Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

91
POST BARDA
Eldar nie był sam - miał ze sobą Riverę, Gerdę i wielu innych marynarzy, o wiele bardziej doświadczonych w pracy na statku. Wybór akurat jego był bardziej przypadkiem, aniżeli uznaniem. Irina, która większość czasu w Everam spędzała sama, kryjąc się przed wszystkimi, mogła wybrać każdego.

Elf uniósł wysoko brwi i uchylił usta, jakby nie wiedział, co powiedzieć! Dopiero doprecyzowanie, że tęsknota dotyczyła statku, nie jego, pozwoliła mu odetchnąć. Nie potrafił ukryć rumieńca, tym ciemniejszego, gdy jego spiczastych uszu dobiegł rechot Rivery.

Lekki uśmiech na twarzy Gregora sugerował, że ten rzeczywiście cieszył się ze spotkania. Bystre spojrzenie pirata utkwiło na dłuższy moment w pani kapitan.

- To może poczekać. - Zapewnił. - Nie spieszmy do interesów, Vero, gdy nadszedł czas na wesele.

- Parę dni wesela? Świetnie! - Rivera ucieszył się. - Możemy od razu ożenić pana Yetta i paną kapitan, hehe! Ale jeżowca nie chcę, chyba że w zupie. Właśnie! TRIIIIP! TRIP, CHŁOPIE!

- Panie Rivera... - Leobarius skrzywił się, gdy pirat zaczął wrzeszczeć mu koło ucha. Nawet uniósł dłoń, jakby chciał odgrodzić się od dźwięku.

- Kapitanie! Możesz sobie jeździć na odpoczynki, ale, kurna, kuka to nam więcej nie zabieraj! TRIP! Maruda chciała nas potruć! - Pożalił się, a w jego oczach stanęły prawdziwe, autentyczne łzy! - TRIP!

Poruszenie na dziedzińcu zaalramowało innych piratów, którzy zaczęli spływać na placych. Załoganci Siódmej Siostry cieszyli się, wiedząc, że niedługo wrócą na morze. Nieliczni ludzie Gregora, którzy zostali w Everam, witali się ze swoim kapitanem, również ci od Heweliona i Uronga przyszli, gdy musieli wyczekiwać powrotu do swoich załóg.

- Czy to pan kapitan, Vero Umberto?

- ...mistrzu?
Spoiler:
Po tym, jak Samael zajął się czarodziejem, w końcu można było dostrzec pełnię wdzięku Ighnysa, jak również podobieństwo, jakie dzielił z nim Ilithar. Ledwie podcięcie włosów sprawiło cuda, lecz pod czaszką nie naprawiło się nic, nawet jeśli dojrzała elfia uroda mogła przyciągać wzrok.

- Widzę, że mistrzowi również odpoczynek służy. - Ucieszył się Gregor, kiwając magowi na powitanie. - Ufam, że to pod pani okiem nasz mistrz Ighnys odpoczywał w tym wspaniałym miejscu.

Czarodziej stanął w pewnym oddaleniu, między mężczyznami z załogi Leobariusa, u boku swojego syna.

- Wołam kuków, będziem żreć. - Osmar potarł pulchne dłonie. - W ogrodzie, co? TRIIIP!

Między tłum wpadł zziajany, wystraszony kuk.

- Co?!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

92
POST POSTACI
Vera Umberto
Rumieniec na twarzy mlodego elfa i głośny śmiech Rivery sprawiły, że i uśmiech Very stał się jeszcze szerszy, tak, że wydawało się to do niej niemal niepodobne! Ten odpoczynek od zmartwień, choć mógł się trochę dłużyć, w gruncie rzeczy dobrze jej zrobił. Pionowa zmarszczka między jej brwiami okazała się możliwa do rozprostowania, kto by się spodziewał? Zupełnie jak po tygodniu spędzonym na Archipelagu. Nic dziwnego, że rozważała powrót tam.
Tak, jeszcze ślubu tu brakowało. Vera pokręciła głową z niedowierzaniem i nie ciągnęła tematu, żeby Rivera przypadkiem nie uznał tego za genialny pomysł i nie postanowił wprowadzić go w życie. A jeśli Leobarius chciał z poważnymi rozmowami poczekać na lepszą okazję, trudno. Czekała dwa tygodnie, czym było jeszcze kilka godzin?
Do nowego wyglądu Ignhysa wciąż nie mogła się przyzwyczaić. Gdyby nie wychudzone ciało i pozbawione nieraz sensu farmazony, opuszczające jego usta, byłby całkiem interesującym mężczyzną. Bo nagle podobieństwo z Ilitharem stało się widoczne, a twarz elfa okazała się klasycznie przystojna! Vera nie zwracała na to uwagi przedtem, ale czy trudno było się jej dziwić? Nawet teraz z powrotem umykało to jej uwadze, kiedy tylko mag się odzywał. Gdy jednak obserwowała go przez ostatnie dni, zastanawiała się, jak potężna magia była w stanie do tego stopnia namieszać komuś w głowie. Było jej go szkoda, bo przecież nie był już tak stary, by powoli żegnać się z życiem, a w swoim obecnym stanie nie mógł z tego życia czerpać tak, jak powinien.
- Tak, Ignhys. Wrócił twój kapitan - odparła, odsuwając się, by Leobarius mógł porozmawiać z magiem.
- To wy pozwoliliście jej gotować - zaśmiała się, gdy zrozpaczony Rivera szukał Tripa. - Samemu trzeba było się zabrać za robotę, a nie teraz narzekasz.
Łatwo było jej mówić; nie ugotowala sobie sama nic chyba nigdy, a gdyby miała to zrobić i jeszcze tym kogoś nakarmić, z całą pewnością byłoby gorzej niż z Mardą. Rzuciła spojrzeniem w stronę kuka, który pewnie i tak zamiast przygotowywać posiłek zostanie osaczony przez Gerdę. Od czasu pytania zadanego na plaży nie poruszała więcej niewygodnego dla niego tematu, wiedząc, że mija się to z celem, bo i tak nie uzyska odpowiedzi, ale liczyła na to, że wcześniej czy później doczeka się prawdy. Może gdy Corin poczuje się lepiej i będą mogli go dopaść z dwóch frontów.
- Wrócili głodni i spragnieni twojego kunsztu kulinarnego - poinformowała chłopaka. - Pójdę powiedzieć Gustawie, żeby pomogła przygotować wszystko. Corin leży jeszcze w lazarecie, gdyby ktoś chciał go odwiedzić. Daleko stąd stoi Siostra?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

93
POST BARDA
Wykrzykując imię kuka, Rivera rzucił się na jego szyję jak żona, która wyczekiwała męża, co to przepadł na morzu. To, że było odwrotnie, nie miało żadnego znaczenia. Kuk został ściśnięty tak mocno, że aż dusza na moment ulciała z jego ciała! Zebrani cieszyli się widząc wylweność załoganta wobec Tripa, kilku nawet skomentowało, mówiąc prześmiewczo o prawdziwej miłości.

