Przedgórze Wiatru i Lodu

16
POST BARDA
Głodny niedźwiedź z frustracją próbował wstrząsać drzewem, to robił przerwy od tego, aby gapić się na niedosięgnięty przysmak, to krążył wokoło zniecierpliwiony i marudził skomląc i rycząc. Thusnel zebrała się na siły, aby zdobyć się wyższego miejsca. Podołała zadaniu, na przemian to wysilając lewą stronę i prawą, posuwając się konsekwentnie ku górze z coraz większą łatwością, jako że naturalnie pień stawał się coraz węższy. Nie było jednak upragnionej gałęzi, aby na niej posadzić dobrze i bezpiecznie tyłek, tylko tyle aby łatwiej się wspinać. Oddychała ciężko w tym nagłym wysiłku, ale w żadnym przypadku nie stało to wbrew jej możliwościom. W końcu i dobyła łuku z pokrowca, napinając tułów i nogi ile ciało potrafiło, aby to złożyć się w trudnej pozycji do dobrania broni i strzału. Szybko się przekonała, że oddanie takiego strzału dosłownie graniczy z jej możliwościami. Łatwiej już drania byłoby czymś rzucić, ale nie pożałowała swojej decyzji.
Zwierzak wtem usiadł cierpliwie i wpatrywał się, przekręcając łbem co to człowiek wyprawia za figury na drzewie. Świst! Rozpaczliwy ryk! Tego się nie spodziewał! Strzała utknęła mu w grzbiecie. Smakołyk dziabnął go z jakiegoś chorego dystansu, a on nie mógł nic z tym zrobić! Złożył się do ucieczki sprintem. Zdecydowanie nie spodobało mu się takie podejście do sprawy. Oj nie. Zdecydowanie misiek dał nogi za pas i Thusnel mogła go odprowadzić wzrokiem, acz tego nie była w stanie zrobić. Po udanym ataku od razu przylepiła się rękami do drzewa, trzymając łuk w jednej, byle odciążyć napięte mięśnie nóg i tułowia, które dosłownie paliły od napięcia, aż skurcz ją wziął w lewym udzie i miała problem przez chwilę. Musiała poczekać, aż mięśnie się rozluźnią, ale w tej pozycji było to nie lada wyzwanie. Opuściła łuk, aby wylądował w śniegu. Lepiej on niż ona. Po czym po krótkim tulaniu drzewa zaczęła schodzić.
Z przyjemnością powitała nogami horyzontalnie zorientowany grunt bez potrzeby skakania. Niestety z mniejszym entuzjazmem musiała przyjąć fakt w jakim stanie były jej zapasy. Plecak był podarty, wszystko porozrzucane. Suszone mięso, zeżarte. Tłuszcz zwierzęcy, zeżarty. Garnek z wodą, przewrócony. Daszek zawalony, acz niedźwiedź tylko złamał podpory. Tyle dobrze, że ognisko właśnie się rozhulało, pochłaniając coraz łapczywiej grubszy kawałek drewna.
Szkodnik jednak pozostawił całkiem trop za sobą. Oprócz dużych śladów po łapach, widać było jeszcze krople krwi. To gęściej to rzadziej zdobiły biel śniegu.

Przedgórze Wiatru i Lodu

17
POST POSTACI
Thusnel
Niedźwiedź uciekł, gdy posłała w niego celnie strzałę i Thusnel mogła odsapnąć, gdy w końcu postawiła stopy na ziemi. Wspinaczka nie była łatwa, podobnie jak i wypuszczenie strzały z drzewa w kierunku zwierzęcia, ale ostatecznie się udało i przyniosło to względnie zamierzony efekt. Musiała przyznać sama przed sobą, że wyczynami dzisiejszego dnia była zmęczona, ale wyglądało na to, że tak naprawdę nic nie zdołała osiągnąć. Dziewczyna podniosła łuk, który wypuściła z rąk ratując się przed upadkiem z wysokości i potoczyła wzrokiem po obozowisku - nie miała żywności, torba na rzeczy całkowicie została rozszarpana, szałas zniszczony... Jedyne co miała to ogień i potencjalny ślad niedźwiedzia, którego mogła ścigać. Nawet w ciemności nie byłoby to duże wyzwanie - krew odbijała się na śniegu, a i on sam zostawiał duże ślady, gdy przed nią uciekał. Przez chwilę zastanawiała się nawet czy powinna spróbować szczęścia i faktycznie podjąć pościgu, ale zrezygnowała. Jeśli go wystraszyła, to prawdopodobnie już tu nie wróci, a i też ciężko będzie jej dogonić niedźwiedzia. Wbrew swej masie i gabarytom zwierzęta te były doprawdy szybkie. Poza tym wciąż był to niebezpieczny przeciwnik. Nie, to byłoby nadmierne ryzykowanie, szczególnie, że powinna także odpocząć i zmrużyć oczy choć na kilka chwil.
Tak więc nieco zrezygnowana powróciła do obozu, które musiała teraz doprowadzić jakoś do ładu. Ognisko wciąż się paliło, więc tyle dobrego. Przewrócony garnek wystarczyło postawić i przemyć śniegiem, w końcu niedźwiedź i też się do niego dobierał, podobnie jak i do puzderka z tłuszczem. Te czynności zajęły chwilę. Pozostała jednak kwestia jej torby, w której to trzymała swoje rzeczy. Przyjrzawszy się jej oceniła, że z pewnością będzie mogła ją jako tako zszyć. Miała w swoich sakiewkach z medykamentami kościaną igłę i kilka jelit zwierząt do zszywania. Tym jednak mogła się zająć rano. Dziewczyna zajęła się przeto naprawieniem swego prostego szałasu. Podpórki złamane, ale to nic. Wzięła dłuższe kawały i je wyrównała, resztki odkładając na bok by dołożyć później do ognia - szałas będzie po prostu musiał być teraz niższy i bardziej "przytulny". Jakoś się wciśnie do środka, trochę skuli i będzie mogła przespać te resztkę nocy, która jej zostało.
Po skończonej pracy Thusnel wczołgała się pod zadaszenie szałasu, zwinęła się w kłębek leżąc możliwie blisko ognia by ją ogrzewał i zaczęła zapadać w sen, zastanawiając się co powinna zrobić jutrzejszego dnia... Próba trwała przynajmniej miesiąc, a wyglądało na to, że przyjdzie jej cały następny dzień lub dwa zmarnować na przygotowaniach. Będzie musiała znaleźć lub upolować jedzenie, naprawić swoją torbę, przygotować zapasy na przynajmniej kilka dni i dopiero wtedy będzie mogła wybrać się na poszukiwania Yeti. Inaczej cały czas będzie rozdarta między jego szukaniem i wypatrywaniem a walką o przetrwanie, a nie powinna dzielić swojej uwagi, gdy chciała walczyć z tak niebezpiecznym przeciwnikiem...

