Karczma "Zły kot"

1
Obrazek
Wciąż pachnąca nowością, drewniana tawerna jest własnością Syndykatu, ale nie przeszkadza to karczmarzowi czerpać ogromnej dumy z bycia odpowiedzialnym za pierwsze miejsce do spotkań towarzyskich na odzyskanej wyspie. Jak zwykle ze świeżymi instytucjami bywa, jakość zarówno jadła, jak i trunków jest na najwyższym poziomie, a ceny satysfakcjonująco niskie. Koloniści z chęcią spędzają czas zarówno w samym przybytku, jak i przy stołach rozstawionych wśród palm wokół niego.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

2
Spoiler:

Słysząc ich słowne przepychanki, Nellrien ostentacyjnie przewróciła oczami i ruszyła przed siebie. Jak na zawołanie, Auth poderwał się z belki i wzbił się w powietrze, kręcąc nad nią kółka, jak sęp. Całkiem możliwe, że robił to z czystej złośliwości, wiedząc, że jego półelfi przyjaciel ma do kobiety bliżej nieokreśloną słabość. Choć czy teraz nie mieli jej obaj? Z niektórych ich zachowań ciężko było wywnioskować coś więcej, niż to, że grali we dwóch w jakąś grę, która według nich musiała być grą o sumie zerowej i drugiego zawodnika trzeba było jak najszybciej wykluczyć z rozgrywki.
Gdy Shiran zawołał kruka do siebie, ptak zleciał i wylądował na jego ramieniu, wyglądając na nietypowo zadowolonego. Czyżby się stęsknił?
- Myślę, że masz rację - westchnęła rudowłosa. - To my zdjęliśmy klątwę, chociaż ciężko w to uwierzyć. I nawet jeśli Hastron nie rozgadał wszystkim, w jakim stanie jesteśmy, z pewnością zrobiła to ta nierozgarnięta dziewka, która dla niego pracuje, a przez ostatnie miesiące legenda narosła, jak to legendy mają w zwyczaju.
Zerknęła przez ramię na idących za nią mężczyzn i nawet uśmiechnęła się lekko. W poplątanych włosach wyglądała, jakby dopiero wstała z łóżka... i w sumie była to prawda. W przeciwieństwie do przebrania się w coś porządnego, chyba o uczesaniu się już zapomniała.
- Może będziemy mogli pić za darmo, hm?
Musisz otępiać zmysły? Głupota, na dłuższą metę - podzielił się Auth swoją mądrością, a Nellrien parsknęła suchym śmiechem.
- Z tobą na pewno rozmawiać na trzeźwo nie zamierzam.

Szli między budynkami, w większości zbudowanymi z drewna, ustawionymi w równych rzędach, jakby cała osada była od początku do końca szczegółowo zaplanowana. Z każdym krokiem szum morza stawał się coraz głośniejszy, ale wciąż jeszcze nie widzieli linii brzegu. Niektóre domy miały fundamenty z kamienia, inne nie; w jednych wstawione już były szyby, inne miały tylko drewniane okiennice. Jedna rzecz się nie zmieniała: byli obserwowani, przez każdego mijanego mieszkańca nowej wioski. Mimo to nie czuli się wybrykami natury, bo w oczach tutejszych widzieli wyłącznie zaciekawienie i podekscytowanie. Ich przebudzenie musiało być dużym wydarzeniem. Ciekawe ile potrwa, zanim ta wiadomość dotrze do Barbano?
W końcu wyszli na niewielki, prostokątny plac, na którym ustawione było kilka straganów i plątało się znacznie więcej osób, niż na prowadzącej do niego drodze. Szepty i poszturchiwania szybko zastąpiły prowadzone tam rozmowy, ale Nellrien uparcie parła do przodu, ignorując wszechobecne zainteresowanie. Po drugiej stronie placu dostrzegła bowiem szyld, z którego szczerzył do nich zęby czarny, wściekły kocur, a rozstawione wokół budynku stoły, wśród ocieniających je palm jasno mówił o tym, że trafili wreszcie na tawernę.
- Najpierw jedna kolejeczka. Potem zobaczymy - zadecydowała kobieta, popychając drzwi. - Powiedziałabym, żeby jebać Barbano, ale muszę wiedzieć co z moim statkiem. Jak się dowiem, będę mogła pić dalej. I... nie wiem. Może świętować? Przeżyliśmy. Czy to nie jakiś sukces?
Wnętrze było przytulne, a gości wewnątrz niezbyt wielu. Na ich widok długowłosy, brodaty mężczyzna za kontuarem podniósł się i uśmiechnął, rozkładając ręce w powitalnym geście.
- Nasi bohaterowie! - zawołał jowialnie. Miał niski, tubalny głos, który idealnie pasował do jego barczystej postury.
- Mhm. Szybko poszło - mruknęła Nellrien. - Szybciej, niż my.
- Chodźcie, chodźcie, siądźcie, coś wam przyniosę, na mój koszt, w ramach mojego małego, drobnego podziękowania za wasze zasługi. Już słyszałem, chociaż nie spodziewałem się, że to tutaj traficie najpierw
- gestem głowy wskazał siedzącego przy barze człowieka. Tego samego, którego mijali, gdy niósł opartą o ramię siekierę. Teraz jej nie miał, za to czekał najpewniej na swój trunek. - Olo Pelor, do usług. Witajcie w Złym Kocie. I witajcie w Ina'Kattok. Jak się wam podoba nasze małe miasteczko? Ha, widzieliście tę wyspę jak była jeszcze dziewicza, ja nie miałem tej możliwości. Z jednej strony zazdroszczę, z drugiej... zaśnięcie na pół roku nie byłoby dobre dla biznesu - zaśmiał się. - Na co macie ochotę? Picie? Jedzenie? Kucharz właśnie przyszedł. I coś mało was, dołączą pozostałe towarzyszki? Nie miało kobiet być trzech, hm?
Był wyjątkowo miły i sympatyczny. Tak bardzo, że Nellrien skrzywiła się boleśnie i po raz kolejny przewróciła oczami. Chyba nie był to jej ulubiony typ rozmówcy, ale tak czy inaczej usiadła przy stole nieopodal baru. Założyła nogę na nogę i odchyliła się na krześle, zerkając na Biriana, jakby spodziewała się, że połączenie Olo plus Dandre może w swojej gadatliwości okazać się zaiste wybuchowe.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

3
POST POSTACI
Dandre
Bard uśmiechnął się szeroko do Shirana, przekrzywiając lekko głowę.
- Zazdrosny? Mój drogi panie, uparcie dopatrujesz się we mnie wszystkiego co najgorsze. A ja jeno z głębi serca życzę Shiranom wszystkiego, co najlepsze, bo, kto wie? A nuż są gatunkiem zagrożonym? – wzruszył ramionami, po czym obrócił się na pięcie i ruszył za panią kapitan, która, rozsądnie, wyminęła ich, gdy się przekomarzali i poszła w stronę nabrzeża.
Splótł ręce za plecami, z zainteresowaniem patrząc po nieukończonych budynkach. Kątem oka zerkał też na krążącego nad kobietą kruka, zastanawiając się, jakaż to relacja łączy to przedziwne stworzenie z Shrianem. Może zapyta, jak już trochę sobie chlupną? Znając życie, najpewniej o tym zapomni, rozproszony jedną z tysięcy rzeczy, które rozproszyć człowieka mogą.

- Bohaterowie lokalnego folkloru! Muszę przyznać, że nie byłem legendą już od dobrych… – przymknął jedno oko i zmarszczył lekko czoło, przeprowadzając w głowie skomplikowane obliczenia – … dziesięciu miesięcy. Zaprawdę, człowiek może uciekać od ciężaru wielkości, ale ten zawsze go dosięgnie. – westchnął teatralnie, uśmiechając się w przestrzeń. Trudno było jednoznacznie stwierdzić na ile bard mówił poważnie, a na ile pogrążał się w kolejnej krotochwili, jednak zaraz jego młoda twarz ściągnęła się smutkiem tak głębokim, że winien być dla niej obcy. Skrzące się życiem oczy Dandre przygasły na moment, a on sam wbił wzrok pod nogi. Znów opadło na niego jakieś wspomnienie, którego miejsce było w najdalszych zakamarkach ludzkiego umysłu. Wierzył, że spisanie dziejów oblężonego Ujścia i okropieństw, które opadły na jego obywateli, pomoże mu pozbyć się tych obrazów z pamięci, ale czuł, że to tylko słodkie kłamstwa, które sobie wmawiał. Ażeby oddać w pełni to, czego doświadczyli, musiałby cofnąć się w czasie i przeżywać wszystko na nowo. Czy jakakolwiek historia jest tego warta? Jadąc tam, wierzył, że ma misję. Chciał obiektywnie spojrzeć na słynne miasto w jego najgorszych chwilach i pokazać światu, co zobaczył. Wierzył, że robił to dla ludzi, ale czy naprawdę tak było? Czyż nie zależało mu na sławie, którą mogłoby mu to przynieść? Czy idea może być większa od człowieka? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na żadne z tych pytań. Po części dlatego tak trudno było mu unieść pióro z myślą o Ujściu. Wszyscy jego polegli towarzysze, wszelkie ofiary bezmyślnej, zwierzęcej wręcz przemocy, wszyscy ci ludzie i nieludzie stali wraz z nim w pokoju i patrzyli mu na splamione krwią ręce, domagając się prawdy, którą obiecał im przynieść. Prawdy, która zabija bohaterów i ich legendy.

Uniósł głowę akurat w porę, by dostrzec lekki uśmiech Nellrien.
- Może? Pani kapitan, sądzę, że jest to nasze święte prawo i gotów jestem wyperswadować to każdemu, kto śmiałby się nie zgodzić. – uśmiechnął się, choć grymas ten zaraz spłynął z jego twarzy, gdy posłyszał stwierdzenie Autha. Birian spojrzał na kruka z niespotykaną powagą.
- Nic nie jest głupotą, jeśli przynosi ukojenie, jeśli choć na moment pozwoli zrzucić z barków ten nieopisany ciężar, który przygniata człowieka do ziemi i każe mu marzyć o tej zbawczej chwili, gdy zapakują go wreszcie w drewniane pudło i zasypią ziemią. – pokręcił głową na kolejne słowa Nellrien.
- Chyba rozsądna to decyzja.


Ina’Kattok miała w sobie coś, czego próżno uświadczyć w większości kerońskich osad, które rozrastały się często na kształt żywych organizmów, niemal pasożytniczo, bez ładu i składu. Od slumsów stolicy, po pączkujące wsie na traktach, zazwyczaj dominował tam chaos, skrzętnie przykryty pięknymi frontami kupieckich kamienic, napierających na siebie niczym mieszkańcy w kolejce na targu. Tutaj dominowała symetria, ulice jak do linijki, domy postawione schludnie, nie zabijały się jeszcze o miejsce. Gdzie w tym geometrycznym miasteczku miejsce dla nich, kolorowej bandy najemników, która nie mogąc nigdzie się odnaleźć postanowiła wypłynąć w nieznane?
Dandre był na kontynencie znanym artystą, rozpoznawalnym od najwykwintniejszych salonów, po najokropniejsze speluny z powodów o tyleż różnych, co bardzo do siebie podobnych. A jednak idąc tutejszą ulicą czuł się jak ten nagi król z legendy. Nie pasowało mu to zainteresowanie, gdyż w głębi duszy sądził, że nie zasługiwali na nie. Zniszczyli coś pięknego, zabili las, pozwolili wyspie zostać oplecioną mackami cywilizacji, która bez mgnienia oka będzie gotowa przemielić ją na pył.
Za to im płacili.


