Siedziba Montweisserów

76
POST BARDA
Ynnir zaśmiała się cichutko, słysząc prośbę Aelli. Tym razem wyraźnie się rozluźniła, pozwalając sobie nawet na delikatny uśmiech. — Dobrze więc... Aello. I przepraszam, obcując ze szlachtą, ciężko wyzbyć się nawyków — tak czy siak stanęła na tyłach balii, gotowa pomóc w rozebraniu się i samej czynności kąpieli, jeśli zajdzie taka potrzeba. Wysłuchała reszty słów kobiety i gdy ta wchodziła do wody, na slowo "urocza" odrobinę się skrzywiła. — Skoro jesteśmy na ty... to słowo uroczy brzmi przedmiotowo, jakby nasza rasa była zabawką. Nie mów tak więcej — w jej głosie zabrzmiała wyjątkowo stanowczość, której wcześniej jej tutaj zabrakło.

Suknia galowa, w której Aella wybrała się wcześniej na bal do Montweisserów, nie nadawała teraz do niczego. Materiał został przez nią wcześniej rozerwany i z długiej spódnicy zostały poszarpane resztki, w towarzystwie kerońskim mogące zgorszyć pruderyjną szlachtę. Poza tym woda nieco ukoiła ciągle rozgrzane przez krwawiące słońce cialo i po raz pierwszy kobieta mogła poczuć delikatne zmęczenie. Dzień był zdecydowanie obfity w wydarzenia, nawet jeśli nie wszystko poszło po jej myśli.

Ynnir została za plecami Aelli, stojąc tam cicho i słuchając jej słów. W pewnym momencie szlachcianka poczuła delikatne dłonie nakładające na jej ramiona jeden z pozostawionych przez pokojową specyfików – w dotyku było to przyjemne, a i ostrożność Ynnir mogła podziałać kojąco. Zapachniało różą.

Mistrz i uczeń nie muszą dzielić wszystkich przekonań. Stary we wszystkim widzi intrygę i okazję nie do przepuszczenia, ja natomiast chcę się rozwijać magicznie — ręce elfki sięgnęły dalej, w stronę jej przedramion, nadal łagodnie rozprowadzając kosmetyk. — Jeśli chcesz wiedzieć, kim jestem w sercu... to pragnę tego, co większość moich pobratymców. Powrotu do starego porządku w naszym świecie. Szkoląc się i zyskując więcej mocy, będę w stanie im pomóc. Jeśli znajdzie się ktoś inny, kto byłby w stanie zapewnić mi ku temu środki, zapewne odeszłabym od Montweisserów. Na razie jednak Melchior jest jedynym, który ma do tego środki.

Aella poczuła na skórze ciepłą wodę, którą Ynnir spokojnie zmywała mydliny z jej ramion. Następnie musnęła opuszkami palców miejsce za jej uchem i szlachcianka poczuła ciepły oddech elfki na swojej skórze. Zaraz po tym pojawił się szept. — Wiem, którą Bramę chce otworzyć stary. Czasami do siebie mamrocze o odbiciu kogoś stamtąd nawet za cenę całego świata. A paktu nie potrzebuje, bo już ma cię w garści od chwili, gdy wypiłaś jego wino. Jeśli chcesz... — jej dłonie powędrowały w stronę obojczyka Aelli, krzyżując się na nim delikatnie. — I mi zaufasz, to ci pomogę to wykorzystać.

Siedziba Montweisserów

77
Szlachcianka sama ją o to prosiła, więc ta sprostowała ją w jej słowach.
- Przepraszam, nie miałam tego na myśli. Chodziło mi o kontekst jak w przypadku małe kotka, nie jest przedmiotem ale kiedy jest ładny...sama rozumiesz, ale w porządku, postaram się unikać tego słowa. - uśmiechnęła się, gdyż po prostu tego oczekiwała elfka, a Aella nie miała zamiaru niszczyć jej kruchego...zaufania?

Nie żałowała swojej sukni, to rzeczywiście tylko przedmiot i wiele takich zniszczyła w swojej "karierze". To tylko środek do celu, a zawsze mogła kupić nową. Co innego kąpiel, ta była dla niej wiele warta w tym momencie, zaćmienie i cały dzień stresu dało jej się we znaki, chociaż próbowała to usilnie ukrywać. Jej dłonie i zapach róży wprowadzały ją w błogi stan, na który normalnie rzadko sobie pozwala. W tym wszystkim musiała jednak postawić na jedną kartę, musiała zdobyć zaufanie elfki bo była jedyną furtką do tajemnic Montweissera. Poniekąd, jak wkrótce się okazało, opłaciło się to.

- Tyle ostrożności, a zgubiło mnie cholerne wino? Pomyślał o wszystkim, prawda? - skrzywiła się, a mina jej zrzedła. Opuściła na chwilę gardę i to ją zgubiło. Cokolwiek zrobił, była świadoma, że sprawy się skomplikowały.

