[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

106
POST POSTACI
Vera Umberto
Ohar miał rację, Vera zupełnie o tym nie pomyślała - dla Ignhysa to będzie większa gratka, niż syreny, które dotąd mógł oglądać wyłącznie martwe. Może obecność mrocznego elfa na pokładzie odwróci jego uwagę od nieobecności syna. Wciąż ciężko było jej uwierzyć w to, co właśnie widziała; w te popielate ciała, leżące martwe na pokładzie. Przecież nie istniała gdzieś wyspa, na której mroczne żyły sobie i radośnie tworzyły sobie swoją małą, szarą społeczność, prawda? Legendy mówiły, że pochodzą z podziemi, ale nic nie mogło żyć pod powierzchnią na dłuższą metę; nie istoty humanoidalne, takie jak oni. Wszyscy potrzebowali słońca, powietrza. Vera nie potrafiła poukładać sobie tych rzeczy w głowie i miała nadzieję, że rozmowa z nowym jeńcem choć odrobinę rozjaśni jej wyobrażenia - o ile w ogóle zechce on odpowiadać na jej pytania i faktycznie nie skończy się na tym, że odechce się jej przesłuchań i odda elfa na sekcję Ignhysowi.
Zawartość kajuty kapitańskiej była rozczarowująca, ale przynajmniej zyskali trochę dóbr. Zrabowanie ich Kompanii dodawało temu słodki posmak. Po przeniesieniu wszystkiego na Siostrę, po zebraniu płaszczy i innych błękitnych skrawków materiału, podnieśli trap i żagle, by płynąć dalej w swoją stronę, a drugiemu stateczkowi pozwolić zatonąć przy najbliższej większej fali. Umberto chciała ostatecznie dotrzeć na Harlen i bała się tego, co tam zastanie; dobrze będzie więc na te kilka dni rejsu znaleźć sobie inne zajęcie, niż zamartwianie się tym, na co nie miało się wpływu.

Rozważała poinformowanie Corina o tym, co zaszło, ale zrezygnowała, dochodząc do wniosku, że i tak w swoim obecnym stanie do niczego się jej nie przyda. Nie do końca się jej to podobało. Nie przeszkadzało jej jego palenie, ale potrzebowała móc zaufać jego osądowi i mieć w nim wsparcie, zamiast nie do końca przytomnego kochanka. I żeby jeszcze faktycznie tego kochanka miała; zalecenia Labrusa jasno mówiły, co może sobie z takimi życzeniami zrobić. Liczyła na to, że wcześniej czy później ból przestanie być tak dotkliwy, by Corin musiał być permanentnie otępiały. Jakkolwiek uroczy był zachwyt, jaki niezmiennie wykazywał na jej widok, nie potrzebowała go tylko do tego, by na nią patrzył z miłością.
Ruszyła pod pokład, zabierając ze sobą któregoś z medyków, jeśli znalazła jakiegoś, który miał chwilę przerwy, a jak nie, poprosiła, by zszedł do niej jak będzie już mógł. Na pewno nie zamierzała odciągać ich od własnych ludzi; mroczny mógł poczekać, nie przedkładała jego życia ponad życia swojej załogi - ani ponad własne. Ona też wciąż potrzebowała porządnego opatrunku na swoim ramieniu, jak nie szycia. Nie miała okazji przyjrzeć się obrażeniom, jakie otrzymała.
Poczekała, aż gapie się przed nią rozstąpią, bo nie miała ochoty się pomiędzy nimi przeciskać. Dopiero wtedy podeszła do kraty, za którą rozsiadł się ich gość. Nie próbowała nawet ukrywać zaciekawienia, bo podzielała je razem ze wszystkimi tu zebranymi. Wrzuciła do środka butelkę jakiegoś słabego wina, którą zgarnęła po drodze, pozwalając jej potoczyć się mężczyźnie pod nogi, po czym oparła się o metal i zmierzyła mrocznego spojrzeniem.
- Jestem kapitan Umberto - przedstawiła się. - A ciebie jak zwą?
Publiczność jej nie przeszkadzała, nie miała nic do ukrycia. Może Siódma Siostra faktycznie była przeklętym statkiem? Jak to się działo, że to właśnie oni trafiali na takie wynaturzenia?
- Zaatakowaliście statek Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula. Dlaczego? - spytała. - Tylko z tego powodu jeszcze żyjesz. My też za nimi nie przepadamy.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

107
POST BARDA


Zabrany pod pokład Weswald nie był najdzielniejszym z załogantów Very, o wiele bliżej było mu do najbardziej tchórzliwego. Gdy zobaczył niecodziennego więźnia, aż pisnął z przerażenia i odruchowo schował się za swoją kapitan. Inni obecni byli bezlitośni w przytykach, choć nie tak bardzo, jak w stosunku do elfa. Weswald przynajmniej na statku na coś się przydawał.

- Ja do niego sam nie wejdę! - Oświadczył uzdrowiciel, cofając się o krok, trafił jednak plecami na klatkę piersiową któregoś z większych załogantów, który uczynnie wypchnął go do przodu, aż młody wpadł na kraty.

Elf oceniał spojrzeniem potoczoną mu butelkę, nie wykazywał jednak ani cienia chęci podniesienia jej. Dopiero kiedy Weswald złapał kraty jego więzienia, podniósł na niego wzrok szafirowych oczu, w większym świetle już nie tak elektryzujący, lecz wciąż niecodzienny. Uzdrowiciel w jednej chwili jakby zachłysnął się powietrzem: nabrał głęboki wdech, a następnie zamarł w bezruchu, nie ważąc się nawet oddychać, gdy miał na sobie uwagę więźnia.

Elf był tam po to, by rozmawiać z Verą. Straciwszy zainteresowanie rudym, który wciąż wydawał się zaprzestać wszelkich funkcji życiowych, w końcu otworzył usta, by przemówić, zagłuszany gwarem kolejnych wyszydzeń:

- Za głośni. - Ocenił, jego głos miękki jak aksamit nie pasował do przekazu słów. - Wyrwij im języki. - Podsunął Verze sugestię i choć kapitan sama nigdy by o tym nie pomyślała, przez głowę przeszła jej myśl, że to rzeczywiście świetny pomysł! A powinna zacząć od tego wielkiego, który popchnął Weswalda, skończyć na samej sobie.

