POST POSTACI
Shiran
Krzywy uśmiech Nellrien był naprawdę smutny. I mówię to ja. Wiedziałem co nieco o jej problemach, dzięki spotkaniu w namiocie, ale nie drążyłem zbyt mocno, nie chcąc nadwyrężać jej cierpliwości i ograniczonego zaufania. Wiedziałem jednak coś, z czego ona nie zdawała sobie jeszcze pojęcia... Miałem w planach nieco obejść temat, zostawić go, by nie frasować nam teraz łbów podczas picia, ale Auth, jak to ciekawski kruk, zadał to jakże niewygodne pytanie.
Oparłem wygodnie brodę o splecione ręce. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie czekałem z niecierpliwością na odpowiedź, zastanawiając się co było powodem wdepnięcia w tak olbrzymie gówno.
Słuchając opowieści, można było wywnioskować tylko jedno. Ze słowa na słowo było gorzej. Urk-hun, wielkie polowanie na elfy, niewola. Traktowali ją tam jak zwykłego śmiecia, niewolnicę, pewnie nie raz sobie na niej używając. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze, a uczucia jakie pojawiły się we mnie, ograniczały się chyba tylko do czystej nienawiści wobec zielonych imbecyli i współczucia wobec samej Nellrien. Oczywiście nic nie okazywałem, lekko mrużąc tylko oczy, walcząc z sobą, by nie rozpętać jakieś bitki z pierwszym lepszym srakowatym orkiem. Nawet jeśli byłby dwa razy większy ode mnie. Chociaż doskonale wiem, że to mógłby być zły pomysł, chociażby dla samego karczmarza, którego przybytek mógłbym niechcący puścić z dymem.
Naprawdę nie umiałem sobie wyobrazić co czuła Rudowłosa. Ale... jednocześnie tłumaczyło to wiele. Zarówno wściekłość na żarty o łóżku, czy nawet jej reakcję na moją dłoń, pod pokładem, na Suce. Myśląc o tym wszystkim czułem, jak oczy zaczynają lekko zachodzić mi mgłą, a wewnętrzny ogień rozpala się na nowo, spalając mnie od środka. Podobne uczucie miałem już podczas zaćmienia, ale teraz było to w o wiele mniejszym natężeniu.
Tym razem umiałem to kontrolować.
Odetchnąłem głęboko, próbując nie myśleć o morderstwie, jakie miałem chęć popełnić. Jeśli ktoś się nie domyślił, chodziło mi o Barbano, oczywiście.
Współczucia nie okazywałem. Nellrien nie była z tych, którzy oczekują poklepywania po plecach i użalania się. Mimo, że wyraźnie miała ku temu skłonności, na pewno nie tolerowała tego u innych. Ciekawym zaskoczeniem był nasz Pisarzyk, który odpalił się z tyradą, równie mocno zaślepiony negatywnymi uczuciami, co pani kapitan. Słysząc jakich wiązanek używa i z jaką powagą i dokładnością szlifuje każde swoje słowo, niczym sztylet, byłem prawie że przekonany, że on również był po przeżyciach z naszymi zielonymi kolegami. Jebał ich wszystkich pies. Orków się znaczy. Chociaż szkoda psów...
Cisza jaka zapadła była do przewidzenia, przerwana chwilę później suchym i wymuszonym śmiechem Nellrien. Nie czekając na nas, przechyliła swój kubek, a ja zaraz za nią, odczuwając niezręczność całej sytuacji. Stanowczo alkohol był tutaj odpowiednim rozwiązaniem.
Płyn rozlał się ponownie ciepłą falą po moim organizmie, sprawiając że sprawy ciążące na co dzień, powoli przestawały mieć znaczenie. Kolejny punkt dla pani kapitan i jej fochów za docinki na tle alkoholizmu.
- Szło Ci całkiem dobrze - skomentowałem jej wyczyny
- Jeden Cię prawie zeżarł, a drugi sprawił że poczułem, chyba po raz pierwszy, jak pachną kwiatki od spodu - Uśmiechnąłem się lekko, starając się wyluzować napięte plecy. Nieświadomie chyba napiąłem się podczas tych niemożebnie zasmucających historii. Niesamowite jak wiele szczęścia może mieć pół-elf podróżujący samotnie po wyspach.
