Wioska Arlen

1
Niewielka osada umiejscowiona w pobliskim towarzystwie Wzgórza Rahion u samego podnóża. Osada nigdy nie należała do najbardziej istotnych w regionie, jednak to tutaj, na jednym ze wzgórz wybudowano niezwykle wydajny młyn, którego właściciel od lat pełni rolę sołtysa tej osady. Sama wieś szczyci się wyrabianą przez siebie mąką jako wyjątkową w tym regionie. Możliwe, że dzieje się tak za sprawą zbóż zbieranych z kilku, wyjątkowo niewielkich pól przynależących do farmerów, którzy zamieszkują osadę. Mąka, która jest tutaj produkowana, służy mieszkańcom nie tylko na handel z innymi wsiami lub okolicznymi fortecami, ale również do wyrobu własnych wypieków, które są dosyć sławne pośród innych okolicznych wiosek. Jeśli stwierdzić co najlepszego spotkało tę wioskę przez ostatnią dekadę, to należałoby wspomnieć, że nie nawiedził jej żaden kataklizm, a to już było jakieś osiągnięcie jak na królestwo Keronu. Możliwe, że jest to zasługa samych bogów, bo tutejsi ludzie byli wyjątkowo pobożni i z radością przyjmowali w swoje strony sługi i innych boskich wysłanników.

Zwracając uwagę na punkty zainteresowania w wiosce i okolicy, należałoby wskazać właśnie Młyn znajdujący się na jednym z wzgórz, widocznym już z daleka a w samej wiosce całkiem spory budynek służący za piekarnię. Ze względu na ochocze przyjmowanie zakonników i innych współwiernych w osadzie znajduje się również zajazd z kilkoma pokojami na piętrze. W okolicy wioski również jest kilka niewielkich chat myśliwskich. Nie mniej nie są one aktywne przez cały rok, gdyż kto pozwoliłby zwykłym wieśniakom polować na należące do króla zwierzęta... Oczywiście nie o każdym upolowanym jeleniu musiał wiedzieć. Prócz tego tutejsza ludność to zwyczajni farmerzy i wyrobnicy.

Do samej wioski można było się dostać traktem od południa, który prowadził przez niewielki bród na rzece, dzięki któremu można było dostrzec do Gryfiego gniazda oraz z północy, jeśli ktoś nie obawiał się podróżować górami od strony szczytu irios.

Wioska Arlen

2
POST POSTACI
Dorian
Tak jak co dzień mężczyzna przedzierał się przez sporą gęstwinę okolicznego, zalesionego terenu aby dotrzeć do niewielkiej osady, w której okolicy przyszło mu egzystować od kilku lat. Tym razem sprawa wyglądała nie mniej tak samo. Darion, były sierżant kerońskiej armi wlókł, a w zasadzie niemal tachał za sobą wóz z paroma skórami oraz coś na wzór zasobnika zamkniętego na tyle szczelnie szpuntem, ile się dało pod kątem ręcznego dociśnięcia otworu. Rozglądał się po okolicy ubrany w skórzany kaftan i nieogolony od paru dobrych dni, doglądając farmerów poruszając się wzdłuż żyznej gleby. Ciągle szli w swej monotonii do ciężkiej orki, aczkolwiek w tym krajobrazie Hodges odczuwał pewnego rodzaju spokój oraz ulgę. Całość prezentowała się tak banalnie prosto, co czyniło tę wizję w jego głowie piękną. Należał wszak do grupy zwykłych ludzi, starających się wiązać koniec z końcem. Przy tej rutynie snuł się nieco zmęczony w stronę centrum wioski, aby niedaleko młyna starać się dorwać sołtysa. Gdzie znajdował się ten gagatek? Pewnie zbijał bąki w domu, lecz co mógł mu na to powiedzieć były żołnierz? Niewiele, gdy ten w zasadzie zarządzał całą połacią tych ziem - pomijając króla oczywiście. - Dzień dobry, mam skóry dla was. - z braku laku w jego inwestygacji położenia opiekuna farmy udałby się pod młyn, szukając pracownika. Myśliwy spoza Arlen nie będzie wszak czekał całego dnia na przybycie Wielmożnego Pana czy osoby za to odpowiedzialnej, a musiał się gdzieś dowiedzieć gdzie może zestawić zdobycze. - Częściowo zasoliłem mięso, ale długo ono tutaj nie postoi. Trzeba wpakować do piwnicy do dalszego przerobienia na odpowiednią okazję. - wyjaśnił pokrótce, aby nie było wątpliwości w kwestii upakowanej beczki.

Bez odpowiedniego wózka mężczyzna by tego prawdopodobnie nie przytachał, aczkolwiek pozostawał w tym momencie całkiem mobilny. Poprawił w międzyczasie swój pancerz, podobnie jak łuk na ramieniu z kołczanem strzał. Pogoda póki co w miarę dopisywała, ale co będzie dalej? Straż znowu spróbuje podejść pod okoliczne tereny, nękając biedotę o większy podatek? Kto wie. Rozkazy władcy od dawna nie podchodziły pod przekonania wojownika. Jedyne jednak co mógł w istocie robić to swoje, starając się unikać wzroku stróżów prawa pośród łona natury. W każdym razie zaczeka jeszcze kilka minut na przybycie odpowiedniego wieśniaka czy spasionego urzędnika. Spojrzał na niebo, takie czyste w tamtym momencie. Nabrał sporo powietrza w płuca. Szykował się przed nim kolejny, pracowity dzień. Żywot nabierał powoli lepszych barw od dawnych przeżyć łucznika. Brak kataklizmów i gustowny, sprawny młyn! Czego więcej chcieć jak nie krystalicznego porządku ciszy oraz dobroci zwierząt? Być może właśnie odszedł należycie na tak potrzebną od dekady emeryturę.
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 23 maja 2022, 18:54 przez Marius, łącznie zmieniany 1 raz.

Wioska Arlen

3
POST BARDA
Życie w okolicy wioski i farm potrafiło otworzyć w człowieku nowe spojrzenie na świat. W końcu Dorian mógł zwolnić, nawet jeśli wciąż obawiał się, że ktoś będzie go szukał, to właśnie tutaj mógł zwolnić i odpocząć, naprawdę odetchnąć, polując albo właśnie obserwując pracę z dnia na dzień, tutejszych ludzi. Było w tym coś osobliwego. Wstać rano, zjeść w spokoju śniadanie, pracować, potem obiad i zająć się swoimi sprawami, powoli i bez pośpiechu, bo przecież nie uciekną i nie znikną za rogiem. Jedynym poganiaczem były pory roku i czas żniw.

