POST POSTACI
Shiran
Wydarzenia ostatnich dni to jedno wielkie nieporozumienie. Mógłbym zacząć od tego jebanego zaćmienia, ale to chyba była raczej przyczyna, niż skutek. Krwista poświata wbiła się tak mocno w moją głowę, że gdy znikła trzeciego dnia, zacząłem odczuwać pewien niepokój. A może to kwestia powrotu przyjemnego ciepła, które rozlało się ponownie po moich żyłach, mówiąc mi o tym, że znów odzyskałem kontrolę. Nic jednak nie było takie jak wcześniej. Nawet płomień, który jarzył się w mojej klatce piersiowej zdawał się ćmić w całkowicie inny sposób niż wcześniej. Kąsał w całkowicie odmienne, sprawiając że nie do końca byłem pewien umiejętności, które towarzyszyły mi od małego.
To jednak było jedno z mniejszych zmartwień. Wszak, ciężko zapomnieć wybicia połowy obozu przez jakieś węże morskie, czy inne dzikie stworzenia, które napadały nas raz za razem. Warty, czuwanie, stawianie palisad, pilnowanie obozu. Te dni zmyły się w jeden długi, zaś monotonia stawała się pomocnym oparciem. No bo przecież mało istotne, że osoba, która wydawała nam rozkazy nie posiada instynktu samozachowawczego i rzuca się jak skończona idiotka w sam środek walki, nie martwiąc się o życie. Byłem na nią wściekły. Chyba zresztą nie ja jeden, obserwując zachowania Żabci. Wyszła ranna z całej tej bitewki, prawie nie mordując mi Autha. Kochany kruk... Wspominałem, że jestem cholernie wdzięczny za jego obecność. Choć ptaszysko potrafi być naprawdę nieznośne... No, ale... Nellrien pojawiła się po jakimś czasie. Z podziękowaniami. I przeprosinami? Słuchałem, wpatrzony w mrok, który symbolizował moją duszę. Trawiłem słowa pani Kapitan w ciszy, sam nie do końca wiedząc co powiedzieć. Milczałem... Mówiła o relacjach, że jest pojebana i że nie potrafi inaczej. Że łańcuch dowodzenia to jedyne co jest dla niej naturalne. Że ma spieprzone życie, cokolwiek to oznaczało. Po tym zamilkła. Byliśmy tak razem w tym mroku, jednocześnie razem i osobno. Blisko i daleko. Zastanawiałem się czy umiem przebaczać. Czy w ogóle się odezwać... Było jednak już za późno, bo wtedy właśnie uciekła, pozostawiając swój dotyk na moim ramieniu. "Przepraszam" słyszałem jej głos w swojej głowie przez resztę nocy.
Nie była jednak to jedyne relacja jaką musiałem przemyśleć. Pizduś, który był wyraźną drzazgą w przyrodzeniu zaplusował wytrwałością i uczciwością w walce. Pokazał, że można na niego liczyć, poza tym że irytował mnie jak nikt inny do tej pory. Pomijam gadatliwość, jęczenie, czy to że kokietował każdą napotkaną panienkę. No i polubił chyba Autha z wzajemnością. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie. Jednakże wszelkie komentarze o "pouznawaniu przed kimś innym" pozwoliłem sobie puścić mimo uszu. Powiedzmy, że pozostaniemy chwilowo przy neutralnie-zimnej relacji. Czas pokaże co z tego wszystkiego wyjdzie.
Ara i Neela... One chyba najciężej to wszystko przeżyły. Krew i trupy, być może jedne z pierwszych w ich życiu, wyraźnie dawała im się we znaki. Mrok pożerał ich dusze z zastraszającym tempie, co jednak nie dokonało się w całości dzięki panu Poecie i temu tam barczystemu marynarzowi, którzy to zagadywali młódki tak, by ciemność nie pochłonęła ich swoimi szponami. Wyjątkowo uważałem to za dobry pomysł, ale sam się nie zbliżałem. Za dużo osób w takim momencie, może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Potem każda znalazła swoje zajęcia. Ara bawiła się chyba medyczkę, ale nie jestem pewnien do końca co tam się działo. Czułem się zbyt otępiały na cokolwiek. Podjadałem tylko od czasu do czasu po jagodzie, gdy czułem że ognień znowu zaczyna mnie spalać. Jakby nie patrzeć, gdybym wybuchł na środku obozu, mogłoby to nie skończyć się najlepiej. I tak to wyglądało przez trzy dni...
Na szczęście już z rana zastaliśmy słońce. Promienie, ani trochę nie zabarwione czerwienią, które rozświetlało ziemię i tkaniny jasnym, ciepłym światłem. Wszystko było z powrotem normalne, a jednocześnie całkowicie inne. W sumie chyba najlepszym podsumowaniem tego był widok jaki zastałem po nagłym krzyku, który zerwał mnie z posłania. Zadziałałem instynktownie, chwytając miecz stojący obok łóżka, by po poderwaniu się zobaczyć coś niesłychanego. Neela stała się popielatą pięknością z rogami bez tęczówek, zaś ten Pajac Birian, wydawał się właśnie wyrwać z przedszkola.