- No i jakby nie patrzeć, Pisarzyna też ma mnóstwo racji, co niechętnie przyznaję... Bez Twojego dowództwa, pewnie byśmy tak daleko nie zabrnęli - Chwyciłem kubek i zacząłem obracać w obu dłoniach. Przejebana sytuacja.
Zastanawiałem się czy powinienem dawać Nellrien nadzieję. Informacje jakie zdobyłem od Autha, wydawałyby się dawać nową perspektywę, okupioną niestety sporym ryzykiem. Czy było to rozsądne? Czy ja byłem rozsądny?
Bard chyba miał swoje zdanie na ten temat. Pani Kapitan również.
Klasyczna zgrywanie ofiary i umartwianie się nad sobą, przez gadkę o pięknych pannach i wybawicielach Kattok, był chyba już stałym zagraniem w jej repertuarze, prób zniechęcenia mnie do jakiegokolwiek flirtu. Nie wychodziło jej to za dobrze.
- Zawsze miałem wyborowy gust, jeśli chodzi o kobiety. Jak to się mówi? Wraki się przyciągają? - błysnąłem zębami w stronę Nellrien, w potwierdzeniu na słowa Barda. Całkowicie nie zainteresowany pannami i panami wchodzącymi do karczmy. Głupio to zabrzmi, ale to jej charczącego głosu miałem ochotę słuchać, a nie jakieś ptasiej nuty. Nie interesowały mnie żadne warkocze, czy inne oliwkowe skóry, bo miałem przed oczami białą, delikatną powłokę w hipnotyzujące wzory. I choć te być może kiedyś znikną, wiem że z takim samym utęsknieniem, będę przyglądać się również jej ciemnej, jasnej, czy jeszcze innej karnacji, opiewając ją tylko mi znanymi poematami w swoim łbie.
- Aczkolwiek za szalonego mógłbym się obrazić - żąchnąłem się.
- Poza tym Kruszynka na Ciebie czeka i serduszko by jej pękło, jakby widziała Cię, jak się oglądasz za innymi. Wypada to tak, panie Figo-Fago? - Ciekawy byłem, czy między nimi szykowało się coś większego. Ech... Aż siebie nie poznaję. Ploteczki i plotunie. Co odrobina alkoholu robi z człowiekiem...
Sięgnąłem po butelkę i polałem towarzystwu kolejną kolejeczkę. Zaczynało mi się tu podobać. Mimo gwaru, powoli udzielała mi się atmosfera tego przybytku. Być może była to spora zasługa właśnie spożywanego alkoholu? Tak czy inaczej czułem, jak mój organizm się rozluźnia, a język rozplątuje. A ja sam? Cóż... Chyba można powiedzieć, że byłem skłonny mówić o wiele więcej rzeczy. Miałem nadzieję, że nikt nie będzie mieć zamiaru tego wykorzystywać. No chyba, że Nellrien...?
Póki co Auth zrobił piękne wyjście spod czapy, sprzedając im dokładnie taką samą bajeczkę, którą słyszałem już wcześniej. Widziałem w oczach zebranych wątpliwości i rozbawienie. Czułem się dokładnie tak samo, słysząc to po raz pierwszy.
- Pierda ciężko złapać. Ech, widać że edukacja leży. Prędzej złapałbymmm... - Zamyśliłem się, szukając inspiracji na suficie.
- No nie wiem... Kolejną kolejkę na przykład! O! - uśmiechnąłem się chwytając za swój kubek.
- Tak czy inaczej, trochę prawdy, w tym co mówi, musi być - stanąłem po stronie kruka.
- I na Twoim miejscu uważałbym ze słowami - powiedziałem do Grajka
- Bo jestem pewien, że podczas jednej z bójek, jednego gościa nie ja rozszarpałem... A nikogo innego, poza Authem nie było - ostrzegłem, tylko nieco tajemniczo.
Chociaż akurat nie kłamałem. Mówię jakbym kłamał... Przecież nie mam tego w zwyczaju.
Tak czy inaczej, naprawdę była to dziwna sytuacja. Do dzisiaj też nie wiedziałem do czego jebaniec jest zdolny, a które z jego przechwałek to tylko puste słowa. Czy naprawdę igrałem z ogniem, o wiele bardziej niż wszystkim się wydawało?