- Chodź, pomożesz przy ziemniakach. - Skontrował kuk, gdy wrócił mu już oddech, chcąc ostudzić zapał współzałoganta.

- Dla ciebie wszystko! - Rivera nie dał się wystraszyć; wycisnął mokry pocałunek na policzku chłopaka. - Tylko nie zostawiaj mnie już więcej! Pani kapitan nic nie wie, my nie potrafimy gotować! To nie zajęcie dla prawdziwych mężczyzn!

- Ja też pomogę! - Wyrwała się Gerda i dumnie postąpiła do przodu, wesolutka jak południca o poranku, co to tylko czeka na żer. Miała ładną sukienkę i chyba zrobiła coś z włosami, by prezentować się jeszcze ładniej. - Odsuń się, Rivera, też chcę go uściskać! I Trip to lepszy facet od ciebie!

- Nie! - Mężczyzna zazdrośnie strzegł chłopaka, nawet jeśli wcześniej go obraził. Przycisnął go do siebie znów zbyt mocno, aż Trip jęknął. Obiekt pożądania uniósł na Gerdę wzrok dopiero wtedy, gdy się odezwała, a czujne oko mogło dostrzec, że jego ręce jakby mocniej objęły Riverę.

- A... tak. - Duknął niezręcznie. - Każda pomoc się przyda..?

- To chodźmy!

Czy to ze względu na jakąś niepisaną umowę między piratami, czy przez zwyczajne wyczucie sytuacji, Rivera nie puścił Tripa. Z ramieniem wokół jego szyi, co wymuszało dziwną, niewygodną pozycję, ruszyli w stronę kuchni, gdzie urzędowali gotujący, zostawiając tłumek za sobą. Minie dobra godzina, nim zawołają ich na obiad, a nawet więcej, jeśli z Rivery i Gerdy nie będzie pożytku.

Prędzej wyprawionoby ślub Riverze i Tripowi niż pani kapitan i jej oficerowi - tym bardziej, gdy ten ostatni ciągle leżał w lazarecie i liczył dni szpitalnej odsiadki. Z jednej strony Umberto stał niezmiennie Osmar, zaś z drugiej pustka po Corinie ziała przygnębieniem. Nie mógł wypełnić jej nikt, nawet Ighnys, który podszedł, by lepiej przywitać się z Gregorem. Mimo to, nie podał mu nawet dłoni, ale potrafił skupić spojrzenie na twarzy kapitana.

- Czy płynie pan do Oros, kapitanie? - Zapytał w prost, z drżącą nutą niepewności w głosie.

- Do Oros? Skąd to pytanie? - Zdziwił się Gregor. Zaraz jednak zreflektował się i nim mag zdołał powtórzyć pytanie, odpowiedział pewnym głosem, jak to trzeba było z elfem postępować. - Nie, mistrzu. Nie płyniemy do Oros.

Wzrok elfa powędrował niżej, gdzieś w okolice kolan zgromadzonych. Pokiwał głową raz i drugi, a po namyśle nawet trzeci i bez dalszych słów wyjaśnienia, minął Leobariusa, by pójść w stronę morza.

- Bał się, że odstawicie go do domu. - Wyjaśnił Osmar.

- Nie, nie. Jest zbyt cenny, bez względu na to, co mówi Ilithar. Nie jestem pewny, co zrobiliście, poza ostrzyżeniem go, ale wygląda zdrowiej. Niech bogowie uczynią jego życie lżejszym. - Gregor wysłał modlitwę w stronę nieba.

- Siostra jest w ukrytej zatoczce, pół godziny drogi stąd. Proszę się nie martwić, jest bezpieczna. Biały Kruk też tam jest. - Wyłumaczył Eldar.

- Pójdę przywitać się z panem Yettem. - Postanowił Leobarius. - Vero, spoktajmy się przy fontannie za dwa kwadranse.

Pożegnawszy się krótko, Leobarius ruszył w stronę lazaretu.

Gustawa była w umwyalni - jedną z balii, która dotąd służyła piratom za wannę, przeznaczyła na pranie. Omaczała ubrania, które potem prała, trąc na tarze i bezzmiennie marudząc pod nosem. Właśnie starała się sprać zielone ślady z trawy z brunatynch spodni, tak krótkich, jak na dziecko, jednak dość szerokich, by pomieścić kransoludzki brzuch.

- Skaranie boskie z tymi chłopcami! - Zawołała, gdy tylko zobaczyła Verę. - Masz coś do wyprania, księżniczko? Szybko, szybko przynieś, wypierzemy!

- Pani Gustawo, rozwiesiliśmy prześcieradła za domem! - Dobiegł Verę delikatny głos Zygmunta, który najwyraźniej czaił się gdzieś za otwartym na tyły przejściem. - Proszę sprawdzić, czy sznurki nie będą dla pani za wsyoko!

- Dziękuję, serdeńko! - Odkrzyknęła gosposia. - A, kochana, będzie mi was brakować! Może jednak zostaniecie?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

94
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera nie miała pewności, czy Trip bardzo nie chce towarzystwa stęsknionej Gerdy, czy bardzo cieszy go bliskość Rivery, ale tak czy inaczej wyglądało na to, że dziewczyna chyba nie miała szczęścia i kuk nie podzielał jej gorących uczuć. Wydawało się jej, że zna swoją załogę, ale niektórych rzeczy nie potrafiła się domyślić, dopóki ktoś nie poinformował jej o czymś otwarcie. Czy tu działo się coś, czego faktycznie domyślać się powinna...? Przyglądała się tej trójce, usiłując wywnioskować cokolwiek sensownego z ich zachowań, ale nigdy nie była najlepsza w takich sprawach, pozostało jej więc czekać na rozwiązanie - ewentualnie na kolejny zorganizowany przez Pogad babski wieczór. Z reguły podczas tych niezwykłych wydarzeń dowiadywała się wszystkiego, co działo się, lub potencjalnie mogło się zadziać na pokładzie, czy też ogólnie na Harlen. Teraz wszystkie załogantki Siódmej Siostry znajdowały się w jednym miejscu, pewnie wcześniej czy później się doczekają spotkania w wyłącznie żeńskim gronie.
Nie wiedziała czemu, ale jej też trochę ulżyło, gdy Leobarius uspokoił Ignhysa, że nie płyną do Oros. Oczywiście, posiadanie maga z takimi umiejętnościami otwierało przed piratami możliwości, o jakich przedtem im się nie śniło, jak choćby doganianie okrętów qerelskiej marynarki i ich zatapianie... no, to drugie przynajmniej częściowo, ale zawsze to coś. Lepsze statki kupieckie też już nie będą im umykać! Gdyby nie wiązało się to z podebraniem elfa Gregorowi i z brakiem pewności, czy aby na pewno Ignhys bez kontroli syna nie odwali na Siódmej Siostrze czegoś dziwnego, Vera proponowałaby mu zostanie w jej załodze. Jego dziwny sposób bycia już jej nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, stanowił zawsze ciekawe urozmaicenie od... normalnych ludzi.
- Myślę, że towarzystwo dobrze mu robi - zauważyła, odprowadzając go spojrzeniem. - Znacznie lepiej, niż zamykanie go w samotni na Harlen, z dwoma kotami i dziesiątkami obrazów. Ja sama bym zwariowała, gdyby ktoś kazał mi siedzieć w takim miejscu i zabraniał się stamtąd ruszać.
Obecność Ilithara też mu nie służyła, ale tego już mówić nie zamierzała, bo to nie była jej sprawa. Mimo to doskonale widziała, jak Ignhys spina się i milknie, gdy w okolicy znajduje się jego syn. Poza byciem niewyżytym erotomanem, półelf miał też dziwnie nieprzyjemny wpływ na swojego ojca, który z jakiegoś powodu stawiał go na zbyt wysokim piedestale. Ale cóż, to nie była jej sprawa. Ani jeden, ani drugi nie należał do jej ludzi.
Pół godziny drogi stąd... czyli nie uda się jej skoczyć szybko na statek, przebrać w coś normalnego, przejść się po pokładach i posprawdzać, czy aby na pewno wszystko było w porządku, zanim obiad będzie gotowy, zwłaszcza, że Leobarius chciał z nią porozmawiać. Trudno. Zaczęła się już odrobinę przyzwyczajać do sukienek; niektóre miały ładny dekolt i szyte były z przyjemnych w dotyku materiałów. Dopóki nie musiała biegać po statku, zajmować się ożeglowaniem i walczyć z wiatrem na otwartym morzu, nie były w sumie takim wielkim problemem.
Skinęła głową, zgadzając się na spotkanie z Leobariusem za pół godziny i ruszyła szukać Gustawy.
- Nie mam nic - odpowiedziała gosposi. - Ale za kilka dni, jak będziemy się zbierać, oddam te wszystkie sukienki.
Podeszła bliżej i oparła się łokciem o brzeg balii, opuszczając wzrok na ubrania pływające w wodzie.
- Brakować? Z nimi przecież są same problemy - parsknęła śmiechem. - Musi się tu wam bardzo nudzić, odkąd Aspa przejął rezydencję. W każdym razie, trzeba by było przygotować stoły w ogrodzie na posiłek. Wrócił Leobarius i reszta mojej załogi. Trip się zabrał za gotowanie.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

95
POST BARDA
Trip nie zdradził swojego zainteresowania Riverą, jeśli jakieś krył, ale też jasno podkreślił, że nie podziela ciepłych uczuć Gerdy. Nie wiedzieć, czy to przez jej nachalność, czy po prostu nikogo nie szukał, a może, w końcu, dziewczyna mu się nie podobała - kuk pozostawał sam i robił to, co zawsze w obliczu problemów - uciekał! O podbieraniu Ighnysa na razie nie było mowy, nawet jeśli mag dobrze czuł się w towarzystwie Very. Z drugiej strony, skoro współpraca między Białym Krukiem i Siódmą Siostrą miała kwitnąć, niewykluczone, że mogli pożyczać sobie najważniejsze zasoby.

Gustawa zatrzymała się na moment, z Osmarowymi spodniami wciąż w spracowanych dłoniach.

- Nie, nie, nie, panienko, to dla ciebie, te sukienki. Widziałam, w czym tu przyjechałaś! - Zatrwożyła się. - Będziesz miała co nosić dla swojego kawalera! Jesteś śliczniutka, ale w sukieneczce to już w ogóle, jak młoda panieneczka! - Zachwalała.

- Ma pani rację, pani Gustawo! - Dodał Samael, wchodząc do pomieszczenia. W dłoniach miał pusty kosz, najpewniej po praniu. - Oczu oderwać nie można. - Pochwalił, mrugając do Very porozumiewawczo. W tym domu chyba nikt nie brał Gustawy na poważnie.

- A, i jeszcze mojego Sama zabierzecie? Mojego Sammiego? - Kobieta zostawiła pranie, by pokrytą pianą ręką pociągnąć Jelonka z policzek. - Co ja bez ciebie zrobię, dzieciaku ty mój?

- Proszę się nie martwić, będziemy odwiedzać! Zresztą, nie wiem, czy ktoś mnie stąd zabierze. - Przyznał wprost. Aspa odpłynął, z Verą nie zdążył jeszcze o tym porozmawiać, ostatnią deską ratunku był Leobarius.