Polowanie nie trwało krótko, obserwacja a późniejsze upolowanie zwierzyny, wszystko zajmowało czas, wstępne przygotowania i tak należało przeprowadzić względnie na miejscu ubicia zwierza, wszelkie późniejsze mogły poczekać na to, aż wrócisz do swojego niewielkiego domostwa. To wyjaśniało, czemu nie zadbałeś o swoją brodę. Nie mniej, nie byłeś już w armii i nie musiałeś się z tym pilnować tak samo jak wtedy. To też nie tak, że w oddziałach prowadzono jakieś straszliwe regulacje odnośnie długości dozwolonej brody, nie mniej, żołnierz musiał wyglądać stosunkowo godnie, a zapuszczony zarost taki nie był. Przybyłeś do wioski wraz ze swoim urobkiem. Skóry i mięso były, jak zazwyczaj. Jednego z pracowników młyna znalazłeś na miejscu, zawsze ktoś się tam kręcił. – Skóry, tak? — Spytał znajomy ci mężczyzna. Nazywał się Niclas. Wzrostu był podobnego tobie. Blondyn, krótko ostrzyżony, jedynie z wąsami. Spoglądał on na twój wóz, lekko przecierając ręce. – Jasne. Co do skór, możesz je zostawić. Ja już się nimi zajmę... Może będziesz chciał się rozmówić z sołtysem. Nie mógł przyjść, ale będzie w zajeździe. Jacyś goście się zapowiedzieli z wizytą i chciał się z nimi spotkać. Może ich uprzedzisz. — Mówiąc, delikatnie gestykulował i zakończył, wskazując ci kierunek osady. – W sprawie mięsa to jak zawsze z Mylem z zajazdu albo ze Stanlerem — Co oczywiście oznaczało, że mięsa od ciebie nie weźmie. Sam Stanler, jak zwykle z chęcią jednak brał przygotowywane przez myśliwych mięsa i inne, bardziej osobliwe wyroby. Miał układy z wędrownymi kupcami i potrafił utargować całkiem niezłą cenę za nietypowe towary. Kimże jednak był owy mężczyzna? Nie znałeś go za dobrze, raczej trzymałeś dystans, bo była to osoba wielu słów i znajomości jak na taką wioskę. Nie chciałeś się przecież rzucać w oczy. Wspomniany facet żył na wiecznym wynajmie pokoju w tutejszym lokalu, ale to nie było wszystko, bo żył również w dobrych relacjach z większością osady i zapowiadało się, że być może niedługo sołtys powierzy mu w wiosce jakąś funkcję. Zważywszy na łeb do interesów, możliwe, że opiekę nad tutejszą wersją spichlerza i magazynu, tak przynajmniej się mówiło w wiosce, czy była to jednak prawda?

– I co? Dalej nikt cię nie niepokoi w twojej samotni Dorian? — Zabierał się powoli za zebranie przywiezionych przez ciebie zwierzęcych skór.

Niclas

Wioska Arlen

4
POST POSTACI
Dorian
Na słowa Niclasa mężczyzna o surowym wyrazie twarzy przytaknął z krótkim komentarzem, jakoby przyjmując te informacje niczym wytyczne do następnego manewru na polu wroga. Mocny, nawet nieco przepity głos to odzew niczym od oficera musztry gotowego na śmierć ze swoimi podopiecznymi. - Wpadnę tam, bo ten piernik nie da mi spokoju. - Prezencja Doriana wskazywała jasno, że jest to człowiek czynu niżeli słów. Jak większość żołnierzy sprawiał wrażenie chłodnego, twardo stąpającego po ziemi faceta z bagażem doświadczeń. Obie te rzeczy miały faktyczne przełożenie na rzeczywistość, a komuś kto odsłużył dekadę w armii w burzliwych okresach kraju nie da się odmówić wielu powracających we snach i na jawie traum. Hodges to na pierwszy rzut oka typowy weteran, który resztę życia zamierza spędzić na spokojnym zajmowaniu się własną ziemią gdzieś na odludziu, toteż Arlen zdawała się nadawać idealnie na takie miejsce. Czemu miałby uciekać poza Keron? Prawdopodobnie nie dałby rady przyzwyczaić się do klimatu stepowego lub mroźnych niekiedy wysp. Wybrał swoją ojczyznę w dalszym ciągu, odseparowany od większych miast czy w ogóle aglomeracji ludzkich. Takie interakcje jak teraz działały niezwykle terapeutycznie na niego - czasami mógł z kimś pogadać, jednak to nie jest konieczność. Zabierający skóry gość nie należy do klasy urzędników i nie będzie prawdopodobnie go nawiedzał w samotni myśliwego. Została tylko postać Sołtysa, aczkolwiek jednego pasibrzucha ex-wojownik był w stanie znieść. Już sobie poradzi z właścicielem ziemskim na swój sposób. Choć czy ktoś miał prawo narzekać czy stawiać mu ostre warunki jak “wolny kmieć” przynosił tyle dóbr natury? Co jak co, ale obecność rodowitego mieszkańca Qerel mogła się przysłużyć wiosce w dużym stopniu, szczególnie gdy ktoś odznaczał się taką pracowitością oraz dyscypliną. Niemniej jednak dalsze losy łucznika pokażą czy znajdzie tutaj swoją przystań na stałe.

W tych rozmyśleniach nad kolejnymi obowiązkami czy też planami na wolny czas, tropiciel stał wyprostowany przy wozie, rozglądając się dookoła. Nabrał powietrza w płuca, zaciągając się porządnie przez nos z przymkniętymi oczami. Czerpał przyjemność z bycia na łonie natury bez konieczności ukrywania się za swoją tarczą lub drzewem w obecności zagrożenia. Czuł się bezpieczniejszy pośród zwierząt niż ludzi, co może niektórych dziwić. Nie było to jednak tak szokujące, bacząc na poczynania niektórych możnowładców lub “światłych” organizacji. Kwestia Stanlera mogła być przykładem, zwłaszcza że miał przyszytą łatkę szczwanego lisa przez łowcę. Hodges posiadał wiedzę na temat jego machlojek? Nie, jednak opinia pozostała opinią. Nie ufał zbytnio nikomu. Pomagał tym, którzy okazywali mu podobne traktowanie bez usilnego włączania do życia społeczności osady. Ex-wojskowy mało interesował się biznesem innych. - Na szczęście nie. Nie jestem tyle wart, aby mnie jacyś koledzy z jednostki szukali po kontynencie czy sam Augustyn. Dopóki wam nie przeszkadzam to będę sobie tam przebywał w pojedynkę. I oby tak zostało. - Ten temat skończył mocnym akcentem, choć nie wywierał odpowiedzią presji na Niclasie. Ot takie obycie odzianego z skórzaną zbroję specjalisty od zabijania ludzi oraz zwierząt. Splunął na ziemie gdzieś kawałek dalej od drewnianej taczki, przyglądając się czynności blondyna. Bez pośpiechu mógł sobie z nim dalej ucinać pogawędkę.
Spoiler:

