POST BARDA
Wojowie coś tam odbąkali na pozdrowienie Wierzby, wszak powszechnie wiadomym było, że bogom narażać się było całkowitą głupotą. Dlatego też po tych słowach nie usłyszał ani słowa, które miało by go mocniej pośpieszyć. Młody przykucnął przy Auriel, poprawił swój płaszcz i ostrzegł pół-elfkę przed śnieżycą, po czym uwolnił ją i chwycił za dłoń prowadząc poza obóz - w coraz bardziej ciemny las...
...
- Oni naprawdę mnie napadli! Wierzysz mi, prawda? - Z jakiegoś powodu towarzyszce chłopaka bardzo zależało by jej uwierzył. - Ale naprawdę głupie to było. Trzeba było ich zabić jak tylko była okazja. Nie marźlibyśmy tak teraz i spalibyśmy w ciepłych namiotach ze skór! - Jakby nie patrzeć, miała chociaż odrobinę racji - nocleg z wojami byłby o wiele lepszym rozwiązaniem, niż nocna wędrówka w trakcie śnieżycy po lesie.
- I co? Masz jakiś plan? Czy będziemy tak iść bez końca aż zamarźniemy? - dopytywała Auriel z niemałym przekąsem, nieco już ciążąc ciągłymi pytaniami. Brak jakiejkolwiek lampy nie działał na korzyść podróżnych, jednakże sam Wierzba miał przy sobie nadziak, który potrafił zapłonąć żywym ogniem. To oświetlało im drogę na tyle mocno, by trzymać się wytyczonego szlaku. Przynajmniej przez jakiś czas...
Pogoda nie dogadzała - wichura nieustępliwie dawała się ze znaki, dmuchając mroźnym powietrzem prosto w twarz. Śnieg padał coraz mocniej, sprawiając że widoczność stawała się coraz gorsza. W pewnym momencie prawie wpadali na drzewa, nie wiedząc dokładnie gdzie się poruszają... Wydawało im się, że traktem na południe, ale ciężko było to jakkolwiek zweryfikować.
- Tam! - zakrzyknęła Auriel, wskazując palcem Wierzbie zarysy jakiegoś drewnianego budynku. Wydawał się dość spory - prawie że rozmiarów stodoły, albo czegoś podobnego.