- Dobry, pracowity chłopak jesteś, na pewno ktoś cię weźmie. I... To prawda, odkąd pan Mortimer odszedł, pracy jest mniej, czas jakoś szybciej leci. - Gustawa westchnęła smutno. - Możecie zabrać tych hultajów i gamoni, co to się ciągle biją, ale wy wracajcie, dobrze? Wiem, jakie to życie na morzu, mój Miesław był żeglarzem. Ma się dom, ale ciągle ciągnie na statek, a jak zaczyna brakować morza, to a to kieliszek, a to co innego. - Biadoliła, wracając do szorowania krasnoludzkich portków. - Chłopcy, idźie bawić się z kolegami. Ja skończę tu i zaraz przygotuję stoły.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

96
POST POSTACI
Vera Umberto
- Rzeczy, w których przyjechałam, nie należały do mnie. Na statku mam ubrania - wyjaśniła, by potem rzucić pełne powątpiewania spojrzenie Samaelowi, który pojawił się znienacka i zaatakował komplementem. - Niewiele osób poznaje mnie w takich okolicznościach i podobnym stanie, co ty miałeś okazję. Poprzeczka do przeskoczenia leżała praktycznie na ziemi.
Oczywiście, że potraktowała to jako żart, bo kto normalny uznałby potwierdzenie słów Gustawy za szczerą pochwałę? Śliczniutka młoda panieneczka to było określenie, jakiego chyba nie usłyszała i nie usłyszy wobec siebie od nikogo innego, niż gosposia.
- Ale tak czy inaczej... Dziękuję, w takim razie - dodała w stronę Gustawy niepewnie. W sumie nic nie stało na przeszkodzie, żeby zabrała suknie ze sobą, prawda? Kto wie, czy nie najdzie jej na jakąś, gdy będzie schodzić na ląd. Noszenie ich na pokładzie mijało się z celem, ale jeśli wpłyną do jakiegoś portu... No, zobaczy jeszcze.
- A dokąd chcesz płynąć? - zagadnęła rogatego. - Byłeś kiedyś na Harlen?
Nie wiedziała jeszcze, czy chce wracać na wyspę, czy faktycznie zrobić to, o czym rozmawiała z Osmarem i zarządzić kilka rabunków. Musiała najpierw pomówić z Leobariusem, dopiero wtedy będzie wiedziała na czym stoi. Kiedy dostanie informacje na temat tego ile i komu jest winna.
- Czasem nie ma się domu, tylko statek - odpowiedziała na wspominki kobiety i skinęła głową, gdy ta potwierdziła przyjęcie polecenia.
Przeniosła wzrok na rogatego, przyglądając mu się przez chwilę w milczeniu. W sumie do umówionego spotkania miała jeszcze trochę czasu i nic do roboty, więc może tak póki co bez żadnych obietnic...
- Chcesz się ze mną przejść? - spytała w końcu. - Mam kilka pytań.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

97
POST BARDA
- Ktoś wciąż mógłby się o nią potknąć. - Odpowiedział zaczepnie Samael, drocząc się z Verą. Odstawił kosz, podsuwając go Gustawie, by miała łatwiejsze pole do manewru we wrzucaniu do niego prania.

- Mogę poszukać ci jeszcze jakichś, po panience Barbarze! - Zawołała Gustawa i można było odnieść wrażenie, że ma zamiar rzucić wszystko i pójść, by poszukać z dawna zapomnianych sukien. - Daj mi chwilę, słoneczko. Tylko tutaj skończę. Zygmuntuś! Rozwiesisz mi to, co jest w balii?

- Proszę się nie spieszyć, pani Gustawo, jeszcze nie odpływamy. - Zaśmiał się Jelonek, klepiąc starszą kobietę po ramieniu. - Nigdy nie byliśmy na Harlen. - Samael odpowiedział Verze za całą swoją grupę. - Kapitan szukał drogi, ale nigdy nie udało nam się jej znaleźć, nie było też nikogo, kto wskazałby nam kierunek. - Wzruszył lekko ramionami. - I... porozmawiać ze mną? Oczywiście. - Chłopak uśmiechał się, ale w jego minie Vera wyłapała fałszywą nutę strachu.

Gdy Zigi i Agnogg zabrali się za pomoc z praniem, Jelonek wskazał Verze wyjście na tyły. Nie było tam dziedzińca, a na nim piratów z ciekawskim spojrzeniem i ciętymi językami, jedynie osłonięta przez oliwne drzwa łączka. Między drzewami rozwieszono sznurki, a na nich suszyło się białe pranie. Ten niemal idylliczny spokój był niezachwiany.

- Pani kapitan. - Zaczął. - Nie chciałbym, żeby czuła do mnie pani żal w z wiązku z poprzednimi żartami. Nie chciałem urazić.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