Wioska Arlen

5
POST BARDA
Mimo swojego doświadczenia Dorian porzucił armię i starał się żyć godnie, w spokoju jako osoba niezwiązana już z wojskiem. Jedno było pewne, zachowanie zdradzało wiele osób i być może kiedyś zdradzi Doriana jeśli nie będzie próbował zadomowić się i asymilować z ludźmi. Niclas nie komentował nastawienia dawnego żołnierza. Na tyle, o ile zdążył go poznać, zauważył, że ten jest dosyć skrytym jegomościem i wolał to tak zostawić, może poza jednym czy dwoma drobnymi zaczepkami ciągnącymi lekko za język, ale raczej poza tym to się ograniczał.

Życie z dala od ludzi na pewno nie pomagało Dorianowi pójść naprzód i jakoś pogodzić się z przeszłością, dryfował niczym w oceanie drzew, otoczony myślami, tylko swoimi, pozbawionymi innego głosu i ciepła. nawet jeżeli lubił samotność, to takie ukrywanie się wcale nie dawało mu lepszej szansy na nowe życie ani na lepsze skrycie się przed żołnierzami, wszak... Dezerterów można było spodziewać się zarówno w lesie jak i kryjących się po wioskach. Ba! Ludzie też byli różni i na najróżniejsze sposoby traktowali obcych przybyszów. Czy Dorian był obcy w wiosce Arlen? Nie koniecznie, ale swój nie był, bo nie chciał być. – Jak sobie chcesz. Twoja wola — Skwitował go blondyn. Dorian był dorosły i mógł robić to co chciał, nawet jeżeli było to zamieszkanie samemu w lesie albo nawet i na łódce pośrodku rzeki. Fakt faktem, nikt go z domostwa w okolicy nie wyganiał, tak samo jak nikt nie bał się przesadnie tego, że ktoś mógłby go szukać, bo tak naprawdę od kogo zostaną wyciągnięte konsekwencje? Na pewno nie od prostych ludzi, którzy po prostu sobie żyją i jakoś sobie radzą.

Niclas zajmował się powoli skórami gdy rozmawialiście albo nawet i dzieliliście się ciszą, po jakimś czasie skończył je wyładowywać i powoli przenosić do składu wewnątrz budowli. Jeśli chciałeś mu w tym pomóc, to też nie miał obiekcji. – Dobra. — Wziął głębszy oddech po tym jak już pozanosił wszystko. – Będzie tutaj... [liczba skór]. Chyba wszystkie się nadają. Co do rozliczenia to z sołtysem. Chyba że chcesz coś ze środka, wtedy możemy odrobinę pohandlować i z sołtysem się to wyjaśni — Wskazał ręką na budowlę, obok której byli, gdzie był młyn a tuż obok przechowalnia, do której wniesiono skóry, które prędzej czy później i tak wylądują w rękach Stanlera albo czyichś innych.
Niclas

Wioska Arlen

6
POST POSTACI
Dorian
Trudno powiedzieć na ten moment z perspektywy trzeciej osoby czy Dorian faktycznie zwyczajnie należał o grupy gburów albo kryło się za tym coś więcej poza ludzką traumą z przeszłości wraz z pewnego rodzaju zacofaniem socjalnym. Weterani wojen, zwłaszcza na terenie Fenistei i Ujścia borykali się z demonami przeszłości jak mało kto. Prości mężczyźni wraz z chłopcami stawali w szrankach wojska ku celów politycznych jak to podczas konfliktów światowych bywa. Nie mieli w wielu przypadkach szans na lepszą przyszłość, a służba w armii mogła oznaczać zniszczenie psychiki każdego człowieka na spokojną emeryturę. Bo czymże był spokój jak odwiecznie jakieś złe wspomnienia powracały do ciebie z najgorszą siłą? Być może ten sposób Doriana należał do jedynych dla niego możliwych, aby swoista “terapia” z samym sobą pośród natury przebiegała całkiem przyjemnie. W ten oto sposób w zasadzie nie miał powodu komentować odpowiedzi Niclasa. Ten facet zwyczajnie musiał przyjąć do wiadomości aktualne podejście Hodgesa, który jak się wydawało szybko go nie zmieni. Najważniejszą kwestią dla myśliwego pozostało zostawienie go samemu sobie, a także brak zbędnej socjalizacji. Układ z sołtysem jak widać działał dla obu stron póki co doskonale. Reszta mieszkańców Arlen zdawała się także traktować byłego żołnierza Keronu jako tło lasu, a to ku uciesze wszystkich.

Koniec końców ex-wojskowy stał sobie dalej niewzruszony okolicą czy też dialogiem, a pomocy dodatkowej nie zamierzał udzielać blondynowi. Kim on był, aby jeszcze wspierać go w prostym wyładowaniu niezbyt ciężkich skór zwierząt? Każdy szanujący siebie gość poradziłby sobie z tym ciężarem, a przecież za takie usługi nikt nie zamierzał Dorianowi dodatkowo dopłacać. Przyjacielska ręka? Nie znali się na tyle dobrze. Czemu łowca miałby ufać jakiemuś wieśniakowi-handlarzowi? No cóż, może nosił wyższy status społeczny, lecz czy miało to w tym momencie znaczenie? Daleko tej parze od kurtuazji szlacheckich z pałacu stolicy zwanej Saran Dun. Mogli sobie darować dodatkowe uprzejmości jako niemalże nieznajome indywidua. - Jeżeli ty zamierzasz się przed nim tłumaczyć to mogę pohandlować, aczkolwiek przyznam że… nie jestem zainteresowany. Alkohol już mam. - Rzekł z pewnego rodzaju żartem w głosie, choć ton pozostawał nadal niezwykle surowy. Łucznik sprawdził dokładnie wóz, mając na względzie nie pozostawienie tam żadnych trofeów z bestii. Chodziło o to, że pozostawione zdobycze też mogły poniekąd się zepsuć, a przecież nikt by tego nie chciał.

