[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

46
Aremani szła wartko przez korytarz a w jej młodzieńczej głowie kotłowało się od myśli wszelakich. "Co on tak się patrzył cały czas? Nie no fajnie, że się patrzył, ma na co, ale... Zachowuję się jak skończona gówniara. Ale bym posłuchała o każdej dziarze... Ja pierdolę, złodupca Ci się zachciało. On nie może się doczekać. CO TO ZNACZY, ŻE WSZYSTKO PO MNIE WIDAĆ?! NIC PO MNIE NIE WIDAĆ. Gorąco tu, czy to tylko ja?"
Ciężko było jej stwierdzić, czy to potliwość wywołana szybkim marszem.

W całym tym skupieniu o mało nie odbiła się od Shirana, którego dostrzegła w ostatniej chwili.
- Patrz, gdzie leziesz, de~ - za owym ~de ciężko było stwierdzić, co miało się kryć. - Och, wybacz. - Aremani pociągnęła przy półelfie kila razy nosem. Od razu rozpoznała zapach, ale nie była z tego powodu zadowolona.
- Uh, czemu wychodzisz z pomieszczenia które pachnie jak nawalony żebrak?
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

47
"Nigdy to za duże słowo...". Mam nadzieję, że nie muszę opisywać tego co się działo w mojej głowie. Chciałem w tamtej chwili pozostać w tej kajucie, ale to nie byłoby zbyt rozsądne. Wiedziałem tylko, że to nie była moja ostatnia wizyta u Nellrien. Nie wiem tylko kiedy tam się zjawię... I czy w ogóle to przeżyjemy... Cholerna wyspa, nawet romantykiem być nie da. Mam nadzieję, że chociaż podczas wyprawy uda się być w grupie Nellrien... Bo pewny byłem, że nie zostanie w kajucie.
Nie mogłem też nie uśmiechnąć się na jej komentarz o byciu cnotliwą i pruderyjną. Oj, kręciła mnie ta pani Kapitan. I stanowczo wolałem tę jej wersję, gdzie była wyszczekana i wręcz błyszczała inteligencją. A do tego jej naprawdę świetna figura, czy też piersi, których kształt podkreślała zakładając ręce tuż pod nimi... Już, Shiran, uspokój się, bo sam zaczynasz być jak ten buc, co to kobity nie miał od pół roku...
No, ale jak nie podziwiać jej wdzięku i opanowania, nawet gdy gnoi Cię... Przepraszam. Wyraźnie wyraża swoje zdanie.
- Po prostu przemyśl to - podsumowałem jej tyradę cicho. - Jestem dość przydatny i nie mówię tego tylko po to by władować Ci się do łóżka, a raczej... Po prostu wolę pracować dla kogoś takiego jak Ty. Bezpośrednio. - wyjaśniłem, robiąc krótką pauzę na końcu.

- A wracając do łóżka... - Zacząłem, gdy przysunęła się bliżej, tak że czułem rum o wiele mocniej niż przed chwilą. - ...z przyjemnością znajdę jakiś sposób. Tylko przebierz się wcześniej - szepnąłem, gdy stała tuż przed moją twarzą. Wyszczerzony oczywiście od ucha do ucha, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że od samego początku chciałem właśnie tego. Polubiłem ją i zwyczajnie... Zwyczajnie mnie pociągała. Tego się trzymajmy.
Dlatego gdy okazało się, że jej ręka otwiera mi drzwi, a nie obejmuje mnie, nieco się zasmuciłem... Wychodzi na to, że koniec wizyty wybijał właśnie teraz. Po czym to poznałem? Może po tym, że po prostu wypchnęła mnie bez ostrzeżenia za drzwi. Kochana Nellrien. Dba zawsze o swoich. Aż zastanawiałem się, czy to, że wylądowałem prawie na twarzy jakiegoś gościa, nie było specjalną zagrywką.
Jak się okazało, tym kimś był nie nikt inny jak Taron. Wyglądał całkowicie inaczej niż opisywała go Iskierka. Bardziej jak taki obszczymurek, niż jak prawdziwy zabijaka. Wiedziałem jednak z doświadczenia, że tacy są najgroźniejsi... Zdanie jednak zmieniłem, w momencie gdy skulił się jak myszka, podczas gdy Nellrien zwyczajnie go opierdalała. A miała być łagodna... Pokręciłem tylko lekko głową, jakby z dezaprobatą...
A chwilę później drzwi się zamknęły. Szczurek zniknął, prawie wbiegając po schodach na górny pokład, zaś z naprzeciwka prawie biegiem poruszała się Aremani. Znaczy Rudasek! Przystanąłem licząc, że mnie zauważy, ale prawie mnie nie przewróciła, gdy rozpędzona, ledwo przede mną wyhamowała. Od razu z wątami, a jakby inaczej...
- De... - Pociągnąłem dalej sylabę, ciekawy jaką to wyszukaną obelgę szykowała.- I też Cię miło widzieć, choć wolę określenie: degustator alkoholu. - Uśmiechąłem się nieco. - Ot, mała popijawa - Zbyłem to ręką. Nie miałem zamiaru opowiadać jej o tym co robiłem, ani tym bardziej kogo przed chwilą widziałem. Ot, malutki sekret, tak jak obiecałem Nellrien - a słowny byłem.

- A Ty gdzie tak pędzisz? Żabcia Cię gdzieś pogoniła, czy taka rumiana po numerku między skrzyniami? - zapytałem z uśmiechem... Choć wiedziałem, że w jej przypadku do drugie jest raczej niemożliwe... Chociaż: "nigdy nie mów nigdy"

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

48
- Cicho - sapnęła tylko Neela, gdy Dandre zaczął zagadywać ją przed pojedynkiem. Ewidentnie nie miała nastroju na pogawędkę i nawet jeśli ją samą cokolwiek tutaj intrygowało, nie miała okazji się tymi spostrzeżeniami podzielić. Okoliczności jej nie sprzyjały, i to bardzo. Choć trzeba było przyznać, że w przeciwieństwie do niej wszyscy wokół wydawali się zadowoleni z obrotu spraw. W końcu coś się działo na tej ponurej łajbie. Dwóch marynarzy wciąż czuwało nad ewentualnym kolejnym atakiem mew, ale pozostali zbierali się wokół pierwszego ciekawego wydarzenia, od momentu opuszczenia portu kilka dni temu.
Dziewczyna zważyła pałasz w dłoni i odetchnęła głęboko, skupiając się na Birianie. Śledziła spojrzeniem czubek jego miecza, gotowa zareagować, kiedy wyprowadzi pierwszy atak...
I nie zawiodła go, działając dokładnie tak, jak się spodziewał. Skutecznie odbiła ostrze, a potem sama cięła, chcąc skorzystać z faktu, że zostawił jej otwarcie. Dandre zablokował ten atak, a radosne okrzyki wokół poniosły się po falach. Dotarły też pod pokład, do Aremani i Shirana. Coś działo się na górze i to coś budzącego dużo silniejsze emocje, niż pojawienie się wyspy na horyzoncie. Walczący kątem oka widzieli, jak wśród obserwatorów zaczynają się zakłady, choć mogli co najwyżej zgadywać na które z nich postawiono więcej.
Neela walczyła w typowo książkowy sposób. Ewidentnie miała doświadczenie, ale przypominało ono bardziej efekty szkolenia w bezpiecznych warunkach, niż faktyczne przeżycia twarzą w twarz z wrogiem. Jej stopy pracowały w idealnie zgodnym z zasadami rytmie, a ostrze miecza utrzymywane było pod tak stałym kątem, jakby ktoś przedtem pilnował dla niej tego z miarką. Choć Dandre miał przewagę długości broni, ona faktycznie była nieco szybsza. I tak samo jak on, obserwowała go i uczyła się jego reakcji.

Ktoś popchnął drzwi prowadzące pod pokład i krótko zawołał wszystkich tam obecnych radosnym okrzykiem "dzieje się!", przyciągając na górę trzech kolejnych najemników, Shirana i Aremani, a nawet Kerwina, który wyszedł z magazynu z zasznurowaną już z powrotem koszulą i poza faktem, że był nieco bardziej blady, niż przedtem, to nie pokazywał po sobie szczególnego osłabienia. Użyty przez zielarkę eliksir musiał już porządnie zadziałać. A gdy oni także znaleźli się na pokładzie, ich oczom ukazał się dumnie wyprostowany, skupiony Birian z dobytym mieczem, szykujący się na atak jasnowłosej.
- Pięć gryfów na dziewczynę - rzuciła z rozbawieniem jedna z żeglarek, ciemnoskóra łuczniczka, szturchając Shirana w bok. Nie miał pojęcia, kim jest przeciwniczka barda. Nigdy w życiu jej nie widział na oczy. - Wchodzisz?

Atak wyprowadzony w odpowiedzi na wyzywające spojrzenie mężczyzny był prosty i szybki, niczym ugryzienie węża. Spodziewał się go, zdążył więc odskoczyć, ale niemal poczuł zawirowanie powietrza, jakie wzbudziło ostrze pałasza. A może to po prostu silny wiatr załopotał materiałem jego koszuli? Neela skrzywiła się, ale nie dawała za wygraną, agresywnie doskakując raz po raz, zmuszając go do obrony. Drugi cios miał na celu ewidentne wytrącenie mu broni, niestety bezskuteczne. Za trzecim razem poprowadziła ostrze prawą stroną w dół, chcąc ciąć Biriana w nogę.
Walka była dość wyrównana. Shayane z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej obserwowała ich oboje, jako jedyna z tu obecnych nie angażując się w przekrzykiwanie się marynarzy. Czekała na pierwsze trafienie, a może po prostu oceniała ich umiejętności. I o ile w przypadku Biriana nie były one dla niej zaskakujące, bo przecież wiedziała, co potrafią nowi najemnicy Starej Suki, tak gapowiczka okazywała się nie tak wcale bezużyteczna.
- Szykuj swoje kolorowe soczki. Za chwilę będziesz musiała opatrywać kolejną ofiarę - mruknął znajomy głos Kerwina, tuż za plecami zielarki. - Zajebiście się zapowiada początek tej ekspedycji.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

49
Bard z trudem ukrywał rozbawienie powodowane śmiertelnie poważną miną kobiety, na przeciw której przyszło mu stanąć z mieczem w dłoni. W jego oczach ta walka była idealnym zwieńczeniem rejsu, dawką adrenaliny, by na dobre wyrwać się z letargu, w który wpędziły go ostatnie dni. Pracował na pokładzie, pomagał, gdy było trzeba, choć daleko było mu do doświadczonego marynarza, więc ostatecznie wcale nie zrzucano tak wiele na jego barki. Nie był człowiekiem pracy, wystarczyło spojrzeć na jego zadziwiająco delikatne dłonie, by dojść do podobnego wniosku. Za to, co dla wielu mogło być zaskakujące, faktycznie potrafił walczyć, potrafił zabijać. Tego jednak dłonie nie mówiły! Wszystko kryło się w oczach, tych magicznych zwierciadłach duszy, kiedy znikała gdzieś zazwyczaj towarzysząca mu wesołość i poważniał, niewidzący wzrok kierując na swą przeszłość i roztrząsając historię przelanej krwi.
Dla kobiety zaś ta mała potyczka mogła zaważyć o jej przyszłości. Nic dziwnego, że od samego początku wykazywała powagę i pełne skupienie.


Pierwsza wymiana potoczyła się w podręcznikowy sposób. Niczym go nie zaskoczyła, ale udowodniła, że najprawdopodobniej potrafi użądlić. Po paradzie wyprowadziła szybką ripostę, którą zbił bez większego problemu, z ukochaniem słuchając szczęku stali, tak bliskiej jego sercu muzyki przemocy. Pokazała, że potrafi więcej niż tylko przekonująco trzymać ostrze, jednak nadal miał wrażenie, że najprawdopodobniej nie miała wcześniej do czynienia z prawdziwą walką. Zdawała się być na to zbyt zmanierowana. Praca nóg się zgadzała, parady i riposty również, jednak powoli dostrzegał sztywność, z jaką trzymała swój miecz. Technicznie poprawnie, aż do bólu. Broń chyba nie została jeszcze przedłużeniem jej ręki, nadal była tylko narzędziem. Jak dobrze potrafiła się nim posługiwać?
Przyjął pozycję obronną i sprowokował ją do ciosu, ze szczerym zainteresowaniem i wielką uwagą, co oczywiste w każdej sytuacji, gdy staje się naprzeciw drugiej osoby ze stalą w dłoni, obserwując jej ruchy. Robiła to samo; dobrze ją wyuczono, nie przyjmowała niczego za pewniak.
Otoczenie nie istniało; krzyki podekscytowanych marynarzy i szmer zakładów nie docierały do uszu barda. Jeśli czegoś nauczyły go wcześniejsze pojedynki na salonach, to właśnie nie zwracania uwagi na tłum... I plucia na zasady pięknej, idealnej szermierki, jeśli chciało się przeżyć.


Zaatakowała!
Zaimponowała Dandre szybkością pierwszego uderzenia, którego nie próbował nawet odbijać, zbywając je krótkim odskokiem. Rozbrajające uderzenie przyjął lekką paradą, wiedząc, że takie triki działały na byle żołdaków, którzy ostrza trzymali jak cepy, zaciskając na nich dłonie tak, że aż im kostki bielały. Wtedy wystarczyło tylko trzasnąć w nie mocniej, żeby wybić biedakowi nadgarstek... Bądź zmusić do upuszczenia broni. Nie z nim jednak takie numery.
Niskie cięcie zbił swym ostrzem dzięki delikatnemu ruchowi nadgarstka, którym momentalnie zmienił wysokość gardy. Kiwnął głową z uznaniem, w duchu szykując się do drugiej rundy. Była szybka, zależało jej na prędkim i czystym zakończeniu walki. Jak poradzi sobie w dłuższej defensywie?


Przeszedł do pierwszej kontrofensywy w ułamek sekundy po tym, jak udało mu się zblokować niskie uderzenie Neeli. Postępował w stronę wojowniczej damy, z każdym kolejnym prędkim, małym krokiem wprowadzając cięcie na wysokości jej klatki piersiowej, raz z lewej, raz prawej i pod lekkim kątem, żeby parady bardziej ją męczyły. Obserwował jej pracę nóg, reakcje na lawinę prędkich ciosów i jego agresywne napieranie. Nie dawał jej czasu na kontry, jednak brał pod uwagę próbę desperackiego pchnięcia z jej strony, mając zamiar uskoczyć w bok, gdyby faktycznie jakimś cudem zdecydowała się na tak zaskakujące posunięcie.
Działał jak maszyna, poruszając się i atakując w jednym tempie, ręce i nogi młodego mężczyzny pracowały w idealnej harmonii; nadal grał w tę jej podręcznikową grę. Po czwartym uderzeniu jednak coś się zmieniło. Wykonał pół kroku w bok, dając jej wreszcie moment na kontratak, miecz zaś, którego ostrze dopiero co odbiło się od stali dzierżonej przez kobietę, przyciągnął bliżej siebie, szykując się do parady, a równocześnie z tym ruchem... Kopnął ją w stopę, by zaburzyć tą idealną, książkową równowagę, którą tak usilnie starała się zachować.
Był ciekawy, jak zareaguje na ruch spoza podręcznika. Jeśli wybije ją z rytmu, wykorzystał to od razu i uderzył mocno w trzymany przez nią pałasz, przekręcił nieznacznie nadgarstek i pchnął lekko, acz szybko na wysokości kobiecego ramienia. Jeśli zobaczy, że Neela jednak dostosowała się do jego 'brudnej' zagrywki, prędko odskoczy o pół kroku i wróci do defensywy, tym razem szukając dziury w jej ataku, by wyporwadzić prędką i skuteczną kontrę.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

50
Ano działo się. Nie wiem kto to zakrzyknął, ale nie można było przeoczyć gwarnego tłumu zebranego wokół dwójki walczących postaci. Gorzej niż przekupki na targu, albo stare baby w kolejce za wczorajszą rybą za mniejszą ilość gryfów. Straszna sprawa... No przynajmniej tak uważałem, póki nie zorientowałem się, że to ten Gryzipiórek z jakąś nową panienką. Jak widać on też nie próżnował i niespecjalnie przykładał się do poszukiwań naszej zielonej Żabci... No, ale też tam stała...

Nie za bardzo wiedziałem co się dzieje, ale jakaś ciemnoskóra dziewczyna szturchnęła mnie w bok, śmiejąc się.
- Hmmm... - mruknąłem sam do siebie, lekko mrużąc oczy, które spoglądały w kierunku walczących. Gryzipiórek nie radził sobie aż tak źle jak podejrzewałem. Za to jego przeciwniczka... Strasznie dokładna i szybka. Ująłbym to: wręcz imponująca w swoim tańcu. Od razu zauważyłem wyćwiczone podstawy, bez nawet najdrobniejszej modyfikacji. Nie miała doświadczenia w ulicznych walkach - było to widać.
- Nie - odrzekłem do dłuższej chwili. - Ten pajac gra po karczmach. Prędzej na gościa za szynkwasem bym postawił... - wyjaśniłem. Cholernie ciekawy byłem jednak wyniku. Aż mnie miecz zaczął z boku swędzieć, ach, jaka cudowna wymiana cięć!


Dziewczyna słabła, było to widać, ale jej determinacja była wręcz zadziwiająca. Trzecie cięcie poprowadzone w dół... Dużo ryzykowała, bo jeśli nie trafi, będzie po tym całkowicie odsłonięta. Nie tak się walczy na tym brutalnym świecie...
- Ano zajebiście... - potwierdziłem słowa kolosa, który stał w pobliżu Rudaska. - No i coś co zatamuje całkiem obfite krwawienie - dorzuciłem, niby od niechcenia. Nie wiem kim był ten gość, ale nie dość, że znał się na walce, skoro widział, że zbliża się jej koniec, to na dodatek wydawał się być dość blisko z Aremani. Czyżby dlatego była taka zawstydzona pod pokładem?

Heh, nie mogłem nie uśmiechnąć się do siebie pod nosem. Okazuje się, że chyba ja najmniej się bawiłem z Nellrien... Ale niczego nie żałuję

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

51
Aremani złapała się za twarz, gdy półelf wypomniał jej rumieniec. Nie sądziła, że to tak długo może się utrzymywać. W drugim odruchu natomiast spojrzała na niego gniewnie i wykonała krótki, nerwowy ruch dłonią, coś jak sygnał znaczący "korci mnie, by Ci przywalić". Szykowała już też w głowie z kila ciętych ripost z której jedną na pewno by sformułowała... ale dzisiejszy dzień coś nie za bardzo daje jej dochodzić do słowa.
Krótkie "dzieje sie" wystarczyło, by blady strach zalał Aremani od stóp do głów, dzięki czemu nie musiała martwić się rumieńcami, ale czymś poważniejszym. Pobiegła czym prędzej wraz z Shiranem na pokład obawiając się najgorszego scenariusza. Jednak to, co ujrzała, wprawiło ją w ogłupienie. Widziała jak Dandre i Neela tańczą wokół siebie- nie... pojedynkują się. Raz na jakiś czas ostrza błyszczały w smugach wschodzącego słońca, a Aremani do osłupienia dochodziło jeszcze zaintrygowanie. Nigdy nie widziała pojedynkowania które nie było gniewnym waleniem bronią w stronę głowy oponenta. W tej precyzji, wyrachowaniu, nawet gracji odnajdywała jakąś miłą cząstkę... ale przestała szukać na nią określeń, gdy Kerwin do nich dołączył, a szczęka Aremani przestała prawie leżeć na deskach pokładu. Z niewiedzy o tym, co ma myśleć na widok tej sceny wyłonił się gniew.
- Ja pierdolę, Birian! Miałeś zadbać, by jej nie zabili, a nie próbować ją zabić! - Nie oczekiwała, że bard ją usłyszy, lub co więcej: odpowie. Wydawał się skupiony, aczkolwiek w tych wszystkich ruchach... zdawał się być zachowawczy, jakby pilnował, by nie robić ich gapowiczce krzywdy. Niemniej przekląć musiała dla rozładowanie swojej frustracji.

Irytowało ją jednak to, jak bardzo marynarze uznają to za świetną rozrywkę. Nawet nie wiedzą, o co chodzi. Ktoś się tłucze i heja, więc więcej do szczęścia nie trzeba. Można zarobić i to najważniejsze, a że ktoś umrze to olać. Ech, apatyczne knury. Słowa Kerwina nie pomogły jej w myśleniu inaczej. Spojrzała tylko na niego raczej z politowaniem, ale dała sobie spokój z odzywaniem się. Niemniej obserwowała sytuację między pojedynkowiczami i stwierdziła, że lepiej być w gotowości by jakkolwiek zareagować na ich ostatnie ciosy. Zdjęła sakwę i położyła na ziemi, by w razie co móc szybko wyjąć chociaż bandaż, a w prawej ręce chwyciła za topór, gdyby trzeba było ich rozdzielić siłą.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

52
Dopóki Dandre walczył podręcznikowo, Neela radziła sobie doskonale. Odbijała każdy jego cios z całkiem efektowną precyzją, a każde zderzenie się ostrzy wywoływało okrzyk radości wśród otaczających ich marynarzy. Tajemnicza nieznajoma, która okazywała się całkiem nieźle wyszkolona w walce na miecze, bogato ubrana i do tego naprawdę śliczna, z chwili na chwilę stawała się bardziej interesująca, niż ataki mew, czy nawet czekająca na nich wyspa. Nawet na twarzy Shayane pojawił się cień uśmiechu, choć sam Birian był zbyt skupiony na walce, żeby to zauważyć.
Fakt, wymiana ciosów nie była taką, jakiej można było się spodziewać w miejscu takim jak to. Słysząc "dzieje się" i spodziewając się bójki, patrzący pewnie podejrzewali, że zobaczą tłukących się na pięści żeglarzy, albo coś podobnego. Nie szermierczą, popisową walkę. Łuczniczka mruknęła coś z rozczarowaniem i odwróciła się do kolejnej osoby, chcąc ją namówić na wejście w zakład, zanim będzie za późno. Shiran nie musiał jednak długo czekać, żeby się dowiedzieć, czy jego decyzja była słuszna.
Tak samo Aremani - nie musiała użyć dobytego topora, by rozdzielać walczących. Kopnięta w kostkę Neela otworzyła szeroko oczy z zaskoczeniem i stęknęła we frustracji, rozpaczliwie usiłując uniknąć nadciągającego pchnięcia, ale takiej techniki najwyraźniej nikt jej nie nauczył. Mocne uderzenie w pałasz sprawiło, że jej ręka poleciała w bok, choć nie wypuściła broni. Ale chwilę później Dandre już poczuł, jak ostrze zagłębia się w ramieniu kobiety, sprawiając, że skrzywiła się z bólu i cofnęła o kilka niezdarnych kroków. Wokół nich wybuchły okrzyki, niektóre pełne radości, inne rozczarowania. Dziewczyna złapała się za ramię, a w jej wielkich oczach odmalowała się mieszanina bólu i przerażenia - choć ciężko było stwierdzić, czego w tym momencie było więcej. Przeniosła wzrok na pół-orczą oficer, jakby spodziewała się, że ta zaraz wyrzuci ją do morza, bo zawiodła. Shayane roześmiała się tylko i pokiwała z uznaniem głową.
- Nieźle. Może nie będziesz bezużyteczna. W takim razie nie zrobimy z ciebie galionu. Ale w całą resztę gnoju to sama się wpakowałaś - machnęła dłonią w stronę Biriana. - Dobra robota. W nagrodę dostajesz ją pod opiekę.
- Co tu się dzieje? - odezwał się nagle zachrypnięty głos, z tej trójki znajomy tylko Shiranowi. - Może byście się, kurwa, do roboty wzięli?
Okrzyki ucichły, a sekundę później zbiorowisko rozpierzchło się po pokładzie szybciej, niż się tu zebrało. Zostali tylko oni. Rudowłosa kapitan oparła dłonie na biodrach, przesuwając oceniającym spojrzeniem po Birianie, Shayane, a potem na dłużej zatrzymała je na Neeli, która z ulgą opadła na deski pokładu i siedziała teraz, trzymając się za ramię. Nellrien uniosła tylko pytająco brwi, ale nie powiedziała ani słowa na jej temat.
- Nell... Pani kapitan - wydusiła z siebie oficer, podchodząc do niej bliżej. - Myślałam, że zostaniesz na dole.
- Nie zostanę - odpowiedziało jej warknięcie. - Nie sądzisz, że to trochę zły moment na takie rozrywki?
Pół-orczyca odchrząknęła i po chwili milczenia pokiwała tylko głową.
- Przygotować się do zejścia na ląd. Wiecie co robić. O co chodzi z tymi zdechłymi mewami? To jakaś instalacja artystyczna? Powyrzucać je - kapitan wyminęła swoją podwładną i ruszyła dalej, wydawać rozkazy. Ubrana była w sięgające za kolano buty, spodnie w pionowe pasy i czarną koszulę ściągniętą w talii szerokim, skórzanym pasem. I choć przechodziła tuż obok Shirana, nie poczuł już od niej charakterystycznego zapachu rumu.
- Prześpijcie się - westchnęła oficer, zwracając się do stojącej przed nią trójki. - Spędziliście noc na warcie. Zanim zejdziemy na wyspę, rozstawimy obóz i zorganizujemy jakiekolwiek grupy wypadowe, minie kilka godzin. Lepiej, żebyście się nie plątali pod nogami. Ciebie też nie chcę tu widzieć - dodała, zerkając na Neelę, po czym odwróciła się i szybkim krokiem poszła w stronę swojej kapitan.
Raniona w ramię dziewczyna podniosła się z desek pokładu, nie odrywając dłoni od stopniowo czerwieniejącego rękawa. Unikała wzroku Biriana, ale - co ciekawe - nie oddała pałasza, który otrzymała teoretycznie tylko do tej walki. Zresztą, nikt jej o to nie poprosił.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

53
Bard był pod niemałym wrażeniem wyczynów młodej kobiety. Przyjęła jego natarcie o wiele lepiej niż się spodziewał, sprawnie i precyzyjnie zbijając każde uderzenie. Nie sprawiała nawet wrażenia zmęczonej. Musiał przyznać, że walczyła o wiele lepiej niż nie jeden zadufany w sobie szlachcic z salonów, choć jedną cechę miała z nimi wspólną. Mimo bardzo dobrego wyszkolenia, brakowało jej doświadczenia w prawdziwej walce, potyczki wykraczającej poza bezpieczny teren posiadłości jej rodziny i zabawę w książkowe wypady i parady, efektowne i efektywne na placach treningowych, zbyt zaś naiwne na trakt. Nie zmieniało to faktu, że kobieta pochłonęła teraz całą jego uwagę, a kolejne pytania same cisnęły mu się na usta. Nowy ląd tracił przy niej swą atrakcyjność.

Po kolejnym zbitym przez kobietę uderzeniu, Dandre zmienił nieco taktykę, wychodząc poza grzeczne podręcznikowe zagrania. Zaburzył przyjęty wcześniej rytm i kopnął ją w kostkę, skutecznie wybijając Neelę z równowagi. Gdy tylko zobaczył jej szeroko otwarte oczy, wiedział, że walka już się skończyła. Mocnym uderzeniem odbił jej broń na bok i poprowadził swój miecz w przód, zagłębiając czubek ostrza w jej ramieniu. Miał nadzieję, że nie dźgnął jej za mocno, zdecydowanie nie o to mu chodziło. Patrzył jak łapie się za ranione ramię i zacisnął usta w wąską kreskę, czując nagły przypływ wyrzutów sumienia, które prędko jednak od siebie odepchnął. Dał jej okazję na wykazanie się przed oficerką i ważną lekcję na temat szermierki. Wyglądała na pojętną uczennicę, może zrozumie.
Nonszalancko zakręcił mieczem w dłoni i płynnym ruchem wsunął go do pochwy.
Dopiero teraz do jego uszu docierały powoli okrzyki otaczających ich marynarzy, szum fal i pojękiwanie lin. Wracał na ziemię.