98
POST POSTACI
Vera Umberto
- Na spokojnie. Te, które mam, wystarczą - odepchnęła się od balii i ruszyła w stronę wyjścia. - Nie chcę przecież, żeby nie było w co ubrać kolejnej panienki, która odwiedzi wasz dom.
Podążyła za rogatym na zewnątrz. Sielankowy nastrój okolicy był czymś, za czym na pewno będzie tęskniła, a przynajmniej miło wspominała. Może jeśli nie będą mogli zabrać teraz ze sobą Corina i wrócą po niego za kilka tygodni, znów będą mogli spędzić tu trochę czasu? Zaczynała widzieć plusy posiadania domu gdzieś w ładnym miejscu. Wyspa, na której leżał Port Erola, była bardzo urokliwa. Może nawet nie musieliby się osiedlać od razu na stałe, ale gdyby mogli tam odpocząć razem, we dwoje, z dala od wszystkich problemów, podczas gdy Siódma Siostra stałaby w mieście i załoga zajmowałaby się swoimi sprawami... wiedzieli, że na Archipelagu mają nie sprawiać problemów i się do tego stosowali, więc mogłaby ich zostawić bez nadzoru. Chętnie zniknęłaby gdzieś z Yettem na tydzień. Odkąd połączyło ich coś więcej, los zdawał się specjalnie utrudniać im życie, żeby nie mogli się sobą wzajemnie nacieszyć... ale domku na prowincji nie mieli, a do ich dyspozycji pozostawały kwatery oficerskie, w których ostatnio był ruch większy, niż w porcie.
Słysząc przeprosiny, z niedowierzaniem parsknęła śmiechem.
- Co? Trzeba więcej, żeby mnie urazić. Życie wśród piratów uodparnia. Poza tym, nie powiedziałeś nic strasznego. Powinnam się cieszyć, że dostałam komplement, nawet jeśli był tylko żartem. Nie dlatego chciałam z tobą porozmawiać.
Zatrzymała się przed łączką i zmierzyła spojrzeniem pranie, prawie rażące w oczy w jasnym słońcu, by w końcu przenieść wzrok na stojącego obok mężczyznę. Z urody podobny był do elfa, tylko rogi psuły ten obraz i stanowiły problem, z którym nie umiała pogodzić się Pogad.
- Przypomnij mi, jak nazywał się wasz kapitan? - poprosiła. - Nie spotkaliśmy się chyba. W jakich okolicach się zwykle trzymaliście? Byłeś oficerem na swoim statku? Jakie nosił imię?
Oparła dłonie na biodrach, ale to przypomniało jej przytyki Girelli, więc zmieniła zdanie i skrzyżowała je na klatce piersiowej. Pierdolone chuchro. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby Vera zyskała nową rzecz, której należało się wstydzić tak, jak blizn.
- Może zadaję za dużo pytań - stwierdziła. - Chciałam, żebyś wiedział, że doceniam pomoc na Pegazie. Sama nie zdołałabym ich zmusić do działania. Przejąłeś też inicjatywę, kiedy... przyszedł sztorm i zaczęło się dziać to wszystko z dziurą w kadłubie...
Machnęła niedbale ręką. Wiedział o co chodzi.
- Nie cieszysz się tu szczególną sympatią, zwłaszcza wśród orków. Ale moja załoga wydaje się nic do ciebie nie mieć. Poza, cóż, orczycą. Twierdzi, że z demonów nic dobrego nie wynika - wydęła usta z niezadowoleniem, choć ciężko stwierdzić, w czyją stronę było ono skierowane. - Nie wiem, jak spytać cię o to tak, żebyś nie poczuł się urażony, więc spytam po prostu. O co chodzi z tym twoim porożem? I o jakiej magii mówiłeś na Pegazie?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

99
POST BARDA
Słoneczko grzało tak ciepło, jak każdego poprzedniego dnia. Wydawało się, że podczas ich pobytu w Everam tylko dwa, może trzy dni były pochmurne, a i tak nie można było nazwać ich chłodnymi. Pogoda rozpieszczała, a wietrzyk od morza pozwalał odetchnąć od duchoty. Pogoda była idealna na leniwe siedzenie pod drzewkiem, ale Samael wolał nie siadać. Szedł obok kapitan, bez określonego celu. Gaj oliwny był dobrym miejscem na spacer. Drzewa dawały cień.

- Nieczęsto spotyka się piratów-kobiety, kapitanie... - Wyjaśnił się, zakłopotany, choć uśmiechnięty. - Nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać. - Wzruszył lekko ramionami, wytłumaczając swoje wcześniejsze przeprosiny.

Zatrzymał się, gdy i Vera postanowiła stanąć. Był średniego wzrostu i smukłej budowy, miał delikatne, jakby elfie rysy, bystre spojrzenie, dość duże, okrągławe oczy i zadarty nos. Sierść na skroniach i policzkach mogła zostać uznana za niecodzienne bokobrody i tylko to poroże, wystające spomiędzy ciemnych włosów, psuło obraz. Rogaty nie wydawał się mieć za złe kapitan tego, że nie pamiętała, kim był i na jakim statku służył. Mówił jej to jeden, może dwa razy. W takim skupisku piratów łatwo było się pogubić.

- Kapitan Bernard Tuggli, statek nazywał się Chyży, dwumasztowy bryg zrabowany Keronowi. Piękny był, smukły, szybki jak strzała. Miał niebieskie żagle, kapitan dbał o to, żeby nie blakły, były w kolorze nieba w pogodny dzień. Na galionie miał sokoła. Pływaliśmy po zachodnim wybrzeżu, trzymaliśmy się bliżej Keronu, Grenefod, Północy... kapitan postanowił popłynąć tutaj, bo tu podobno lepsze łupy, no i ta plotka o Harlen, domu dla wszystkich piratów... Chcieliśmy to sprawdzić. Można powiedzieć, że byłem oficerem. Cóż, byłem oficjalnie, ale...- Wstchnął ciężko i przelotnie wskazał na swoją głowę. - Nie każdy akceptuje takie zwierzchnictwo, więc bywało różnie. Ale to już nieważne, niedaleko stąd dorwał nas patrol z Karlgardu. - Powiedział, krzywiąc nieco usta. Chciał ukryć żal po utraconej załodze, ale niezbyt dobrze krył się z emocjami. Spojrzał w stronę morza, choć widać było tylko jego fragment, niezasłonięty przez drzewa. - Ciężko uwierzyć, że ich już nie ma. Z całej załogi zostałem tylko ja, Zigi i Agnogg.

Nierzadko zdarzało się, że statek szedł na dno, zabierając ze sobą załogę. Zwykle straż przybrzeżna nie pozwalała wyjść ze starcia żywcem nikomu, kto nie stanowiłby jakiejś wartości. Ocalali piraci Chyżego zdążyli już usłyszeć o zbrodniach Kompanii, a uratowanie przez Leobariusa było ich szczęściem w nieszczęściu, gdy przynajmniej nie musieli pracować gdzieś w Qerel, by potem zawisnąć lub trafić na stos.

- Nie zadaje pani zbyt dużo pytań, ale jeśli ja się rozgadam, proszę dać mi znać. - Próbował uśmiechem przegonić nastrój, który pojawił się wraz z wciąż świeżym wspomnieniem straty załogi. Przez niewolę, a następnie pobyt w Everam, załoganci Chyżego prawdopodobnie nie mieli nawet czasu na porządną żałobę i pożegnanie dawnych druhów. - Na Pegazie, cóż. Ktoś musiał dowodzić, a wy byliście zbyt skatowani. Proszę nie mieć mi za złe, że wyszedłem przed szereg. To była sprawa życia i śmierci, zresztą, nie muszę pani tego tłumaczyć. Proszę mi też nie dziękować, jeśli ma pani to na myśli.