Tak czy inaczej wydawało się czysto. - Idę dalej. - Bez wyraźnego pożegnania złapał za rączkę wózka, aby dalej wprowadzić koła w ruch. Średniej postury wojak nie miał zamiaru czekać na resztę bezsensownej pogawędki. Istota niewielu słów, czyż nie? Udał się dalej z mięsem wprost do Sołtysa, gdzie miał ewentualnie zostać dalej pokierowanym. Jak pozbędzie się całego bałaganu z taczki to będzie wolny. Tylko to tak naprawdę się dla niego teraz liczyło. Wrócić do ciepłej chaty z grzańcem w dłoni. Gorzej jak ktoś spróbuje zatrzymać specjalistę od broni dystansowej. Ludzie zawsze znajdą powód.
Spoiler:

Wioska Arlen

7
POST BARDA
Ludzie mimo wszystko przywykli do trudności, jakie rzucał im pod nogi świat, czy to w postaci dekretu jednego władcy, czy nawet samego króla. Zresztą, nie tylko to, bo na wiele rzeczy nie mieli wpływu, jak choćby ataki demonów czy nieumarłych. Mało było ludzi, których niewiele z tego dotknęło, bo nawet jeśli nie spalono im domostwa to jakieś konsekwencje, prędzej czy później i tak do nich docierały.

Niclas nie wydawał się szczególnie przejęty obojętnością Doriana. Ten był tutaj przecież tylko okolicznym łowczym, który nawet nie mieszkał w osadzie, więc czy było się czym przejmować? Raczej nie, zwłaszcza że gburowatość to nie była żadna nowość, a to jaką ktoś skrywa historie, nie zawsze miało znaczenie, zwłaszcza że część z niej tutejsi już znali. Trochę to trwało, ale w końcu skończył i na wozie pozostało jedynie mięso, którym miał się już zająć ktoś inny. W kwestii handlu pokręcił głową przecząco. Z początku może i chciał, lecz po słowach Doriana odrobinę mu się odwidziała ta kurtuazja. Kto wie, co dokładnie z twoich słów do tego doprowadziło. Żart jak żart, ale nie koniecznie musiał tak zabrzmieć z jego perspektywy. W końcu nie znaliście się jakoś dobrze.

Widząc, jak Dorian odchodzi, gość zamknął drzwiczki do środka i gdzieś zniknął za budowlą.

Kilka kolejnych minut drogi z wózkiem i Dorian dotarł do środka osady. Właściwie nie do sołtysa a do zajazdu, w którym ponoć właśnie miał on być. Poza jednym z lokalnych wyrobników, którego mijał po drodze, okolica wydawała się pusta, nawet jak na tę godzinę a ze środka dobiegały przytłumione odgłosy rozmów, zupełnie jakby zgromadzili się w środku. Stojąc blisko można było dostrzec przez okno Sołtysa rozmawiającego ze Stanlerem, ale nie tylko, bo w jego towarzystwie znajdowały się dwie nieznajome postaci. Zupełnie obce. On, krótko ostrzyżony blondyn, ubrany w biały skórzany strój. Ona natomiast miała habit i nakrycie głowy pasujące do zestawu. Gdzieś na ich ubiorze mignął ci również symbol zakonu Sakira.

Niclas

Wioska Arlen

8
POST POSTACI
Dorian
Niclas wraz ze swoim podejściem do byłego członka armii w niczym nie zaskoczył Doriana. Wręcz można powiedzieć, że takie zachowanie łowca uznał za stosowne w tym momencie. Hodges to ktoś niemalże zupełnie obcy dla większości mieszkańców Arlen jak to zostało wcześniej wspomniane. Pomimo w miarę kulturalnej czy koleżeńskiej atmosfery daleko było tej parze lub komukolwiek innemu do zaprzyjaźnienia się z weteranem dwóch wojen, który nadal pozostaje zapewne przepełniony tragediami z tamtego okresu łącznie z oschłym charakterem. W ten oto sposób nikt nie oczekiwał więcej z tej wymiany zdań, przy czym dawny żołnierz wydawał się nader niecierpliwy w swych czynach. Przyszedł załatwić sprawę rzeczowo oraz najszybciej jak się da. Blondyn miał prawo mieć chęci do kontynuowania dyskusji, schodząc na temat typowo biznesowy? Niestety sroga, a także niewzruszona postawa łucznika mówiła mu jasno iż na dzisiaj ich spotkanie musi zostać zakończone. Z tych też powodów samotnik uczynił grzeczność zwyczajnie zbędnym rytuałem i po krótkim zdaniu zwyczajnie odszedł z taczką, nie racząc adresata swej wypowiedzi niczym więcej. Być może już nigdy się nie spotkają? Tego nie wie nikt, lecz bez wątpienia nie będą za sobą za bardzo tęsknić. Wioska wraz z farmerami oczekiwała od emerytowanego sierżanta tego, czego on sam pragnął - spokoju. Wszystko póki co się układało idealnie… i niech… tak zostanie.

Pociągnąwszy zebrane, zasolone nieco mięso udał się w kierunku Zajazdu bze większych emocji w sercu. W tej chwili dalej chodziło o zwyczajne zdanie raportu z łowów, odsprzedanie zdobyczy, aby na końcu oczywiście powrócić do własnego azylu pośród natury. Niby całość doby kreowała się na typowy “dzień jak co dzień”, lecz wprawne oko Doriana wraz z wyczulonymi innymi zmysłami szybko wyłapały nietypowy nastrój lokacji zwanej osadą. Miejscowość w obrębie Gryfiego Gniazda zrobiła się pusta niczym w okresie późnej zimy czy też corocznych letnich festynów ku czci udanych żniw. Problem pojawił się tego typu, że zgodnie z kalendarzem do tego wydarzenia musiało minąć jeszcze kilka lub więcej tygodni. Kolejnym powodem jest kwestia pory. W istocie ranek to nie czas, kiedy ludzie siedzą kompletnie zamknięci w swych domostwach. Co się stało? Mężczyzna z brodą baczniej zaczął obserwować okolicę. Zatrzymał się niedaleko samej jadłodajni, aczkolwiek zachowywał ostrożność pod kątem dystansu. Facet zaparkował przyczepę kawałek dalej niż zwykle - bliżej budynku na prawo od gospody, tuż koło dróżki. - Co do… - Wypowiedział niemalże na głos, kiedy to jego nieunikniona percepcja zarejestrowała… potencjalnych zakonników Sakira. Co oni mogli tu robić? Prowadzili śledztwo? Wątpliwe, gdyż nic się tutaj nie wydarzyło. Szukali noclegu? Bardzo dziwne, biorąc pod uwagę ich budżet oraz możliwości. - Pieprzone skurwysyny… - Wysyczał do siebie, po czym udał się na drugą stronę budynku, przekradając się w przykucnięciu pod oknami. Na razie będzie zapewne obserwował okolicę zza większego drzewa, czekając na odejście Sakirowców. Choć… istnieje możliwość, że potruchta zaraz po swoje rzeczy celem nagłej przeprowadzki. Czas pokaże. Nie dane mu było nawet napić się piwa, niech to szlag!
Spoiler:

