POST BARDA
Jeśli Kamelio wyczuł zmianę w tonie Libeth, nie dał tego po sobie nijako poznać. Przez chwilę przyglądał się jej twarzy, zaplatając ramiona na klatce piersiowej i uśmiechając się, gdy i ta skierowała na niego wzrok. Być może miał zwyczajnie dość taktu i wyczucia, aby szybko zrozumieć, że na ten moment potrzebowała po prostu prywatności ze swoją korespondencją. Ursa całe szczęście również zajął Miję rozmową na tyle, aby ta nadmiernie nie musiała utyskiwać nad niedokończoną rozgrywką. Obydwoje trzymali już w rękach po pełnym kuflu piwa. Tylko Tulio przez chwilę wyglądał, jakby chciał jeszcze coś dodać, widząc podnoszącą się Parię, lecz gdy ta ponownie się do niego zwróciła, wyraźnie szybko stchórzył i spuszczając oczy, przytaknął jeno głową.
- Ja-... Dobrze. Przepraszam za zmartwienia i... Dobrej nocy - odpowiedział cicho, wyłamując nerwowo palce. Tak, cóż, byłoby zbyt łatwo, gdyby Gildia Śnienia nie posiadała w swoim gronie co najmniej paru dziwaków, czyż nie?
- Do zobaczenia później - pożegnał ją Kamelio, krótko machając jej dłonią na pożegnanie. - Postaraj się za mną za bardzo nie stęsknić.
Ponownie w ciszy swojej komnaty, Libeth w końcu mogła przejść do listów w spokoju.
Przesłana jej przez ojca wiadomość nie była długo, ale z pewnością przynosiła ukojenie sercu:
"Droga Córko,
Choć rzeczywiście nie spieszyłaś się zanadto, żeby uspokoić swojego starego ojca, za co też chętnie wypisałbym ci tutaj pełne kazanie, powiedzmy, że na razie wystarczy mi wiedzieć, że jesteś cała i zdrowa. Mimo wszelkiej pokusy postanowiłem nie zadawać w tym liście żadnych pytań. Ufam, że gdy znowu się zobaczymy, będziesz w stanie sama podzielić się ze mną swoją częścią opowieści. Zwłaszcza tę jakże intrygującą, o Twoim "niebędącym rycerzem rycerzu". Proszę, przekaż mu moje najszczersze podziękowania, jeśli wciąż masz ku temu możliwość.
Źródło, któremu być może nie ufam w pełni, ale które również nie ma zbyt wielu powodów, by kłamać, przekazało mi pewne informacje o twoim położeniu w całej sprawie. Proszę cię jedynie, abyś uważała i nie wychylała się niepotrzebnie. Ze swojej strony rozumiem, że nie mogę zrobić wiele, jednak gdybyś czegokolwiek potrzebowała, pisz bezzwłocznie. Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Mną się nie przejmuj. Wszyscy jesteśmy cali i zdrowi, a odkąd wiem, że i u ciebie wszystko w porządku, czeka mnie w końcu więcej przespanych nocy.
Dbaj o siebie i bądź ostrożna.
T. D. "
Z formy i treści listu jasno wynikało, że Tobias w pełni zrozumiał, iż wymieniana przez nich korespondencja może nie być poufna. Metodą córki, unikał wdrążania się w mogące zbyt wiele zdradzić szczegóły. Nie używał żadnych imion, nazwisk ani nawet tytułów.
Inaczej było z listem od Lady Cendan, który, ku przerażeniu Libeth, nie był długi na stronę bądź dwie, ale trzy, pełne strony! Kobieta, z użyciem najbardziej kwiecistego języka, przez ponad pół pierwszej strony piała z zachwytu na wieść o tym, jak to Paria w końcu poszła po rozum do głowy - co oczywiście ubrała w dużo bardziej wymuskane słowa. Przez kolejne pół tłumaczyła, że jej własne zachowanie mogło być rzeczywiście odrobinę nie na miejscu, za co z całego serca przeprasza. Druga strona, jak i prawie 3/4 kolejnej traktowała o obietnicach wygodnego życia na dworze Cendan. Doprawdy, aż oczy zaczynały boleć.
Dopiero końcowych kilka zdań wreszcie zahaczało o rzeczywiście mogący zainteresować fragment:
"(...)
Nie zamierzam chować urazy i mam nadzieję, że i Ty również, Moja Droga, nie będziesz miała do mnie żalu. W dowód moich najlepszych intencji pojawię się na Placu Swobody tak, jak sobie tego życzysz.
Do zobaczenia.
Z wyrazami szacunku,
Lady Lora Cendan"
Jakkolwiek gorsząca by nie była ta cała szopka, Libeth mogła jednocześnie poczuć pewien rodzaj ciężkiej do opisania satysfakcji. Jej praca bądź co bądź przyniosła upragnione owoce i nic nie wskazywało na to, żeby Cendan ją o cokolwiek podejrzewała.
Mieli zatem trzy dni, zanim dojdzie do konfrontacji z parszywą arystokratką. Teoretycznie w każdym razie... Kiedy jednak list dokładnie dostarczono? Dzień temu? Dwa dni temu? Tego nie wiedziała i mogła mieć tylko nadzieję, że nie okaże się, że do wszystkiego dojdzie kolejnego dnia z marszu.
Niezależnie od tego, co postanowiła zrobić ze sobą dalej - czy to pogrążyć się w myślach, czy to zacząć przygotowywać do snu, Paria pozostała sama przez dobrą godzinę, zanim Kamelio wreszcie wrócił do pokoju. Kulturalnie zapukał do drzwi, mając dość ogłady, by nie wparowywać do środka ot tak, nawet jeśli miał do tego pełne prawo.
- Można? - zapytał, uchylając nieco drzwi.