POST POSTACI
Josephine
Kłęby dymu wydobywały się z narkotyzujacej mieszanki, przyćmiewając wszelkie emocje i zmysły kobiety, która jedyne o czym potrafiła myśleć, to rozszarpanie wszystkiego na strzępy. Drżała przez to spazmatycznie, próbując przegonić bestię ze swojej głowy, ale było to trudniejsze niż myślała. Krwawe słońce nie pomagało, a wręcz przeszkadzało, denerwowało swoim stanem i wpływem najemniczkę, która coraz gwałtowniej zaciągała się tytoniem, dochodząc do momentu, w którym zakrztusiła się dymem. Złapała się za głowę, kompletnie oszołomiona gdy usłyszała pierwszy głos.Josephine
- Ja pierdolę! - wrzasnęła, widząc orczycę i jej kilka kopii... Albo kilku strażników. Postarała się jednak zreflektować na tyle, aby niemrawo zaśmiać i powiedzieć tylko: - N-nie strasz.
Zerknęła na wychodzącą Verę, która delikatnie mówiąc miała dość. Właściwie nie dziwiła jej się - ostrzegała, że współpraca z nią zakończy się tragicznie.
Patrząc na oddalającą się panią kapitan, Joe coś tknęło. Nie wiedziała do końca co to jest, chociaż najprościej byłoby to opisać poczuciem winy. Jej wybuch przeraził nawet ją, a co dopiero kogoś postronnego. Poza tym przyzwyczaiła się do jej towarzystwa przez ostatnie godziny i pomimo wątpliwego stanu odbiła się od ściany, mijając Snu, mamrocząc coś pod nosem i biegnąc chwiejnie za Verą. Przygasila po drodze tytoń.
- Czekaj! - krzyknęła, chcąc zwrócić jej uwagę. Będąc wystarczająco blisko, chwyciła ją za nadgarstek mocno, ciągnąc na bok, gdzie nie kręciło się tyle mieszkańców Karlgardu. A wszystko o ile Umberto na to pozwoliła.
- Ja nie... Kurwa, wszystko mieni mi się w oczach. Tam było kilku strażników, czy tylko ta baba? - zapytała, dysząc. Przymknęła na sekundę oczy, nie chcąc widzieć tego zasranego słońca choćby przez chwilę. - Nawet ja nie wiem... Nie wiem czemu tak nagle się to dzieje, dobra? Nie chciałam się na niego rzucić. Nie chciałam... Nie miałam tego na myśli. Nie ja. Daj mi... Minutę. Muszę odpocząć, z dala od tego pierdolonego zaćmienia. Wytłumaczę wszystko.