Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

106
POST POSTACI
Vera Umberto
Koszta, jakie wymienił Gregor, nieco zwaliły ją z nóg. Ale czy mogła spodziewać się czegokolwiek innego? Nie dało się do końca podać ceny za życie czwórki ludzi, choć kilka mniej lub bardziej udanych rabunków było niewielką kwotą. Swoim ludziom będzie musiała zapłacić tak czy inaczej, tylko na statek i jej własną część nic nie wystarczy, ale cóż... Nie było to coś, z czym nie potrafiła żyć. Była na to gotowa od momentu, w którym wylądowała tutaj, w rezydencji Aspy, i zobaczyła ilu ludzi z innych załóg wzięło udział w akcji ratunkowej. Skinęła głową, bo było to coś, co w pełni rozumiała.
Nie pojmowała za to, dlaczego ma nie płacić jemu. Leobariusowi. Dlaczego twierdził, że nie jest nic winna załodze Białego Kruka. Zamiast rozglądać się po pięknej okolicy, na którą już się przez ostatnie dni napatrzyła, ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w drugiego kapitana, a jej palce bezwiednie krążyły po brzegu kubka z piwem.
- Nie spodziewałam się bezinteresownej pomocy - przyznała w końcu. - Ani od Aspy, ani od Uronga, ani od ciebie. Nie miałeś żadnych powodów, by to dla nas robić. Nie rozumiem.
Wśród piratów nie było sojuszy, a nawet jeśli, to były one tymczasowe i trwały do momentu, w którym przestawały być wygodne. Ten dla Leobariusa zdecydowanie wygodny nie był, a Umberto nie zrobiła niczego, by czuł się zobowiązany do skakania za nią w ogień, tudzież w ciemną toń.
- Nie rozumiem - powtórzyła.
Prościej byłoby wycenić pomoc Gregora tak, jak pozostałych kapitanów. Nie czułaby się wtedy z tym tak... dziwnie. Była mu z pewnością coś winna, tylko nie było to złoto i to było w tym chyba najgorsze. To był dług, którego nie potrafiła spłacić.
- Powiedz mi, czego oczekujesz w zamian w takim razie. Na dobrą sprawę poznaliśmy się lepiej miesiąc temu, a ryzykowałeś, na pewno poświęciłeś ludzi. Ciężko mi uwierzyć, że zrobiłeś to z troski o którekolwiek z nas. Nie... - westchnęła i wsparła głowę na ręce. - Nie rozumiem.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

107
POST BARDA
Aspa nie przepuścił jej ani zęba. Wliczył w opiekę wszystko, z czego rzeczywiście mogli korzystać. Rozmowę kapitanów przerwało pojawienie się Gustawy, która zaraz zaczęła uwijać się przy stołach i rozkładać na nich białe obrusy. Vera widziała je poraz pierwszy - najwyraźniej Leobarius, według swoich załogantów, wymagał specjalenego traktowania. Nikt nie powiedział biednej kobiecinie, że białe obrusy długo nie pozostaną białe, gdy będzie przy nich jeść zgraja piratów.

- Dziękuję pani. - Gregor odezwał się do Gustawy, gdy ta rozkładała obrus przed nimi. Musieli podnieść swoje kufle, by jej to umożliwić.

- Jak raz będziecie ładnie jeść! - Cieszyła się Everamka.

- Vero. - Leobarius tym razem zwrócił się do pani kapitan, gdy gosposia odeszła na pewien dystans. - Skłamałbym, gdybym powiedział, że byłem w takiej sytuacji, jak ty. Ale gdyby do tego doszło, chciałbym, by ktoś zrobił coś podobnego dla mnie. - Powiedział powoli, przenosząc wzrok z kwiatów na kobietę. - Moi ludzie byli szczęśliwi mogąc zaatakować marynarkę, a do tego przyczynić się do słusznej sprawy. Ci, którzy nie chcieli brać udziału, zostali na Harlen. - Wyjaśnił, by nie było wątpliwości. - Nie każdy musi się ze mną zgadzać. Zaakceptuję, jeśli uznasz mnie za lekkomyślnego.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

