Dom Śnienia Kamelii

136
POST BARDA
Widząc zmianę w licu Libeth, elf uniósł zadziornie kąciki ust, wstając także i ze swojego miejsca przy stole.
- Mógłbyś poprosić Tulia, żeby później podrzucił mi te twoje "próbki"? - podniósł głos, przekręcając głowę w stronę zapracowanego alchemika. - Moje dłonie nie są już tak zręczne, jak kiedyś, jeśli wiesz, co mam na myśli~ - dodał żartobliwie, wyciągając przed siebie znacząco dłonie, gdy gnom rzucił mu przez ramię ciężkie, oceniające spojrzenie.
- Tak, tak tak... - wyburczał w odpowiedzi tamten, machając od niechcenia ręką w stronę Kamelia, który jak na znak, lekko klepnął wciąż rozwalonego na krześle Ursę w ramię, a następnie skierował się w stronę wyjścia.
- Sala szkoleniowa znajduje się na drugim końcu korytarza, którym szliśmy wcześniej - odparł, zatrzymując się zaraz przed drzwiami. - To będzie krótka trasa.
Co oznaczało ni mniej ni więcej, że zahaczą jeszcze o co najmniej jedno pomieszczenie w tutejszych podziemiach, zanim będą mogli wrócić na powierzchnię. Nie powinien to być jednak większy problem. Zarówno luneta, jak i drobny flakonik nie ważyły wiele. Prawdę powiedziawszy, sam flakonik ważył praktycznie tyle, co nic. Jeśli zapomnieć, że się go ma, można by go prawdopodobnie bardzo łatwo zapodziać lub przypadkowo uszkodzić.
Gdy Paria postanowiła wrócić się, by zamienić jeszcze słowo z Ursą, Kamelio krótko skinął jej głową, otwierając dla nich ciężkie drzwi i przytrzymując, czekał cierpliwie w ich progu. Zaskoczony z kolei krasnolud, spojrzał na zatrzymującą się przy nim kobietę, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu, zanim uśmiechnął się od ucha do ucha z wyraźnym zadowoleniem.
- Paah! - wydał z siebie, wypuszczając z ust powietrze. - Jeśli rzeczywiście jesteś mi aż tak wdzięczna, lepiej szybko skołuj nowy instrument! Ci, tak zwani "muzycy", których tu niby mamy, nigdy nie znajdują czasu, żeby cokolwiek zagrać - odparł z niezbyt udanym obruszeniem, samemu jeszcze lekko poklepując ją po znajdującym się akurat w zasięgu przedramieniu Libeth. Chwilę później, również ściszył głos o oktawę.
- Podziękuj lepiej draniowi, który zaproponował się tam rozejrzeć - szepnął i kiwnął jej jeszcze głową, zanim ponownie podniósł głos na tyle, aby każdy mógł go usłyszeć. - Widzimy się jutro! Ciekawe czemu odnoszę piekielnie mocne wrażenie, że jednak będę zbyt zajęty radzeniem sobie z przydupasami Ich-Mości-Arystokratycznych-Staruch, żeby jedną rozbierać kogokolwiek z łachów???
Kamelio ściągnął usta w dezaprobacie na deklarację krasnoluda, podczas gdy Gabin po raz pierwszy parsknął pod nosem, kręcąc głową z czymś bliższym powoli uśmiechowi niźli grymasowi. Na ile słowa Ursy miały pokryć się z rzeczywistością? Tego nikt zapewne nie mógł wiedzieć. Sądząc natomiast po tym, za jak wiernego kompana uważano go w Domu Śnienia, co Paria miała już okazję usłyszeć między wierszami od Miji, czy nawet Efemy, wątpliwe, żeby zrobił to celowo, ryzykując jakimkolwiek dodatkowym komplikacjom.

- Jestem pewien, że Kamelia chętnie prowadziłaby je codziennie, gdyby rzeczywiście miała taką możliwość. Mimo utraty wzroku, na co dzień jest niestety nadal zbyt zajęta innymi sprawami. Nie, z reguły prowadzi je dwa do trzech razy w tygodniu, starając się maksymalnie dostarczać materiały do prywatnych ćwiczeń i nauki, w której starsi Śniący mają za zadanie pomagać młodszym. Swoją drogą... Ursa ma już pewną damę na oku - zwrócił jej za to uwagę Kamelio, gdy już opuścili pracownię alchemika i ponownie znaleźli się na, dużo świeżej pachnącym korytarzu. - Tak tylko zaznaczam, w razie, gdybyś nagle odkryła słabość względem jego majestatycznej brody.
Przechodząc długim korytarzem, minęli zakręt, z którego wcześniej wyszli i udali się zgodnie z wcześniejszymi słowami mężczyzny do samego jego końca, gdzie stanęli przed kolejnymi, tym razem absolutnie nieświadczącymi o niczym niezwykłym po drugiej ich stronie. Popychając dużo lżejsze, drewniane skrzydło, które tym razem nie wymagało klucza i odsuwając się, elf pozwolił Parii zajrzeć do komnaty.

Sala w środku była nieco większa i dłuższa, niż pracownia Gabina. Skromniejsza, za to o dziwnie sakralnie przywodzącej na myśl atmosferze. Być może z winy postawionego na jednym jej końcu posągu Myry, stojącego zaraz za szerokim pulpitem - obecnie obstawionym jedynie niewielkim stosikiem ksiąg. Środek pomieszczenia pozostawał pusty, podczas gdy jego boki zajmowały ciężko wyglądające, kamienne ławy. Bo boku każdej stał niewielki stolik lub szafeczka, wszystkie obecnie puste. Pomieszczenie było nieoświetlone i tylko dzięki wdzierającemu się do środka światła z korytarza byli w stanie coś zobaczyć. Na prawo niewielkie schodki prowadziły do jeszcze jednego pomieszczenia, którego środka od wejścia już nie dało się zobaczyć.
- Robi dużo lepsze wrażenie, gdy je oświetlają - skomentował elf. - Zakładam, że Kamelia wyznaczyła ci datę pierwszego spotkania? Podekscytowana?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

137
POST POSTACI
Paria
Libeth uniosła tylko lekko brwi, rzucając elfowi pytające spojrzenie, gdy wspomniał, że Ursa ma już kogoś na oku. Nie wiedziała, dlaczego miałoby ją to interesować i czemu akurat teraz powinna zwrócić na to swoją uwagę, ale wystarczył jeden kolejny komentarz i kobieta już rozumiała. Parsknęła śmiechem, przewracając oczami.
- Po prostu jesteś zazdrosny, bo mamy ze sobą z Ursą tyle wspólnego - odparła. - A nawet jeśli nie, to dostałam afrodyzjak. Teraz nikt mi się nie oprze. Nawet on, nieważne ile innych dam miałby już na oku.
Zamachała buteleczką w powietrzu, a różowy płyn znów osiadł na ściankach. Użycie tego specyfiku w dowolnych okolicznościach wydawało się jej czymś tak absurdalnym, że nie potrafiła sobie wyobrazić wykorzystania go do czegokolwiek innego, niż do żartów. Pewnie ostatecznie flakonik wyląduje w jej kufrze i przypomni sobie o nim za kilka tygodni, gdy będzie w nim sprzątać. A jeśli o krasnoluda chodzi, to... cóż. Jego broda, jakkolwiek imponująca, nie robiła na Parii aż tak wielkiego wrażenia, jak prawdopodobnie powinna. Nigdy nie spotkała wśród przedstawicieli tej rasy nikogo, kto budziłby w niej inne emocje, niż w najlepszym wypadku czysto przyjacielską sympatię.

Kolejna sala, jaką otworzył przed nią Kamelio, była pogrążona w mroku. Poza posągiem i dwoma rzędami ławek Libeth nie była w stanie dostrzec zbyt wiele, a jednak usiłowała rozglądać się uważnie, jakby w tym słabym poblasku, wpadającym z korytarza, mogło rzucić się jej w oczy coś jeszcze, coś ważnego. Bezskutecznie, niestety.
- Ostatnio mówiła, że będę mogła się z nią zobaczyć w ciągu trzech dni - wyjaśniła, z głową wciąż wetkniętą do ciemnego pomieszczenia. - Dziś mija trzeci od tamtej rozmowy, więc jeśli nie wydarzy się nic innego, co przesunie te plany, to wygląda na to, że to będzie dzisiaj. I szczerze? Nie wiem.
Zrobiła krok do tyłu, pozwalając elfowi zamknąć za nimi drzwi. Zerknęła mu przez ramię, na korytarz, podświadomie czując obawę, że gdzieś tam za rogiem czai się Kamelia i tylko czeka, aż Paria powie coś niewłaściwego. Choć tak właściwie nie zamierzała wcale niczego niewłaściwego mówić; emocje, które odczuwała, były zbyt skomplikowane, by na pytanie Steczka mogła odpowiedzieć po prostu "nie".
- Nastraszyliście mnie, że mnie to zanudzi. Boję się, że z tym wszystkim, co wisi mi teraz nad głową, z całym jutrzejszym dniem, nie będę w stanie się skupić. Ale cieszę się. Chciałabym spróbować, sprawdzić, czy jestem w stanie osiągnąć choćby namiastkę kontroli. Chciałabym dowiedzieć się, jak próbować. Wiesz o co chodzi - oparła się plecami o ścianę, unosząc nieco sfrustrowany wzrok na elfa. - Potrafię być zdeterminowana, ale co jeśli jestem już zbyt... stara... na nauczenie się czegoś takiego od zera?
Skrzywiła się lekko. Matka z pewnością miałaby jeszcze kilka propozycji, na co jeszcze Libeth mogłaby być już zbyt stara.
- Ale jednocześnie nie mogę się doczekać. Nie mam pojęcia, co może się wydarzyć. Nie będę nawet próbować zgadywać, bo znowu mnie wyśmiejesz, jak wtedy, kiedy spadłeś z drabiny.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