- Skoro więc zależy ci na twoich pobratymcach tak samo jak mnie, a pewnie bardziej, to połączmy siły. Zaufałam ci w momencie, gdy pozwoliłam ci stanąć za moimi plecami, czego nie robi ktoś taki jak ja przypadkowo. Jeśli to co mówił stary o mojej przemianie to prawda, zyskałabyś swoje środki. Chętnie pomogę tobie i twojej rasie, bo i tak sama miałam to na celu, ale we dwójkę poszłoby zdecydowanie łatwiej. Po za tym...miło by było mieć wsparcie. Pytanie tylko, czy wiesz jak tego dokonać bez jego pomocy. Ja dotrzymuję słowa, dlatego wolałabym nie iść z nim na ugodę. Wolałabym dotrzymać słowa danego tobie, które nie grozi nam inwazją monstrów.

Aella delikatnie pogładziła jej dłonie swoimi. I chociaż dla Ynnir mogło to wyglądać uczuciowo, w rzeczywistości kobieta była przygotowana na ewentualny atak. Zaufanie to kruchy temat, nie były jeszcze jednak na tej płaszczyźnie aby powierzyć jej swoje życie. Miała jednak nadzieję, że Ynnir wybierze bardziej...przyjemną stronę z perspektywami, aniżeli Montweissera, któremu musiała usługiwać na zawołanie i bez zajęknięcia, a gdzie jej profity zawsze mogły zostać szybko zdławione, albo mogła stracić życie kiedy by się mu znudziła.

Siedziba Montweisserów

78
POST BARDA
Najwyraźniej przyrównanie elfów do małych kotków również nie przypadło do gustu elfce, ale nie skomentowała tego już, w zamian za to zaczynając myć barki Aelli w sposób znacznie bardziej intymny, niż jej pozorna praca by tego wymagała. Pozwoliło jej to zbudować napięcie, zanim przeszła do gwoździa programu, jakim było wyjawienie sekretu prawdopodobnie mającego wyjść na światło dzienne w odpowiednim dla samego Montweissera momencie.

O wszystkim i o krok dalej — odpowiedziała Ynnir prosto do ucha Aelli. Kobieta poczuła jej ciepły oddech na swojej szyi, gdy elfka ciągle delikatnie opierała się o nią, twarz mając zbliżoną niemal skóra w skórę. Kiedy więc Stedinger wyraziła chęć na potencjalną współpracę, przy okazji gładząc delikatnie jej dłonie w akcie fałszywego znaku, poczuła na sobie ciche westchnięcie. — Montweisser ufa mi wystarczająco, bym mogła coś podrzucić mu do wina. Wystarczy kropla — tuż za swoim uchem, na granicy włosów i karku Aella poczuła na sekundę ciepłe muśnięcie. — Tak jak on związał ciebie odrobiną swojej krwi w rytuale, tak ja mogę zrobić tak samo. Zyskasz podświadomie dostęp do jego wiedzy i części umiejętności. To powinno wystarczyć, by częściowo zawładnąć bramą. A być może... przy dobrych wiatrach... — dłonie Ynnir zjechały sugestywnie niżej, wystarczająco, by kobieta poczuła delikatne mrowienie w podbrzuszu. — Do czasu wojny przejęłabyś kontrolę także nad nim.

Siedziba Montweisserów

79
Cała ta sytuacja była bardzo przyjemna i oczywiście Aella chciałaby kontynuować, jednak nie mogła tego ciągnąć. Elfka może świadomie, może nie, naprowadziła szlachciankę na przemyślenia. Miała rację, Montweisser zawsze był o krok przed nią. To co jednak podejrzewała, to fakt, że wypicie wina z kielicha nie mogłoby zawiązać rytuału, nie bez użycia także jej krwi. Cała ta opowieść zaczynała więc być mocno naciągana, a fakt, że elfka od razu wystąpiła z propozycją pobrania jej kropli owej krwi, było tym bardziej podejrzane. W końcu z tą kroplą, Montweisser mógłby rzeczywiście odprawić rytuał.

Z drugiej strony, skoro stary ją obserwował przez całe życie, był na pewno świadomy słabości Aelli do pięknych elfek. Więc jej obecność w jego domu, na rozmowie i tutaj była bardzo podejrzana. Kobieta powoli wstała z balii z uśmiechem na ustach, wyszła i ubrała się w szlafrok. W trakcie jego zawiązywania tylko częściowo zwracała uwagę na elfkę, chociaż mogło to tak tylko wyglądać z zewnątrz. Musiała poddać służkę Montweissera jeszcze jednej próbie.