Przedgórze Wiatru i Lodu

18
POST BARDA
Zmęczona, ledwie zagrzana, przekonała się jak bardzo spać jej się chciało jak tylko osłoniła się dostatecznie. Płomyczki ogniska bujnie kołysały się przed nią, szum wijącego się po zadaszeniu wiatru szeptał cichą pieśń. Przyjemne ciepło dobiegało na imitację szczelnego objęcia oblubieńca, acz był to ledwie posmak, który mógł jedynie rozrosnąć się w wyobraźni. Nie było nikogo w pobliżu, tylko ona, myśli i sen, który zakradł się za jej plecami i zasłonił oczy niespodziewanie, pogrążając ją w spoczynku.

Znów Yeti. Goniła go. Wielki stwór uciekał przed nią, co chwila oglądając się, czy ta aby może w końcu odpuściła. Dość groteskowy widok, nawet jak na sen. Bestia robiła co mogła, aby uciec przed nią, a jej nie brakło sił. Biegła za nim przez cały las, a powietrze było przyjemne i łatwe do oddychania. W końcu dotarła do jaskini, gdzie stwór się schował. Ze strony wejścia buchnęło złowrogie zimno, które nagle ją zatrzymało. Prawie zamarzła, wiedziała, że kolejny krok w głąb mroźnej jaskini może być ostatnim.

Znowu góra, acz tym razem zwalił się na nią śnieg, tak zimny, że czuła jak jej zamarzają palce u rąk, chcąc rozpaczliwym gestem powstrzymać lawinę.

Chłód, chłód skradł się z cienia. Spojrzenia wykrzywiały się ze śmiechu, acz nie słyszała rechotu. Czuła jak kostnieje od mrozu, szukając wciąż oparcia. Acz coś nagle się w niej wybudziło. Chęć walki. Chciała wypalić te nękające ją spojrzenia, nie mogła dłużej tego znieść. Gniew chwycił jej serce. Krzyknęła - Do boju! Wyciągnęła przed siebie ręce, na oślep celując w mroku. Niezrozumiały gorąc nagle wypełnił jej trzewia i płuca. Arterie zaczęły pompować wrzącą krew, która doszła nawet do opuszków palców. Spojrzenia zaczęły przybierać zszokowany wyraz, po to aby się zaraz zamknąć, jak tylko wskazała je ręką. Jednak tylko na moment, gdyż jak tylko dłoń powiodła gdzie indziej, te otwierały się zwężone nienawiścią bardziej niż przedtem, jeszcze bardziej zawzięte i wścibskie, niż chwilę temu.

Motyw walki w końcu wybudził ją ze snu. Było jej niebywale gorąco. Śnieg wokoło niej stopił się, prezentując jej oczom ciemną glebę. Czuła się rześko i rozochocona do życia, jakby coś w środku grzało się do czynu. Acz czuła też zakwasy na udach i bocznej partii mięśni talii. Te drugie zwłaszcza doskwierały, jakby zeszłego dnia zdecydowała się na coś wyjątkowo wymagającego od nich, na myśl przyszły akrobacje na drzewie. Ognisko przestało się palić. Schowany pod górką popiołu żar zdawał się być jednak dostateczny, aby rozhulać palenisko ponownie.
Przywitał ją świt i czyste od chmur niebo. Pogoda zapowiadała się spokojna na ten moment.

Przedgórze Wiatru i Lodu

19
POST POSTACI
Thusnel
Thusnel otworzyła oczy z długiego snu, który przyniósł jej upragniony odpoczynek od wczorajszego dnia pełnego wyzwań. Ogień przed nią zdążył się już wypalić, ale co zaskakujące nie czuła zimna czy nawet chłodu. Prawdę mówiąc czuła coś przeciwnego do tego niemal zawsze obecnego poczucia - gorąco. Było jej gorąco! Dziewczę leżało dalej, nie poruszając się i starając doprowadzić swoje myśli i odczucia, które odbierała ze świata zewnętrznego do jakiegoś ładu. Rzeczywistość do której była przyzwyczajona jako Uratai nie zgadzała się jej z obecnym stanem w jakim się znajdowała. Wszystko jej mówiło, że nie powinno być jej tak ciepło. Spędziła noc poza prawdziwie i porządnie zbudowanym szałasem czy wigwamem, w lesie, niemalże pod gołym niebem, ognisko przez noc zdążyło się wypalić i nie tlił się w nim żaden ogień, a jednak... A jednak nie czuła żeby choćby czubek jej nosa był zmarznięty lub opuszki jej palców.
Dziewczyna poczęła się wygrzebywać ze swojego miejsca do spania, następnie rozgrzebała resztki z ogniska, w którym wciąż znajdowało się odrobinę żaru i rozpoczęła rozniecanie ognia na powrót. Aktualnie było jej więcej niż ciepło, ale nie chciała czekać aż ogień dogaśnie lub na powrót zrobi się jej zimno. Poprzedniego dnia rozniecenie ognia zajęło jej mnóstwo czasu i dziś nie chciała go przesadnie marnować. Mimo to zajęła się tym zadaniem powoli i z pewnym zamyśleniem. Święcące się złociście, czerwono i pomarańczowo węgle pozostałe z drewna i późniejszy wzniecający się ogień nastrajał ją do myślenia. Znowu miała sen. Pamiętała, że miała. Znowu ścigała i walczyła z Yeti, które uciekło do lodowatej jaskini. Czy była to prawdziwa wizja, a może jej życzenia? Czy spadnie na nią lodowata góra śniegu czy może był to symbol? I czemu było jej tak gorąco? Tak gorąco, że we śnie stopiła i lód i śnieg i tak gorąco, że czuła, że mogłaby zdjęć swoje ubrania i leżeć przez cały dzień nago na śniegu lub kąpać się w lodowatym morzu...
Thusnel postawiła kociołek obok ognia i wrzuciła do niego trochę śniegu by napić się coś ciepłego. Nieważne czym były jej sny i nieważne czemu czuła się tak pełna siły, ciepła i energii. Musiała w końcu się ruszyć. Miała obecnie w planach zostać w tym lesie dzień lub dwa, może więcej. Były tu zwierzęta, choćby karibu i niedźwiedzie (niestety), więc mogła polować. A zapolować musiała, nie miała jedzenia. Mogła też poszukać jakichś korzeni w zmarzniętej ziemi...
Napiwszy się ciepłej wody i zabrawszy swój ekwipunek Thusnel poczęła się zbierać do drogi. Zabezpieczyła ognisko żeby wciąż się paliło, dorzuciła do niego trochę drwa i ścięła kilka dodatkowych gałęzi przy pomocy siekierki. Chciała mieć drewno, gdy wróci z wędrówki. Teraz jednak powinna zacząć szukać jedzenia. Miała tu dwa wyjścia - szukać niedźwiedzia lub karibu, które dostrzegła wczoraj. Zdecydowała się ostatecznie na to drugie, ruszając śladem renifera, jednocześnie szukając roślin, których korzenie mogła jeść. Największym problemem było jednak to, że nie wiedziała jak daleko renifer uciekł. Mógł wędrować przez noc, dołączyć do stada, a może zatrzymał się i także zasnął. Być może będzie miała szczęście i znajdzie świeże ślady, może mniejszego zwierzęcia, ale teraz trzeba było szukać...
Uratai i teraz myśliwy, ruszyła do miejsca, w którym ostatniej nocy widziała renifera i zaczęła szukać jego śladów...