138
POST BARDA
Wytrzeszczając swoje jasne oczy i wysoko unosząc brwi w wyrazie oburzenia, Kamelio wytknął ją oskarżycielsko palcem.
- Odwołuję swoje wcześniejsze zapewnienia, którymi przekonałem Gabina, jakoby Libeth von Darher była osobą odpowiedzialną i uczciwą! Kobietą, która z całą pewnością nie wykorzysta jego bezcennych specyfików w żaden niecny, samolubny czy uwłaczający sposób! Zamiast subtelnych środków, po prostu damy ci sztylet albo truciznę, które i tak odpowiadać będą rozwiązaniom typowym szlachcie! - zawyrokował z histeryczną rozpaczą w głosie, wykonując taki ruch, jakby chciał sięgnąć po trzymany przezeń flakonik w próbie skonfiskowania go.
Wygłupy wygłupami, a puste groźby pustymi groźbami - elf nie palił się w rzeczywistości do faktycznego odebrania Parii jej nowego asa w rękawie, niezależnie od tego, czy zamierzała istotnie sprzeniewierzyć go na głupoty, czy na cokolwiek innego.

Gdy obydwoje dotarli pod drzwi nowej sali, mężczyzna ponownie wrócił do swojej spokojniejszej wersji siebie. Podchodząc pod jedną ze ścian korytarza i chwytając za wysoki, miedziany kandelabr, uniósł go i w tak wyposażony ruszył za swoją towarzyszką do środka pomieszczenia - teraz nieco już lepiej widocznego.
- Oh? - wydał z siebie, pytająco unosząc jedną brew ku górze. - Wielka poszukiwaczka przygód i pogromczyni kanałowych potworności boi się, że zanudzi ją teoria podstaw magicznych?
Niespiesznym krokiem, Kamelio zaczął przechadzać się po komnacie, oświetlając przy okazji każdy jej zakamarek, pozwalając Parii lepiej przyjrzeć się tej, czy tamtej jej części, nawet jeśli nie było tak naprawdę wiele do oglądania. Była to prosta sala, która równie dobrze mogła służyć ku celom religijnym.
- Niezależnie od tego, czy twoje pierwsze zajęcia wydadzą ci się ciekawe, czy też nie, zawsze będziesz mile widziana na kolejnych. Najważniejsze, to nie zniechęcać się na samym wstępie, a już zwłaszcza, na dobrze przed tym, zanim w ogóle się zaczną. Poza tym, nawet największy pasjonat będzie w stanie znaleźć coś nudnego w tym, co go z reguły pociąga. W najgorszym wypadku jakkolwiek beznadziejny jestem w wyjaśnianiu pewnych kwestii równie przystępnie i zrozumiale, co Kamelia, postaram się wpleść i tę część w trakcie bardziej praktycznych sesji - zatrzymując się kilka kroków od Libeth, posłał w jej stronę entuzjastyczny uśmiech. - Z uwagi na twójj wiek oraz priorytety zawodowe, tak samo jak i nasze własne ograniczenia materiałów, może i nie zostaniesz mistrzem sztuk magicznych, ale z tego, co wiem, nadal masz przed sobą dostatecznie wiele lat życia i możliwości, aby osiągnąć przyzwoicie zaawansowany poziom. Choćby i przez rutynowe ćwiczenia, które z czasem na pewno będziesz w stanie połączyć ze swoimi występami i życiem na scenie. I przy okazji, nie jestem aż tak ograniczonym i zapatrzonym w siebie indywiduum, aby wyśmiewać innych na każdym kroku...
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

139
POST POSTACI
Paria
Libeth parsknęła tylko cicho śmiechem, słysząc epitety, jakimi została nazwana. Nie była pewna, czy Kamelio z niej nie szydzi, ale nie miała ochoty się w to zagłębiać. Dla niej kanały wciąż pozostawały traumatycznym wspomnieniem, a żadnego gromienia potworności sobie nie przypominała, raczej rozpaczliwe przed nimi uciekanie. Wrócił do niej też dzisiejszy sen, ale zepchnęła go na dno umysłu, zanim zaprzątnął jej myśli na dobre. Powinna skupić się teraz na innych rzeczach. Miała tu ich sporo do wyboru.
Podążała za elfem, rozglądając się po sali, choć nie była ona choćby w połowie tak interesująca, jak pracownia alchemiczna. Zdawała sobie sprawę z faktu, że podstawy teorii magicznej są jej potrzebne i prawdopodobnie po części też z ich braku wynikała nieskuteczność Parii w zdobyciu upragnionej kontroli. To była obecnie jej główna motywacja do siedzenia na wykładzie, nawet jeśli miał on być nieziemsko nudny: potrafić wpływać na magię wypływającą z jakiegoś bliżej nieokreślonego źródełka w jej ciele, nawet jeśli nie będzie to efektowna kołysanka, usypiająca całą, pełną ludzi rezydencję.
- Rozumiem, że Kamelia prowadzi grupowe wykłady? - zagadnęła. - Dużo osób na nie uczęszcza? Sala jest dość spora.
Szczerze mówiąc, sądziła, że lekcje prowadzone przez starszą śniącą będą indywidualne, ale może to i lepiej? Może nie będzie skupiać na swojej niewiedzy tak dużej uwagi.
Stojąc w przejściu do mniejszego pomieszczenia, oparła się ramieniem o ścianę i przeniosła wzrok na twarz Kamelio, oświetloną przez chybotliwe płomienie świec. Wydawał się całkiem podekscytowany możliwościami, jakie miała przed sobą Paria. Współpraca z nią w celu pomocy śniącym w pracy musiała być dla niego bardzo ważna, więc jej postępy również. Czy miało to związek z jego siostrą? Może nie mogła ona opuszczać pokoju właśnie przez to, że zawędrowała w sen, z którego nie potrafiła wrócić sama? Libeth wiedziała już, że za tym ciepłym uśmiechem elfa mogło się kryć praktycznie wszystko, łącznie z bólem i poczuciem straty, którego po sobie nie pokazywał. Ale to były tylko domysły. Zgadywanki, zapewne niewiele spójne z prawdą.
- Przez ostatnie kilka dni przemyślałam twoją propozycję - odezwała się w końcu, dochodząc do wniosku, że chyba jest to całkiem odpowiedni moment na przekazanie mu tej informacji. - I zgadzam się. Pomogę ci w tym, do czego mnie potrzebujesz, w zamian za lekcje, teoretyczne i praktyczne. Nie będę mogła tu spędzać zbyt wiele czasu, a już na pewno nie całe tygodnie, jak teraz. Ale dwa, trzy, może czasem cztery razy w tygodniu... byłoby to wykonalne. Czy to wystarczy?
Uśmiechnęła się lekko, ze spojrzeniem wciąż uniesionym na elfa.
- Przyzwoicie zaawansowany poziom brzmi lepiej, niż to, czego mogłam się po sobie spodziewać do tej pory. Może jak już go osiągnę... rozważę opuszczenie Archipelagu. A na razie tu jeszcze posiedzę.
Odepchnęła się od ściany i ruszyła z powrotem w stronę wyjścia z sali. W podziemiach było zimno; następnym razem przygotuje się lepiej schodząc na dół, a tym razem nie zamierzała się już błaźnić i prosić Kamelio, żeby ją przytulał.
- Możemy wracać - zaproponowała. - Tak potencjalnie... jak często byłbyś w stanie znaleźć czas, żeby poćwiczyć ze mną? Też masz przecież swoje zobowiązania.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

