Wielki Pałac

31
Tak... Tak, myślę że uda się coś załatwić. Z uwagi na sytuację i twój obecny status w Pałacu nie powinno być problemu z przydziałem broni — odparł rycerz na prośbę Septo.
Oczywiście poinstruuję przełożonych, oni roześlą informację dalej, do posterunków straży miejskiej. Obawiam się jednak, że będzie wymagana tutaj interwencja magów. A co do kwestii łuku...
Rycerz gwardii przemieścił się na drugi koniec pokoiku żwawym krokiem i zajrzał za dwuskrzydłowe drzwi. Szepnął parę słów do stojącego tam strażnika, odczekał chwilę i powrócił do Septo z dzierżonym w ręku krótkim łukiem i kołczanem z zestawem strzał. Postawił je na stole. Nie była to tak dobra robota, jak w przypadku osobistej broni Septo. Łuk był dość wysłużony, ale nade wszystko zadbany. Drewno było odpowiednio zakonserwowane, cięciwa wymieniana nie dłużej niż przed paroma tygodniami. Strzały miały groty proste, stalowe i zwieńczone były trzema lotkami z piór. W skórzanym kołczanie Septo doliczył ich dwadzieścia sztuk.
Niech Panienka Kariila uchroni, by nie było potrzeby go użyć — skwitował sir Korneliusz, powracając na swoje miejsce.
Rozległo się nagle pukanie. Rycerz, który dopiero co usiadł w swoim krześle, ponownie zerwał się i podszedł do drzwi, tym razem innych, mniejszych, prowadzących do niewielkiego korytarzyka. Ukłonił się osobie po drugiej stronie. Septo do końca nie widział gościa, trudno było go też dosłyszeć.
Jeden z naszych urzędników chciałby zamienić parę słów z Matką Valerią i sir Neherisem. Na osobności — poinformował członek gwardii. — Lady Tyldo, jeżeli łaska...
Oczywiście, oczywiście. Właściwie to i tak chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza — odrzekła przeorysza, posłusznie opuszczając salonik, pozostawiając w nim jedynie Septo i starą Valerię.
Drzwi się zamknęły, a przed progiem stanął mężczyzna. Ubrany był w typowy urzędniczy, prosty acz szykowny ubiór. Początkowo Septo nie mógł go rozpoznać, choć było w nim coś bardzo znajomego. Zrobiwszy kilka kroków w stronę Neherisa, aparycja jegomościa zmieniła się płynnie, niczym wiosenna pogoda.
Thom Brennick we własnej osobie. Nieco bardziej mizerny niż go Septo zapamiętał, lecz wciąż ten sam Mistrz Gildii Bandytów.
Valeria powstała. Minę miała zszokowaną. Chciała coś powiedzieć, lecz zaniemówiła.
Matko — podjął mężczyzna — wielce natrudziłem się, by dostać się do pałacu. Możesz oszczędzić mi kazań, które zapewne cisną ci na język. — Przetarł czoło. Odkryta z iluzji twarz była zmęczona, wskazywała na osłabienie podobne do tego, które odczuwał Septo. — Szczęśliwy jestem wszakże, bo widzę cię całą i zdrową. Moje ptaszki roznoszą wieści szybciej niż wiatr. Wiem komu zawdzięczam tę zasługę. — Spojrzał na Neherisa. Uśmiechnął się zawadiacko.
Zrobił kilka kroków, zajmując miejsce naprzeciwko Septo, dokładnie tam gdzie jeszcze przed chwilą zasiadał sir Korneliusz. Rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę. Valeria również usiadła, lecz wciąż milczała, mierząc wzrokiem Brenicka. Miała w oczach nieco złości, lecz również i pobłażliwości, takiej szczególnej, matczynej.
Kopę lat, Septo. Kopę lat... Zanim wyjaśnię co mnie tutaj sprowadza, rozwieję twoje ewentualne obawy albo próby zrobienia czegoś głupiego. Nic ci nie grozi, masz moje słowo. A wiesz ile moje słowo jest warte.
Jakim sposobem tutaj dotarłeś, przecież pałac jest... Ach tak, te twoje sztuczki... Nie możesz długo tutaj przebywać, w końcu ktoś się zorientuje — podjęła nagle Valeria.
Wiem, matko. To sprawa wyjątkowa i szczególnie ważna, nie tylko dla moich interesów. Gdyby tak nie było, nie zapuszczałbym się aż tutaj. A teraz słuchaj mnie, sir Neherisie — Thom sarkastycznie zaakcentował nowe miano Septo. — Ponieważ ta oto kobieta zawdzięcza ci życie, co jednocześnie służy mojemu spokojowi ducha, daruję ci nasze niedokończone sprawy. Historię Zo'andalów możesz odesłać w niepamięć. Ale wciąż jesteś mi winny przysługę. Więc do rzeczy. Ponoć samodzielnie pokonałeś ognistą istotę, która zaatakowała kapłanów podczas uczty. Czy byłbyś w stanie to powtórzyć?