Tawerna! Jakże zachęcającym wydawał się ten wściekły kocur, szczerzący na nich zęby z szyldu! Pal licho te wszystkie szepty i poszturchiwania, gorzała zaraz zaleczy wszelkie niepewności, zaleje wyrzuty sumienia, opuści na świat półprzezroczystą zasłonkę, wreszcie oddzielając to małe, zmęczone j a od otoczenia.
- Rozsądnie. – kiwnął głową, wchodząc za kobietą do przybytku. – Jakiś sukces? Zarąbaliśmy ożywioną kupę kamieni wielkości małej baszty, czy innej cholernej kamieniczki! Bogowie z pewnością oczekują od nas, byśmy upodlili się dziś jak psy, bo, kurwa, zasługujemy na to. – ciągnął, patrząc po wnętrzu karczmy. Przytulnie, spokojnie. W sam raz, by schlać się do nieprzytomności i dać sobie obić mordę. Ale kto by chciał tłuc bohaterów?
- Nie na co dzień zabija się lasy… – mruknął, wciskając dłonie do kieszeni.
Może paplałby dalej, ale nadszedł On. Brodaty osobnik, będący uosobieniem idei karczmarza. Witał ich co najmniej wylewnie.


Gdzież moglibyśmy trafić, jeśli nie do tego zacnego przybytku, mój drogi panie? Ledwośmy wstali na nogi, a już dotarły do nas słuchy o miejscu, które króluje nad… – zmarszczył lekko czoło – …Ina’Kattok, tak jak oaza pośrodku morza wydm, istny rajski ogród dla strudzonych, zaprawionych w bojach mężów i dam poszukujących chwili wytchnienia. Zaprawdę, historie o pańskim przybytku, peany na temat tutejszej gorzały… Słów mi brak, by opisać zachwyt, który drżał w ludzkich głosach. – zaciśniętą w pięść dłoń przycisnął sobie do serca, a policzek drgnął mu w namiastce wzruszenia. Birian wolnym krokiem ruszył w stronę szynku.
- Cny gospodarzu, nie wątpię więc, że ugościsz nas godnie. Wszak gdyby nie my, nie byłoby żadnej z tych historii, żadnego zachwytu, jeno więcej piachu pod butami i bestii, rozszarpujących twą niedoszłą klientelę. Zły Kot istniałby jeno jako fatamorgana, wodząca wyczerpanych na pokuszenie. – trzasnął dłonią w blat.
- Polej więc czegoś mocnego! Olo, najlepszego, co tylko masz, żebyśmy poczuli, że to nie mrzonka i uwierzyli w każde słowo, któreśmy słyszeli. – Dandre obrócił się przodem do wejścia i oparł łokciami o szynk.
- Miasteczko? Ładne, równe, trup się nie ściele wkoło. Myślę, że może być tutaj pięknie – uśmiechnął się krzywo.
Masz czego zazdrościć. Rozdziewiczanie tej wyspy nie należało do zadań szczególnie przyjemnych, wielu z nas oddało życie za to, byście mogli wybudować sobie tutaj tę schludną osadę… Ale Kattok było piękne. Dzikie, szalone i groźne, jak najlepsza kochanka. Teraz zakuwamy ją w kajdany, piłujemy paznokcie, by nie mogły już rozrywać skóry, i ciągniemy na ślubny kobierzec, ażeby żyła do smętnego końca pod jarzmem naszej wspaniałej cywilizacji. Jest w tym coś oszałamiająco smutnego. – zamyślił się na krótką chwilę, by w końcu odbić się od baru i usiąść przy stole, który zajęła kapitan.
- Widzę, żeś bardzo dobrze poinformowany, drogi Pelorze. Na razie jesteśmy tylko we trójkę i tylko na chwilę. – mruknął, nieco zawiedziony tym faktem. Wierzył jednak w łatwe rozstania i szybkie powroty.


Sprowokowałaś mnie – rzucił do Nellrien, gdy już znudził się karczmarzem. Odchylił się na krześle, balansując na jego tylnych dwóch nogach.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

4
POST POSTACI
Shiran
Zdjęcie klątwy... Tak to ujęła Nellrien, ale ja nie byłem do końca przekonany. Znaczy przekonany do tego, że była tu jakakolwiek klątwa. Może to po prostu siły natury broniły się przed najeźdźcami chcącymi zniszczyć ten jakże wspaniałe i dzikie miejsce, a nie że "brzydki kamyk, weno go zniszcz. Piu, piu, brawo, jesteście bohaterami". Ja w każdym razie bohaterem się nie czułem. Wyłapałem od wielkiego kamiennego cosia, dlatego że Płomyczek postanowił sobie umrzeć. Potem prawie zostałem zmiażdżony. Specem nie jestem, ale bohaterskiego tu nic nie widzę.
Ale widzieli coś w tym chyba wszyscy mieszkańcy tej niedorozwiniętej osady. Czułem się obserwowany. Wszędzie widziałem pary wścibskich oczy, słyszałem trzaskające okiennice, czy ukrywane śmiechy. Aż chciało się powiedzieć: "i na co się, kurwa, gapisz?". Nie żeby przeszkadzało mi to jakoś mocno, ale dla samej zasady bycia czepliwym, bo tak.
- A ten jak zawsze skromny, bohatyr chędożony - Uśmiechnąłem się życzliwie, parodiując przechwałki barda o tym, że ledwo parę miesięcy wcześniej miał podobną sytuację. - Jak już ego podbudowałeś, to może lepiej opowiesz co tam się w ogóle stało z tym kamieniem, co? - Skoro już musiał gadać, to mógłby opowiedzieć o czymś być może nieco bardziej pożytecznym. Miałem nadzieję, że zdradzi jakiś szczegół, który pozwoli nam zyskać przewagę przed obecnym posiadaczem kamienia, albo też nasunie mi jakiś pomysł w związku z kontraktem rudowłosej. Jeśli w ogóle teraz ją to obchodziło...
Nellrien wyglądała na całkowicie nieprzejętą tym co się działo. Parła w stronę tawerny, przyciągana tam chyba jakąś magiczną mocą. Chyba nawet wydawało mi się, że podczas naszej krótkiej wymiany zdań, byłem w stanie dostrzec jej uśmiech. Jej poplątane włosy, pozostawione w całkowitym nieładzie naprawdę ładnie zgrywały się z jasną cerą i wzorami pozostawionymi przez te małe kurwiątka. Co poradzę, że zaczęło mi się to podobać, co?

Ale czasu na ukryte podziwianie pani kapitan za dużo nie było. Rozmowy zresztą też, wszak karczma wyrosła prawie że przed naszymi nogami. "Zły kot"?
- Nazwa jakby jakaś smutna niewydymka ją wymyśliła - podzieliłem się swoją refleksją, wchodząc za pozostałymi do przybytku.
W ogóle jakieś palmy, ogromny, czarny kocur i mało ciężki klimat portowej speluny. No całkowicie mi to nie pasowało. Coś, jakby ktoś nie mógł się zdecydować, czy jest na wakacjach, w interesach, czy wgl otwiera tutaj miejscową mordownię. O, właśnie, MORDOWNIA. To byłaby cudowna nazwa na taki przybytek. Miejsce, gdzie ludzie i nieludzie praliby się po mordach w piwnicach. Na górze wszyscy by pili i obstawiali. Idealne połączenie alkoholu i hazardu. Może sam powinienem coś takiego otworzyć?

- Mam więc nadzieję, że na jednej się nie skończy, bo zaraz zeświruję od tego całego bohaterstwa - mruknąłem w odpowiedzi na słowa pani kapitan. - Gryzipiórkowi chyba też uaktywnił się alkoholizm - Jakkolwiek martwiące to by nie było, w jego przypadku całkowicie mnie nie obchodziło. Jego sprawa, skoro pić z umiarem nie umie.
- Jak na moje to nikt niczego od nas nie oczekuje. Mordowania tej Twojej kapliczki też nikt nie chciał. Po prostu jesteśmy tymi siepaczami, o których to tyle mówiliśmy Arze. - Może i brzmiało to smutno, ale było prawdziwe.- A to zdanie o lasach... Po prostu smutne - skwitowałem wypowiedź Pajaca.

Przytulne wnętrze przywitało nas lekkim uderzeniem gorąca. Nie wiem czego się spodziewałem w tak tropikalnym miejscu. Od samego progu zostaliśmy rozpoznani i przywitani o wiele bardziej wylewnie niż jakikolwiek bohater wojenny.
- Podejrzanie za szybko- odmruknąłem na słowa rudowłosej.
Piękne przywitanie i na koszt firmy coś mieliśmy dostać. Trajkotał coś o tym kim jest, że czegoś nam zazdrościł i że coś tam coś tam. Z całego tego monologu potrzebny mi był aż początek - znaczy darmowa szama. Idąc w ślad za Nellrien, skinąłem tylko głową i usiadłem przy jej stoliku, patrząc gdzie wędruje jej wzrok. Prawie jak na jej zawołanie bardzina zaczął się produkować, jakby musiał zapracować na swoją darmową kolejkę.
- Ten to chyba po prostu lubi z siebie robić debila - skomentowałem występ barda w stronę odchylonej pani kapitan. To chyba był ten moment, gdy mieliśmy chwilę dla siebie.
- Mocno tęskniłaś przez te parę miesięcy? Bo, że alkoholu Ci brakowało to tego jestem pewny - uśmiechnąłem się lekko, podpierając się na splątanych ze sobą palcach, spoglądając na Nellrien. Wiem, że to głupie, ale moim skromnym zdaniem wyglądała zjawiskowo. Starałem się nie gapić się na nią jak w malowane wrota, ale coś w środku sprawiało mi prawdziwą przyjemność za każdym razem, gdy tylko mogłem prześledzić drogę jednego z jej wzorów. Było w tym coś kojącego.

Chwilę potem Pajac skończył swój występ i zasiadł przy stole.
- Piękny był to kabaret, cudowny - Zaklaskałem cicho, gdy usłyszałem słowa o prowokacji. - Ale żeby tak prosto, zwykłym spojrzeniem ponętnej kobiety dać się sprowokować? - Uśmiechnąłem się ponownie, tym razem do barda. Chyba już nieco przeszły mi nerwy na sytuację, gdzie próbował się ze mną pobić. Trochę żałuję, bo z chęcią ten jego pyszczek bym obił. Miałby wtedy co opowiadać w tych swoich balladach.

Karczma "Zły kot"