Wioska Arlen

9
POST BARDA
Spostrzeżenie symboli zakonu mogło wydawać się niezwykle niewygodne dla osoby takiej jak Dorian, lecz czym innym niż przesadną paranoją był taki strach przed natknięciem się na zakonników? W samym Keronie spotkanie ich raz czy dwa wydawało się nieuniknione. Pozostawało pytanie, czy Dorian coś ukrywał? Gdyby ktoś spojrzał na niego, gdy tylko ich zobaczył i spostrzegł jego minę, na pewno zapytałby, czy wszystko w porządku... Na nieszczęście, był teraz, może poza jednym człowiekiem, którego mijał uliczkę dalej, sam i nie zapowiadało się, by szybko się to zmieniło.

Niepewność zadawała się narastać z każdym cicho stawianym krokiem i każdy kolejny sprawiał wrażenie, że jest zwyczajnie głośniejszy od poprzedniego, choć... To mogło być zupełnie mylne wrażenie. Na swoje szczęście, dawny łowca doskonale potrafił wykorzystywać swoje zdolności przemykania w mroku nawet w świetle dnia, jeżeli okoliczności na to pozwalały a dzisiaj? Jak nigdy przedtem wszyscy wydawali się wyjątkowo w środku zajęci, że nawet ci, którzy byli blisko okien jakoś... Nie zwrócili uwagi na Doriana. Na swoje szczęście lub też nie, w trakcie przekradania się, miał okazje zajrzeć do wnętrza budowli, ukradkiem — na krótką chwilę, ale to wystarczyło, by zbudować sobie obraz, tego, co toczyło się w środku.

– ...nie będziemy mieli nic przeciwko... — Usłyszałeś wyraźnie ucieszony głos blondyna w skórzanym stroju. Potem znacznie ciszej, czego już nie dosłyszałeś, będąc w tamtej chwili pod jednym z okien, odezwał się Sołtys, a potem kontynuował kapłan.
– Kiedy będę miał okazje ich poznać? — Znów rozbrzmiał głos zakonnika.
– Może nawet dzisiaj — Dodał Stanler, którego nie słyszałeś jeszcze w tej dyskusji
– Powinniśmy zadbać o posiłki — Wspomniała towarzysząca blondynowi zakonniczka
– Ah... A ty tylko o jednym... — Odezwał się nieco bardziej zakłopotany, choć nieco rozbawiony blondyn.

Wtedy jednak wyminąłeś już wszelkie okna a cichnące głosy zupełnie... Zniknęły, a ty jak stwierdziłeś, szukałeś miejsca do ukrycia się. W samej wiosce ciężko byłoby o jakieś skupiska drzew, aczkolwiek było jedno duże i wysokie. Blisko samego centrum osady. To tutaj, przy nim odbywały się różnego rodzaju lokalne festiwale lub uroczystości. Nikogo przy nim nie było a stanąć za nim, tak by ukryć się przed spostrzeżeniem z tej strony, z której chciałeś... Nie był to wielki problem, zwłaszcza że ta lokalizacja pozwalała ci mniej więcej obserwować wejście lub wyjście z lokalu, od którego się oddaliłeś.

Stanler
Sołtys
Zakonnik
Zakonniczka
Niclas

Wioska Arlen

10
POST POSTACI
Dorian
Reakcja Doriana definitywnie mogła rzucać na niego cień podejrzeń. Kto wie jakie zbrodnie (?) ukrywał weteran głęboko w swej głowie, do której dostęp mógłby mieć zakonnik z niezłym zapleczem narzędzi do przesłuchań i… tortur. Zakon Sakira nie oszczędzał nikogo, a zwłaszcza kogoś podejrzanego o dezercję. Pewne mogliby dać mu wyrok bez większych dowodów gdyby chcieli. Czy jednak te paranoiczne domysły miały rację bytu? Czy może jednak dawny żołnierz armii kerońskiej zwyczajnie przesadzał odrobinę w swym strachu jakby to ujął niejeden manipulator? Hodges wiedział na pewno iż jego uczucia względem dwójki członków tej organizacji nie brały się znikąd. Wpierw czynność skradania się z dala od wozu została wykonana przez mężczyznę mechanicznie, co w dobie światła słonecznego nie wróżyła nic dobrego. Nawet jeżeli potrafił przemykać niezauważonym niczym najznamienitszy ekspert to mógł pozostać łatwym celem przy takim naturalnym oświetleniu, prawda? Zresztą tłumaczenie się przed obcymi mieszkańcami Arlen wraz z garścią narastających podejrzeń u nich to tylko kolejna droga do zostania wydalonym z całkiem akceptującej podróżnych społeczności. Co więc począć w tym wypadku dalej, stojąc jak baran za jedynym drzewem z podniesionym ciśnieniem?

W dużej mierze łucznik starał się wyrównać swój nieco przyśpieszony oddech, aby w dalszym rozrachunku zebrać myśli. Po co tutaj przyszli? Załatwić kilka interesów z Sołtysem jak mniemał. To, że na nie musiały się składać rozmowy sporej części ludności osady wywoływało prawdopodobnie przeogromny lęk u łowcy. Z drugiej strony jednak… nikt nie znał jego przeszłości. Wyglądał do tego również odmiennie, dohodowując brodę i nosząc charakterystyczny płaszcz z kapturem. W oczach wysłanników tej “sekty” to zwykły nieznajomy podróżnik. Nabrał pewności siebie, aby opuścić śmieszną kryjówkę celem powrotu w okolice wozu. Specjalista od tropienia nie miał jednak zamiaru stać jak kołek w pobliżu taczki. Co to, to nie.