- Już rozumiem. Próbujesz przekonać mnie, że stary już zawiązał rytuał winem, co nie byłoby możliwe bez posiadania mojej. Tak próbujesz uśpić moją czujność, bo skoro i tak już się to stało, to zaufanie ci i oddanie kropli mojej krwi byłoby bez znaczenia. W rzeczywistości nic takiego się nie stało, a wszyscy doskonale wiedzą, jaką mam słabość do elfich kobiet. Montweisser obserwował mnie całe życie, więc doskonale o tym wiedział, dlatego nie bez powodu akurat tam byłaś i jesteś tutaj. - sięgnęła po kielich wina i wzięła łyk. - Zaufanie to poważna sprawa, ale właśnie straciłaś jedyną na to szansę. Jak powiedziałaś, on wie o wszystkim i zawsze jest krok przed wszystkimi. Nie zabiję cię, tym razem, ale jeśli kiedykolwiek wejdziesz mi w drogę, nie licz na moją łaskę. Mogłaś być kimś więcej i kimś lepszym, niż służką tego starca. Jestem ciekawa, jak zareagują twoi pobratymcy, kiedy odkryją kim tak naprawdę jesteś. Nie dowiedzą się tego ode mnie, sami się tego domyślą.

Kobieta spojrzała jej w oczy. Widać, że była zawiedziona takim obrotem spraw. Poniekąd była pewna, że taki plan był od początku. Miała nadzieję, że faktycznie zyska sojusznika i będzie mogła jej pomóc, jednak od początku była ostrożna. To wszystko wydawało się zbyt proste i łatwe. Jeśli Montweisser poświęcił dwadzieścia lat na jej obserwację, to wypuszczenie jej z gabinetu bez pozyskania tego czego pragnął było zbyt dziwne. Jeśli nie mógł pozyskać tego w rozmowie, był przygotowany na inne warianty, a jednym z nich była Ynnir.

Z drugiej strony, była szansa na to, że elfka zacznie się bronić. Stedingerówna postawiła sprawę jasno i jeśli to co powiedziała było prawdą, elfka spróbuję się bronić, albo po prostu potwierdzi jej słowa i wyjdzie. Jeśli jednak zacznie się bronić, sposób w jaki wyłoży sytuację powie o niej prawdę.

Siedziba Montweisserów

80
POST BARDA
Dłonie elfki śmiało wędrowały coraz niżej, a ona sama też coraz bardziej pochylała się w stronę Aelli, do tego stopnia, że kobieta czuła na swoich plecach delikatny nacisk jej ubrań. Także jej ciepły oddech i delikatny głos wędrowały prosto do jej ucha, gdy kusiła, zdradzając kolejne informacje i coraz śmielej prosząc o kolejne przyslugi. Dlatego ku jej zdziwieniu Aella wstała nagle z balii, rozchlapując wokół ciepłą jeszcze wodę i całkowicie naga na kilka sekund stając przed Ynnir, zanim okryła się szlafrokiem. Czuła, jak po jej plecach ściekają ciężkie krople z końcówek jej włosów.

Elfka wyglądała na szczerze zdziwioną tym podniesieniem się z wody. Stanęła wyprostowana, jeszcze trochę trzymając ręce przed sobą i nie wiedząc chyba, co z nimi zrobić. Słuchała jedynie wyrzutów Aelli z szeroko otwartymi oczami; na jej twarzy malowało się zaskoczenie i przez pewien czas nawet ułamek urazy, gdy ta uznała, że dobrym pomysłem będzie grożenie jej śmiercią. W końcu wytarła swoje dłonie o ubranie, zostawiając wilgotne ślady na udach i odchrzaknęła, mówiąc ciągle łagodnym głosem, tym razem jednak niepozbawionym nuty wyrzutu.

Naprawdę uważasz mnie za taką? Najpierw słodzisz, schlebiasz i obiecujesz, a teraz oskarżasz mnie o bycie jakąś sprzedajną... elfką — burknęła, a jej oczy stały się szkliste. Oparła się nieco o balię, kontynuując swoją obronę. — Mówiłam wcześniej, że służę Montweisserowi tylko dlatego, że daje mi możliwości, co nie znaczy, że się nim nie brzydzę. Myślisz, że nie uwłacza mi usługiwanie mu w każdy możliwy sposób? Że karmienie, podmywanie i bycie na każde jego skinienie sprawia mi przyjemność? Robię to tylko dla tego, co wynoszę z obserwacji, czytania jego zbiorów i tego, co mnie łaskawie czasem nauczy. Stary nie ufa nikomu i nawet mnie czasami trzyma na zbytnią odległość, więc być może tak, to też jest jego plan, żeby mnie tobie podesłać, ale nawet jeśli, to czy nie warto spróbować w jakiś sposób go przechytrzyć?

Ewidentnie jej oczy zachodziły łzami, gdy wymawiała kolejne słowa z coraz większym wyrzutem. Nawet raz zadrżały jej ramiona, gdy mówiła o kolejnych upokorzeniach, które ją spotykały. — Poza tym... to ty mnie tutaj zaciągnęłaś. Ja cię miałam wyprowadzić tylko z posiadłości, żeby dać ci czas na zastanowienie nad jego propozycją. A rytuał był prosty, w twoim winie była jego krew. Nie zawsze potrzeba krwi ofiary, szczególnie gdy jemu chodzi tylko o kontrolę. I nie, nie wiem do końca czy cały jego plan to tylko kwestia większej władzy, czy faktycznie jego brednie o sprowadzeniu kogoś zza bramy mają większe podłoże, ale to co mówię, to prawda. I wiem, że tym samym rytuałem ty tak samo zyskasz dostęp do niego.