Uśmiechnął się do Neeli, słysząc słowa pani oficer i sam już otwierał usta, by wreszcie coś powiedzieć, jednak nie zdążył wydobyć dźwięku, uprzedzony przez zachrypnięty głos, którego nie rozpoznawał. Sama wypowiedź sugerowała, że pani kapitan jednak żyła, istniała i, w jakże charakterystyczny dla osób u władzy sposób, przerażała swoich podwładnych. Żeglarze rozpierzchli się po pokładzie, jeszcze nim Dandre zdążył się porządnie odwrócić w jej stronę. Jeden rzut oka na Nellrien wystarczył, by dojść do prostego wniosku; harda z niej kobita. Przypominała mu nieco Lwią Lilię z Ujścia i ledwo stłumił uśmiech, który chciał wykwitnąć na jego twarzy na samo wspomnienie ognistej Herenzy.
Nie odzywał się, stwierdzając w duchu, że w tej chwili najpewniej nie warto zwracać na siebie uwagi pani kapitan.


Rudowłosa burza przeszła bokiem. Birian rozluźnił się nieco i ponownie skupił swą uwagę na Neeli, siedzącej teraz na deskach pokładu i ściskającej wciąż ranione ramię. Jej rękaw powoli barwił się czerwienią.
- Ay, ay, pani oficer. Z przyjemnością. – rzekł, nim znalazł wzrokiem Aremani i uśmiechnął się do niej przepraszająco.
- Będziesz tak dobra i opatrzysz ramię naszej nowej załogantki? – zmarszczył lekko czoło, dostrzegając topór w jej smukłej dłoni i widoczną irytację na młodej twarzy. Uniósł dłonie w obronnym geście. – Tym razem jestem niewinny, czysty jak łza! Toporek możesz schować, zapewniam, że na razie usług kata nie potrzebujemy. – zaśmiał się dźwięcznie, wracając spojrzeniem do Neeli.


Dziewczyna unikała jego wzroku. Trudno było powiedzieć, czy była nań zła za tą „nieczystą” zagrywkę, czy zażenowana wynikiem walki. Jego zaś kompletnie to nie obchodziło.
- Bardzo dobrze się spisałaś… Widzę, że taniec z ostrzem nie jest ci obcy. Powiem panience szczerze, że nie jednemu gogusiowi z Kerońskich salonów pokazałabyś bez problemu, gdzie jego miejsce. Ba! Pewnie większości z nich. A sam z chęcią bym na to popatrzył. – uśmiechnął się do niej, wyciągając zza pasa należący do dziewczyny nóż. Obrócił go tak, że trzymał go w dłoni za czubek ostrza, rękojeść kierując w jej stronę. Spojrzał na pałasz w jej dłoni, kiwając z uznaniem głową.
- Niejeden wypuściłby wtedy miecz z dłoni; winszuję. – skłonił się lekko, wracając powoli do żartobliwej, dworskiej farsy, w którą tak lubił się bawić. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego… Skaleczenia. W całej mej pustogłowej fircykowatości nie nawykłem jednak do dawania komukolwiek forów; wierzę zresztą, że byłabyś zawiedziona, gdybym postąpił inaczej. – puścił jej oczko – Wnioskuję, że to materiał na waćpanienki pierwszą bliznę? – zapytał, unosząc lekko brew.
Czuł nadchodzącą falę zmęczenia, powoli otępiającą czucie w jego członkach. Faktycznie potrzebował snu, ale, z czystej grzeczności, nie miał zamiaru ruszyć się o krok, póki Aremani nie opatrzy Neelii.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

54
Aremani trochę skrzywiła się, gdy Dandre kopnął ich nową "znajomą" w kostkę. Neela zdecydowanie się tego nie spodziewała. "Widocznie bogate podręczniki ją na to nie przygotowały." Grymas z kolei zdecydowanie się powiększył, gdy bard przeszył jej ramię. Ręka zielarki mocniej zacisnęła się na rękojeści topora, będąc gotowa do wyskoku i cięcia głupiego barda w jego głupią rękę. Z jednej strony klęła się, że to nie ona poszła z dziewczyną, by ją bronić. Bo jakichkolwiek argumentów nie użył Birian to z pewnością musiały być beznadziejne, skoro doprowadziły do takiego cyrku. A z drugiej z kolei co, jakby nie była w stanie nic zmienić i znalazłaby się na miejscu barda? Aremani miała doświadczenie w cięciu toporem przez gęstwiny, a nie między wypracowanymi ruchami mieczem. Jak zwykle miała problem by określić to, co czuje, ale zdecydowanie wolała podenerwować się na barda. To było jak na razie łatwiejsze.
Z wszelkiej gotowości do akcji wybiła ją damska chrypa, tak donośna, że aż ciarki trochę przeleciały po karku. W mgnieniu oka cała zbieranina dokazujących przed chwilą gapiów rozpierzchła się, co bardzo zadziwiło Aremani. Konkluzja była jasna, a słowa oficer tylko to potwierdziły. "Pani kapitan..."
Nawet orczyca wydawała się być skulona pod tonem jej głosu, a tego się nie spodziewała ujrzeć. Rudowłosa po prostu emanowała autorytetem, nawet w sposobie swojego chodu. Aremani musiała przyznać, że rozbawił ją trochę tekst o instalacji artystycznej, zwłaszcza mając w pamięci nie tak dawną bójką z jedną z mew pod pokładem. Pani kapitan zdecydowanie jej imponowała.
Gdy tylko oficer wspomniała o śnie Aremani automatycznie zebrało się na ziewanie. Tak wiele i tak intensywnie zadziało się w tak krótkim czasie, że praktycznie zapomniała o tym, że brakuje jej kilku godzin snu w rozrachunku ogólnym. Perspektywa odpoczynku, nawet chwilowego, była bardzo kusząca.
Oczywiście, jakżeby miało być inaczej, pierwszy odezwał się bard. Wspomnienie irytacji wróciło, zwłaszcza, że znów z jego powodu musiała kogoś łatać. Gdy Dandre uniósł ręce Aremani odłożyła broń z powrotem za plecy, westchnęła ostentacyjnie i poprawiła pukiel włosów za ucho.
- Jak na razie jesteś głównym prowokatorem zużycia moich zapasów, Birian. - powiedziała, po czym wyjęła z leżącej sakwy tę samą już rozpoczętą rolkę bandażu i podeszła do Neeli, zatrzymując się po drodze przy bardzie i wskazując nań palcem.
- Odkupujesz mi wszystko co do cala.

