POST POSTACI
Anais Florenz
Szła zwyczajnie, jakby po prostu zmierzała w kierunku domu ze swoim kochasiem, po udanej balandze. Nie do końca wiedziała jak to ma niby wyglądać, ale widywała już pary, które wręcz obnażały się światu swoją relacją. A co do aktorstwa i zaufania w swoje możliwości... po prostu dużo rozmawiała ze sobą przed lustrem, a teraz miała zwyczajnie motywację nie zostać skazaną za morderstwo. Bezimienny elf jakoś sprawdzał się w roli tymczasowego partnera do spaceru, choć zdecydowanie zesztywniały i lichy w swym ruchach. Była mu jednak wdzięczna że nie komplikował sprawy bardziej, niż trzeba było i przystał na pomysł. Najwidoczniej udało jej się przekonać go do sprawy całkiem poważnie. To było takie nawet przyjemne uczucie. Anais Florenz
Trochę obawiała się, że pozyskali jej rysopis czy coś podobnego, ale żeby już. To była jak zabawa w chowanego, tyle że po ciemku, a ci tutaj strażnicy pewnie odbębniali swoją dolę i jeszcze nie byli w trakcie zabawy. Mogli coś wiedzieć, że stało się coś złego w Meriandos, ale miasto było duże i szerokie. Zawsze coś się tutaj działo. Zwłaszcza w tych niepokojących czasach.
Świadków należało przesłuchać, a potem wieść rozprowadzić. O ile napisanie czegoś wiedziała ile trwa, to tym bardziej narysowanie jej wizerunku i ogłoszenia poszukiwania, listu gończego czy cokolwiek, to przy bardzo pomyślnych wiatrach i współpracy wszystkich dookoła... to chyba tak co najmniej jakaś godzina. Poza tym o tej porze z pewnością kilka kanalii się kręciło i jeśli miałaby być grzesznicą, to nie była w tym mieście osamotniona, a już na pewno najgorsza. Takie miała wyobrażenie na ten temat. To jednak nie gwarantowało, że nikt ich po drodze nie zaczepi. No i znalazł się jakiś wrażliwiec, co się najwidoczniej ich wystraszył. Tragicznie wyglądała, musiała przyznać, no ale że aż tak?
— O witaj panie strażnikuu~ — Zatrzymała elfa. Niby chwiejąc się od alkoholu szurnęła z wolna stopą w fałsz naturalnemu krokowi do tyłu i niby walcząc o równowage głową zatrzymała się na piersi wybranka, po to aby w końcu krzywo dygnąć na przywitanie, wciąż trzymając się elfa ręką, jak barierki na schodach — Florenz jesteśmyy~ Pan wybaczyy~ Wracamy z zabawyy~ — Przybrała uśmiech numer sześć, czyli najsłodszy na jaki było ją stać. Zachichotała. Jeśli pan blaszak znał słowo idiotka, to mógł go właśnie użyć — Trochę nas poniosłoo~ — Przyznała mrużąc oczy od udawanej senności. Ruszyła wnet dalej, nieco krzywo. Nie była w żadnym zakazanym miejscu do nędzy elfich żebraków, tylko na targowisku. Może wyglądali tragicznie, ale groźni byli jak muchy bez skrzydeł. Zwróciła uwagę na stoisko obok — Ale mam smaka na jabłkoo~ — Oświadczyła swoje nagłe odkrycie. Sięgnęła po mieszek i wyciągnęła dwie monety, umyślnie upuszczając trzecią, niby ostatnia niezdara. Sięgnęła po jabłko i położyła pieniądze na stolik — Resztyy~ Nie trzeba, haha! Już nie sprawiamy problemów. Będziemy grzecznii~ Chodź Meerlyn. Idziemy do domuu~ Bo zaraz nas zamknąą~ A ja jutro do pracyy~ Znowuu~ — Rzekła przeciągle, kierując niemrawego elfa dalej. Przecież nic się nie stało, po prostu sobie tędy przechodzą. Skosztowała owocu w smak całego aktu i dała elfowi, jakby nigdy nic. — Opanuj się sskarbiee~ — To już rzekła na wpół udając bo...