POST POSTACI
Lucas
- Mówiłeś przed chwilą, że jest rozpierdziel w mieście. Mamy mnóstwo czasu zatem. A jak przyjdą to w końcu możesz powiedzieć, że prowadzisz mnie do innej celi. Co to, kłamać nie umiesz?! - zaznaczył nieco odważniej Lucas, przeczesując kolejne klocki ścienne dla kontynuowania prób przedostania się na drugą stronę. Cholera! To tym razem nie szło po jego myśli. Całość konstrukcji wydawała się nader solidna wbrew pozorom. Możliwe, że ząb czasu wyłącznie tutaj podziałał na niekorzyść tej “skrytki” albo cokolwiek innego, co znajdował się za poluzowanymi cegłami. W tym tempie pomiędzy posiłkiem, a robotą Barker uznał, że to będzie trwało stanowczo za długo. Coś jednak ciągnęło jegomościa do tajemnicy schowanej za murowanym przejściem. Może tam faktycznie znajdował się tunel prowadzący gdzieś poza dzielnicę z tym lochem? Czuł w głębi serca, że musi sprawdzić. Po prostu musi. Zagadywał Ernesta na tyle, ile mógł z mizernym w zasadzie skutkiem. Ten rozwalający się piernik sapał oraz burczał niczym parujący od wrzątku czajnik. Ciągle niecierpliwy, a to wcale nie pomagało iluzjoniście. Szakal potrzebował chwili na zastanowienie. Dokończył w zasadzie bigos, po cichu odstawiając go gdzieś na bok celi. Podrapał się przy bym po brodzie, siadając znowu nieco bliżej ruchliwej struktury. - Skrzywdzone było to dziecię. Jestem w stanie zrozumieć jej ból, szczególnie przy braku mowy. Dobrze chociaż, że zachowała dobre geny pańskiej małżonki. Piękna jest, a to pomaga w tych czasach. - no bo przecież nie geny zapyziałego dziada, prawda? Ten nie mógł za młodu wyglądać znacznie lepiej. Czarownik znał się na urodzie każdego jak mało kto. Oczywiście w kategoriach ludzkich, ale mowa tutaj o pobratymcach w końcu. Nadal mężczyzna dłubie przy podporze z bloków wyprofilowanych kamieni, obmyślając nowy plan. Co dalej? A niech was piorun trafi, szare komórki! - Magia też uczy. Mogła to pojąć w jakiś sposób dzięki talentowi lub ktoś Sarę nauczył przy użyciu czarów w trybie błyskawicznym. Niemniej jednak skoro uciekła gdzieś ze stolicy to pytanie gdzie? Mogła opuścić Saran Dun kilka godzin temu, udając się z Williamem w siną dal. Bez żadnych informacji dodatkowych to dla mnie kiepska próba odnalezienia igły w stogu siana, drogi Erneście. - tutaj magik o karmazynowych włosach wypowiadał na głos całkowitą prawdę. Co jak Sara zwiała? Wtedy jedynie skończy się na obietnicach. Jednak miał podejrzenia, że… TEN KOT TO TA KOBIETA! Tego nie da się wykluczyć. Przyszła mu z odsieczą! Kto wie, ale może go trochę polubiła? Tak! Uśmiechnął się na tę myśl w stronę kocurka mimowolnie. Znikąd się magiczne stworzonka nie biorą, szczególnie w miastach, a tym bardziej lochach Zakonu Sakira.Lucas
Eureka! Ja to wiem! Znalazł remedium na najbliższe akcje po sekundach gdybania w odmętach swego pokręconego umysłu. Poprawił grzywkę, wycierając dłonie o swoje ubranie. - Już kończę. - zapewnił zaraz starca, a w tym czasie… zamierzał stworzyć sobowtóra. Tutaj nie używałby żadnej słownej inkantacji, a złożył odpowiedni gest dłońmi. No oczywiście dodaje do tego skupienie na miarę możliwości. Kopia skazańca ruszyłaby do góry za strażnikiem po wskazaniu palcem przez używającego zaklęcia faceta. - Możemy iść, wskaż drogę. - oryginał powinien dzięki temu zyskać cenne minuty na rozparcelowanie ogrodzenia. A gdyby tamta para się oddaliła to czyniłby to z dużo większym zapałem oraz tężyzną fizyczną. Hałas już nie miałby takiego znaczenia, skoro został tutaj kompletnie sam jak palec. Liczyło się odwiedzenie Ernesta od dołu. Technicznie rzecz biorąc nie powinien starszy gość zauważyć znaków Lucasa w tej ciemności… ani drugiego, takiego samego aresztowanego, pojawiającego się tuż koło pierwowzoru. Tak mu się wydawało. Trzeba próbować, czyż nie?