia się za horyzontem, za to hrabia nie próbował mu więcej odpowiadać, być może pospieszony przez żonę, aby jak najszybciej znaleźć się daleko od labiryntu oraz błądzącego po nim Krinndara. Co gorsza, krzycząc za nim, zdołał złapać w usta swoją pierwszą, obrzydliwie tłustą muchę! Fuj!
Coś zabzyczało zbyt blisko lewego ucha, gdy wszedł w kolejny zakręt - najpewniej pszczoła. Coś jeszcze innego i twardego, wyczuwalnie obiło się o jego dłoń, gdy wpadał w któryś z kolei zakręt - prawdopodobnie jakiś większy żuczek.
Umysł nakręcającego się absolutnie zbędnie elfa, sam tworzył wokół niego optyczne iluzje, dzięki którym niewinnie wyglądająca wcześniej zieleń wydawała się coraz mniej godnym zaufania otoczeniem, dodatkowo napędzającym podchodzące coraz bliżej gardła serce, im dłużej w nim błądził.
Nikt nie odpowiadał na jego wołania ni biadolenia. Nikt.

...Do czasu, aż niezbyt głośny, ale wciąż dostatecznie wyraźny pomiędzy wysokimi ścianami żywopłotu, dotarł do niego ni to pomruk, ni to warkot nieprzypominający nic, co słyszał kiedykolwiek wcześniej. Jedno było pewne - cokolwiek go wydało, właśnie teraz siedział do tego zwrócony plecami.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

58
POST POSTACI
Krinndar
Hrabia nie tylko nie odpowiedział, ale, co gorsza, nie przyszedł z pomocą. Krinndar wypluł muchę, która wpadła mu do rozdziawionych w szoku ust. Obrzydliwe!! Jak miał teraz całować kogokolwiek, gdy w jego ustach znalazło się takie okropieństwo!? Do tego obijały się o niego inne owady, bombardowały swoimi chitynowymi ciałkami, jakby chciały mu przekazać: nie jesteś tu mile widziany! Krinndar nawet sam siebie mile nie widział w tym przeklętym labiryncie!

Nie starczyło mu tchu, gdy jego ciałem wstrząsały kolejne szlochy i jęki. Nie mógł wydostać się spomiędzy zielonych ścian, a te wydawały się coraz wyższe, coraz bardziej złowrogie! I kiedy już biedny elf sądził, że padnie trupem, okazało się, że jest bliżej tego stanu, niż mógł przypuszczać.

Na środku ścieżki siedziało stworzenie. Krinndar nie miał nawet czasu ocenić, co to! Było wielkie, czarne i paskudne, z pewnością groźne i miało ogromne zębiska!!! I chciało go atakować! Bez dwóch zdań!

Wrzask, jaki wyrwał się z gardła elfa, mógłby zawstydzić krzyki, którymi szczyciły się papugi i inne głośne ptactwo. Kiri rzucił się do ucieczki, na oślep - w przeciwną do bestii stronę!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

59
POST BARDA
Pod wpływem dzikiego wrzasku Krinndara, rzeczywiście nie tylko papugi, ale także cała reszta ptactwa ulokowana, czy to na najbliższych drzewach, czy wewnątrz żywopłotów, poderwała się do lotu, czmychając czym prędzej z pola rażenia wysokich dźwięków. Co zdołało jednak przestraszyć ptaki, nie podziałało już na stworzenie, które wcześniej ostrzegawczo go obwarczało. Ba! Rzucając się w popłochu do ucieczki, wydawał się jedynie sprowokować je do pościgu, jeśli uderzenia ciężkich nóg bądź łap miały tu coś do powiedzenia.
W labiryncie ciężko było się dobrze rozpędzić. Częste zakręty zmuszały do gwałtownych manewrów i wpadania bokami ciała na krzaki, o ile w porę nie udało się wyhamować nieco pędu przed zmianą kierunku. Warunki panujące na trasie wpływały oczywiście nie tylko na szybkość, z jaką mógł przemieszczać się elf, ale również jego pościgu. Co niestety również nie dało elfowi aż tyle przewagi, ile by pewnie chciał. Udało mu się bowiem przemierzyć jedynie trzy zakręty, zanim coś niebywale masywnego nie uderzyło w jego plecy, wywracając i pozwalając przeorać metr lub dwa murawy, zanim się nie zatrzymał. Jak nic narobi mu to więcej siniaków i obtarć, niż już zdążył sam sobie sprawić.
Głęboki warkot został ponowiony, tym razem bliżej jego szanownej, wyłożonej na trawie osoby. I jeśli znalazł w sobie dość odwagi, aby nie skulić się w sobie, a zamiast tego wreszcie spróbować ocenić, co dokładnie go atakowało, dostrzegł dokładnie tak masywne, jak to poczuł przed momentem na swoich plecach cielsko potężnie zbudowanego kociska. Było cudownie puszyste, szaro-białe w czarne cętki, z małymi, okrągło zakończonymi uszami. Miało nieco krótkawe, ale potężnie umięśnione i groźnie prezentujące się łapy oraz naprawdę, naprawdę długi, podwinięty do góry w połowie ogon. Wszystko to wcale nie sprawiało, że prezentowało się mniej zabójczo!
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

60
POST POSTACI
Impet, z jakim łapy stworzenia zetknęły się z plecami Krinndara, sprawił, że elf przeorał nosem ziemię. A jeszcze przed chwilą wydawało mu się, że nie może być bardziej przerażony i nieszczesliwy! Pod ciężarem kota nie miał sił dalej krzyczeć, wrzaski zamieniły się w jęki. Nie miał też okazji, by w pełni podziwiać kota, który z pewnością mógł mu wygryźć nos. Całą twarz. Nawet gardło, mógł rozorać klatkę piersiową i wywlec wnętrzności. Kiepski koniec dla Krinndara.

- Pani Krinn. - Z nosem wbitym w murawę zaczął krótką modlitwę. - Proszę cię o ratunek jeszcze jeden raz. Zlituj się nade mną albo zabierz mnie i pozwól spędzić wieczność u swojego boku! Ale... Mam jeszcze tyle dla ciebie do zrobienia! - Kwilił przy ziemi. - Pomocy... Pomocy! Pomocy!!
Obrazek

Wróć do „Stolica”