POST POSTACI
Vera Umberto
A więc to dlatego ta kobieta zapijała się do nieprzytomności, a dziadek był zadowolony i świetnie się bawił. Vera nigdy się nie parała niewolnictwem i nie zamierzała. Nie wyobrażała sobie posiadać kogoś na własność, choć zdawała sobie sprawę z tego, że w niektórych rejonach świata wciąż tak to funkcjonowało. Przesunęła oceniającym spojrzeniem po przyciśniętej przez Joe do ziemi sylwetce Mardy. Wyglądała na silną, choć obecna sytuacja nie wskazywała na siłę, ani fizyczną, ani charakteru.
Teoretycznie mogłaby się zgodzić na tę propozycję, choć najemniczka miała rację. Czy było coś, o czym nie wiedziały? Straże Karlgardu wyłapywały nieposłusznych niewolników i ich wieszały, czy co? A może starzec miał inny sposób trzymania kontroli nad swoim zakupem? Umberto mogłaby odkupić niewolnicę i zabrać ją na Siostrę, dopóki nie spłaciłaby długu, ale jej zapasy finansowe malały niebezpiecznie, a miasto wcale nie przynosiło zarobku, na jaki zazwyczaj liczyła. Głównie dlatego, że tym razem nie handlowała, ani nie szukała zlecenia.
Uniosła zmęczone spojrzenie na Josephine, nie podnosząc się ze skrzyni. Dziadek ich nie słyszał, został na zewnątrz.
-
Bosmanem - poprawiła, po raz kolejny. -
Gdyby nie szukała nas cała straż, być może - mruknęła cicho, tak, by nie usłyszała jej leżąca na podłodze Marda. -
Ostatnim, czego teraz potrzebujemy, to zwracanie na siebie więcej uwagi.
Pokręciła głową z rezygnacją i wstała. Schodząc ze statku po raz drugi ubrała się inaczej niż zwykle i teraz brakowało jej płaszcza, a związane w ciasny kok włosy irytowały. Vera doskonale wiedziała, że jak to wszystko się skończy i wypłyną na otwarte morze, to nie będzie trzeźwiała przez tydzień.
-
Odkupię ją, potem będę się martwić co dalej. Już zabiłam jednego, bo myślał, że jest bardziej cwany niż wszyscy wokół i teraz ponoszę konsekwencje - uśmiechnęła się do Josephine krzywo. -
Nie bywasz głosem rozsądku, co, Joe?
Wyprostowała się i przeniosła wzrok na Mardę.
-
Ile za ciebie dał? - spytała. -
Jak doprowadzisz nas do Faazza, a potem pomożesz mi w jeszcze jednej sprawie, bez zadawania zbędnych pytań, to zabiorę cię z miasta. Zbieraj dupę z ziemi. Przebierz się, jak masz w co, bo walisz jak uliczka za podrzędną karczmą.
Gdy usłyszała kwotę, ruszyła w stronę dziadka. Nie zamierzała płacić mu więcej, niż wspomniana przez niewolnicę cena, ani się targować. Wcisnęła mu tylko monety w rękę, nieprzyjemnie uszczuplając zawartość swojej sakiewki. Potrzebowała zlecenia. Zdecydowanie potrzebowała zarobić.
-
Zabieram ją. Kup sobie nowego alkoholika - poinformowała starca krótko, głosem nieznoszącym sprzeciwu.