Przedgórze Wiatru i Lodu

20
POST BARDA
Szacowała, że żar w ognisku wytrzyma do zmierzchu i jeszcze trochę, acz z pewnością nie do kolejnego świtu. O tej porze roku dni były krótkie, wstała wraz ze wznoszącym się słońcem. O ile niezrozumiałe ciepło zawitało w niej podczas snu, tak wkrótce musiała zmierzyć się z bardziej szarą rzeczywistością. Przyjemne ciepełko z wolna ustępowało i zorientowała się że wszystko wraca do normy. Pomyślała, że to może w związku z rytuałem szamana. W końcu połknęła żywy ogień, a teraz się on w jej wnętrzu ugościł? Były to tajemnice szamańskie i niezrozumiałego świata za zasłoną, tyle wiedziała. Zawsze coś. Oprócz niknącego z czasem postępującego dnia wrażenia, że coś się w niej rozrasta i prowokuje uwagę do środka, nic nowego nie odczuła.

Przystąpiła do podążania za tropem renifera. Zwierz widocznie wówczas spłoszył się znacząco. Poprowadził go pierw nieco ku górom, aż skrzyżował się ze świeższym tropem zająca, wtem tropicielka dostrzegła z daleka dobrze jej poznane tropy miśka co zrujnował jej poprzedni wieczór. Ślady krwi z oddali widać było jak na dłoni, prowadziły w kierunku wzniesienia, bardzo możliwe, że do jaskini. Oznaczało to, że zwierz miał swoją kryjówkę względnie blisko jej schronienia. Idąc dalej za karibu, dostrzegła łowczyni, że zwierz zaczął się kierować ku skraju lasu, w kierunku białej, wolnej od drzew przestrzeni, na południowy wschód. Całkiem możliwe, że śnieg na pustkowiu zdołał zakryć ślady, jeśli ten postanowił przemierzyć się tamtędy.
Las podczas całej swej wędrówki zdawał się milczeć, jedynie wiatr raz po raz zaczepiał, jakby mu się nudziło. Drzewa były gęściej rozsadzone i wyższe im bardziej było udać się w głąb lasu, a niższe kiedy zbliżała się do peryferii, czy też samych gór. Większość z nich przypominała pionowe pale, z oschniętymi i ośnieżonymi gałązkami w pierwszych wysokościach rośliny, dalej wzdłuż kory oczywiście zaczynały się długie gałęzie pochylone pod kątem ku ziemi, zasłaniające nieco widok nieba. Te póki co zapowiadało się bez opadów i spokojnie, nadal.

Przedgórze Wiatru i Lodu

21
POST POSTACI
Thusnel
Podążając śladami karibu Thusnel miała okazję znaleźć także i inne ślady - między innymi zająca, być może nawet tego samego, którego to śladem podążała w kierunku lasu nim uderzyła w nią burza śnieżna, a także jej wczorajszego wroga, niedźwiedzia. Wyglądało na to, że wczorajsze starcie między ich dwójką mogło nie być ostatnim, a jedynie początkiem zbliżających się serii potyczek między nimi. Chwilowo jednak uznała, że skoro niedźwiedź uciekł przed nią raniony, to drugi raz już nie zdecyduje się podejść w pobliże jej obozowiska i tak ruszyła dalej śladem renifera. Upolowanie go dałoby jej zapas świeżego mięsa na wiele dni, mogłaby też bez problemu przygotować zapasy, zdobyć dodatkowe futro czy poroże i kości. Jednakże wszystko to byłoby za dużo na jej potrzeby i nie zdołałby tego wszystkiego przejeść, nie mówiąc o zabraniu materiału rzemieślniczego. Tak więc, gdy dotarła na skraj lasu i zobaczyła, że jego ślady prowadzą dalej, w pustą przestrzeń, uznała, że nie ma sensu dalej za nim podążać. Wczorajszy wiatr z pewnością zasypał jego ślady, poza tym nie będzie miała się gdzie ukryć przed jego wzrokiem i nie podejdzie na tyle blisko by móc oddać skuteczny strzał.
Thusnel zdecydowała się więc z powrotem wrócić do lasu, w pobliże legowiska niedźwiedzia i miejsca, w którym znalezione przez nią ślady się przecinały i połakomiła się na mniejszą zwierzynę - zająca. Widząc wyraźny trop odciśnięty przez łapki i ciało małego skoczka, dziewczę ruszyło właśnie za nimi oceniając, że musiał tędy przejść już jakiś czas temu. Nawet jeśli było to stosunkowo niedawno, to wciąż zabrało jej nieco czasu pójście śladem karibu więc chwilowo nie ukrywała szczególnie swej obecności, choć wciąż się rozglądała wokół szukając czy to innych śladów, zbłąkanego zwierzęcia, ptactwa i gniazd na drzewach czy nawet znanych jej roślin, których korzenie mogły być jadalne.

