POST POSTACI
Krinndar
- Przepraszam za nich! - Choć Krinn nie była boginią miłosierdzia, Krinndar był przekonany, że jego patronka nie znalazłaby pociechy w cierpieniu goblinicy. - Nie rób nikomu krzywdy, proszę! - Marudził, nie pojmując nawet, że ten niemiły ork mógł kryć mu plecy i nie wydał go w chwili, gdy sam był ledwie parę kroków od zwijania się z bólu, bez tchu, jak kobieta kilka chwil wcześniej. Był zbyt zdenerwowany, zbyt przerażony, by myśleć jasno. Przyczyna - skutek nie znalazły powiązania w jego zestresowanym umyśle. Krinndar
Z kolejnym łzawym czknięciem przyjął chusteczkę i od razu otarł oczy, choć te na nowo zamgliły się łzami ledwie sekundy później. Kiri miał przynamniej na tyle taktu, by w darowany kawałek materiału nie wydmuchiwać nosa, a przynajmniej nie od razu.
- Tak bardzo się boję. - Przyznał, by Sebellian wiedział, że to on jedyny, on jeden!!! i może jeszzcze ork Noxuss, byli przyczyną, dla którego jego oczy będą podpuchnięte. Tylko oni byli temu winni. Bolało go w klatce piersiowej. Tam, gdzie podobno miał serce, rozlewało się rozrywające cierpienie, tym bardziej odczuwalne, gdy Leos nawet nie odważył się na niego spojrzeć. Starał się rozumieć jego lojalność wobec Sebelliana, zresztą, sam mówił, jak lojalny jest... ale żeby nawet nie zaszczycić go spojrzeniem!?
Kiri obserwował, jak hrabia pozbywa się ptaka i ściąga rękawicę, jak podchodzi do Leosa i... o nie! O nie, o nie, o nie! Nagle dla Krinndara stało się jasne, że nie tylko on miał kłopoty, ale napytał też biedy Leosowi! Przecież nie o to chodziło! Nie miał pojęcia, o co szło od samego początku, ale na pewno nie o to!
- Nie, nie, proszę! - Zawołał szybko, z przejęciem niewartym sytuacji. - Nie karz go! Po prostu się pomylił! - Tłumaczył się za Leosa, uwieszony krat, przestępując z nogi na nogę, jak małpka, która rwie się ku wolności. - Nie szkodzi, nie szkodzi, haha! - Silił się na lżejszy ton, ale był tak spłakany, że nie wyszło mu to ani odrobinę. Głos mu się łamał i drżał, a wypowiedź przerywały łzawe czkania. - Każdy może się mylić! Proszę, Sebellianie! Odpuść mu, nie bij go! Mogłem dać mu niewłaściwe sygnały! Mógł się pomylić! To niczyja wina!
Pamiętał, jak z Karlgardu przyjechała wysoka kapłanka. Pamiętał, jak nie podobało jej się, że częstował się owocami z ołtarza. W głowie zbyt dobrze wyrył mu się obraz, gdy ściągała z dłoni ażurową rękawiczkę, a następnie strzeliła go w twarz tak, że nie wiedział, gdzie jest sufit, a gdzie podłoga. Wtedy z pomocą przyszły mu jego mamy- i ciocie-kapłanki. Tutaj nie było nikogo, kto uratowałby Leosa, a Kiri miał wrażenie, że Sebellian szykuje dla niego coś więcej, aniżeli tylko policzek. Tylko Krinndar mógł go obronić!
- Pomyliłem się! - Dalej próbował przekonać hrabiego. - To znaczy... nie, nie! - Zaczął gubić się w zeznaniach. - Jestem ze świątyni Krinn i występowałem, ale... ale on nie musiał wiedzieć! Nie wiedział! Spędziliśmy miło czas, naprawdę! Nie karz go! To moja wina!
Zaskoczony własna propozycją i poświęceniem, przycisnął dłonie do ust. Ostatecznie przecież nie zamierzał obrywać za kogoś innego!! Po pierwsze, był tu ofiarą!