140
POST BARDA
- Wykłady odbywają się dość niestandardowo. Sezonowo, można by rzec, i w zależności od ilości osób, którym mają się one przysłużyć. Jeśli się nie mylę, razem z tobą, mamy obecnie pięć osób, które powinny do was dołączyć - wyjaśnił z wolna Kamelio, lekko marszcząc brwi i unosząc przy tym oczy ku dobrze oświetlanemu tuż nad Libeth sufitowi, zupełnie jakby próbował sobie przypomnieć, jak dokładnie działa system, o którym właśnie mówił. Być może tak właśnie było. Skoro sam pobierał nauki z zewnątrz, nie miał zapewne sam powodów, aby uczestniczyć w zajęciach prowadzonych przez Dom Śnienia, dużo
Mężczyzna starał się być nieco dokładniejszy ze swoimi tłumaczeniami, odkąd razem z Kamelią otwarcie wytknęły mu jego nieprecyzyjny i często wprowadzający w błąd sposób mglistego komunikowania się w pośpiechu. Przynajmniej rzeczywiście nad tym pracował! Jakkolwiek krótkotrwały mógł być to postęp, zdaniem nadzorczyni. Z drugiej strony, kto wie? Być może uporczywość Parii zmusiłaby elfa do zmiany nawyków, gdyby mieli możliwość spędzania ze sobą czasu w długofalowej perspektywie?
Wtem stojący przed nią Kamelio skamieniał. Jego oczy, wytrzeszczone i nieco wręcz wybałuszone, wpatrywały się nieruchomo w twarz Parii. Usta mężczyzny były lekko uchylone, potwierdzając o oszołomieniu, w jakie wprawiły go jej słowa. Z całą pewnością nie to spodziewał się usłyszeć. Nie tu i nie teraz.
Cały proces trwał być może kilka sekund, które jednak wydawały się dużo dłuższe niż normalnie i skończył się, gdy tylko elf przypomniał sobie, że dla zachowania zdrowia powinien zacząć wreszcie oddychać. Zamykając zatem pospiesznie usta z cichym szczęknięciem zębów, zamrugał, a następnie spuścił wzrok na stopy swojej towarzyszki. Gdy ponownie go uniósł, jego miodowe oczy wręcz iskrzyły i Libeth odniosła całkiem poważne wrażenie, że bynajmniej nie z winy tańczących wesoło płomieni pochodni.
- To więcej, niż mógłbym prosić - odparł cicho, lecz dostatecznie wyraźnie z uwagi na ciszę panującą w komnacie. Jego głos pełen był zarówno ulgi, jak i euforii, i zanim Paria zdążyła zareagować, wolną od pochodni dłonią sięgnął po jedną z jej, a następnie uniósł do swojej twarzy i lekko przycisnął usta do jej wierzchniej strony, trafiając na delikatne knykcie.
- Dziękuję - westchnął, opuszczając jej dłoń i uśmiechając się, niczym dziecko, które po raz pierwszy w swoim życiu zostało pochwalone za dobre zachowanie lub wyjątkowe osiągnięcie. Oświetlana przez ciepły blask ognia, twarz Kamelio jeszcze nigdy nie wyglądała tak młoda i rześko, jak w tym właśnie momencie. - Szczerze. Jestem wdzięczny.
Nie puszczając dłoni Libeth, o ile ta sama nie wykonała w tym kierunku żadnego kroku, pociągnął ją za nią lekko z powrotem w stronę wyjścia, nieco zmieniając uprzednio uchwyt, aby móc się obrócić w tamtym kierunku.
- Dwa, trzy, cztery razy w tygodniu... - powtórzył, po czym zaśmiał się z nową dozą lekkości. - Mm! Dostosuję swój grafik i resztę obowiązków! Nie ma się czym martwić! Tak często, jak tylko będziesz w stanie! - zawyrokował, mocnym pchnięciem otwierając drzwi na korytarz.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

141
POST POSTACI
Paria
Widząc zaskoczenie Kamelio, sama Paria też uniosła brwi w wyrazie braku zrozumienia. Przecież sam jej to zaproponował, przecież była to dobra wymiana - czyż nie? Wolała się nie zastanawiać, ile musiałaby normalnie zapłacić za mniej lub bardziej profesjonalną edukację magiczną, a przede wszystkim ile zmian wprowadziłaby ona do jej życia, bo zapewne organizacja takich zajęć w innych miejscach była... Mniej otwarta na ewentualne modyfikacje planu? Szczerze mówiąc Libeth nie miała zielonego pojęcia jak to działało w innych instytucjach i jakie w ogóle były dostępne w Taj'cah, a propozycja Domu Śnienia była dla niej całkiem wygodna.
- Czemu jesteś taki zdziwiony? Przecież...
Zamilkła, gdy elf uniósł jej dłoń do swoich ust i zamrugała niepewnie, czując muśnięcie jego warg na zgięciu palców, ponownie, tak jak kilka dni temu.
- Pokładasz we mnie za dużo wiary - odezwała się w końcu cicho. - Nic jeszcze nie potrafię. Zanim osiągnę poziom umiejętności wystarczający, żeby w czymkolwiek ci pomóc, minie... sporo czasu. Zanim będę tu czymkolwiek więcej, niż balastem, zanim przestanę być kimś, kto zajmuje czas i uwagę osób, jakie mają tu ważniejsze rzeczy do roboty. Twoją uwagę, głównie, skoro zajęcia z Kamelią są grupowe.
Uśmiechnęła się lekko.
- Ale cytując twoje słowa z wcześniej, cieszęsiężesięcieszysz.
Podążyła za Kamelio do wyjścia. Jego nagła lekkość i ekscytacja przerosły jej oczekiwania i trochę się obawiała, że z kolei oczekiwania elfa przerosną jej możliwości.
- Cztery to tylko w tygodniach, w których nie będę mieć koncertów. I nie mówię o całych dniach - podkreśliła. - Raczej o porankach. Takich moich porankach, nie twoich. Wtedy przychodziłabym na kilka godzin. Może raz w tygodniu mogłabym zostać dłużej. Do wieczora, skoro Dom funkcjonuje raczej popołudniu. To, że teraz tutaj bezczynnie tkwię, nie znaczy, że tak wygląda moje życie na co dzień. Czasem też wyjeżdżam. Na kilka dni, tydzień. No i nie wiemy jeszcze jak rozwiąże się obecna sytuacja. Lady Cendan i cała reszta tego bałaganu.
Zerknęła przez ramię, na drzwi do sali, sprawdzając z ciekawości, czy te się za nimi zamknęły.
- Ale jeśli ci to odpowiada, to dobrze - zrobiła kilka szybszych kroków, zrównując się z elfem, żeby nie musiał jej za sobą ciągnąć. - Naprawdę, nie spodziewałam się, że będziesz zaskoczony. Może dla ciebie to nic nadzwyczajnego, ale oferujecie mi bardzo dużo. Coś, czego nigdy nie zaoferował mi nikt inny. No i nawet jakbym miała alternatywy pod tym względem, to wolałabym, żebyś uczył mnie ty, niż jakiś nadęty i zmęczony życiem pożal się boże uczony w sztuce - zaśmiała się cicho. - Dokąd zabierasz mnie teraz? Na górę? Mh. Jak już będę mogła stąd wyjść, to ja zabiorę ciebie gdzieś, gdzie będę mogła cię ciągać w nieskończoność po obcych ci miejscach.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

142
POST BARDA
Kręcąc głową, Kamelio zaśmiał się, a następnie zamachnął pochodnią i wyrzucając ją w górę, wprawił w odpowiednią rotację, aby wykonała dokładnie dwa obroty, zanim ponownie mógł ją złapać - co już odbyło się z pewną niezgrabną chybotliwością, zapewne wynikającą z faktu, iż jego palce wciąż dochodziły do siebie. Nie dając jednak poznać po sobie ani krztyny wzruszenia, nadal szedł przed siebie pewnie i z tym samym, promieniującym wręcz od niego ferworem.
- "Nic" jest mimo wszystko pewnym niedopatrzeniem, biorąc pod uwagę twoje niekontrolowane, magiczne podrygi sceniczne, nie uważasz? - zagadnął, obdarowując ją przy okazji szczwanie niewinnym uśmiechem. - Brak odpowiedniej asysty, kosztował mnie przez ostatnie dwa lata całą serię porażek. Wierzę, że tak długo, jak zdołasz opanować podstawy i uzyskać pewną kontrolę, reszta będzie przebiegać znacznie bardziej gładko w miarę odpowiednio dostosowanych praktyk.
Cytat Kamelio, zastosowany jednocześnie przeciwko niemu samemu sprawił, że elf niemal potknął się o własne nogi w trakcie krótkiego przemarszu w kierunku drzwi. Jego własnym błędem też było natychmiastowe otworzenie ich, ponieważ dużo jaśniej oświetlony korytarz potwierdził nagłe zażenowanie mężczyzny - jeśli czerwone, spiczaste uszy, kark i częściowo policzki mogły o czymś świadczyć.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz... - zamamrotał pod nosem, wciąż jednak dostatecznie dobrze nastrojony, aby nie wypuścić znacznie szczuplejszych od swoich palców. - Co nie znaczy, że uhhh, nie będę się cieszył z takiego, a nie innego obrotu spraw - dodał ostatecznie, wstrzymując kroku, aby odłożyć wcześniej pożyczoną pochodnię na miejsce. - Mam na myśli, że zawsze będziesz tu mile widziana. Zwłaszcza gdy już uporamy się z szanowną Lady. Baronowa nie zostawiła nam miejsca na porażkę, tak dla twojej wiadomości.
Gdzieś w tle faktycznie była jeszcze baronowa, którą nawet Kamelio wspomniał takim tonem, jakby robił to z braku lepszej opcji do wykorzystania. Co nie znaczyło oczywiście, że w dalszym ciągu nie stanowiła istotnego pionka w grze.
Drzwi co prawda nie zamknęły się za nimi magicznie. Nie od razu, w każdym razie. Nie, dopóki wolna ręka elfa nie wykonała krótkiego, acz stanowczego machnięcia do siebie, który wprawił powietrza w ruch i przeciągiem zamknął drzwi z trzaskiem. Nieco zbyt głośne, ale jakie pomocne!
- Mógłbym powiedzieć to samo - odparł wreszcie. - Twoja pomoc znaczy dla Domu dużo więcej, niż ci się wydaje. ...Dla mnie osobiście również. Jeśli mogę więc zrewanżować się w jakikolwiek sposób, nauczenie cię korzystania z czegoś, co naturalną koleją rzeczy ci się należy, nie jest wcale wielką ceną. Spędzanie z tobą czasu, to zresztą czysta przyjemność. Nawet wtedy, gdy bezlitośnie dźgasz moje ego i zarzucasz niekompetencję przy przełożonych~
Uśmiechając się pod nosem, pokierował ich w stronę wyjścia z podziemi.
- Hahaha! Każde miejsce poza Taj'cah jest mi kompletnie obce! Masz więc spore pole do popisu. Tylko nie patrz na mnie dziwnie. Naprawdę nigdy nie miałem okazji opuścić miasta. Ekhm. W każdym razie... Wyjdźmy na powierzchnię, a potem... Jest coś, co chciałabyś porobić? Nadal mamy dość wczesną godzinę. Kamelia lubi rozpoczynać swoje zajęcia przed południem, gdy ma pewność, że wszyscy już wstali.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

143
POST POSTACI
Paria
Libeth w udawanym oburzeniu przyłożyła do klatki piersiowej dłoń, w której trzymała cały sprzęt otrzymany od gnoma.
- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła, nie wiem o co ci chodzi - odparła. - Jeśli ktokolwiek o cokolwiek mnie tu pyta, to wyłącznie cię chwalę. Na dźganie pozwalam sobie tylko wtedy, gdy jesteśmy sami i nikt mnie nie słyszy. Chociaż teraz chyba będę musiała przestać, bo ty będziesz moim przełożonym. Hm. Do kiedy mam czas? Do pierwszej lekcji? Muszę go dobrze wykorzystać.
Bardziej, niż wydawało się to rozsądne, skupiała się na zaciśniętej na jej palcach dłoni. Znów nie wiedziała, czy to tylko wyraz wdzięczności, czy powinna rozumieć ten gest jakoś coś więcej. Jeśli to pierwsze, to wybrany przez elfa sposób strasznie mieszał jej w głowie. Jeśli to drugie... Paria była przyzwyczajona do zupełnie innych relacji. Takich, które zaczynały się równie szybko, co się kończyły. Nie skomentowała tego jednak, ani nie zabrała ręki, woląc tkwić w niepewności, niż pozwolić, żeby Kamelio zrozumiał coś nie tak.
Nie potrafiła wytłumaczyć swoich emocji. Lubiła go i ceniła jego towarzystwo. Do tego podobał się jej jego uśmiech, spiczaste uszy i zmierzwione o poranku włosy. Z żadnym z mężczyzn, z jakimi miała dotąd do czynienia, nie próbowała nawet pozwalać sobie na taką szczerość i bycie sobą, jak tutaj. I może to w tym tkwił problem? Nie chciała tego stracić, zwłaszcza, że mieli ze sobą współpracować dłużej, stosowanie więc typowych sztuczek nie pozostałoby bez konsekwencji w razie porażki. Westchnęła cicho. Czuła się jak głupia podlotka.
- W Porcie Erola jest park z ruinami świątyni, z widokiem na morze. Lubię to miejsce, odwiedzam je zawsze jak tam płynę. A tutaj? Nie opuściłeś nigdy miasta, czy nie opuściłeś wyspy? - uniosła na elfa wzrok. - Na naszej wyspie też jest co oglądać poza stolicą. Umiesz jeździć konno? Nieważne w sumie, mógłbyś jechać ze mną.
Gdy padło pytanie o organizację czasu, jaki został jej do wykładu, w jej oczach pojawił się rozbawiony błysk, a jej usta rozciągnęły się w dwuznacznym uśmiechu. Chyba spędziła za dużo czasu w karczmach, ale zadając takie pytania Kamelio sam się prosił.
- Coś, co chciałabym porobić? - powtórzyła miękko. Miałaby kilka propozycji spędzenia wolnych dwóch godzin, czy ile tam mieli, które uczyniłyby te chwile jeszcze przyjemniejszymi, ale zganiła się w myślach. Parsknęła cicho śmiechem i przeniosła wzrok gdzieś w bok, przygryzając wargę w zamyśleniu i zmuszając się do rozważenia nieco innych propozycji. Byłoby jej łatwiej myśleć, gdyby puścił jej dłoń.
- Chętnie sprawdziłabym, jak działa ta luneta, ale nie wiem przez które ściany mogę tu patrzeć, a przez które nie powinnam - jej uśmiech stał się znacznie szerszy, gdy w głowie zawitał nowy pomysł. - Czy Ferros ma jakieś swoje biuro, albo pracownię? Moglibyśmy sprawdzić, czy w niej jest, a jeśli nie, to wejść do środka i... na przykład... hm... pozmieniać wszystkie kropki nad i w jego ważnych dokumentach na kwiatki i serduszka. Albo coś dorysować. Nie chcę się przechwalać, ale potrafię rysować całkiem imponujące zbereźne rzeczy. To nie będzie nic, czego nie pozwoliłeś mi robić! Z samym Ferrosem nie będę mieć do czynienia, zobacz, nawet bym z nim słowa nie zamieniła.
Szeroki uśmiech Parii wyraźnie świadczył o tym, że nie mówi poważnie, ale wizja zrobienia czegoś tak absurdalnego bawiła ją wystarczająco, żeby przedstawić ją swojemu towarzyszowi. Może gdyby byli oboje pijani, uznaliby to za fantastyczny pomysł?
- Chciałam się przejść po ogrodach tak właściwie, jak już odłożę to wszystko. Zanim będę musiała się udać na swoją codzienną charakteryzację. Po raz ostatni, mam nadzieję - z powrotem uniosła wzrok na elfa. - A ty nie powinieneś zająć się jakimiś konstruktywnymi rzeczami? Nie masz tysiąca obowiązków, sypiących ci się na głowę? Bardzo mi schlebia, że chcesz je zignorować, żeby spędzić czas ze mną, ale jeśli chcesz, mogę ci w czymś pomóc.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