Przedgórze Wiatru i Lodu

22
POST BARDA
Powróciwszy do skrzyżowania tropów, udała się za małymi śladami zająca. Po drodze spotkała kilka krzewów Merfińcji, których miększe gałązki po roztarciu służyły zarówno za środek łagodzący oparzenia i obrzęki, jak i jako przyprawa. Zastane gniazdo sokołów, wydawało się z daleka opustoszałe. Thusnel przypomniała sobie, że okres lęgowy był jeszcze kilka cykli Mimbry przed nimi. Zdołała jednak znaleźć kryjówkę gronostaja przy krzaku. Nora wyglądała na świeżą, ale skubańca nie było widać w środku, albo była głęboko wykopana. Tuż przy samej norze przebijała się Lodowa Trawa, małe bladozielone roślinki, z których korzeni czyniono zarówno przyprawę, jak i środek przeciwbólowy.

***
Ślady zająca prowadziły ku kolejnemu krzakowi Merfińcji. Ślady były na tyle świeże, że sugerowały iż zwierzak musi być nieopodal. Z prawej do lewej strony pięły się ku górze pnie drzew, acz teren był pochylony nieco we wskazanym kierunku. Podejrzany krzak był jakieś piętnaście kroków od niej, a ku niemu świeże tropy. Rósł przyległy do jednego z wysokich świerków, co zasłaniał bezpośredni widok z pozycji Thusnel. Podłoże było usłane śniegiem. Wiatr wiał jej w twarz, ale nieznacznie. Pogoda uśmiechała się słońcem zbliżającym się do swego szczytowego położenia.

Przedgórze Wiatru i Lodu

23
POST POSTACI
Thusnel
Thusnel nie chciała tracić zbyt dużo czasu w trakcie polowania, ale nie mogła ukryć przed samą sobą, że perspektywa posiłku, który smakowałby czymś więcej od mięsa była kuszącą możliwością. Dlatego też gdy znalazła najpierw krzaki Merfińcji, a później przebijającą się przez śnieg Lodową Trawę uznała, że przystanie na moment by uciąć pęk miękkich gałązek czy wykopać korzeń lub dwa trawy. Z tego też powodu nie spędziła zbyt dużo czasu przy noże gronostaja - nie wiedziała czy znajdował się w swojej norce ani jak była ona rozległa. Rozkopanie jej oczywiście było możliwością, ale znowu miałoby to być zajęcie pracochłonne. Była też możliwość wykurzenia zwierzęcia ogniem lub dymem, ale z doświadczenia wiedziała, że rozpalenie go zajmie jej mnóstwo czasu i nie mogła mieć gwarancji, że nawet jeśli byłby w środku, to nie będzie drugiego wyjścia ze swojej dziury. Zwierzęta były nierzadko bardzo sprytne, sprytne niczym ludzie.
Mimo to wydawało się, że podjęła ostatecznie słuszną decyzję, gdy kontynuując tropienie zająca zaczęła zauważać, że ślady poczynały robić się coraz świeższe, a ona sama poczęła coraz bardziej zwalniać kroku - nasłuchując i wypatrując swojego śniadania. W końcu też zdjęła swój łuk z ramienia i nasadziła na niego strzałę, gdy zauważyła jak ślady zdają się prowadzić do znanego i widzianego już przez nią krzaku Merfińcji. Podejrzewała, że zając mógł znajdować się właśnie tam, buszując wśród jadalnych gałązek rośliny. Nie była daleko od krzaku, ledwo piętnaście kroków, doskonała odległość do oddania strzału, wiatr też wiał w dobrą stronę. Wystarczyłoby tylko teraz żeby zając jej się pokazał pośród gałęzi lub wydał dźwięk. Thusnel uniosła łuk ku górze i zamarła w obserwacji i nasłuchiwaniu.
Być może zwierzę było całkowicie po drugiej stronie krzaka, ukryte przed jej wzrokiem i będzie musiała zmienić pozycję? Niestety narazi się na to, że ją usłyszy, zobaczy lub zwietrzy. Chwilowo więc najlepiej było czekać. Przynajmniej przez chwilę... I czekała.

Przedgórze Wiatru i Lodu

24
POST BARDA
Łowczyni pozostawiła norę gronostaja, skupiając uwagę w tamtym momencie na florze okolicznego lasu. Zdobycze oczyściła i umieściła w skórzanych woreczkach przy pasie. Cała czynność zabierała jej oczywiście cenne minuty, kusząc słońce, aby zaczęło się kierować ku zachodowi.

Czekała i czekała. Zamarła ze strzałą przy cięciwie, z oczami oczekujących choćby namiastki ruchu. Cisza, wdzierająca się w uszy cisza, ledwie zakłócana przez wiatr i własny oddech. Ręce trwały w zniecierpliwieniu, chłód zaczął nieśmiało chwytać za koniuszki palców. Uniesiony łuk zaczął ciążyć jej na barku i ramieniu. Coś w końcu jednak się ruszyło pośród gałązek rośliny. Była to i jej zdobycz.
Zajączek wyskoczył ujawniając się na maskującym tle śniegu, po to by znieruchomieć i unieść swoje długie uszy. Wiedziony jakąś obawą obrócił się w kierunku Thusnel, z bystrym błyskiem małych oczek.
Spoiler:

