Siedziba Montweisserów

91
Szlachcianka momentalnie odwróciła się w stronę staruszki, jakby czujnie była przygotowana na atak znikąd. Przyjrzała się jej uważnie, jakby podejrzewała kolejnego podstępu. Wciąż nie była pewna, czy wilkołak jest lub nie, narzędziem Montweissera. Chociaż nie sądziła, aby był na tyle głupi aby wysyłać za nią tak mało dyskretnego zabójcę, a sami zbrojni wydawali się kogoś szukać, na pewno nie jej, więc może właśnie wilkołaka. A jeśli tak, to jest to najwyraźniej zbieg okoliczności...miała taką nadzieję.

- Bardziej pozbawił dostępu do mojego ekwipunku. - wskazała palcem na wilkołaka wyraźnie wkurzona. Musiała odzyskać swoje rzeczy i zmyć się stąd, najlepiej unikając walki ze zwierzęciem. Nie miała zamiaru zgrywać bohaterki, nie dla tego miasta. Jednak z drugiej strony...zabicie go mogłoby otworzyć jej drogę do króla, nawet jeśli była siostrą żony jego brata. Teoretycznie nie uwięziłbym jej przecież tylko za to, że jest w mieście, a do tego pomogła zabić stwora zagrażającego miastu. Ale zapewne wiedział też o tym, że jest wspaniałą wojowniczką i blisko współpracuje z Jakubem. Otwartej wojny jednak jeszcze nie było, mogłaby się z nim po prostu spotkać i może przemówić mu do rozsądku? Szczególnie że miała te...zdolności? Teraz znała prawdę, wiedziała kim jest, chociaż wciąż nie do końca to akceptowała.

- Babciu, uciekaj stąd i zamknij się w domu. - szturchnęła ją ręką aby ją ocucić z zamyślenia. Na niej, lądujące ciało z hukiem nie robiło wrażenia, po prostu była do tego przyzwyczajona.

Aella nie wychodziła wilkołakowi na spotkanie, nie była też na tyle głupia aby wbiec mu w zasięg wzroku, postanowiła lawirować pomiędzy budynkami, zajść od tyłu karczmę aby jak najbardziej zminimalizować ryzyko spotkanie ze stworem. Ten zapewne zajmie się tymi, którzy uciekają w popłochu, pogoni za nimi, ona starała się nie wychylać, zaszyć w ciasnych uliczkach z dala od szalejącego tłumu. Wyczuliła się na drżenie budynków i dźwięki, aby wiedzieć czy wilkołak jej nie śledzi jakimś cudem, ale podążała w miarę szybko, aby dostać się od drugiej strony do karczmy i na górę, aby odzyskać swój sprzęt.

Siedziba Montweisserów

92
POST BARDA
Zapatrzona najpierw w trupa, później zaś w pokazanego jej wilkołaka starowinka była kompletnie oniemiała. Nie na co dzień oglądało się takie rzeczy, nawet w najbardziej plugawych i podejrzanych z zaułków miast Królewskiej prowincji. Coś jednak wyraźnie wisiało dzisiaj w powietrzu i nie było to wyłącznie nieprzerwanie trwające Zaćmienie, które wielu mieszkańców posłało tego dnia do łóżek z przyczyn zupełnie innych, niż tylko i wyłącznie zmęczenie.
- Niech Sakir ma nas w swojej opiece - wysapała, po czym rzuciła jeszcze w stronę Aelli przerażone, acz przejęte strapieniem spojrzenie, zanim instynkt wreszcie kazał jej rzeczywiście cofnąć się, podwinąć przeżutą przez mole spódnicę i czmychnąć między dalsze uliczki. Jej niezgrabne kroki były praktycznie niesłyszalne we wrzawie, jaka podniosła się zaraz po wyskoczeniu przez wilkołaka oknem.

Mimo ciężkich nóg i raz po raz, to wzmagającej się, to znowuż nieco przygasającej, acz wyczuwalnie palącej ją od środka gorączki, młoda Stedinger sprawnie przemieszczała się naprzód zacienionymi częściami uliczek. Wyglądało zresztą na to, że rozeźlona bestia była na ten moment dużo bardziej zainteresowana terroryzowaniem i polowaniem na łatwiejsze, głośniejsze i mocniej zwracające na siebie uwagę cele.
Odległe krzyki, piski i płacze, towarzyszyły jej przez praktycznie całą drogę powrotną do karczmy, której goście oraz właściciel kręcili się przed budynkiem, wpatrując w niego nerwowo.
- Aaah! - wydał z siebie karczmarz, usiłując zastąpić jej drogę. - Proszę się tam nie wchodzić, droga pani! Nie można! Coś zaatakowało strażników na piętrze! - poinformował, niepewnie zerkając w stronę kilku zbrojnych, którzy wciąż kręcili się przy schodach - zapewne ci, którzy zdążyli zbiec w trakcie jatki.
Foighidneach

Wróć do „Saran Dun”