Uklękła przy Neeli nawiązując z nią najpierw krótki kontakt wzrokowy, ale słowem się nie odzywając. Po tym w znanej już jej rutynie zajęła się opatrywaniem rany. W międzyczasie słuchała od niechcenia biadolenia Dandre, a przy "pustogłowej firykowatości" przekręciła oczami tak, by Neela widziała i uśmiechnęła się do niej.
- Zawsze tak działasz, że z ciekawości zapytam? Wkładasz dziołchom sztych w ramię, jeśli nie uda Ci się włożyć czegoś innego?
- Chodź, Neela. Znajdźmy Ci jakąś pryczę. - odezwała się gdy tylko prosty opatrunek był gotowy. Rozejrzała się za Kerwinem, który do nie tak dawna stał przecież za zielarką, ale nie zauważyła go nigdzie w okolicy. Widocznie rozpierzchł się wraz z całą resztą. Hm, ciekawe czy jeszcze uda mi się na niego wpaść? Jednak sen domagał się od niej pierwszeństwa w przemyśleniach, gdy ponowne ziewanie rozwarło jej usta. Znalezienie swojej pryczy było teraz najważniejszym i do tej pory najprzyjemniejszym zleceniem, jakie otrzymała.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

55
Szybko poszło... Powiedziałbym nawet bardzo szybko. Co prawda skończyło się, nie na niefortunnym cięciu, a na brudnej zagrywce Grajka. Kto by się spodziewał, że w walce będzie takim gnojkiem. Szczególnie względem kobiety... Aż mógłbym go polubić. No, może polubić to za duże słowo, bo wciąż miał w sobie takie irytujące coś. W każdym razie, wracając do samej walki - skończyła się ona dość efektownie, poprzez wbicie ostrza w ramię zdawało się niewinnej kobiety.
- Ładnie to tak panie Bard? - rzuciłem z podłym wręcz uśmieszkiem. - Jak dla mnie to toporek by się przydał za to wbijanie ostrzy w ramię! - powiedziałem z lekkim przekąsem, podchodząc do zebranych wokół zranionej dziewczyny. Krew lała się, choć do obfitych opadów bym tego nie przyrównał. Ot, rana jakich wiele, chociaż najpłytsza to ona nie była. Z pewnością jednak cholernie bolała, co widać było po twarzy dziewczyny. Całkiem zresztą ładnej... Aż dziw, że motłoch tego nie zauważył i nikt nie ruszył w tym zamieszaniu na ratunek księżniczce...

Szybko jednak wszystko ucichło. Tłum rozpierzchł się, jakby w popłochu, tak że zostaliśmy na pokładzie sami. Co się działo? Odwróciłem się powoli, a na mojej twarzy rozkwitł uśmiech. Zresztą mogłem domyślić się po zapitym kobiecym głosie, który brzmiał jakby ktoś szorował kotem po powierzchni statku... Wszakże stała przede mną sama Iskierka. Miło było zobaczyć ją ponownie, szczególnie gdy demonstrowała swój majestat przed tymi wszystkimi moczymajtkami... Chociaż chyba źle do tego podchodziłem - sama Żabcie jakby się skuliła, prawie się zapominając i nazywając ją Nellrien. No i ten tekst o pozostaniu na dole... Coś mi ewidentnie tu nie grało. I nie chodziło o to, że pani kapitan zmieniła swój strój na spodnie w pasy i czarną koszulę, w której wyglądała równie pociągająco, co w poprzedniej, białej, gdy leżała rozleniwiona na łóżku. I jak mam teraz udawać strach?

Szczególnie gdy rozbawia w dalszym ciągu, chociażby tekstami o instalacjach artystycznych. Swoją drogą jakim cudem dopiero teraz zauważyłem te martwe mewy? Wyglądało to faktycznie jak jakieś diabelskie wyobrażenie niespłonionego malarza, czyli luźna interpretacja ptasiego piekła...
- Albo w majakach z kaczkami pomylili... - powiedziałem raczej do siebie pod nosem. Wszakże nie chciałem przerywać Iskierce - umowa to umowa. Próbowałem złapać z nią jakiś kontakt wzrokowy, ale usilnie mnie omijała, jakby nie chciała przyznać się przed samą sobą do czego doszło u niej w kajucie... Chociaż - przecież tak naprawdę do niczego nie doszło. Ech, te baby. No, ale ta wydawała się inna niż wszystkie spotkane do tej pory. Szło to zauważyć chociażby po tym jak rozdysponowała rozkazy, a nas samych odesłała do spania. Zwyczajnie troszczyła się o swoich ludzi, nawet jeśli była surowa i dość mocno to negowała. Twarda ręka, czy coś.

- Aj waj, Pani Kapitan! - zasalutowałem w lekkiej, acz nieprzesadnej parodii, w momencie gdy odchodziła. Nie pachniała już rumem. Bardziej sobą...? Musiałem się do tego przyzwyczaić, bo było to dla mnie nieco szokujące...
- Słyszeliście, mamy się tu kręcić, tylko do spania, o! - Fakt, nie zwracałem na to wcześniej uwagi, choć ziewałem prawie bez opamiętania. Gdy padły słowa o zarwanej nocy, wszystko jakby uderzyło z podwójną mocą i zwyczajnie poczułem się słaby. Że Gryzipiórek bez problemu walczył w takim stanie... Może wciągnął coś wcześniej nosem? Zainteresowała mnie jednak wymiana zdań między nimi. Starałem się jednak nie odzywać i wyciągnąć jak najwięcej z kontekstu... Że niby Gryzipiórek już kogoś pobił wcześniej? Problemy z agresją, czy ki chuj?
Nic jednak więcej nie padło.

- Shiran jestem - przedstawiłem się za to nowej dziewczynie, gdy ta wstała z już gotowym bandażem. - Witamy w ponurej i smutnej jak zbity pies rzeczywistości. Będziemy umilać Ci tę wyprawę na milion różnych sposobów. Jak widzisz, Gryzipiórek bardzo ładnie rozpoczął - rzuciłem z uśmiechem, po czym odwróciłem się w stronę wejścia pod pokład. - Będzie fajnie... - obiecałem od niechcenia, kierując się w stronę kajuty. Gdzie był tylko ten cholerny kruk?
To już chyba trzeci dzień, gdy go nie widzę...