Wzięła oddech, próbując nieco uspokoić emocje. Wyprostowała się i obeszła balię, podchodząc do Aelli i spoglądając jej w oczy. Była niższa. — Montweisser nigdy nie pozwoliłby ci wyjść stamtąd, gdyby nie był pewny, że ma cię w garści. Gdybyś nie wypiła tego wina, próbowała wyjść, w końcu byś do niego wróciła. Jego dom zaczyna się pod pałacykiem i on rządzi jego zasadami. Jeśli spróbowałabyś go zabić, nic by sobie z tego nie zrobił. Jego nie da się zabić bronią konwencjonalną. A teraz... teraz jego zmysły są otumanione przez to samo słońce, które teraz wysysa z nas siły. Zaproponowałam ci to, bo wierzę, że jesteś na tyle silna, że poradzisz sobie z nim. Coś pokroju zwalczania ognia ogniem.

Odsunęła się zaraz od kobiety i smętnie podeszła do drzwi wyjściowych z łaźni. Zatrzymała się w miejscu i dodała cichszym głosem: — Mimo wszystko trochę rozumiem twój brak zaufania. Sama nie wiem, czy moje słowa nie są kolejną jego sztuczką, dzięki której namąci ci w głowie.

Siedziba Montweisserów

81
Aella stała przez cały czas niewzruszona wyrzutami elfki. Nie okazywała tego, ale bolał ją fakt, iż musiała poddać ją takiej próbie. Ziarno niepewności wciąż pozostawało, ale dziewczyna wydawała się mówić szczerze. No bo w końcu komu podobać się może życie służki, w sposób w który wykorzystuje ją Montweisser? Chciał nie chciał, musiała jej zaufać, nie miała w tym momencie zbyt wielu opcji, a musiała wykonać misję, w ten lub inny sposób. Bycie demonem nie za bardzo pasowało do wartości wyznawanych przez rycerstwo, nie była nawet pewna czy z tą wiedzą ktokolwiek by ją uznał, ale miała nadzieję, że tak. W końcu nie urodziła się nim, a jedynie transformowała. Czy to jednak w ogóle możliwe? Nie była pewna, ale nawet jeśli nie, miała do dyspozycji swoją magię i ostrze. Jakoś doprowadzi to wszystko do końca. Chciałaby mieć jednak przy sobie Ynnir. Mogła ją wiele nauczyć, wiele zapewnić. Oczywiście gdzieś z tyłu głowy, Aella miała wizję upojnych nocy z nią, ale mimo wszystko wydawała się być elfką o dużym sercu, a takim osobom, szczególnie wspierających ją, Aella była gotowa pomóc na różne sposoby. Przeważnie pracowała sama, ale posiadanie kompetentnej osoby u swojego boku było ciekawą perspektywą.

Kobieta podeszła do elfki i drzwi, po czym ruchem ręki zamknęła je. Spojrzała w jej oczy, ale gdzieś na jej twarzy było dostrzegalne poczucie winy.

- Wybacz Ynnir, ale musiałam się upewnić. Uwierz mi, źle się z tym czuję, ale musisz też zrozumieć mnie. Montweisser to potężny i przebiegły przeciwnik, a ty dla niego pracujesz. Musiałam mieć pewność, że odrzucając cię i twoją propozycję, nie stwierdzisz, że podstęp się nie udał, więc wykończysz mnie w klasyczny sposób.

Do głowy Aelli nagle zaświtała pewna myśl. Jeszcze przed chwilą pocałowała Ynnir aby ją wyleczyć, często nawiązywała także z nią kontakt wzrokowy...Czyżby stało się coś, na co od dawna liczyła kobieta?

- Ynnir...czy nie poczułaś do mnie silnego przywiązania? Czy jakbym poprosiła cię o przyniesienie kielicha wina, to przyniosłabyś mi go z radością? Wybacz te pytania, ale muszę to wiedzieć. Tylko szczerze proszę.

Nagle Aella spojrzała na elfkę ze zdziwieniem, przejęta i wyczekująca odpowiedzi.

Siedziba Montweisserów

82
POST BARDA
Elfka odsunęła się od drzwi w momencie, gdy Aella do nich podeszła; być może nawet z pewną dozą strachu, nie wiedząc, czy aby szlachcianka uwierzyła w jej słowa. Słysząc jednak wyznanie kobiety, Ynnir widocznie rozluźniła się i pokusiła nawet o słaby uśmiech. Spojrzała nawet na Stedinger, wpatrując się w jej oczy i nie odrywając się nawet na moment. — Jak mówiłam, być może nawet nie wiem, że mu pomagam, ale chyba warto jest cokolwiek zdziałać. Plus pamiętaj, ja wiele ryzykuję, knując za jego plecami — dotknęła ramienia Aelli, gładząc je spokojnie. — I nie chciałabym cię zabijać, wydaje mi się zresztą, że dla starego też jesteś pewnie więcej warta żywa.