144
POST BARDA
- Proszę, nie ubieraj tego nigdy więcej w podobne słowa - jęknął Kamelio, krzywiąc usta, ściągając brwi i ogółem przybierając niebywale cierpiętniczą minę. - Mogę być co najwyżej "korepetytorem". Jestem zdecydowanie za młody, żeby być czyimkolwiek przełożonym. W Domach Śnienia nie istnieje w gruncie rzeczy żadna oficjalna hierarchia. Nawet Nadzorca każdego z nich, nie może ot tak podejmować wielu ważnych decyzji samodzielnie, nie konsultując ich wcześniej z pozostałymi Śniącymi. W każdym razie w teorii, całe szczęście - przypomniał jej z manierą, która sugerowała, że niekoniecznie podoba mu się ten typ niecodziennie demokratycznego podejścia organizacji.
Nic zresztą dziwnego. Kto to w ogóle pomyślał, żeby ciągle konsultować coś z osobami, którym powinno się przewodzić? Zwłaszcza jeśli nie były w tym zakresie szkolone? Jaki gospodarz ziemski zapytałby o zdanie swoich parobków, czy uważają, że odpowiednio prowadzi swoje księgi rachunkowe? Jaki nauczyciel zapytałby swojego ucznia, czy pasuje mu sposób wykładania wiedzy i czy przypadkiem nie jest dla niego za surowy? Który mistrz gildii radziłby się swoich nowicjuszy w najważniejszych sprawunkach? Domy Śnienia były z pewnością nie tylko tajemniczym, ale i wyjątkowo dziwnym stowarzyszeniem.
- Jeśli chodzi o czas, sam nie jestem pewien? Nie wydaje mi się, żebyśmy zabawili tutaj wielce długo. Może nieco ponad godzinę? Jeśli mam rację, większość członków domu przekręca się na drugi bok lub dopiero powoli wygrzebuje z posłań.
Co ni mniej ni więcej oznaczało, że tak, wciąż mieli trochę czasu, który mogli zmarnować. Obydwoje wszakże obudzili się tego dnia wyjątkowo wcześnie A przynajmniej Libeth, dla której nie była to codzienność!
Patrzący prosto przed siebie, Kamelio nadstawił ucha, wysłuchując przedstawianej mu propozycji.
- Często zdarza ci się podróżować po Królestwie?- zagadnął z zainteresowaniem. - Moja noga nigdy nie stanęła poza granicami stolicy, więc zakładam, że każdy rodzaj obcego krajobrazu czy stoiska byłby dla mnie zaskakującą nowością. Miasto portowe, o którym tyle słyszałem, jakiekolwiek tak naprawdę miejsce inne niż to, z pewnością stanowiłyby miłą odmianę, jeśli tylko miałabyś coś na oku. Jeśli jednak chodzi o konie... - zawahał się. - Wiem... Wiem, jak się z nimi obchodzić i potrafię nimi kierować, gdy zaprzęgnąć w powozy. Obawiam się natomiast, że nawet głupiego siodła nie byłbym w stanie założyć - przyznał ostatecznie, odrobinę tylko niezręcznie.
Być może i elf otrzymał całkiem porządną edukację, ale wciąż wywodzić się musiał z pospólstwa, gdzie konia prędzej szło doglądać przy pracy. Być może w polu, być może przy przewozach dóbr, co, kto wie, być może działać mogło na korzyść samej Parii? Jeśli wszakże spróbowałaby wrócić teraz wspomnieniami do swoich pierwszych prób ze wskakiwaniem na grzbiet równie wysokiego zwierzęcia, przypomniałaby sobie, jak niepewnie można było się czasem poczuć przy swoich pierwszych krokach w tej dziedzinie. Jakże przednią zabawą musiałoby być patrzenie na tego, wiecznie pewnego swego elfa, który nie ma kompletnie pojęcia, jak poradzić sobie ze wspięciem się na siadło lub też znalezieniem odpowiedniej pozycji zaraz za jej plecami - co pewniakiem i tak skończyłoby się później pokracznym chodem u totalnie nieprzyzwyczajonego do tego typu podróżowania.
Wyczuwając zmianę tonu, Kamelio zerknął podejrzliwie w stronę swojej towarzyszki. Uścisk dłoni nieco zelżał, zanim ponownie nabrał na pewności, gdy tylko kolejne słowa propozycji dopieczenia Ferrosowi zaczęły wypływać z ust Libeth.
- O, na Sulona...! - wykrztusił słabo i najwyraźniej zakrztusił się własną śliną, ponieważ śmiech szybko przerodził się w kaszel, który usiłował załagodzić krótkimi uderzeniami wolnej dłoni na wysokości mostka. - Libeth von Darher! - wydyszał, czerwony na twarzy przez lekkie podduszenie kaszlem.
Ledwie skręcili w korytarz, który prowadził ich ku znajomym schodom, gdy oto drzwi mające prowadzić do wspólnej sypiali, otworzyły się z łoskotem. Przepychali się przez nie na zewnątrz dwaj chłopcy - jeden niższy, drugi dużo wyższy. Podczas gdy niższy klął, skacząc na jednej nodze i uwieszając się ramienia drugiego, próbując do końca założyć but na wysoko uniesioną i wciąż bosą stopę, drugi walczył z rozgarnięciem splątanego runa, w jakie układały się jego włosy. Obu chłopców Libeth już dobrze znała, ponieważ jednym z nich był mamroczący pod nosem w panice o spóźnieniu Tulio, drugim zaś, wiecznie czujny i często pomagający w kuchni blondynek - Luka. Zamieszaniu z ich strony towarzyszyły ochrypłe protesty oraz jęki niezadowolenia dochodzące z głębi sypialni.
- Dobry! - pozdrowił pospiesznie dostrzegając ich wreszcie młodszy z dwójki, zanim puszczając Tulia i pozwalając mu w końcu na pełnię swobody, czym prędzej rzucił się niczym ten koń wyścigowy w górę schodów.
Podobne, choć cichsze powitanie sprezentował im i sam uczeń alchemika, gdy tylko udało mu się odsłonić jedno oko. Wymijając ich chwilę później, długimi, szybkimi krokami skierował się w kierunku, z którego Paria wraz z wracającym do życia Kameliem dopiero co przyszli. Zapewne ku pracowni, do której być może był już spóźniony? Elf nie skomentował zamieszania i nawet niespecjalnie go ono zaskoczyło. Wciąż był zresztą pod zbyt dużym wrażeniem wcześniejszej propozycji zażartowania sobie z pewnego, wielce aroganckiego elfa.
- Aaaa-aah. Jaka szkoda. Obawiam się, że ogrody będą musiały nam na dzisiaj wystarczyć - westchnął, ponawiając marsz w górę schodów. - Ferros, o jakże mi przykro, niestety nie mieszka z nami na co dzień. Wizja dzielenia pokoju z kimś z plebsu, musi być zapewne jednym z jego najgorszych koszmarów. Jeśli natomiast nadarzy się kiedyś odpowiednia okazja, obiecuję, że nie zapomnę zaproponować ci partnerstwa w zbrodni. ...Jak dobra jesteś tych zbereźnych rysunkach, o których wspomniałaś?
Nie musząc ponownie siłować się z drzwiami, z którymi przed nimi poradził sobie młody Luka, elf mógł nadal wyprowadzić ich dalej bez marnowania czasu i jedynie zwolnić zupełnie uścisk z palców Parii, gdy pozostało zamknąć za nimi wejście.
- Księgi rachunkowe, sprawdzenie zamówień i list dostaw, rozliczenia miesięczne i odpowiedzenie na część mniej pilnych listów - wyrzucił z siebie płynnym ciągiem, spoglądając na nią przy tym z wysoko uniesioną, lewą brwią. - Jesteś pewna, że chcesz podtrzymać swoją propozycję?
To... Zdecydowanie nie brzmiało ciekawie.
- Ramirill miał zająć się częścią, która będzie dla niego dostatecznie przystępna podczas mojej krótkiej nieobecności związanej z wykonywaniem pracy dla baronowej. Do tego czasu, jakoś beze mnie wytrzymają. Jestem przyzwyczajony do pracy pod presją. Niezależnie od tego, ile się tego nazbiera, z reguły nie przekraczam dwóch nieprzespanych nocy. Mam zresztą wrażenie, że właśnie tym będę się przede wszystkim zajmował, gdy tylko odzyskasz wolność i będziesz chciała sama zająć się w pierwszej kolejności własnymi sprawami. Jesteś już tu kilka dobrych dni, ale dotąd nie miałem okazji pokazać ci niczego, czego nie pokazaliby ci pozostali. Skoro i tak chcesz udać się do ogrodów, co powiesz na odwiedzenie małego, tajnego zielnika Ferrosa, który tylko jego zdaniem jest tajny?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

145
POST POSTACI
Paria
Fakt, że mieli jeszcze tyle czasu do zmarnowania, miał swoje plusy i minusy. Z jednej strony mogła spędzić go w miłym towarzystwie, z drugiej jednak chciała, żeby jutrzejszy dzień nadszedł jak najszybciej. Tak niewiele godzin i będzie po wszystkim. Nie było jej tu źle, ale nie mogła doczekać się opuszczenia Domu Śnienia. Miała zbyt dużo rzeczy do zrobienia. Łudziła się, że miała koncerty do zagrania, ale gdzieś głęboko z tyłu umysłu miała tę świadomość, że ostatecznie będzie musiała je odwołać. Przynajmniej na najbliższe tygodnie, oby nie dłużej.
- Tak. Praktycznie cały czas - odparła. - Zazwyczaj rzadko spędzam więcej niż miesiąc w jednym miejscu. Wbrew pozorom nie jest to nic nadzwyczajnego, przemieszczam się tylko od miasta do miasta. Koncert lub kilka, jadę dalej. Tylko w Taj'cah zwykle siedzę trochę dłużej. W końcu to moje miasto. Teraz... - zamilkła na moment, by w końcu westchnąć i nieco ciszej dodać: - Teraz tak czy inaczej wszystkie moje zaplanowane występy stoją pod wielkim znakiem zapytania. Podróże tym bardziej.
Uśmiechnęła się z powrotem, wyobrażając sobie Kamelio, usiłującego nieporadnie wskoczyć za nią na siodło. Brzmiało to jak coś, co bardzo chciała w przyszłości zobaczyć.
- Nie musiałbyś zakładać siodła - odparła z rozbawieniem. - Jeden koń uniósłby nas oboje. Przyjadę po ciebie kiedyś. Zabiorę, jak księżniczkę z wieży.
Reakcja elfa na jej propozycję sprawiła, że uśmiech Libeth zamienił się w szczery śmiech, którego nie próbowała nawet powstrzymywać. Ciężko było jej uwierzyć w fakt, że nic podobnego nigdy mu nie przyszło do głowy. Zmusiła się do chwilowego ucichnięcia dopiero wtedy, gdy ze wspólnej sypialni wypadło dwóch chłopaków, których przywitała skinieniem głowy i odprowadziła spojrzeniem, zaciskając jednocześnie usta w wąską kreskę, by przypadkowym wybuchem śmiechu nie obudzić jeszcze kogoś w środku. Dopiero gdy drzwi zamknęły się ponownie, Paria zaśmiała się jeszcze krótko i ruszyła po schodach na górę.
- Hm. Ciekawe, czy zechciałby w takim razie dzielić pokój ze mną. To z pewnością byłoby interesujące doświadczenie.
Z rozczarowaniem poczuła chłód na palcach nagle puszczonej dłoni. Opanuj się, kobieto, zganiła się w duchu. Siedzenie w zamknięciu od tygodnia ewidentnie siadało jej na głowę.
- Bardzo! Generalnie jestem dobra w wielu rzeczach, którymi nie wypada się chwalić przy pierwszym spotkaniu - parsknęła śmiechem. - Nie no, nie są to jakieś arcydzieła, ale większość tych, którzy je widzieli, była pod wrażeniem. Gdybyś kiedyś do czegoś potrzebował kogoś z tymi wyjątkowymi umiejętnościami, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Przeszła przez drzwi, czując podświadomą ulgę po powrocie na powierzchnię. Od razu zrobiło się jej cieplej, a odkryte plecy zielonej sukienki przestały stanowić problem. Za to słysząc, co Kamelio ma do zrobienia, na samą myśl o tym prawie umarła z nudów.
- Jeśli naprawdę bardzo potrzebujesz... to tak - zawahała się lekko. - Ale jeśli nie, to zapomnijmy, że cokolwiek mówiłam. No i nieprawda, pokazałeś mi podziemia! Tam mnie nikt dotąd nie zaprowadził. Jeśli chcesz pokazać mi coś jeszcze, to bardzo chętnie. Tajny zielnik Ferrosa brzmi fantastycznie.
Zorientowała się, że nie mieli jeszcze okazji spędzić czasu tak po prostu, bez niczego do zrobienia, zaplanowania, listów do napisania, leków do wzięcia i części ciała do zabandażowania. I znów, z jednej strony wolałaby, żeby było już co najmniej południe, z drugiej jednak... ostatnim, co przyszłoby jej teraz do głowy, było narzekanie na obecną sytuację. Opuściła wzrok na lunetę i dwie szklane buteleczki.
- Tylko naprawdę muszę to odnieść. Idziesz ze mną, czy chcesz poczekać na zewnątrz?
Niezależnie od odpowiedzi elfa, żwawym krokiem ruszyła znaną już sobie trasą w stronę tymczasowo swojej sypialni. Po dotarciu na miejsce zamierzała wyjąć ze skrzyni skórzaną torbę z długim paskiem i opróżnić ją z zawartości, a zamiast tego włożyć do środka wszystko, co otrzymała od Gabina - i, oczywiście, zatrzasnąć kufer, razem z torbą w środku. Po tym gotowa była już korzystać z tych ostatnich chwil beztroski, jakie miały być jej dane na co najmniej najbliższą dobę.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