108
POST POSTACI
Vera Umberto
Parsknęła pozbawionym rozbawienia śmiechem, wpatrując się w Leobariusa z niedowierzaniem. To, co mówił, nie miało dla niej żadnego sensu. Traktowała go jako obleczonego w barwne piórka drania, który ukrywał swoje prawdziwe oblicze pod maską uprzejmości. Ale czy naprawdę było tak, jak twierdził? Że jego działania nie były niczym podszyte, że nie było w tym wszystkim żadnego drugiego dna? Vera żyła już za długo, żeby dać się na to nabrać, choć gdyby to była prawda, rozumiałaby, dlaczego - jak twierdził Corin po swojej krótkiej eskapadzie do Karlgardu i z powrotem na Białym Kruku - załoga poszłaby za nim w ogień.
- Ostatnim, co przyszłoby mi teraz do głowy, byłoby ocenianie ciebie, Gregor - odparła. - Tego, czy jesteś lekkomyślny, czy też nie. Cokolwiek sprawiło, że podjąłeś decyzję, żeby nam pomóc, nawet jeśli to lekkomyślność, dziękuję za nią w tej chwili bogom. Ale niczego nie oczekujesz w zamian? Niczego...
Chciała powiedzieć coś więcej, ale słowa jakoś zamarły jej w krtani. Nie potrafiła uwierzyć w bezinteresowność drugiego kapitana, choć bardzo, ale to bardzo chciała. To nie był przyjazny gest, jak przywiezienie komuś butelki ulubionego alkoholu z drugiego końca świata, czy zorganizowanie dla niego ogniska na plaży. To było coś dużo większego. Coś, za co zwykle trzeba było zapłacić koszt w wysokości trzech, a może czterech zrabowanych statków, albo odwdzięczyć się przysługą, która w jakiś sposób okaże się bolesnym ciosem dla załogi, albo dla dumy samej Umberto.
Chociaż... może faktycznie? Może Leobarius zorganizował ten ratunek tylko dlatego, że poczuł pewne bliżej nieokreślone zobowiązanie wobec kobiety, z którą raptem miesiąc temu przeszedł na stosunki koleżeńskie? Czy gdyby role się odwróciły, Vera też rzuciłaby się mu na pomoc? Kto by wtedy za nią poszedł? Nie miała siły przekonywania i ewidentnie nie potrafiła pociągnąć za sobą tłumów, co już niejednokrotnie udowadniała, nawet jeśli ci, którzy już pod nią służyli, byli oddani jej i Siódmej Siostrze bezgranicznie (w większości, naturalnie). Może siedzący przed nią, starszy od niej mężczyzna pomógł im dlatego, że tak nakazywał jego krzywy, bo piracki honor, a ona niepotrzebnie podejrzewała go o jakieś ukryte pobudki?
- ...Dziękuję tobie - powiedziała w końcu cicho, z trudem. Podziękowania, tak samo jak przeprosiny, zawsze dużo ją kosztowały. - Uratowałeś życie trzech moich ludzi... i moje własne. Gdyby nie ty, już dawno wisielibyśmy w Qerel.
Pokręciła głową, opuszczając wzrok na swój kubek. Słońce ładnie skrzyło się na spienionej powierzchni piwa. Napiła się i przetarła usta wierzchem dłoni.
- Co z Kompanią? - spytała. - Nasze plany odnośnie Karlgardu poszły się chyba jebać. Zostało Everam, ale centrali w Karlgardzie nie ruszymy.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

109
POST BARDA
W pierwszym momencie Leobarius wyglądał na wręcz urażonego, gdy Vera zaśmiała mu się w twarz. Czy dobre intencje były aż tak trudne do zrozumienia i zaakceptowania? Jako kobieta, która wychowała się w cywilizacji i wyższych sferach, musiała rozumieć, co oznaczał honor. Świat nie zapomniał o dobrych uczynkach, nawet wśród piratów.

- Jeśli zamierzasz wyrazić wdzięczność w złocie, nie będę podawał ci ceny. - Powiedział, czując, że właśnie tego Vera chce. - Możesz nie dawać, nic możesz wesprzeć nie mnie, ale moją załogę, jeśli takie jest twoje życzenie. - Skłonił lekko głowę. - Jeśli będę miał twoją wdzięczność, to wystarczy. Jeśli nie mogę liczyć na wdzięczność, cóż. Muszę się z tym pogodzić. - Uśmiechnął się lekko. Nie spodziewał się, by Vera zostawiła tę sprawę chociażby bez poczucia wdzięczności wobec niego i załogi Białego Kruka. - Bardzo nie chciałbym usłyszeć, że trafiłaś do Qerel, na stryczek. Zadbaj o siebie, kapitan Umberto, i o swoich ludzi. Żyj. - Poprosił. - Nie wystawiaj się więcej na tego typu niebezpieczeństwo. Z drugiej strony, czy nie jest ono wpisane w zawód? - Zastanowił się na głos. Upił kolejny łyk piwa i westchnął lekko. - Nie zawsze tak było, prawda? Nie zawsze wypatrywaliśmy kolejnych statków do złupienia, a wraz z nim, możliwej śmierci. Co się zaś Kompanii tyczy... - Leobarius zawahał się.

Sprawa Kompanii nie była łatwa i choć piraci mogli zgodnie nienawidzić drani, którzy stroili się w kupieckie piórka tylko po to, by zwalczać korsarstwo, trzeba było im przyznać, iż mieli zaplecze, przez które należało się ich bać.

- Jeśli poczekamy z Kompanią, urosną w siłę. Jeśli będziemy niszczyć mniejsze placówki, cóż... spowolnimy ich rozwój. Powinniśmy uderzyć w serce potwora, boję się jednak, że to niemożliwe. Co nam pozostaje, jeśli nie polowanie na ich statki? - Zastanowił się na głos.

