Dzielnica Portowa

151
POST BARDA

Staruszek zmierzył Verę spojrzeniem i uśmiechnął się półgębkiem, jakby coś bardzo go rozbawiło lub po prostu był niespełna rozumu. Po chwili pokręcił lekko głową, jakby niedowierzając.

- Coś mi świta. Faazz, Faazz, taki niewysoki...?- Zaśmiał się chrapliwie. - Maruda pewnie wiedziałaby więcej, co, gdzie, z kim. Chociaż ja też może sobie coś przypomnę?

Jasnym było, że staruszek czeka na większą ilość monet, jeśli miał powiedzieć, co wie. Z drugiej strony, można było również poczekać, aż Maruda wytrzeźwieje. Pozostawiona sama sobie w swoim alkoholowym śnie, kobieta wydawała się kontenta z zamknięcia drzwi i końca prób przerwania jej letargu.

Staruszek spojrzał na Joe, zamrugał leniwie, nic nie robiąc sobie z jej gróźb.

- Starszego człowieka chcesz przyszpilać? I jaka reszta, co? Gadaliżeśmy tylko o Faazie.
Obrazek

Dzielnica Portowa

152
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera skrzywiła się wyraźnie, sfrustrowana tym, jak dziadek sobie z nią pogrywał. Ale tym razem nikt nie groził, że kogoś zabije, więc i ją tylko troszeczkę kusiło, żeby zepchnąć starca do wody i z satysfakcją patrzeć jak tonie. Westchnęła ostentacyjnie i przewróciła oczami.
- Powiedz, ile chcesz za tę informację, to się dogadamy, a jak nie, to nie pierdol. Nie mam czasu.
Sięgnęła do sakiewki i wyciągnęła kolejne kilka monet. Trzy, powiedzmy. Nie chciała przesadzić, tak samo jak nie chciała, żeby mieszek stał się zbyt szybko zbyt lekki.
- Jak nie, to powiem Marudzie, że ty nas do niej wysłałeś i ty kazałeś nam ją obudzić. Więc mów, co wiesz, mów co chcesz w zamian i pójdziemy w swoją stronę.
Nie miała cierpliwości na bycie dla dziadka rozrywką dzisiejszego wieczoru. Nie miała też ochoty użerać się z bliżej nieokreśloną, śpiącą Marudą, ale jeśli nie będzie miała wyjścia i staruszek nie będzie chciał współpracować, to faktycznie zamierzała zrobić to, co mówiła: przejść się do budynku, pilnować, by nie oberwać butelką w głowę i spróbować jakoś porozumieć się z nieznajomą. Podejrzewała, że nie będzie to łatwe, ale czy cokolwiek było łatwe, odkąd dotarła do Karlgardu? Kłoda za kłodą, walące się jej pod nogi.
- Jak chcesz - odparła obojętnie, spoglądając przez ramię na Joe. - Próbujemy gadać o Faazzie, ale na razie bezskutecznie. Może rozmawiając z tobą, dziadek będzie bardziej otwarty na dyskusję.
Zacisnęła monety w dłoni i wsunęła je z powrotem do sakiewki. Decyzja należała do mężczyzny... lub do Josephine, jeśli ta miała wystarczająco mało cierpliwości.
Obrazek

Dzielnica Portowa

153
POST POSTACI
Josephine
Zniecierpliwiona najemniczka gapiła się to na starucha, to na Verę, oczekując od któregoś z nich czegokolwiek, co pomogłoby im w dalszym śledztwie. Szczerze powiedziawszy, nużyło ją to powoli. Bieganie od jednego skrawka informacji do drugiego, żadnej walki oprócz tej toczącej się w środku i tylko kolejne mętne odpowiedzi nieprzybliżające jej do tego goblińskiego skurwysyna. Na dodatek ledwo podeszła do dziadka, ten zaczął pieprzyć, myśląc że jest w lepszej pozycji, jedynie wzmagając poirytowanie Jo do stopnia, w którym miała ochotę połamać mu parę kości tak dla przypomnienia, kto tutaj rządzi jego życiem.