Przedgórze Wiatru i Lodu

25
POST POSTACI
Thusnel
Stała nieruchomi i czekała na najmniejszy ruch w polu widzenie. Łuk był lekko uniesiony ku górze, a strzała o kościanym grocie i pierzastych lotkach była nasadzona pewnie na cięciwę. Nic się jednak nie działo przez długą chwilę, w której panowała prawie niczym niezmącona cisza, przerywana jedynie cichym i okazjonalnym szumem wiatru. Czas się ciągnął, ręka pomału zaczęła słabnąć, nawet kiedy trzymała w niej jedynie kawałek lekkiego, wyprofilowanego drewna. Zimno, które w ruchu nie było tak odczuwalne dawało o sobie znać. Czuła je w palcach, które jeszcze bardziej osłabiały jej chwyt. Widać było chłód w wydychanym przez nią powietrzu. Wciąż się jednak nie poruszała i czekała. Nagle jednak zauważyła niewielki ruch w małym zagajniczku z krzewów przed nią. Potem doszedł do niej dźwięk niesiony na skrzydłach wiatru i oto zobaczyła go.
Zając wyskoczył niespodziewanie i znieruchomiał jak gdyby wyczuwając jej obecność. Widziała z tej odległości jak poruszył mu się pyszczek, niby to węsząc, jak zestrzygł uszami i odwrócił głowę w jej stronę. Nie czekała jednak na to wszystko. Thusnel uniosła łuk ku górze i wyprostowała się ze swej nieco bardziej rozluźnionej pozycji, odciągnęła rękę ku tyłowi szybkim i silnym, ale płynnym ruchem, który wykonywała już wielokrotnie, nabierając jednocześnie powietrza w płuca. Poczuła lotki strzały, które połaskotały ją po policzku, gdy osiągnęła maksymalne naciągnięcie i nie czekając, delikatnie ześlizgnęła swe trzy palce z cięciwy.
Krótki, ostry dźwięk zwalnianej cięciwy i trzask sprężynującego drewna, świt strzały i głuchy dźwięk, gdy sięgnęła celu. Thusnel wypuściła powietrze zgromadzone w płucach i się rozluźniła. Udało się jej. Uśmiechnęła się sama do siebie, zarzuciła łuk na ramię i podeszła do swej zdobyczy sprawdzając czy żyje i jeśli tak, to dobiła zwierzę by nie cierpiało.
- Dzięki wam bogowie i duchy za ten dar. - Powiedziała w eter, gdy wyciągnęła z zająca strzałę i złapawszy za uszy i przerzucając go sobie przez ramię, ruszyła z powrotem w kierunku obozu gdzie będzie mogła go oprawić i przygotować.

Przedgórze Wiatru i Lodu

26
POST BARDA
Pozyskała posiłek całkiem sprawnie. Nawet strzała nie uległa uszkodzeniu, a zwierzak otrzymał szybką śmierć od samego grotu, który wbił mu się w serce. Zasłużony powrót z uśmiechem na twarzy zwieńczyć miała wkrótce posiłkiem. Oprawianie zwierzaka zajęło jej chwilę, kolejną porcjowanie, a kolejną przyrządzanie tego wedle gustu. Z samego zająca pozyskała dwa mocne ścięgna, które mogłyby posłużyć jej do czegoś. Jedno było pewne dziś nie miała chodzić głodna.
Chmury zdawały się nie szczególnie zdobić nieba, słońce w najlepsze posuwało się ku zachodowi, pogoda sprzyjała. Łowczyni jakkolwiek sama miała wszystko co by potrzebne byłoby do życia na ten konkretny moment. Raniony niedźwiedź pewnie będzie słabł ze wbitą strzałą nie mogąc jej sobie z pleców wyjąć. Okolice poznała, że są płodne i wbrew pozorom pełne życia, na tyle na ile krajobraz tundrowy mógł zaoferować. Renifer, niedźwiedź, gronostaj, no i sam zając. Także roślinność. O ile nie zrobi niczego głupiego da radę tutaj wytrzymać i zdobyć zapasów, aby to być zdolną przetrwać dłuższy czas bez polowania. Mogła nabrać sił i poznać lepiej otoczenie. Dziki las był jej do objęcia i poznania. Miała całe popołudnie, aby je dowolnie spożytkować. Zaś same przygotowania pewnie zajmą jej dni, aby to uwędzić pozyskiwane mięso, tak aby na dłużej mogło jej starczyć, nim by uległo zepsuciu. Trzeba było teraz tylko ułożyć plan działania. Miała prawdziwą chwilę wytchnienia.

Przedgórze Wiatru i Lodu

27
POST POSTACI
Thusnel
Powróciwszy do obozowiska mogła zająć się przygotowaniami do posiłku, a był to czas najwyższy. Wczorajszego dnia nie miała okazji zapolować i zjadła jedynie kilka pasków suszonego mięsa, a resztę pożarł niedźwiedź i od rana chodziła o pustym żołądku. Nic więc dziwnego, że całkiem ochoczo zabrała się do gromadzenia większej ilości drwa na opał, dorzucania go do ogniska czy późniejszego oprawiania zająca, którego powiesiła za łapki na gałęzi jednego z okolicznych drzew i rozpoczęła obdzieranie go ze skóry, zaczynając od nacięcia nożem jego łapek i kontynuowania go wzdłuż jego nóg aż do kuperka skąd, po jeszcze kilku nacięciach mogła sprawnie zsunąć futro jak gdyby ściągała ubranie przez głowę. Thusnel przyjrzała się krytycznie futerku, które po krótszych oględzinach rozwiesiła na drzewie - będzie musiała zeskrobać z niego resztki mięsa gdy już się upora z gotowaniem. Pytaniem jednak było jak miała zamiar go zjeść? Czy zwyczajnie opiec nad ogniem czy może przygotować z niego jakąś zupę? Zawahała się na moment nim uznała, że najprościej będzie przygotować nawet prosty rożen z dwóch gałęzi i kija i postawić nad ogniem żeby mięso się piekło i będzie mogła zjeść potem, a z wnętrzności będzie mogła ugotować zupę - dlatego też poczęła spuszczać krew zwierzęcia do garnka i dodawać do niego wnętrzności zwierzęcia - od jelit, przez żołądek, wątrobę, nereczki czy serce. Niektóre oczywiście pokroiwszy wcześniej na mniejsze kawałki żeby szybciej doszły. Dodała też odrobinę śniegu by nadać temu objętości i na koniec dodała łodyg Merfińcji.
Po odłożeniu zupy na ogień by ta zaczęła się gotować zajęła się resztą królika. Prawdę mówiąc nie było tu wiele pracy prócz wtarcia w niego Lodową Trawę i przygotowanie rożna czym zajęła się szybko i sprawnie. Później zaś zajęła się uzdatnianiem futra zająca do późniejszego użycia. Hmm. Może powinna z niego przygotować nową torbę lub wykorzysta ją do łatania? Ostatnia została, wczoraj, niemal całkowicie zniszczona przez niedźwiedzia, a teraz skoro i tak pilnowała jedzenia mogła się tym zająć.
Czas mijał jej więc na reperowaniu torby, pilnowaniu ognia, zupy i piekącego się pomału królika. Dwa posiłki miały też to do siebie, że mogła królika później zabrać ze sobą na drugi posiłek, gdy ponownie ruszy do lasu. Zdecydowała się, że dobrze będzie lepiej zwiedzić okolice i zastawić wnyki na mniejsze zwierzęta. Znalazła już norę gronostaja, tam będzie mogła zastawić pierwsze. Kolejne powinna zostawić przy krzewach Merfińcji, które zające i inne, roślinożerne zwierzęta uwielbiały oskubywać. Niestety wnyki nie zapewnią jej dostatecznie dużo jedzenia poza bieżącymi potrzebami. Będzie potrzebowała polowania - dużego zwierza, którego będzie mogła pociąć na kawałki, ususzyć i odymić nad ogniskiem. Co prawda jeśli będzie miała szczęście, to być może coś większego od zająca zaplątałoby się w sznury, ale była duża szansa, że samą siłą i masą by się zerwało. Cóż, zawsze też pozostawało polowanie na niedźwiedzia. Wiedziała gdzie się czaił, a jeśli będzie miała łuk, strzały i ogień, to z pewnością go pokona. Poza tym powinna kontynuować zbieranie drewna na opał i jadalnych roślin.
Hmm. Być może faktycznie powinna poważnie rozważyć zaatakowanie niedźwiedzia w jego jaskini? Potrzebowała by zebrać przede wszystkim drewno, potrzebowałaby też kilka mniejszych futer na pochodnie i tłuszczu zwierzęcego. Ogniem i dymem z pochodni i ognisk mogłaby go wykurzyć z jaskini... Być może nawet skonstruować gdzieś w pobliżu jakąś prostą pułapkę? Albo zwyczajną zasadzkę. Zapach mięsa skusiłby niedźwiedzia do wyjścia z jaskini, a ona mogłaby się na niego zasadzić z łukiem na bezpiecznej pozycji. Tak, to brzmiało jak dobry plan...