Do stołu powoli zaczęli schodzić się inni piraci. Zaskoczeni obrusami, śmiali się między sobą. Jeden z piratów Leobariusa zerwał świeżo rozłożony materiał i związał go sobie pod brodą, tak, jakby miał białą pelerynę.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

110
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie patrz tak na mnie. Po prostu nie sądziłam, że mogę liczyć na bezinteresowną pomoc. Nie od kogoś, kogo poznałam na Harlen - wyjaśniła w końcu szczerze i po chwili milczenia uśmiechnęła się do Leobariusa lekko. - Jesteś... intrygującym człowiekiem, Gregor. Masz więcej, niż moją wdzięczność.
Zadbaj o siebie. Świetny pomysł. Jak wyglądało dbanie o siebie, kiedy prowadziła takie życie, jakie dla siebie wybrała? Z pewnością zakładało niepakowanie się w oczywistą pułapkę, zastawioną przez Kompanię Handlową Błogosławieństwa Ula. Zdawała sobie sprawę z tego, że być może mogła rozwiązać to inaczej, lepiej, ale nie wiedziała jak. Rezygnacja z uratowania Corina nie wchodziła w grę. I chociaż nie rozmawiała z nim o tym ani razu, odkąd wylądowali w rezydencji Aspy - właściwie nie wiedziała czemu, sądziła, że dostanie od niego opieprz jak tylko dojdzie do siebie - to była pewna, że podjęła dobrą decyzję. Teraz już mogła sobie na tę pewność pozwolić.
- Chyba nic. Możemy ewentualnie złupić magazyny w Everam - zaproponowała. - Ale polowanie na ich statki... i na statki marynarki... to też nie będzie tak prosta sprawa, jak napadanie na małe jednostki kupieckie.
Obróciła kubek wokół własnej osi i podniosła go, by się napić. Chłodne piwo przyjemnie orzeźwiało w tej temperaturze, choć nie był to trunek jej pierwszego wyboru.
- Słyszeli o Harlen. Uznałam, że chciałbyś to wiedzieć - wydęła usta z niezadowoleniem. - Przez szantę Mikka. Levant mi ją zacytował, a potem kazał zaznaczyć wyspę na mapie. Podałam mu niewłaściwą lokalizację, dostałam wpierdol, podałam drugą, też niewłaściwą. Ale wcześniej czy później trafi na kogoś, kto poda mu prawdziwą. Powinniśmy zabezpieczyć Harlen. Tylko... nie mam pojęcia jak.
Przesunęła opuszkami palców po dolnej wardze, którą Hector rozbił, gdy uderzył jej głową o swoje biurko. Wygoiła się już prawie całkowicie, a przynajmniej już tak nie bolała. Uniosła wzrok, gdy na posiłek zaczęli schodzić się pozostali. Wyglądało na to, że Trip wyrobił się z obiadem zaskakująco szybko. A obrusy, fakt, były absurdalne. Dopiero teraz przesunęła dłonią po białym materiale, zdobiącym ich stół. Leobarius pewnie był zadowolony, bo blat stołu w jego kajucie też był przykryty. Kto wie, może Gustawie brakowało prania od rana do nocy, więc postanowiła porozkładać je przed piratami.
Vera uniosła wzrok na siedzącego naprzeciw mężczyznę, przez chwilę tylko w milczeniu lustrując go spojrzeniem.
- W dwa statki bylibyśmy skuteczniejsi - powiedziała w końcu cicho. - W kontekście polowania na statki Kompanii i marynarki.
Jeśli był na Harlen ktoś, komu mogła zaufać i z kim mogłaby współpracować, najprędzej był to właśnie Leobarius. Na pewno bardziej się do tego nadawał, niż choćby Erinel, z którym do współpracy ostatecznie z wielu powodów nie doszło. Pytanie tylko, czy był on zainteresowany jej propozycją.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

111
POST BARDA
-Panowie. - Leobarius uniósł dłoń, by zwrócić na siebie uwagę. Nie musiał mówić nic więcej, pirat, który zrobił sobie z obrusu pelerynę nie tylko szybko ją zdjął, bez dalszego upominania, ale nawet rozłożył materiał z powrotem na stole. Nieco krzywo, jednak posłusznie, jakby wola Gregora była niepodważalna.

Kapitan na moment położył dłoń na kolanie Very.

- Nie wszyscy wybraliśmy sobie to życie, Vero. Ja, tak jak i ty, trafiłem tu, bo w danej chwili to była właściwa rzecz do zrobienia. - Zdradził. Kim był Gregor w poprzednim życiu? Czy miało to jakiekolwiek znaczenie? - Ale w tym świecie musimy ostrożnie stawiać kroki. Lepiej jest iść z kimś u boku. - Rzucał metaforami.

- Chłopcy! Pomóżcie nosić talerze! - Głos Gustawy przerwał chwilę ciszy, jaka między nimi zapadła, a piraci na nowo ruszyli się z miejsc. Gosposia potrafiła ustawić sobie piratów tak dobrze, jak kapitan.

- Wiedzą o Harlen... to bardzo, bardzo źle. Porozmawiam z Mikkiem na temat tego, co napisał i będzie chciał pisać. Lepiej unikać imion, miejsc. - Mówił, odchylając się znów w krześle. - Vero, bardzo mi przykro ze względu na nieprzyjemności, przez które musieliście przejść. Być może obrobienie magazynu w Everam będzie pewną zapłatą za te niedogodności. - Zastanowił się na głos. - Może zaczniemy od współpracy tu, w Everam? Zobaczymy, jak pójdzie. Dłuższy sojusz muszę przedyskutować z moimi oficerami i poddać głosowaniu. - Zaznaczył od razu. - Jednak jednorazowy skok, o tym mogę decydować sam. Co powiesz, Vero Umberto?