Wielki Pałac

32
Wyglądało na to że było dobrze w końcu dostał łuk nie najlepszy ale zawsze. Do tego sir postanowił poinformować strażników.
- Dziękuję.
Odpowiedział o dziwo wdzięcznie. Septo wiedział jednak że nadal jest w podłym stanie a Zakon bogini obfitości nie potrafił w żaden sposób się chronić. Wówczas jakiś urzędnik chciał się z nimi spotkać. Septo nie od razu ale poznał Thoma, jego widok nie przyniósł mu jednak ulgi w końcu Thom zaczął dość szybko mówić sprawiło to że Septo zaczął wyłapywać wątki z rozmowy. Wyłapał pewną niespójność. Dlatego też jako że już miał łuk wypalił nagle.
-Thomie, przyjacielu. Jeśli darowałeś mi tamten niefortunny incydent w którym jednak mimo wszystko nie wkopałem ciebie, ani nie zdradziłem, a nawet i pośrednio ale bardzo burzliwie uprzykrzyłem komuś życie... Co prawda tamto zadanie było trudne. Nie dość że rok czekałem zanim się pojawi to jeszcze rodzaj zadania był cholernie upierdliwy. Jednak w jakiś dziwny sposób próbowałem to wykonać. To dlaczego wiszę ci jeszcze jedną przysługę?
Zapytał szczerze i ostro ale nie dał rady mu odpowiedzieć.
-Wydaje mi się że sam czujesz jak magia szaleje. Żeby cokolwiek zrobić potrzebuję co najmniej jakąś miksturę regeneracji, trochę jestem nie na siłach. Bez magii nie mam pewności że cokolwiek zrobię. A nawet i z nią mam niezbyt dobre szanse. Do tych istot nie idzie nawet podejść. Widzę jednak że bardzo ci zależy dlatego będę szczery. To ty będziesz mi wisiał sporą przysługę. Jeszcze rycerze zadawali się pytać o miejsce gdzie mogą być te stwory zgaduję że krążą po kanałach? -
Przerwał na chwilę uświadamiając Troma że właściwie to mógł ich przypadkiem nakierować na nich.
- Przydał by się też drugi mag najlepiej nie ognia ktoś z magią wody albo czymś takim gdybym spaprał przez tą niestabilność magii. Albo nawet kilku ludzi tylko z łukami. -
Zamilkł na chwilę aby następnie powiedzieć nieco spokojnej.
- I wybacz Thomie że jestem trochę w nie nastroju. Sama Bogini ofiarowała mi kłos. Jednak Kapłani postanowili mi go zabrać, Ci sami którzy nie są w stanie się obronić. A teraz jeszcze to, mam podły humor a jeszcze jestem zamknięty w tym pałacu. -
Popatrzył jednak następne na Matkę Thoma.
- Kariila chciała abym chronił jej domenę. Jednak samemu i w takich warunkach ciężko. Chyba spróbuję zrobić jakąś strukturę aby ten zakon mógł się chociaż bronić. A jeśli i to zawiedzie mam już inny ale bardzo szalony pomysł jak Dać bogini coś czym będzie mogła bronić swej domeny. -
Powiedział to jak by była to najoczywistsza sprawa na świecie, prawdopodobnie uświadamiając zarówno Thomowi jak i Valerii
- Valeriio to do ciebie była by skierowana ta Wielka przysługa. W noc podwójnej pełni chciał bym odprawić pewien prastary i zapewne kontrowersyjny rytuał w twym przytułku na najgorzej rokujących, tych którzy zapewne naturalnie umrą jeszcze tej nocy. Wówczas mógł bym przy pomocy Bogini Matki ich jakby reinkarnować, odrodzić ich na nowo. Przyszli by na świat naturalnie. Nie pamiętali by jednak przeszłego życia. Prawdopodobnie nie trafiając w ręce Usala, chyba w formie odroczenia. Oczywiście to jeśli normalne metody zawiodą. Jednak nie chcę zawieść bogini. A obecnie jej cześć przez dziwnie decyzje jest być może w niewłaściwych rękach i muszę być gotowy jeśli wyprawa zawiedzie. Już widzimy do czego doprowadziliśmy jako śmiertelnicy pośrednio atakując najważniejszą dla nas boginię. Doprowadzając się na skraj zagłady. -
Wytłumaczył to obojgu. I widzieli że patrzył na nich poważnie. Starając się wyłapać jak bardzo są przerażeni. Prawda jednak była taka że Septo stał się prorokiem, w końcu widział boginię. I widział co się dzieje.
- Obecnie Zakon Kariili jest praktycznie w całości kapłanami i kapłankami które mogą jedynie próbować pomóc. Bez krzty narzędzi. Podczas gdy siły mroku plugawią ziemię, faunę i florę jak swą własność. Mamy liczyć na to że pan wojny Sakir zaprowadzi ład? Ukoi cierpienie i głód? -
Powiedział ostatecznie milknąć na chwilę czekając na odpowiedz. Nie wiedział czy ich przekona, jednak jeśli by mu się udało zdecydowanie łatwiej by rozumiał dlaczego Kariila go wybrała.
Obrazek