Zaskakujące pytanie wywołało na twarzy elfki swego rodzaju konsternację. Zmarszczyła brwi, niepewna tego, co powinna odpowiedzieć. Zamyśliła się nawet na chwilę, nie odrywając wzroku od Aelli. — Chyba... nie jestem pewna. Na pewno mnie pociągasz i jeśli byś poprosiła, to zrobiłabym to bez wahania. Wydaje mi się jednak, że to naturalne podejście — odparła, nie rozumiejąc właściwie, o co też zapytała szlachcianka.

Gdzieś na dole Aella w międzyczasie usłyszała czyjeś donośne głosy i charakterystyczny ciężko tupot okutych żelazem butów. Ynnir spojrzała na drzwi z nagłym przestrachem, także najwyraźniej słysząc owe odgłosy.

Siedziba Montweisserów

83
Aella wiedziała, że nie ma wystarczająco dużo czasu na ucieczkę ich obojga, tym bardziej, że nie miała zamiaru zostawić swojego oporządzenia. Była wojowniczką, ucieczka bez zbroi i miecza byłaby hańbą, jednak mogła pomóc Ynnir. Złapała ją za dłoń i niemal pociągnęła za sobą do okna, otwierając je na oścież.

- Szybko, uciekaj zanim wejdą do środka. Jeśli mówiłaś prawdę, to jeszcze się zobaczymy. Na to liczę. - uśmiechnęła się ciepło, nawet pomimo strachu, który odrobinkę ją ogarnął, jednak nie był to strach paraliżujący. Jak mawiał jej ojciec, tylko głupcy w obliczu zagrożenia nie czują strachu, więc to chyba dobrze.

Początkowo elfka chciała rzucić jakieś "ale", jednak Aella szybko ją sprostowała.

- Nic mi nie będzie. Znajdź mnie kiedy wszystko się uspokoi. - po czym zamknęła okno, aby ukryć ucieczkę i odwróciła się w stronę drzwi. Próbowała wyglądać jak najbardziej naturalnie, kiedy ktoś wpadnie do tego pomieszczenia, a była pewna, że tak będzie.

Już przygotowywała się na wyczarowanie tarczy bądź kuli ognia, zależnie od tego co będzie potrzebowała w danym momencie. Nie miała broni ani pancerza, a jedynie szlafrok i swoją magię.

Siedziba Montweisserów

84
POST BARDA
Przez twarz Ynnir w krótkim odstępie czasu przebiegło nagle wiele emocji, których znaczenia nawet Aella nie była do końca pewna. Koniec końców jednak kiwnęła kilka razy energicznie głową, z kocią gracją wskakując na parapet.
- Uważaj na siebie - dotarło jeszcze do jej uszu, zanim elfka skoczyła, znikając zupełnie w mroku nocy.

Aella ledwie zdążyła zatrzasną okiennice, gdy pierwsze, silne uderzenie niemal wyrwało drzwi do jej pokoju z zawiasów. Ktoś po drugiej stronie przeklął siarczyście, a następnie uderzył w czymś ciężkim i metalowym - sądząc po odgłosie - w zamek, by wybić go dosłownie kilka sekund później.
Gałka smutno potoczyła się po podłodze, zapomniana i zignorowana, gdy drzwi pchnięto do środka w towarzystwie żwawego szczęku żelaza.
Dwójka w pełni przyodzianych zbrojnych wkroczyła do pokoju energicznie, zatrzymując się jednak tak samo szybko, jak weszli, gdy ukryte pod przyłbicami oczy spoczęły na postaci zajmującej izbę. Nie byli sami. Za ich plecami, Aella była w stanie dostrzec jeszcze co najmniej pół tuzina podobnie ciężko wyekwipowanych.
- Co do-...? - wydusił z siebie jeden strażników, nie kryjąc swojej irytacji. Podczas gdy rozglądał się dookoła niespokojnie, jego kompan jeno cmoknął pod nosem z niezadowoleniem, skłaniając lekko głowę przed panną, w której to progi wkroczyli niezapowiedzenie.
- Pani. Proszę wybaczyć tę zuchwałość. Czy nie widziała pani przypadkiem-... - zaczął uprzejmie i rzeczywiście, wyczuwalnie przepraszająco, zanim rozdzierający krzyk oraz dźwięk łamanych kości nie rozległ się zaraz za jego plecami. Na korytarzu szybko rozgorzał chaos w towarzystwie agresywnego warczenia oraz okrzyków zaskoczenia strażników, którzy znajdowali się zbyt blisko siebie, aby móc w pełni wykorzystać dzierżoną broń.
Ze swojego położenia, Aella mogła dostrzec wcześniej coś ciemnego, co ciężko opadło z góry pomiędzy ludzi wciąż stojących na korytarzu.
Foighidneach