Gregor wyciągnął ku niej dłoń, gotowy ją uścisnąć.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

112
POST POSTACI
Vera Umberto
Była do Leobariusa nastawiona pozytywnie, ale nie do tego stopnia, by nawet w geście czystej sympatii mógł opierać dłoń o jej kolano. Miała swoją przestrzeń osobistą i nie lubiła, gdy ktoś próbował do niej wtargnąć, jak Olena ze swoim przytulaniem i teraz drugi kapitan. Jej uśmiech stopniał trochę, lecz mimo to powstrzymała się przed odsunięciem się; może i dobrze, bo zaraz zabrał rękę. Nie lubiła być dotykana w chwilach, w których ten dotyk nie miał najmniejszego sensu. Mógł to samo powiedzieć trzymając ręce przy sobie.
- Chętnie o tym kiedyś posłucham - odparła. W sumie chciałaby wiedzieć, kim był przedtem. Ile lat minęło, odkąd postanowił przejść na ciemną stronę prawa? Miał już swoje lata.
Skinęła głową. Zdecydowanie trzeba było porozmawiać z Mikkiem. Corin miał poruszyć temat tych szant z Leobariusem, ale Vera nie wiedziała, czy w końcu zdążył to zrobić. Wspaniale, że ich samozwańczy bard czuł się gwiazdą, która przyćmiewa wszystkie inne, ale to nie znaczyło, że wolno mu było absolutnie wszystko. Już nieważne były dla niej opowieści o ujeżdżaniu węży, o cyckach ciągnących do domu, czy co tam było w szancie o biednym oficerze; przez niego Harlen było zagrożone. Z drugiej strony, kto mógł spodziewać się, że ta pieśń zatoczy aż tak szerokie kręgi, by dotrzeć do Levanta, do Kompanii?
Uścisnęła wyciągniętą w jej stronę dłoń Gregora, a kąciki jej ust znów uniosły się w lekkim uśmiechu. A więc magazyny w Everam. Przynajmniej miała jakiś plan na najbliższe dni. Jak dobrze pójdzie, to, co w nich znajdą, będzie mogło częściowo spłacić dług, jaki w jej imieniu Leobarius zaciągnął u innych kapitanów. To był plan jak każdy inny, równie dobry, co złupienie statków, choć ten miał dodatkowy plus - cios zadany Kompanii. Według Aspy magazyny znajdowały się w głębi miasta, więc organizacja tego nie będzie tak prosta, jak spalenie czegoś w porcie, ale nad tym będą zastanawiać się już później. Na pewno nie dzisiaj i nie przez najbliższe dni. Załoganci chcieli wakacji, odpoczynku w sielankowych okolicznościach przyrody i sam Gregor też z pewnością chętnie z nich skorzysta, zwłaszcza, że ostatecznie to Umberto za to płaciła.
Napiła się znów i siadła prosto, czekając już na posiłek. Miała nadzieję, że ktoś zaniesie go Corinowi; zamierzała to sprawdzić, jak sama już zje i będzie mogła znów go odwiedzić, tak jak obiecała. Nie do końca rozumiała, dlaczego Labrus zmusza go do leżenia aż tak długo, skoro na Pegazie Yett szedł o własnych siłach i jakoś się nie rozpadł. Powolny spacer by mu chyba krzywdy nie zrobił, wręcz przeciwnie, leżał już jej zdaniem zbyt długo. Będzie musiała znaleźć lekarza i spróbować go przekonać do wypuszczenia pacjenta z lecznicy, choćby na pół godziny. Rozejrzała się, by sprawdzić, czy może przyszedł na obiad i mogła zaczepić go tutaj.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

113
POST BARDA
Leobarius nie wydawał się zauważyć jej niechęci do kontaktów. Jeśli nawet tak było, nie dał tego po sobie poznać. Jego dłoń była na jej kolanie tylko tak długo, jak potrzebował, by podkreślić swoje słowa, nie podsuwała się wyżej. Gregor był starszym panem, ale na tyle dobrze wychowanym, by nie przesadzać.

Uśmiechnął się do Very i pokiwał lekko głową. Jeśli chciała opowieści, mogła ją dostać.

- Kiedyś. - Zgodził się. - Ale nie dzisiaj. Dzisiaj mamy cieszyć się ze spotkania. - Uniósł kufel w toaście i upił kolejne parę łyków.

Wkrótce piraci zebrali się wokół stołu. Byli chyba wszyscy; niektórzy nie pomieścili się i trzeba było zorganizować kolejne blaty, przy których mogli jeść, nawet jeśli brakowało krzeseł, zamiast których użyto niepociętych jeszcze kłód i palików, sprowadzonych tu po to, by służyły za opał w zimniejsze wieczory.

Wkrótce zaczął się obiad. Zgromadzeni pili i jedli, choć przede wszystkim pili, dołączyli do nich kukowie, nawet Gustawa została zaproszona, choć posiedziała tylko chwilę, tłumacząc się obowiązkami. Wkrótce Gregor powstał ze swojego miejsca.

- Panowie i panie! - Zaczął, ale nim mówił dalej, przerwał mu wiwat. - Cieszę się, że możemy usiąść dzisiaj przy wspólnym stole. Wraz z kapitan Umberto ustaliliśmy kolejny krok. Będzie to atak na magazyny Kompanii. - Znów podniosła się wrzawa, piraci zadowoleni byli z takiego rozwoju sytuacji. - Być może ucieszy was fakt, że razem z kapitan Umberto...