Wielki Pałac

33
Thom Brennick wysłuchał Septo do końca, po czym roześmiał się, ukazując swój perlisty uśmiech.
Septo, przyjacielu. — Rozsiadł się wygodniej, kładąc ręce na oparciach krzesła. Uśmiech nie zstępował z jego twarzy. — Jeżeli tak stawiasz sprawę... Niech będzie! Zapamiętałem cię jako mniej stanowczego, przyznam szczerze. Jestem mile zaskoczony. A więc przysługa za przysługę. Mogę załatwić kilku ludzi, z bliskiego kręgu. Zakładam że dobrze dogadujesz się z Verianą i Hexem? Zgrany zespół z was, jak mniemam. Mogę ich oddelegować do zadania, o które cię proszę. Mogę też posłać kilku pachołków. Nie będzie to łatwa przeprawa. Przez to cholerne zaćmienie ogniste istoty szczególnie się uaktywniły, a dzięki temu zaś w końcu odnaleźliśmy trop do gniazda. Jest tuż pod miastem, powiedziałbym, że praktycznie na moim "podwórku". Działać trzeba jak najprędzej. Mogę dostarczyć wszelkich potrzebnych składników.
Valeria patrzyła na Thoma z ukosa, słuchając jego słów uważnie, jakby oceniała każde jego słowo. Patrzyła też na Septo, przyswajając jego prośbę.
Septo... Twoja propozycja jest doprawdy... nawet nie wiem jakich słów mogłabym użyć. Kontrowersyjny rytuał... To brzmi co najmniej niepokojąco. Potrzebuję namysłu, to był ciężki dzień. Nie mogę tak po prostu powierzyć ci życia umierających dzieci. Gdyby dla oczu Pani byłby to akt herezji... Nie mogłabym, nie mogłabym... — jej głos się załamał. Pochyliła głowę, wbijając wzrok w dłonie złożone na podołku. — Będę medytować nad twoim problemem, Boski Wybrańcu. Jeśli jeno dostanę znak, choćby najmniejszy, będę wiedziała czy akt ten nie ugodzi w domenę Pani Obfitości. Wtedy otrzymasz moją pełną zgodę i patronat. Jednakowoż jestem niezmiernie wdzięczna, że chcesz wspierać sprawę naszego Zakonu. Intencje godne wybranka naszej Pani.
Boski Wybraniec — powtórzy Thom. — Ładny tytuł.
Mistrz powstał, marszcząc czoło, zaciskając powieki, jak gdyby przez krótką chwilę mierzył się z intensywnym bólem.
Nie wiem co tutaj się dzieje — wskazał palcem za okno — ale mam nadzieję, że szybko ustanie. Głowa mi pęka. — Wcisnął sobie palce w skronie i potarł intensywnie. — Zatem, Septo Neherisie, jak podpiszemy nową umowę? Niestety nie przyniosłem mojego "specjalnego" zestawu do pieczęci. Może uścisk dłoni? Klasycznie, po męsku — wysunął prawicę, wysilając się na uśmiech mimo bólu.

