POST BARDA
Pies roześmiał się. Jego śmiech, choć głośny, był przyjemny dla ucha, a do tego niebywale zaraźliwy, jak u małego dziecka. Nawet bez znania kontekstu usta same rozciągały się w uśmiechu. - Patrzcie go, jaki arystokrata! - Kpił Pies. - Jeszcze trochę i odetniesz się ode mnie, co, przyjacielu? - Pytał, znów opadając w tył, na łóżko, by oprzeć się o ścianę. - Nie będziesz mnie potrzebował, bo masz nowych znajomych, phhh! - Po raz kolejny parsknął, łapiąc się za brzuch. - Zaraz sam zostaniesz baronem!
Mężczyzna nie do końca zdołał odgonić wesołość, gdy przyszedł czas rozmowy o konkretach. Odłożył pierścienie na pościel Morta i zastanowił się chwilę.
- Skoro taki równy, to może po prostu z nim pogadaj? Może zamiast klaczy sprzeda ogiera, albo coś podobnego? - Podsuwał propozycje. Skoro Ardal nie chciał oddawać tajemnicy swojej stadniny, naturalnie sprzedawał wyłącznie wałachy, które nie mogły przekazać genów dalej. - Kurwa, nie znam się na koniach. Ale mógłbym takiego ukraść. - Przyznał się. Z tym nie powinien mieć żadnych problemów natury moralnej. - Nie musisz ty iść, mogę ja, mogę wysłać ludzi. - Proponował Pies. - Jeśli te zwierzaki są takie ważne, to znajdziemy kupca, nie musi to być ten twój baron. - A jeśli naprawdę chcesz przekonać bogatego bubka, żeby oddał towar, to może zastosuj po prostu klasyczny, staromodny... szantaż? - Rozłożył ręce. Najłatwiejsze sposoby były często tymi najlepszymi.