Nawiązanie do demonów i pochodzenia jego samego sprawiło, że Samael odbił spojrzeniem w bok i zagryzł wargę. Pionowa zmarszczka między jego brwiami nie była obiecująca. Rozmowa na takie tematy nie mogła być dla niego łatwa. Choć poroże było jego naturalną cechą, która w niczym nie przeszkadzała, społeczeństwo wolało traktować ją jako upośledzenie.

- Proszę przekazać orczycy, że nie jestem demonem. - Stwierdził dość butnie. - Mój ojciec był, ale ja nie jestem. Z pewnością musiała pani już słyszeć o tym, jak moją matkę przeleciało stado jeleni na rykowisku, czy coś podobnego? Prawda jest taka, że matka była, a może nadal jest, wyznawczynią Loliusza, co wykorzystał jakiś leśny bies. Nie muszę tłumaczyć, co było dalej. - Wstydliwie spuścił wzrok. - Nie wybrałem sobie tego, pani kapitan. I nikt nie uczył mnie magii, nie jestem tak potężny, jak mistrz Ignhys. Znam parę sztuczek, to wszystko.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

100
POST POSTACI
Vera Umberto
- Genialne. Żagle nie odcinają się od nieba, dopóki statek nie znajdzie się już za blisko, żeby przed nim uciec. Ale niebieskie płótno jest w cholerę drogie, niebieska farba by utrzymać kolor zapewne też - zauważyła. - Musiało się wam powodzić.
Chyży... Czy kiedyś o nim słyszała? Chyba nie, ale głównie dlatego, że Siódma Siostra nie zapuszczała się zbyt często na północ. Zresztą większość, jak nie wszystkich pirackich kapitanów, Vera poznała na Harlen. Jeśli Tuggli nie trafił nigdy na wyspę, szansa spotkania go w jednym z portów i jeszcze dogadania się, że zajmują się tym samym, była praktycznie zerowa. Współczuła Samaelowi i pozostałym straty załogi. Gdyby ona była jedną z trzech osób, która przeżyła zatonięcie Siódmej Siostry, pewnie nie trzeźwiałaby przez pół roku, o ile byłoby ją w ogóle stać na alkohol.
- Więc pozostała... trzynastka nie jest w żaden sposób powiązana z wami?
Na łańcuchu było więcej osób. Vera zakładała, że przygarnie ich na swój statek, by wypełnić lukę po załogantach straconych na Pegazie, o ile już nie zatrudnił ich ktoś inny, albo nie zmyli się stąd w swoje własne strony, korzystać z odzyskanej wolności. Problem stanowiła tylko ta trójka, a właściwie... ten jeden. Samael.
Pokręciła głową. Skoro miała nie dziękować, ani nie mieć za złe, to co miała robić? Pomógł, tak czy inaczej. Był bardziej przydatny, niż Corin i Ashton, choć ten drugi przecież powinien znaleźć w sobie siłę, żeby działać, nie był tak skatowany jak pozostała dwójka. Nie spodziewała się wtedy, że z nich wszystkich to prawie nieprzytomny Ohar stanie po jej stronie i wykaże chociaż odrobinę determinacji.
Nie odpowiedziała na pytanie o jelenie, choć to było tylko jedno z przypuszczeń, jakie usłyszała na temat jego matki. Wolała nie zastanawiać się, ile już w życiu nasłuchał się takich komentarzy. Człowiek z czasem mógł się uodpornić i zobojętnić, ale to nie znaczyło, że się mu one podobały. Dlaczego Pogad była mu tak przeciwna?
- Parę sztuczek to więcej, niż potrafi większość piratów - odparła. - To znaczy, czego się można po tobie spodziewać dokładnie? Magia pochodząca z... takiego źródła, jak twoje, może niepokoić.
Ruszyła w stronę drzew, by wejść pomiędzy nie. Słońce jednak grzało zbyt mocno, by stała bezpośrednio w jego promieniach. Ukrycie się pod koronami liści, które przynajmniej częściowo je filtrowały, było jedynym obecnie możliwym substytutem kapelusza. To, albo powrót do środka.
- A Agnogg i Zigi? Co potrafią, poza rozwieszaniem sznurków na pranie?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

101
POST BARDA
Jelonek rozciągnął kącik ust w półuśmiechu.

- Taaak... były drogie w utrzymaniu. Więcej, niż to było warte. - Dodał, nie kryjąc tego faktu, choć przez wzgląd na straconego kapitana być może powinien lepiej wypowiadać się o jego pomysłach. - Na Północy nie mieliśmy takiej ładnej pogody, jak tutaj, więc kamuflaż nie zawsze działał. Gdyby niebo ciągle było takie bezchmurne, bylibyśmy najbogatszymi piratami na tamtych wodach. - Parsknął suchym śmiechem. - Ale nie zawsze tak było.

Samael ruszył dalej, u boku kapitan. Z pobliskiego drzewka zerwał gałązkę. Miała zająć mu dłonie w chwili niezręcznosci, więc zaczął obrywać z niej listki.

- Tamtych, pozostałych, poznaliśmy w więzieniu. - Wyjaśnił krótko. - Było nas więcej, ale do Keronu została wysłana tylko ta grupa. My trzej, bo nasze działania były na kerońskich wodach. Reszta, nie wiem. - Przyznał. Kolejny listek pofrunął na wietrze, a Samael zasępił się na moment. - To nie tylko magia, kapitanie, dla większości ja cały jestem niepokojący. - Mruknął, nie zdradzając niczego, co nie byłoby powszechnie znane. - Tym bardziej dziwię się, że to nie przeszkadza Gustawie. Nawet starsza konserwatywna pani może być bardziej otwarta niż zgraja przestępców. Ale spokojnie, kapitanie, jestem piratem. Mam twardą dupę. - Wymuszona wesołość źle brzmiała w jego ustach. - Mój ojciec był leśnym demonem, więc niestety nie mam umiejętności związanych z wodą ani wiatrem. Ale potrafię obchodzić się z drewnem. - Na dowód, gałązka w jego dłoniach zaczęła się giąć i plątać, by ostatecznie zawiązać w kilka pętelek, tworząc wzór, którego natura nigdy nie byłaby stworzyć sama. Nowa forma gałązki był raczej plątaniną bez ładu i składu, ale i tak mogła zrobić wrażenie. - Nie załatam dziury w kadłubie, ale naprawię pęknięcia. Nic o tym nie wiem, ale też podobno sprowadzam nieszczęście albo sprawiam, że komuś kuśka nie staje. - Uśmiechnął się pod nosem. - Zresztą, pani to pewnie wie, jest pani kobietą. Niektórzy pewnie szanują panią jeszcze mniej, niż mnie.