5
POST BARDA
Powodów do picia Nellrien już nie komentowała, choć po słowach Biriana jej uśmiech nieco zrzedł. Czyżby trafił w czuły punkt? Czy pani kapitan piła właśnie po to, by zrzucić z barków ciężar, z którym musiała żyć na co dzień? Jeśli tak, a ciężar ten stanowił jej kontrakt z Orghostem Barbano, to pewnie długo nie pozbędzie się potrzeby znieczulania się na co dzień. Wlepiła wzrok przed siebie, urywając temat, jakby go nigdy nie poruszyli. Z całą pewnością nie widziała powodu, by tłumaczyć się krukowi.
- Wymyśl lepszą - odparła dopiero na komentarz dotyczący nazwy tawerny. Jej nastrój trochę podupadł, ale wizja zbliżającego się jadła i napitku motywowała ją do tego, by wejść do środka. Pokiwała głową, ewidentnie zgadzając się z Shiranem. Na jednej kolejce nie miało się skończyć, choć Nellrien wspominała o tym, że musi dowiedzieć się od Barbano jak wyglądała kwestia jej statku i dlaczego Hastron o niczym nie chciał jej powiedzieć. Jeśli straciła Starą Sukę, bo przeszła ona pod inne dowodzenie, albo zatonęła, to na czym teraz miałby polegać ich kontrakt? Do czego byłaby mu potrzebna? Kim zresztą by się wówczas stała, skoro nie mogła być już kapitanem? Była to przerażająca niewiadoma, o której chyba chwilowo rudowłosa nie chciała myśleć. Teraz, przez najbliższe pół godziny, zanim ruszą na spotkanie z krasnoludem, mogła po prostu odpocząć w sposób, jaki lubiła najbardziej - co chyba podzielał zarówno Shiran, jak i Dandre, nawet jeśli dogryzali sobie nawzajem, jakby wcale obaj nie zamierzali się dziś z wielką rozkoszą upodlić.
Zastukała palcami w blat stołu, początkowo z niepokojem obserwując wymianę zdań dwóch nadzwyczaj rozmownych mężczyzn, bojąc się chyba, do czego może ona doprowadzić i wyraźnie się zastanawiając, czy aby na pewno chce tu być. Półelf jednak odwrócił jej uwagę, zanim doszła do wniosków, które zmusiłyby ją do przeniesienia się do stołu w najodleglejszym kącie karczmy. Przeniosła wzrok na niego.
- Za czym? - spytała, zupełnie niepomna tego, co Shiran miał na myśli. Gdy za to teraz on wytknął jej tęsknotę za alkoholem, jej spojrzenie stało się chłodniejsze, a ręce skrzyżowały się na klatce piersiowej w zamkniętym geście, jakby chciała się od niego odgrodzić. - O chuj wam obu chodzi? Tobie i temu ptaszysku? To jest moja sprawa. Chcę pić, to będę piła. Dajcie wy mi obaj święty spokój.
Auth, jakby przywołany jej słowami, wylądował na stole pomiędzy nimi i wlepił swoje błyszczące oczy w zirytowaną twarz kapitan.
Nie złość się na niego. Lubi cię. Tylko nie umie rozmawiać z kobietami. Ja umiem.
Nastroszył pióra, nic sobie nie robiąc z obecności swojego towarzysza.
Ja ci powiem komplement, chcesz? Masz piękne włosy, jak ogień. Lubię ogień.
- Co...
Początkowo nieco zdezorientowana tym, co słyszy, Nellrien wpatrywała się w ptaka szeroko otwartymi w zaskoczeniu oczami, by w końcu zamrugać z niedowierzaniem i ostatecznie wybuchnąć śmiechem, jakby frustracja na półelfa już jej minęła. I kto wie, może właśnie tak było? Może Auth swoją impertynencją rozładował narastające napięcie? Kobieta sięgnęła do włosów i przeczesała je palcami, zaczesując je na jedno ramię, by uporządkować je choć trochę - teraz przypomniała sobie o tym, jak musiały wyglądać.
- I jak ja mam wybierać między wami dwoma, hm? - spytała z rozbawieniem. - Dwóch złotoustych, cholera.
Wyciągnęła dłoń, by podrapać kruka pod dziobem, a w kierunku Shirana posłała krótkie, choć już trochę cieplejsze spojrzenie. Milczała przez chwilę, zanim ponownie się odezwała.
- Może trochę - powiedziała i kilka długich sekund zajęło mu, by zrozumieć, że odpowiada na pierwsze pytanie, jakie zadał, zanim zdążyła się na niego zirytować. Czyżby już wiedziała, co miał na myśli?

- Hoho, słyszałem, że jeden z was to bard jakiś i chyba właśnie na niego trafiłem? Przyjacielu, aż żałuję, że mi w tej karczmie sceny nie wybudowali, bo słucha się ciebie lepiej, niż tego pożalcie się bogowie wierszoklety, co to z nami przypłynął - zaśmiał się Olo. - Dla niego to krzesła szkoda. A ty wymyślasz bzdury ubrane w piękne słowa tak szybko, że nawet mi to imponuje, haha! Nie mogliście nic słyszeć o Kocie, jak żeście się dopiero pobudzili. Bo kto miał wam naopowiadać, Hastron? On jak przychodzi, to jedno piwo wypije i się zmywa, kiepski klient z niego. Wy nie mieliście pół roku, żeby się nasłuchać o nas, tak jak my żeśmy się o was nasłuchali. Ale doceniam, doceniam starania.
Wystawił na blat trzy puste kubki, a potem spod kontuaru wydobył pękatą butelkę, którą postawił obok.
- Naleweczka z tutejszych owoców. Słodka i cierpka, mocna i skuteczna! Obudziliście się w nowym świecie, czas zobaczyć, jak ten świat smakuje, czyż nie? Później dam wam coś innego, coś do posiłku. Pójdę kucharzowi powiedzieć, żeby zabrał się za przygotowywanie go dla was, a wy usiądźcie sobie i jeśli będziecie potrzebować czegokolwiek więcej, dajcie tylko znać.
Gdy Dandre wrócił do stołu, Nellrien uśmiechała się nieznacznie pod nosem i głaskała z jakiegoś powodu wyjątkowo zadowolonego z siebie kruka, siedzącego przed nią na stole. Butelkę, którą przyniósł, zmierzyła szybko spojrzeniem i przeniosła je z powrotem na Autha, a jej uśmiech zrzedł nieco.
- Ja sprowokowałam? - zdziwiła się, podnosząc wzrok na barda, kiedy ten się do niej odezwał. - Strach pomyśleć, co by się działo, gdybym cokolwiek powiedziała.
Ku wielkiemu zawiedzeniu Autha Nellrien zabrała rękę i sięgnęła nią po nalewkę, by do połowy uzupełnić wszystkie trzy kubki. Zniechęcona komentarzami dotyczącymi swojego picia, nie czekała na ewentualne toasty, tylko podniosła swój i wychyliła jego zawartość za jednym razem, by odstawić go ze stuknięciem. Przez moment wyglądała, jakby chciała nalać sobie kolejną porcję, ale się powstrzymała.
- Dobre - stwierdziła za to. - Kwaśne.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

6
POST POSTACI
Dandre
Bard skłonił się lekko w chodzie, teatralnie wywijając dłonią, gdy Shiran uśmiechnął się w jego stronę.
- A po cóż skromność? Należy chyba wiedzieć, ile jest się wartym! Tym bardziej bawi wtedy dysonans, który wybrzmiewa wyraźnie, gdy opadnie już na człowieka opinia tłumu. - krok do przodu i dwa kroki w tył, Birian zaprawdę lubował się we wszelakich słownych przepychankach.
- Należy też zwrócić uwagę, że nie tylko bohaterów przyodziewa się w ciasne szaty legendy. Kto wie? Może jestem straszliwym, krwiożerczym potworem, który musiał uciekać z kontynentu, by nie spłonąć na stosie? - wzruszył ramionami i odwrócił się z powrotem w kierunku karczmy, ku której zmierzali. Podrapał się po karku.
- [b Z kamieniem... Nie wiem. [/b] - cmoknął niezadowolony - Gdy wziąłem go w dłonie, poczułem jakby coś przeze mnie przepływało, byłem jak... - pstrykał palcami, szukając odpowiedniego słowa - Czułem się jak liść na wietrze... Albo może raczej alga, którą muskał morski prąd, coś o wiele większego od niej. Ha! - aż przystanął, klasnąwszy w dłonie o parę kroków przed wejściem do karczmy.
- Wiem! Byłem kiedyś pijany w sztok. Tak upodlony, że ledwom był w stanie utrzymać otwarte oczy, nie mówiąc już o żadnych mniej lub bardziej metaforycznych pionach. Traf losu chciał, że znajdowałem się akurat w łożnicy pewnej drogiej mi czarodziejki, która zatroskana mym nienajlepszym stanem, postanowiła przywołać niebiańskie gromy, aby sprowadzić mię na ziemię. Z jej palca spłynęła na mą pierś udomowiona błyskawica. Tak mną trzepnęło, że pamiętam do dzisiaj. Było to dość podobne do obcowania z naszym kamieniem, choć zdecydowanie bardziej... Agresywne? Trzymając go w rękach czułem się, jakby ten grom trwał we mnie bez ustanku, ale nie robił mi żadnej krzywdy. Poruszałem nim lekko, a ruchy mych dłoni odbijały się na cielsku tego kamiennego stwora. - może i mówiłby więcej, ale przypomniał sobie ten powalający smutek, który opadł na niego, gdy ożywiona kupa kamieni rozpadała się na części pierwsze z tym przeraźliwym rykiem. Zamilkł więc, wpatrując się w drzwi do "Złego Kota".
- I, drogi Shiranie, okazało się, że jesteśmy siepaczami wybitnymi. Aż do porzygu. - westchnął ciężko. To w końcu on doprowadził do rozpadu serca dżungli. To 'dzięki niemu' Kattok poddało się swoim ucywilizowanym najeźdźcom. Bogowie mu świadkami, że oddałby ramię, by być wtedy z inną ekspedycją. By cholerna Nellrien nie wystrzeliła z tej pieprzonej kuszy. Nie mógł jednak zostawić ich wtedy na lodzie i biernie się przyglądać nadchodzącej rzezi. Dokonał wyboru.
I będzie musiał z nim jakoś żyć.


Alkohol mógł pomóc, choć najpierw postanowił się utopić we własnej paplaninie. Śmeich Ola jednak nie sprawił, że poczuł się dobrze. O nie, wręcz przeciwnie!
- Jakiego wierszoklety? - jakiż to firyck, mierny wierszokleta postanowił skazić tę piękną wyspę swą, bo jakże by inaczej, twórczą impotencją? Czego może tu szukać wypomadowany pajac? Młode czoło Biriana zmarszczyło się, a w jego oku błysnął gniew. Był pewien, że to bydlę, o którym mówił Olo, nie potrafiło złożyć składnie czterech zdań, a jednak czuł narastającą w nim złośc. Przyjechał tu pierwszy, żadna paskuda nie będzie kradła mu muzy!
- Bzdury? Ranisz mnie, ranisz do głębi, drogi Olo. Wszak nie tylko Hastron przebywa w lecznicy! - machnął ręką - Strach się bać, czego mogłeś się o nas nasłuchać. - zaśmiał się cicho, kręcąc powoli głową. Naleweczka pana Biriana oczywiście zaintrygowała. Uśmiechnął się, ślicznie podziękował i poczłapał z łupami do stołu.


Przekrzywił lekko głowę, widząc wybitnie zadowolonego z siebie kruka.
- Nie słyszałem całej waszej rozmówki... - zamachał rękoma, w którymi wciąż trzymał kubki - ...ale jedno mej uwadze nie uszło. Muszę więc zapytać; to z kim, na otchłań, nasz Shiran rozmawiać potrafi? - zaśmiał się, uroczyście stawiajac butelkę na stole.
Usiadł na krześle, lekko odchylając się na nim w tył. Skinął głową elfowi, gdy ten mu zaklaskał.
- Dziękuję, dziękuje, dziesięć gryfów się należy. - polał sobie kolejkę.
- Cóż mogę rzec? Można o mnie dużo mówić, ale z pewnością... - spojrzał na Shirana - ...nie jestem... - przeniósł wzrok na Nellrien - ... osobą powściągliwą. - na potwierdzenie swych słów wychylił kolejkę, będąc może pół sekundy za skwaszoną panią kapitan.
- Może i za łatwo mnie sprowokować, ale, mimo wszystko, jeszcze jakoś żyję. - wzruszył ramionami, od razu polewając do połowy sobie i rudowłosej. Alkohol nie był tak oszałamiajaco dobry, jak na to liczył, ale bard i tak był zadowolony.
- Wiem, że przed nami poważna rozmowa, więc upadlanie się jeszcze chwilę poczeka. Ale to nic. Może jakiś toast, siepaczu numer jeden? - uniósł brew, spoglądając na półelfa.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

7
POST POSTACI
Shiran
Okej. Byłem skołowany. I nawet już nie chodziło o same zachowanie pani kapitan, tylko o całościowe zrozumienie problemów z jakimi się borykała. Bo, kurde, reakcja obronna na niewinny żart to było naprawdę dużo. Rozumiałem jej pobudki przy spożywaniu alkoholu (kto tego nie lubił), ale miało się przy tym wszystkim wrażenie, że ona wręcz sobą przy tym pogardza. Samobiczuje się za błędy przeszłości, które popełniła w swoim mniemaniu, napędzając swoje kółeczko spierdolenia każdą kolejną myślą, zapijając je następującymi po sobie kieliszkami. Co za spierdolone myślenie. I jeszcze bardziej zjebana pseudo-analiza w wykonaniu smutnego jak pizda siepacza.
A idźcie wy z tym wszyscy.