Ciemnoskóry nie był chętny do zdradzania swojego imienia, o ile jakieś posiadał. Westchnął lekko, odwrócił głowę tak, by wygodniej spoczywała na klatce piersiowej i przymknął oczy.

- Wspólny wróg czyni nas przyjaciółmi?- Zdziwił się. - Nie ma dla mnie znaczenia.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

108
POST POSTACI
Vera Umberto
- Przestań panikować. Zajmij się moją ręką. Ten tutaj musi sobie na leczenie zasłużyć - poleciła Weswaldowi, wyciągając go zza swoich pleców. Skoro już był tam razem z nią, to mogli upiec dwie pieczenie na jednym ogniu... o ile w ogóle zabiorą się za drugą. Przyciągnęła sobie jakiś stołek i usiadła naprzeciw celi, odwijając swój prowizoryczny opatrunek i odsłaniając rozciętą koszulę z widoczną przez dziurę raną. Spojrzała na nią z góry, oceniając stan własnej ręki. Mogła nią ruszać, a ból nie był obezwładniający, więc chyba nie było tak tragicznie.
- Zamknąć mordy, własnych myśli nie słyszę - warknęła do pozostałych, zastanawiając się, czy powyrywanie im wszystkim języków będzie bardzo czasochłonne. Niema załoga byłaby dużo mniej problematyczna. Robiliby po prostu to, czego by od nich chciała, bez stawiania się i narzekania na jej decyzje. Nie to, żeby stanowili do tej pory szczególnie duży problem; od czasu ratunku z Pegaza Vera darzyła ich wszystkich ogromną wdzięcznością, której nie potrafiła wyrazić słowami. A jednak pozbawienie ich języków...
Otrząsnęła się i uniosła na elfa wściekłe spojrzenie.
- Nie mieszaj mi w głowie - syknęła do niego. - Wynoś się z niej natychmiast.
Uniosła wzrok na otaczających ją załogantów.
- Jak zacznę odpierdalać coś, czego normalnie bym nie zrobiła, zabijcie go od razu - poleciła. - Jeśli ktokolwiek zacznie odpierdalać. I nikt nie zostaje z nim tu sam, jasne?
Nonszalancja nie pasowała do kogoś, kto bez medyka raczej długo nie pociągnie. Umberto zmarszczyła brwi, przyglądając się elfowi z niezadowoleniem. Sądziła, że wyrazi choćby odrobinę wdzięczności za ocalenie. Że przyjmie butelkę, by zwilżyć usta. Tymczasem okazywał się jakimś... pierdolonym magiem umysłu, czy czymś równie nieprzyjemnym. Czymś, czego bardzo nie chciała mieć na Siódmej Siostrze. Ale miała zbyt wiele pytań, by pozostawić je wszystkie bez odpowiedzi.
- Skąd się wzięliście? Nigdzie nie ma takich, jak wy. Nigdy nie było. Dlaczego zaatakowaliście ten statek?
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

109
POST BARDA


Dopiero szarpnięcie za ramię pozwoliło Weswaldowi wrócić do żywych. Zaczerpnął powietrze jakby dopiero wyjęty z wody i na nowo odsunął się od krat, w kierunku Very, by na nowo schować się u jej boku. Minę miał nietęgą i chyba tylko wstyd przed współzałogantami powodował, że jeszcze nie płakał. Piraci posłusznie zeszli z tonu.

- Kapitanie! - Poskarżył się uzdrowiciel, jakby chciał pożalić się na złego elfa i poprosić o reakcję. Złapał Verę za rąbek ubrania, starając się znaleźć przyjazny grunt w obcym środowisku, zaraz jednak puścił, by wziąć głęboki, uspokający oddech i spróbować skupić się na jej ranie. Już po chwili Vera mogła poczuć znajome szczypanie i nieprzyjemny chłód.

Więzień uśmiechał się lekko, z wyższością, choć wciąż nie patrzył na zebranych przy kratach. Zdradził się, gdy zastukał palcami o własne kolano. Czy zmusił go do tego stres niepewnego położenia, czy może ból wbitych w ciało grotów? Cios Osmara również nie mógł przejść bez echa, choć skroń zdążyła się zasklepić.

- Jesteśmy, ale nas nie widzisz. - Mówił elf. Jego elokwencja cierpiała, gdy nie miał dość dużego zasobu słów we wspólnej mowie. - Po co ci oczy? - Przez głowę Very przeszedł cień myśli twierdzących, że powinna je sobie wyłupić, nie był jednak nawet w ćwierci tak silna, jak poprzednia.

- Gadaj, zasrańcu! - Wtrącił się Osmar, który zdołał przepchnąć się między piratami na przód. - Kapitanie, zostaw go z nami na godzinkę albo dwie. Potem wszystko ci wyśpiewa!

Groźba miała zrobić wrażenie na elfie, ale wywołała tylko kolejny delikatny ruch palców, wystukujących nierówny rytm.