Poprawiwszy swój ekwipunek w formie plecaka i broni, przybliżył się miarowym krokiem do jednej ze ścian prawego skrzydła. Znaczyło to tyle, że z chęcią podsłucha sobie wyraźniej dyskusji, udając czekającego klienta którym poniekąd był. Kufel piwa niestety musiał poczekać, gdyż towaru nie zostawi samopas. Jeszcze go staruch oszuka na gryfy, a musi wszak jeść. - I tak mogliby robić lepsze rzeczy niż się tutaj panoszyć. - Dorian skomentował na głos, rozglądając się mimowolnie dookoła siebie. Stres poniekąd opadł jak już zachował zimną krew, toteż uznał za stosowne nie robienie przedstawienia w biały dzień. Niemniej jednak obecność sprzedajnych kurw w symbolicznych tunikach nie napawała go optymizmem, a tym bardziej radością.

Spoiler:

Wioska Arlen

11
POST BARDA
Dorian miał szczęście, że rzucał na siebie podejrzenia w chwilowo — pustej osadzie. Byłoby znacznie gorzej gdyby odbywało się to w mieście, bo na jego zachowanie na pewno znacznie więcej osób zwróciłoby uwagę. Możliwe, że widok i usłyszenie zakonników przypomniało mu wiele o ich słynnych metodach przesłuchań. Takim jednak poddawali tylko tych, od których mogli wyciągnąć jakieś istotne informacje. Czym mógłby uraczyć ich taki Dorian poza ochrypniętym "nie wiem, to dawno było". Jego wartość nawet w przedbiegach nie była zbyt duża. Również nie mógł jednak wykluczyć opcji, że poszukują dezerterów, chociaż... Czy tym nie powinny zajmować się specjalnie oddelegowane jednostki królestwa? Żaden był przecież z Doriana mag czy heretyk, by słać za nim zakon.

Na pewno stanie za drzewem do końca ich wizyty nie było najlepszym pomysłem, choć w ten sposób na pewno Dorian nie zostanie zauważony, zawsze był to jakiś plus, ale co jeśli już go dostrzegli? Wtedy najpewniej mają go za jakiegoś dziwaka albo zwyczajnie czekają na chwilę, by przejąc inicjatywę. Fakty były klarowne. Zakonnicy tutaj byli a w jakim celu? Nie miałeś nawet pewności czy by powiedzieli gdybyś ich zapytał ani, czy nie skończyłbyś od razu w dybach. Mogłeś tak dumać jeszcze długo, lecz to był czas działania i spojrzenia na wszystko z innej strony — chłodniej.

Zebrana przez Doriana odwaga wystarczyła, by zbliżyć się do jednej ze ścian. Mógłbyś przysiąc, że przypomniał ci się jeden z twoich dni służby. Niestety, ani przy ścianie, ani przy oknie piwa nie podawali, więc samo oczekiwanie nie starczy, należałoby wejść do środka. Ty jednak nie czekałeś na piwo a na kolejne soczyste informacje, z których mógłbyś dowiedzieć się więcej na temat ruchów parszywych zakonników.

Tym optymistycznym akcentem zacząłeś dalej przysłuchiwać się wymianie zdań, jaką przeprowadzano w środku. Kawałek rozmowy cię ominął, ale zdążyłeś na creme dla creme całej rozmowy, a przynajmniej tak to brzmiało.

– ... mam nadzieję, że nie będziemy mieli żadnych dezerterów, na pewno byłoby to upierdliwe — Słyszałeś głos należący do blondyna, mówił, jakby dosłownie miał na myśli to, co powiedział, brzmiała tam nuda zażenowania.
Odezwał się rozbawiony sołtys – Nie martwcie się, na pewno zadbamy, by wszystkich powiadomić. — Jego głos również sugerował raczej pozytywny ton prowadzonej rozmowy, zupełnie jakby to wszystko było niezwykle proste.

– Nie mamy powodów do zmartwień, jeśli będę musiała to sama dorwę tych gagatków i zaciągnę ich tam siłą — Kontynuowała zakonnica, brzmiała nad wyraz poważnie, co spowodowało krótką przerwę w rozmowie, jaka się odbywała. Dotarł do ciebie odgłos krótkiego chichotu, a potem odchrząknięcia, należał do kapłana. Nie odezwał się jednak bo faktyczną ciszę przerwał Stanler
– Może coś wam jeszcze przynieść? —
– Nie, nie już nam... — Przerwała mu jego towarzyszka – ... Oczywiście, jeszcze jeden talerz tego samego — Mogłeś być pewien, że jej prośba zostanie raczej spełniona, ale po cichych odgłosach, jakie znów dotarły do ciebie ze środka, mogłeś mieć już wrażenie, że zakonnik nie czuł się szczególnie komfortowo w tym konkretnym momencie.
– Hmm? — Mruknęła zakonnica, wyraźnie skupiając się na swoim koledze po fachu.

Stanler
Sołtys
Zakonnik
Zakonniczka
Niclas

Wioska Arlen

12
POST POSTACI
Dorian
Podpieranie ściany jak wiele czarnych charakterów w książkach nie należało do głównego celu łowcy na dłuższą metę. Chodziło tutaj o zwyczajną ciekawość, którą Dorian zamierzał zaspokoić, toteż wynika to z jego zdobytych informacji, że poniekąd tego dokonał. Oczywiście zakonnicy musieli wszędzie węszyć oraz szukać spraw do rozwiązania, aczkolwiek nie zapowiadało się by cokolwiek lub ktokolwiek miał ich zatrzymać na terenie Keronu. Nie inaczej wyglądało to w chwili obecnej, gdy sołtys zamieniał z nimi parę słów tu i ówdzie. Dezerterzy? W Arlen? Kto by pomyślał? Takich tutaj nie było. Widocznie jednak jakiś przesiew planowali lub faktyczną inwestygację tutejszej ludności. Hodges bardzo wątpił w wyłącznie miłą wizytę Sakirowców na filiżankę herbaty z jabłecznikiem. Niemniej jednak dawny członek armii kerońskiej uznał ponownie, że jego obawy nie były słuszne. Nikt go nie znał zbyt dobrze w tych okolicach pod kątem wyglądu sprzed laty czy samej służby. Być może ostrożność myśliwego została uśpiona, ale mężczyzna w kapturze nie zamierzał wiecznie żyć w strachu. Zwyczajnie musiał się upewnić co do tego detalu konwersacji. Kapłani mieli pozytywne emocje bez poruszania trudniejszych tematów lub z niecnymi zamiarami. W ten oto sposób Dorian po paru chwilach bez względu na zamilknięcie drugiego przedstawiciela zakonu, oderwał się od zewnętrznej strony zajazdu i ruszył normalnym tempem w kierunku drzwi domostwa.