Jakby na pomoc przyleciał Auth. Nastroszył pióra i zlał mnie, jakby kiedykolwiek mnie to obchodziło. Jakaś demonstracja, jemu tylko znanych demonicznych humorków. Jakby się na tym zastanowić, może sam był kobietą-demonem? Ciekawe, czy trudno byłoby znaleźć mu babę? Czy w ogóle demony dzielą się na kobiety i facetów? A co jeśli demon-kobieta będzie miała ciało człowieka-faceta? Czy może wtedy mieć małego bachora? Coś mi tam kiedyś kruk opowiadał, że dzielą się na jakieś klasy i kasty i że były jakieś kręgi mocy, które deklarowały potęgę poszczególnych demonów. Ale nigdy nie wspominał o demonicach! Stary pierdziel.
Teraz też wypalił... Że niby lubię panią kapitan. Może i trochę prawdy w tym było, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Zresztą jak widać zbyt dobrze nam się nie układało, skoro dalej nie zaakceptowała mnie takim jakim byłem.
No i ten komplement! Się postarał.
- No powiem Ci, lepszego tekstu sam gryzipiórek nie wymyśli - mruknąłem, odchylając się na krześle, przechylając głowę w tył i patrząc w sufit. Przepraszać nie zamierzałem. Co to, to nie. Będzie najwyżej niezręcznie i chuj. Jakby nie patrzeć traktowałem ją bez szczególnej taryfy ulgowej, ale tak miałem ze wszystkimi. Może nie do końca dobrane słowa, ale powiedziałbym że płynące prosto z dupkowatego serduszka. Nie to, że sam jakimś wielkim dupkiem byłem. Ot, po prostu chciałem by nikt nie był pokrzywdzony. Choć może faktycznie momentami miałem za długi język i złe podejście do ludzi. Może też kobiet? To by też tłumaczyło dlaczego tak uciekały, a zostawały same wariatki-niewydymki, co do myślały, że naprawią wielce skrzywionego chłopca.
A jebać to...

Bardziej mnie zaciekawiło co się stało, że Nellrien wybuchła nagle śmiechem. Wróciłem do zwykłej pozycji, spoglądając na panią kapitan, która chyba po raz pierwszy od dawna, śmiała się przyjemnym dla ucha dźwiękiem. Jakby Auth rozładował całą napiętą sytuację i to wszystko... To wszystko było takie... Nierealne. Uniosłem brwi w zdziwieniu, samemu lekko się uśmiechając. Było to cholernie zaraźliwe.
- Ja mam ręce, a on ma skrzydła. Wybór chyba oczywisty, patrząc co daje większe możliwości dla damy - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, acz ostrożnie. Phy... Ostrożnie... Dlaczego w ogóle zważałem na to jak będę postrzegany przez Płomyczka? Przecież to głupie.
Ale powiedziała, że... Tęskniła? To miała na myśli prawda? Prawda? Dlaczego ludzie nie mogą odpowiadać pełnym zdaniem? Tak ciężko wyrażać się bez niedopowiedzeń jak ten pieprzony wierszokleta od siedmiu boleści? Ech... A najgorsze było to, że jestem prawie pewny, że zrobiła to specjalnie. Idę też o rękę, że po raz pierwszy było widać na mojej twarzy całą gamę moich emocji, których wyjątkowo nie umiałem skryć pod kamienną maską śmieszka. Widziała wszystko. Mogła w tamtym momencie czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Szybko jednak cały klimat prysł, gdy tylko w powietrzu zawisło pytanie zadane przez Pajaca.

Maska pojawiła się tak samo szybko jak zniknęła. Kpiący uśmieszek wykwitł na twarzy, gdy kolejne słowa padały z moich ust.
- A to trzeba mieć jakieś specjalne papiery, żeby potrafić? Wierszy i poematów klepać nie będę, ale o kolejeczkę potrafię zawołać - stwierdziłem wzruszając ramionami. Sięgnąłem po swój przydział i wychyliłem zawartość za pozostałymi. Przyjemne ciepło rozlało się po mojej klatce piersiowej, dodając kurażu.
- Jak na moje, ciut za słodkie. Ale zgadzam się, że przyjemnie kwaśne - potwierdziłem słowa pani kapitan.
- Ale, że o mnie nie dbasz samolubie po tym co razem przeszliśmy, to Ci już nie wybaczę - powiedziałem widząc, że Pajac polał tylko sobie i pani kapitan. Chwyciłem butelkę i uzupełniłem swój kubeczek do poziomu pozostałej dwójki.
- Toast? - zapytałem. - To co powie pan siepacz numer dwa na coś takiego - Odchrząknąłem - Mówi się, że każda kolejka to gwóźdź do naszej trumny... W takim razie pijmy tak, by ta nasza trumna się nie rozpadła! - zaakcentowałem pompatycznie, unosząc kubeczek. - Albo za to, byśmy kurwa, mogli na siebie liczyć, czy tam trafiali na porządnych ludzi. Wybierzcie sobie i pijmy, bo w gardle mi powoli zasycha

Karczma "Zły kot"

8
POST BARDA
Jakkolwiek dyskusja pomiędzy Nellrien a Shiranem (i Authem) zaczynała się robić ciekawa, nie było im dane kontynuować tematu, który na krótką chwilę zerwał z twarzy półelfa cyniczną maskę. Rudowłosa już na niego nie patrzyła, a jej dłoń zaciśnięta ciasno na kubku świadczyła o tym, że skupiła się teraz na czymś zupełnie innym. Zresztą, przyszli tu we trójkę (lub czwórkę, jeśli liczyć kruka), czyż nie? Nie wypadało zajmować się dopowiadaniem tego rodzaju niedopowiedzeń, gdy było się w towarzystwie.
Po chwili namysłu uniosła w górę kubek, gdy Dandre uzupełnił dla niej ponownie. Kilka sekund później oderwała też swoje ciemne spojrzenie od blatu stołu, spoglądając na Shirana, gdy wypowiadał toast. Jednym haustem połknęła zawartość naczynia, odstawiając go potem ze stuknięciem. Nawet się nie skrzywiła.
- Szukam trumny od lat i jakoś nie mogę znaleźć - mruknęła za to. Oparła się wygodnie na krześle, zakładając nogę na nogę i odwzajemniając spojrzenie siedzącego przy barze drwala. Przez chwilę się na siebie patrzyli, zanim mężczyzna odwrócił wzrok. Nellrien wygrała. Nie znaczyło to jednak, że uwolniła ich wszystkich od zainteresowania, jakie okazywać im będzie od teraz cała osada. Wyglądało na to, że czekała ich sława, przez Biriana tak upragniona, przez pozostałych... może również, a może niekoniecznie.
- Byle nie uderzać kubkami o siebie. Z każdym dźwiękiem ulatuje jedna dusza marynarza - rzuciła niezobowiązująco i zakręciła własnym na denku. Przez chwilę milczała, zanim odezwała się ponownie. - Kiedyś więcej toastów się wznosiło. Kiedyś też... wszystko wyglądało inaczej. Dawniej, jak nie pływałam na Starej Suce. Byłam pierwszą oficer na statku najemniczym, nazywał się Bazyliszek. Ochranialiśmy statki kupieckie przed atakami piratów, przewoziliśmy bogatych z kontynentu na wyspy i z powrotem... to były dobre czasy. Dobre życie.
W jej oczach błysnęła nostalgia. W zamyśleniu nie zwracała nawet uwagi na Autha, który stroszył pióra na środku stołu, bezskutecznie usiłując zwrócić na siebie jej uwagę, by jeszcze trochę podrapała go pod dziobem. Demon, nie demon, też doceniał drobne przyjemności. Te jednak nie były mu w tej chwili dane, Maver dalej bawiła się swoim chwilowo pustym kubkiem.
- Wy spędziliście całe życia na lądzie? Dziwię się, że nie rzygaliście jak koty przez burtę. Może dlatego, że morze było spokojne.
- Przepraszam, ale czy ten... ptak... mógłby nie siedzieć na stole? Co by nie mówić, jednak na nim stawia się posiłki
- wtrącił się karczmarz głośno, nie wysilając się nawet, by wyjść zza kontuaru. Rudowłosa uniosła na niego lodowate spojrzenie.
- Nie - odparła krótko.
- To tylko dla dobrego samopoczucia klientów, droga pani. Odchody dzikich zwierząt...
- Nie
- powtórzyła chłodno, unosząc brwi. - Nie jest dziki.
Odchody! Jakbym był jakimś prymitywem! Ph, ludzie. Srają pod siebie przez pierwsze trzy lata życia, a potem tacy niby mądrzy, oburzył się Auth.
- No wiesz? Ja cię bronię, a ty tak generalizujesz - mruknęła do niego Nellrien.
Wybacz. Ty na pewno srałaś pod siebie krócej.
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Nie wiem czym zasłużyłam sobie na to, żebyś był dla mnie taki miły dzisiaj - sięgnęła po butelkę i uzupełniła wszystkie trzy kieliszki. - Szczerze mówiąc, wcale nie mam ochoty iść dziś do Barbano. On pewnie tego oczekuje. Że podniesiemy się, otrzepiemy z kurzu i przyjdziemy się zameldować. Może by go popierdolić dziś, hm? - odstawiła butelkę. - Jego, i wszystkich, którzy będą od nas czegoś chcieć. Mam dość wszystkich, którzy ode mnie czegoś chcą.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

9
POST POSTACI
Shiran
Siedzieliśmy tak sobie w najlepsze, popijając alkohol. Coś cudownego, panie i panowie. Taka odmiana, czy tam odskocznia, jak powiedziałby Pajac, od siepania na lewo i prawo. Tyle tylko, że siepaliśmy tak z 8 miesięcy temu? Szmat czasu. I widać panią kapitan chyba to bolało, bo nie umiałem inaczej wytłumaczyć jej ponurego nastroju.
No dobra, pozostawała jeszcze dołująca wizja utraty statku, który najprawdopodobniej był jednym okruchem wolności, przy magicznym kontrakcie z Barbano. Tak czy inaczej przejebane, bo siedziało to w głowie, no i po trosze na papierze. Magiem umysłu nie byłem, psycholog też ze mnie marny, a świata niestety nie zbawię. Odczuwałem jednak silną potrzebę poprawy nastroju Nellrien. Chore te uczucia. Nie miałem zamiaru się im poddawać.
- Ja tu o zbijaniu, a ta o szukaniu - odparłem na jej słowa o poszukiwaniach trumny. - Masz alkohol, masz morze, masz doborowo wkurwiające towarzystwo... Dlaczego by nie przestać biadolić i nie spróbować się cieszyć z tego co jest i po prostu... Żyć chwilą? - Nie wiem czy dobrze ująłem to co miałem w głowie. I nawet jeśli się na mnie wścieknie, to trudno. Niech ogarnie mordę, a nie będzie smęcić przez resztę życia, albo do momentu pozbycia się tego jebanego cyrografu, czy co ona tam podpisywała.
Zerknąłem w kierunku drwala przy barze. Całkowicie inny niż ja. Inny typ budowy ciała, człowiek zajmujący się ciężką pracą, a nie bieganiem z nożem i praniem brudnych mord za jeszcze brudniejsze pieniądze. Cóż... Pewnie więc to miała na myśli, mówiąc mi kiedyś w kajucie o mężczyźnie doskonałym, którym Talon z pewnością nie był (czy jak tam ten knypek miał na imię). Uśmiechnąłem się więc tylko lekko, jakby na wspomnienie nocy w kabinie kapitańskiej, a tak naprawdę śmiałem się z gościa, który nie wytrzymał spojrzenia pani kapitan.

