POST BARDA
Szaman spojrzał z lekka zaskoczony dosyć ostrą reakcją Svanroga na jego zaczepkę. Uniósł brwi, przez chwilę studiując sylwetkę Uratai na wozie, w końcu wzdychając i śmiejąc się lekko. — Aż tak widać? Cóż, chciałem umilić nam czas pogawędką, ale skoroś taki najeżony na próby zaprzyjaźnienia się, znajdę sobie kogoś innego — rzucił, chociaż wbrew pozorom nie odjechał, by wedle woli Svanroga ostawić go samotnego z własnymi myślami, a truchtał obok wozu, wpatrując się weń uważnym spojrzeniem.Woźnica parsknął jakimś cichym przekleństwem, kiedy i w niego uderzył introwertyczny gniew wojownika, odwracając się i mamrocząc coś do siebie o "piątym kole u wozu", zapewne w kontekście swojego pasażera. Szaman zaś, nie odstępując transportu o krok, jechał swobodnie, co jakiś czas zerkając tam i chyba powstrzymując się od kolejnych komentarzy. Ewidentnie jednak coś go interesowało, być może w osobie Svanroga, być może w samym przewożonym jedzeniu.
Po kilku minutach ponownie ktoś w okolicy kichnął, próbując stłumić ten dźwięk. Woźnica, nauczony agresywnego podejścia swego pasażera tylko drgnął, odwracając lekko głowę, natomiast szaman tym razem uśmiechnął się szeroko, bezpośrednio do Svanroga, po czym wpatrując mu się prosto w oczy, rzekł donośnym głosem: — Wyłaź stamtąd, bo zaraz tam zamarzniesz — i być może ku zaskoczeniu wojownika, być może też ku jego uciesze, los postanowił choć raz uchylić się przed nim, gdy spomiędzy beczki wyłoniła się lniana płachta, zaraz zrzucona z sylwetki, którą okalała.
Mardth, z zaczerwienionym lekko nosem zerknęła płochliwie na szamana, który przeniósł nieco surowe teraz spojrzenie na nią, zanim okrzykiem zatrzymał kolumnę z Ulfem na przodzie, ręką przyzywając dowódcę. Wóz także się zatrzymał, pozwalając Żelaznemu Wilkowi podjechać kłusem do miejsca zdarzenia.
— Nigdzie się stąd nie ruszam, choćby góry miały się poruszyć — rzuciła ostrym tonem do Svanroga, wpatrując się weń z mieszanką nadziei i lekkiego zwątpienia. Ewidentnie liczyła, że przyjaciel poprze ją w nadchodzącej potyczce słownej między kochankami... a ta chyba miała nadejść, bowiem zaniepokojony nagłym postojem Ulf po podjechaniu do wozu i ujrzeniu Mardth, wyraźnie się spiął.
— Mardth! Co ty tu na Żywioły robisz? — zapytał mimo wszystko spokojnie, nie okazując głębszych emocji.
— Zabrałam się na gapę, jak widać — odparła, uśmiechając się przy tym buńczucznie.
— Jeszcze nie wyjechaliśmy na teren diabłów, ktoś cię zaraz zawróci z powrotem do Thirongardu.
— Nie. Ma. Mowy. — Mardth skierowała wzrok na Svanroga, wyraźnie prosząc go, aby teraz stanął po jej stronie.