Rezydencja hrabiego Napier

16
POST POSTACI
Krinndar
- Przepraszam za nich! - Choć Krinn nie była boginią miłosierdzia, Krinndar był przekonany, że jego patronka nie znalazłaby pociechy w cierpieniu goblinicy. - Nie rób nikomu krzywdy, proszę! - Marudził, nie pojmując nawet, że ten niemiły ork mógł kryć mu plecy i nie wydał go w chwili, gdy sam był ledwie parę kroków od zwijania się z bólu, bez tchu, jak kobieta kilka chwil wcześniej. Był zbyt zdenerwowany, zbyt przerażony, by myśleć jasno. Przyczyna - skutek nie znalazły powiązania w jego zestresowanym umyśle.

Z kolejnym łzawym czknięciem przyjął chusteczkę i od razu otarł oczy, choć te na nowo zamgliły się łzami ledwie sekundy później. Kiri miał przynamniej na tyle taktu, by w darowany kawałek materiału nie wydmuchiwać nosa, a przynajmniej nie od razu.

- Tak bardzo się boję. - Przyznał, by Sebellian wiedział, że to on jedyny, on jeden!!! i może jeszzcze ork Noxuss, byli przyczyną, dla którego jego oczy będą podpuchnięte. Tylko oni byli temu winni. Bolało go w klatce piersiowej. Tam, gdzie podobno miał serce, rozlewało się rozrywające cierpienie, tym bardziej odczuwalne, gdy Leos nawet nie odważył się na niego spojrzeć. Starał się rozumieć jego lojalność wobec Sebelliana, zresztą, sam mówił, jak lojalny jest... ale żeby nawet nie zaszczycić go spojrzeniem!?

Kiri obserwował, jak hrabia pozbywa się ptaka i ściąga rękawicę, jak podchodzi do Leosa i... o nie! O nie, o nie, o nie! Nagle dla Krinndara stało się jasne, że nie tylko on miał kłopoty, ale napytał też biedy Leosowi! Przecież nie o to chodziło! Nie miał pojęcia, o co szło od samego początku, ale na pewno nie o to!

- Nie, nie, proszę! - Zawołał szybko, z przejęciem niewartym sytuacji. - Nie karz go! Po prostu się pomylił! - Tłumaczył się za Leosa, uwieszony krat, przestępując z nogi na nogę, jak małpka, która rwie się ku wolności. - Nie szkodzi, nie szkodzi, haha! - Silił się na lżejszy ton, ale był tak spłakany, że nie wyszło mu to ani odrobinę. Głos mu się łamał i drżał, a wypowiedź przerywały łzawe czkania. - Każdy może się mylić! Proszę, Sebellianie! Odpuść mu, nie bij go! Mogłem dać mu niewłaściwe sygnały! Mógł się pomylić! To niczyja wina!

Pamiętał, jak z Karlgardu przyjechała wysoka kapłanka. Pamiętał, jak nie podobało jej się, że częstował się owocami z ołtarza. W głowie zbyt dobrze wyrył mu się obraz, gdy ściągała z dłoni ażurową rękawiczkę, a następnie strzeliła go w twarz tak, że nie wiedział, gdzie jest sufit, a gdzie podłoga. Wtedy z pomocą przyszły mu jego mamy- i ciocie-kapłanki. Tutaj nie było nikogo, kto uratowałby Leosa, a Kiri miał wrażenie, że Sebellian szykuje dla niego coś więcej, aniżeli tylko policzek. Tylko Krinndar mógł go obronić!

- Pomyliłem się! - Dalej próbował przekonać hrabiego. - To znaczy... nie, nie! - Zaczął gubić się w zeznaniach. - Jestem ze świątyni Krinn i występowałem, ale... ale on nie musiał wiedzieć! Nie wiedział! Spędziliśmy miło czas, naprawdę! Nie karz go! To moja wina!

Zaskoczony własna propozycją i poświęceniem, przycisnął dłonie do ust. Ostatecznie przecież nie zamierzał obrywać za kogoś innego!! Po pierwsze, był tu ofiarą!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

17
POST BARDA
Niewzruszony hrabia stanął przed bladym, ale wciąż dumnie prężącym pierś Leosem. Ponieważ był zwrócony plecami do osób umieszczonych w klatkach, nikt poza zbrojnymi nie mógł dostrzec wyrazu jego twarzy. Musiało być w nim najwyraźniej coś, co dodatkowo wzbudziło w nich niepewność, sądząc po tym, jak nerwowo każdy z osobna przełykał ślinę.
Wbrew całemu zdyscyplinowaniu, jakie przejawiał do tej pory, Leos nie potrafił dłużej pozostać całkowicie niewzruszony na krzyki Krinndara i nieoczekiwane branie na siebie części odpowiedzialności. Zwracając więc ku niemu spojrzenie, w którym aż nadto widać było desperację, a może wręcz cichą panikę, nie mógł tak naprawdę pokręcić głową ani dać żadnego innego znaku, którego nie dostrzegłby w tym momencie skupiony na nim Sebellian. Wpatrywał się zatem jedynie w elfa z niebanalną intensywnością przez kilka długich sekund.
- Głupcze! - pisnęła nagle przyciszonym głosem Olena, chwytając Kiriego od tyłu za materiał ubrania na plecach i szarpiąc może nie za mocno, ale na pewno na tyle nagląco, aby dać o sobie znać. - Chcesz zginąć?! - syknęła rozzłoszczonym, ale wciąż na tyle bliskim szeptu głosem, aby nikt poza klatką nie mógł jej dosłyszeć. - Przestań nadstawiać karku za gnoja, który cię w to wpakował! W ogóle przestań to robić!

Przymykając na moment oczy, zanim raz jeszcze skierował je na hrabie, Leos ostatecznie skłonił głęboko głowę.
- Sir. Choć prawdą jest, że w pełni świadomie wywiodłem go i wyprowadziłem z Placu Swobowy, z informacji, jakie zebrałem, jasno wynika, że nie posiada żadnego szczególnego statusu ani pozycji w Świątyni Krinn. Nie jest akolitą, nie ma żadnych znaczących wpływów ani przyjaciół. Nie ma rodziny i nie jest z nikim szczególnym związany. Mieszka sam, a jego praca nie należy... Do szczególnie zobowiązujących - wyrzucił z siebie rycerz. Następnie wziął głęboki wdech, zanim odważył się odrobinę unieść głowę, a wraz z nią spojrzenie. - Za swobodę, o jaką się poważyłem, najmocniej proszę o wybaczenie.
Elf co prawda opowiedział mu o sobie dość, żeby dojść do pewnych wniosków, owszem, ale czy aby na pewno do wszystkich z tych, o których właśnie wspomniał? Skąd wiedział, jakie posiadał lub jakich kontaktów NIE posiadał? Skąd wzięła się wiedza o mieszkaniu samemu? Albo to, że nie posiada żadnej, znanej mu przynajmniej rodziny?
Sebellian milczał jakiś czas, niczym niezdecydowane dziecko kiwając się palce-pięta w swoich eleganckich, ale przybrudzonych obecnie kurzem i zaschniętym błotem, wysokich butach.
- Interesujące - skwitował krótko, stając ponownie prosto i wyciągając rękę w stronę głowy Leosa, by na koniec ciężko go po niej poklepać. Zupełnie, niczym dużego psa. Dużego psa, okutego w metalowej wdzianko. Nic dziwnego, że biedak aż zrobił wielkie oczy. - Aww, możecie wszyscy przestać być tacy spięci - zaśmiał się hrabia, w oka mgnieniu sprawiając, że co najmniej dwóch pozostałych strażników wypuściło nieświadomie wstrzymywane oddechy. - Wszyscy wiemy, że mój syn ma do ciebie słabość, Leo. Nie tylko zresztą on, na to by wychodziło. Zwierzęcy magnetyzm, jak mniemam? - tu z nowo przywróconym zainteresowaniem, spojrzał przez ramię na Krinndara. Jego uśmiech był dużo bardziej wyważony. - O szczegółach dotyczących powodu tej niesubordynacji, porozmawiamy później. Na osobności. A tymczasem... Naprawdę? "Leos?" Jesteś gorzej niż kompletnie beznadziejny, gdy w grę wchodzi zbudowanie fikcyjnego wizerunku, LEOPOLDZIE.
Zostawiając w spokoju głowę czerwieniejącego za sprawią przytyku LEOPOLDA, Sebellian pstryknął palcami i wskazał klatkę Krinndara. Najstarszy ze strażników, bez potrzeby formułowania jakiegokolwiek rozkazu, od razu ruszył w jej stronę.
Zadzwoniły klucze i zgrzytnął metal - okratowane drzwi zostały szeroko otworzone.
- Krinni i... - mężczyzna skrzywił się lekko. - Mały szczurek. Nasze dwie pomyłki dzisiejszego dnia. Jedna mniej, druga bardziej przyjazna oku. Wyjdźcie, proszę. Wyłącznie wasza dwójka, mam na myśli.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

18
POST BARDA
Napięcie sięgało zenitu, a wszystkie będzie albo nie będzie zależało od hrabiego! Krinndar wyłapał spojrzenie Leosa, utrzymał je tak długo, jak tylko mógł. Chciał w tym spojrzeniu zawrzeć całą swoją determinację, ale też ból z powodu niewątpliwej ordynarnej zdrady. A co chciał mu przekazać Leo? Że ma nie interweniować?! Jak mógłby, gdy działa się taka przemoc i niesprawidliwość?!

Ten impas, te emocje, które rozciągały się miedzy Sebellianem, Leosem i Kirim, zostały w jednym momencie rozproszone przez Olenę, która postanowiła zareagować i w końcu spróbować przemówić elfowi do rozsądku.

- Nie! - Zaprotestował odruchowo, ale puścił kraty i odsunął się od nich na krok, nie opierając się staraniom kobiety, aby ratować mu skórę. Westchnął ciężko. Jego klatka piersiowa wniosła się i opadła, gdy to, co się działo, sprawiało mu taki ból, że wręcz niewypowiedziany, możliwy jedynie do pokazania w ten sposób. - To nie gnój... to Leoś.

Zza krat, mógł tylko patrzeć, jak Leos tłumaczy się hrabiemu. I choć był smutny i przestraszony, zaraz zaczęła w nim rozgorzewać również złość.

- Za kogo ty mnie masz! - Marudził, zupełnie niepotrzebnie wcinając się w rozmowę. - Nie jestem już akolitą, ale wszyscy w świątyni mnie znają! Kapłanki mówią mi, że jestem miłym widokiem dla Krinn! - Bronił się. Mało brakowało, a zacząłby tupać nóżką, byleby tylko podkreślić swoją rację. - Mieszkam z matką i owszem, byłem adoptowany!!! i... och, Leo. Jak mogłeś założyć, że nie mam przyjaciół? Że nikt się o mnie nie troszczy..?

Ugodziło go to prosto w serducho. Tak przedstawiał się osobom pobocznym? Jako elf-lekkoduch, który nie ma nikogo i niczego? Jako ten, który skacze z kwiatka na kwiatek i bierze z życia garściami, ale wszystko przelatuje mu przez palce? A co z Livią? Co z kapłankami? Co z trupą aktorską?! Informacje, które zebrał Leo, były błędne. Czy to znaczyło, że stał się przypadkową ofiarą, a rycerz zbierał wywiad o kimś innym, czy może naprawdę doszło do tragicznej pomyłki? Całe szczęście, Sebellian był panem wyrozumiałym. Przypadkiem zdradził też, że jest ojcem... oraz że Leos to tak naprawdę Leopold. Doprawdy?! Z zażenowania aż Kiriemu wyschły łzy na twarzy! Cóż to za imię?! To nie było imię dla młodego chłopaka, to nie było imię dla rycerza!

A gdy tylko szczęknął metal i drzwi klatki się otworzyły, Krinndar nie zwlekał ani momentu, by uciec z więzienia! I choć poruszył się ledwie o kilka stóp, to czuł się od razu lepiej! Jak nowonarodzny! Nie patrzył nawet, czy idzie za nimi dzieciak. Musiał chwilowo zadbać o własną skórę.

- Dziękuję! Och, dziękuję, Sebellianie. - Mówił, zbliżając się do hrabii, a jeśli mu tego nie uniemożliwiono, to nawet zamierzał uwiesić się jego ramienia. Krok miał lekki, strach częściowo przeszedł, tak jak i rozpacz. Mógł nawet oddać chusteczkę. I bardzo, bardzo ostentacyjnie unikał patrzenia na Leosa, tak jak on unikał tego wcześniej! Nie chciał patrzeć na kogoś, kto wystawił mu taką opinię!! - Obiecałeś mi wycieczkę po ogrodzie. - Przypomniał kokieteryjnie. - Ale powiedz, nim pójdziemy. Co stanie się z osobami w klatkach...?

Czuł, że będzie żałował tego pytania.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

19
POST BARDA
Ubaw hrabiego był zbyt oczywisty. Cała szopka z udziałem Krinndara i Leopolda przynosił mu dużo więcej uciechy, niżby wypadało. Kto z drugiej strony bogatemu draniowi zabroni? Na pewno nieusiłujący zachować powagę zbrojni ani tym bardziej starający się przekazać COŚ elfowi samym spojrzeniem Leo.
- Zaiste, Leoś, jak mogłeś? - zawtórował Sebellian z szyderczością ukrytą za udawanym zdziwieniem.
Na tym etapie, ponownie milczący, młody rycerz był już całkiem czerwony na twarzy.

Być może, mimo całej sytuacji z goblinicą, która obecnie nieco roztrzęsiona wciskała głowię pod ramię krewniaczki, arystokrata wcale nie był aż taki zły? Bądź co bądź, gdy tylko ręka strażnika odruchowo wystrzeliła w stronę karku elfa z zamiarem zatrzymania go przed zbliżeniem się do jego pana, tamten całkiem hojnie uniósł własną, powstrzymując go raczej sprawnie. Nie wyglądał nawet na specjalnie poirytowanego z faktu, że nowy ciężar, znacznie większy od pojedynczego, drapieżnego ptaka, przykleił się do jego ramienia niczym wielka pijawka.
Sebellian nie tylko wydawał się wysoki. BYŁ wysoki. W każdym razie, jak na człowieka. Dobrze ponad pół głowy wyższy od samego Kiriego, który do niskich nijako nie należał.
- I na przechadzki, i na odpowiedzi przyjdzie właściwa pora - zaśmiał się mężczyzna, dokładnie tak, jak uprzednio w przypadku Leopolda, lekko poklepując go po głowie. - W pierwszej kolejności, ponieważ jesteś tak wyraźnie chętny do współpracy, powiedz mi proszę - prostując się, spojrzał ponad ramieniem Kiriego na nerwowo przestępującego boso na trawie i wyłamującego chude palce chłopca, którego rozbiegane spojrzenie, niczym u dzikiego zwierzątka, starało się wypatrywać drogi ucieczki. - Jak sądzisz, czyje życie jest więcej warte? Twoje? - spytał, delikatnie zjeżdżając palcami dłoni z czubka głowy, po boku twarzy, aż do podbródka, który chwycił i ruchem lekko skierował w stronę małego obdartusa. - Czy jego?
Dziwna cisza, przerywana jedynie niepoprawnie wesołym świergotem ptactwa, zapadła w ogromnym pomieszczeniu. Pomieszczeniu ciepłym i parnym, ale wręcz otumaniająco miło pachnącym gęsto ściełającym się kwieciem.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

20
POST POSTACI
Dopadwszy do ramienia Sebelliana, Krinndar nie zamierzał puszczać. Złapał się ramienia hrabiego, jakby jego życie od tego zależało - bo tak w istocie było! Opierając nie tylko swój ciężar, ale nawet własny pulchny policzek o ramię odpowiedni wyższego mężczyzny, zerkał po klatkach, ale nie spojrzał ani razu na Leosia. Niech Leoś cierpi brak zainteresowania!!

Jego i tak już nadszarpnięta równowaga psychiczna chwiała się coraz bardziej i mógł mieć wrażenie, że trzyma się na jednym, ostatnim włosku, nim znów przerwie się i wpadnie w stan histerii. Dłoń hrabiego na jego głowie, a później policzku, nie pomagała.

- Co to za pytanie, Sebellianie...? - Jęknął słabo, ale nie odsunął się ani na milimetr. - Nie ma na niej dobrej odpowiedzi! - Zauważył, choć gdy słowa opuściły jego usta, doszedł do wniosku, że byłoby lepiej, gdyby zostały jednak tylko w jego głowie. - Życie nie jest czymś, do czego możesz przypisać wartość! Kochany, jak mógłbym stwierdzić, że jestem więcej warty od chłopca? To czysto subiektywne odczucia. Moje życie jest warte więcej dla mnie, bo jest moje. - Wyjaśnił, znów zbyt szybko wypluwając z siebie słowa, aż miejscami zlały się w jedno. - Ale dla małego, dla jego matki, jego bliskich - jego! Jak mam przypisać wartość życiu? Mam patrzeć na wiek? Umiejętności? Status społeczny, majętność? Tyle samo sensu miałoby pytanie o przydatność kolejnych pór roku, albo bogów, albo... albo, ach, nie wiem! Nie powiem ci, kto jest więcej warty. Wszyscy mamy swoje wartości, ale są one inaczej mierzone. Nie mi oceniać, które są lepsze, a które gorsze. - Paplał, oczyma wciąż strzelając na boki, tak długo, aż jego wzrok padł nawet na Leopolda. - Chodźmy już, chodźmy! Chciałbym zobaczyć twoje ptaki. Pawie są symbolem Krinn, wiedziałeś o tym? - Próbował szybko zmienić temat. - Twoje ptactwo na pewno cieszy naszą Panią! Oby zsyłała ci wszystkie błogosławieństwa!
Ostatnio zmieniony 02 lip 2022, 13:02 przez Wierzba, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

21
POST BARDA
Sebellian był dostatecznie uprzejmy, aby nie przerywać paplaniny Krinndara, jakkolwiek ostrzegawczym znakiem mogły być lekkie zmarszczki pojawiające się między jego brwiami. Nie przytakiwał co prawda ze zrozumieniem, ale słuchał z tym samym, niezmiennie zainteresowanym wyrazem twarzy. Zupełnie, jak gdyby opinia elfa w temacie rzeczywiście mogła mieć dla niego znaczenie.
- Szlachetne podejście, ale niestety, również bardzo naiwne - ocenił ostatecznie tak samo miękko, co i brutalnie. Nie wykonał przy tym żadnego znaki ni gestu, który mógłby świadczyć o tym, że prośby i utyskiwania Kiriego mimo wszystko przekonały go do odpuszczenia. - Niezależnie od tego, czy naprawdę w to wierzysz, czy tylko usiłujesz uniknąć niewygodnej odpowiedzi, życie życiu nigdy nie jest i nie będzie równe, Kiri - mimo delikatnego uśmiechu, oczy szlachcica wydawały się tym razem niemalże chłodne. Zwłaszcza gdy spoglądał na elfa równie oceniająco i kontemplacyjnie, co w tej właśnie chwili. - Gdyby było inaczej, jaki sens miałoby umieranie dziesiątek tudzież setek w imię pojedynczego możnowładcy? Jak inaczej klepiący biedę gospodarz wybrałby spośród swoich dzieci, gdzie jedno musiałoby umrzeć z głodu, byle drugie zachowało życie i zdrowie? Predyspozycje, umiejętności, majątek, status, czasami zwykłe szczęście wywyższy jednostkę ponad drugą.
Czując na sobie najwyraźniej wzrok hrabiego, chłopiec instynktownie poderwał głowę i skrzyżował z nim oczy. Jeśli Krinndar również nadal patrzył na dzieciaka, mógł dostrzec, jak poszarzała skóra napina się na chudym ciele w miejscach, gdzie nie osłaniały jej nieco podarte tu i tam łachmany. Chwilę później obrócił się zwinnie na pięcie, zanurkował pod ramieniem usiłującego pochwycić go zbrojnego i rzucił się do ucieczki w stronę listowia.
Nikt nie krzyczał ani nie wydawał rozkazów. Nie było takiej potrzeby. Ten sam rycerz, który nie zdołał zatrzymać małego zuchwalca za pierwszym razem, ściągnął hełm i po wzięciu sporego zamachu cisnął nim - trafiając malca prosto między wystające łopatki. Impet był dostatecznie duży, aby trafiony wydał z siebie ledwie zduszony pisk, zanim poleciał przed siebie na twarz.
Mimo iż podenerwowana Olena doskoczyła do krat swojej klatki niemal natychmiast, nie odważyła się krzyczeć ani zbyt głośno protestować, kiedy zbrojny kilkoma, długimi krokami zmniejszył dystans między sobą a niedoszłym uciekinierem i chwytając go pod jedno ramię, siłą poderwał do pionu.
- Mm - mruknął Sebellian, wypuszczając wreszcie podbródek Kiriego z uścisku i zamiast tego lekko poklepał go po ramieniu. - Następnym razem, polecam wybrać, zamiast zasłaniać się filozofowaniem. Pozwolenie, aby złodziejska sierota z ulicy zajęła twoje miejsce przy moim stole, byłoby dość przykrym doświadczeniem, nie uważasz? - odwracając się powoli i tym samym zmuszając uczepionego go elfa do ruchu jego śladem, machnął lekko wolnym ramieniem nad głową. - Dopilnujcie, żeby umyli dzieciaka. I dajcie mu coś pożywnego do jedzenia. Potrzebuje nieco sił, jeśli ma choć przez chwilę zabawić moją kochaną Ramonę dzisiejszego popołudnia~ - odezwał się, kierując się do wyjścia.
Trwająca w dalszym ciągu w równym szyku trójka młodych rycerzy zasalutowała, gdy ich wymijali. Leos bardzo uparcie starał się ukradkiem rzucić Kiriemu niewiele mówiące w gruncie rzeczy spojrzenie.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

22
POST POSTACI
Krinndar
Kiedy Kiri zobaczył zmarszczkę zagłębiającą się między brwiami Sebelliana... mógł tylko paplać więcej i szybciej! Jakaż inna reakcja mogła z tego wyniknąć, jeśli nie taka? Jednocześnie jego palce coraz bardziej wbiajły się w ramię hrabiego, jakby to miało go uziemić, utwierdzić, że jest w miarę bezpieczny, przynajmniej na razie.

- Panie Hrabio, kochany... - westchnął, wciskając twarz w ramię Sebelliana, gdy ten postanowił już puścić jego policzek. Starał się schować, jakby wykorzystując starą zasadę, że jeśli on czegoś nie widzi, to to nie może również zobaczyć jego! Fałszywe poczucie bezpieczeństwa pomagało odrobinę. - Nie chcę o tym myśleć, proszę, nie dręcz mnie w taki sposób! Nie mnie oceniać, kto jest cenniejszy! Teraz to ty o nas decydujesz! - Przyznał ostatecznie. Przełknął ciężko, czując, jak łzy znów grożą spłynięciem z oczu. Bardzo chciał tego uniknąć.

Skrzyżował spojrzenie z dzieckiem tylko na moment. Nie musiał być wyjątkowo bystry, by dostrzec, że nic dobrego dzieciaka nie czeka, tym bardziej, gdy całkiem słusznie będzie chciał walczyć o życie. Na jego miejscu Krinndar również starałby się uciec.

- Nie rób mu krzywdy! - Skomlał przy ramieniu Sebelliana. - Może być złodziejem, ale to wciąż żywa istota... - Przekonywał. Pociągnął nosem, gdy znów poczuł w nim wilgoć. Pisnął przez zaciśnięte wargi, gdy hełm uderzył chłopca. Odwrócił znów głowę. - Nie chcę na to patrzeć! Nie chcę! Nie wiem, kim jest Ramona, ale... och! Sebellianie!

Brakło mu słów na przekonywanie hrabiego. Oczywistym było, iż nie puszczał jego ramienia - to była obecnie najbezpieczniejsza pozycja w całej tej sytuacji! Leo został ignorowany, gdyż był szują i nikczemnikiem, do tego całkiem niemiłym, jak się okazało! Sebellian przynajmniej miał o Kirim lepsze zdanie. Nie pozostało mu nic innego, jak poddać się tempu, które narzucał hrabia, i pójść za nim tam, gdzie go poprowadził. Do stołu, być może? Mimo całego tego stresu, kiszki grały mu marsza!
Ostatnio zmieniony 05 lip 2022, 13:17 przez Wierzba, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

23
POST BARDA
- Już, już - pocieszał hrabia, wciąż nie okazując ani krztyny znudzenia czy rozdrażnienia przewrażliwieniem Kiriego. - Nie ma powodu do nerwów. Jestem pewien, że syty obiad uwieńczony deserem szybko sprawi, że zapomnisz o wszelkich przykrościach i nieciekawym towarzystwie, jakie miałeś do tej pory. Kto wie? Może będziesz miał szansę, żeby zobaczyć i drugą część moich ogrodów? Jeśli moje pawie zrobiły na tobie wrażenie, jestem pewien, że polubisz również Ramonę i Nahimę. To prawdziwe piękności!
Sebellian kusił i obiecywał, czy to usiłując odwrócić uwagę elfa od przykrych elementów otaczającej go rzeczywistości, czy to samemu mając ich zwyczajnie dość. Nawet wówczas, gdy Olena zebrała się na dostatecznie dużo odwagi, by zacząć głośno pytać, dokąd zabierają chłopca i co zamierzają z nim zrobić, zdecydował się ją zignorować na rzecz opuszczenia ogrodów i znalezienia lepszych rozrywek aniżeli dalsze pastwienie się nad skołowanymi więźniami.
Jeśli Leopold miał cokolwiek Krinndarowi do powiedzenia, nie mógł lub nie ośmielił się tego zrobić w towarzystwie swego pana. Jedynym, co mu pozostawało, to ukradkowe odprowadzenie ich dwójki aż do pięknie porośniętej kwieciem pergoli, za którą chwilę jeszcze ciągnęła się usypana drobnym kamieniem ścieżka.
Na końcu ścieżki stały drzwi wbudowane w kolejną, wysoką ścianę, tym razem obrośniętą w znacznej mierze bluszczem o niezwykle barwnych, czerwono-zielonych liściach.
- Powiedz, jest może coś, na co miałbyś wyjątkową ochotę? Lubię twierdzić, że zatrudniłem kilku z lepszych kucharzy, z jakimi miałem styczność~ Jeden z nich ma, jeśli mnie pamięć nie myli, Everamskie korzenie. Świetnie zna się na kuchni kontynentalnej!

Temperatura zmieniła się wraz z przekroczeniem drzwi, za którymi znajdował się długi, choć chłodny korytarz. Zimny odcień marmurowych ścian ocieplały nieco liczne, pouczepiane haków na ścianach kaganki. Szli chwilę, mijając bardzo nieliczne drzwi, z których każde wyglądały dokładnie tak samo. Dopiero za pierwszym zakrętem natrafili na kręte schody, którymi Sebellian poprowadził Kiriego pewnie i bez wahania. Były dostatecznie szerokie, by nie musieli iść jeden za drugim. Nie były też tak długie, jak wydawały się z początku z samego dołu i wkrótce wyszli na kolejny, tym razem jasny, dobrze oświetlony dzięki ogromnym oknom i wyściełany purpurowymi dywanami korytarz. Większe kawałki ścian przyozdabiały co rusz płaskorzeźby bądź wielkie, misternie wykonane, bogato zdobione dzbany bądź posągi bestii lub mistycznych zwierząt.
Światło słoneczne dochodzące z zewnątrz sugerowało, że czymkolwiek potraktował elfa Leopold, utrzymało go w nieprzytomności przynajmniej przez całą noc.
Co rusz mijali strażników tudzież spieszącą gdzieś służbę. Każde z osobna salutowało lub kłaniało się Sebellianowi niczym najprawdziwszemu królowi na włościach. Z jakiegoś powodu, nikt nie patrzył dziwnie na towarzyszącego mu elfa.
- Jak właściwie dałeś się podejść naszemu drogiemu Leo? - zapytał nagle hrabia, posyłając Kiriemu ciekawskie spojrzenie. - Nigdy nie wydawał się zbyt dobrym aktorem ani tym bardziej oszustem. Byłem bardziej niż pewien, że nie będzie zdolny nikogo sprowadzić. Jest z reguły zbyt... Prostolinijny.
Minęli jedno, a potem drugie skrzyżowanie korytarzy, skręcając na nich dwukrotnie w prawo, zanim weszli w szeroki hol, w którego połowie otworzono przed nimi sporej wielkości, dwuskrzydłowe drzwi. Pomieszczenie zaraz za nimi było ciemniejsze, pozbawione naściennych okien. Światło wpadało do środka jedynie przez oszklonej części sufitu bądź za sprawą świec, co sprawiało, że atmosfera była tutaj nieco bardziej tajemnicza, a przez niewielką ilość osób w środku, złożoną jedynie z ich dwójki oraz paru uwijających się przy sprzątaniu służących - niemalże intymna. Była to prawdopodobnie sala biesiadna, w której łatwo było wyobrazić sobie odbywające się hucznie uroczystości.
Spoiler:
Nie było tu wielkich i wysokich stołów. Mimo całego przepychu, który nadal dało się odczuć na każdym kroku, czy to w bogatym szyciu pufek i obić niskich krzeseł, czy to w żłobieniach równie niskich stolików, całość miała za zadanie sprawiać minimalistyczne wrażenie. Minimalistyczne... Na miarę arystokracji, naturalnie. Na ścianach widniały tutaj nieliczne, choć ogromne w swych gabarytach obrazy, zaś roślinność podwieszono w koszach nad wysokim sufitem lub zasadzona w pięknych wazonach.
- Czuj się jak u siebie - zwrócił się do Kiriego Sebellian, gestem dłoni przywołując do siebie widocznie zaaferowaną ich wizytą służkę o splecionych w ciemny warkocz włosach.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

24
POST POSTACI
Krinndar
- Zabierz mnie stąd! - Marudził, nie mogąc zdobyć się na spojrzenia w stronę uwięzionych w klatkach osób, ani nawet na Leosa, ani orka, ani nikogo! Najchętniej zacisnąłby powieki i udał, że wcale nie znajduje się między ludźmi hrabiego, który sam zachowuje się tak podjerzanie, jak to tylko możliwe. Trafił w bardzo złe miejsce i chciał się wydostać! - Na boginię... - Jęczał, drżąc na całym ciele ze zdenerwowania. Uwieszony ramienia Sebelliana, nie mógł zebrać myśli. - Później, później...

Propozycje musiały poczekać, aż wróci do równowagi umysłu. Wpatrując się w uspaną kamieniami ścieżkę, głowę podniósł tylko na moment, by zobaczyć rozciągnięte nad głową ukwiecone pędy. Były zdecydowanie piękne i na moment nawet poczuł się lepiej, gdy lekko otworzył usta w zachwycie. Pomyslał, że te kwiaty pięknie wyglądałyby wplecione we włosy. Może powinien zaproponiwać Sebellianowi, że ułoży mu fryzurę? Może mógłby tym zaplusować u mężczyzy?

- Ostrygi. - Przyznał się, na co ma ochotę, gyd padło pytanie o jedzenie. Jeśli miał umrzeć, przynajmniej wcześniej mógł nacieszyć się ostatnim posiłkiem. - Albo... albo krewetki. Leos zabrał mnie do portu, po ostrygi. - Zdradził, ukradkiem wycierając mokry policzek o ramię Sebelliana. Chłód korytarza dobrze na niego działał, pozwalał uspokoić pędzące myśli i skupić się na jednej rzeczy. Światło dnia kazało mu jednak zauważyć kolejną rzecz. - Niech dobra Krinn ma litość, przegapiłem występ o północy! - Zwolnił nieco nacisk na ramię hrabiego, trzymając go swobodniej, niż przed momentem. Odsunął się, choć go nie puszczał. - Och, to wszystko przez Leosia! On był bardzo miły, choć nieśmiały i tak jak mówisz, prostolinijny. I zabrał mnie od marynarzy, którzy chcieli zabawić się moim kosztem. - Tłumaczył, nie zauważając zawczasu, jak może brzmieć jego opowieść. Leos nie był bohaterem! Był zdrajcą! - Był tak uroczy, gdy proponował mi ostrygi! Twoje ostrygi, Sebellianie! - Dodał. Nie zależało mu na wybielaniu Leopolda. Im głębiej go wkopie, tym lepiej! Przecież hrabia nie zrobi mu prawdziwej krzywdy, zdołał się już o tym przekonać. - Miałem nadzieję, że spędzimy razem kilka miłych chwil, odprowadzi mnie na występ, a później znów się spotkamy, by spędzić razem noc... zamiast tego wsadził mnie do klatki. - Nadąsał się. Zachowanie Leosa rozczarowało go tak bardzo, jak to tylko możliwe i zostawiło krwawiącą ranę w sercu. Rzecz jasna, nie zauważył w tym swojej własnej naiwności. - Jak mógł sądzić, że nie mam nikogo, kto mógłby się o mnie troszczyć? To... to naprawdę zabolało. - Wyżalił się hrabiemu. - Mam rodzinę w świątyni, mam przyjaciół. Sądził, że jestem sam? Że jestem łatwym celem? Nie wiem, kim jesteś, Sebellianie, i dlaczego zbierasz lubi w klatkach, ale nie jestem łatwym celem! Odmawiam!

Sytuacja z pewnością każe mu zastanowić się nad własnym życiem i kontaktami, jakie miał z innymi ludźmi. Inną sprawą był fakt, że nie zamierzał rezygnować ze spotkań ku czci bogini.

Nie powstrzymał się przed zadarciem głowy, gdy weszli do przestronnej sali, by podziwiać jej wnętrze. Cały pałacyk był godny uwagi, jednak takie sale zawsze robiły wrażenie.

- Jest większa, niż główna sala świątyni! - Zauważył. Nieco rozczarował go też fakt, że w całym pałacu nie dostrzegł ani cienia znaku Kirnn, czy to ołtarzyka, czy obrazu. - Masz taki piękny dom, Sebellianie. Ale najbardziej i tak podobały mi się ogrody. Powiedz, czym się zajmujesz?
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

25
POST BARDA
Choć ryby i owoce morza były mieszkańcom Archipelagu najlepiej znane i lubiane, nie wszystkie ryby i nie każde morskie robactwo było sobie równe. Nic dziwnego, że Sebellian obrzucił go niemal zaskoczonym, ale wciąż rozentuzjazmowanym spojrzeniem, kiedy zażyczył sobie krewetek i ostryg.
- Jesteś pewien, że mówimy o tym samym Leo? - parsknął w końcu hrabia, którego brwi w miarę opowieści Kiriego podnosiły się coraz wyżej. Nie wyglądał, jakby dawał wiarę wszystkiemu, co od niego słyszał. - Dobrze ułożonym i honorowym rycerzyku, który unika kłamstwa i uchybiania innym w prawie takim samym stopniu, jak złodziej unika uczciwej prawy? - spytał z oczywistym powątpiewaniem, które chwilę później zastąpione zostało przez pełen neutralnego namysłu wyraz. - Poważenie się przez tego chłopca o kradzież mojej własności, wydaje mi się jeszcze bardziej nieprawdopodobne niż fakt, że rzeczywiście był w stanie cię tu sprowadzić. Nawet jeśli popełnił błąd, wybierając niewłaściwą osobę, wciąż w jakimś stopniu wywiązał się z zadania, którego się po nim nie spodziewałem. Możesz śmiało zrzucić swoje przykre przeżycia na moją własną fanaberię, jeśli cię to satysfakcjonuje~ Chociaż... - tu przerwał znacząco, uśmiechając się do niego z politowaniem. - Czy aby na pewno to moja wina, że dałeś się oszukać osobie, która najprawdopodobniej oszukała kogoś po raz pierwszy w swoim życiu?
Krinndar mógł złościć się na Leopolda, na Sebelliana i na kogokolwiek jeszcze miał tylko ochotę. Nie zmieniało to natomiast przykrej rzeczywistości, wedle której wszedł w bardzo słabo zamaskowaną pułapkę ochoczym, niemalże tanecznym krokiem.

- Jest coś, w czym mogę pomoc? - odezwała się dziewczyna, która w przeciwieństwie do pozostałych służących, zerknęła w stronę Kiriego z dozą ciekawości.
- Półmisek naszych najlepszych owoców morza, coś lżejszego z czerwonego mięsa i butelkę białego wina z Varulae - zarządził praktycznie od razu Sebellian, nie poświęcając kobiecie więcej czasu, niż to było konieczne. Zamiast tego, wskazał Krinndarowi wygodnie wyglądające siedzenia w centralnej części pomieszczenia.
- Cieszę się, że ci się podoba, choć to, co widziałeś, to zaledwie moja skromna ptaszarnia - odparł, raz jeszcze wypinając dumnie pierś. - Lubię twierdzić, że nasze ogrody ustępują obecnie jedynie królewskim, mimo-... Racja. Wybacz. Czemu nie zaczniemy jeszcze raz, hmm? - wyswobadzając ramię z uścisku Kiriego, Sebellian cofnął się, by móc stanąć przed elfem w pełni swojej aroganckiej, pewnej siebie krasy. - Sebellian Alpin Napier. Królewski strateg oraz jeden z generałów Jego Wysokości.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

26
POST POSTACI
Krinndar
- O nim jednym, jedynym! - Kiri znów naburmuszył się odrobinę, gdy temat zszedł na Leosa. Zdążył zapomnieć o płaczu i bardzo, bardzo nie chciał wracać myślami do ludzi uwięzionych w klatkach. Od wszystkich tych łez już bolała go głowa! - Sądzisz, Sebellianie, że naprawdę musiał się postarać, żeby mnie uwieść? Wyglądał, jakby czuł się... nie do końca komfortowo, ale och! Ale..! Przecież był taki uroczy! Sądziłem, że po prostu nie przywykł do tego typu rozmów. Sądziłem, że wpadłem mu w oko. Tak mówiła moja przyjaciółka, która wcześniej go obserwowała. - Wyjaśnił wszystko, nie kryjąc nawet udziału Tagli w całym Leosiowym przedsięwzięciu. Zmrużył lekko oczy, rozumiejąc, że został oszukany w tak łatwy, dziecinnie wręcz prosty sposób. - A on po prostu starał się za bardzo! I przekraczał swoje własne granice... dla mnie.

Krinndar urwał na chwilę, gdy poczuł, jak w jego serduszku zaczyna się rozlewać bardzo miłe uczucie. Emocje sprawiły, że w jego klatce piersiowej nagle zrobiło się odrobinę cieplej, niż przed chwilą. Leopold naprawdę się starał! Nawet jeśli ostatecznie nie dla niego, a dla Sebelliana.

- Nie miałem powodu, by mu nie ufać. On naprawdę, naprawdę chciał pokazać się w dobrym świetle, a ja chciałem go lepiej poznać. - Tłumaczył, nie biorąc do siebie informacji o tym, że był pierwszą naiwną ofiarą kłamstw rycerzyka. - Wierzyłem, że to sama Krinn postawiła go na mojej drodze! Na boginię, może naprawdę tak było! Dzięki temu mogłem poznać ciebie, Sebellianie. - Poklepał go po przedramieniu jakby dla podkreślenia swoich słów. Czy miał wobec niego jakieś plany? Być może! Dzień jeszcze się nie skończył. - Jeśli pozwolisz, chciałbym później porozmawiać z Leopoldem. Muszę mu wbić do głowy, że nie jestem łatwym celem! I, mmmm...! - Mruknął z niezadowoleniem, gdy zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. - Bardzo dobrze czułem się w jego towarzystwie! To głupie, prawda? Chcieć rozmawiać z własnym porywaczem! Obiecuję, że nie będę szukał zemsty!

Elf zaśmiał się z własnego braku rozumu i zdrowego rozsądku. Gdy Leos zniknął mu z oczu, mógł jeszcze raz zastanowić się nad wydarzeniami poprzedniej (?) nocy. Przecież bawili się bardzo dobrze, póki nie doszło do ataku! Przecież rozmawiali, żartowali, dotykali się w tak czuły sposób... z tego mogło powstać coś pięknego ku uciesze Krinn. Nawet jeśli Leopold był szują.

Kiri posłał służce uśmiech, ale pozwolił mówić hrabiemu, nie wcinając się w jego słowa. Nie czuł się na tyle pewnie, by rozkazywać nie swoim sługom. Poza tym nie chciał rozkazywać nikomu. Miał dwie sprawne ręce i mógł robić rzeczy samemu.

- Dziękuję. - Odezwał się do dziewczęcia mimo wszystko, gdy jego towarzysz wydał już polecenia.

I choć raz już wpadł w pułapkę, zastawioną w tak oczywisty sposób, nawet przez moment przez głowę nie przeszło mu, że, choć uwolniony z klatki, wciąż może być w niebezpieczeństwie! Zamiast martwić się na zapas, wolał udać się w stronę wygodnych krzeseł, które wskazał hrabia. A potem ten sam hrabia przedstawił się i Kiri poczuł, że jego nogi robią się miękkie, a z twarzy odpływa cała krew. Uczucie trwało jednak tylko kilka sekund, w których w uszach zaczęło mu szumieć, nim szum ustąpił dźwiękowi jego własnego głosu.

- Jego Wysokości?! - Pisnął, niemal podskakując w miejscu. - Strateg i generał...! - Powtarzał, pełen ekscytacji. - Na dobrą Krinn, nigdy nie sądziłem, że będę mógł spotkać kogoś takiego! Tak mi miło, Sebellianie. - Powtarzał, szybko, głośno, w końcu nawet na moment stanął na palcach, jakby to miało mu zrekompensować fakt, iż nie wypada podskakiwać! Ostatecznie skłonił się z szacunkiem, tak jak uczyła go Livia. - To zaszczyt. Przepraszam, ja jestem tylko... tylko Krinndar. Sługa Krinn i aktor. Występuję w "Tysiącu uśmiechów i jednym smutku", gramy na ulicach miasta i tak bardzo, bardzo, bardzo chciałbym, żeby kiedyś mógł zobaczyć nas król. Ale wiem, że nie ma czasu na takie rzeczy. - Dodał, a w ton jego głosu wdarła się nuta, która zafałszowała radość i ekscytację. - Gramy dla wszystkich mieszkańców i byłoby mi bardzo miło, gdybyś ty również zechciał nas kiedyś zobaczyć! Ale... ale... - Zawahał się. Podniósł w końcu spojrzenie na Sebelliana. - Przepraszam, za dużo mówię? Mama Livia ciągle mi powtarza, że za dużo mówię... - Zawstydził się. Przez emocje związane z poznaniem królewskiegostratega gęba mu się nie zamykała, gdy odczucia znajdowały ujście przez usta! - Dziękuję, że gościsz mnie w swoim domu. Ale nie musisz. Jeśli to pomyłka, jeśli Leos sprowadził złą osobę, to ja... mogę już pójść.

Autorytet Sebelliana nieco go przerażał. Elf zaczął czuć, że z każdym słowem się pogrąża, a dobre wrażenie, jeśli mógł jakieś wywrzeć na mężczyźnie, rozpada się z prędkością zdmuchniętego domku z kart. Przed kimś, kto jest blisko króla, mógł się jedynie wygłupić. Kilka słów, jedno przedstawienie siebie oraz swojej pozycji na dworze sprawiło, że Kiri na nowo chciał uciekać, ale tym razem z zupełnie innych powodów.
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

27
POST BARDA
- Przyjaciółka? - zaciekawił się uprzejmie Sebellian. - Musi mieć naprawdę bystre oczy. Czy może to Leo czuł się aż tak wyobcowany w tłumie, że kompletnie nie potrafił się w niego wmieszać? Z tego, co mi wiadomo, zazwyczaj nie miewał z tym problemów. Czyżby również była elfką?
Hrabia nie próbował dłużej niszczyć wyobrażeń Kiriego odnośnie prawdziwych intencji Leopolda - z sobie tylko znanych powodów. Najpewniej w pełni świadomie pozwalał mu bujać w obłokach, świetnie bawiąc się jego niedomyślnością. Z drugiej strony, czy którekolwiek z nich, aby na pewno mogło wiedzieć, dlaczego młody rycerz postąpił, jak postąpił? Koniec końców, nawet w oczach Sebelliana, który przecież zdawał się go całkiem dobrze znać (na pewno lepiej od samego Krinndara), postępowanie młodzika wydawało się niecodzienne i sprzeczne z dobroduszną naturą, jaką miał się odznaczać. Coś wciąż było w tym wszystkim na rzeczy.
- Bycie nieskomplikowanym i szczerym, z pewnością zaskarbia mu wiele sympatii. Nie inaczej jest zresztą na moim dworze - zgodził się mężczyzna. - Tym większym kłopotem dla mnie byłoby, gdybyś rzeczywiście próbował się na nim mścić. Inaczej niż emocjonalnie, w każdym razie.
Mrużąc odrobinę oczy i uśmiechając się przez moment do samego siebie nieco szerzej, Sebellian pokiwał wreszcie głową.
- Jeśli obaj będziecie się dobrze zachowywać, nie mam nic przeciwko zorganizowaniu dla was kolejnego spotkania - zawyrokował. - Możesz mu śmiało wygarnąć swoje żale, jeśli tego właśnie chcesz~

Służąca dygnęła w stronę pleców hrabiego i byłaby pewnie pobiegła w popłochu w stronę kuchni, gdyby nie podziękowania Kiriego. Mile zaskoczona, poczerwieniała odrobinę mocniej, ale i odwzajemniła uśmiech. Chwilę później ponownie dygnęła i tym razem podążyła pospiesznym krokiem do wrót, które obaj mężczyźni dopiero co przekroczyli.

Sebellian nie czekał, aż elf otrząśnie się z szoku i gdy tylko ponownie się przedstawił, tym razem jasno dając do zrozumienia, z kim tamten ma do czynienia, przesunął się w stronę wybranego wcześniej stołu i usiadł przy nim - przodem do wciąż oszołomionego elfa.
- Aktor, powiadasz, tylko Krinndarze? - podłapał, nie oszczędzając go, gdy wyłapał muszący nieźle bawić sposób, w jaki tamten sam siebie określił. - To by istotnie całkiem sporo wyjaśniało.
Nie spiesząc się z udzieleniem dalszych odpowiedzi, sięgnął po drugie z krzeseł i przyciągnął je bliżej siebie, a następnie poklepał zachęcająco miękką poduszeczkę, którą było wyściełane.
- Jesteś doprawdy uroczy, gdy się denerwujesz, przyznaję. Wydaje mi się nawet, że zaczynam powoli rozumieć, dlaczego Leo wolał zaryzykować przyprowadzeniem cię do mnie, zamiast trzymać się ściśle ustalonych zasad. Cenię sobie osoby, które mówiąc to, co naprawdę myślą. Ciągłe przedzieranie się przez zasłony obłudy, bywa okrutnie męczące na dłuższą metę, a jest to niestety standard przy obcowaniu ze szlachtą. Chodź. Opowiedz mi więcej, proszę - ostatnie słowa Sebelliana, mimo iż wypowiedziane kusząco słodko, nie brzmiały w żadnym wypadku, jak prośba. Był to rozkaz. Pięknie zamaskowany, ale wciąż oczywisty rozkaz, który nie brał pod uwagę możliwości sprzeciwu.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

28
POST POSTACI
Krinndar
Kiedy Kiri poznał tożsamość Sebelliana, nagle miał bardzo duży problem, by się skupić - na swoich słowach, na rozmówcy, na czymkolwiek! Strzelał oczyma po sali i potykał się o własne wypowiedzi, jakby nie do końca wiedział, co i dlaczego ma mówić. Siadł i złapał się stołu, choć obawiał się, że trzęsące się dłonie przekażą wibracje na ten kawałek drewna!

- Nie, nie... moja przyjaciółka jest orczycą. Pół-orczycą. - Poprawił się szybko, by oddać Tagli słuszność. - Nie wiem, czy jest spostrzegawcza, czy to wina Leo! Ale kiedy mi go wskazała, nie było go trudno wypatrzeć... nie będziesz go karać, prawda? - Zapytał, podcząc na chwilę oczy na Sebelliana. - To Krinn musiała mi go wskazać. - Jako hrabia, który jest blisko króla, Sebellian mógł zrobić wszystko! Ale Kiri musiał pamiętać, by mówić dobrze nie tylko o sobie. Życie Leosa mogło zależeć od tych paru źle dobranych słów! Pamiętał, co mówił Leopold o tym, że jego życie zostało zaprzysiężone. Jeśli hrabia chciałby mu zaszkodzić, przyjąłby to ze zwieszoną głową. - To tylko pomyłka! Pewnie stracił dla mnie głowę i zapomniał, że ma się kryć, haha... - Spróbował zażartować, ale głos mu drżał. Przełknął ciężko. W ustach nagle zrobiło mu się bardzo, bardzo sucho, a ta pustynia na języku nie sprzyjała mówieniu. - Na boginię! Zmieniłem zdanie! - Oświadczył. - Zmieniłem! Chcę się z nim spotkać, ale nie będę mu nic mówił, nic a nic! Nic na temat tego porwania! Nie mam mu za złe!

Zdenerwowanie nie pozwalało Krinndarowi myśleć jasno. Odetchnął raz i drugi, jakby to mogło powstrzymać galopujące myśli. Było ich zbyt wiele, były zbyt chaotyczne i niepoukładane, by móc wyrazić je w słowach. Przymknął powieki, zatrzymując się na moment. W ten sposób nie pomoże ani sobie, ani Leosowi.

Kiedy znów spojrzał na hrabiego... nie czuł się ani odrobiny lepiej!

- Na piękno Krinn... - Jęknął. - Naprawdę, jestem aktorem. Śpiewam, tańczę... g-gram na tamburynie? - Próbował przedstawić swoje umiejętności, choć nawet on sam uznał, że to nie czas i miejsce na to. - Przepraszam. - Powiedział znów, zupełnie nie na temat, bo przecież dostał... komplement? Wiele razy słyszał, że jest uroczy, ale nie w takich chwilach! Nie wtedy, gdy był tak blisko szaleństwa ze zdenerwowania! - Przepraszam, boję się, że widzisz we mnie kogoś, kim nie jestem, Sebellianie. Ale masz rację, ja jestem tylko... tylko... - Wahał się, bo nie chciał powtarzać się i mówić, że jest tylko Krinndarem! Hrabia znów by go wyśmiał. - Tylko sługą Krinn, nie jestem ze szlachty, nie znam zachowań szlachty. Nic o tym nie wiem. Kiedy byłem niemowlęciem, podrzucono mnie pod wrota świątyni. - Zdradził. Czy to urodzenie miało robić z niego szlachcica, czy wychowanie? Nie czuł się artystokratą ani z tego, ani tego powodu! Utkwił spojrzenie w blacie stołu i tym, co na nim było. - I zostałem wychowany przez kapłanów i kapłanki, w świątyni. To moi bliscy. Ale zrezygnowałem z bycia akolitą na rzecz wolności. - Na moment podniósł wzrok na hrabiego. Porzucił taką pryszłość na rzecz czegoś, co teraz Sebellian mu odbierał! - Zaciągnąłem się na statek, ale szybko wróciłem. A potem... znalazłem trupę. Gramy dla zwykłych ludzi, nie dla szlachty. Chciałbym, żeby kiedyś zobaczył nas król... myślę, że mogłoby mu się spodobać.

Krinndar urwał, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Kilka kolejnych, szybkich oddechów miało powstrzymać nieuniknione, ale nie podziałało, więc gdy Kiri podniósł znów spojrzenie na Sebelliana, jego oczy błyszczały łzami.

- Nigdy już ich nie zobaczę, prawda? Przyjaciół i kapłanek?
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

29
POST BARDA
Kiwając z namysłem głową, Sebellian wyciągnął pod stołem długie nogi, przybierając wygodniejszą pozycję, jakby odgrywanie w pełni dostojnego zdążyło mu się już znudzić. Roztrzęsionemu elfowi, który wreszcie grzecznie zdecydował się do niego dołączyć, przyglądał się z ukosa.
Choć na tym etapie Krinndar powinien już się pewnie domyślić, że sprzedawanie pewnych detali osobie odpowiedzialnej za jego porwanie może nie być najlepszym pomysłem, trudno było go winić za trwanie w dużo bezpieczniejszej ignorancji. Nawet jeśli ta sama ignorancja doprowadziła go do punktu, w którym się obecnie znajdował.
- Jeśli taka wola bogini, kimże jestem, żeby wchodzić jej w drogę? - zaśmiał się, rozkładając ręce na boki w przejawie udawanej bezradności. - Lubię żyć w zgodzie z jej świątynią. Więcej, byłoby dla mnie niezmiernie problematycznym, gdyby łaska Krinn nagle się ode mnie odwróciła. Życie na salonach bywa dość samotne i frustrujące bez odpowiedniego typu relaksujących rozrywek i aktywności od czasu do czasu, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. - dodał, uśmiechając się bardziej niż sugestywnie.
Czy mówił prawdę? Kiriemu trudno było powiedzieć na pewno. Nie każdy wyznawca jego ukochanej bogini lubił obwieszać siebie oraz swój dom jej symbolami, czy też wyuzdanymi portretami i malowidłami. Sebellian z całą pewnością pasował do roli bawidamka. Miał co prawda syna, ale czy ktoś wspomniał o żonie? Mógł być absolutnym rozpustnikiem i czcić Krinn w zakątkach prywatnych komnat. Nawet jego wyciągnął z klatki tylko dlatego, że najprawdopodobniej miał taki kaprys i kto wiedział, czy owy miał skończyć się wyłącznie na posiłku i zwiedzaniu domu, tudzież wspomnianych wcześniej ogrodów.
Pytanie o karaniu Leo, pozostawił jednak bez jasnej odpowiedzi. Bardziej, czy też mniej intencjonalnie.
- Krinni, Krinni, Krinni~ - zanucił, mimo iż jego głos w żadnym stopniu nie należał do odpowiednio melodyjnych, by to robić. - Gdybyś był ze szlachty - zaczął powoli, mrużąc nieco oczy. - Gdybyś był kimkolwiek z nią powiązany, a jednak jakimś cudem nadal trafił do tamtej klatki, możesz mi wierzyć, że nigdy nie usiedlibyśmy przy tym stole.
Cokolwiek Sebellian miał na myśli i cokolwiek sugerował, musiał mówić to, jak najbardziej poważnie, ponieważ tym razem w jego słowach nie dało się wyczuć ani cienia jego standardowego rozbawienia i wesołości, wbrew wciąż obecnego na ustach uśmieszku.
- Po co ta cała krytyka? Jesteś mądrym chłopcem. Posłuchaj sam siebie - kolejna, łagodnie wypowiedziana komenda. - Z tego, co mówisz, jasno wynika, że mimo braku wysokiego urodzenia, prowadziłeś dotychczas ekscytujące i pełne wrażeń życie. Życie, którym się cieszyłeś. A czy nie o to w tym wszystkim chodzi?
Prostując się nieco w siadzie, ale ze wciąż wygodnie i nie-po-szlachecku rozłożonymi nogami, szlachcic wyciągnął rękę i złapał dwoma palcami za pulchny policzek Krinndara.
- Skoro trafiłeś bezpośrednio pod progi świątyni swojej bogini, wyraźnie taki miała kaprys, mylę się? I czy sam nie powiedziałeś, że jej wolą było najwyraźniej skierować cię również do mnie? Czyżbym coś źle zrozumiał? A może sam zaczynasz powątpiewać w łaskę, którą powinna obdarowywać swojego wiernego wyznawcę? - podpuszczał dalej elfa, unosząc wyżej lewą brew.
Hrabia odpowiadał tylko i wyłącznie na pytania, na które odpowiadać miał ochotę. Podobnie było z podłapywanym przez niego tematami. Jeśli któraś część historii Krinndara wyjątkowo mu się w danej chwili spodobała, podłapywał temat i kierował dalej tam, gdzie uznawał za słuszne. Całe szczęście dla elfa, Sebellian nie zignorował jego ostatniego, ważnego bądź co bądź pytania.
Uszczypnął go w policzek i wypuścił, spoglądając w stronę otwierających się akurat drzwi. Do pomieszczenia pospiesznymi krokami weszła trójka służących. Jedną z nich była dziewczyna z wcześniej, niosąca butelkę wina. Pozostała dwójka, tym razem mężczyzn, wnosiła zastawę. Sebellian nie spojrzał na żaden z nich dwa razy, gdy zaczęli się uwijać dookoła ich stolika z wyuczoną dokładnością i dbałością o szczegóły.
- Jestem pewien, iż rozumiesz, że nie mogę ci na ten moment niczego zagwarantować? - zwrócił się wreszcie do elfa. - Lubię twoją gadatliwość. Nie zrozum mnie źle. Jest bardzo odświeżająca. Niestety zdaję sobie również sprawę, że właśnie przez jej nadmiar zdarza się nam wygadać nieodpowiednim osobom o nieodpowiednim czasie. Nieważne, jak niska jest twoja pozycja społeczna, szanse na to, że mógłbyś przysporzyć mi kłopotów w ten lub inny sposób wciąż nie są równe zeru.
Hrabia mógł nie uważać go za przesadnie realne zagrożenie, ale wciąż wolał chuchać na zimne, niż później tego żałować.
- Nie martw swojej drobnej główki na zapas - poklepał go pocieszająco po głowie. - Okoliczności lubią się zmieniać w najmniej oczekiwanym momencie~ Nie mówię tak, ale nie mówię również i nie. Co powiesz na to, żeby dzisiejszego wieczoru dla mnie zaśpiewać, hm? Być może zatańczyć?
Zanim ktokolwiek się spostrzegł, pięknie zdobiona krwiście czerwonymi elementami zastawa stała na stoliku, a w dwóch, postawionych przed nimi, kryształowych kielichach czekało wino.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

30
POST POSTACI
Krinndar
Krinndar miał wielki problem, by skupić się na tym, co mówił do niego Sebellian. Hrabia, rozłożony na krześle tak nieelegancko, zupełnie jak bezdomny pod murem, onieśmielał biednego elfa swoją beztroską. Kiri w ogóle nie myślał o tym, co powinien, a czego nie powinien mówić. Gdy zdenerwowanie sprawiało, że drżał na całym ciele jak osika, nie starczyło dość skupienia, by powstrzymać kłapiący język.

- Krinn patrzy łaskawie na każdego, kto chce ją czcić. - Powiedział, choć jego uśmiech zniknął, zastąpiony tak nietypową dla niego powagą, wykrzesaną z mieszanki stresu i strachu. Wcześniej miał nadzieję, że uwiesi się ramienia Sebelliana, a ten wyprowadzi go z ogrodów, a potem... a potem zwróci wolność! Tymczasem okazywało się, że Kiri wpadł po same spiczaste, obwieszone ozdóbkami uszy! Jeśli Sebellianowi podobała się jego gadatliwość i wesołe usposobienie, to mógł o nim zapomnieć, gdy uciekł się do niewypowiedzianych gróźb i zastraszania. Ptak w klatce nigdy nie śpiewał tak pięknie, jak ten na wolności. - Nie patrzy na majętność. Rozkoszą mogą dzielić się wszyscy, od żebraków po króla. - Spuścił wzrok na własne palce, które trzymały się stołu tak mocno, że aż pobielały kostki. Oklepane słowa o jego religii były tylko wypełniaczem ciszy, gdy nie wiedział, co powinien przekazać w odpowiedzi na słowa hrabiego, a usta mówiły mimo wszystko. - Nie wiem, dlaczego twierdzisz, że bogini mogłaby odwrócić swoją twarz i spojrzeć w inną stronę... - Może dlatego, że porywał jej nieoficjalnego niewyświęconego kapłana?! - Spójrz na to z innej strony. Bogini mogła wykorzystać mnie, by zesłać łaskę dla ciebie. Może to nie miało być spotkanie przeznaczone nie dla mnie, ale właśnie dla ciebie? Może niosę misję o mojej pani, ale ty masz z niej skorzystać?

Zmiana tonu hrabiego w odniesieniu do pochodzenia Krinndarar tylko pogorszyła sprawę. Elf zacisnął powieki, a z jego lewego oka wyrwała się pojedyncza łza, która spływając po policzku zostawiła mokry ślad.

- Moje życie jest... było dobre. - Przyznał Sebellianowi, poprawiając się szybko. - Ale co będzie dalej? Jestem na twojej łasce.

Chłopak był bardzo blisko początku użalania się nad sobą, na szczęście dłoń, która nagle znalazła się tak blisko jego twarzy, skutecznie odwróciła jego uwagę od wewnętrznego bólu i tysiąca myśli o tym, że tu, już niedługo, skończy się jego podróż! Spojrzał na hrabiego zdziwiony, mrużąc oko po stronie, która została tak bezczelnie potraktowana!

- Aj, aj...! - Zaprotestował, podnosząc dłoń, by oprzeć ją na nadgarstku mężczyzny. Nie zaciskał palców, nie odciągał, jedynie dotkął, jakby w ten sposób mógł zaprezentować swój sprzeciw! - Krinn prowadzi moje kroki! - Zgodził się ponownie, choć tym razem jego uwaga rozroszona była przez paluchy na pultynku! - Doprowadziła mnie do ciebie, więc pozostaje mi jej służyć. Chciałbym pokazać ci, jak można cieszyć się jej darami...

Gdy Sebellian puścił jego już czerwieniejący policzek, Krinndar chciał zostawić dłoń na jego. Kontakt fizyczny pozwalał mu skupić się na czymś znanym, przyjemnym. Choć było to ledwie zetknięcie skóry ze skórą, dawało obietnicę czegoś więcej. Był to obszar znajomy i bezpieczny. Cofnął dłoń, gdy weszli służący. Opuścił głowę, wstydząc się spojrzenia przybyłych. Iluż już takich widzieli? Tych, którymi Sebellian postanowił się zabawić, zaprosił na obiad, a potem pozbył się w sobie znany sposób?

- Nikomu nie powiem! - Jęknął, kuląc się pod dłonią mężczyzny, gdy ta opadła na jego włosy. Przez myśl przeszło mu, że nawet, jeśli hrabia go wypuści, może pozbawić go języka, by nie paplał na prawo i lewo o tym, co tu widział! Język był mu potrzebny do pracy i nie tylko!! - Znalazłem się tu przez przypadek, uznajmy to za przypadek i zapomnijmy! - Prosił, tym razem patrząc na zastawę, nie ważąc się podnieść na nowo wilgotniejących oczu. - Zrobię, co zechcesz. Mogę zaśpiewać, mogę zatańczyć, Sebellianie. Ale... ciężko śpiewać, gdy nad karkiem wisi katowski topór.

Nie radząc sobie z emocjami, przycisnął dłonie do oczu.
Obrazek

Wróć do „Stolica”