Teraz już się chłop nie skradał. Po staniu w pozycji niemalże przykucnięcia z dala od okien ewentualnych gapiów, poruszał się aktualnie całkowicie normalnie. Minął szybę, ujawniając niewzruszony swoją prezencję zebranym wewnątrz podsłuchiwanego pomieszczenia. Przechodził niczym każdy inny mieszkaniec wioski. Jak wyglądał? Ano typowy znawca polowania - odziany w zielony kaptur na skórzanym stroju, a całości aparycji uzupełniał łuk z kołczanem, a także plecak. Wojak zapukał mimowolnie trzy razy w próg, po czym uchylił drzwi delikatnie, zerkając do środka. -Dzień dobry. - Ukłonił się do zebranych, po czym przeniósł wzrok na Sołtysa. - Mam dla Pana mięso. Nie może ono stać wiecznie na dworze. Myślę, że szanowni członkowie zakonu wybaczą tę przerwę. - Kątem ust uśmiechnął się do Sakirowców. Starał się momentami trzymać ich na oku, lecz nie przesadnie. Ot zachowywanie nowych gości w polu widzenia powiedzmy. Drzwi nie były całkowicie otwarte przez weterana dwóch wojen. Stał z tym kilkudniowych zarostem na twarzy, a ten nieco przysłaniał blizny razem z półcieniem zakrycia głowy. - Dobrze was widzieć. - Dodał jeszcze do kobiety z facetem o ciekawych akcentach. Czy odbiorą przybyłego jako swoistą anomalię otoczenia? Czas pokaże. Dorian zwyczajnie pozostał na straży w kwestii własnych nerwów.
Spoiler:

Wioska Arlen

13
POST BARDA
Nawet i łowca po chwili oczekiwania doszedł do wniosku, że należy coś zmienić w swoim postępowaniu. Czy było to za sprawą ciekawości a może zupełnie przełamanego przez dozę rozsądku strachu, pozostawało już w jego kwestii. Słowa zakonników mogły wzbudzac niepokój, ale jeśli przyjąć jedną i prawdziwą prawdę, że tutaj nie było żadnego dezertera, to w końcu nic ci nie groziło. Kto by pamiętał o kimś takim jak Dezerter Dorian? Czy na pewno dobrym ruchem było porzucenie powierzchownej podejrzliwości i udanie się do środka? O tym Dorian będzie musiał przekonać się sam.

Pierwsze co, to od razu ujawnił swoją pozycję, już przy oknie, by dopiero po chwili przekroczyć jego próg. Po znalezieniu się w środku mało kto zwrócił na niego szczególną uwagę. Fakt, wszyscy się spojrzeli na nowego przybysza, ale równie szybko odciągnęli od Doriana wzrok, zupełnie jakby nie był niczym szczególnym w tych okolicach. Przybysz nie pozostawał bierny i przywitał się z ludźmi siedzącymi przy stolikach i raczej... Spędzających swój czas dosyć standardowo, choć widziałeś tutaj kilka rodzin, które raczej nie jadały ani nie spędzały czasu w tym przybytku, wyglądało to tak, jakby również byli ciekawi zakonników i po prostu chcieli wiedzieć, co przyniesie im ich obecność.

– Ugh... Nic, nic... — Brzmiał zakonnik, po którego słowach ktoś poszedł i zaczął donosić kolejną porcję dla zakonniczki.

Nie umknęło uwadzę Sołtysa, że w karczmie pojawił się Łowca. Również zrównał wzrok z Dorianem.
– Bardzo dobrze. Rozliczysz się z panem Stanlerem gdy skończymy. Odpowiada ci to?— Odezwał się zadowolony zarządca wioski. Zaraz po nim odezwał się zakonnik

– Oczywiście, że nie. Może też się skusisz? — Uśmiechnął się do swojej zakonnej towarzyszki, jakby chciał jej tymi słowami zagrać na nosie.
– Myślę, że wyznawca Ulkira na pewno będzie w stanie docenić dary Kariili. Mam rację? — Zawiesiła spojrzenie na Dorianie. Przypatrywała mu się dosyć uważnie. Znacznie uważniej niż wydawałoby się, ważniejszy z tej dwójki kapłan. Patrzyła na to jak się poruszasz i co mówisz oraz w jaki sposób.

W pewnym momencie skończyła, choć ciężko powiedzieć, co ją do tego podkusiło ani co spowodowało, że przestała, możliwe, że winna temu była pracownica lokalu donosząca jej jeszcze jedną porcję jedzenia, którą czym prędzej się zajęła.
– Dobrze Dorianie, dużo przyniosłeś? — Zapytał Stanler i poczekał na twoją odpowiedź. Dopiero gdy odpowiedziałeś, do rozmowy zdecydował wtrącić się kapłan. – Czyli polowanie idzie całkiem nieźle w tym sezonie? Żałuje, że nie mam czasu sam zapolować — Blondyn uśmiechnął się w kierunku Doriana, obrócił również odrobinę w ławie, jakby oddając mu całą swoją atencję.
Stanler
Sołtys
Zakonnik
Zakonniczka
Niclas

Wioska Arlen

14
POST POSTACI
Dorian
Wejście mężczyzny w kapturze do środka przykuło typową uwagę zebranych. Hodges niczego więcej się po nich nie spodziewał, nawet jeżeli nie był tak zaznajomiony z pospólstwem jak Stanler czy Sołtys. Kojarzyli go głównie z rozmów o biznesie zwierzęcym o ile myślistwo takimi słowami można określić. Łowca mimowolnie rozejrzał się dookoła, przekraczając próg drzwi nieco odważniej po pierwszych słowach zarządcy farmy. - Odpowiada. - Przytaknął wyraźnie lakoniczną wypowiedzią, aczkolwiek informacja pozytywna została drugiemu facetowi przekazana. Teraz w oczekiwaniu na szanowne dupsko znajomego musiał tkwić podparty o ścianę z całym rynsztunkiem. Jedynie to ostatnie nieco wybijało go z otoczenia zgromadzonych wieśniaków, bo bez wątpienia dało się nazwać Doriana wojownikiem na pierwszy rzut oka. Niemniej jednak ten jegomość nie wykazywał nadmiernego entuzjazmu w tym tkwieniu w bezruchu. Nawet nie skupiał wzroku na członkach zakonu Sakira w pobliżu. Bardziej obracał oczami to na sufit, a dalej na podłogę. Gdyby znajdował się sam w tym pomieszczeniu to zapewne jeszcze potupałby nogą. Człowiek czynu zamknięty na czas jakiś obrad? Nic bardziej przynudzającego. Choć głęboko w swym umyśle zapamiętał głosy, a także zlustrowane oblicza zakonników.

