POST POSTACI
Vera Umberto
Marcel znowu podjął próbę złapania Very za dłoń, a Vera znowu uniknęła tego, wsuwając obie ręce do kieszeni spodni. Obecność ulicznej sieroty mogła być pewnym plusem; ludzie nie chcieli patrzeć na rzeczy, które były dla nich nieprzyjemne i niewygodne, a do takich rzeczy na pewno należało brudne i bezdomne dziecko. Być może gdyby podała małemu dłoń, nic takiego by się nie wydarzyło. Ale może wręcz przeciwnie? Może mały uznałby, że znalazł sobie nową matkę i nowy dom, a gdy Siódma Siostra opuści port, on będzie musiał tutaj zostać, ze swoimi zawiedzionymi nadziejami? Nie miała czasu zajmować się gówniakiem na pokładzie statku. A już na pewno nie zamierzała zrzucać tego obowiązku na kogoś innego. Życie na statku zajmującym się tym, czym zajmowała się na co dzień Siostra, nie było odpowiednie dla dzieci, niezależnie od tego jak żałowała chłopca i całej tej jego ulicznej bandy. Vera Umberto
- Nie - sprzeciwiła się krótko. - Sięgasz mi do pasa, a twoje umiejętności są bardzo przydatne, ale niewystarczające. Poczekaj... pięć lat. Naucz się walczyć mieczem. Jeśli wtedy nie będziesz jeszcze miał pracy i... uporządkowanego życia, to zabiorę cię z Karlgardu.
O ile w ogóle będę mogła tu jeszcze wrócić, przeszło jej przez myśl. W zaskakująco wielu miastach świata już nie mogła się pojawiać. Za Karlgardem by nie tęskniła, ale szkoda by było dodawać jeszcze jedno miasto do tej listy.
W końcu dojrzała Joe. Miała nadzieję, że jej wypad na miasto okazał się bardziej skuteczny. Fakt, że szła za nią banda obdartusów, a nie prowadziła jej straż, był dużym plusem, choć trzeba było przyznać, że widok najemniczki wcale nie poprawiał jej nastroju. Westchnęła bezgłośnie i opuściła wzrok na Marcela.
- Wejdziemy teraz na statek po obiecane jedzenie. Zabieraj i zmykaj, razem ze swoimi kolegami. Mam dużo spraw do załatwienia przed nocą i za mało czasu - ruszyła po rampie na górę, zerkając w stronę Joe i gestem dłoni również zapraszając ją na pokład. Tylko ją, miała nadzieję. Dzieciaki miały zostać na lądzie. - Wróć jak będziesz miał tę czaszkę, o ile w ogóle zdążysz zanim wypłyniemy. Nie zostajemy tu długo. I pamiętaj, tylko ty. Nikt inny od was nie ma wstępu na mój pokład, jasne? Leć.
Po wejściu na statek została przy burcie, chcąc poczekać na Joe, a Marcela posłała do Tripa drogą, którą już znał i z pewnością dobrze pamiętał.
- Udało się? - spytała, gdy kobieta znalazła się obok niej.