- Mam w dupie czy masz dziesięć czy sto lat, dopóki próbujesz cwaniakować. I wiesz co, pani kapitan? Mi się nie chce targować z nim jak z goblińską burdelmamą. Rób co chcesz, ja już idę powiedzieć Marudzie, kto mnie do niej wysłał. I przy okazji wyciągnę więcej informacji, skoro jest taka obcykana z tym kurduplem - splunęła dziadarydze pod nogi, po czym chciała odwrócić się na pięcie, ale złośliwy uśmieszek nagle wpełznął na jej krzywą mordę. Dużym krokiem zmniejszyła dystans między nią a starcem, chwytając jego fajkę i łamiąc ją wpół, rzucając ją gdzieś na bok. Następnie odwróciła się k zadowolona ze swojego aktu wandalizmu, z dreszczem adrenaliny ruszyła z powrotem w stronę stoczni.

Chwyciła pewnie za klamkę, by odciągnąć drzwi, gotowa do ewentualnego uniku, gdyby Maruda miała kolejną butelkę pod ręką. Następnie zadowolona, jakby oczekiwała wręcz że spita kobieta będzie próbowała się z nią bić - oczywiście mało skutecznie zważywszy na poziom alkoholu we krwi - wparowała do środka, poprawiając szablę u boku i wrzeszcząc w stronę alkoholiczki:

- Gadajżesz smrodzie gdzie jest ten kurdupel Faaz, albo wypruję ci gołymi łapami flaki! - i z równie sporą dawką pewności siebie postąpiła kilka kroków do przodu, nadal będąc gotową na atak. Zamierzała stanąć tuż nad Marudą, z piesciami gotowym do walki i mieczem przygotowanym do bardziej krwawej części, jeśli taka się nadarzy.

Odrobina krwi dla bestii uśpionej duszkiem nie zawadzi, póki Maruda i jej język przeżyją.

Dzielnica Portowa

154
POST BARDA
Dziadek czuł się w przewadze nad dziewczętami. Szczerząc bezzębną szczękę myślał, że jest na tyle ważny i poniformowany, że kobiety będą sobie z nim pogrywać tak, jak on sam im zagra.

Reakcja Jo sprawiła, że nieco zrzedła mu mina.

- Hej, hej! Zostaw Marudę, ona śpi! - Zaprotestował, a kiedy Josephine wyrwała mu fajeczkę, mógł tylko patrzeć, jak jego drogocenna rzecz rozpada się na dwa kawałki. - Zróbże coś! - Pogonił Verę, gdy wydawało mu się, że ta ma jakiś, jakikolwiek wpływ na swoją kompankę.

Maruda leżała, wydawałoby się, śpiąc. Żadna butelka nie powędrowała w stronę Josephine, przywitał ją tylko dźwięk niezrozumiałego mruczenia, zdradzając, że ta mamrocze przez sen lub jęczy, umęczona przepiciem.

To, czego Josephine mogła się nie spodziewać, to nagły atak. Po słowach wilczycy Maruda powoli zebrała się do siadu, następnie oparła nogi na ziemi, szukając stałego gruntu, po czym zwinnie niczym kobra zaatakowała, celując prosto w nogi Josephine. Pięści na nic się zdały, gdy pijaczka zaatakowała kolana, a jej impet powalił wilczycę na ziemię!
Obrazek

Dzielnica Portowa

155
POST POSTACI
Josephine
- Nie zesraj się - rzuciła kobieta kąśliwie gdy tylko dziadek zaalarmowany próbą wybudzenia tamtej pijaczyny zaczął jej coś zabraniać. Myślał, że stary jest, ma jakieś informacje to go oszczędzi? Miał szczęście, że nie dostał z pięści w ryj, bo jeszcze by mu dziąsła wypadły. Na szczęście więc skończyło się na połamanej fajce i mściwym uśmieszki na krzywej facjacie najemniczki, gdy podekscytowana wpadła do magazynu, tym razem nie chcąc się patyczkować z alkoholiczką.