Wielki Pałac

34
Septo słuchał uważnie Thoma, już powoli opracowując jakiś plan walki z demonami. Czy tam żywiołakami, pochodzenie ich było ciężko ustalić. Wiedział jednak że trzeba się dobrze przygotować. Dlatego też powiedział.
-Dobrze zajmij się zaopatrzeniem i przydała by się jakaś droga wyjścia z pałacu, co do ludzi Hex i Veriana się naddadzą ufam im, i może jeszcze z co najmniej 4 ludzi, najlepiej albo z bronią drzewcową i jakąś dystansową. W cztery włócznie czy piki, szczury jeśli i na takie natrafimy nie będą problemem. A mam też pomysł jak mógł bym je zakląć strzały bełty albo włócznie, co prawda zaklęcie zadziałało by do jednego uderzenia ale powinno podziałać. Tylko bez jakichś wspomagaczy może być ciężko z moją Viteą.
Wytłumaczył plan jaki miał, czemu możliwe że Thom wypatrzy jakąś lukę i go poprawi, dalej jednak skupił się na Valerii.
-Doskonale rozumiem twe wątpliwości sam je mam. Ile jednak wytrzyma ten świat jeśli będziemy dalej tylko przyglądać się jak siły mroku są wypalane przez siły boga wojny w imię sprawiedliwości. Czy po tym wszystkim zostanie coś więcej niż tylko wypalona i splugawiona ziemia?
Słysząc słowa o tym że jest boskim wybrańcem początkowo zamilkł po czym powiedział.
- Na to wychodzi że stałem się Boskim Wybrańcem. -
Nadal na swój sposób było to dla niego dziwne ale powoli oswajał się z tym faktem szczególnie gdy miał plan. Następnie podał rękę Thomowi.
- Nie ma czasu na formalności, choć rozumiem że i tak Laydy Valeria może odmówić. Więc potwierdzam że spróbuję zająć się tymi ognistymi istotami. -
Zamilkł na chwilę odwracając się w kierunku Valerii.
- Właściwie to nawet cieszy mnie to że podchodzisz do tego sceptycznie, nie ma nic gorszego od przesadnego zapału który może oderwać się od rzeczywistości. Jeśli ma się udać stworzenie narzędzi dla bogini obfitości aby chronić jej domenę nie możemy popełnić żadnego błędu. Inaczej zwyczajnie narzędzia powstaną ale skończyły by rzucone na bok. Mogąc tylko zrobić coś z cienia. Gdyby jednak udało się to zrobić dobrze być może w takich sytuacjach jak ta były by w stanie walczyć z tą czy następną plagą, albo katastrofą. Dlatego też w między czasie czeka mnie dużo pracy. Chciał bym opanować magię leczenia na naprawdę dobrym poziomie wówczas mógł bym przekazywać tą wiedzę narzędziom. O ile dobrze rozumiem pewne aspekty tego rytuału.
Wytłumaczył jej zdając sobie sprawę że potrzebował zbudować jak i zyskać poparcie nie tylko w zakonie ale i na dworze aby każdy tryb jego planu mógł zadziałać. Septo dostrzegał wiele problemów, jednak w obecnych czasach zdawało się to możliwe.
Obrazek

