POST POSTACI
Tanga
Szeroki uśmiech iście dziecięcej radości wykwitł na twarzy Tangi wraz z kolejnym, udanym rzutem. Reakcja tłumu, jak rzadko pozytywnie do niego nastawionym, mogła mieć co nieco wspólnego z nabraniem większej ilości koloru na twarzy. Z pochlebstwami nie spotykał się bądź co bądź na co dzień i musiał przyznać, że była to miła odmiana, nawet jeśli opinia obcych twarzy nie miała dla niego z reguły żadnego znaczenia. Co nie znaczy, że otrzymane kolejny raz w gratisie piwo i nieco mniej znaczące, acz wciąż możliwe do wykorzystania później złoto, nie liczyły się dla niego, jako dodatkowy zysk.Tanga
Tanga ledwie uszczknął łyka z nowo ofiarowanego mu kufla, chowając przy okazji grudkę z powrotem do saszetki, gdy oto bez pytania postawiono przed nim nowe wyzwanie. Bardziej zaintrygowany niż zaskoczony, z nową porcją piany na gębie uniósł wzrok na stojącego na krześle niziołka, wysłuchując, jak umiejętnie podjudza tłum.
Jeśli tym razem miał celować w coś naprawdę niewielkiego i wymagającego, nie widział doprawdy powodu, aby nie spróbować. Dziwni byli mieszkańcy Ujścia. On sam nigdy nie stanąłby przed nikim bezbronny, ryzykując głupio wbiciem sztyletu prosto w twarz. Nawet jeśli nie był wysoce inteligentny, wciąż posiadał niezbędne minimum instynktu samozachowawczego.
Nie zdążył oczywiście dojść choćby do połowy trunku, kiedy wciśnięto mu w rękę kolejny nóż i, co szczerze rozbawiło Tangę, zagrożono w razie niepowodzenia? Na dodatek była to niebywale głupia i nieprawdopodobna do zrealizowania groźba. Niby jak ktokolwiek mał go dorwać, będąc jednocześnie martwym? Kompletnie bez sensu! Ani ludzie, ani nieludzie, ani nawet potwory nie wracały zza grobu, gdy już raz tam trafiły. Na pewno by zauważył, gdyby było inaczej.
Nie dając zatem słowom cwaniaczka choćby minimum kredytu zaufania, odebrał jeno nowy nóż, który - gdy już zgodnie z oczekiwaniami skonfiskowano jego niedopite piwo - zaczął przekręcać między palcami i oglądać, oczekując czegoś ekstra. Oczywiście niczego takiego nie dostrzegł. Nóż jak nóż. Ot nieco lepiej naostrzony niż poprzednie. Żadne cudo. Widział lepsze w warsztacie ojca. Większe. Bardziej imponujące. ... A może to były jednak miecze?
Wtem inny facet, ten, który zabrał jego kufel, postanowił zwrócić się do niego konspiracyjnym szeptem, zbliżając się do niego o wiele za mocno, jak na upodobane standardy. Tanga automatycznie zmarszczył brwi i instynktownie mocniej zacisnął palce na rękojeści trzymanego w garści ostrza, zachowując podwójną czujność.
- ...???
Nie doszło do ataku, za to do próby przekupstwa, którego działania najemnik kompletnie nie pojmował i które nie bardzo wiedział, jak powinien traktować. Spudłować? Miałby... Celowo spudłować? Dlaczego? Po co? Choć może nie tyle o spudłowanie, ile o zmianie celu była mowa, Tanga naprawdę nie widział powodu, aby czuć się do czegokolwiek zobligowany. Zwłaszcza że Smolec nie był jego wrogiem ni przeciwnikiem per se w tej całej zabawie. Mimo iż w pełni świadomie ryzykował, nadstawiając się jako potencjalnie żywa tarcza i Tanga nie czułby się z tego powodu źle, gdyby przypadkiem go trafił, zrobienie czegoś podobnego w pełni świadomie i jednocześnie bezpodstawnie było... Jak powinien to ująć? Nie czuł się z tym w porządku?
Odwracając głowę z powrotem w stronę Smolca i trzymanej przez niego monety, najemnik zajął swoje miejsce i dobrze zważył nóż w dłoni, zanim ustawił się do rzutu, powtarzając ruchy z poprzednich dwóch sekwencji. Zdążył wyłapać już mniej więcej, na czym polega cała sztuka ze sztyletami. Łapiąc więc głęboki wdech i uparcie wlepiając wzrok w nowy cel, zamachnął się.