146
POST BARDA
Wydając z siebie przeciągłe "hmm", twarz towarzyszącego jej mężczyzny jeszcze raz tego ranka pojaśniała.
- Nie bardzo wiem, gdzie widzisz problem - zwrócił się do niej. - Czy nie ustaliliśmy już, że po wyciągnięciu informacji z pewnej, wyjątkowo urokliwej głowy, twoje imię zostanie czym prędzej oczyszczone? Zanim się obejrzysz, będziesz zapewne ponownie porywać tłumy. Na twoim miejscu, od razu zacząłbym pracować nad nowym repertuarem. Bylebyś od czasu do czasu przypomniała sobie o wyczekującej porwania w siną dal księżniczce, pięknie dziękuję. Pozwolisz jednak, że pominę gorsety i długie suknie, mam nadzieję?
O ile wizja nieradzącego sobie z jazdą konną Kamelio była zabawna, o tyle ta, w której stał na jakiejś zielonej polance, trzymając w jednej garści poły bufiastej sukni za kostki, podczas gdy drugą zamaszyście wymachiwał obowiązkowo białą chustką na powitanie galopującej w jego stronę Parii, było... Zbyt groteskowe!

Rozgrzani wreszcie zarówno śmiechem, jak i falą naturalnie cieplejszego już na powierzchni powietrza, obydwoje zostali powitani jasnymi promieniami słońca, wdzierającymi się do pomieszczenia dzięki rozsuniętym już przez kogoś zasłonom.
- W porządku, teraz mnie zaciekawiłaś. Jeśli poproszę zatem, abyś, ekhm, ozdobiła w jakiś zmyślny sposób stronę zamówienia, które zamierzam złożyć u pewnego kupca, którego zawsze bawią tego typu rzeczy...? - zamykając szczelnie ukryte wejście, rzucił Libeth spojrzenie cwanie błyszczących oczu. -Jestem prawie pewien, że mógłbym utargować tym dobrą zniżkę.
Widząc jej minę, dodatkowy uśmieszek satysfakcji rozlał się po ustach elfa. Widać było jak na dłoni, że ani przez chwilę nie spodziewał się, aby tego typu nużąca papierologia mogła ją w jakikolwiek sposób skusić. Z perspektywy samej Parii, Kamelio również mógł nie wyglądać na osobę, która chętnie skłaniała się ku tego typu zajęciom. Choć któż to mógł tak naprawdę wiedzieć? Patrząc po urzędnikach oraz skrybach, istnieli na tym świecie ludzie oraz nieludzie, których fascynowały podobne zajęcia.
- Tajny zielnik zatem - zawyrokował. - Pozwolisz, że poczekam na ciebie w sali kominkowej? Muszę zamienić słowo z Miją i być może zdobędę dla nas butelkę czegoś lekkiego.

Rozstali się zatem w połowie drogi, choć, jak obydwoje sądzili, nie na długo. Po drodze w obie strony, Parii udało się napotkać na pierwsze oznaki życia Domu w postaci trzech, wciąż średnio przytomnych kobiet, wykłócających się zajadle, ale odrobinie bełkotliwie o pierwszeństwo do łaźni. Inna, nieco starsza Śniąca, której twarz Libeth już rozpoznawała, dla odmiany dawno temu odświeżona i przyodziana w proste, robocze ubranie, pozdrowiła ją i wyprzedzając, kierowała się zapewne do pracy innej niż tą, jaką wykonywała dla Domu. Być może na targ? Łatwo było z jakiegoś powodu wyobrazić ją sobie sprzedającą owoce lub ryby.
Wkraczając ponownie do sali kominkowej, praktycznie od razu dostrzegła Kamelia na drugim jej końcu. Nie był on natomiast sam. Pochylając się, z miną skupioną i poważną, wysłuchiwał szepczącego mu na ucho chłopca, który nijako nie mógł być jednym z mieszkańców Domu Śnienia. Był zbyt brudny. Zbyt wychudzony na twarzy, potargany i obdarty. Na stopach nie miał nawet pary porządnych butów, a raczej pozwiązywane ze sobą ciasno paski wycięte lub podarte ze szmat.
Nie to najdziwniejsze zresztą było z całego obrazka. Kilka kroków dalej, lekko przytupując czubkiem eleganckiego butka w zniecierpliwieniu, stała imponująca postać wysokiego elfa. Tego samego, który nie tak dawno temu zdążył już pokazać swoją antypatię względem swego niższego, wschodniego kuzyna. Przyglądając się scenie rozgrywającej między małym żebrakiem, a swoim kolegą po fachu, Julius Ferros nie krył swojego zniesmaczenia, zmuszony czekać, gdy sam najwyraźniej miał z Kamelio do pogadania. Leniwie obracał w dłoniach pojedynczy zwój pergaminu, podczas gdy zaraz za jego plecami chował się ten sam, szczupły wschodni elf, który towarzyszył mu już wcześniej.
Spoiler:
Wydając z siebie wreszcie rozdrażnione westchnięcie, Steczko wyprostował się.
- Dacie radę dostać się do środka? - zapytał, wygrzebując z którejś z wewnętrznych kieszeni pojedynczą, błyszczącą monetę, by wręczyć ją chłopcu.
Mały obdartus chciwie chwycił ofiarowany pieniądz, żarliwie kiwając głową. Nie uśmiechał się i jak na dziecko w swoim wieku, wydawał się aż nadto poważny, ani trochę nie ustępując w tym swojemu rozmówcy.
- W porządku - pochwalił wschodni elf i po szybkim poklepaniu po głowie, odprawił spojrzeniem w stronę uchylonych, głównych drzwi.
Nie czekając na więcej, maluch obrócił się na pięcie i sprintem czmychnął do wyjścia. Odprowadzający go spojrzeniem Ferros zmrużył nieco swoje jasne oczy, zanim ze zniesmaczonym kliknięciem języka wyciągnął wcześniej memłany zwój w stronę Kamelio.
- Gdybyś był tak uprzejmy i zajął się tym, czym rzeczywiście powinieneś, zamiast zabawiać ze swoją małą hodowlą ulicznych szczurków, byłbym ci niezwykle wdzięczny - zwrócił się do niego z grymasem. - Rozumiem twoje przywiązanie do zapachów ścieków, ale przypominam ci uprzejmie, że nie każdy tutaj musi podzielać twoje upodobania-...
Nie czekając, aż arogancki rozmówca łaskawie skończy swój monolog, Kamelio w mgnieniu oka wyciągnął rękę po zwój z zamiarem odebrania go, co ostatecznie zaskoczyło Juliusa na tyle, aby ten z lekkim wzdrygnięciem wyrzucił go w jego stronę, samemu cofając się o krok.
- Mógłbyś nie?! - rozzłościł się Ferros. - Masz w ogóle pojęcie, co tamten obdartus mógł mieć na sobie?! Nie zamierzam łapać pcheł! Od żadnego z was!
- Cóż za strata - odezwał się lodowatym tonem mimo szerokiego uśmiechu Steczko. - Zamierzałem ci parę sprawić w prezencie.
Choć nie padły jeszcze żadne, większe wyzwiska ni wyjątkowo jadowite słowa, Paria ze swojego miejsca mogła wyczuć, że napięcie między dwójką mężczyzn nagle skoczyło na niebanalnie wysoki poziom. Być może warto było przerwać tę roszadę, zanim zmieni się ona w coś niedobrego.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

147
POST POSTACI
Paria
Zanim udała się w swoją stronę, obiecała elfowi, że zastanowi się nad jego propozycją ozdabiania jego zamówień. Wydawało się to całkiem interesującym pomysłem. Mimo to, fakt, że przecież jeszcze musiała oczyścić swoje imię, o którym nieco zapomniała, dodatkowo zaciążył jej na sercu. Głównym problemem, jaki widziała do tej pory, był brak instrumentu. Bez niego nie mogła pracować. I choć łudziła się, że to możliwe, nie mogła całego programu opierać na tańcu. Nikomu nie chciałoby się na tym skupiać przez godzinę.