- Dlaczego? Dlaczego, dlaczego. - Powtórzył ciemny, naśmiewając się z Very. - Dlaczego nie? Nie zasłużyli na życie. Ty też ich zabiłaś.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

110
POST POSTACI
Vera Umberto
Skrzywiła się lekko, czując pieczenie na ramieniu i zerknęła na Weswalda krótko. Chłopak był na skraju załamania psychicznego. Ani on, ani Mute'lakk nie byli przygotowani na to, co musieli przeżyć. Powinna być obojętna względem ich samopoczucia, a jednak czuła się za nich odpowiedzialna.
- Dziękuję - powiedziała krótko. Pozostali piraci też powinni docenić obecność rudego na pokładzie. Gdyby nie on, spora część z nich byłaby już napęczniałymi topielcami na dnie morza.
Zmrużyła wściekle oczy, czując kolejny nacisk na swój umysł. Nie wiedziała, czy jeśli faktycznie elf zechce wpłynąć na jej decyzje, będzie w stanie się temu oprzeć. Przerażało ją to i fascynowało jednocześnie. Mimo to, jej twarz nie pokazała żadnej z tych emocji. Pochyliła się lekko w jego stronę, wyjątkowo zirytowana jego nastawieniem. Czuł się na tyle pewnie, by się z niej naśmiewać i to doprowadzało ją do szewskiej pasji. Nie ta pewność, ale impertynencja.
Wysiliła się na spokój.
- Masz, elfie, błędne przekonanie, że jesteś kimś istotnym. Może tam, skąd pochodzisz, byłeś ważny i szanowany. Słuchano się ciebie i wykonywano twoje rozkazy. Może czujesz się lepszy ode mnie, bo wiesz rzeczy, których nie wiem ja. Ale zapominasz o tym, że jesteś na moim statku - podkreśliła. - I to ja decyduję, czy przeżyjesz, czy umrzesz. Czy zajmie się tobą medyk, czy nie. Czy dostaniesz wino, czy zdechniesz z pragnienia. Moi ludzie nie zabili cię jeszcze tylko dlatego, że ja tu jestem, że ja chciałam z tobą porozmawiać. Ale to nie jest tak, że jesteś dla mnie z jakiegoś powodu cenny. Jesteś tylko ciekawostką. Jeśli czujesz się zbyt ważny, żeby moją ciekawość zaspokoić, to równie dobrze mogę sobie stąd pójść. Mam lepsze rzeczy do roboty.
W milczeniu poczekała, aż Weswald skończy, zanim poruszyła ręką, by sprawdzić, jak się sprawuje. Skinęła głową do chłopaka i nie zatrzymywała go tu już dłużej. Chciała zaoferować elfowi leczenie, ale zmieniła zdanie. Niech sobie zdycha powoli, z bełtami powbijanymi w jego szare ciało.
- Zakneblujcie go i róbcie z nim co chcecie - rzuciła obojętnie. Nie zamierzała siedzieć tu i pozwalać się obrażać w nieskończoność. Jej cierpliwość została ostatnimi czasy wystawiona na zbyt dużą próbę. - Tylko nie zabijcie jeszcze. Idę obudzić Ignhysa. Syrenę chciał zobaczyć żywą, tego odszczepieńca też pewnie będzie wolał w takiej formie.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

111
POST BARDA
Weswald posłusznie leczył ramię Very i szło mu to o wiele lepiej, niż Mute'lakkowi zajmującemu się Gregorem. Może to naturalny talent, a może większe przyłożenie do nauki - z ich dwojga to Weswald był bardziej przydatny. Wkróce rana zasklepiła się, a następnie zabliźniła, pozostawiając jedynie jasny ślad na skórze. Młody uzdrowiciel nie opuszczał boku Very, nie był też w stanie odpowiedzieć na podziękowania.

Elf nie miał wiele do stracenia. Był więźniem na statku, i tak jak Vera mówiła, żył tylko przez jej widzimisię. Dla swoich pobratymców był zapewne przegraną sprawą, z drugiej strony, nie miał możliwości powrotu, nawet gdyby chciał. Bo skąd ten diabeł wziąłby smoczego wierzchowca, na którym mógłby pokonywać fale?

- Nie ma znaczenia. - Powtórzył, nawet nie uchylając powiek. Nie zaszczycił jej ani jednym spojrzeniem więcej, ale okowy, którymi stał objąć się jej umysł, opadły całkowicie.

Osmar zasalutował.

- Ta jest! - Krzyknął. - Chłopaki, biercie dziada! Vera, weź no wróć za godzinkę. Będzie potulny jak baranek i wszystko ci wyśpiewa.

To, co zamierzali z nim zrobić, pozostawało tajemnicą, ale Umberto wiedziała, że mieli swoje sposoby, by wydusić informacje bez większego uszkadzania osoby przesłuchiwanej. Mogła im zaufać. Ale czy pochwalała tortury stosowane wobec więźnia, który zawinił tylko swoim wybujałym ego?

Na statku panował już spokój. Emocje opadły, ci, którzy nie zdołali wylizać się z ran, zostali przykryci płótnem, czekając na oddanie morzu. Nie było ich wielu; dzięki połączonym siłom Labrusa, Oleny i młodzików z Varulae, stracili tylko trójkę. Ci, którzy przeżyli i nie wymagali już uwagi, oddali się odpoczynkowi. Na pokładzie pozostawiono wartę tych, którzy trzymali się najlepiej. Ashton, Jelonek, Pogad z zabandażowaną dłonią, paru innych, każda z twarzy znana Verze bardzo dobrze. Tylko załoganci Siostry zostali przydzieleni do obserwacji wód. Statek Kompanii zdążył już zniknąć w ciemności nocy. Irina z kompasem w dłoni starała się wyznaczyć kierunek, który zaprowadzi ich na Harlen.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

112
POST POSTACI
Vera Umberto
Biorąc elfa na statek, Vera nie zastanawiała się nad tym, co z nim później zrobi. Wiadomo, że nie mogła odesłać go jego pobratymcom, bo nie miała jak tego zrobić. Może więc jej więzień z góry zakładał, że tu zginie? Cóż. Nie musiał ginąć, gdyby okazał się przydatny, gdyby przekonał kapitan, że jest wartościowy i opłacać się jej będzie zostawienie go przy życiu. Tymczasem postanowił zamiast tego wyśmiać ją i bawić się z jej umysłem. Jego strata. Umberto nie miała teraz do tego nerwów.

