POST BARDA
Obudziłeś się, elfie.Znajomy głos Autha przesycony był nietypową, obcą emocją. Prawie jakby odczuwał ulgę na widok Shirana - bo też widok ten ukazał mu się, kiedy Neela poderwała się i podbiegła do okna, by szeroko otworzyć drewniane okiennice. Kruk natychmiast zasiadł na parapecie, strosząc pióra, nie zwracając uwagi na białowłosą, która obok niego wychylała się właśnie na zewnątrz, by zorientować się, jak wygląda okolica. Niestety, okno ich pokoju wychodziło na zieloną gęstwinę, która niczym nie różniła się od dżungli, do jakiej zdążyli się już przyzwyczaić.
Ptak odbił się od parapetu i nieporadnie wleciał do pokoju, starając się nie rozbijać się o nic. Tutaj, we wnętrzu o dość ograniczonej przestrzeni, wydawał się wyjątkowo duży. Początkowo wyglądał, jakby chciał usiąść półelfowi na ramieniu, ale wykazał się zaskakującą empatią i zacisnął szpony na drewnianej ramie łóżka, zamiast na jego nagiej skórze. Przyglądał mu się uważnie, jakby szukał jakichś nieprawidłowości - a przecież mógł się ich spodziewać, kilkumiesięczna drzemka nie mogła pozostać bez konsekwencji.
Zostawiłeś mnie. Myślałem, że to już koniec. Kilka nocy temu zacząłeś wracać.
Załopotał skrzydłami.
Jesteś tak samo brzydki, jak zawsze.
Nellrien, siedząca na brzegu swojego łóżka, parsknęła rozpaczliwym śmiechem, podnosząc twarz, którą ukrywała w dłoniach i przenosząc spojrzenie na Autha.
- Świetnie. Jeszcze rozumiem twojego kruka - jęknęła. - Jak podczas zaćmienia. To nie jest dobry znak.
Faktycznie, słowa ptaka dotarły do wszystkich, nie w formie niezrozumiałego krakania, a jako sensowne wypowiedzi. Zwierzę zamarło, zaskoczone, wpatrując się w kapitan, a potem przenosząc wzrok na Aremani. Czemu na nią? Kto wie, może darzył ją większą sympatią, niż resztę. Wszak zdarzało się jej go dokarmiać w chwilach swojej dobroci dla zwierząt.
Niestety, nikt nie przyniósł zielarce wody. Musiało wystarczyć jej pocieszające klepnięcie w ramię od barda. Prawdopodobnie kubek podałaby jej Neela, gdyby sama nie panikowała teraz, najpierw przy oknie, a potem wśród swoich rzeczy. Uklękła przy plecaku i nerwowo wyciągała z niego zawartość, jakby chciała czym prędzej dogrzebać się do samego dna. Kolejne falbaniaste koszule lądowały na podłodze, zalewając pokój dywanem z jedwabiu i żakardu, dopóki dziewczyna nie znalazła tego, czego tak rozpaczliwie szukała - co to jednak było, pozostało dla nich niewiadomą, bo nie opróżniła plecaka do końca.
- Czyli nie przeszło nam to, co nałożyły na nas driady - skomentowała cicho, gdy już się względnie uspokoiła, choć głos wciąż jej drżał. - Przez ponad pół roku. Zawsze już będę mieć... rogi.
Zaczęła niedbale pakować swoje rzeczy z powrotem tam, skąd je wyciągnęła, poza jednym zestawem ubrań, jaki najwyraźniej zamierzała na siebie teraz założyć. Cokolwiek czekało na nich za drzwiami, nie mogła wyjść na powitanie tego w koszuli nocnej, jak leśna zjawa. Był tylko jeden problem - w przeciwieństwie do Nellrien czuła opory przed przebieraniem się przy wszystkich. Zgarnęła więc nowe rzeczy i podeszła do zielarki, by usiąść obok niej i pocieszająco poklepać ją po kolanie.
- Ja myślę, że jednak dziewiętnaście - powiedziała po chwili. - To nic takiego. Tylko upływ czasu. Po tym, na co natrafiliśmy w dżungli, nie wydaje się taki straszny. Przynajmniej nie zostawili nas w tej jaskini, zobacz.