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

56
Neela uniosła wzrok na Biriana dopiero w momencie, gdy pochwalił jej umiejętności. Nie wydawała się mu wierzyć. Zresztą, patrząc na niego miała spory dysonans poznawczy. Był rozgadany, uprzejmy aż do przesady, kulturalny i powalająco uśmiechnięty, a jednocześnie kilkanaście minut wcześniej kopniakiem zrzucił z niej wściekłego marynarza, by teraz pokonać też ją w walce. Trudno było utworzyć sobie w głowie sensowny obraz barda, biorąc pod uwagę to, jak się zaprezentował od początku ich znajomości.
- Dziękuję - odparła niepewnie, gdy pogratulował jej walki i przyjęła z powrotem swój sztylet.
Przeniosła wzrok na Aremani, niechętnie opuszając dłoń i odsłaniając ranę. Do tej było dużo łatwiej się dostać, niż do rany Kerwina. Wystarczyło jedynie zsunąć koszulę z ramienia. Dandre nie zaatakował też mocno, więc cięcie było bardzo płytkie, niewymagające nawet użycia żadnego z eliksirów. Zabandażowanie go na jeden dzień powinno wystarczyć, żeby uniknęła poważnych konsekwencji, a może nawet blizny.
Uśmiechnęła się, widząc, jak zielarka przewraca oczami w reakcji na słowa barda, a potem zaśmiała cicho, gdy padło oskarżenie dotyczące wkładania rzeczy. Choć na pewno wciąż musiała zmagać się z bólem, nietrudno było zauważyć, że z chwili na chwilę stawała się coraz swobodniejsza. Chyba zaczynało do niej docierać, że nic jej tu nie grozi. A przynajmniej dopóki nie opuszczą statku, bo świadomość zbliżającego się zejścia na zapomnianą ludziom i bogom wyspę jednak nie mogła być dla niej przyjemna.
- Może nie będzie blizny - odpowiedziała na pytanie Biriana, wstając, gdy kobieta skończyła z bandażem. Podniosła z powrotem swój plecak i zarzuciła go na drugie ramię, ruszając za nimi pod pokład, chcąc skorzystać z propozycji przespania się na pryczy, zamiast na podłodze magazynu. - Dziękuję... Aremani.
Zanim zeszli na dół, Shiran zobaczył jeszcze, jak Nellrien spogląda na niego przez ramię w krótkiej przerwie od organizacji pracy na pokładzie. Przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce i zatrzymała je na dłużej na jego twarzy, tak jakby widziała go teraz po raz pierwszy. I może w sumie tak właśnie było - w kajucie kapitańskiej panował półmrok, a tutaj padały już na nich czerwone promienie wschodzącego słońca. Uśmiechnęła się do niego nieznacznie, by ponaglającym gestem palców wygonić go z pokładu.
- Neela - przedstawiła się mu nieznajoma chwilę później. - Gapowiczka.
Uśmiechnęła się, rozkładając ręce w geście uroczej niewinności. Nie dodała jednak nic więcej, więc całą historię musiał poznać od kogoś innego, lub dopytać o szczegóły później.
Ich koje znajdowały się dwa poziomy poniżej głównego pokładu. Umieszczone jedna nad drugą, tworzyły sześć miejsc sypialnych ułożonych w literę U. Trzy należały do nich, trzy jednak pozostawały wolne, jako że większość załogi znajdowała się na górze. Neela poczekała chwilę, aż wszyscy zajmą swoje miejsca i dopiero wtedy rzuciła plecak i zdobyczny pałasz na wolne posłanie.
- Ze wszystkiego, czego się spodziewałam wsiadając na ten statek, takiego rozwoju spraw spodziewałam się najmniej - przyznała, siadając na brzegu. Odetchnęła głęboko, z nieukrywaną ulgą i odwzajemniła spojrzenie przyglądającej się jej trójki. - Czyli płyniemy na Kattok, tak? Co tam będziemy robić? - przesunęła dłonią po zabandażowanym ramieniu. - Chyba powinnam unikać tego marynarza, który mnie znalazł...
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

57
Chodź rana ich gapowiczki nie była poważna to Aremani wciąż była zirytowana tym, jak szybko w ciągu zaledwie jednego dnia tyle bandażu straciła. "Na Kattok będziemy znacznie dłużej... Muszę rozważniej dysponować tym co mam." Ta myśl przyszła jej, gdy schodzili pod pokład i wywołała drobny uśmiech. "Jakbym słyszała ojczyma." Koiło jej temperament również to, że Neela zdawała się dobrze reagować na jej próby rozchmurzenia jej. W humorze sytuacyjnym zdawały się znajdować nić porozumienia, a Aremani wiedziała jak bardzo jest to ważne dla kogoś tak wystawionego na pastwę losu. "Młode dziewczyny jak my pozostawione w takiej samotności mogą łatwo znaleźć kłopoty w tym świecie. Dobrze jest mieć kogoś przy sobie."
Aremani odczuła coś na obraz ulgi, gdy zobaczyła z powrotem ich kajutę, co dała po sobie znać głębokim westchnieniem. Pragnienie chociaż chwili odpoczynku było niezmiernie kuszące. toteż bez zbędnych ceregieli odłożyła w kącie swoją pojemną sakwę, zrzuciła na nią swoją kamizelkę a obok odłożyła swe buty, którym na zdjęcie chwilę musiała poświęcić. W tym "oswobodzonym" stanie wskoczyła jednym susem na wysoką pryczę po lewej, wspomagając się przy tym rękami. W tym momencie było to dla niej najwygodniejsze posłanie na świecie i nic nie było w stanie jej stąd wyciągnąć. Położyła się na plecach i z rękami za karkiem spoglądała chwilę w sufit. Z rozluźnieniem przyszła większa wrażliwość na obolałe ciało, szczególnie miejsce gdzie teraz miała opatrunek. "Jeśli zostanie mi blizna to przysięgam, że będę opowiadała, że drasnęła mnie trująca strzałka z pułapki podczas ucieczki z prastarych ruin."
Gdy Neela się odezwała Aremani przekręciła się na bok i spojrzała w dół, by móc lepiej ją widzieć. Zaśmiała się niemo, wydechem przez nos, przy "rozwoju spraw". Dziewczyna mogła się lepiej przyjrzeć ich nowej towarzyszce. Była na pewno ładna, być może wchodziła w archetyp tego, co uważano na Kontynencie na ładne, ale Aremani tylko przypuszczała, gdyż nie miała takiej wiedzy. Kanon urody na Archipelagu był trochę inny, więc ciężko było jej porównać, ale zielarce dziewczyna wydawała się urokliwa. No i była dobrze ubrana, na myśl o czym Aremani poczuła się trochę jak w łachmanach. Ale tylko trochę.
- Wszystko, co będzie potrzebne. - odpowiedziała Neeli na jej pytanie. - Panowie Złotousty i Kwaśnotwarzy z pewnością bardzo się nudzą i jadą zaznać przygód, ale ja... Jadę z bardziej naukowych pobudek.- Aremani znów przekręciła się na plecy, jednak wciąż uczestniczyła w rozmowie.
- Taka niezbadana wyspa to źródło nowej wiedzy, odkryć... A ja zamierzam być pierwszą, która to wszystko udokumentuje. Wiem jak to brzmi, możecie się śmiać. Ale to wasze kaszojady będą uczyć się z atlasów, które opracuję.