Wrzask, który podniósł się w ogródku, nie pozwolił mu skończyć. Szybko okazało się, że załoganci nie wiwatują na cześć Very, która jako ostatnia była wspomniana, a wskazują sobie coś innego, coś za plecami kapitan Siódmej Siostry.

Wsparty ramienia Oleny, powoli zbliżał się do nich Corin. Na własnych nogach, choć stawianych tak ostrożnie, jakby były z waty, parł do przodu, by dołączyć do świętowania.

- Corin! Corin zmartwychwstał! - Darł się Osmar.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

114
POST POSTACI
Vera Umberto
Podjęcie decyzji odnośnie tego, co mieli robić dalej, zajęło jej trochę czasu, ale wystarczyła rozmowa z Leobariusem, by znaleźli wspólny cel. Potem, gdy już skończą z magazynami Kompanii, ruszą na morze, tak, jak wstępnie planowała z Osmarem, a gdzieś w międzyczasie wybiorą się na Harlen - teoretycznie po to, by odstawić tam Samaela, w praktyce jednak Vera liczyła na to, że Pogad da się przekonać i jakoś zniesie stałą obecność diabelstwa na pokładzie.
Tym razem nie czuła się źle z faktem, że to przemawiający Leobarius jest w centrum uwagi. Sama pochylona była nad swoim talerzem, z apetytem pochłaniając posiłek i raz po raz podnosząc kufel w geście toastu, gdy wymagały tego okoliczności. Pogodziła się już z tym, że nigdy nie będzie wywoływać podobnych wiwatów po samym podniesieniu się i przywitaniu słuchaczy. Bardzo chciałaby wiedzieć, co sprawiało, że Gregor i Corin tak działali na ludzi. Uprzejmość? Może była za mało uprzejma? Ale który z piratów doceniał akurat tę cechę charakteru? Tak czy inaczej teraz tylko wyprostowała się i uśmiechnęła, słysząc, jakie zadowolenie wywołała ich decyzja. Dobrze. Zadanie Kompanii ciosu, nawet jeśli w praktyce nieszczególnie silnego, było teraz czymś, co chcieli zrobić wszyscy. Stan Yetta był idealnym przykładem tego, do czego posuwają się niebieskie płaszcze i za co powinni sami zawisnąć, zamiast grozić stryczkiem korsarzom.
Dopiero kolejny okrzyk radości, wywołany przez coś za jej plecami, sprawił, że odstawiła kufel i obróciła się przez ramię... i dopiero wtedy jej usta też rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a spojrzenie rozjaśniło się. Corin! Właśnie o nim myślała! Wyglądało na to, że tą myślą go przywołała - podobało się jej to założenie, choć nie mogło mieć nic wspólnego z prawdą. Podniosła się z miejsca, rozglądając się za krzesłem dla niego.
- Znajdźcie mu coś do siedzenia! - poleciła tym, którzy znajdowali się najbliżej, jednocześnie przesuwając się tak, by zrobić mu miejsce u swojego boku, a gdy dostał swoje krzesło, pomogła mu na nim usiąść. Jeśli tego potrzebował, oczywiście. Olena wydawała sobie radzić całkiem nieźle z prowadzeniem go, a Vera nie chciała też robić z niego kaleki.
- Najwyższy czas - uśmiechnęła się do oficera. - Jeszcze trochę i zaczęłyby ci się odleżyny robić.
Pozwoliła mu cieszyć się uwagą zebranych, bo na Verę już zdążył się napatrzeć przez ostatnie dni. Załoganci Siostry, którzy dopiero przypłynęli, tak samo jak jego znajomi z innych statków, nie mieli jeszcze okazji go spotkać po rekonwalescencji. Ale dobrze było zobaczyć go gdzieś indziej, niż w szpitalnym łóżku. Miała wrażenie, że schudł, choć może tylko się jej wydawało.
- Jak się czujesz? - spytała, gdy wrzawa już ucichła i mogła zamienić z nim trzy słowa. - Cieszę się, że pozwolili ci już wstać. Właśnie planowałam iść wykłócać się z Labrusem o twoją wolność.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

115
POST BARDA
Jedzenie było takie, do jakiego Vera i jej piraci przywykli przez ostatnie dni - świeże owoce morza, miejscowe wino, sery i inne przysmaki morskiego, gorącego klimatu Everam. Dla piratów Leobariusa była to nowość, z którą chętnie zaznajamiali się, wręcz pełną gębą. Sam Gregor nie jadł wiele, ale nikt mu w talerz nie zaglądał.

- Tu, panie Yett! - Nieznany Verze z imienia pirat zwolnił krzesło, tylko po to, by podsunąć je do stołu obok Very i Gregora. Umberto mogła odsnieść wrażenie, że jej nikt nie ustąpiłby miejsca, chyba że jakiś szarmancki mężczyzna tylko dlatego, że była kobietą. - Niech pan siada! Nastał się pan już!

Corin podziękował w paru słowach i z pomocą Oleny, usiadł na krześle tak ciężko, jakby nogi prowadziły go resztkami sił. Z niewiadomego powodu, piraci znów zaczęli wiwatować.

- Panie Yett! Pomścimy pana!

- Sam jeden tak stłuczę tego admirała!

- Nogi połamię!

- Nogi z dupy powyrywam! - Wyrwał się niziołek. Vera mogła pamiętać go z plaży, gdy obracał zaklętym nożem.

- Panowie, panowie! - Corin podniósł ręce, by ich uciszyć. - Nie musicie mnie mścić! - Dłoń Corina, uzbrojona w nowopodsunięty mu cynowy kufel, powędrowała ku górze w toaście. - Sam się pomszczę!

Gdy uspokoił już potrzebę piratów, a tym samym na nowo podniósł wrzawę, mógł upić z kubka i zwrócić się do Very. Uśmiechał się; wyjście ze szpitala dobrze mu zrobiło.

- Nie jestem pewien, czy już ich nie mam. - Oparł Verze. Siedział blisko, jego dłoń powędrowała ku dołowi jej pleców, lecz tylko na moment, jakby chciał ją objąć, ale spodziewał się, że tego typu czułości w towarzystwie musiała zainicjować kapitan, by były na miejscu. - Czuję się, jakbym miał połamać się w każdej chwili. Słyszałem o przygotowaniach do obiadu i nie mogłem tego przegapić. - Zamiast patrzeć na stół, uniósł wzrok w górę, na pokryte kwieciem drzewa. - Niezle miejsce na odpoczynek, mm? - Zagadnął. Miał prawo zazdrościć pozostałym możliwości spędzania czasu na zewnątrz, ale nie wyraził tego wprost. - Nie mów Labrusowi, że tu jestem. Wyszedł tylko na chwilę, wymknąłem się z Oleną.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

116
POST POSTACI
Vera Umberto
Chwyciła jego rękę, zanim ją cofnął i objęła się nią sama. Wszyscy już o nich wiedzieli, więc nie czuła potrzeby ukrywania czegokolwiek, zresztą nie robili przecież niczego nadzwyczaj obscenicznego. Brakowało jej tego, dotyku, który wciąż jeszcze był nowy, choć już tak dobrze znajomy. Rozejrzała się w poszukiwaniu Gustawy i machnęła do niej, by przyniosła Corinowi talerz z posiłkiem. Skoro już tu przyszedł, mógł zjeść coś świeżego i jeszcze ciepłego, zamiast obiadu doniesionego do lecznicy godzinę po fakcie.
- Skoro wyszedł tylko na chwilę, to zaraz wróci - zauważyła. - A wtedy zacznie cię szukać i pewnie nie zajmie mu długo zaciągnięcie cię tam z powrotem. Jeszcze opieprz zgarniesz. Muszę się nacieszyć w takim razie tą krótką chwilą, którą mogę z tobą spędzić poza lazaretem.
Oparła dłoń o nogę Corina, unosząc wzrok najpierw na niego, a potem na kwiaty nad ich głowami. Znajdowali się w zaiste dziwnym miejscu i czasie. Do innych widoków była przyzwyczajona, do innego nastroju. A choć czekało ich dużo pracy i to dość ryzykownej, to Vera czuła... spokój. Sprawa rozwiązana z Leobariusem, obecność Yetta obok, Siostra w zatoce nieopodal, kwiaty nad głową, świeży posiłek i dobry nastrój wszystkich ucztujących, czego mogła chcieć więcej?
- Mhm - zgodziła się, z uśmiechem błąkającym się po ustach. - Niezłe.
Wolną ręką z powrotem chwyciła swój kubek i napiła się, a potem zjadła kilka leżących na brzegu jej talerza owoców. Ciężko będzie potem przyzwyczaić się z powrotem do posiłków, jakie jadali będąc dwa, trzy tygodnie na morzu. Ile można było jeść suszone mięso?
- Myślę, że ostrożne spacery dobrze by ci zrobiły. Nic dziwnego, że czujesz się bezsilny, jak przeleżałeś dwa tygodnie. Ja też czułam się strasznie słabo, kiedy pierwszy raz po Caldwell stanęłam na nogi. Porozmawiam z Labrusem - złapała kolejną truskawkę i obróciła ją w palcach. - Jak mi się uda go przekonać, to jutro zabiorę cię na taki taras, z którego widać morze. Nie jest do niego dalej z twojego łóżka, niż do tego stołu, a tu jakoś dotarłeś. Musisz mieć już dość widoku na ściany i prześcieradła.
Dobrze było mieć go obok siebie. Wypełnił pustkę, którą czuła plącząc się po posiadłości Aspy, nawet jeśli tylko na chwilę, zanim lekarz z powrotem zaciągnie go do łóżka.
- Nie będziemy wypływać od razu, właśnie rozmawiałam o tym z Gregorem. Uderzymy jeszcze w magazyny Kompanii w Everam... chociaż najpierw upewniłabym się, że Pegaza nie ma już w porcie - powiedziała, odwracając się na chwilę do siedzącego po swojej drugiej stronie Leobariusa. Potem kontynuowała rozmowę z Corinem. - Dopiero po tym ruszymy na morze. Muszę... spłacić dług. Może wtedy Viridis pozwoli ci już wtedy zabrać się z nami.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

117
POST BARDA
Gustawa pospieszyła z talerzem, lecz nim to zrobiła, posłała Verze chyba najbardziej zadowolony uśmiech, jaki kapitan widziała od początku pobytu w Everam. Czy to nie dla tego kawalera gosposia tak stroiła i czesała Verę?! Teraz mogła zobaczyć w pełni okazałości, jak ich miłość kwitła, gdy Yett w końcu był w stanie porządnie objąć Verę i nachylić się w jej stronę, tak, by byli blisko nawet w przestrzeni.