Wrzask nic nie zrobił Marudzie, która... Cóż, marudziła przez sen. poirytowana Joe zamierzała kopnąć ją w brzuch, aby ta się wybudziła, lecz rzeczona informatorka wstała, przy okazji sprowadzając znikąd Jo do parteru. Zaskoczona, sapnęła, lądując na plecach, ale nie była przecież przyćmiona suszem, stąd też natychmiast się uniosła i ze zwierzęcą dzikością, chorą radością rzuciła się na Marudę.

Chciała usiąść na niej okrakiem, póki ta siedziała na podłodze i przywalić jej porządnie w ryj, a następnie złapać za głowę i przygrzmocić nią o posłanie, coby cuchnącą mieszkankę stoczni nieco przymroczyć.

- Gdzie... Jest... Faaz?! - pytała w międzyczasie, sapiąc niezdrowo.

Dzielnica Portowa

156
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy dziadek zwrócił się do niej o pomoc, Vera uniosła tylko brwi i przyjęła na twarz wyraz fałszywego poczucia winy.
- Och, bardzo się starałam zrobić coś, ale nie chcesz współpracować, więc czy mam jakiś inny wybór? - schowała pieniądze z powrotem do sakiewki. Tym razem nie zamierzała ograniczać Josephine. Jeśli chciała wyciągnąć informacje z Marudy siłą, kapitan była przekonana, że kobieta jest bardziej niż zdolna poradzić sobie z pierwszą lepszą pijaczką, leżącą w stoczni. Dostrzegła ją przez uchylone drzwi i nie sądziła, by usilne próby wynegocjowania wszystkiego bez użycia fizycznych argumentów w tym przypadku były konieczne.
Westchnęła i przysiadła na murku obok staruszka.
- Ona bardzo nie lubi, jak rzeczy idą nie po jej myśli - poinformowała go spokojnie, wskazując Joe. Ze środka dobiegały odgłosy bitki, ale dopóki nikt jej tam nie wołał, by pomogła, nie zamierzała się wtrącać. Ostatnim razem, kiedy to zrobiła, najemniczka wcale jej nie podziękowała, wręcz przeciwnie. - Robi się raczej agresywna. Nie do końca rozumiem jej podejście, ale nie mam na nią zbyt wielkiego wpływu.
Wzruszyła ramionami, zerkając w kierunku hałasów.
- Gdyby ktoś inny zechciał nam powiedzieć, gdzie jest Faazz, to nie byłoby problemu. Ale jak widać, ty nie pamiętasz, a twój umysł nie jest tak ostry jak brzytwa, jak twierdziłeś chwilę temu - westchnęła. - Trudno. Poczekam, aż moja znajoma przekona do siebie twoją Marudę.
I to właśnie zamierzała zrobić, chyba że dziadkowi coś przemówiło do rozsądku i jednak zmienił zdanie.
Obrazek

Dzielnica Portowa

157
POST BARDA
Josephine szukała sposobu na zdobycie informacji, ale znalazła również kogoś, z kim mogłaby rozładować kłębiące się we wnętrzu emocje. Maruda nie dawała za wygraną, choć z pewnością jej poalkoholowy stan nieco przyćmiewał prawdziwe zdolności w bójce.

Jo zyskała przewagę, gdy usiadła okrakiem na kobiecie. Nim jednak zdołała porządnie przygrzmocić głową pijanej o ziemię, sama została złapana za twarz, a szorstkie palce szkutniczki boleśnie wbiły się w jej oczy.

- W dupie! - Wyrzuciła z siebie kobieta w odpowiedzi na pytanie wilczycy. Zaraz też podciągnęła się i wbiła zęby w ramię Josephine niczym rasowy wampir!

Dziadziuś odrzucił na bok zniszczoną fajeczkę i stanął w drzwiach baraku, zasłaniając sobą światło z zewnątrz.