W zdominowanym przez mężczyzn zawodzie Vera nie zawsze miała łatwo. Obrywało się nie tylko jej, ale też babińcowi, jaki sprowadziła na statek. Niektórzy piraci potrafili być bezględni w swoich poglądach i brutalni, gdy chodziło o ich przełożenie na czyny.

- Agnogg, widziała pani. Wielki jak dąb i silny jak wół, niedużo mówi, ale pracuje za trzech! Zigi ciągle się uczy, ale to dobry chłopak, pracowity, ma głowę na karku. Dasz im szansę? To znacz: da im pani szansę? Moje słowo może niewiele znaczy, ale ręczę za nich. To świetni załoganci! Jeśli miałaby pani kogoś wybierać, to ich!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

102
POST POSTACI
Vera Umberto
Uśmiechnęła się lekko, opuszczając wzrok pod nogi.
- Mój statek ma żagle w pasy. Zdjęliśmy je, płynąc do Karlgardu, zmieniliśmy na zwykłe, białe. Może twój kapitan był do nich przywiązany, tak jak ja do swoich, pasiastych. Ciekawe, czy zmienili je z powrotem przez czas mojego pobytu tutaj - zamyśliła się. Byłaby to miła niespodzianka dla uratowanej kapitan, która przez wiele dni nie widziała Siódmej Siostry, ale wątpiła, by ktokolwiek na to wpadł.
Uniosła na Samaela zaciekawione spojrzenie. Był, jak to Ashton ujął, proaktywny, a do tego miał zdolności, które mogą pomóc na statku? Załatać pęknięcia w kadłubie bez remontu? Odjęłoby to sporo roboty Mardzie, która zwykle odpowiedzialna była za naprawianie wszelkich uszkodzeń. Nad czym ona się w ogóle zastanawiała? Pogad będzie musiała się pogodzić z jego obecnością na Siódmej Siostrze i tyle, a Umberto dołoży wszelkich starań, by załagodzić ewentualne konflikty pomiędzy tą dwójką. Może jeśli poznają się lepiej przed wypłynięciem i orczyca przekona się, że nie ma się czego obawiać ze strony rogatego, przestanie obnażać zęby za każdym razem, gdy pojawi się on w okolicy. Zresztą, nie wszyscy muszą się lubić.
- Ostatnio zastanawiam się, czy nie mają w tym trochę racji - mruknęła. - W tym, że baba na pokładzie pecha przynosi. My go mieliśmy całkiem sporo. Chociaż... z drugiej strony, ze wszystkiego udawało się nam wyjść obronną ręką, więc może nie jest tak źle, a choć pozbyłam się dwóch kobiet i straciłam dwie kolejne w ataku syren, to i tak mamy ich w załodze więcej, niż ktokolwiek inny.
Nie chciała użalać się na to, ile kosztuje ją wypracowanie sobie szacunku wśród innych kapitanów. Narzekać na szanty o swoich cyckach i romansie z oficerem, których jeszcze Samael może nie słyszał. Ona też musiała mieć twardą dupę, jak to jelonek ładnie ujął i miała ją - w innym przypadku dawno już coś by ją trafiło i zmyłaby się z Harlen na dobre. Z powrotem uniosła wzrok na towarzyszącego jej mężczyznę, zachwalającego swoich dwóch towarzyszy. Na wszelki wypadek nie proponował samego siebie i w sumie doskonale to rozumiała.
- Ile Zigi ma lat? - spytała. - Możecie popłynąć z nami. Wszyscy trzej, jeśli chcecie. Wcześniej czy później będziemy na pewno płynąć na Harlen. Jeśli o ciebie chodzi... - zamilkła na moment, zastanawiając się, jak to ubrać w słowa. - Pogad jest bardzo wartościowym członkiem załogi, a ja nie chcę burd na swoim pokładzie. Zawierzyłabym jej swoje życie i w sumie kilka razy bym je już straciła, gdyby nie ona. Nie mogę ignorować jej obaw, nawet jeśli nie są uzasadnione. Mimo to, spróbuję ją przekonać, uspokoić. Powiem, żeby porozmawiała z Agnoggiem. Tobie sugeruję jej nie podpaść na dzień dobry. Jeśli to się nie uda... będę musiała gdzieś cię zostawić. Na Harlen, albo tutaj, jak wrócimy po Corina. Czy ci to odpowiada?
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

103
POST BARDA
- O tak, kapitan był bardzo przywiązany do całego statku, nie tylko do żagli. - Zgodził się Jelonek. - Było parę rzeczy, których nie pozwalał zmieniać. Spodziewam się, że u pani jest tak samo. - Mruknął. Gałązka w jego rękach rozwinęła się, by przyjąć swój poprzedni kształt. Zerwane listki nie odrosły. - Nie każdy rozumie, że trzeba to uszanować. To pani statek, pani dom, pani o nim decyduje.

Samael mógł nie zdawać sobie sprawy z tego, jakie wrażenie sprawiło jego obycie z drewnem. W jego oczach, była to tylko sztuczka, coś, co przekazał mu we krwi ojciec, pozwalając manipulować tworami natury wedle swojej woli, chociaż z wieloma ograniczeniami. Nie był przecież demonem natury, a jedynie jego pomiotem, który miał nieszczęście urodzić się pod taką gwiazdą.

- Nie jest tak źle, Siódma Siostra ciągle pływa. - Spróbował ją pocieszyć. - Więc pech nie może być taki zły. Walczyła pani z syrenami? Mam wrażenie, że życie na pani statku musi być ciekawe.