Próbowała pocieszyć, choć sama ledwo się trzymała. Była blada, bardziej, niż zwykle, a w połączeniu z jej białymi włosami i oczami wydawała się zwyczajnie chora. Nie narzekała na samopoczucie, ale czy kiedykolwiek słyszeli, żeby narzekała, poza chwilą, w której zorientowała się, że zdriadziała?
Zawołana przez Shirana Nellrien podniosła na niego wzrok, a potem pokręciła przecząco głową. Chyba nie zamierzała nigdzie z nim w tej chwili iść. W przeciwieństwie do obu mężczyzn, podzielała szok Aremani, związany z czasem, jaki upłynął. W jej przypadku to nie było tak proste, jak u nich wszystkich - ot, mieli gdzieś jakieś rodziny, bliskich, ale wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że wybierają się na ekspedycję i mogą wrócić po wielu miesiącach, o ile w ogóle. Nellrien była kapitanem statku, który w tej ekspedycji uczestniczył. Miała swoich ludzi, swoje zobowiązania. Swój podpisany kontrakt. Co się stało z tym wszystkim? Starała się zachowywać zimną krew, ale wystarczyło na nią spojrzeć, by zorientować się, jak bardzo obawia się wyjścia z kliniki i zobaczenia, jak teraz wygląda jej życie, zwłaszcza, że coś - choć nie wiadomo jeszcze co - stało się ze statkiem. Ich życia nie zmieniły się przez ten czas wcale; jej zostało obrócone do góry nogami.
- Tak - powiedziała nieprzytomnie. - Muszę się napić. To jedyne, czego jestem pewna. Ale zaraz - podkreśliła, gestem zachęcając Shirana, by jeszcze nigdzie stąd nie szedł. - Poczekajmy tu na... kogoś. Na Hastrona. Jeszcze chwilę.
Niezależnie od tego, czy półelf postanowił opuścić ich towarzystwo, czy też nie, po drodze spotkał tę samą młodą kobietę, która wpadła do ich pokoju wcześniej. Była zdyszana, jej policzki zaczerwienione, a włosy rozwiane. Musiała biegiem pędzić w tę i z powrotem.
- Pan... Hastron już... już do was idzie - powiedziała, z trudem łapiąc oddech. - Czy potrzebujecie czegoś? Jesteście... jesteście głodni? Jak się pan czuje? - bezceremonialnie wyciągnęła rękę w górę, by oprzeć dłoń o czoło Shirana. - Tak bardzo mi przykro. To nie miało tak wyglądać. Myśleliśmy, że zaglądamy do was wystarczająco często. Nikt nie spodziewał się, że...
- Przestań ględzić, dziewko - z końca korytarza zagrzmiał znajomy głos krasnoluda.
Hastron nie biegł tak, jak ona, ale widać było, że się spieszy. Ubrany w swój roboczy strój, wycierał dłonie w jakąś szmatkę, musieli więc obudzić się w środku jego dnia pracy. Gdy dotarł do półelfa, poklepał go po plecach i popchnął z powrotem do pokoju. Jego brwi zmarszczone były w nietypowym dla niego zaniepokojeniu - zwykle chodził i krzyczał na ludzi, nie przejmując się niczym; kto miał umrzeć, ten umierał, a kto miał żyć, tego w miarę możliwości ratowali. Tutaj sytuacja była nieco bardziej skomplikowana.
- Nie powinienem był zostawiać notatek u was - mruknął medyk pod nosem, zabierając kartki z ich rąk i składając je z powrotem w stertę, którą związał rzemieniem. - Kto by pomyślał, że się podniesiecie i zabierzecie za lekturę na dzień dobry. Pacjenci po śpiączkach nie przeciągają się i nie wstają, gotowi do działania, ale najwyraźniej wam tego nikt, kurwa, nie powiedział. No trudno. Co się stało, to się nie odstanie.
Przeniósł wzrok na Neelę, ściskającą w dłoniach zwitek ubrań.
- Widzę, że znaleźliście swoje rzeczy. Namioty trzeba było zwinąć - wyjaśnił, podchodząc do dziewczyny, by przyjrzeć się jej z bliska. W jego oczach znów błysnęło zmartwienie. - Zanim zasypiecie mnie tysiącem pytań, a Alse wyprowadzi was na zewnątrz, proszę mi powiedzieć jak się czujecie. Widzę, że chyba jakimś cudem nie najgorzej, ale przygotuję wam jeszcze zioła.
Spoiler: