POST BARDA
—
Dość twojej paplaniny — usłyszała ponad głową Ail.
Potem jej ciało, począwszy od głowy przez kark i kręgosłup, przeszedł spazmatyczny, trwający ułamek sekundy ból i nic już więcej nie pamiętała.
Obudził ją śpiew ptaków. Tak głośny, że w pierwszej chwili nie była w stanie pozbierać myśli. Otwierając oczy ujrzała, że jest w pozycji siedzącej, a jej głowa wisiała oparta brodą o pierś. Potwornie bolał ją kark, skóra na głowie była napięta, jak gdyby coś wielkiego wyrosło jej na czaszce. Ręce miała za plecami, skrępowane sznurem, przywiązane do pionowej konstrukcji z drewna. Oglądając się wokół siebie stwierdziła, że znajduje się w chacie, przykuta do belki wspierającej dwuspadowy dach.
Nad byłą gwardzistką stał elf. Cuchnący potem i nieświeżym oddechem. Twarz i szyję miał zadrapaną, pokrytą licznymi powierzchownymi ranami, które wyglądały jakby co chwilę były rozdrapywane na nowo. Oczy miał zaszłe żółcią, przekrwione i ropiejące. Początkowo stał, sprawdzając stan Ail'ei, lecz potem zaczął chodzić od ściany do ściany, nerwowo i powłóczyście, drapiąc się po głowie i ciężko sapiąc.
Ail straciła rachubę czasu. Błądząc myślami po zakamarkach umysłu, niezdolna by wydać z siebie choć jedno słowo, ledwo zauważyła jak ktoś nowy przekroczył próg chaty. Kolejny narkoman na odwyku, produkt sekciarskiej indoktrynacji kapłanki Felise. Luinwe usłyszała rozmowę dwójki elfów. Nie próbowali nawet ściszyć tonu głosu. Wymiana zdań była równie nerwowa, co ich ruchy.
—
Trzepie mnie gorzej niż gdy musiałem odpokutować za najniższe zbiory w zeszłym roku, argh... — Zrobił pauzę, zaciskając szczęki i sycząc przez zęby. —
Sprawdziliśmy już każdy zakamarek wioski i okolic... — wysapał nowoprzybyły elf. —
Ani śladu Fa'el Lolia. Potrzebujemy Felise. Tylko ona zna recepturę. Odeszło dziś dwoje synów Teliany... Musimy odzyskać Łaskę Loliusza, bo będzie ich, ugh... więcej. Dzieci... dzieci są najsłabsze.
—
Odeślemy tego wojaka z powrotem do obcych. Przykaże im propozycje wymiany zakładników... A-albo lepiej, zagrozimy śmiercią tej tutaj. Wydaje się być... ważna. — Mężczyzna wskazał palcem na Ail'ei i uśmiechnął się krzywo, a potem podrapał się po zaczerwienionym policzku.
*
Noc po powrocie Niriviela do obozu nie należała do najprzyjemniejszych. Zin'rel, nie widząc powracającej przyjaciółki i przyjaciela, początkowo wpadła w panikę, by później popaść w rozpacz i zamknąć się w swoim namiocie, skąd od czasu do czasu słychać było ciche łkanie. Niriviel, w swym niepoczytalnym stanie, zdołał jedynie dotrzeć do namiotu i padł tam wyczerpany, zasypiając obok śpiącej już córki.
Poranek przyniósł więcej złych wieści. Gdy obóz powoli budził się ze snu, z lasu wybiegł zdyszany Yannear, cały poobijany, jak gdyby wrócił ze stoczonej właśnie bitwy. Przywiedziony pod ognisko z pomocą strażnika, usiadł, wyszarpał komuś bukłak z wodą i wypił jego zawartość do dna, po czym zakaszlał ciężko i przetarł zakrwawioną twarz rękawem.
—
Ail została wzięta do niewoli. Chcą wymiany zakładników. Chcą Felise.
Nie powiedział nic więcej. Zrzucając z siebie wierzchnią część ubrania, po prostu wszedł do swojego namiotu. Pobiegła za nim Zin, lecz weteran zatrzasnął za sobą namiot i nie wpuścił jej do środka.
—
Yannear! Oddamy im ją, prawda? — zapytała Zin. —
Trzeba coś zrobić, nie wiem, pójść na ten układ albo ją do cholery stamtąd odbić!
—
Decyzja należy do Y'asmanai, los więźniów należy do niej — odparł wódz Szarego Wichru. —
Zresztą, czy ktoś ją dziś w ogóle widział?
Pod latarnią stało dwóch strażników, pilnujących więzionych jeńców. Po przeciwnej stronie obozu, widać było Vearię i Katni, bawiące się w glinie. Zupełnie umknęło Nirivielowi, jak szybko dziewczynki zdążyły się zakolegować. Przy ognisku była cała reszta drużyny, pomijając jednego strażnika stojącego na warcie przy skraju lasu. Przeszukano cały obóz, okoliczny las i wybrzeże. Ślad po byłej królowej zniknął i zdawało się, że było tylko jedno miejsce, do którego mogła się udać.