- A czy niebezpiecznie? - Wróciłem do Nellrien, spoglądając jej w oczy.
- Ludzie dziwnie reagują na bratanie się z demonami. Są też jakieś dziwaki, co się Sakirowcami nazywają. Zaraz bym spłonął na stosie... Dlatego... No nie chwalę się tym. Gdyby nie driady, pewnie musielibyście to ze mnie wyciągnąć jak byłbym moooocno spity. A do takiego stanu dzisiaj zamierzam się doprowadzić. Proszę więc bez niezręcznych pytań! - zaanonsowałem.
Wyprostowałem się zaraz za bardem, chyba nieświadomie naśladując jego ruchy. Pamiętam jak jedna taka ze wsi Świątnica mi opowiadała, że tak się okazuje sympatię względem jakieś osoby. Pierdolenie. Ale też chwilę później uśmiechnąłem się półgębkiem na słowa pani kapitan, dokładnie tak jak ona. Może i jednak było w tym trochę prawdy.
- No to postanowione! Niech mu dupa wyłysieje! - powtórzyłem, wlewając całą zawartość kubeczka w siebie. Bardzo przyjemne uczucie. Ciekaw byłem jak czują się pozostali. Co prawda mi jeszcze trochę brakowało do jakiegokolwiek blublania, ale świat zaczynał nabierać naprawdę przyjemnych barw.
Rozłożyłem się wygodniej na krześle, rozprostowując nogi i... chyba niechcący trafiłem na panią kapitan. Coś mnie podkusiło by nie podkulać kończyny, tylko zaczekać na jej reakcję. Zabierze nogę, czy nie? Miałem ochotę na trochę kontaktu fizycznego, nawet jeśli miałoby do niego dojść w tak niewiaścio-niewinny sposób. Prawie jak podlotek...
- A na moje to posłałbym jakiegoś posłańca. Neeli dobrze zrobi trochę tej naleweczki, a przynajmniej tak zawsze babcie mówiły. Rozkłada Cię? Wódki z pieprzem? Katar? No to cytrynówki. Mówię wam, działa jak złoto - Taki to ze mnie był znachor.
- Do tego wizja pijanej i klnącej Ary? No i może pan Bard nie będzie się tak rozglądał za panienkami, co? - uśmiechnąłem się złośliwie.
Kątek oka widziałem Ola, który uwijał się ze złożonym zamówieniem. Elegancko, bo pierwszy posiłek po 8 miesiącach postu, zapowiadał się naprawdę kapitalnie. Więc... Teraz albo nigdy. Potem zresztą chyba nie będę w stanie powiedzieć tego w zwięzły sposób.
- To co? Po jeszcze jednej kolejce? - zapytałem, zacierając ręce, zbierając się do przekazania informacji. Podjąłem decyzję. Nie wiem czy była dobra, ale nie chciałem mieć żadnych tajemnic. Chciałem, by Nellrien była szczęśliwa, nawet jeśli plan ten miał niewielkie szanse na pomyślne zakończenie. Czy to ponownie wina alkoholu? Być może?
- A skoro już nie mamy przed sobą tajemnic... Może ta sprawa z tym kontraktem... - zacząłem ostrożnie.
- ...to taka przejebana nie jest. Zasięgnąłem wiedzy magicznej. Znaczy z Authem gadałem, ale bez konkretnych szczegółów i gdybając! Tajemnic umiem dochować!- Zaznaczyłem, by nie było, że rozpowiadałem na lewo i prawo. -
Zresztą teraz kruczka słyszycie, to nie będę czuł się jak debil. Może sam się wtrącać. W każdym razie... Mówił o tym, że przy każdym takim kontrakcie, musi być przedmiot, który jest rezerwuarem mocy podtrzymującej. Wystarczy namierzyć przedmiot, który był obecny podczas podpisywania, który mógł taką funkcję pełnić. Może nawet da radę go jakoś namierzyć, bo z tej magii to powinien się świecić jak psu jajca. No i potem oczywiście dupnąć ten przedmiot, a najlepiej od razu rozwalić. Wtedy kontrakt zostanie zerwany... - zakończyłem milknąć i patrząc po zebranych.
- Chciałeś pomóc, to śmiało - zachęciłem kruka.