- Tego o marynarzach nie znałem - powiedziałem, zaglądając w swój kubek. - Ochrona statków kupieckich... - zamyśliłem się. - Miłe, acz patrząc jak nas wszystkich łupią, mało szlachetne. Oczywiście nie mówię tutaj o takim Olo, czy innym barmanie prowadzącym swój biznes. Mam na myśli prężnie rozwijające się handlowe giganty, które manipulują cenami i niejednokrotnie są w zmowach. Oj, takich to można byłoby okradać. Co myście powiedzieli na takie prawdziwie pirackie życie? Ograbiać takie wielkie molochy, a potem przypływać do nabrzeżnych wsi i rozdawać większą część tego co pozyskaliśmy? - zapytałem, ciekawy w sumie opinii towarzyszy. Co jak co, ale takie życie wydawało się naprawdę przyjemne.
- Tak, stanowczo byłaby to miła odskocznia od lądowego życia, odpowiadając na Twoje pytanie, pani kapitan - puściłem oczko do Nellrien, licząc na to że doceni tą jakże wątpliwą jeszcze grę pozorów i stanowisk. - I może morze było może spokojne, ale nie mam w zwyczaju zarzygiwać wszystkiego dookoła od paru bujnięć - Jakoś tak od razu mi się humor poprawił. Mimo tego, że rudowłosa była w istocie inna poza kajutą i bez alkoholu, nie przeszkadzało mi to aż tak mocno, jak prorokowała. Nawet jeśli określała się jako wredną  sukę...
- A Ty panie Grajek? - Spodobało mi się takie panowanie. - Całe życie spędzone na obracaniu pań? - zapytałem, ciągnąć dalej rozmowę.

Nasze przyziemnie pogawędki przerwał jednak paskudnie karczmarz Olo. Chciał by Auth zfrunął ze stołu.
- Powodzenia- mruknąłem tylko do niego. Dyskusję, jeśli mogłem tak nazwać dawanie innym rozkazów, podjęła jednak Nellrien.
- Ktoś tu polubił wrednego ptaszora? - uśmiechnąłem się lekko na jej dobre serduszko. - Niech Cię nie zmyli jego przyjazne podejście. Każdego tak bierze... - uśmiechnąłem się lekko, wyciągając rękę i miziając go pod dziobem. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli ptaszysko było wredne, przyzwyczaiłem się do niego. Nawet chyba polubiłem. No i jakby nie patrzeć - czasem ratował mi dupę.

Gdy Nellrien zaproponowała by pozostać w barze, odprężyłem się trochę. Nie musiała mnie dłużej namawiać.
- Na moje, to jebać go - mruknąłem. - Jak sami zauważyliście. Należy nam się to, kurwa, i tyle w temacie. Dzień obsuwy nic nie zmieni po tych 8 miesiącach. Więc przyłączam się w planach pierdolenia wszystkiego - mrugnąłem okiem do pani kapitan, tak by tylko ona to widziała. - Dzisiaj chlejemy! Olo! Strawa dla bohaterów na koszt Barbano! - zakrzyknąłem, naśladując ton barda. - Nasza droga pani kapitan? Zechciałaby pani, jak za starych dobrych czasów wznieść kolejny toast? - zapytałem, wręcz szarmancko.

Karczma "Zły kot"

10
POST POSTACI
Dandre
Birian zerknął na Shirana, uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- Trzeba było pić wolniej! Mrugnąłem i nie zauważyłem, że już się rozprawiłeś ze swoim kielichem. Pokornie proszę o wybaczenie. – poruszył lekko dłonią, sprawiając, że trunek w kubku przyjemnie wirował. Patrzył na poruszający się alkohol, jednocześnie słuchając toastu, który fundował im słynny siepacz pierwszy.
- Wszyscy porządni ludzie już nie żyją. A więc chlust! Za trumny. – uniósł kubek w górę, po czym wlał sobie zawartość do gardła i skrzywił się lekko, nim z hukiem odstawił naczynie na stół. Jak już pić, to z pompą! Oni wszak nie z tych cichociemnych, co to wciskają się w najciemniejsze karczemne kąty i zakrywają płaszczami swoje kufle, jakby trzymali w nich płynne złoto.
- Na Bogów, i tak idą ci te poszukiwania zbyt dobrze! – zakrzyknął, zupełnie nic nie robiąc sobie z melancholijnego tonu kobiety.
Jak nie wciskasz się do gardzieli węża, to strzelasz do agresywnych kamieni. Postawiłbym sto gryfów na to, że to nasz drogi siepacz pierwszy będzie próbował się wcisnąć w co tylko się da, a tu proszę. Jeszcze więcej złota bym przez was, bestie, przegrał. – cmoknął z niezadowoleniem. Nie zważał na skierowane w ich stronę spojrzenia, z lekkim ubawieniem jeno obserwując pojedynek pani kapitan i drwala siedzącego pod szynkiem. Wielki chłop nie miał szans w starciu z chłodnym wejrzeniem pani Maver. Sam bard musiał przyznać, że kobieta potrafiła być… Niepokojąca.


Nie żeby jakieś niepokoje miałyby mu przeszkodzić w spędzeniu przyjemnego wieczoru. Wszyscy na to zasługiwali.
- Intrygujące – przekrzywił lekko głowę, gdy Nellrien wspomniała o jakimś morskim przesądzie. Nie ma to jak odrobina folkloru! – Strach pomyśleć, ile dusz tracimy każdego dnia przez chłopskie popijawy. – pstryknął kilka razy w kubek. Czuł, że ciągnie go do instrumentu. Ostatnio zdecydowanie zbyt często sięgał do miecza.
- Mówisz, jakby były to czasy zamierzchłe i na zawsze już minione. W to zaś nie wierzę ani przez chwilę. Nie życzę ci, raczej, powrotu do roli pierwszego oficera, ale nie winnaś tracić nadziei na lepsze dni. Ta tragiczna farsa z Barbano to tylko moment, wszystko w końcu przemija. Jesteśmy jak liście na wietrze, nie możemy tkwić długo w tym samym miejscu. Zawsze nadchodzi kolejny powiew, gotów wywrócić cały nasz świat do góry nogami, czyż nie? – uniósł lekko brew – Może dla ciebie to pewien kawaler z ciemnym ptakiem i brzytewką u pasa? – uśmiechnął się, po czym odchylił głowę w tył i począł kontemplować sufit.
Machnął ręką, słysząc pirackie wywody Shirana.
- Jebać. – stwierdził – Jedno nie jest ani trochę lepsze od drugiego. Nie zrabujesz bez przelewania krwi, a mordować będziesz nie spasionych kupców, a ludzi, którzy dzięki nim zarabiają na chleb. Tłumacz później smutnym sierotkom, że ich tatuś został wybebeszony, żeby inny smutny chłopczyk i jego mamusia dostali ładny rubin, który należy im się, bo pewien gruby pan jest zbyt bogaty. – pokręcił głową, powoli dając spokój sufitowi.
- Sam pochodzę z kupieckiej rodziny. Nie powiedziałbym, że na kontynencie sytuacja jest tak zła, jak sugerujesz... Ale chuj wie, co z wyspami. Ten cały Syndykat wydaje się odstręczający. Może pani kapitan podzieli się ze swoimi pionkami jakimiś przemyśleniami na ten temat?


Dandre zmrużył lekko prawe oko i spojrzał na Shirana. Rozluźniony wcześniej bard, który niemal rozpływał się na krześle, siedząc na nim w jakiś niestworzony, acz pozornie komfortowy sposób, spiął się momentalnie.
- Prawie. – rzekł cicho. Odchrząknął, wstrząsając głową tak, że włosy spłynęły mu na twarz. Fizycznie niemal odpychał od siebie nieprzyjemne wspomnienia. – Z małymi odskoczniami. – uśmiechnął się lekko, patrząc z utęsknieniem w stronę butelki.
Dzięki krótkiemu spięciu kapitan z właścicielem karczmy dane było mu nie ciągnąć tematu.


Ludzie? – uniósł brew bard, słysząc słowa ptaka – Wychodziłem z założenia, żeś niefortunnym kompanem Shirana, któremu dostało się jakową klątwą, ale widzę, że muszę zrewidować moją tezę. – pochylił się nad stołem i oparł brodę na dłoniach, schodząc mniej więcej na poziom kruczych oczu.
- Czym jesteś, Auth?


W chwilę później wyprostował się i klasnął głośno.
- Wspaniale! Tak jak specjalnie mi się nie uśmiecha wchodzenie w zażyłe relacje z brodatym krasnalem, to muszę przyznać, że ja nie mam ochoty. Otrzepywać się i chodzić, gdzie chcą, bym chodził. Ja to pierdolę. Jestem w nastroju,
niemeldowalnym.

Obrócił się w stronę karczmarza.
- Oraz jeszcze jedną buteleczkę tego cudnego trunku! – krzyknął, zaraz po półelfie.
- Dziś jest nasz dzień. Nikogo innego. Zasłużyliśmy. – chwycił kielich w dłoń i spojrzał wyczekująco na Nellrien, lekko się do niej uśmiechając. Toast sam się nie wzniesie.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

11
POST BARDA
Nellrien uśmiechnęła się krzywo.
- Żyć chwilą? Jestem podporządkowana jebanemu Barbano do usranej śmierci, z czego tu czerpać radość? To znaczy, podporządkowana, aż nie spłacę długu. Wygodnie będzie mu w nieskończoność zakładać, że jeszcze nie spłaciłam - stwierdziła.
Jakiego długu?
Auth zadał pytanie, na które odpowiedź chcieli poznać chyba wszyscy. We trzech wpatrywali się w nią wyczekująco, ale dłuższą chwilę zajęło jej udzielenie odpowiedzi. Wpatrywała się w powierzchnię płynu w swoim kubku, jakby szukała na niej właściwych słów.
- Kilka lat temu, gdy płynęliśmy do Urk-hun, nasz statek został zaatakowany. Wzięli mnie za elfa i... - zamilkła na moment, by w końcu westchnąć i cicho kontynuować. - Wzięli w niewolę. Tylko kto chciałby kupić ludzką kobietę, którą z elfem łączy tylko tyle, że jest chuda i żylasta? Okazuje się, że nikt. Przynajmniej w Urk-hun. Nie wiem, ile miesięcy przesiedziałam u tego goblina, w każdym razie... trafił się Barbano. Zaoferował układ. Nie mogłam odmówić. Pozyskał mnie z ramienia Syndykatu i uwolnił, musiałam tylko... zgodzić się na kontrakt. Wtedy nie wydawało się to takie złe, miałam dostać własny statek, załogę. Myślałam, że złapałam Sulona za nogi. W końcu ile mogło trwać spłacanie długu?
Parsknęła suchym śmiechem, nie czując potrzeby, by odpowiedzieć na zadane przez siebie pytanie. Jednym dużym łykiem wypiła zawartość kubka. Nawet Auth nie skomentował, w nagłym przypływie empatii dochodząc chyba do wniosku, że wyjątkowo to nie czas ani miejsce na jego docinki. Nie ruszył się z miejsca, wpatrując się w Nellrien swoimi czarnymi ślepiami.
- Szczerze, to liczyłam na to, że w końcu padnę. Przy wężu, albo przy tym kamiennym chujstwie na polanie. Nie wyszło. A teraz... - rozejrzała się po pachnącej nowością karczmie i machnęła dłonią niedbale. - Cóż, w nowiutkim, idyllicznym miasteczku mniej będzie ku temu okazji. Może w końcu uda mi się zapić. Barbano powiedział mi kiedyś, że nie ucieknę spod tego kontraktu, nieważne jak będę próbować. To by się, kurwa, zdziwił. A Syndykat? Organizacja jak organizacja. Nie lubię ich, ale mogę nie być obiektywna. Złota mają od zajebania, to na pewno.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy Dandre postanowił pobawić się w swatkę i zasugerować Shirana jako rozwiązanie dla poprawienia jakości jej życia, ale nie uniosła wzroku znad blatu stołu. Do Kota weszła właśnie grupa osadników, od razu obrzucając ich zaciekawionym spojrzeniem. Młoda kobieta o oliwkowej cerze i włosach zaplecionych w warkoczyki uśmiechnęła się do Biriana zachęcająco, zanim usiadła ze swoją grupą przy sąsiednim stole.
- Myślę, że na was obu czekają tu piękne panny, gotowe rzucić się w ramiona wybawicielom Kattok. Bohaterom, którzy dokonali niemożliwego. Niech się kawaler z ciemnym ptakiem zajmie kimś, kto nie ma spierdolonego życia.
Choć starała się żartować, w jej głosie i słowach sporo było goryczy. Brak nadziei na jakąkolwiek poprawę własnego losu trochę tłumaczył jej charakter i kolczastą opończę, jaką się okrywała na co dzień. Z ulgą przyjęła zmianę tematu na prawdziwą naturę kruka.
Słysząc pytanie, Auth napuszył się dumnie, obracając głowę w kierunku Biriana.
Jestem bogiem. Bytem silniejszym, niż wszystko, co spotkałeś w całym swoim życiu. Istotą nieśmiertelną i niepokonaną. Jestem manifestacją mocy i potęgi. Drżyjcie przede mną, to może nie dosięgnie was mój gniew, jak już odzyskam swoją formę.
W oczach rudowłosej błysnęło rozbawienie i powątpiewanie, gdy uniosła pytający wzrok na półelfa. Nie wyglądała, jakby uwierzyła w te przechwałki.
- Driady mówiły o demonie - przypomniała. - Czy ty schwytałeś demona, Shiran? Zamknąłeś go jakoś... w ciele kruka?
Ten elf własnego pierda by nie schwytał, oburzył się Auth.
- Czy to nie jest niebezpieczne?
Jest! Co noc jestem na granicy wydłubania mu oczu.
Kapitan pokręciła głową trochę z niedowierzaniem, a trochę niepewnie, by popędzona przez Biriana dolać sobie alkoholu i unieść kubek w geście toastu. Zastanawiała się chwilę, podczas gdy od strony ich sąsiadów dobiegł głośny wybuch śmiechu. Poczekała, aż ucichnie, zanim znów się odezwała.
- Lubię was. Mówicie moim językiem - przyznała, a kąciki jej ust uniosły się nieco. - W porządku, namówiliście mnie. Jebać Barbano. Niech mu dupa wyłysieje.
Z tymi słowami, które najwyraźniej były także toastem, uniosła kubek i napiła się, zerkając potem w kierunku karczmarza, który uwijał się już, by donieść im wszystko, co zostało zamówione.
- Wypadałoby dziewczyny tu przyprowadzić. Młoda dochodzi do siebie, ale pijana Ara to coś, co chciałabym zobaczyć.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