Przedgórze Wiatru i Lodu

28
POST BARDA
Ciało zajączka wkrótce zostało rozłożone na części pierwsze. Pokrojone podroby wpadły do garnka ze śniegiem, aby ten z wolna zaczął nabierać temperatury, gotować się z dodanymi łodyżkami ziela. Obrośnięte mięsem, ale i przede wszystkim tłuszczem, kości zwierzaczka stanowić miały o drugim posiłku na wynos. Pozyskane futerko czekało na obróbkę, aby to nie uległo rozkładowi. Przede wszystkim trzeba było skórę spreparować odpowiednio, aby futro przetrwało próbę czasu, a te było piękne o czysto śnieżno-białej barwie włosia. Było dość niewielkie, ale z łatwością kobieta mogła je doczepić do swojego odzienia, a w odległej przyszłości ktoś bardziej pojętny w sztuce wyrobu ubrań mógłby z tego uczynić szal, czapkę, fragment stroju? Kto wie? Aczkolwiek do naprawy plecaka też ten kawałek mógłby się zdać.

Spędziwszy czas na jedzeniu i przygotowaniach futerka, dziewczyna dokonała rozpoznania okolic. Mogła je podsumować w czworokącie, gdzie punkty stanowiły miejsca szczególne. Pierwszym z nim była na południe nieopodal gór jaskinia niedźwiedzia. Na zachód stromy niezalesiony pagórek, stanowiący o dziurze w bezkresnym murze drzew. Bardzo charakterystyczny. Wyglądał jakby kiedyś nadszarpnęła go inna siła, aniżeli wietrzenie i erozja. Jakby coś wrzynało się w skałę w głąb z jakichś powodów, czyniąc w niej kanciaste wyrwy o średnicy nawet do połowy łokcia, do których można było schować nawet coś. Dwa punkty na północ i wschód to były kresy lasu. Thusnel zapamiętała widok jaki rozpościerał się z nich obu na pustą białą przestrzeń lodowego pustkowia, aby w różnicy w odniesieniu do widocznego z daleka jeziora określić swoje położenie. Podczas swych wędrówek znalazła jeszcze dwa miejsca, gdzie można było założyć pułapkę na mniejsze zwierzę. W sumie miała ich trzy w poznanej dotychczas okolicy swojego obozu.

Narąbanie drewna i przygotowanie przynęt na roślinożerców oraz przygotowywanie pułapek z pewnością pochłonęłoby jej znaczącą ilość czasu i zasobów. Na pomniejsze sidła miała materiałów aby skonstruować trzy. Jeśli chciała zrobić pułapkę na niedźwiedzia musiałaby poświęcić połowę mięsa z królika oraz wszystkie ścięgna i dostępne rzemienia. Pytanie brzmiało tylko jak taka pułapka miałaby działać i w czym miałaby jej pomóc? Była bardziej niż pewna, że nie zdoła zaplątać niedźwiedzia z posiadaną ilość materiałów.