- I co żeście narobiły? - Zwrócił się do Very, łapiąc się za głowę w geście bezradności. - Ona teraz szybko nie przestanie. Bogowie, weźcie w opiekę tę kobietę. - Zwrócił się do bóstw, zapewne sądząc, że Maruda szybko da sobie radę z byle kobietą, która zawitała pod dach stoczni. - Kto was przysłał, co? Wiem, gdzie jest Faazz! Powstrzymaj ją, dopłać, to może ci powiemy!
Obrazek

Dzielnica Portowa

158
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera nie była najlepszą aktorką, w szczególności wtedy, gdy w ogóle się nie starała. Rozłożyła tylko ręce w geście bezradności, przyjmując na twarz mało wiarygodny wyraz ogromnych wyrzutów sumienia i bezradności. Zerknęła w kierunku stoczni, zastanawiając się, co tak właściwie działo się teraz z Joe. Słyszała hałas i stęknięcia, warknięcia którymi się wymieniały i łomot przewracanych rzeczy, ale wciąż była zbyt daleko, by choćby zajrzeć do środka.
- Tak, bogowie powinni ją mieć pod opieką. Jak zginie, będziesz miał jej krew na rękach, dziadku. Byłam bardzo uprzejma i chciałam dopłacić, ale zacząłeś kombinować. Powiedz ile chcesz, a ja powiem swojej przyjaciółce, żeby przestała, może zadziała.
Poczekała na propozycję finansową od staruszka i wstała z westchnięciem, ruszając w stronę drzwi do stoczni. Nie spieszyła się szczególnie. Josephine ewidentnie potrzebowała się wyżyć, może poczuje się po tym lepiej i przestanie grozić przypadkowym ludziom zjedzeniem ich dzieci. Kapitan wolała nie zastanawiać się, ile w tych groźbach było prawdy. Dopóki nie planowała dłuższej współpracy z tą najemniczką, nie obchodziło jej jakie głosy rozmawiają z nią w jej własnej głowie.
- Nikt nas nie przysłał. Mam do niego interes, tak jak mówiłam. Chcę z nim porozmawiać, więc przestań się ze mną bawić w nieudane negocjacje, bo wbrew pozorom też wcale nie mam wiele cierpliwości. Mów gdzie jest Faazz, ja ci zapłacę i pójdziemy w swoją stronę.
Odwróciła się do dziadka i unosząc pytająco brwi, sięgnęła do sakiewki. Ostatni raz, bo faktycznie samokontrola też się jej kończyła. Tylko tego potrzebowała, spróchniałego grzyba, który chciał się poprzekomarzać.
- Ostatnia szansa na powrót do przyjemnej współpracy, jaką proponowałam na początku - syknęła z frustracją.
Obrazek

Dzielnica Portowa

159
POST POSTACI
Josephine
Gdzieś za plecami Jo kręciły się ostre negocjacje między Verą, a starym zgredem myślącym, że jest panem sytuacji. Mimo tego najemniczka miała to gdzieś, zbyt zaślepiona adrenaliną buzującą w jej żyłach i przeciwniczką, na której mogła się wyżyć po dzisiejszej dosyć stresującej sytuacji. Co prawda wolałaby mieć w dłoni miecz, którym zaszlachtowałaby rzeczoną Marudę, jednak miała z tyłu głowy jeszcze świadomość, że od niej można wyciągnąć jakieś informacje dotyczące pobytu zielonego kurdupla. Gdyby nie to, dla czystej przyjemności rozszarpałaby ją na strzępy, wiedząc, że nie jest nikim o kogo pani kapitan miałaby ból czterech liter.

Warknęła, gdy poczuła wbijające się w jej oczy palce. Odruchowo zamknęła powieki i chwyciła za ręce Marudy, chcąc odsunąć je od swojej twarzy, gdy zaskoczona poczuła ugryzienie na swoim ramieniu. Cóż. Kimkolwiek byłaby alkoholiczka, klątwy raczej się nie mieszały, więc oprócz śladów Joe nie musiała się chyba przejmować, jeśli dziwaczka miała coś w zanadrzu.

To zachowanie jednak rozjuszyło Jo do tego stopnia, że zamierzała odwdzięczyć się tym samym. Najpierw więc skupiła się na odsunięciu od swoich oczu rąk i złapaniu ich w mocnym uścisku, wystarczającym, by Maruda nie mogła się zbyt szybko zeń wyślizgnąć. Następnie ze złośliwością wymalowaną na twarzy chciała chwycić za pierwszy lepszy nadgarstek, rękę, która część ciała jej się tam nawinie i samej wgryźć się mocno w ciało. Nie wiedziała, czy jej klątwa przenosi się także podczas ugryzień w jej ludzkiej skórze, czy tylko w wilczej, ale naprawdę nie mogła mieć bardziej gdzieś tego, czy właśnie zaraziła jakąś przypadkową pijaczkę w stoczni. Nawet już nie wrzeszczała, tylko skupiła się na walce.

Dzielnica Portowa

160
POST BARDA
- W radzie miasta! - Staruszek wyrzucił z siebie w końcu domiemane miejsce pobytu Faazza. - Dostał posadę! Powstrzymaj ją!

Jakiś trop był lepszy niż żaden, choć ciężko było orzec, czy spanikowany staruszek nie krzyczy tylko dlatego, że walka między Josephine i Marudą rozgorzała na tyle, że polała się pierwsza krew.

Ugryzienie Marudy było na tyle głębokie, że Josephine czuła nie tylko ból, ale również zobaczyła krew. Nie wydawało się jednak, by odcisk uzębienia kobiety był w jakikolwiek sposób nadnaturalny - dwa rzędy zębów, nieco krzywe, jednak bez wątpienia ludzkie!

Maruda opadała z sił, gdy przy pierwszym zrywie wykorzystała wszystko, co jej umęczone alkoholem ciało miało jeszcze w zanadrzu. Zawyła, gdy zęby Joe wbiły się w jej ramię, tuż nad obojczykiem.

- Dość, kurrrwa, dość! - Wykrzyknęła Maruda. - Złaź ze mnie, wywłoko! Pies ci matkę jebał!
Obrazek

Dzielnica Portowa

161
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera zmieliła przekleństwo w zębach. Pierdolona rada miasta. Było popołudnie, jak nie wieczór, rada miasta nie funkcjonowała w tym momencie. Ta informacja nic jej nie dawała, biorąc pod uwagę, że zamierzała opuścić Karlgard przed wschodem słońca. Jeśli mieli poczekać do jutra... musiała skontaktować się jakoś z Corinem. Musiała wiedzieć, czy kwestia Osmara jest rozwiązana, czy mają plan, a jeśli tak, to jaki. Musiała mieć choćby minimalne pojęcie, czy będzie musiała za moment spierdalać z miasta, czy wręcz przeciwnie, albo czy może sama zawiśnie, przez błędy, które popełniła.
Zerknęła przez ramię na Joe, słysząc krzyki i protesty Marudy. Przez chwilę wahała się jeszcze, ale w końcu wyciągnęła rękę z sakiewki i ruszyła do stoczni, w końcu wchodząc do budynku. Była wściekła. Miała dość biegania w kółko. Dość wypytywania przypadkowych ludzi, którzy posyłali ją dalej, do kolejnych, którzy z kolei dawali jej informacje, z jakimi nic nie mogła w tej chwili zrobić. Miała dość Josephine, zachowującej się jak dzikie zwierzę i dość ukrywania się przed strażą. Miała dość tego jebanego miasta i wszystkiego, co z nim związane. Chciała wypłynąć, zostawić to wszystko za plecami i z powrotem znaleźć się na otwartym morzu.
Weszła do środka i usiadła na pierwszej lepszej skrzyni w kącie, wyrzucając z siebie ciężkie westchnięcie. Przetarła twarz dłońmi, zupełnie obojętna względem tego, co Joe robiła z pijaną kobietą.
- Rada miasta - rzuciła cicho, z frustracją i rezygnacją. - Jest w radzie miasta. Nie mam czasu czekać, aż rada miasta łaskawie zbierze się jutro rano. Mam już tego, kurwa, dość.
Uniosła wzrok na dwie kobiety, orientując się, że te zdążyły się już najwyraźniej nawzajem pogryźć. Przez myśl jej przeszło, że pasują do siebie nawzajem, ale była w zbyt podłym nastroju, żeby zrobić cokolwiek z tą myślą, zanim odfrunęła w niepamięć.
- Poczekaj, Joe - poleciła, licząc na to, że najemniczka jej posłucha. - Przestańcie się miotać na chwilę. Maruda, tak? Piękne imię. Może ty łaskawie wiesz o Faazzie cokolwiek więcej, poza tym, że znalazł sobie wygodny stołeczek w radzie miasta. I zanim się znowu rzucisz, tym razem na mnie, albo z powrotem na nią, posłuchaj - uniosła dłonie w uspokajającym geście. - Potrzebuję z nim porozmawiać. Dzisiaj. Jak najszybciej. To ważne. Zapłacę ci za tę informację, po pierwsze zabierając od ciebie tę wariatkę, a po drugie... nie wiem, kurwa, kupię ci beczkę rumu. Tylko niech ktoś mnie, do jasnej kurwy, skieruje w końcu do tego pierdolonego goblina.
Obrazek

Dzielnica Portowa

162
POST POSTACI
Josephine
Żeby tylko pies! — wychrypiała, spluwając krwią obok siebie. Posmakowanie juchy jednocześnie ją uspokoiło i rozjaśniło umysł, ale jednocześnie gdzieś tam chciała bić się dalej. I prawdopodobnie zrobiłaby to, gdyby nie dosyć ciekawe słowa staruszka, które odrobinę ją rozjuszyły.

Spojrzała wilkiem to na Marudę, to na starego dziada, który próbował bawić się w przekupkę na targu. Siedząc ciągle okrakiem na alkoholiczce, czuła czyste wkurwienie, które przelewało się przez jej twarz. Miała dosyć kręcenia się od jednego bałwana do drugiego, tylko po to, by usłyszeć jeszcze jedną pozornie użyteczną informację, którą będzie mogła podetrzeć sobie dupę. Chciała wiedzieć, gdzie jest teraz Faaz, a nie do cholery, kim teraz jest. Gówno ją interesowało, że jest w radzie miasta – po tej akcji i tak zamierzała skryć się gdzieś, bo nawet ona wiedziała, że ktoś może jej potem poszukiwać. Za dużo rabanu, nawet jak na standardy przeklętego Zaćmienia. Za dużo wrogów wręcz.

Ja pierdolę — mruknęła, ciągle przytrzymując ręce Marudy, ale już jej nie bijąc. — Ja powiem tylko, że naprawdę gówno mnie obchodzi to, gdzie się zakręcił Faaz. Może dla mnie nadstawiać dupy cesarzowi, ale naprawdę, nie interesuje mnie to co robi. Przyszłyśmy tutaj, żeby się dowiedzieć — przerwała na moment, zerkając na Verę, po czym ślizgając oczami po staruchu, aż do Marudy, do której się odezwała, głośno, powoli, wyraźnie, nieco chrypliwie. — GDZIE-TERAZ-JEST-FAAZ. Gdzie jego dupa siedzi, nie co robi, zrozumiane? Gadaj, gdzie jest, to sobie do niego pójdziemy i zostawię cię w tym chlewie. Nawet ja mam resztki jakiejkolwiek godności — splunęła raz jeszcze obok Marudy, zlizując z warg jej krew i trzymając ją.

Denerwowała ją powoli ta wendetta. Chciała już znaleźć się przy Faazie i to rozstrzygnąć, zniknąć z miasta na dobre i najlepiej w ogóle tu nie wracać. Widziała też, że chyba Vera niespecjalnie ma własne pokłady cierpliwości. Był już wieczór w końcu, a tego śmiesznego krasnoluda miano powiesić z samego rana. Tyle spraw, a musi użerać się to z jednym, to drugim idiotą.

Dzielnica Portowa

163
POST BARDA
Karlgard nie zachwycił ani Very, ani Josephine. Im dłużej przebywały w mieście, tym więcej miały problemów. Przez ich akcje cierpiały nie tylko one same, ale również osoby postronne, jak choćby Osmar. Kapitan mogła tylko przypuszczać, że krasnolud nie został potraktowany najprzyjemniej w więzieniu.

Jej rezygnacja najwyraźniej odbiła się na staruszku, jak i na Marudzie.

- Marda, kurwa! - Parę kolejnych bluzgów wyrwało się spod wykrzywionych ust, prostując imię, które preferowali najwyraźniej wszyscy prócz jej samej. - Jak chcesz się targować, to was zaprowadzę do niego, ale zabierzesz mnie z tego pierdolonego miasta i od tego pierdolonego dziada.

Staruszek wyglądał na dotkniętego jej określeniem, jednak nie powiedział nic, by się obronić.

- A gówno! - Wyrzucił z siebie po chwili, po chwili namysłu. - Kupiłem cię, więc bądź cicho.

Nie minęło kilka sekund, jak rozgorzała kłótnia między Marudą i staruszkiem. Inwektywy latały w powietrzu i gdyby nie ciężar Joe, który trzymał ją przy ziemi, Maruda z pewnością rzuciłaby się na dziada z rękoma.

- Dobierzcie mu się do dupy i pójdę za wami do wieczności! - Wykrzyczała w końcu kobieta, ale jej wierzgania pod wilczycą nie były tak żywe, jak być może powinny. Najwyraźniej tak naprawdę nie chciała robić nic własnoręcznie. - Do Faazza, do wszystkich demonów!

Kłótnia mieszkańców stoczni nie miała dotyczyć Jose i Very. Kobiety miały dwa wyjścia - albo spełnić życzenie dzikuski, albo pójść swoją drogą i dalej błądzić w nieznane. A może istniała trzecia droga?
Obrazek

Dzielnica Portowa

164
POST POSTACI
Josephine
Jo ciągle siedziała okrakiem na Marudzie, czy jak się później okazało – Mardzie – nie pozwalając jej podnieść się zbytnio. Walka pomogła jej zszarganym nerwom, uspokajając je odrobinę, chociaż niezbędna będzie dawka duszka w najbliższym czasie, dopóki zaćmienie się nie skończy. Tak czy siak, uchwyt miała silny, w przeciwieństwie do szarganiny kobiety, która odurzona była alkoholem.

Słysząc propozycję Mardy, Josephine parsknęła, kręcąc przy tym głową. Spojrzała pierw na Verę, potem na dziadka, a na końcu swoją zakładniczkę. — Stroisz sobie jaja, nie? Naprawdę boisz się takiego starego dziada? Co, może jesteś jeszcze przykuta do podłogi i wbrew swojej woli pojona wódą? Nie rozśmieszaj mnie.

Po krótkiej chwili wahania Jo puściła Mardę i wstała, otrzepując kolana i dłonie, a także przecierając twarz. Spojrzała na alkoholiczkę z pogardą. — Mogłabyś go złamać wpół i spieprzyć pierwszym lepszym statkiem na Archipelag albo do nie wiem, Keronu. Zamiast tego kisisz się w zatęchłej stoczni. Boisz się dziadka, który sra przed tobą w gacie! Żałosne.