Najpierw poszła się przebrać, po raz drugi tej nocy. Przeczesała włosy, umyła twarz i wyciągnęła suche ubrania. Wyglądało na to, że obiecane przez Gustawę suknie przepadły. A szkoda, polubiła je nawet, zwłaszcza tę zieloną, w której skąpała się pierwszego dnia. Zapinając guziki koszuli w tym samym kolorze, wspominała dni błogiej beztroski w rezydencji Aspy. Nie minęła nawet jedna noc, a ona już czuła się, jakby to wszystko wydarzyło się lata temu. Wyglądało na to, że już zawsze będą walczyć, nawet gdy nie chcieli tego robić. Zaciągnęła sznurki skórzanego gorsetu i związała go mocno, a gdy przejrzała się w swoim lustrze z wypolerowanej stali, przywitała ją ta sama Vera Umberto, co zawsze - tylko tym razem z podbitym okiem.
Przechodząc obok kajuty Corina, zmierzyła drzwi spojrzeniem i przez chwilę rozważała wejście do niego, ale zrezygnowała. Później. Teraz i tak do niczego się jej nie przyda. Pokręciła głową z rezygnacją, opuszczając kwatery oficerskie. Nie takiego pierwszego oficera Siódma Siostra potrzebowała.
Chciała pójść pod pokład, by zgodnie z planem obudzić Ignhysa i zaprowadzić go do ich niespodziewanego gościa, ale jej spojrzenie przykuła garstka załogi, oddelegowana do nocnego żeglowania. Nastroje były podłe; nikt nic nie mówił, nikt nie żartował, nic nie przerywało ciszy i stałego szumu morza. Skierowała się w ich stronę.
- Trzymacie się? - spytała, zatrzymując się obok Iriny. Mówiła jednak do wszystkich, nie tylko do niej. Chciała dać im jakieś słowa otuchy, ale nigdy nie była w tym najlepsza. Potrzebowała Corina i potrzebowała go w pełni władz umysłowych. Co powiedziałby teraz, na jej miejscu?
- Ze wszystkim sobie poradzimy. Udowodniliście już nie raz, że jesteście w stanie dokonać niemożliwego. To tylko kolejna kłoda pod naszymi nogami. Jest jak sztorm. Przeminie.
Oparła się o reling, wbijając wzrok w blask księżyców, odbity na powierzchni fal. Siódma Siostra gładko przecinała spokojne morze.
- Zbyt często ostatnio tracimy towarzyszy - stwierdziła cicho. - Zaszyjemy się teraz gdzieś, z dala od Kompanii. Z daleka od Karlgardu. Popłyniemy na Harlen, a potem... potem może na północ.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

113
POST BARDA


Pozostawiony z Osmarem i resztą elf nie mógł wiedzieć, co go czeka. Nie wiedziała tego nawet Vera, bo choć zaznajomiona ze sposobami załogantów, zawsze mogła zostać zaskoczona nowymi pomysłami na dręczenie innych. Ciemny sam sobie tego życzył, nie chcąc współpracować.

Nikt Verze nie przeszkadzał. Noc była cicha, spokojna, jakby parę godzin wcześniej wcale nie walczyli z chcącymi ich wytępić członkami Kompanii. Mężczyźni i kobiety Siódmej Siostry udali się na spoczynek. Corin musiał również spać lub też do reszty zanurzył się w narkotykowym transie. Z jego kajuty nie dobiegał ani jeden dźwięk, który mógłby zdradzić, że w ogóle tam był.

Zgromadzeni na pokładzie rozmawiali ze sobą tak cicho, że Vera nie była ich w stanie usłyszeć, nim nie podeszła naprawdę blisko. Na stabilnie płynący statek zeszła mgła, ukrywając Siostrę w mlecznej chmurze. Wcześniej suche ubrania wkrótce znów miały być mokre. Na statku nie było łatwo uciec wilgoci.

- Kapitanie. - Pogad skinęła głową Verze. Orczyca nie przejawiała sobą swojej zwyczajowej wesołości. Zmęczenie i ból mogło dać się we znaki nawet tak silnej kobiecie. Spod bandaży jej prawej dłoni wystawały tyko trzy palce. Nawet z uzdrowicielami nie wszystko dało się uleczyć.

- Rano podamy liczby. - Dodała Irina, spodziewając się, że Vera będzie chciała poznać status i liczebność załogi. Przy niedyspozycji Corina, to ona musiała współpracować z bosmanem.

Kapitan nie dostała odpowiedzi na swoje słowa otuchy, ale spotkała się ze spuszczonym wzrokiem i posępnymi minami. Mimo to, czuła, że tego właśnie potrzebują: przeżyć żałobę po straconych druhach i ból przegranej. Nie mogli rzucić się od razu do walki i zemsty. Każdy człowiek, ork, elf, a nawet diabelstwo potrzebowali chwili na odreagowanie.

- Załoga nie chce podążać za Kompanią. - Odezwał się w końcu Ashton, z wahaniem i cicho, jakby nie wiedział, czy w ogóle powinien mówić kapitan to, co zamierzał. Nie patrzył jej w oczy. Przekazywanie informacji od załogi było przecież pracą bosmana. - Podniosły się głosy, że to... Tylko twoja wendetta. I przez to giniemy. Proponują poddać głosowaniu kolejny kierunek. Jeśli teraz pociągniesz ich do Karlgardu... Nie będzie kogo tam ciągnąć.