- Mówisz, że to Driady ich tak załatwiły - zwróciłem się do kruka, powoli uśmiechając się od ucha do ucha... Jakoś od razu mi się humorek poprawił. -
I uwierz mi Pajacyku, żałuję że sam na pomysł nie wpadłem, ale to wyjątkowo nie ja - Te słowa skierowałem już do Barda.
- Nie ma co przeżywać... No Przedszkolak teraz może wina nie dostanie, ale Neela wygląda przeuroczo. Rodem z lasu wyjęta! - skomentowałem, nie kryjąc się jakoś specjalnie z tego, że cała sytuacja nieco mnie bawi.
Przyglądałem się małemu chaosowi z niemałym zaciekawieniem, patrząc jak rzeczywistość dobiera się do dwójki naszych kochanych ofiar. Piękne, naprawdę. A sytuacja stała się jeszcze ciekawsza, w momencie gdy Neela przypomniała wszystkim, że pani Kapitan, również została pocałowana przez Driady. Nellrien... Ciekawe co się z nią stało? Rozważałem możliwe scenariusze, ubierając się i szykujac do wyjścia. I w ten oto sposób moje myśli zostały zajęte na tyle, że nie zwróciłem uwagi niemiłą uwagę Barda do kruka.
Z zamyślenia dopiero wyrwała mnie Żabcia, która wydawała już pierwsze rozkazy. No to co? śniadanko i w drogę? Na to wychodziło. Neela zakamuflowana zaklęciem, bardziątko i Kwiatuszek. No i jak i kruczek. Piękna eskapada się zapowiadała, nie ma co. Zahaczyliśmy szybko o śniadanie. Authowi też załatwiłem co nieco. Biedaczysko chyba dość mocno przeżyło to, że nikt więcej go nie słyszy. Od tamtego momentu nie odezwał się ani razu. Znając go, kosztowało go to wiele, ale dziobaty nigdy też się do tego nie przyzna. Postaram się może później mu to jakoś wynagrodzić. To czy też samą pomoc jaką oferował podczas Zaćmienia.
No, ale teraz były ciekawsze rzeczy. Ku mojemu rozczarowaniu, w namiocie była tylko Żabcia, ale dość szybko podzieliła się informacją, że z Nellrien nie jest za dobrze. Nie powiem - wzbudziło to moje zainteresowanie. Szczególnie, że coś w środku chciało się z nią spotkać. Pogadać? Brzmiało to trochę jak nie ja... Ale chyba jej wybaczyłem. Przeprosiny z ust samej pani Kapitan były chyba czymś wyjątkowym, a ona sama nie wyglądała na osobę potrafiącą wypowiedzieć takie słowa. Co innego gratulacje... Na przykład takie, jakie złożyła mi orczyca.
- Aj waj. Nie pisałem się na eskapadę z dzieciakami, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma - Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, odpowiadając tym samym Żabci i na zaczepny komentarz Gryzipiórka. Promienie słońca i wydarzenia poranka stanowczo poprawiły mi humor. Byle tylko nikt go teraz nie zjebał jakimś sercem dżungli, ani niczym podobnym. Bo Nella w sumie podrzuciła ten ciekawy temat. Ara też pociągnęła ciekawe pytania. Nic tylko słuchać tego jak ustosunkuje się do nich nasza pani oficer.
Jak widać jednak nie była zbyt skora do głębszego wejścia w temat. Udzieliła nieco skąpych informacji i powiedziała, że dostaliśmy kwadrat do przeszukania. Pokręciłem tylko z niezadowoleniem głową, nieco bardziej sam do siebie niż do kogoś z zebranych. Lepsze jednak to niż nic.
- Dajcie spokój... - Skomentowałem słowa o elfach i Driadach.
- Jak sam zauważyłeś: jesteśmy siepaczami. Wątpię, że obchodzi ich coś, co nam się tam przydarzy. ...Jeśli nie wybije to reszty grup. Zresztą co to zmieni. Powiedzą: Oooo, wiecie co, jednak nie idźcie? - zadrwiłem nieco z ostrożnych słów barda.
- Po prostu odwalmy swoje i zapomnijmy o tym co tu się stało... - zawyrokowałem nieco ponuro.
-
Noooo, tak - stwierdziłem na pytanie o pytania oficerki.
- Jak już znajdziemy to coś co powoduje te całe niepokoje. Co mamy z tym zrobić? Zakopać? Utopić? Pocałować? Zniszczyć? Gapić się? Żeby potem nie było pretensji jak pójdzie z dymem. - Wyjaśniłem lekko się uśmiechając pod nosem.
- No i co z panią kapitan? Znaczy idzie z nami, czy tym razem samowolka będzie?
Więcej pytań nie miałem. Ponure wieszczenie można uznać za zakończone. Teraz pozostało uzupełnić zapasy. Wziąć plecak, hamak, moskitierę, maczetę, jakieś zapasy jedzenia, wody... Krzesiwa nie potrzebowałem, ale jakiś nóż dodatkowo się przyda. Tak przynajmniej sądziłem. Zbierając to wszystko kusiło jeszcze jedno... Namiot Nellrien. Pomijam już fakt, że ciekaw byłem co się z nią stało. Może jeśli nie wybierała się z nami, trzeba byłoby się pożegnać? Przemyślałem wszystko przez ten czas. Przeanalizowałem. Być może już jej wybaczyłem. Nie wiem. Musiałem sam się dopiero o tym przekonać.