Przedgórze Wiatru i Lodu

29
POST POSTACI
Thusnel
Thusnel zeskrobały z zajęczego futra resztki mięsa, które na nim pozostały i podsuszyła nieco przy ogniu i zdecydowała się, że wykorzysta je na zreperowanie swojej torby. Było jej trochę go żal, w końcu było naprawdę piękne i miękkie, ale nowa torba była jej potrzebna o wiele bardziej niż kawałek ciepłego futerka, z którego będzie mogła coś zrobić dopiero jak wróci do domu. To się nie stanie przynajmniej przez najbliższy miesiąc, a może nawet i dłużej jeśli będzie chciała kontynuować swoją wędrówkę po pustkowiach północy. Miała plany, ambitne plany, a pokonanie w najbliższym czasie niedźwiedzia, a potem Yeti było tylko pierwszym z ich etapów. Chciała zobaczyć Thirongad, ale jej ciekawość pchała ją jeszcze bardziej na południe, w kierunku Turonu. Uratai i Krótkonodzy nigdy nie darzyli się przyjaźnią, to prawda, ale czytała stare pergaminy i zwoje, słyszała opowieści i widziała na własne oczy co potrafili zrobić z metalu. Gdyby miała prawdziwy, krasnoludzki miecz... Albo zbroję z metalowych pierścieni albo nawet kilka narzędzi i broni z metalu...! Jej powrót byłby prawdziwie tryumfalny. Wątpiła jednak, że krasnoludy oddałyby to dobrowolnie... Thusnel wzruszyła jednak ramionami. Uratai nie zwykli prosić o cokolwiek. Dostanie to czego chce albo pożałują.
Gdy skończyła reperować swoją torbę zwróciła swoje spojrzenie na garnek z zupą i opiekającego się królika. Zapachy stawały się coraz bardziej nieznośne, a żołądek wykręcał i podskakiwał w wyczekiwaniu. Wyglądało jednak na to, że wreszcie nadszedł czas na jedzenie. Od wczorajszego wieczora nie jadła nic, a i tak jej posiłek był doprawdy marny. Nic więc dziwnego, że zupa z krwi i podrobów jej smakowała, niemalże wylizała cały garnek, ale to jedynie zaspokoiło jej pierwszy głód. Zaraz potem zabrała się do jedzenia mięsa z zająca, a i ono było doprawdy smakowite. Mięciutkie, tłuściutkie, natarte ziołami, a i kosteczki były wszystkie dla niej! Wkrótce z obozowiska dało się słyszeć dźwięki trzaskających kości, które łamała i rozłupywała starając się dobrać do tłustego i smakowitego szpiku. Dopiero gdy zjadła jakąś połowę swojego łupu mogła uznać, że się najadła. Mogła co prawda bez trudu wepchnąć w siebie resztę królika, ale uznała, że lepiej go będzie zostawić na jutro, gdyby miał się okazać pustym dniem.
Apropos pustego dnia... Thusnel miała plan na najbliższe dni w lesie i tworzenie pułapki na niedźwiedzia w postaci jakichkolwiek sideł czy innych, skomplikowanych konstrukcji nie wchodziło tu w grę. Swoje skromne zasoby ze ścięgien i sznurków miała zamiar spożytkować na stworzenie wnyków na drobniejszą zwierzynę. Dlatego też ruszyła w las w poszukiwaniu przynęty, a także zrobienia zapasu ziół które mogła wykorzystać później czy to do doprawiania mięsa czy też do leczenia, a także większej ilości śladów, norek czy miejsc, w których zwierzęta miały szansę się pojawić. Potrzebowała mięsa, tłuszczu, większej ilości ścięgien, które mogła wykorzystać na sznurki, one zawsze się przydadzą...


* * *

Zastawianie sideł i zbieranie ziół zajęło dobrą część dnia, ale Thusnel wreszcie wróciła do obozowiska. Była dobrej myśli, że i jutrzejszego dnia dane będzie zjeść jej solidny posiłek. Tymczasem mogła rozpocząć przygotowania do następnego dnia. Chciała jutro lub za dwa, góra trzy dni zapolować na niedźwiedzia. Najpierw jednak powinna się przygotować i naprawdę zadbać o swoje obozowisko. Jeśli przyjdą chłodniejsze noce ten prosty szałas i ogień mogą nie wystarczyć. Dlatego skupiła się tego dnia na jego dalszej rozbudowie. Siekiera raz jeszcze poszła w ruch w zbieraniu drwa, gałęzi i gałęzek większych i mniejszych. Część materiału mogła wykorzystać po rozebraniu starego szałasu, ale chciała ona sama coś większego, gdzie będzie mogła się naprawdę wyciągnąć. Całą konstrukcję zaś postanowiła oprzeć o ramę złożoną z trzech gałęzi - Po jednej z przodu i z tyłu, wkopanych w śnieg i trzecią położoną na nich, na którą będzie opierało się zadaszenie. Prawdę mówiąc pozyskanie odpowiednich gałęzi na cel szkieletu i ich wkopanie i zamocowanie razem było najprostszą częścią. Najgorszą było stworzenie odpowiedniego zadaszenia. Dużo roboty, zbierania gałęzi o odpowiednio dużej gęstości igliwia, opierania a czasem i związywania w odpowiedni sposób by tworzyło odpowiednią zaporę dla zimna i wiatru i jeszcze to wszystko się nie rozpadło na kawałki... Przynajmniej tyle w tym dobrego, że miała odrobinę materiału z poprzedniego szałasu.
Praca została skończona dobrze w godzinach wieczornych, a może już i nocnych. Trudno jej było jednak ukryć swoją satysfakcję. Może nie był to najlepszy szałas jaki kiedykolwiek widziała, ale był to szałas zbudowanymi jej własnymi rękami i z całą pewnością wygodniejszy i może troszeczkę cieplejszy od tego, w którym spała ostatniej nocy. Apropos spania... Była straszliwie zmęczona. Dlatego też nie czekając na wiele więcej po prostu weszła do swojego nowego domu, który pachniał świeżo ściętymi gałęziami i igliwiem i zasnęła do następnego ranka...


* * * Thusnel wygrzebała się o wiele swobodniej następnego poranka ze swego szałasu niż poprzedniego dnia i z o wiele lepszym humorem, gdy mogła zjeść kawałek wczorajszego zająca na śniadanie i zatrzymanie pierwszego głodu. Dzisiejszego dnia miała zasadniczo dwa zadania - sprawdzenie wnyków i czy złapała jakieś zwierzęta, może także po drodze szukając charakterystycznych roślin i korzonków do jedzenia, a drugą było nazbieranie sporej ilości gałęzi. Miała plan na zrobienie pułapki na niedźwiedzia. Potrzebowała do niej sporej ilości zaostrzonych palików i prostej plecionki z gałązek, którą je zamaskuje i przykryje śniegiem. Plan był prosty... Wykopać w śniegu sporą dziurę, nawbijać do niej mnóstwo zaostrzonych palików, zamaskować i wywabić niedźwiedzia z kryjówki mięsem. Misiek sam wpadnie w jej sidła...

Przedgórze Wiatru i Lodu

30
POST BARDA
Jakkolwiek Thusnel mogłaby rozpatrywać kontakty barbarzyńców z krasnoludami były one dobrze znane i z reguły stanowiły o otwartej wrogości. Tylko nieliczni decydują się na handel, zwłaszcza że Uratai nie byli osobnikami cierpliwymi i skorymi do targowania się, a upozorowanie chęci wymiany stanowiło świetny pretekst do ataku z zaskoczenia i zabrania wszystkiego. Kryzys z demonami wcale nie poskromił zapędów licznych klanów, które tylko czyhały na łatwą zdobycz. Aczkolwiek szlak handlowy do Thirongadu miał swoje prawo bytu i wiązał się on zwykle z niezłą eskortą i zobowiązaniami wobec Rady z twierdzy w zamian za 'protekcję'. Córka wodza mogła tylko domyślać się jak polityka barbarzyńców z twierdzy miała się przeinaczyć w czasach nadchodzącego, nabierającego kryzysu demonów.