Gdy dotarła potem do sali kominkowej, początkowo nie ujawniała swojej obecności. Stanęła w oddali, opierając się ramieniem o ścianę, nie chcąc angażować się w dyskusję, ani tę z małym obdartusem, ani tę z Ferrosem - choć trzeba było przyznać, że na jego widok od razu aktywował się w niej ten nieszczęsny zmysł złośliwości, który wcale nie dawał się tak łatwo zignorować i stłumić.
Była ostatnią osobą, która oceniałaby Kamelio na podstawie tego, że rozmawiał z najwyraźniej bezdomnym dzieciakiem. Ot, kolejne sposoby zdobywania informacji, z jakich korzystał, choć ona sama pewnie by tego nie zrobiła. Inna sprawa, że chyba nawet nie wiedziałaby jak się za to zabrać. Wątpiła, by taki uliczny chłopiec cokolwiek jej powiedział, chyba że wcześniej, gdy sama oblepiona była szlamem z kanałów. Zganiła się za tę myśl. Czy to było nieuprzejme? Nie chciała nikomu umniejszać, ewentualnie jeśli był dupkiem, jak Julius. Dziecko nie wybrało takiego życia i nic dziwnego, że nie ufałoby wszystkim.

Gdy zorientowała się, że sytuacja się zaognia, Libeth ruszyła przed siebie. Nie wiedziała jeszcze, co chce zrobić, ale jednego była pewna - nie miała ochoty na bezczynne przyglądanie się tej konfrontacji, zwłaszcza, gdy Ferros traktował Kamelio gorzej, niż psa. Wyprostowała się, a jej głowa uniosła się w nieco szlacheckiej manierze, jaka wciąż momentami potrafiła być dla niej naturalna. Ona też umiała zachowywać się, jakby miała ego większe niż cała Herbia. Obiecała, że nie będzie się wdawać w konflikt z wysokim elfem - który, swoją drogą, wysoki był również w dosłownym tego słowa rozumieniu, zwłaszcza w porównaniu do dość niskiej wzrostem Libeth - ale przypomniała sobie o tej obietnicy dopiero w połowie drogi.
Zatrzymała się u boku Kamelio, przyjmując na twarz uprzejmą maskę. Na wszelki wypadek nie patrzyła na niego, żeby nie zdążył zgromić jej spojrzeniem, zanim się odezwie. Wcale nie musiał tego robić! Libeth nie zamierzała narobić sobie problemów przed jutrzejszym dniem. Co nie znaczyło, że nie mogła się przedstawić.
- Chyba nie było nam dane się jeszcze oficjalnie poznać - odezwała się do Ferrosa, unosząc ku niemu dłoń w wypracowanym, choć rzadko już używanym przez siebie geście. - Libeth von Darher.
Uraczyła go ujmującym uśmiechem, zupełnie jakby nie chciała w tym samym momencie namalować mu zbereźnego rysunku na czole.
- Proszę mi wybaczyć, ale jeśli mogę, zabrałabym Kamelio ze sobą. Jakkolwiek wasze interesy z pewnością są niezwykle istotne, muszę omówić z nim parę kwestii niecierpiących zwłoki.
Choć jej słowa pozostawały uprzejme, głos był nieznoszący sprzeciwu. Wystarczyło przypomnieć sobie, jak z ludźmi rozmawiała jej matka i z łatwością przybierała tę nienawidzoną przez siebie postawę. Ale mimo to, wciąż była bardzo miła! Steczko nie będzie miał się do czego przyczepić, prawda? A zobaczenie niezwykle tajnego zielnika stojącego przed nimi wysokiego elfa naprawdę było sprawą niecierpiącą zwłoki.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

148
POST BARDA
Otrzepując się z niewidzialnego kurzu, zupełnie jakby sama obecność stojącego mu naprzeciw krewniaka mogła go czymś upaskudzić, Julius wydał z siebie zdegustowane prychnięcie.
- Człowiek z rynsztoku ponoć wyjdzie, ale rynsztok z człowieka już niekoniecznie, jak mawiają ludzie - skomentował zjadliwym tonem, obrzucając Kamelio krytycznym spojrzeniem. - Najwyraźniej tyczyć się to może każdego. Nawet elfa. Choć zastanawiam się doprawdy, na ile powinno się jeszcze nazywać cię elfem, a na ile-...
Nikt jednak nie dowiedział się, jak wedle Ferrosa nazywać się powinno kurczowo zaciskającego palce na zwoju Steczka, ponieważ w tym właśnie momencie dostrzegł on nadciągającą w ich kierunku Parię. Mężczyzna nie wydawał się kimś, kogo łatwo jest onieśmielić. Sam nosił się dumnie i godnie, z arogancją emanująca z każdego ruchu, gestu oraz słowa. Być może dlatego, gdy tylko wyłapał kątem oka kogoś, kto w sposób naturalny potrafił mu dorównać, a kogo twarzy nie znał dobrze, poczuł się w obowiązku nie wychodzić na osobę pozbawioną manier i klasy, zamykając zrazu jadaczkę.
Kamelio dla odmiany spiął mięśnie ramion i z większym niż zazwyczaj trudem zmusił się do bardziej przystępnej wersji uśmiechu. Gdy rzucał Libeth ostrożne spojrzenie, nadal widać było w nim więcej chłodu, niż doznała w nieogrzanej pracowni Gabina. Być może to i lepiej, że akurat była zbyt zajęta zgrywaniem wielkiej damy, żeby to zauważyć.

Stojąc tak blisko Ferrosa, Paria mogła się wreszcie w pełni przekonać, jak wysoki jest rudowłosy elf. Zdecydowanie dorównywał wzrostem Mija'Zdze. Był szczupły, wąskich w biodrach i talii, za to nieco szerszy w barkach. Kamelio wspominał, że jest całkiem niezły w szermierce, co wydawał się potwierdzać wyjątkowo długi rapier wiszący przy bogato zdobionym złotymi haftami pasie.
Kiedy Libeth się przedstawiała, w jasnoszarych oczach zagościło zaskoczenie, które na moment z większą dozą nieufności przerzucił na Kamelio, by w końcu zastąpiło je zrozumienie podszyte czymś... Niesympatycznym - z braku lepszego porównania. Delikatnie unosząc kąciki ust, Julius pochylił się głęboko, zgrabnym ruchem ujmują oferowaną mu dłoń od spodu i dystyngowanie musnąć jej wierzch ustami.
- Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, obawiam się, że niestety nie. Julius Ferros, do usług uroczej damy - odpowiedział z tą samą dozą uprzejmości, która, o dziwo, nie wydawała się wymuszona.
Elf najpewniej sądził, że znalazł rozmówcę na poziomie, do którego pasowało mu się dostosować. Był niczym ryba, która wreszcie została wrzucona do odpowiednio czystego akwarium. Co nie znaczyło, że ta sama, pełna otwartej grzeczności fasada, o mało nie runęła, kiedy tylko Paria wspomniała ponownie o jego wcześniejszym kolcu w boku - aka Steczku.
- Oczywiście, proszę się nie przejmować. Przekazałem już wszystko, co... Przekazania było warte. Mam nadzieję, że nasz szanowny STJEPAN - wykonał znaczącą, ciężką pauzę, przez którą Libeth przeszły lekkie dreszcze. Powietrze dookoła jak raz stało się chłodne. Zimne wręcz! To nie żarty! Było fizycznie zimne! Nie trwało to długo, ledwie sekundę, ale wciąż zdołało wywołać ciarki. - Wykona część swoich zobowiązań wobec Lady von Darher z taką samą pieczołowitością jak resztę swoich obowiązków.
Julius pokłonił się i dając krótki znak głową chowającemu się w jego cieniu wschodniemu, przesunął się, przepuszczając Parię przodem... Gdziekolwiek nie zamierzała udać się wraz z Kamelio.
- Ah, racja - dodał nagle na głos, gdy wraz z Libeth ruszyli się z miejsca i Steczko poprowadził ich bez słowa w stronę tylnego wyjścia na ogrody. - Proszę mu wybaczyć, gdyby zachowywał się niestosownie. Ludzie, którzy mieli tendencje zarabiać własnym ciałem, bywają czasami nieintencjonalnie ordynarni. W razie jakichkolwiek problemów, proszę od razu dawać znać.
Kamelio wyhamował gwałtownie, przekręcił głowę i rzucił Juliusowi tak wściekłym i otwarcie wrogie spojrzeniem, jak jeszcze nigdy w towarzystwie bardki. Spojrzenie, które mogło obiecywać nóż wbity w serce pewnego dnia we śnie. Nie odpowiedział na to natomiast nic i jedynie chwycił Libeth za nadgarstek, ciągnąć ją szybciej aż do drzwi kuchni i dalej do wyjście na zewnątrz. Byle z dala od ciętego jęzora innego elfa.
Pomyśleć, że ten dzień zaczął się tak miło.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

