POST POSTACI
Thusnel
Dotarłszy do osłony drzew dopiero mogła poczuć jak bardzo te kilka chwil w śnieżnej burzy odcisnęło na nią piętno. Miała do pokonania taki niewielki dystans, a czuła jakby przemarzła do samych kości, nawet mimo grubych i ciepłych futer jakie nosiła na sobie, nawet mimo tego, że pozostała w ciągłym ruchu. Wśród drzew było jednak ciszej, było też i pozornie cieplej, gdy gałęzie spowalniały atak wiatru. Kobieta zbliżała dłonie do twarzy i chuchnęła w dnie kilka razy starając się je choć odrobinę rozgrzać, następnie potarła je kilka razy o siebie i dotknęła swojego nosa. Wszystko było takie zimne. Nie mogła się jednak zatrzymać, wciąż nie było tu bezpiecznie. Wiatr co prawda zelżał, ale wciąż było zimno, a przed nią była noc. Thusnel kontynuowała marsz w głąb lasu. Miała tak naprawdę dwie możliwości - albo znaleźć naturalnie występujące schronienie, na co była szansa, ale nie wiedziała jak duża - mogła na nie trafić tuż za następnym drzewem, a mogła błądzić po lesie następne kilka dni a i tak by nic nie znalazła. Drugim wyjściem, bezpiecznym, było przygotowanie schronienia tu i teraz, nad czym skłaniała się już wcześniej. Zajęłoby jej to więcej czasu niż gdyby coś cudownie znalazła, ale miałaby pewność, że schronienie by miała.
Thusnel ostatecznie zdecydowała się na drugie rozwiązanie. Przez dobrą chwilę jeszcze maszerowała, chcąc dostać się głębiej do lasu by wiatr ucichł i osłabł jeszcze bardziej, a także poszukując jakiegoś lepszego miejsca na rozbicie obozowiska, ale w końcu się zatrzymała. Wszędzie były drzewa, śnieg i większe lub mniejsze pagórki lub zaspy. Miejsce w którym była było równie dobre jak każde inne, ważne żeby nie było zbyt dużego wiatru, który utrudniłby jej rozpalenie ognia. Ogień... Tego potrzebowała jak najszybciej żeby się zagrzać. Pierwsze więc co zrobiła to wyznaczyła miejsce na obóz, zadbała o to by z gałęzi drzew przypadkiem na jej ognisko nie spadł śnieg, który pogrzebałby jej marzenie o cieple, dlatego strzepnęła go zawczasu i zaczęła przygotowywać miejsce pod ogień - najpierw udeptała śnieg na palenisko i teren wokół niego by było stabilnie i ogień miał dostęp do powietrza, następnie zaczęła wyszukiwać kamienie, które otrzepawszy ze śniegu ustawiła w miejscu "paleniska". Miały stanowić one platformę na której będzie płonął ogień i izolację przed śniegiem, a w konsekwencji wodą, która powstanie gdy zacznie się topić pod wpływem ognia. Mogła co prawda próbować rozpalać ogień na śniegu, nie było to niewykonalne, ale tak było bezpieczniej, a poza tym mogła później wyciągnąć kamienie, które nagrzane będą oddawać ciepło w nocy i zapewnią jej komfort w trakcie snu. Teraz jeszcze udeptała kolejne miejsce gdzie miała zamiar składować drewno na opał i mogła wyruszyć na jego poszukiwania...
Thusnel wyciągnęła zza pasa siekierkę i zaczęła podchodzić do drzew i krzewów, wyszukując uschniętych części gałązek i kory, najpierw mniejszych, niezbędnych do rozpalenia ognia, a potem większych żeby ten ogień podtrzymać. Musiała zawczasu uzbierać go więcej żeby w trakcie rozpalania nie biegała za paliwem, inaczej mogła stracić ogień. Niestety samo to miało zająć sporo czasu, nie mówiąc już o przygotowaniu szałasu czy jakiegoś posiłku. Bez szałasu jednak może da rade przeżyć jeśli będzie miała ogień i być może coś ciepłego do zjedzenia czy picia. W końcu też zaczęła układać w palenisku pierwsze kawałki kory, małych i większych gałązek. Później zaś obok ogniska, zaczęła rosnąć kupka mniejszych i większych gałęzi, czy to tych które leżały już od pewnego czasu na ziemi i zostały otrzepane ze śniegu, a teraz miały okazję się nieco wysuszyć, tych suchych i łatwo dających się wyrwać z obumarłych drzew czy krzewów, a nawet kilka takich, które musiała ściąć siekierą wprost z drzewa. Thusnel oceniła, że powinno to jej na jakiś czas wystarczyć, może nie na całą noc, ale z pewnością na kilka godzin, ale musiała wreszcie rozpalić ogień i się zagrzać. Gdy to zrobi zajmie się zbieraniem reszty opału, przygotowaniem szałasu i posiłku... O ile starczy jej na wszystko czasu.
Thusnel wyciągnęła ze skórzanej sakiewki przy pasie charakterystyczny kamień skrzący ogień, krzesiwo, zza pasa wzięła nóż i przyłożyła je do usypanych drobnych wiór i gałązek. Chwila prawdy - krzesała do tej pory ogień, to prawda, ale zawsze była z kimś i nie były to sytuacje życia i śmierci tak jak teraz. Wyglądało na to, że to było jej pierwsze zadanie w trakcie tych Prób - przetrwać. Zadanie, które mogło się okazać najtrudniejszym ze wszystkich. Byłoby to doprawdy ironiczne gdyby Córa Ognia umarła z wyziębienia. Śmiejąc się i trzęsąc się z zimna poczęła krzesać ogień.