Swoje działania skupiła na ciężkiej pracy, aby zapewnić sobie lepszą stabilność w tym rejonie, aby się przygotować, przetrwać. W tym celu zdecydowała się na naprawienie plecaku, potem na zastawieniu sideł na mniejszą zwierzynę, następnie rozbudowę schronienia, tak aby móc w nim spokojnie i bez problemów złożyć swoje ciało i nie martwić się o napierający mróz z przeciwnej strony od ogniska.
Aby uczynić sobie plecak, Thusnel podjęła się skorzystać z niegarbowanej skóry zająca, aby użyć materiału na łaty. Jakkolwiek musiała się liczyć z tym, że skóra miała stwardnieć i zesztywnieć bez odpowiedniej preparacji, acz sama w sobie i tak spełniłaby swoją rolę, a w tych zimnych warunkach plecak, zachowałby użyteczność na dłużej. Nie miała jednak choćby tłuszczu, aby wcierać go w skórę z wewnętrznej strony i wyprzeć z niego wilgoć, aby naprawić go raz a dobrze.
Pierwszą pułapkę ustawiła przy norze gronostaja, jako ta wydawała się być świeżo wykopana, to i zwierzak miał się tam znaleźć lub być w pobliżu. Za drugie miejsce wybrała potencjalne schronienie dla wędrującej małej zwierzyny przy szpiczastym pagórku, który nosił znamiona wydobywania jakiegoś surowca skalnego.
Resztę dnia spędziła na ciężkiej pracy ponownego wznoszenia swojego schronienia, ale czyniąc go znacznie obszerniejszym i bardziej komfortowym. Część budulca już posiadała, wystarczyło tylko dozbierać i poznajdywać resztę, obrobić toporkiem i konstruować. Długo po zmierzchu w świetle ogniska mogła dumnie spostrzec efekty swej pracy. Z trzech stron pochylone ścianki otwartego szałasu rozpościerały się szeroko i stabilnie, a wnętrze wolne od wiatru z tamtych stron szybko stało się zdecydowanie przyjemniejsze w odczuciu i nawet wolne od śniegu, który choć niekiedy zawiewany był od strony paleniska, to topił się od bijącego od niego ciepła. Aczkolwiek nie mogłaby sobie pozwolić na noc bez odzienia, a groźniejszy i bardziej uporczywy wiatr mógłby wciąż jej dokuczyć. Tego dnia zmęczona i trochę głodna, spoczęła w nowym schronieniu. Szybko zauważyła różnicę i efekty swojej pracy, mogąc bez drżenia wytrzymać w bezruchu przy palącym się ognisku.
Sen nadszedł, początkowo błogo, a i spodziewana treść również, niby klątwa, która nie miała przestać ją nękać. Wciąż goniła Yeti, próbowała wejść na górę, skąd turlały się głowy osób z jej klanu, a później ponownie ciemność i wścibskie nienawistne spojrzenia schowane za całunem mroku. Tyle, że z różnicą. Nie było jej we śnie już zimno, a i czuła że w środku w niej zaczęło coś wzrastać. Nieśmiało kiełkowało. Trudne do pojęcia uczucie, które podsycało wszelkie emocje, jakie czuła podczas snu.
*** I tak i dnia kolejnego obudziła się niby z koszmaru, acz jakby powoli zaczęła do tego nawykać i sen nie robił na niej takiego wrażenia już, zwłaszcza że tym razem nie wniósł ze sobą znaczących zmian w treści. Porannym debiutem był posiłek z zachowanej połówki królika. Mięsko ugotowane w garnku smakowało i pobudziło do działania, zaostrzyło apetyt na więcej.
Pogoda jawiła się w pełni swej wyrozumiałości. Choć niebo zachmurzone i wiatr obecny, nie były to uporczywe warunki. Thusnel mogła jednak się spodziewać, że tego typu pogoda mogła się zmienić acz nie musiała. Dzień jak co dzień. Póki co nie mitrężyła się i zabrała się do pracy, pierw sprawdzając jak pułapki spełniły swoją rolę.
O ile przy stromym pagórku nie znalazła nawet śladów zwierzęcia, tak sam gronostaj uwiązał się w połowie swojej długości i wznosił się bezradnie nad ziemią, gdy spostrzegł nadchodzącą Thusnel oczka mu błysnęły rozpaczliwie i próbował się wyginać to huśtając się zaledwie na zaciśniętym rzemieniu. Taka zdobycz nie byłaby szczególnie sycąca, ale z dwa dobre ścięgna i jeden posiłek oraz bialusieńkie futerko mogłaby pozyskać z tego niewielkiego zwierzaczka.

Wykopanie dołu, naostrzenie palików i budowa atrapy, która miała się zapaść pod ciężarem niedźwiedzia miała ją kosztować dużo czasu, acz czuła że wysiłki się jej opłacą. Wystarczyło ostrożnie się zbliżyć do jaskini niedźwiedzia i spostrzec, że zwierzak nie uczynił żadnych śladów do tej pory. Siedział w swoim ukryciu, najwidoczniej zniechęcony do wychylania się z powodu wbitej w grzbiet strzały. Acz jak długo miał tam tak siedzieć? Nie prowokowany pewnie mógłby całkiem długo wytrzymać, ale nęcony kąskiem i łatwym łupem, mógłby zmienić zdanie.
Sama pułapka mogła być zbudowana w dwojaki sposób. Dziura mogła być mniejsza, albo większa. W pierwszym przypadku zwierz miałby wpaść, ale niecały raniąc się i możliwie unieruchamiając, a w drugim cały by wpadł i właściwie byłoby już po nim. Jak miała się zdecydować na drugą opcją, musiałaby nałożyć znacznie więcej wysiłku w czasie aby zdążyć wykonać to tego dnia w tych warunkach. W obu przypadkach zdążyła by przed zmierzchem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Thirongad”