- Znam zachodnie wybrzeże. - Podsunął uczynnie Jelonek. Stał w pewnym oddaleniu od reszty, te kilka kroków, które mogły świadczyć, że jest z nimi, z grupą, choć jednocześnie stał osobno, tak, jak nawykł i jak się czuł. Nie był jeszcze jednością z Siostrą, a jego przyjaciele nie przetrwali ataku. Został sam, choć w załodze. Zdążył przebrać się w czystą koszulę, choć na twarzy wciąż miał ciemne smugi pozostałe po krwi Zigiego.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

114
POST POSTACI
Vera Umberto
Zmierzyła krótkim spojrzeniem okaleczoną dłoń Pogad, ale jej nie skomentowała. Wątpiła, by orczyca chciała o tym rozmawiać; nawet jeśli, to jeszcze nie teraz. Skinęła za to głową na słowa Iriny.
- Nie przyszłam tu po liczby - odparła cicho. Cholera. Corin był w to lepszy. A może to nie była kwestia tego, że jej słowa zabrzmiały inaczej, niż zakładała. Po prostu do tego byli przyzwyczajeni. Kapitan zazwyczaj chciała konkretów.
Obróciła się potem do Ashtona, gdy zaczął mówić. Nie czuła już złości, choć może powinna. Całą swoją wściekłość skierowała ku Kompanii, nie miała jej dla swojej załogi, nawet jeśli słowa mężczyzny sprawiły jej pewną przykrość. Przeniosła wzrok z powrotem na morze, by w milczeniu wysłuchać jej do końca. I mimo sugestii rogatego, długo nie odpowiadała.
- Byłabym idiotką, gdybym chciała teraz płynąć do Karlgardu - odezwała się w końcu. Nie wiedziała nawet jak odpowiedzieć na te absurdalne oskarżenia.
- Moja wendetta...? - powtórzyła cicho, z niedowierzaniem. - Jedynym z tego wszystkiego, co zaplanowałam, było pojawienie się na tym pierdolonym balu, co zostało ustalone przez całą szóstkę kapitanów. Od tamtej pory jedyne, co robiliśmy, to naprawianie szkód, przez fakt, że z jakiegoś, kurwa, powodu pojawił się tam Levant. Kiedy szłam po Corina, pozwoliłam odejść z Leobariusem wszystkim, którzy nie chcieli ryzykować. Kiedy nas schwytali, nie prosiłam o ratunek. I to nie ja zdradziłam wczoraj. Wróciłam po wszystkich z Siostrą i odbiłam tak wielu, jak tylko byłam w stanie, bo zawsze będę przedkładać swoją załogę ponad wszystko inne. A ty mi mówisz, że to moja wendetta...?
W jej głosie nie było złości, do której mogli być już przyzwyczajeni. Nie było w nim prawie żadnych emocji, poza zmęczeniem. Pokręciła głową i opuściła wzrok na reling, o który opierała łokcie, a mokre włosy opadły jej na twarz. Nie sądziła, że jej ludzie obarczą winą za wszystko swoją kapitan, ale może powinna była to przewidzieć. Szczycili się przynależnością do jej załogi, gdy wszystko szło doskonale, kiedy więc zaczynało się koncertowo pierdolić, odpowiedzialność za to spadała również na nią.
- Chcę sprawdzić najpierw, czy Harlen nadal stoi. Potem możecie głosowaniem wybrać trzy potencjalne kolejne kierunki. Ja zadecyduję, którym z nich podąży Siostra - zaproponowała. Było to pewne wyciągnięcie ręki do załogi. Marna rekompensata za to, co musieli przejść, choć przecież nie z jej winy. Niestety, w tej chwili nie miał kto załagodzić nastrojów na pokładzie, bo najlepiej ku temu przystosowana osoba na statku najprawdopodobniej spała, pogrążona w narkotycznym transie.
- Co się stało tam, w rezydencji, pod naszą nieobecność? - spytała. - Statek został zaatakowany. Ktoś wiedział, gdzie zakotwiczyliśmy.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

115
POST BARDA
Irina skinęła głową, ale nic Verze nie odpowiedziała. Liczby były ważne, a gdy uspokoiła się pierwsza burza, a potem kolejna, spowodowana spotkaniem obcego statku, czy nie tego potrzebowała Umberto? Po minie Iriny widać było, że reakcja kapitan nieco zbiła ją z tropu.

Ashton za to wydawał się żałować, że w ogóle otworzył usta. Miał większe doświadczenie w obcowaniu z wściekłą Verą aniżeli ze smutną Verą.

- Nie ja to mówię. - Sprostował mężczyzna. - To głosy załogi. Nie powinienem mówić, kogo dokładnie. - Dodał. Była to sprawa, którą powinien załatwić Osmar, ale obecnie zajęty był łamaniem woli i dumy elfa pod pokładem. - Mamy duże straty, nic dziwnego, że nie chcą dalej zajmować się tym... tą Kompanią. I pan Yett ucierpiał. Poza tym, załoga chce mieć większy udział w decyzjach. - Mówił. Na wielu statkach panowała demokracja. Taki model dotąd nie sprawdzał się na Siostrze, ale wiedząc, jak wygląda dowodzenie na niektórych łajbach, piraci chcieli spróbować czegoś innego, gdy sprawy nie układały się po niczyjej myśli. Czy wybór trzech kierunków ich zadowoli? Vera musiała to sprawdzić. - Byleby nie wracać do Karlgardu. - Dodał Ashton dla podsumowania sprawy.

Jelonek zbliżył się o kilka kroków, gdy Vera zapytała o wieczór w posiadłości, co spotkało się z krzywym spojrzeniem wciąż uprzedzonej do niego Pogad. Orczyca oparła się o reling i skrzyżowała ręce na piersi, rzucając spod półprzymkniętych powiek oceniające spojrzenia w kierunku diabelstwa. Rogaty również wyglądał na zmęczonego, oczy miał czerwone i podpuchnięte, choć wziął się w garść na tyle, by dalej nie rozpaczać po utraconych przyjaciołach.

- Zobaczyłem ich nadciągających od strony morza. - Zdradził. Wyobcowanie jak raz się przydało, gdy spędzał czas samotnie na pomoście, gdzie zwykle uciekał przed szykanowaniem współtowarzyszy. - Zeszli ze statku nieopodal posiadłości.

- Nikt go nie słuchał. - Wtrącił Ashton. - Póki nie znaleźliśmy Leobariusa i on nie rozkazał mobilizacji, sądzili, że Samael kłamie, żeby się odgryźć.

- Część schowała się w kuchni. Było za późno i wielu z nas nie zdążyło pójść po broń. - Ciągnął Sam. - Zaskoczyli nas z obu stron, podpalili jedno skrzydło, t-to była rzeź, kapitanie. Cieszę się, że po nas wróciliście. - Dodał, opuszczając wzrok na deski pokładu. - Dziękuję. I nie wiem, skąd wiedzieli, gdzie była Siostra. Nawet duża część z nas nie wiedziała.