12
POST POSTACI
Dr.Dre
Bard westchnął jeno, słysząc smętne słowa kapitan Starej Suki. Sam w życiu najbardziej cenił właśnie wolność, niezależność, to, zdawałoby się, niezbywalne prawo do pójścia, gdzie go oczy poniosą. Niezbywalne, oczywiście, dla tych, którzy mieli wystarczająco dużo szczęścia, by urodzić się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Cóż biedny chłop zrobiłby z taką wolnością? Wybrał miejsce do śmierci z głodu? Od ucieczki z domu młody Birian był zdany wyłącznie na siebie, zaznał więc głodu i biedy, ale dość prędko udało mu się odwrócić swój los. Jego umiejętności pozwoliły mu wywalczyć sobie tę namiastkę wolności i był za to niezmiernie wdzięczny, tak sobie, jak i Bogom, rezydującym gdzieś w niebiosach. Nawet gdy oferowano mu możliwość pozostania na szlachetnym dworze, grzecznie odmawiał i ruszał w dalszą wędrówkę, sensu życia doszukując się właśnie w drodze i ciągłym szukaniu nowych doświadczeń. Serce mu pękało, gdy wyobrażał sobie, co czuła siedząca przed nim kobieta. Zastanawiał się tylko… Jak mogli jej pomóc? Czy zabicie Barbano cokolwiek by zmieniło?
Potrząsnął głową, wystraszony własnej myśli. Czemu, na Bogów, tak łatwo było mu w ogóle gdybać na temat pozbawiania kogoś życia? Jak bardzo zniszczyło go Ujście?
Pewne pytanie samo cisnęło się na język, ale kruk go uprzedził. Dandre uważnie obserwował kobietę. Ledwo powstrzymał się od uderzenia w stół, gdy wspomniała o genezie swojego długu. Kolejna osoba, która cierpiała przez piekielną zarazę z południa.
- A to cholerne szelmy, pieprzone, zielone kupy szlamu... – warknął, błyskając zębami w grymasie złości i pogardy. Zacisnął dłoń na kubku tak, że aż mu kostki zbielały. – Przynoszą tylko cierpienie… Winno się ich zażynać, jak wściekłe zwierzęta. Za nic nie uwierzę, że wzięli cię za elfa. Chyba, że byli tak upodleni, że ledwo stali na nogach, co też by mnie wcale nie zdziwiło. Bydlęta! Ot, poczuli pieniądz… – pluł jadem, jak jeszcze nigdy dotąd, najwyraźniej zupełnie zapomniawszy, że jedną z najwyższych oficerek na pokładzie Starej Suki była półorczyca. Choć, kto wie, a nuż i ona była jeno owocem kolejnego gwałtu. Zamilkł na moment. Gapił się pusto we własny kielich. Wspominał młodzieńca, który wyruszył z nim i kilkoma innymi członkami ruchu oporu, by zasadzić się na transport zaopatrzenia do okupowanego miasta. Zasadzka się udała, zmasakrowali zielonych prawie bez strat…
Poza tym jednym chłopakiem, który zapewne nie zobaczył jeszcze swojej dwudziestej wiosny.
- Nie czuję nóg… Nie czuję nóg… - powtarzał w kółko, krztusząc się własną krwią. Trzęsącą się dłonią, szukał czegoś na ziemi. Półsiedział, wsparty plecami o koło wozu, wykrzywiony w bardzo nienaturalny sposób.. Jeden z orczych siepaczy zmasakrował mu kręgosłup swoją maczugą i odgryzł ucho, nim padł rażony bełtem. Dandre pamiętał, że chłopak nie płakał. Umierał zdziwiony.


Dopiero po chwili otrząsnął się i uśmiechnął do Nellrien.
- Nie zapominaj, że udało ci się pozyskać dla nich wyspę. Myślę, że nawet słynna kapitan Starej Suki, postrach siedmiu mórz może nie być warta tyle co całe połacie nowej ziemi. To ty przewodziłaś naszej wyprawie. Równie dobrze to ty mogłaś zdobyć ten kamień. Możliwe, że już niedługo obudzisz się… Wolna. – wydął lekko wargę, zmrużył oko i podrapał się po policzku.
- Istnieje też możliwość, że twoje sukcesy osadzą cię w roli niezbywalnego nabytku, osoby zbyt cennej, by wypuścić ją z uścisku. To byłby cios poniżej pasa, ale chuj wie, do czego są zdolni. – westchnął. Pani kapitan potrafiła go irytować, czasem nawet go przerażała, ale teraz zobaczył w niej kogoś bliskiego. Może to cierpienie zbliża ludzi najbardziej?
Zerknął w stronę drzwi, szybko obrzucając wzrokiem grupę osadników, która właśnie weszła do karczmy. Pochwycił spojrzenie pewnej panienki o oliwkowej cerze i odwzajemnił jej uśmiech. Przekrzywił nawet lekko głowę i puścił kobiecie oczko, nim wrócił myślami do dramatu Nellrien i miłosnego życia kawalera z ptakiem.
- Niech pani kapitan zamknie dziób, rzekłem! Niech popatrzy na naszego kawalera. Wybuchowy temperament, możnaby rzec; o g n i s t y. Wrażliwy, co skrywa ciętym językiem i oddalaniem się od tych, którzy mogą go naprawdę ugodzić. Rozmawia ze swoim zwierzęciem… Wybacz, Auth! Niektórzy powiedzieliby; szalony. Czyż nie brzmi on jak persona o spierdolonym życiu, ktoś, kto mógłby… Zrozumieć? – uniósł brew, po czym obalił swoją kolejkę. Szumiący w głowie alkohol pomagał mu odnaleźć się w roli swatki, chociaż trudno było powiedzieć, na ile był w swych staraniach szczery, a na ile kąśliwie sobie żartował. Choć, gdy patrzył na Shirana, w jego spojrzeniu kryła się życzliwość.


Z sykiem wypuścił powietrze, wzdrygnąwszy się nieco po kolejnej porcji trunku. Nieco zamglonym wzrokiem patrzył na napuszonego Autha i począł chichotać gdzieś w połowie jego wywodu. Gdy kruk skończył, podśmiechujący się Birian pstryknął go w dziób.
- Urocze. – w ramach próby pojednania, spróbował podrapać Autha pod dziobem. Zaraz po tym Dandre wypchnął w przód pierś i uniósł dumnie głowę. – Niestety, drogi kruku, mówisz do syna samej Krinn, błogosławionego pocałunkiem Osureli, sprzymierzonego zbrojnym ramieniem i przelaną krwią z szalonym Sakirem. Bóstwo wyczuję na kilometr. – pochylił się nad chowańcem i zaciągnął się głośno powietrzem, prawie wciągając jedno z piór.
Powrócił do dumnie wyprostowanej pozycji, a włosy spłynęły mu chaotycznie na twarz.
- Nie jesteś jednym z nas. – orzekł z westchnieniem, osuwając się smutno po krześle.
Krótka wymiana zdań Autha z kapitan sprawiła, że zaśmiał się cicho. Polał sobie jeszcze trochę.
- Aj, aj! Za gołodupca!


Na Bogów i wszystkie świętości, nie wiem, czy jesteśmy gotowi na pijaną Arę. Nie wiem, czy ta osada jest na nią gotowa – zachichotał. – Ale… Myślę, że powinny zostać. Neela nie wyglądała dobrze.
Obrazek

Karczma "Zły kot"

13
POST POSTACI
Shiran
Krzywy uśmiech Nellrien był naprawdę smutny. I mówię to ja. Wiedziałem co nieco o jej problemach, dzięki spotkaniu w namiocie, ale nie drążyłem zbyt mocno, nie chcąc nadwyrężać jej cierpliwości i ograniczonego zaufania. Wiedziałem jednak coś, z czego ona nie zdawała sobie jeszcze pojęcia... Miałem w planach nieco obejść temat, zostawić go, by nie frasować nam teraz łbów podczas picia, ale Auth, jak to ciekawski kruk, zadał to jakże niewygodne pytanie.
Oparłem wygodnie brodę o splecione ręce. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie czekałem z niecierpliwością na odpowiedź, zastanawiając się co było powodem wdepnięcia w tak olbrzymie gówno.