Siedziba Montweisserów

85
Aella była wyraźnie zaskoczona sceną, która się przed nią rozgrywała. I nie, nie zaskoczył jej widok ciężkozbrojnych, spodziewała się ich po odgłosach żelastwa zanim wtargnęli przed drzwi, zaskoczył ją jednak niespodziewany atak kogoś...lub czegoś jej nieznanego. Nie miała przy sobie broni, nie miała na sobie nawet elementów ubioru i pancerza, jedynie szlafrok, który podczas walki nie był zbyt dużą pomocą.

Czuła, że ciężkozbrojni nie mają szans z istotą, roznosiła ich jednego po drugim, a ucieczka zajęłaby jej zbyt wiele czasu. Sięgnęła więc w głąb siebie przywołując magię, wytwarzając w prawej dłoni kulę ognia, natomiast w lewej magiczną tarczę. To było jedyne czym mogła w tym momencie operować, nawet sięgnięcie po miecz żołnierza trwałoby zbyt długo, odsłoniłaby się na atak. Zachowywała jednak spokój wewnętrzny, była wojowniczką, widywała gorsze rzeczy, zastanawiało ją jednak, co zbrojni i tajemnicza istota robią właśnie w tym miejscu, akurat tu gdzie była ona. Mogła teraz jedynie czekać i bronić się, kiedy zajdzie potrzeba.

Siedziba Montweisserów

86
POST BARDA
Strażnicy byli koszmarnie ze sobą niezgrani. Podczas gdy ci roztropniejsi usiłowali wycofać się, w celu stworzenia dla siebie i swych towarzyszy nieco przestrzeni, w której rzeczywiście zdolni będą do oceny sytuacji oraz odpowiedniego działania, mniej zdyscyplinowani wpadali w popłoch lub usiłowali kontratakować wbrew kiepskiej do tego pozycji. Aelli trudno było stwierdzić, czy dźwięczne uderzenia metalu o metal powodowane były przez wpadających na siebie ludzi, czy też to, co ich atakowało. Pierwszy, bolesny wrzask jakiegoś pechowca rozdarł powietrze niedługo po ataku, a sądząc po towarzyszącym temu, wyjątkowo ostrym chrzęście żelaza, najprawdopodobniej znalazł się zaraz po tym w parterze.
Dwójka, która wcześniej zdążyła wkroczyć do pokoju Aelli, błyskawicznie wycofała się wgłąb, zwracając do niej swoje plecy i ustawiając się w obronnej pozycji - przodem do drzwi.
- Idioci! - krzyknął pierwszy, sięgając zarówno po miecz, jak i niewielką, okrągłą tarczę. - NIE WALCZCIE Z TYM NA KORYTARZU!! Wycofać się! Wycofać! - kontynuował z mieszaniną złości i przejęcia, pomiędzy które wkradały się także drobiny paniki.
Jego kompan, wcześniej bardziej elokwentny, a obecnie również lepiej radzący sobie z trzymaniem nerwów na wodzy, stanął nieco bardziej na przedzie, na ugiętych nogach oraz z mieczem trzymanym oburącz - nisko przy ziemi.
- Nie ma sensu strzępić języka - burknął, krzywiąc się mimowolnie na kolejne, przejmujące okrzyki. - Spanikowali. Kurwa... Skąd to BYDLE wzięło się w mieście?.
Podczas gdy strażnicy usiłowali cierpliwie czekać na przebieg wydarzeń lub niewątpliwie nadchodzące przerzedzenie zasobu ludzkiego na korytarzu, na którym czarna, kudłata (???) masa powalała kolejnych zbrojnych, stojąca za nimi kobieta stanęła przed kolejnym, nie tak znowu nowym, acz naglącym problemem. Problemem łączącym dziwną anomalię dzisiejszej nocy oraz magię.
Mimo iż ogień pojawił się zgodnie z oczekiwaniami, dziwnie ciężko było go kontrolować. Żar, jaki od niego bił, zdawał się przenikać coraz głębiej w skórę, poczynając od opuszków palców i dłoni, coraz prężniej rozciągając się wzdłuż ramienia. Tarcza z kolei, która winna pojawić się w drugiej ręce... Cóż. Zacząć chyba należało od tego, że wcale tarczy nie przypominała. Zamiast niej, pojawił się gruba i szeroka ściana energii magicznej, a mimo iż imponująca, z równie imponującą prędkością i mocą wysysała ze swej twórczyni siły, przyprawiając o pierwsze mroczki przed oczami.
Wtem jeden z biedaków na korytarzu został siłą posłany przez otwarte drzwi, lądując z chrzęstem i zdławionym posoką jękiem zaledwie metr lub dwa od czekających tam kolegów po fachu. Mężczyźni cofnęli się odruchowo tylko po to, by z kolei zostać odepchniętymi przez barierę postawioną nie do końca umyślnie przez młodą Stedinger - niemalże prosto w łapy bestii lądującej właśnie swoimi potężnymi, tylnymi łapami na tym samym, wyłożonym na posadzce biedaku.
Coś zgrzytnęło, coś zagruchotało - prawdopodobnie metal i kości. Miażdżony ciężarem oraz siłą susu stwora człowiek mógł tylko gulgotać i rzęzić.
Spoiler:
Bestia, czy raczej najprawdziwszy na świecie wilkołak, stał nieco przygarbiony, lecz nadal wyższy i szerszy od któregokolwiek z ludzi przed sobą. Był nie tylko wysoki, ale również potężnie, muskularnie zbudowany. Ciemne, szaro-czarne i wyraźnie szorstkie futro nadawało mu dodatkowej dzikości. Zupełnie, jakby błyszczące oczy oraz mieszanina krwi i śliny cieknącej mu z pyska nie była wystarczającym powodem, aby co słabsza psychicznie osoba zrobiła na jego widok w gacie.
Foighidneach

