[Dolne Miasto] Kanały

31
Udało się. Przynajmniej na to wyglądało Septo bardzo ucieszył się z tego że przypadkiem nie otworzył bramy na oścież do innego świata zalewając ten ognistymi istotami które bawiło palenie kapłanek Kariili. Tym dokonaniem jednak nigdy się nie pochwali w końcu może i lepiej aby władza nie wiedziała o istnieniu bramy. Czasem zapędy tego typu były nienajlepsze. Septo oczywiście słysząc słowa Hexa zamierzał się odsunąć a przynajmniej nie znaleźć na drodze ognia. Septo jak to Septo czuwał niemal nieustannie. Podsycany paranoją. Widząc światło w tunelu niemal od razu zaczął podejrzewać najgorsze, straż albo demony. I co wykrakał swym milczeniem, wyglądało mu to na demony nie próbował rozmawiać. Tak jak tamten, pamiętał jak tamta spaliła kapłankę tak samemu twierdził że Walka jest jedyną opcją. Dlatego też niemal od razu szukał jaśniejszego punktu w jednej z tych istot. Starając się wytężyć wzrok. Przyzwyczaić go go ognistej istoty aby dostrzec to czego szukał. Te były rogate co było czymś nieco innym, może samce? Jednak nadal zdawały się być płonące. Kiedy to spostrzegł zamierzał strzelić z łuku. Pierwszą wystrzelił bez użycia magii. Trzymając strzałę po lewej stronie cięciwy lecąc bardziej na szybkość strzelania niż siłę. Mając dwie dodatkowe w ręce aby posłać je jeśli chybi. Teraz gdy był gotowy i miał przygotowany łuk była to kwestia ułamków sekundy aby wystrzelić je wszystkie. Czekał jednak na skutek. Pierwszej strzały. Nie był pewien czy zwykły najpewniej żelazny a nie stalowy grot wystarczy aby zniszczyć rdzeń czy też organ tych istot. A użycie magii po zamykaniu bramy, podczas zaćmienia jakoś mu się nie wróżyło rozsądnie, wiedział co ostatnio się z nim działo.
Obrazek

[Dolne Miasto] Kanały

32
Pierwszą strzałę posłał Septo, inicjując walkę. Pocisk przemknął przez połowę długości jaskini, trafił w cel i... przeleciał na wylot przez brzuch, zajmując się po drodze ogniem. Grot stuknął o kamienną ścianę, drewniany promień strzały zabrzęczał obijając się o podłożę. Trafiona istota, ta najbardziej wysunięta na przód, zupełnie niewzruszona, wykonała zamaszysty ruch górną kończyną. Pół-eteryczne ramię wydłużyło się trzykrotnie, tworząc cienki, ognisty pejcz. Zawirowała nim w powietrzu.
Francis i Garret, zainspirowani podjęciem walki przez Neherisa, powzięli kolejne próby powstrzymania demonów. Dwie strzały z dwóch przeciwległych końców groty pomknęły ku celom i obie trafiły w ich płonące ciała, lecz nie wyrządziły najmniejszej krzywdy, co więcej, rozwścieczyły je bardziej, bowiem ich kroki stały się szybsze i pewniejsze.
Kolejny ruch wykonała Veriana, chwytając zwinnym ruchem jedno z ostrzy do rzucania, z którymi nigdy się nie rozstawała. Wypolerowana na błysk stal mieniła się w świetle lewitujących ogników, odbijała skupione oko skrytobójczyni przygotowującej się do ataku. Wykonawszy zamach, rzuciła przedmiotem. Wirujący nóż ugodził drugiego stwora w serce, utknął w nim na krótką chwilę, po czym upadł na ziemię. Demon stanął i zachwiał się, po czym eksplodował z ogłuszającym hukiem i uderzeniem gorąca. Odrzucona w tył drużyna upadła na wznak i tylko dzięki temu przeżyła nadchodzący w tym samym czasie atak drugiego demona. Wymierzony ku nim poziomy cios ognistym batem chybił i przeciął powietrze ponad leżącymi towarzyszami.
Hej, hej, tutaj! — krzyczał Garret, próbujący odwrócić uwagę demona od obezwładnionego Septo, Thoma, Hexa i Yeli.
Neheris usłyszał strzał z łuku, ujrzał strzałę przelatującą przez jęzory ognia niczym przez powietrze, ominąwszy wrażliwy rdzeń. Stwór, znajdujący się już jedynie kilkanaście kroków przed nim, emanował niesamowitym gorącem, które zaczynało parzyć skórę twarzy. Demon odwrócił się i jakby od niechcenia, wolną pół-eteryczną ręką, wykonał zamach i posłał ognistą kulę w stronę Garreta obstawiającego flankę. Zabójca przeklął głośno i padł na ziemię, wypuszczając z dłoni łuk, który spadł do obniżenia jaskini.
Septo rozeznał się w sytuacji. Tuż obok niego leżał Hex, obity i zdezorientowany, próbujący z dużym wysiłkiem obrócić się na bok, by podeprzeć się rękami i powstać. Z jego rozbitej głowy ciekła strużka krwi. Za nimi leżał Thom i Yela. Mistrz zebrał się do pionu najszybciej, w pośpiechu pomagając rudowłosej dziewczynie się pozbierać. Najbliżej żywego demona leżała nieruchoma Veriana. Francis, który obstawiał drugą flankę, zniknął ze swojej pozycji i dopiero po paru krótkich chwilach, gdy ognisty demon ponownie skierował swą uwagę ku obezwładnionej części drużyny, ujawnił się w szaleńczym biegu nacierając na wroga z piką pod pachą. Nie dane mu było dosięgnąć celu, gdyż nim stanął w zasięgu ataku, niespodziewany atak stwora ugodził go dotkliwie, raniąc tors płomiennym pejczem. Zabijaka stęknął i syknął, łapiąc się za głęboką i śmierdzącą spalenizną ranę w brzuchu. Buchnęła z niego krew, usilnie trzymane wnętrzności uciekały mu między drżącymi rękami. Runął na twarz aż gruchnęło. Demon zarechotał niby po ludzku i zapłonął mocniej i jaśniej, przybierając barwę bliską bieli. Gorąc stał się nie do zniesienia, a co więcej, Septo ujrzał jak nogawka nieprzytomnej Veriany zajmuje się płomieniem.