Przed Yettem stanęła nałożona już porcja. Gustawa nie tylko przypilnowała, by Yett dostał najlepsze kąski, ale nawet ładnie zaaranżowała mu je na półmisku.

- Jedz, piękny kawalerze. - Zachęciła go, ale Yett mógł odpowiedzieć tylko śmiechem. Wygnieciony po tygodniach w łóżku, ze zbyt długim zarostem i roztrzepanymi włosami, nie był piękny, choć pozostało mu coś z przystojności.

- Labrus nie da rady. Wszyscy staną w mojej obronie. - Corin był pewny swego. Poruszył lekko brwiami. - Przede wszystkim, ty.

Gregor wydawał się zadowolony ze spotkania Very i Corina, ale kulturalnie nie wtrącał się między ich rozmowę. Zaczął za to cichą dyskusję z kimś, kto siadł po jego lewicy. Brodaty mężczyzna w średnim wieku był bosmanem na Białym Kruku.

Choć Corin wcześniej patrzył na kwiaty, teraz wzrok utkwiojny miał wyłącznie w Verze.

- Przeszedłem aż tu i się nie rozsypałem. Labrus będzie musiał przyznać, że jestem już gotowy. - Zgodził się. - Od bieli ścian i słabych książek robiło mi się już niedobrze. Miło będzie znów zobaczyć morze. - Yett zabrał się za jedzenie. Smakował każdy kęs, jakby ciesząc się, że może znów jeść ze wszystkimi. Jedzenie przynajmniej było jeszcze ciepłe. - Mm. Dobry pomysł. - Skomentował wieści o przejęciu zawartości magazynów. - Im więcej szkód im wyrządzimy, tym lepiej. Co do Pegaza... z takimi szkodami, o jakich słyszałem, najpewniej zostawią go tutaj do załatania kadłuba. Ale załogę zapewne odesłali z powrotem do Qerel. - Zgadywał. - Nie martw się, Vera. Nie jesteś w tym sama, załoga ci pomoże. Ja ci pomogę, gdy będę już w stanie.

Do stołu, od przeciwnej jego strony, podszedł doktor Viridis. Stanąwszy za plecami siedzących piratów, skrzyżował ręce na piersi, a wzrok wlepił w Corina, który bardzo udawał, że go nie widzi.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

118
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mam niejasne wrażenie, że Labrus się mnie wcale nie boi - mruknęła cicho. - A przynajmniej jeśli chodzi o jego pacjentów. Dał mi bardzo szczegółowe wytyczne, czego i jak długo nie wolno mi robić.
Gdy zorientowała się, jak intensywnie Corin się jej przygląda, w jej oczach błysnęło rozbawienie. Gosposia z pewnością była dumna z tego, jak przygotowała Verę dla jej pięknego kawalera, nawet jeśli on sam zdecydowanie wymagał pomocy Samaela z doprowadzeniem się do poprzedniego stanu. Jego włosy robiły się już nadzwyczaj długie. Przeszło jej przez myśl, że chyba miała pewien typ. Ale ona zdecydowanie nie wyglądała tak samo, jak zazwyczaj; pewnie Yett nie mógł się przyzwyczaić. Jakoś nie przyszło jej do głowy, że może mu się po prostu podobać to, co widzi.
- Wiem, wiem... To pomysł Gustawy - wytłumaczyła się, zakładając, że warkocze i wstążki nie przestają dziwić oficera. - Codziennie stroi mnie specjalnie dla ciebie. Dla kawalera, który czeka na mnie w lazarecie.
Zadowolone spojrzenie gosposi wcale jej nie umknęło, ale dobrze, niech się cieszy, że odpowiednio przygotowała swoją panieneczkę na spotkanie z ukochanym. Umberto miała zbyt dobry nastrój, by przejmować się tym, jak oderwane od rzeczywistości były jej założenia.
- Teraz bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej wiem, że nie jestem sama - odparła cicho i przegryzła truskawkę, którą bezmyślnie obracała w palcach. Już wiedziała, że będzie tęsknić za tym smakiem. - Ty to na razie nie pisz się na żadne akcje, dopóki nie będziesz czuł się, jakbyś miał się rozpaść przy każdym kroku. Jesteś za ciężki, żebym cię mogła w razie czego skądś wynieść na rękach. To ty powinieneś nosić mnie - zerknęła na niego z rozbawieniem. Widząc, jak poprawiło się jego samopoczucie, mogła już pozwolić sobie na takie żarty.
Gdy do stołu zbliżyła się złowroga sylwetka lekarza, Vera uniosła na niego zupełnie niewinne spojrzenie. Bo przecież to nie ona go tutaj przyprowadziła! Mógł mieć pretensje wyłącznie do samego siebie, że nie upilnował Corina. Czego się spodziewał? Wcześniej czy później jego pacjent musiał się zbuntować. Każdemu siadłoby na łeb od tkwienia w tych samych czterech ścianach przez dwa tygodnie bez przerwy.
- Wszystko jest w porządku - uspokoiła go. - Nie zemdlał, nie wykrwawia się. Wszyscy go tu pilnujemy. Po jedzeniu odprowadzimy go z powrotem. Proszę usiąść z nami. Lekarz, który praktycznie podniósł Corina z martwych, też powinien móc świętować. Przy okazji będzie pan miał na niego oko.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

119
POST BARDA
Spojrzenie Yetta utkwione było w twarzy Very. Warkoczom i wstążkom mógł przyglądać się wcześniej, obecnie przestały mieć dla niego znaczenie. Liczyła się jego kapitan.

