POST BARDA
Eldar nie był sam - miał ze sobą Riverę, Gerdę i wielu innych marynarzy, o wiele bardziej doświadczonych w pracy na statku. Wybór akurat jego był bardziej przypadkiem, aniżeli uznaniem. Irina, która większość czasu w Everam spędzała sama, kryjąc się przed wszystkimi, mogła wybrać każdego. Elf uniósł wysoko brwi i uchylił usta, jakby nie wiedział, co powiedzieć! Dopiero doprecyzowanie, że tęsknota dotyczyła statku, nie jego, pozwoliła mu odetchnąć. Nie potrafił ukryć rumieńca, tym ciemniejszego, gdy jego spiczastych uszu dobiegł rechot Rivery.
Lekki uśmiech na twarzy Gregora sugerował, że ten rzeczywiście cieszył się ze spotkania. Bystre spojrzenie pirata utkwiło na dłuższy moment w pani kapitan.
- To może poczekać. - Zapewnił. - Nie spieszmy do interesów, Vero, gdy nadszedł czas na wesele.
- Parę dni wesela? Świetnie! - Rivera ucieszył się. - Możemy od razu ożenić pana Yetta i paną kapitan, hehe! Ale jeżowca nie chcę, chyba że w zupie. Właśnie! TRIIIIP! TRIP, CHŁOPIE!
- Panie Rivera... - Leobarius skrzywił się, gdy pirat zaczął wrzeszczeć mu koło ucha. Nawet uniósł dłoń, jakby chciał odgrodzić się od dźwięku.
- Kapitanie! Możesz sobie jeździć na odpoczynki, ale, kurna, kuka to nam więcej nie zabieraj! TRIP! Maruda chciała nas potruć! - Pożalił się, a w jego oczach stanęły prawdziwe, autentyczne łzy! - TRIP!
Poruszenie na dziedzińcu zaalramowało innych piratów, którzy zaczęli spływać na placych. Załoganci Siódmej Siostry cieszyli się, wiedząc, że niedługo wrócą na morze. Nieliczni ludzie Gregora, którzy zostali w Everam, witali się ze swoim kapitanem, również ci od Heweliona i Uronga przyszli, gdy musieli wyczekiwać powrotu do swoich załóg.
- Czy to pan kapitan, Vero Umberto?
- ...mistrzu?
Spoiler:
- Widzę, że mistrzowi również odpoczynek służy. - Ucieszył się Gregor, kiwając magowi na powitanie. - Ufam, że to pod pani okiem nasz mistrz Ighnys odpoczywał w tym wspaniałym miejscu.
Czarodziej stanął w pewnym oddaleniu, między mężczyznami z załogi Leobariusa, u boku swojego syna.
- Wołam kuków, będziem żreć. - Osmar potarł pulchne dłonie. - W ogrodzie, co? TRIIIP!
Między tłum wpadł zziajany, wystraszony kuk.
- Co?!