[Dolne Miasto] Kanały

33
Septo zaczął pierwszy a wycelował jak jakiś cieć, aż było mu wstyd za siebie Szczególnie że uważał się za przyzwoitego łucznika. Co jednak zrobić gdy cel jest ruchomy a sytuacja jest skomplikowana. Do tego wybuchy prawie że coda z tego wszystkiego mało co ogarnął a nawet nie zdołał wpuścić kolejnej strzały. I wówczas Spostrzegł że Veriana znalazła się w złym położeniu sprawiło to że szybko wytknął w jej kierunku rękę i zainkantował w takim skupieniu na ile mu pozwalało to że nieco leżał..
- Ut mihi frigus! -
Użył zaklęcia starając się Ochronić Veranę przed podzieleniem losu pewnej kapłanki, czy wybrał słusznie? Nie wiedział. Jednak nie zamierzał na tym poprzestać ruszył aby złapać łuk i kolejne strzały aby spróbować zacząć strzelać do tego Demona. Wiedział że gdy niedawno użył zaklęcia i chciał rzucić kolejne to źle się skończyło. Sprawiło to że tym razem nie szczypał się zastanawiając widział że zwykły nóż mógł go zabić wystarczyło trafić w dobry punkt więc dalej starał się trafić. Mimo tego że ostatnio się nie udało. Podczas strzelania starał się wrócić do jakieś nieutrudniającej strzelanie pozycji.
Obrazek

[Dolne Miasto] Kanały

34
Zaciągnięta z zasobów Neherisa energia zaczęła tkać lodową powłokę, pokrywając skórę i odzienie nieprzytomnej skrytobójczyni, przezwyciężając żywioł ognia, palący i niszczący. Septo dobrawszy łuk, który wylądował nieopodal, już przygotowywał się do strzału, kiedy gwałtowny ucisk, mający miejsce gdzieś poniżej mostka, wytrącił go z równowagi i odebrał siły. Spostrzegł wtedy, że historia z Wielkiego Pałacu znowu się powtarza. Zaklęcie nie dezaktywowało się kiedy powinno, a w swej samowolce poczęło ciągnąć z otoczenia i samego Septo resztkę energii magicznej, podtrzymując swe działanie.
Ognisty demon przygasł i cofnął się o dwa kroki. Septo upadł na kolana, podpierając się na słabych ramionach. Płomienie, które okalały pół-eteryczną powłokę istoty zniknęły całkiem, odkrywając przezroczyste ciało z jaśniejącą iskrą-rdzeniem. Gdzieś z odległego końca jaskini przyleciała strzała, potem druga i trzecia. Trafiła dopiero czwarta. Septo ledwo postrzegał otoczenie, zamroczony utratą sił witalnych i wampirycznym zasysaniem jego Vitea. Zaklęcie lodowej zbroi przeszło płynnie po podłożu ku demonowi, pokrywając go od dołu do góry białym szronem, który przybierał na grubości z każdą kolejną sekundą. Septo wiedział, co za chwilę się wydarzy. Był jednak bezsilny. Wątłe ramiona nie mogły już podtrzymać jego ciężaru. Upadł na twarz, czując chłód wilgotnego kamienia i metaliczny posmak własnej krwi. Tracił kontakt z rzeczywistością.

*
Nie! — usłyszał w półjaźni krzyk Hexa.
Potem poczuł jedynie krótkotrwałe spięcie w powietrzu i na skórze. Natychmiast po nim rozległ się huk, rozlało się szczypiące zimno, a Septo odpłynął w niebyt i nic więcej już nie pamiętał.