- Kto wiedział, gdzie kotwiczyliśmy? - Zapytał wprost Ashton. - Głównie ludzie Leobariusa, co? Kapitanie, nie sądzisz, że powinniśmy nieco zdystansować się od Białego Kruka? Gdzie, do cholery, w ogóle jest ten statek?
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

116
POST POSTACI
Vera Umberto
- Wiem, że nie ty to mówisz, tylko załoga - westchnęła. - Ale podjąłeś się reprezentowania ich zamiast Osmara, więc przyjmij też moją odpowiedź w ich imieniu. Nie będę przecież karać posłańca za to, że inni nie potrafią myśleć logicznie. Jesteś chyba w stanie porozmawiać ze mną o kwestiach poważniejszych, niż jeżowce, hm?
Obróciła się bokiem do relingu, unosząc wzrok na Ashtona. Demokracja na statku, dobre sobie.
- Kogo będą obwiniać, jeśli wybiorą cel sami, a potem coś spierdoli się tak bardzo, jak z Kompanią? - spytała. - Rozłamy w załodze to ostatnie, czego potrzebujemy, a to tylko do tego prowadzi. Nie teraz, to następnym razem. Tak przynajmniej macie jedną osobę, na którą można zrzucić winę za wszystkie niepowodzenia, nawet jeśli nie ma to sensu. Ale proszę - rozłożyła ręce. - Dajcie mi trzy propozycje. Wątpię, żeby ktokolwiek wymyślił taką, która skończy się gorzej, niż nasze plany wybicia niebieskich co do ostatniego.
Obróciła się z powrotem w stronę morza, wyraźnie uznając temat za skończony.
- Oby te płaszcze, które zebraliśmy teraz, do niczego się nam nie przydały.
Gdy Rogaty się odezwał, Vera skupiła się na jego osobie. Było jej go szkoda; było jej szkoda wszystkich, którzy stracili dziś swoich najbliższych, bo przecież wśród braci pirackiej też tworzyły się przyjaźnie. Za Zigiego musiał czuć się odpowiedzialny. Chłopak był przecież taki młody. Umberto długo będzie pamiętać jego palce, rozpaczliwie zaciskające się na ramionach Samaela, jakby w ten sposób usiłował utrzymać się przy życiu, podczas gdy zapluwał się krwią. Nienawiść do Kompanii rosła w niej z dnia na dzień, ale nie miała już środków, by cokolwiek z tym zrobić.
- Nie wiem - przyznała szczerze. Biały Kruk zniknął, nie popłynął za nimi. Czyżby część załogi Gregora zdezerterowała spod jego dowodzenia? - Stali z nami burta w burtę, ale nie zdążyli przyjść nam z pomocą, gdy straż wyrzynała naszą grupkę. Przyszli, gdy było po wszystkim. Czy powinnam zakładać, że to ktoś z załogi Leobariusa...?
Oczekiwała odpowiedzi, choć nie zamierzała przyjąć jej za pewnik. Chciała poznać tożsamość zdrajcy, ale teraz już nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek się to wydarzy.
- Jeśli to ktoś od niego, to został na Kruku za nami. Nie ma powodu, by dystansować się od kapitana i reszty załogi, którą mamy na pokładzie. Uratowali nam życia, Ashton. Twoje też. Gdyby nie Leobarius i załoga Białego Kruka, już dawno wisielibyśmy w Qerel tak, jak zaplanował to Levant - wydęła usta w niezadowoleniu. - Powinnam była zabić tę jego rozwydrzoną żonkę.
Zastukała palcami w lakierowane drewno.
- Aspa też bezpiecznie wcześniej opuścił rezydencję - zauważyła. - Nie wiem. Ale to świetnie, że pierwsze ostrzeżenia zostały zignorowane. Dobrze wiedzieć. Zwiększenie roli załogi w podejmowaniu decyzji zapowiada się fantastycznie.
Westchnęła i odepchnęła się od relingu.
- Muszę się zastanowić co zrobić z tym ciemnym elfem. Jeśli załoga będzie mieć jakieś propozycje lepsze od radosnego zakatowania go, jestem otwarta na sugestie.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

117
POST BARDA
Ashton wydawał się nieco zawstydzony. Mężczyzna wyższy od Very i sporo od niej szerszy został sprowadzony do parteru w jednym zdaniu. Przynajmniej wiedział już, żeby tego typu rozmowy zostawiać bosmanowi.

- Ta jest. - Odburknął. - Przekażę wiadomość, jeśli ktoś będzie dalej gadał takie pierdoły. Niech się zastanowią do Harlen, tam zrobimy głosowanie. Powiem panu Krome. - Dodał, by Vera nie pomyślała, że podkopuje autorytet krasnoluda. Mógł interesować się sprawami załogi, ale decyzyjnoć miał tylko Osmar.

Mgła gęstniała i wkrótce całkowicie zasłoniła niebo. Irina na powrót wpatrzyła się w igłę kompasu, starając się ocenić, czy płyną w odpowiednim kierunku. Przez przyspieszenie powodowane magią Ighnysa łatwo było się zgubić, gdy Siostra pruła wodę szybciej, niż zazwyczaj.

- To nie brzmi dobrze. - Odezwała się dotąd niechętna do rozmów Pogad. - Skoro tam nie przyszli z pomocą, a do tego porzucili własnego kapitana na naszym statku, czy to nie dowód na złe intencje?

- Może nie mieli dość załogi, by obstawić statek i popłynąc za Siostrą? - Podsunął Samael.

- Zamknij się. - Odwarknęła orczyca, nieprzyjazna jak nigdy wcześniej. - Takiś chętny do ich bronienia? Może z nimi współpracujesz, co?!