Wielki Pałac

35
Nie ma czasu do stracenia — oznajmił Thom wychodząc na przód i zajmując miejsce przy drzwiach. — Pokażę ci jak się stąd wydostać. Za mną.
Wiesz dobrze Thom, jak bardzo nie pochwalam twoich praktyk. Nie podoba mi się też, że wciągasz do tego Septo. Ale... jeśli ma to powstrzymać te potwory, macie moje błogosławieństwo. Idźcie z Kariilą.
Żegnaj matko. — Ukłonił się z serdecznością. — Do rychłego zobaczenia.
I zniknęli za drzwiami. Minęli strażników. O nic nie pytali. Thom pod przykrywką urzędnika przeprowadzał Septo przez labirynty korytarzy, aż znaleźli się na dziedzińcu. Skierowali się do bocznych uliczek między budynkami. Było ciemno i mrocznie. Gdzieś w oddali wciąż słychać było nawoływania straży. Mijając panoramę górnego i dolnego miasta, Septo widział kilka jasnych punktów - lokalne pożary, których przyczynę znał już doskonale.
Mistrz wskazał na odkrytą studzienkę, skrytą za składzikiem ogrodnika. Thom ukradł olejową lampę wiszącą u wejścia do baraku. Ześlizgnęli się do kanału. Wilgoć, chłód i brak czarnego słońca, które zdawało się palić skórę, ulżyły Neherisowi. Zapalając latarenkę, ruszyli ciemnym, mokrym tunelem.
Kanał pod pałacem był kręty i wąski. Szczęśliwie woda była płytka, mocząc jedynie podeszwy butów. Thom wybierał kierunki bez najmniejszego zawahania, jak gdyby znał to miejsce jak własną kieszeń. Dotarli do stalowych krat, a właściwie ich pozostałości. Grube na pieść pręty były przetopione, niemal od stropu do spągu tunelu, tworząc wyrwę możliwą do pokonania przez człowieka.
Tędy musiały się tutaj dostać. Kto by pomyślał, że tak śmiało zapuszczą się do centrum miasta — skomentował, przechodząc ponad przetopioną kupą metalu.
Dotarli do rozdroża, gdzie tunel się poszerzał. Septo znał to miejsce, zapamiętał je dobrze. Jedna odnoga prowadziła do głównego kanału, ciągnącego się przez całe górne miasto aż do zewnętrznego pierścienia. Druga — prosto do kryjówki Gildii Bandytów.
Możesz iść od razu ze mną albo zabierz z domu co potrzebujesz i spotkamy się pod kryjówką. Twój wybór, ale lepiej się streszczaj.
Krótki rachunek czasu dał Septo do zrozumienia, że droga do domu i później do kryjówki Gildii zajmie dobrą godzinę. W swojej posiadłości trzymał całe swoje oporządzenie. Z drugiej strony, Thomowi wyraźnie się spieszyło. Był zniecierpliwiony i widać to było po jego zmęczonej twarzy.

Wielki Pałac

36
POST POSTACI
Septo Neheris
Łucznik skinął Thomowi zgadzając się że nie powinni tracić czasu. Powiedział jeszcze nim ruszył.
- Oby Kariila nam sprzyjała. - I ruszył prowadzony przez Thoma w milczeniu i swoistym skupieniu nadal zastanawiając się czy nie porwą się z łukami na słońce. W końcu jeśli te ogniste istoty się rozbiegły to teraz jest ich mniej w leżu. Kanały były specyficznym miejscem Jednak chyba do nich przywykł. Jednak Septo ruszył aż w końcu Thom zapytał go czy ruszy do domu. Septo postanowił nie iść do domu z właściwie trzech powodów. Nie miał tam nic co zmieniło by obraz walki całkowicie. Wiedział też że w okolicy jego dzielnicy kręciły się szczury. A trzecim powodem był najzwyczajniejszy czas. Jeśli ta anomalia się zakończy zapewne te istoty wrócą do siebie. Wówczas może być ich zbyt dużo aby walczyć z nimi w kanałach. Łapiąc je pojedynczo oszalałe mieli zdecydowanie większe szanse. no jeszcze mogło się okazać że coś zabije Thoma, dopiero wszystko by się spierdoliło.
- Dziś to nie czas na spacerki. Nie ma co tracić czasu idziemy od razu do siedziby. -
Powiedział zdecydowanym wręcz wojskowym tonem. Ruszając bez praktycznie zatrzymania. Czy miał wątpliwości oczywiście że miał. Jednak miał łuk i miał strzały, był uzbrojony. Potrzebował tylko mikstur aby nieco podreperować swą siłę magiczną którą wyczerpał pierwszym starciem. I towarzyszy którzy wiedzą co robią aby wspólnie załzawić sprawę.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”