- Mi też to tłumaczył. - Mruknął, nachylając się jeszcze bliżej. - Mam zakaz wykonywania tego typu czynności. Musiałabyś zrobić wszystko za mnie. - Powiedział, zadowolony ze swojej sugestii. Vera musiała zrozumieć. Może mogłaby też znaleźć przyjemnośc, gdy jej partner leżałby plackiem na łóżku? - Ale nie zabronił mi pocałunków. - Dłoń oficera uniosła się do jej włosów, by przesunąć po warkoczu aż po samą wstążkę zawiązaną w kokardę na jej końcu. - Kawaler w końcu do ciebie wrócił.

Spotkania w lazarecie nie były tym samym. Tu, nawet jeśli w otoczeniu piratów, nastrój był inny, przyjemny, nawet odrobinę frywolny. Od świeżego powietrza i wolności Corinowi mogło zakręcić się w głowie.

- Będę cię nosił, jak tylko Labrus mi pozwoli. - Zażartował i sam spojrzał na medyka. Skinął mu lekko głową.

Nadeszło spodziewane przewrócenie oczyma, które zaserwował im Labrus. Westchnął ze złością, ale odpuścił.

- Niech tylko stamtąd nie wstaje.

Ktoś podsunął Labrusowi kubek i lekarz nie mógł odmówić. Spięcie, spowodowane ucieczką pacjenta ze szpitala, powoli mijało. Zupełnie zniknęło, gdy piraci zaczęli wiwatować również na jego cześć, jak i na cześć Oleneczki, Weswalda i Mute'lakka.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

120
POST POSTACI
Vera Umberto
Jej uśmiech nabrał dwuznaczności. Przesunęła spojrzeniem po jego zarośniętej twarzy, po znajomych ramionach, po klatce piersiowej, za którymi zdążyła się już stęsknić.
- Myślę, że znajdziemy sposób na obejście jego zakazów - stwierdziła cicho, miękko. Głosem, który zarezerwowany był tylko dla niego. - Jak już będziesz mógł opuścić lecznicę na dłużej, niż pięć minut, bez biegnącego za tobą Labrusa. Ja jednak jestem fanką prywatności.
W otoczeniu innych piratów może i nastrój był frywolny, ale nie na tyle, by Vera zdecydowała się na otwarte okazywanie Corinowi czułości, biorąc pod uwagę ile osób na nich patrzyło. Obejmował ją, ona opierała dłoń na jego udzie, to musiało wystarczyć, a z pocałunkami poczekają na lepsze okoliczności... choć najchętniej wymknęłaby się z nim teraz choćby i do niewielkiego, przydzielonego jej pokoju i tam zabrała się za realizowanie omawianych sugestii. Niestety, albo i na szczęście, doskonale wiedziała, że Yett mógł odważnie deklarować swoją gotowość do wszystkiego, a w praktyce wymagać jeszcze opieki medycznej. Oparła się o niego ramieniem i wróciła do wyjadania ostatnich truskawek ze swojego talerza. Grunt, że wrócił.
- Trzymam za słowo - rzuciła jeszcze z rozbawieniem, nie wyobrażając sobie powodu, dla którego Corin miałby nosić ją na rękach, poza wygłupami po butelce rumu, lub chęcią ponownego wrzucenia jej do wody. Albo jedno i drugie.
Trafiając tutaj, nie zakładała, że będzie świętować udaną akcję ratunkową z takim rozmachem. To znaczy, oczywiście, byli tacy, którzy musieli się cieszyć z tego, że wszystko poszło zgodnie z planem, że zadali duży cios qerelskiej marynarce. Byli też tacy, którzy byli szczęśliwi, że odzyskali czwórkę swoich ludzi - czyli załoga Siódmej Siostry. Ale tak dużej, ogólnej radości Vera się nie spodziewała. Może to miejsce wpływało tak na wszystkich? Przeszło jej przez myśl, że powinna zaprzyjaźnić się z Aspą, by móc bywać tu częściej, ale coś czuła, że mimo najszczerszych chęci jej szanse dogadania się z elfem były niewielkie. Jego sarkastyczno-ofensywny sposób bycia w momentach, gdzie było to zupełnie zbędne, irytował ją za bardzo.
- Cieszę się, że tu jesteś - powiedziała do Corina później, gdy już było grubo po obiedzie, a Labrus był gotowy zabrać go z powrotem do lecznicy. Niedługo przyjdzie czas na działania, ale... jeszcze nie dziś. Dziś był dzień na ostatnie świętowanie, zanim wrócą do swojej codzienności, za którą też przecież już trochę tęskniła.
Obrazek

Wróć do „Everam”