Gdy kobieta rzuciła imiona dwóch bogów to od razu nie zareagował, a trwało to może z dwie sekundy. Dopiero potem jakoby uniósł swoją twarz, będąc nieco zaskoczonym. Stał się adresatem w tym kotle ludzkich ciał pomiędzy czterema ścianami? Ciekawe. Musieli widocznie go bacznie obserwować, co łucznik prędko przejrzał w przypadku przedstawicielki płci pięknej, która tak mężnie dawała znaki zainteresowania sylwetką weterana. Były żołnierz Keronu uniósł brwi do góry nieco, gdy jego mimika oblicza pozostawała martwą niczym u kamiennego posągu. - Ukira zdaje się… - Czyżby poprawił służącą Pogromcy Mroku? - Doceniam fakt, że z darów natury mogę żyć. - Bardzo rzeczowo jej odpowiedział jako typowy materialista, którym w zasadzie był. Hodges to nie istota mocno religijna, a już na pewno daleka od fanatyzmu by takimi wypowiedziami raczyć bliźniego. Ta dwójka ma wyprane mózgi, bez dwóch zdań.

No ale ku ratunkowi tej dyskusji przyszedł wreszcie młotek Stanler z nareszcie konkretnym pytaniem. Dorian nabrał powietrza w płuca, aby przekazać detale bez omijania żadnych szczegółów. - Trzy duże zasolone skrzynki, więc jakieś kilkadziesiąt kilo. Dokładnie nie liczyłem ile, ale powinno wystarczyć na miesiąc. No chyba, że zaczniecie się objadać tym codziennie. Resztę doniosę za dwa tygodnie, ale znacznie mniej. - I wtedy znowu kapłan zamierzał udawać, że jest w rozmowie. Czemu nie mogą zamknąć tych swoich jadaczek choć na chwilę? Myśli zdramatyzowanego wojaka krążyły dookoła chęci ukatrupienia tej pary. Ich sam styl bycia należał do wystarczająco denerwujących, ale co poradzić? W każdym razie słów Sakirowca nie skomentował z jakiegoś powodu. Wystawił rękę w kierunku Stanlera, gdyż… no czekał na zapłatę. Potem będzie mógł się stąd zawijać, o czym obecnie marzył. Z dala od wariatów.
Spoiler:

Wioska Arlen

15
POST BARDA
– W rzeczy samej panie myśliwy — Odparła krótko na twoją poprawkę, nie robiąc z tego wielkiego zamieszania. Przejęzyczenia się zdarzały, a mogły być one dużo gorsze niż te konkretne. Nie wyglądała jakby w ogóle, przyjęła tę poprawkę jako urazę, raczej... Przyjęła to spokojnie.
– Dobrze, dobrze. Czyli niczego nie zabraknie. — Skomentował twoje zdobycze.
– Na to wygląda, chyba całkiem nieźle jest w tym sezonie, lecz najwięcej będzie wiedział pan Dorian. — Dodał Sołtys, choć nie spojrzał w kierunku myśliwego, bo tamto pytanie było właściwie skierowane do niego, a on sam ledwie się wtrącił, by nie zapadła niezręczna cisza.
– No tak... — Westchnął zakonnik odrobinę speszony brakiem chęci rozmowy od strony przybyłego myśliwego. Nie było to jednak coś, co speszyło go na długo, bo zaraz wrócił do normalnej pozy i raczej zajął się tym, co jeszcze znajdowało się na stole.
Widząc gest Doriana, Stanler przypatrywał się mu przez moment jak no zwyczajnemu debilowi – Chyba muszę to najpierw zobaczyć, nie sądzisz? — Zmarszczył brwi i pokręcił głową, a zaraz potem wstał od stołu. – Wybaczcie państwo. — Przeprosił za siebie i najpewniej chciał też za samego łowczego.
– Ah, proszę się nie przejmować. I tak trzeba się tymi zapasami zająć jak najszybciej. Będziemy tutaj przez jakiś czas więc jeśli będziesz miał do nas jakieś pytania panie Stanler to chętnie odpowiemy — Mówił już za siebie i swoją towarzyszkę, która wyraźnie zajęła się pałaszowaniem posiłku. Jadła dużo, ale nie było po niej widać. Na pewno brała w tym udział jakaś nieczysta siła, albo zwyczajnie dawno nie jadła.
Stanler gestem zaprosił łowczego do wyjścia i sam również skierował się w tym kierunku, wymijając pozostałych kręcących się w środku ludzi. Finalnie mało kto zwrócił na nich większą uwagę, a wszelakie rozmowy zdecydowały się wrócić na poprzedni tor, zupełnie jakby nikt od stołu nie odszedł. Mężczyzna po wyjściu dotarł do wozu, a potem zwyczajnie zaczął mniej więcej wszystko, co przyniosłeś przeglądać.
– Dobrze. Podejdziemy jeszcze do naszego drobnego spichlerzyku i się rozliczymy. — Wskazał ci niewielką budowlę, gdzie wypadało się udać, ostatnim razem jak byłeś w osadzie, zupełnie pominąłeś. – Tam teraz składujemy te rzeczy. Zdecydowaliśmy, że składowanie wszystkiego w młynie źle wpływa na handel. Ostatnio sporo inwestuje w różne rzeczy w wiosce. Myślałem, by nieco ożywić okoliczny handel, ale samą żywnością to wiesz jak jest. Gdy jest, to jest dobrze. Gdy jej nie ma, to jest źle, ale mało kogo tak naprawdę ona interesuje. Zdobycze, trofea, tego chcą ludzie z pieniędzmi. — Jak dotarliście do budowli, facet otworzył drzwi i pokazał co i jak należy rozłożyć i gdzie co powinno się znajdować – Zaraz wrócę z zapłatą dla ciebie. Rozładujesz? — Zatrzymał się, nim rzeczywiście poszedł po pieniądze. Wolał wiedzieć, czy cokolwiek ruszy gdy go przez kilka chwil nie będzie.
Stanler
Sołtys
Zakonnik
Zakonniczka
Niclas

ODPOWIEDZ

Wróć do „Gryfie Gniazdo”