149
POST POSTACI
Paria
Ferros nie zareagował w sposób, który by ją jakkolwiek zaskoczył. Nie lubiła go już z założenia, bo nie lubiła osób, które tak traktowały innych. Nawet ona w najgorszym nastroju nie odnosiła się tak wobec Celestio. To były przekomarzanki, a rozsiewane plotki były zawsze bardziej zabawne, niż wrogie. Nie było jej więc trudno zachować postawę pełną chłodnej wyższości, nawet jeśli taką samą prezentował Julius. Cieszyła się za to - a przynajmniej początkowo - że udało się jej zamknąć pyskatą gębę wysokiego, gdy przywitał ją i pochylił się, by ucałować jej dłoń.
Ta radość nie potrwała długo. Zastanawiała się, jak dużo Ferros wie o niej i o całej sytuacji, jaka jest z nią związana. Czy fakt, że pozostaje ukryta w Domu Śnienia jest dla pracowników i współpracowników oficjalnie wiadomy, czy panuje odgórne założenie, by na wszelki wypadek nie mówić o gościach tej instytucji na zewnątrz. Gdy padło prawdziwe imię Kamelio, twarz Libeth nawet nie drgnęła, choć pamiętała, ile go kosztowało przyznanie się do niego kilka dni temu. Pamiętała też, że zgodziła się, by nigdy go nie używać. Najwyraźniej niektórzy nie zamierzali składać takich obietnic i czerpali wyraźną przyjemność z dogryzania stojącemu obok niej wschodniemu.
- Bardzo dziękuję za troskę, współpraca z Kamelio jak dotąd układa się bardzo dobrze - odparła, uśmiechając się lekko mimo chłodu, który znienacka wywołał ciarki na jej odkrytej skórze. Na krótką chwilę przeszło jej przez myśl, że to nie wrażenie, a ktoś jest za to magicznie odpowiedzialny. Kusiło ją, żeby dodać coś jeszcze, ale przecież obiecała też, że nie będzie wdawać się w potyczki słowne... ukłoniła się krótko i ruszyła w stronę ogrodów, chcąc zostawić Juliusa daleko za plecami, zanim będzie zbyt późno i wyrwie się jej coś niepożądanego.
Dopiero gdy zza ramienia usłyszała kolejny komentarz, zupełnie straciła rezon. Nie odwróciła się, chcąc mimo wszystko zignorować dość szokujące słowa, ale gdy Steczko stanął w miejscu, zerknęła na niego. I faktycznie - nigdy dotąd nie widziała go w podobnym stanie. Zaklęła w myślach. Podeszła do nich przecież właśnie po to, żeby nie wydarzyło się coś podobnego, tymczasem... nie była pewna, ale całkiem możliwe, że to jej obecność doprowadziła Juliusa do podobnego prostactwa. Już ona by mu coś powiedziała na temat całkiem intencjonalnej ordynarności, gdyby sekundę później nie została złapana za nadgarstek i pociągnięta w kierunku ogrodów, zanim zdążyła sformułować odpowiedź w ustach.

Może to i dobrze. Prawdę mówiąc, nie miała pojęcia ile w tym było prawdy. Nie miała też pojęcia, co to konkretnie znaczyło. Mogła się domyślać, ale... czy chciała to robić? Cóż, nie była w stanie tego powstrzymać. Julius mógł mówić zarówno dosłownie, w rozumieniu, jakie pierwsze przychodziło do głowy, jak i zupełnie metaforycznie, tylko po to, żeby podkopać pozycję wschodniego w oczach Lady. Szybkim krokiem podążała za Kamelio, milcząc. Czy był na nią zły? Powinna była trzymać się z daleka? Jego mina i kurczowo zaciśnięta na jej nadgarstku dłoń świadczyły o tym, że zły był na pewno, tylko czy na Ferrosa, czy na nią także?
Chciałam tylko pomóc. Myślałam, że jak przyjdę, to się zamknie.
Sądziła, że elf to wiedział.
Czy to, co mówił, to prawda? A jeśli tak, to co miał na myśli?
Wątpiła, żeby na to otrzymała choćby szczątkową odpowiedź. Kamelio nie był skłonny opowiadać o swojej przeszłości, a jeśli zostało to użyte przeciwko niemu, to nie mogło być czymś, z czego byłby dumny, albo co choćby wspominałby w miarę dobrze. Ale jeśli... jeśli faktycznie... miała rozumieć to w najbardziej oczywisty ze sposobów, to Paria zdecydowanie musiała zrewidować swoje preferencje. Zresztą tak czy inaczej powinna to zrobić.
Jakby się uprzeć, to kiedy tańczę, też zarabiam ciałem. Ciekawe, co by Ferros powiedział, gdyby zdawał sobie z tego sprawę.
Tym razem chyba żart nie był na miejscu i nie rozbawiłby ciągnącego ją za nadgarstek mężczyzny.
Uniosła wzrok na słońce, gdy znaleźli się na zewnątrz. Jeszcze nie stało wysoko na niebie. Wciąż milczała, dochodząc do wniosku, że być może jej potrzeba dowiedzenia się wszystkiego i uzyskania odpowiedzi na wszystkie istniejące w jej głowie pytania nie była dobrym podejściem i mogła wyrządzić pewne szkody. A przecież wcale tego nie chciała! I w ogóle nie zadała teraz żadnego pytania! Po prostu podeszła, bo po pierwsze umówili się w sali kominkowej, a po drugie - widziała, że ich rozmowa zmierzała w złym kierunku.
Na dworze jest cieplej. To zapewne byłby spory minus, gdybym miała popłynąć na kontynent. Potrzebuję słońca.
Zmiana tematu też wydawała się nie na miejscu. Libeth westchnęła więc tylko i zamknęła usta, postanawiając wyjątkowo nie mówić nic. Przeszło jej tylko przez myśl, że być może zielnik Ferrosa nie był najlepszym miejscem, w jakie mogli się teraz udać.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

150
POST BARDA
Już na zewnątrz, Kamelio stopniowo zwolnił kroku, a koniec końców zupełnie się zatrzymał. Odchylając nieco głowę, wziął głęboki wdech, zapewne gwoli uspokojenia nerwów, które wciąż miały pełne prawo w nim buzować.
W oddali pierwsi pracownicy Domu krzątali się w okolicach sadu. Pomimo słońca, w powietrzu wciąż unosiła się wilgoć i lekka duchota, tak bardzo charakterystyczna dla pór deszczowych Archipelagu. Deszcze oraz monsunowe wiatry w tym okresie potrafił nadejść zupełnie znienacka. Choć na niebie nie było obecnie wiele chmur, a i te przypominały zaledwie niegroźne, białe obłoczki, nigdy nie można było być pewnym, kiedy zupełnie znikąd nadejdą ich ciemne, burzowe siostry.

Wypuszczając słyszalnie powietrze z ust, Steczko odwrócił się wreszcie lekkim, płynnym ruchem. Po wcześniejszej wściekłości nie było nawet śladu, a jedynie wyraz śmiałej beztroski, której nikt na jego miejscu nie powinien móc przybrać z równą łatwością.
- To musiało być dość nieprzyjemne i kłopotliwe doświadczenie - zwrócił się do niej niemalże pogodnie. - Wybacz za to. Zazwyczaj nie jest aż tak bezczelny, gdy w pobliżu znajdują się osoby z zewnątrz.
Jakkolwiek dziwne wydawało się neutralne podejście elfa oraz jego próba zbagatelizowania sprawy, zupełnie, jakby słowa Ferrosa sprzed momentu wcale o mało nie doprowadziły do bójki między ich dwójką, Kamelio nie do końca był w stanie ukryć przed czujnymi oczami Parii pewnych znaczących szczegółów mogących świadczyć o jego rzeczywistym spojrzeniu na to wszystko. Orientując się bowiem chwilę później, że jego zabandażowane palce wciąż szczelnie obejmują drobny nadgarstek kobiety, szybko rozluźnił je i cofnął. Zwracając tą samą dłoń wierzchem do góry, rzucił jej spojrzenie pełne zakłopotania oraz czegoś na kształt zgorszenia, zanim zaciśniętą w pięść zupełnie schował za plecami w pozornie nonszalanckim geście.
- Twoje nazwisko musiało zwrócić jego uwagę - kontynuował z przepraszającym uśmiechem. - Znając go, zapewne zwija się z zazdrości i frustracji o to, że kolejna osoba szlacheckiego pochodzenia woli marnować swój czas w moich towarzystwie miast jego własnym - wywrócił oczami i pokręcił głową w niedowierzaniu. - Pomyśleć, że to ja parałem się pajacowaniem ku uciesze gawiedzi, gdy w pobliżu tyle lepszych materiałów na błaznów.
Kamelio parsknął krótko pod nosem.
- Skoro jednak już jesteśmy przy marnowaniu czasu, przepraszam, ale wygląda na to, że będę musiał ci go oszczędzić. Pewne sprawy... Pokomplikowały się. Wymagają drobnej interwencji i nie mam nikogo, kogo mógłbym o to poprosić w swoim imieniu. Uh, innymi słowy, nie będę mógł ci dzisiaj... Potowarzyszyć.
Foighidneach

Wróć do „Stolica”