- Pogad! - Zwrócił jej uwagę Ashton i położył dłoń na jej ramieniu, by w razie problemów powstrzymać ją w miejscu. Rogaty uczynnie cofnął się, nie chcąc, by jego bliskie sąsiedztwo eskalowało konflikt.

- Nie ufam skurwysynowi. - Warczała orczyca. - Będą z niego jeszcze problemy, kapitanie! Nikt nie będzie go słuchał, choćby mówił, że sama Krinn stoi na górnym pokładzie! A tego ciemnego dziwologa najlepiej powiesić u wejścia do Harlen, żeby ostrzec podobnym jemu!

- Przecież zaatakował Kompanię, a nam nic nie... - Zaczął Sam, ale Pogad znów weszła mu w słowo.

- A obok na pice zasadzimy twój rogaty łeb!

- Kurwa... - Westchnął Ashton. - Pogad, jesteś zdenerwowana i zmęczona. Może idź się przespać, co?
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

118
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera pokiwała głową w reakcji na słowa Pogad. Nie brzmiało to dobrze. Jeśli zdradzili załoganci Leobariusa, nie była to jego wina, ale będzie się czuł odpowiedzialny za to, co się stało. Ona by się czuła. Gdyby ktoś z Siódmej Siostry zdradził i wydał ich Kompanii, Umberto byłaby wściekła na siebie, że nie przewidziała tego wcześniej. Może inaczej - jeśli to ktoś z Siódmej Siostry, to będzie wściekła. Ale Osmar informował ją o nastrojach załogi, gdy była taka potrzeba. Może na Białym Kruku brakowało kogoś takiego? Z całą pewnością Ashton nie radził sobie z taką odpowiedzialnością, o czym świadczyło jego natychmiastowe wycofanie się. Vera była konkretna i konkretów wymagała też od ludzi, którzy chcieli brać się za ustalanie z nią czegokolwiek. Trochę ją rozczarowało to, jak szybko podkulił ogon pod siebie, nie była przecież w żadnym stopniu agresywna.
- Pogad - rzuciła krótko, upominająco, widząc, jak zachowanie orczycy eskaluje. - Jakby mówił o Krinn, to nie musisz mu wierzyć, ale objawem zdrowego rozsądku jest przygotowanie się, jeśli ktoś uprzedza, że nadchodzi atak, do cholery. Lepiej chyba w tę stronę, co?
Obróciła się do Samaela i pokręciła głową.
- Dla tego elfa wspólny wróg nie tworzy sojuszników. Jasno dał mi to do zrozumienia, nawet jeśli nie mówi najlepiej we wspólnym. To, że z całą resztą zaatakowali Kompanię, nic nie znaczy. Czuję, że równie dobrze mogli zaatakować nas, gdybyśmy znaleźli się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie.
Nie było dobrym pomysłem, żeby Samael i Pogad zostawali tu razem, gdy Vera się oddali, nawet jeśli teoretycznie pilnował ich Ashton. Lepiej będzie, jeśli zabierze ją ze sobą. Tak czy inaczej trzeba było jej przemówić do rozumu, żeby tolerowała rogatego choć przez chwilę, przynajmniej dopóki nie dopłyną do Harlen. Prawdę powiedziawszy, Umberto najchętniej zostawiłaby go w załodze. Z umiejętnościami, jakie prezentował przez ostatnie dni, była pewna, że im się przyda. Jednocześnie doskonale wiedziała, jak trudno wyzbyć się uprzedzeń, jakie miało się przez całe życie.
- Pogad pójdzie ze mną - zadecydowała. Nie mogła czekać dłużej, jeśli nie chciała, by orczyca zamordowała Samaela, gdy tylko ten zaśnie. - Chodź. Znajdę ci inny sposób na odreagowanie twojego wkurwienia.
Gdy odeszła z nią od zebranych i weszły na niższy pokład, Vera powoli ruszyła wzdłuż statku, przesuwając spojrzeniem po częściowo opustoszałych kojach. Chciała sprawdzić, kogo brakuje, a kogo po prostu nie zauważyła od powrotu, bo przykładowo medycy ułożyli go na pryczy i kazali odpoczywać. Zajrzeć do dwóch wydzielonych na niższym pokładzie kajut, potem do okrętowej kuchni, a później zejść na najniższy poziom, gdzie zapewne przeniosły się w większości resztki załogi Białego Kruka. Z orczycą mogła porozmawiać po drodze.
- O chuj ci chodzi, Pogad? - spytała. - Miałam zostawić rogatego w płonącej willi? Uratowaliśmy, kogo się dało. Samael był z nami na Pegazie, pomógł nam stamtąd uciec, chociaż wcale nie musiał. Jestem mu winna przynajmniej tyle, żeby dowieźć go na Harlen. Teraz stracił dwóch swoich towarzyszy. Musisz się do niego tak dopierdalać?
Pokręciła głową z niezadowoleniem, zaglądając do kolejnej koi.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

119
POST BARDA
Ashton nigdy nie ukończył szkoły oficerskiej, a podczas swojego czasu na Siostrze, zawsze komuś podlegał. Choć dobry w tym, co robił, brakowało mu pewności siebie, jaka cechowała dowódców. Przynajmniej Vera była pewna, że Ashton zawsze może być może nie jej prawą, ale z pewnością lewą ręką.

Pogad rzucała nienawistne spojrzenia w kierunku Samaela, oberwało się też Ashtonowi, który po prostu chciał ją uspokoić. Szarpnęła ramieniem, chcąc wyrwać je z jego uścisku.

- Głupotą jest wierzyć takim, jak on. - Wyraziła swoje zdanie.

Słowa orczycy spłynęły po Samaelu jak po kaczce. Mężczyzna skinął głową na przekaz pani kapitan. Nie wiedział wiele o elfie, dlatego nie zamierzał dalej komentować.

- Zostań ze mną na warcie. - Zaproponował przyjaźnie Ashton, odsuwając się od Pogad w kierunku Rogatego. - Nie wiem, jak ty, ale dzisiaj z pewnością nie usnę. Nie martw się, w razie niebezpieczeństwa ja to zaraportuję. Żeby potraktowali mnie poważnie.