Siedziba Montweisserów

87
Szlachcianka zamarła na widok wilkołaka, ten widok na każdym zrobiłby wrażenie, szczególnie kiedy spotykasz coś takiego bez przewagi po swojej stronie. Brak oporządzenia, broni i magii, czy mógł być lepszy moment na spotkanie czegoś takiego?

- Ja pierdole... - podsumowała cicho.

Wycofała się od magicznej obrony, kiedy dostała mroczków przed oczami i przez chwilę się zachwiała. Czasu nie było wiele, a logiczne wyjścia kurczyły się z sekundy na sekundę. Potwór właśnie rozniósł kilkoro zbrojnych, pomijając nawet to, że byli kiepskimi wojakami, mieli na sobie kilogramy stali...ona ma tylko szlafrok. Nie mogła wyminąć zbrojnych i potwora, natychmiast by zginęła. Nie miała pod ręką nawet żadnego miecza.

Chociaż wewnątrz czuła strach przed śmiercią, a na zewnątrz nie wyglądało to lepiej, zachowywała wewnętrzny spokój w tej nierównej bitwie. Wiedziała, że ulec emocjom może tylko po wygranej, ucieczce lub śmierci, nie w walce. Nie miała wyjścia, musiała zaryzykować i uciec przez okno, nie liczyła na wiele, ale może ta dwójka da jej kilka sekund przewagi aby wyskoczyć przez okno, nie zwracając już uwagi na bezpieczne wyjście, a po prostu wyskoczenie jak najszybciej.

Szybko otworzyła okno z zamiarem po prostu szybkiego wypadnięcia przez nie, najgorsze co ją mogło spotkać to złamanie nogi lub ręki, ale była wojowniczką, umiała o siebie zadbać, próbowała mimo wszystko złapać się czegoś po wyskoczeniu, lub ewentualnie zamortyzować upadek odpowiednim ułożeniem ciała.

Siedziba Montweisserów

88
POST BARDA
Zdezorientowani i wytrąceni ze swoich pozycji za sprawą magicznej energii zbrojni, starali się zejść z drogi paszczy wilkołaka. Nie mieli czasu na zastanawianie się, co uderzyło ich w plecy, kiedy ostre zębiska i przygotowane do cięcia pazury w pogotowiu.
Trzymający tarcze mężczyzna ledwie zdążył jej użyć do osłonięcia się przed ciosem potężnej łapy, podczas gdy drugi zmusił swoje ciało do wygięcia się na tyle, by upaść bokiem na posadzkę i przeturlać się na bezpieczną odległość. Z tarczy poleciała niebanalna ilość drzazg, każąca zastanawiać się, ile podobnych uderzeń zdoła wytrzymać. Zdecydowanie zbyt mało.
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa...! - klął raz po raz tarczownik, na którym skupiła się pierwsza fala gniewu monstrualnej, ale niesamowicie zwinnej i gibkiej przy tym bestii. Z łatwością unikała ostrza miecza, które usiłowano przeciwko niej użyć. Nawet gdy drugi zbrojny dołączył do kompana, sytuacja wciąż wyglądała mizernie. Zwłaszcza że gdy tamci uważać musieli na śliską posokę oraz ciało walające się po deskach, poczwarze nijako to nie wadziło.

Mimo iż plan Aelli był prawdopodobnie najlepszą z dostępnych opcji, nie przewidziała ona, że połączone zaklęcia, których dopiero co użyła, zareagują równie nieprzewidywalnie przy dezaktywacji, jak i aktywacji. Trzymana przez nią wcześniej kula ognia buchnęła płomieniem pod sam sufi z taką mocą i takim żarem, że zdołała nie tylko zwęglić część desek nad jej głową, ale i je zająć! Magiczne płomienie, mimo iż dłużej przez nią niepodsycane, zachowywały się, jakby żyły własnym życiem. Barier z kolei, choć zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, wyciągnęła z kobiety kolejną, niebanalną dawkę jej sił, przyprawiając o mdłości, drżenie nóg i dziwny napad duszności... Czy może to sprawka dymu z palonego drewna, który powoli zatruwał powietrze?