Wkrótce dotarli do kresu oliwnego gaju. O niski, wapienny klif rozbijały się fale, były jednak zbyt niskie, by ich dosięgnąć. Samael stanął przy krawędzi.

- Zigi ma... mm, pani kapitan, będę z panią szczery. Ma czternaście, ale wszystkim mówi, że szesnaście. Proszę nie skreślać go przez wiek. I-i... jest pani pewna? My, wszyscy trzej? Ja też?- Jego spojrzenie znów odbiło w bok, oczy ogrągłe, jak u wystraszonej sarny. - Wszyscy trzej? Będę bardzo, bardzo wdzięczny, jeśli zechce mnie pani zabrać choćby na Harlen! Ze swojej strony mogę obiecać, że nie będę wchodził w drogę Pogad i przydam się, jak tylko mogę. Dziękuję!
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

104
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mhm - zgodziła się. - Ciągle pływa.
I całe szczęście. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co zrobiłaby ze swoim życiem, gdyby straciła statek. Bez niego była nikim. Wolała się nad tym nie zastanawiać, bo nie budziło to przyjemnych przemyśleń. Uśmiechnęła się do Samaela krótko.
- Ostatnio jest ciekawsze, niż bym chciała.
Czternastolatek. Kolejny dzieciak na pokładzie. Nie wyglądał na aż tak młodego i miał już doświadczenie, ale Vera rozumiała teraz, skąd brał się jego rumieniec w reakcji na zaczepne przytyki kolegów. Z czasem pewnie nauczy się odpowiadać na nie równie złośliwie. Westchnęła, wbijając wzrok w horyzont. Już niedługo będzie mogła rozwinąć żagle i pożeglować tam, dokąd przez ostatnie dni mogła tylko sięgać spojrzeniem. Wypłynąć na otwarte morze na swoim statku, choć będąc zamkniętą w lochu Kompanii nie była pewna, czy jeszcze kiedykolwiek stanie za jego sterami. Miała nadzieję, że jeśli przyjdzie jej przedwcześnie umrzeć, to przynajmniej umrze na Siódmej Siostrze, lub blisko niej.
- Szesnastolatka mogę przyjąć. Nie będę brać do załogi młodszych dzieciaków - westchnęła, zerkając na Samaela znacząco. - Dobrze, że Zigi już tyle skończył.
Następny, którego życie musiało przetyrać w tak młodym wieku. Skąd się brali tacy jak on, jak poszukiwany w Karlgardzie Trip? Może przynajmniej Zygmunt nie będzie miał przed nią sekretów i nie będzie uciekał w panice, gdy Umberto zada mu jakieś pytanie.
- Nie jestem pewna, dlatego uprzedzam cię, że być może nie będziesz mógł zostać. Ale spróbujemy to jakoś załatwić. Chyba, że podoba ci się tutaj i chcesz zostać z Gustawą. Może lubisz, jak się cię tarmosi za policzki; ja tego robić nie będę, przykro mi - uniosła wzrok na słońce. - Muszę iść. Kapitan Leobarius na mnie czeka.
Obróciła się w miejscu i przesunęła spojrzeniem wzdłuż sylwetki Samaela. Po raz pierwszy od dawna miała możliwość przyjęcia do załogi kogoś, kogo już sprawdziła, z kim przeszła już najgorsze. W dodatku miał doświadczenie, on i dwóch pozostałych byłych załogantów Chyżego.
- Osmar jest w porządku - dodała jeszcze. - To on przekonywał mnie, żebym dała ci szansę. Mój bosman, krasnolud. Możesz z nim porozmawiać, jeśli będziesz chciał. Tylko, błagam, jakkolwiek by cię nie namawiał, nie zgalaj mu brody. Widzimy się później.
Pożegnała się, zostawiając rogatego na nabrzeżu i ruszyła z powrotem do rezydencji. Czekała ją poważna rozmowa.
Obrazek

Pustkowia i nabrzeże na wschód od Everam

105
POST BARDA
Rogaty skinął kapitan głową. Większość zagadnień rozumiała się sama przez siebie.

- Jeszcze raz dziękuję. Tak, oczywiście, przecież Zigi skończy siedemnaście w przyszłym miesiącu. - Przeciągnął żart Sam. - Trzeba mu będzie wyprawić urodziny. Obym do tego czasu był jeszcze z wami! Obawiam się, że Gustawa nie wie, ile problemów może mieć przez spoufalanie się ze mną. Z piratami jest łatwiej, jestem, zdawałoby się najmniejszym kłopotem. - Wyszczerzył zęby w zadowoleniu, bo teraz, gdy kapitan zaproponowała mu miejsce w załodze, miał o jego zmartwienie mniej. - Obiecuję nie zgolić brody bosmanowi, o ile pani obieca mi, że nie będzie traktować nas jak papużki nierozłączki. Agnogg i Zigi o świetni marynarze, szkoda by było ich stracić ze względu na mnie.

***

Na Leobariusa czekała tylko chwilę. W ogrodzie, przy wciąż nie zastawionym stole, mogła usiąść z kapitanem Białego Kruka w cieniu kwitnących drzew. Ktoś podał im po szklanicy chłodnego piwa.

- Doprawdy, przepiękne miejsce. - Zaczął Gregor, obserwując ptaki skaczące między listowiem. - Raj na ziemi, chciałoby się rzec. Wierzę, Vero, że odpoczęłaś. Powiedz mi proszę, o czym chciałaś rozmawiać? Domyślam się, iż o pieniądzach. - Gregor upił swojego napoju. - Nie jesteś nic winna załodze Białego Kruka, ale musisz spłacić rachunek u pana Aspy. - Powiedział wprost, nie owijając w bawełnę, wiedząc, że Vera i tak go pogoni.

Wymienił koszta - nie tylko zakwaterowanie w Everam, ale też finanse związane z wyżywieniem, napitkiem i obsługą w postaci Gustawy. Nie omieszkał nawet doliczyć ochrony złożonej z załogantów Królowej Balbiny oraz usługi lekarza z załogi Dłoni Sulona. Z Hewelionem miał rozliczać się oddzielnie. Suma wyszła na tyle duża, że Vera mogła liczyć trzy, może nawet cztery rabunki, o ile nie będą zbyt bogate.
Obrazek

Wróć do „Everam”