[Dolne Miasto] Kanały

35
POST BARDA
Powóz zatrzymał się przy jednym z budynków przy dolnym mieście, by Mortiush i Pies mogli wyjść. Woźnica, który ich tutaj dostarczył, zszedł ze swego miejsca i walnął z pięści w trzy razy. Po drugiej stronie słychać było jakieś hałasy, jakoby ktoś zareagował na to piękne pukanie do drzwi. Po chwili drzwi otworzył stary człowiek, który wyglądał, jakby swoje najlepsze lata miał za sobą.
- Czego chcesz, chłopcze? - Zapytał twardo, pewnym głosem, który był sprzeczny z jego posturą.
- Shah pozdrawia. - Odpowiedział krótko i zrobił miejsce, by pokazać na dwójkę mężczyzn, którzy już w tym czasie powinni zejść i zabrać ze sobą rzeczy. Staruszek popatrzył na nich, zmrużył oczy i westchnął cicho.
- Ach tak, niech wchodzą, byle szybko. Nie chce, by dzielnica plotkowała. - Zamarudził, pospieszając ich gestem do siebie. - A ty wynoś się już, przyciągasz uwagę. - Mruknął i odpędził go ręka, nie zwracając już na niego najmniejszej uwagi. Woźnica nic nie odpowiedział, odwrócił się, by odjechać wozem. Mortiush usłyszał bardzo słabe: "Stary grzyb", wymruczane pod nosem.

Weszli do małego pokoju, wypełnionego tak, jak biedne domy miały. Proste krzesła, stoliki, meble, gdzie trzymane były różne rzeczy domowego użytku. Z sufitu wiszące pęki ziół. Dom, jak dom, nic szczególnego tutaj nie było.
- Dobra młokosy, ustalmy jedno na początek. Nie obchodzi mnie, kim jesteście. Macie się mnie słuchać, bo nie wiem, jak dużo wiecie o kanałach. Stawiam swoje lewe oko, że gówno. I tyle w sumie wam wystarczy. Po drugie, kanały są niebezpieczne jak skurwysyn, jeśli nie chodzi się utartą ścieżka. Zejdziecie z niej, a nikt nie odnajdzie nawet waszych kości. Moim zadaniem jest was wyprowadzić. Za to mi zapłacili. Pytania? Nie? Idealnie. Zaraz dam wam sprzęt i będziemy schodzić. - Powiedział i ruszył żwawo do następnie izby, zostawiając ich na chwile samych.
- Dali nam jakiegoś wariata. - Mruknął Pies do Morta.
- Słyszałem młokosie. - Odezwał się głos z drugiej izby.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

[Dolne Miasto] Kanały

36
POST POSTACI
Całą drogę Mort z przyjacielem przebyli nie rozmawiając zbyt wiele. Ciężko było mu się zrelaksować odkąd rozeszli się z Psem po treningu i rozmowie. Z każdą minutą przychodziły nowe myśli i sam ze sobą przeżywał różne scenariusze nadchodzących wydarzeń. Chciał to już mieć za sobą. Ostatnio wszystko działo się tak szybko w jego życiu i tak bardzo brakowało mu nad tym kontroli, że już miał dość. Niby miał trochę czasu, ale niespecjalnie odpoczął.
Kiedy dojechali bez słowa poszedł za wskazówkami. Na odchodnym podziękował jedynie woźnicy skinieniem głowy i poszedł dalej. Przewodnik wydawał się właściwie... Właściwy. Nie wiedział czego spodziewać się po takich człowieku, ale chyba bardziej by się martwił, gdyby ten wchodził tam w jedwabiach, opowiadając wiersze o kanałach i nie wiadomo co jeszcze.

-To chyba dobrze-odpowiedział Psu-Przynajmniej sprawia wrażenie właściwego człowieka na właściwym miejscu. Bardziej bym się martwił, gdyby czekał tu na nas czerwony dywan.

Mort próbował zażartować i nieco rozluźnić atmosferę. Sam tego potrzebował, nie wiedział jak reszta. Oczywiście dopiero po fakcie dotarło do niego, że jego słowa mogły nieco urazić ich przewodnika. Nie bardzo mogąc to zmienić, uśmiechnął się tylko do niego. Niezbyt dobrym pomysłem byłby zrażać do siebie człowieka, który w najbliższym czasie będzie miał wiele możliwości, żeby wyprowadzić ich w nieznane i zadbać o to, żeby nikt ich nigdy nie znalazł. Odruchowo przy takiej myśli Mortiush sięgnął do uda by poprawić i wygodnie ułożeyć pochew z nożem. Zauważył to w porę i zamaskował ten ruch pokazujący brak zaufania poprawieniem spodni, pasa, torby i reszty dobytku, który niósł na sobie. A nie był to zbyt wielki dobytek... Był gotów by ruszać jak najszybciej. I żeby jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”