Ostatni przytyk skierowany był do odchodzącej już z kapitan Pogad, która mogła odpowiedzieć tylko obelżywym gestem.

Pod pokładem Verę zastała cisza i spokój, przerywane tylko równymi oddechami załogi. Zarówno w kojach, jak i w hamak spali piraci nie tylko Siostry, ale również Białego Kruka. Układ nieco zmienił się, zresztą, Vera i tak nie miała możliwości zapamiętania miejsca nocowania każdego załoganta. Nie znaczyło to jednak, że nie znalazła najważniejszych twarzy, rozluźnionych w odpoczynku, ale również dostrzegła brak innych. Najbardziej rażącym brakiem był Rivera. Jego hamak nie został zajęty przez nikogo nowego i smutno kołysał się wraz z falami.

Szanując sen towarzyszy, Pogad nieco spuściła z tonu.

- Mogłaś wykopać go do lasu, gdzie jego miejsce, kapitanie. - Burknęła orczyca, samej oceniając, ilu mogli stracić. Na moment położyła dłoń na ramieniu Mute'lakka, który przebudził się, zaalarmowany nową obecnością. - Nie ufam takim jak on. Czym się różnią, ten dziwny elf i on, co? Obaj nie są normalni i nie można traktować ich jak towarzyszy. Poza tym, gdyby był facetem i miał jaja, sam postawiłby sprawę jasno i udowodnił, że jest przydatny. Uratował was, bo ratował siebie. - Burczała. Przerwała tylko na chwilę, gdy do ich uszu dobiegło stuknięcie szkła o deski. To Marda raczyła się rumem, siedząc pod jedną ze ścian. - Albo ujebał sobie te różki i nie drażnił pozostałych. Chcesz go zatrzymać z litości, kapitanie? Pomyślą, że jestes słaba.

Ighnys spał na jednej z koi. Mag przykryty był kocem po same czubki spiczastych uszu i nic nie wskazywało na to, że jego sen mogą zaburzać jakiekolwiek zmartwienia. Statkiem wstrząsnął rechot, dobiegający z dołu, gdzie trzymano więźnia.
Obrazek

[Złote Morze] Pokład "Siódmej Siostry"

120
POST POSTACI
Vera Umberto
Z jakiegoś powodu sądziła, że Rivera po prostu jest cały czas gdzieś indziej, niż ona. Że gdy załoganci zebrali się na dole, przy schwytanym elfie, on był na górze. Gdy wyszła ze swojej kajuty z powrotem na główny pokład, zszedł akurat na dół. Albo przy jednym i drugim spał, czy też leczył rany w swojej koi. Widok pustego hamaka, otoczonego rzeczami, które straciły właściciela, sprawił, że do Very dotarło, jaka była rzeczywistość. Zatrzymała się w miejscu, z niedowierzaniem wpatrując się w chyboczący się kawałek płótna. Rivera był potrzebny. Był lepszy niż połowa tych, którzy przeżyli. Będzie go brakować. Zalała ją nagła złość na Corina, choć przecież nie miała prawa mieć do niego o nic pretensji. Powinien tu być. Powinien pomagać załodze radzić sobie z bólem po stracie. Powinien pomagać jej.
Uniosła zirytowane spojrzenie na Pogad.
- Pomyślą - powtórzyła. - Kto pomyśli? Ty? Nie mówię o zatrzymaniu go w załodze z litości, mówię o nieprzypierdalaniu się do niego z litości. Daj mu przeżyć swoją żałobę, tak jak my będziemy przeżywać własną.
Puściła hamak, na którym zupełnie nieświadomie zacisnęła dłoń i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Gustawę też mam wyjebać przez burtę, bo jest nieprzydatna? Po pierwsze, gdyby Samael ratował tylko siebie, uratowałby Ashtona i Ohara. Mnie i Corina już nie. Byliśmy na osobnym łańcuchu. Po drugie, usiłował udowodnić, że jest przydatny, ostrzegając was przed atakiem, ale go, do jasnej kurwy, zlaliście ciepłym moczem. Jeśli komuś brakuje jaj, to tym, którzy po tym wszystkim nie potrafią znieść jego obecności na pokładzie przez kilka dni.
Ruszyła dalej, wciąż szacując straty. Wcześniej czy później dostanie raport z dokładną liczbą, ale mogła mniej-więcej zorientować się, jak źle było, zanim pójdzie do Corina, a potem zamknie się we własnej kajucie.
- Chcę zatrzymać go ze względu na jego umiejętności. Wyostrzone zmysły. Zdolności łatania dziur w drewnie bez narzędzi i konieczności remontu. Przy delikatnych pęknięciach, oczywiście, nie przy jebitnej dziurze w kadłubie. Potrafi to robić. Oszczędzilibyśmy od zajebania złota, Marda miałaby mniej roboty - zatrzymała się w miejscu, unosząc wzrok na orczycę. - Nie zrobię tego, jeśli będę musiała wybierać między tobą a nim. Tobie ufam. Powierzyłabym ci własne życie, robiłam to już zresztą niejednokrotnie. Jego nie znam. Wybór jest dla mnie prosty.
Przez chwilę wpatrywała się intensywnie w żółte oczy Pogad, by upewnić się, że jej słowa do niej dotarły. Dopiero po tym ruszyła dalej.
- Ale nie będę tolerować czegoś takiego, jak to, co widziałam przed chwilą. Do jasnej kurwy, Pogad, jesteśmy w takiej dupie, w jakiej dawno nie byliśmy. Nie chcę martwić się jeszcze tym, że ktoś zapierdoli na pokładzie jeszcze kogoś, tylko dlatego, że ten ma rogi - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Wystarczy mi już ofiar.
Dotarły do Ignhysa, ale Vera nie budziła go jeszcze. Rozmowa nie dobiegła końca i nie dobiegnie, dopóki orczyca nie obieca, że się ogarnie.
Obrazek

Wróć do „Baronia Varulae”