Kręcąc głową, podeszła do Very i chwyciła ją pod ramię, chcąc pociągnąć nieco w bok. Nie robiła tego gwałtownie, prędzej dając do zrozumienia, aby ta odeszła od staruszka. Jeśli pani kapitan się zgodziła, Jo nachyliła się do jej ucha i z kwaśną miną powiedziała: — Jeśli nie złamiesz swojej obietnicy, to szybciej będzie, jak rzucisz w pierwszej lepszej spelunie, że mnie złapałaś i chcesz porozmawiać z Faazem w cztery oczy. Szybko ktoś się do ciebie odezwie, a może zdążymy jeszcze sprawdzić co z twoim kurduplem. Chyba że chcesz... — wskazała oczami na dziadka i poklepała się po mieczu, wyraźnie oczekując zgody Very.

Dzielnica Portowa

165
POST POSTACI
Vera Umberto
A więc to dlatego ta kobieta zapijała się do nieprzytomności, a dziadek był zadowolony i świetnie się bawił. Vera nigdy się nie parała niewolnictwem i nie zamierzała. Nie wyobrażała sobie posiadać kogoś na własność, choć zdawała sobie sprawę z tego, że w niektórych rejonach świata wciąż tak to funkcjonowało. Przesunęła oceniającym spojrzeniem po przyciśniętej przez Joe do ziemi sylwetce Mardy. Wyglądała na silną, choć obecna sytuacja nie wskazywała na siłę, ani fizyczną, ani charakteru.
Teoretycznie mogłaby się zgodzić na tę propozycję, choć najemniczka miała rację. Czy było coś, o czym nie wiedziały? Straże Karlgardu wyłapywały nieposłusznych niewolników i ich wieszały, czy co? A może starzec miał inny sposób trzymania kontroli nad swoim zakupem? Umberto mogłaby odkupić niewolnicę i zabrać ją na Siostrę, dopóki nie spłaciłaby długu, ale jej zapasy finansowe malały niebezpiecznie, a miasto wcale nie przynosiło zarobku, na jaki zazwyczaj liczyła. Głównie dlatego, że tym razem nie handlowała, ani nie szukała zlecenia.
Uniosła zmęczone spojrzenie na Josephine, nie podnosząc się ze skrzyni. Dziadek ich nie słyszał, został na zewnątrz.
- Bosmanem - poprawiła, po raz kolejny. - Gdyby nie szukała nas cała straż, być może - mruknęła cicho, tak, by nie usłyszała jej leżąca na podłodze Marda. - Ostatnim, czego teraz potrzebujemy, to zwracanie na siebie więcej uwagi.
Pokręciła głową z rezygnacją i wstała. Schodząc ze statku po raz drugi ubrała się inaczej niż zwykle i teraz brakowało jej płaszcza, a związane w ciasny kok włosy irytowały. Vera doskonale wiedziała, że jak to wszystko się skończy i wypłyną na otwarte morze, to nie będzie trzeźwiała przez tydzień.
- Odkupię ją, potem będę się martwić co dalej. Już zabiłam jednego, bo myślał, że jest bardziej cwany niż wszyscy wokół i teraz ponoszę konsekwencje - uśmiechnęła się do Josephine krzywo. - Nie bywasz głosem rozsądku, co, Joe?
Wyprostowała się i przeniosła wzrok na Mardę.
- Ile za ciebie dał? - spytała. - Jak doprowadzisz nas do Faazza, a potem pomożesz mi w jeszcze jednej sprawie, bez zadawania zbędnych pytań, to zabiorę cię z miasta. Zbieraj dupę z ziemi. Przebierz się, jak masz w co, bo walisz jak uliczka za podrzędną karczmą.
Gdy usłyszała kwotę, ruszyła w stronę dziadka. Nie zamierzała płacić mu więcej, niż wspomniana przez niewolnicę cena, ani się targować. Wcisnęła mu tylko monety w rękę, nieprzyjemnie uszczuplając zawartość swojej sakiewki. Potrzebowała zlecenia. Zdecydowanie potrzebowała zarobić.
- Zabieram ją. Kup sobie nowego alkoholika - poinformowała starca krótko, głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Obrazek

Wróć do „Karlgard”