Słuchając opowieści, można było wywnioskować tylko jedno. Ze słowa na słowo było gorzej. Urk-hun, wielkie polowanie na elfy, niewola. Traktowali ją tam jak zwykłego śmiecia, niewolnicę, pewnie nie raz sobie na niej używając. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze, a uczucia jakie pojawiły się we mnie, ograniczały się chyba tylko do czystej nienawiści wobec zielonych imbecyli i współczucia wobec samej Nellrien. Oczywiście nic nie okazywałem, lekko mrużąc tylko oczy, walcząc z sobą, by nie rozpętać jakieś bitki z pierwszym lepszym srakowatym orkiem. Nawet jeśli byłby dwa razy większy ode mnie. Chociaż doskonale wiem, że to mógłby być zły pomysł, chociażby dla samego karczmarza, którego przybytek mógłbym niechcący puścić z dymem.
Naprawdę nie umiałem sobie wyobrazić co czuła Rudowłosa. Ale... jednocześnie tłumaczyło to wiele. Zarówno wściekłość na żarty o łóżku, czy nawet jej reakcję na moją dłoń, pod pokładem, na Suce. Myśląc o tym wszystkim czułem, jak oczy zaczynają lekko zachodzić mi mgłą, a wewnętrzny ogień rozpala się na nowo, spalając mnie od środka. Podobne uczucie miałem już podczas zaćmienia, ale teraz było to w o wiele mniejszym natężeniu.
Tym razem umiałem to kontrolować.
Odetchnąłem głęboko, próbując nie myśleć o morderstwie, jakie miałem chęć popełnić. Jeśli ktoś się nie domyślił, chodziło mi o Barbano, oczywiście.
Współczucia nie okazywałem. Nellrien nie była z tych, którzy oczekują poklepywania po plecach i użalania się. Mimo, że wyraźnie miała ku temu skłonności, na pewno nie tolerowała tego u innych. Ciekawym zaskoczeniem był nasz Pisarzyk, który odpalił się z tyradą, równie mocno zaślepiony negatywnymi uczuciami, co pani kapitan. Słysząc jakich wiązanek używa i z jaką powagą i dokładnością szlifuje każde swoje słowo, niczym sztylet, byłem prawie że przekonany, że on również był po przeżyciach z naszymi zielonymi kolegami. Jebał ich wszystkich pies. Orków się znaczy. Chociaż szkoda psów...

Cisza jaka zapadła była do przewidzenia, przerwana chwilę później suchym i wymuszonym śmiechem Nellrien. Nie czekając na nas, przechyliła swój kubek, a ja zaraz za nią, odczuwając niezręczność całej sytuacji. Stanowczo alkohol był tutaj odpowiednim rozwiązaniem.
Płyn rozlał się ponownie ciepłą falą po moim organizmie, sprawiając że sprawy ciążące na co dzień, powoli przestawały mieć znaczenie. Kolejny punkt dla pani kapitan i jej fochów za docinki na tle alkoholizmu.
- Szło Ci całkiem dobrze - skomentowałem jej wyczyny - Jeden Cię prawie zeżarł, a drugi sprawił że poczułem, chyba po raz pierwszy, jak pachną kwiatki od spodu - Uśmiechnąłem się lekko, starając się wyluzować napięte plecy. Nieświadomie chyba napiąłem się podczas tych niemożebnie zasmucających historii. Niesamowite jak wiele szczęścia może mieć pół-elf podróżujący samotnie po wyspach.
- No i jakby nie patrzeć, Pisarzyna też ma mnóstwo racji, co niechętnie przyznaję... Bez Twojego dowództwa, pewnie byśmy tak daleko nie zabrnęli - Chwyciłem kubek i zacząłem obracać w obu dłoniach. Przejebana sytuacja.
Zastanawiałem się czy powinienem dawać Nellrien nadzieję. Informacje jakie zdobyłem od Autha, wydawałyby się dawać nową perspektywę, okupioną niestety sporym ryzykiem. Czy było to rozsądne? Czy ja byłem rozsądny?
Bard chyba miał swoje zdanie na ten temat. Pani Kapitan również.
Klasyczna zgrywanie ofiary i umartwianie się nad sobą, przez gadkę o pięknych pannach i wybawicielach Kattok, był chyba już stałym zagraniem w jej repertuarze, prób zniechęcenia mnie do jakiegokolwiek flirtu. Nie wychodziło jej to za dobrze.
- Zawsze miałem wyborowy gust, jeśli chodzi o kobiety. Jak to się mówi? Wraki się przyciągają? - błysnąłem zębami w stronę Nellrien, w potwierdzeniu na słowa Barda. Całkowicie nie zainteresowany pannami i panami wchodzącymi do karczmy. Głupio to zabrzmi, ale to jej charczącego głosu miałem ochotę słuchać, a nie jakieś ptasiej nuty. Nie interesowały mnie żadne warkocze, czy inne oliwkowe skóry, bo miałem przed oczami białą, delikatną powłokę w hipnotyzujące wzory. I choć te być może kiedyś znikną, wiem że z takim samym utęsknieniem, będę przyglądać się również jej ciemnej, jasnej, czy jeszcze innej karnacji, opiewając ją tylko mi znanymi poematami w swoim łbie.
- Aczkolwiek za szalonego mógłbym się obrazić - żąchnąłem się. - Poza tym Kruszynka na Ciebie czeka i serduszko by jej pękło, jakby widziała Cię, jak się oglądasz za innymi. Wypada to tak, panie Figo-Fago? - Ciekawy byłem, czy między nimi szykowało się coś większego. Ech... Aż siebie nie poznaję. Ploteczki i plotunie. Co odrobina alkoholu robi z człowiekiem...

Sięgnąłem po butelkę i polałem towarzystwu kolejną kolejeczkę. Zaczynało mi się tu podobać. Mimo gwaru, powoli udzielała mi się atmosfera tego przybytku. Być może była to spora zasługa właśnie spożywanego alkoholu? Tak czy inaczej czułem, jak mój organizm się rozluźnia, a język rozplątuje. A ja sam? Cóż... Chyba można powiedzieć, że byłem skłonny mówić o wiele więcej rzeczy. Miałem nadzieję, że nikt nie będzie mieć zamiaru tego wykorzystywać. No chyba, że Nellrien...?

Póki co Auth zrobił piękne wyjście spod czapy, sprzedając im dokładnie taką samą bajeczkę, którą słyszałem już wcześniej. Widziałem w oczach zebranych wątpliwości i rozbawienie. Czułem się dokładnie tak samo, słysząc to po raz pierwszy.
- Pierda ciężko złapać. Ech, widać że edukacja leży. Prędzej złapałbymmm... - Zamyśliłem się, szukając inspiracji na suficie. - No nie wiem... Kolejną kolejkę na przykład! O! - uśmiechnąłem się chwytając za swój kubek.
- Tak czy inaczej, trochę prawdy, w tym co mówi, musi być - stanąłem po stronie kruka. - I na Twoim miejscu uważałbym ze słowami - powiedziałem do Grajka - Bo jestem pewien, że podczas jednej z bójek, jednego gościa nie ja rozszarpałem... A nikogo innego, poza Authem nie było - ostrzegłem, tylko nieco tajemniczo.
Chociaż akurat nie kłamałem. Mówię jakbym kłamał... Przecież nie mam tego w zwyczaju.
Tak czy inaczej, naprawdę była to dziwna sytuacja. Do dzisiaj też nie wiedziałem do czego jebaniec jest zdolny, a które z jego przechwałek to tylko puste słowa. Czy naprawdę igrałem z ogniem, o wiele bardziej niż wszystkim się wydawało?
- A czy niebezpiecznie? - Wróciłem do Nellrien, spoglądając jej w oczy. - Ludzie dziwnie reagują na bratanie się z demonami. Są też jakieś dziwaki, co się Sakirowcami nazywają. Zaraz bym spłonął na stosie... Dlatego... No nie chwalę się tym. Gdyby nie driady, pewnie musielibyście to ze mnie wyciągnąć jak byłbym moooocno spity. A do takiego stanu dzisiaj zamierzam się doprowadzić. Proszę więc bez niezręcznych pytań! - zaanonsowałem.

Wyprostowałem się zaraz za bardem, chyba nieświadomie naśladując jego ruchy. Pamiętam jak jedna taka ze wsi Świątnica mi opowiadała, że tak się okazuje sympatię względem jakieś osoby. Pierdolenie. Ale też chwilę później uśmiechnąłem się półgębkiem na słowa pani kapitan, dokładnie tak jak ona. Może i jednak było w tym trochę prawdy.
- No to postanowione! Niech mu dupa wyłysieje! - powtórzyłem, wlewając całą zawartość kubeczka w siebie. Bardzo przyjemne uczucie. Ciekaw byłem jak czują się pozostali. Co prawda mi jeszcze trochę brakowało do jakiegokolwiek blublania, ale świat zaczynał nabierać naprawdę przyjemnych barw.
Rozłożyłem się wygodniej na krześle, rozprostowując nogi i... chyba niechcący trafiłem na panią kapitan. Coś mnie podkusiło by nie podkulać kończyny, tylko zaczekać na jej reakcję. Zabierze nogę, czy nie? Miałem ochotę na trochę kontaktu fizycznego, nawet jeśli miałoby do niego dojść w tak niewiaścio-niewinny sposób. Prawie jak podlotek...
- A na moje to posłałbym jakiegoś posłańca. Neeli dobrze zrobi trochę tej naleweczki, a przynajmniej tak zawsze babcie mówiły. Rozkłada Cię? Wódki z pieprzem? Katar? No to cytrynówki. Mówię wam, działa jak złoto - Taki to ze mnie był znachor. - Do tego wizja pijanej i klnącej Ary? No i może pan Bard nie będzie się tak rozglądał za panienkami, co? - uśmiechnąłem się złośliwie.

Kątek oka widziałem Ola, który uwijał się ze złożonym zamówieniem. Elegancko, bo pierwszy posiłek po 8 miesiącach postu, zapowiadał się naprawdę kapitalnie. Więc... Teraz albo nigdy. Potem zresztą chyba nie będę w stanie powiedzieć tego w zwięzły sposób.
- To co? Po jeszcze jednej kolejce? - zapytałem, zacierając ręce, zbierając się do przekazania informacji. Podjąłem decyzję. Nie wiem czy była dobra, ale nie chciałem mieć żadnych tajemnic. Chciałem, by Nellrien była szczęśliwa, nawet jeśli plan ten miał niewielkie szanse na pomyślne zakończenie. Czy to ponownie wina alkoholu? Być może?
- A skoro już nie mamy przed sobą tajemnic... Może ta sprawa z tym kontraktem... - zacząłem ostrożnie. - ...to taka przejebana nie jest. Zasięgnąłem wiedzy magicznej. Znaczy z Authem gadałem, ale bez konkretnych szczegółów i gdybając! Tajemnic umiem dochować!- Zaznaczyłem, by nie było, że rozpowiadałem na lewo i prawo. - Zresztą teraz kruczka słyszycie, to nie będę czuł się jak debil. Może sam się wtrącać. W każdym razie... Mówił o tym, że przy każdym takim kontrakcie, musi być przedmiot, który jest rezerwuarem mocy podtrzymującej. Wystarczy namierzyć przedmiot, który był obecny podczas podpisywania, który mógł taką funkcję pełnić. Może nawet da radę go jakoś namierzyć, bo z tej magii to powinien się świecić jak psu jajca. No i potem oczywiście dupnąć ten przedmiot, a najlepiej od razu rozwalić. Wtedy kontrakt zostanie zerwany... - zakończyłem milknąć i patrząc po zebranych.
- Chciałeś pomóc, to śmiało - zachęciłem kruka.