Głośny, wrogi warkot i krzyk człowieka, któremu bestia za jej plecami właśnie mocnym szarpnięciem wyrwała rękę ze stawu, dodatkowo zmotywowały Aellię do ruchu.
Zaćmienie wciąż trwało w najlepsze i młoda Stedinger nie widziała zbyt dobrze. Całe szczęście dla niej, do ziemi wcale nie było aż tak daleko, a dzięki temu, że metr lub dwa niżej znajdował się daszek kolejnego, bardzo blisko usytuowanego budynku, miała szansę ułatwić sobie drogę. Ułatwić, lecz nie tak, jak by to pewnie ułatwiło jej upadek w bardziej NORMALNY dzień. Pomijając fakt, że daszek był dość śliski od mchu i porostów, kobieta czuła się osłabiona i gdy jej nogi zetknęły się z twardą w powierzchnią, praktyczne od razu się pod nią ugięły. Runęła w dół, staczając się sekundę, może nawet nie, ledwie nadążając, aby chwycić się spadu. Ręce utrzymały ją przez chwilę w pozycji wiszącej i gdy ponownie się puściła, wylądowała twardo na wozie załadowanym workami z czymś nie do końca miękkim, ale i nietwardym. Może zboże? Może mąka? Tak czy inaczej, bez paru sińców raczej się nie obejdzie.
Foighidneach

Siedziba Montweisserów

89
Upadek kobiety skutkował jękiem z bólu. Była osłabiona ze względu na magiczną anomalię i czuła się źle bez broni. Nie mogła jednak pozostawić całego swojego ekwipunku przypadkowi, ale głupio byłoby ryzykować tak szybkim powrotem tam. Nie była jednak pewna czego wilkołak szukał w karczmie, czyżby jej? Czyżby Montweisser wysłał za nią to zwierzę? Oddaliła się na kilkanaście metrów od karczmy, uważnie obserwując ją, aby sprawdzić czy wilkołak nie podąża za nią, ale także aby stwierdzić, czy jest już bezpiecznie, aby mogła wrócić po swój sprzęt.

Siedziba Montweisserów

90
POST BARDA
Krzyki oraz ogólny harmider panujący na piętrze, z którego dopiero co prysnęła Aella, stopniowo cichły. Zdążyły niemniej wcześniej wzbudzić dostateczne zainteresowanie wśród sąsiedztwa oraz przechodzących w pobliżu mieszkańców, aby w pobliskich uliczkach zebrało się po kilka, niespokojnie zadzierających głowę osób.
- Na miłościwą Kariilę, dziewczyno! - dobył się nieco ochrypły, acz piskliwy okrzyk zza pleców Stedinger, wytrącając ją nieco ze skupienia, w którym tkwiła. - Wszystko w porządku? Dlaczego stoisz tu tak ubrana? Ktoś cię okradł?
Przejęta jej wyglądem starowinka z tylko połową posiadanych zazwyczaj przez człowieka zębów i z głową osłonioną chustą, szybko zbliżyła się w jej stronę, wybałuszając oczy na widok tego, w co była obecnie ubrana. Czy też może raczej - w co NIE BYŁA obecnie ubrana. Jej pomarszczoną twarz o szarej skórze naznaczało zaskakująco szczere zmartwienie.
- Nie powinnaś sterczeć tu tak na zewnątrz! Złe rzeczy dzieją się dzisiaj w mieście! Jeśli potrzebujesz pomocy-... - urwała w połowie, zagłuszona desperackim krzykiem siłą wyrzuconego oknem człowieka, który dosłownie sekundę później uderzył o bruk nieopodal, wraz z towarzyszącym mu, nieprzyjemnym plaśnięciem rozrywanych mięśni, łamanych w impecie kości oraz zgrzytem resztek zbroi.
Trudno powiedzieć, co wpędziło pobliskich obserwujących w większą panikę - śmierć żołnierza, czy ogromne, włochate i świecące w panującym półmroku ślepiami cielsko bestii, która stanęła w oknie. Opierając łapy na okiennicy, wilkołak odchylił łeb i zawył donośnie, zanim potężnym susem wyskoczył z budynku, lądując na tym samym dachu, dzięki któremu Aella nie musiała kończyć własnego upadku tragicznie. Ilość potencjalnych ofiar, które teraz już po prostu darły się wniebogłosy, rozbiegając na wszystkie strony, dawała jej wreszcie szanse na prześlizgnięcie się.
Tylko stara kobiecina stała niczym wmurowała, nie mogąc oderwać wodnistych oczu od porzuconego ciała.
Foighidneach

Wróć do „Saran Dun”