Karczma "Zły kot"

14
POST BARDA
Nellrien, wciąż udając nieszczególnie poruszoną, wzruszyła nieznacznie ramionami.
- Może i wzięli za elfa, może i nie. Nie dopytywałam, bo jakie to miało znaczenie? Taka była ich wersja. Może chodziło o moje imię? Nie jest przecież ludzkie. Wkurwili się, jak zobaczyli okrągłe uszy - powiedziała, jeszcze przez chwilę wpatrując się w blat stołu. Mówienie o tym na pewno nie było dla niej łatwe, ale z jakiegoś powodu otwarcie się przed kimś, kto nie należał do jej załogi i z kim nie musiała współpracować na co dzień było prostsze, niż rozmawianie o prywatnych problemach ze swoimi ludźmi. Nic dziwnego, że wolała zapijać je w zaciszu własnej kajuty, trzeźwiejąc tylko wtedy, gdy naprawdę musiała.
- Raczej to drugie - odpowiedziała ponuro na przypuszczenia Biriana. - Znając Barbano, będę dla niego teraz zbyt cenna, by tak po prostu się mnie pozbył. Nawet bez statku znajdzie dla mnie jakieś zajęcie.
Rozmazała palcem kroplę trunku, jaka skapnęła bardowi z butelki pomiędzy nimi. Płyn wsiąknął w szczeliny w drewnianym stole.
- Lubiłam ten statek. Lubiłam to, jak światło wpadało wieczorami do mojej kajuty, w szczególności gdy płynęliśmy na północny wschód. Lubiłam kolor relingów i skrzypiące drzwi ładowni - uśmiechnęła się lekko, w sposób, jakiego chyba jeszcze u niej nie widzieli. Czym była ta zaskakująca emocja w jej głosie? Czułością? Kto by się spodziewał, że Nellrien Maver jest do niej zdolna?
Tak czy inaczej temat w końcu się zmienił, przechodząc w zachwalanie Shirana jako potencjalnego partnera dla rudowłosej. Roześmiała się szczerze, słuchając argumentów i zmierzyła półelfa spojrzeniem, jakby oceniała czy te pochwały faktycznie zgodne są z prawdą, a potem pokręciła głową z niedowierzaniem. Jeśli jednak którykolwiek z nich oczekiwał od niej jednoznacznej odpowiedzi, to znów się jej nie doczekał. Przeniosła wzrok na Biriana, mrużąc lekko oczy.
- Wszystko świetnie, ale jeszcze raz powiesz do mnie, że mam zamknąć dziób, to własnego więcej nie otworzysz - obiecała, ostrzegawczo wyciągając palec wskazujący w jego stronę. - I nie zaczarujesz Neeli swoimi poematami i piosenkami, które z jej tylko znanego powodu sprawiają, że jej oczy robią się irytująco maślane.
Trudno było traktować jej słowa poważnie, gdy przekomarzali się nad butelką alkoholu w coraz bardziej tłocznej karczmie. Mieszkańcy powoli schodzili się do Złego Kota, chcąc zobaczyć tych, których przebudzenia nikt się przecież nie spodziewał. Grupka za grupką wchodziły do tawerny, od razu obrzucając trójkę z krukiem zaciekawionym spojrzeniem, a czasem i mniej lub bardziej bezpośrednim uśmiechem. Gdyby chcieli, zapewne każde z nich znalazłoby dla siebie ciekawe towarzystwo na ten wieczór, a może i noc.
Ale nie każdy był szukaniem tego towarzystwa zainteresowany. Czując niespodziewany dotyk pod stołem, Nellrien odruchowo zabrała nogę... tylko po to, żeby za chwilę przesunąć ją z powrotem w poprzednie miejsce. Jej łydka oparła się o nogę Shirana lekko i choć kobieta nic nie powiedziała, to posłała półelfowi krótkie spojrzenie z ukosa, zanim skupiła się na obserwowaniu kruka i barda. Została już w tej pozycji, powoli obracając pusty kubeczek na denku, z nieznacznie uniesionymi w uśmiechu kącikami ust.
A Authowi wcale nie w smak było bycie drapanym pod dziobem przez Biriana, więc zamiast mu na to pozwolić, dziobnął go w dłoń pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, zostawiając może nie ranę, ale bolesne drapnięcie i zapewne w przyszłości niewielkiego krwiaka.
Łapy przy sobie, bo cię rozszarpię tak, jak tego, o którym elf opowiada.
Przeszedł po stole w kierunku Shirana i usiadł obok niego, z dala od pozostałej dwójki. Czas na pieszczoty właśnie się skończył.
Nellrien uważnie słuchała tego, co dotyczyło jej kontraktu, choć starała się zachować nonszalancką obojętność. Ta szybko minęła, w chwili, gdy tylko usłyszała o zniszczeniu rezerwuaru magicznego i tym samym zerwaniu kontraktu. Wyprostowała się natychmiast, poważniejąc. Nogę też zabrała, pozostawiając po dotyku wyraźny chłód. Zrobiła to jednak chyba wyłącznie z przejęcia.
- Mówisz poważnie? - spytała, pochylając się w stronę Shirana. - Wystarczy znaleźć ten zbiornik magii i go rozjebać? To by było... cholera, gdybym wiedziała co nim jest, ja...
Potarła skroń, milknąc na moment. Jej spojrzenie stało się nieobecne, gdy zastanawiała się co mogłoby tym rezerwuarem być. W końcu potrząsnęła głową.
- Nawet jeśli faktycznie tak jest, nie wiem, czy w ogóle zabrał to na wyspę. Wygodnie byłoby zostawić to w Taj'cah, żeby nie ryzykować. Tylko czy to by go w ogóle obchodziło? Skąd miałabym wiedzieć o tym, o czym mówisz, nie przejmowałby się tym, bo nie znam się na magii... - przeniosła wzrok na kruka. - Jaki to mógłby być przedmiot?
Nie wiem wszystkiego. Co ty sobie myślisz, kobieto? Każdy przedmiot. Kamień, figurka, biżuteria, broń, papier.
- Już skończyłeś być dla mnie miły? - parsknęła i odwróciła głowę do Shirana. - Po czym to rozpoznać? Czy to ma jakieś symbole? Czy widać, że jest magiczne? Czy ty... czujesz, kiedy masz styczność z czymś wypełnionym magią? Czy ja mogłabym poczuć?
Obrazek

Karczma "Zły kot"

15
POST POSTACI
Shiran
Jednoznacznej odpowiedzi na te nieporadne zaloty, przy lekko ułomnej pomocy barda, nikt nie oczekiwał - w końcu to była Nellrien. Miło jednak dla odmiany było zobaczyć jej uśmiech, a nie kolejne zwieszanie łba nad stołem i smętne snucie bajaczeń dotyczących tego co było i chwilowo nie wróci. Zresztą dość stanowczo zamknęła temat, grożąc palcem Pajacowi, który stwierdził, że świetnym pomysłem będzie pyskowanie do naszej driadziej pani kapitan. Cóż... Jak widać, nie tylko mi zaczęło dość mocno szumieć w głowie. Zabawna sprawa, że pijąc alkohol, zatracamy resztki zdrowego rozsądku i podejmujemy akcje, których później tylko możemy żałować... No chyba, że kończą się jakoś nieprzewidywalnie, nie zawsze po naszej myśli, acz zgodnie z naszymi intencjami (można tak w ogóle?). Wtedy to jest ciekawie... Kończy się na jakieś przygodzie w łóżku, praniu po pyskach, albo w ogóle czymś jeszcze bardziej interesującym. I w ogóle to zacząłem pierdolić od rzeczy.

Skupiając się jednak bardziej na tym co działo się przy stole, trzeba było oddać sprawiedliwość - Rudowłosa umiała pokąsać w odpowiednie miejsca.
- Młoda jest, życia nie zna. W bajki wierzy, a jakby nie patrzeć, ten tu oto osobnik całkiem nieźle je opowiada- uśmiechnąłem się lekko, opierając się wygodniej o krzesło i zaczynając bawić się swoimi dłońmi. Mam jakiś taki dziwny tik, że zawsze coś z nimi muszę robić. Głupie to, ale sprawia to że czuję się pewniej i jakoś tak... No po prostu lepiej. Pewnie jakieś kolejne skrzywienie z dzieciństwa. - Ach te romantycznie wyobrażenia, czekoladki i wiersze śpiewane na maleńkiej łajbie - Nawiązałem do naszego pierwszego spotkania. Wył wtedy niesamowicie.

I tak sobie czas leciał. Przekomarzaliśmy się wesoło, czując że buduje się między nami jakaś dziwna więź. A może tylko to moje wyobrażenia i jakieś ukryte motywy? Ciężko było stwierdzić. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że po prostu czułem się tu dobrze. Może ciut za tłoczno, ale mimo wszystko naprawdę bardzo przyjemnie. Uroku dodawały całe te nastoletnie podchody, które Nellrien zdecydowała się podjąć. Prawie jak rękawicę rzuconą pod stopy. Jej noga, początkowo wycofana, powróciła na poprzednie miejsce, dostarczając mi tej namiastki fizyczności, której gdzieś tam w środku potrzebowałem. Nie będę opisywać szybszego bicia serca, krwi płynącej po żyłach, czy jakichś innych dziwów. Ot, zapragnąłem więcej. Nie wiedziałem tylko jeszcze jak mogę to zrobić...
Póki co musiało mi wystarczyć, razem ze spojrzeniem z ukosa, na które pozwoliłem sobie bezczelnie odpowiedzieć mrugnięciem i zadowolonym z siebie uśmiechem.
- Wiesz co mówi takie jedno ludzkie powiedzenie, Auth? - zapytałem, słysząc groźbę skierowaną do Barda. - Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz. Trzeba być konsekwentnym i robić to co się mówi, co nie? - Wyszczerzyłem się przed kolejną częścią. - Czy to gdy się pcha do czyjegoś łóżka, czy nawet twierźi... - Chyba trochę mi się język zaczął plątać. Wypadało się poprawić - ... Twierdzi, że coś komuś nie przeszkadza, o! - Zerknąłem w kierunku Nellrien, wiedząc że będzie wiedziała do czego piję i że mówię o jej przeszłości i pozornym zjebaniu, o którym tak dużo mówiła, a którego osobiście prawie w ogóle nie dostrzegałem. Wymyśliła sobie straszaka na zalotników...

Cała idylla jednak zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Poruszyłem temat, który w pewien sposób miał być tajemnicą. Czas może nie najlepszy, ale nie mogłem tego więcej w sobie dusić... Zacząłem opowiadać, ale widziałem że cała ta obojętność była tylko pozorna. Jej oczy wydawały się wręcz błyszczeć, a nadzieja jakby ponownie zapełniła jej pusty rezerwuar.
- Taaaa - zacząłem ostrożnie, nieco przejęty zabraniem nogi. Nie wiedziałem dlaczego to zrobiła, ale miałem nadzieję że to tylko kwestia odruchu i ekscytacji, jaka się pojawiła. - Po kolejei... - zapowiedziałem, znów nieco bełkocząc, sam lekko się unosząc i chwytając butelkę z trunkiem. Z namaszczeniem uzupełniłem puste kubeczki, narzucając nieco szybsze tempo. Czułem się dalej dobrze. Całkiem trzeźwo. Tylko tyle, że więcej chciało mi się gadać i jakoś tak mniejsze opory miałem. Zresztą wiadomo o czym mówię - to ten taki stan, jak słyszysz, jak czasem język Ci się wykręci z złą stronę...
- Na moje to może być to wszędzie... Ale zostawianie tego bez nadzoru byłoby moim zdaniem zwyczajnym kretynizmem - Usiadłem z powrotem na krzesło, opierając policzek na dłoni. Przejechałem wzrokiem po obecnych, poczynając od barda, przechodząc przez Autha i zatrzymując się na bladym licu pani Kapitan. Oj, jak ona mnie kręciła!
- Czy na odpowiedni przedmiot zareaguję? Nie wiem... Może Auth będzie umiał. Albo Ara, tymi swoimi przeszukiwaniami, jak to robiła w dżungli... Tak czy inaczej, pewny jestem, że nie jest to niemożliwe. No i mamy sporą przewagę nad krasnalem, bo on jeszcze nie wie, że my wiemy i możemy to wykorzystać... Może wystarczy zrobić porządny rekonesans. Można też spalić całe miasto, co dla mnie w sumie nie byłoby wielkim... wielkim... czymś? - sapnąłem. - W każdym razie jest nadzieja... - spojrzałem smutno w stół.
- Moje kompetencje jednak kończą się na machaniem mieczem i podpalaniu dżungli - Wzięło mnie na chwilę szczerości. - Przepraszam, że mam tylko tyle - Poczułem się nagle winny. Jakbym zrobił błąd, że w ogóle dawałem nadzieję, która być może w ogóle nie istniała. Że wprowadzałem ją w stan, który być może zniszczył jej humor na resztę wieczoru.
Chwyciłem swój kubek i opróżniłem go, licząc na to, że przyjemne ciepło zakryje to beznadzieje uczucie, jakie mnie wypełniło. Liczyłem na to, że Auth może coś więcej powie
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”