W Aremani głęboko siedziało to młodzieńcze i, mogłoby się wydawać, naiwne marzenie, jednak stwierdziła, że jakiś ideałów warto się trzymać idąc przez życie. Niejednokrotnie fantazjowała na temat możliwej sławy naukowej, wybicia się ponad bycie "dziewczynką z jubilerskiej wioski". Po prostu pragnęła od życia więcej i nie bała się wyciągnąć po to rękę.
- A co do tego marynarza, Neela... Kerwin z pewnością urazy nie będzie chować, ale zaufaj mi: póki jesteś z nami, a szczególnie ze mną, włos Ci z głowy przez niego nie spadnie. Jest... trudny w kontaktach, ale zdecydowanie umie zyskać przy bliższym poznaniu.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

58
Kolejny komentarz Aremani sprawił, że prawie parsknął śmiechem. Udał jednak wielkie oburzenie, wydając z siebie jakiś och i otwierając usta z niedowierzaniem.
- Kto panience nakładł do głowy takich niecnych kłamstw na mój temat? Cóż za potwarz! Cóż za tupet! Za kogóż mnie masz? Toć jam przykładem powściągliwości, na wszelkich polach! Znany na całym kontynencie z mego oddania czystości i niewątpliwej pokory! Zakonnicy nawet spoglądają na mnie z podziwem... Zaprawdę, powiadam ci, żadne oskarżenie jeszcze tak mnie nie ubodło, aż krew się we mnie gotuje! - perorował, z niemym śmiechem rozjaśniającym jego twarz, nim urwał równie nagle jak zaczął i zmarszczył brwi, faktycznie nad czymś rozmyślając.
- Muszę jednak przyznać, że to niespotykany wcześniej sposób na rozpoczęcie znajomości z tak powabną damą. Nie sądzę, bym kiedykolwiek miał okazję z jakową miecze skrzyżować. - w zamyśleniu podrapał się po bródce, próbując rozstrzygnąć, czy to faktycznie prawda. Zazwyczaj to mężczyźni wykazywali chęci do poszatkowania go na kawałeczki.
- Tego też panience życzę! Choć pierwsza "bitewna" blizna ma w sobie jakiś czar. Długo się ją pamięta. - uśmiechnął się ni to do dziewczyny, ni to do siebie, powoli zwracając się w stronę zejścia pod pokład.


Półśpiący dotarł do ich koi, gdzie w pierwszej kolejności odpiął pas z mieczem i ułożył go obok swojego plecaka i bezpiecznie zawiniętej lutni. Jego najukochańszy instrument nie znosił wszechobecnej wilgoci i bard czasem klął wieczorami pod nosem, strojąc tuzin strun, ale wiedział, że podróż bez niej byłaby o wiele smętniejsza, a nastrój podłej łajby zapewne bardziej by mu się udzielił. Usiadł na swojej pryczy, a jego prowadzona siłą przyzwyczajenia dłoń szukała po okolicy manierki z winem. Niestety nigdzie na nią nie natrafiła, co bard podsumował smętnym, ciężkim westchnieniem. Czy Kerwin był tego wart? Nie był. A teraz trzeba zasnąć o suchym pysku. Co za paskudny dzień.
Podniósł zmęczony wzrok na ich nową towarzyszkę, raz jeszcze dokładnie się jej przyglądając. Musiał przyznać, że robiła bardzo pozytywne wrażenie; zmysły estetyczne pana barda były w pełni zaspokojone. Nie był pewien, czy zainteresowałby się nią tak bardzo, gdyby wpadł nań na kerońskich salonach, ale po wszystkich wydarzeniach dnia dzisiejszego urosła w jego oczach do miana bardzo ciekawej persony. Cóż, na balu pewnie nie miałaby okazji tak błysnąć, chyba że faktycznie poszłaby z jakimś... innym gogusiem na szpady.
- I mnie waćpanienka zaskoczyła niesłychanie. Aczkolwiek bardzo pozytywnie, nie ukrywam. - mruknął, oparłszy się o ścianę. - Choć pewnie nie jestem aż tak zdziwiony jak biedny Kerwin. - zaśmiał się cicho, zamykając na moment oczy. Trwał tak przez moment, słuchając gadania Aremani. Machnął ze znużeniem ręką.
- Ech, jednak jesteś wciąż trochę ograniczona, mimo tego zapału do nauki, ostrego jak brzytwa umysłu i ciętego języka, którym z pewnością możesz dorównać naszemu drogiemu Shiranowi. - nie unosił powiek, mówiąc niemalże w półśnie - Aj, jakie ty masz o mnie mniemanie, jakie ty masz o mnie mniemanie, serce się człowiekowi kraja, zaprawdę! Nie o byle przygodę tu chodzi, młoda damo, a o Nowy Świat, który się tu przed nami otwiera. Należy go odpowiednio opisać, przedstawić w pełni kolorytu. Bez nudnych naukowych szkiełek i definicji, a pełnym czujności okiem poety. Liryki nowej ziemi, ballady o dzielnych kolonistach, sonety o utraconej wolności i czystości, zgniecionej butem postępu. Toć to fontanna artyzmu, nieskończenie płodne złoża historii. I brudu, zapewne, bo gdzie się czlowiek nie ruszy, tam przyniesie krew i cierpienie. O tym również trzeba mówić. Obiektywnie! - zapierał się, ale przecież wiedział, że dziewczyna miała rację. Nie o samą sztukę tu chodziło. Jakże zależało mu na pozbyciu się tej pustki, która towarzyszyla mu wśród wygód kontynentu, na pogoni za doświadczeniem absolutnym, transcendentalnym wręcz przeżyciem. Czy je tu znajdzie? Pewnie nie, ale fascynowała go możliwość wzięcia udziału w podróży do niezbadanych dotąd zakątków świata.


Aremani, reprezentująca tutaj dokładnie ten punkt widzenia, który przed chwilą określił mianem nudnego, sprawiła, że bard aż otworzył oczy i uniósł lekko brew. Raz jeszcze zmierzył ją wzrokiem, zastanawiając sie, czy faktycznie jest tak młoda, na jaką wygląda. Jakiej młodej duszy zależy na opisywaniu roślin? Może za bardzo patrzył przez pryzmat siebie, ale takie ambicje naukowe u takiego... podlotka, bawiły go niemal do łez. Nie dał tego po sobie poznać, uśmiechnął się tylko ciepło do dziewczyny i pokiwał głową.
- I niechaj gwiazdy ci w tym sprzyjają, a kaszojady jęczą w przyszłości nad twoimi opasłymi tomiszczami. - jego zmęczony wzrok prześlizgnął się z rudowłosej na na gapowiczkę, hacząc po drodze niechcący o jakieś nieciekawe przedmioty.
- Co tam będziemy robić...? Cóż, moja droga, nieść postęp i cywilizację w imię rozdmuchanych ambicji tych i owych, gniotąc wszystko to, czemu było bez nas bardzo dobrze. Tak mniemam. - wzruszył ramionami. Przegrał nierówną walkę ze zmęczeniem i zdecydował, że jednak legnie na pryczy. Nie rozpinał nawet koszuli, jeno obrócił się na bok i podparł głowę ramieniem, nadal patrząc mniej więcej w stronę Neeli, choć świat już mu się z lekka rozjeżdżał na boki.
- Mam do ciebie tysiąc pytań... I niemalże zerową zdolność do przyswojenia ewentualnych odpowiedzi, więc upiekło ci się, młoda damo. Jednak gdybyś była tak miła i powiedziała chociaż, czemu, na otchłań, postanowiłaś zadekować się w tutejszej ładowni, to byłbym zobowiązany. Obawiam się, że bez tego nie zasnę... I wypadnę później z szalupy i pójdę na dno, jak ten nieszczęsny kamień, a ty będziesz miała mój paskudny żywot na sumieniu. - wyszczerzył się, walcząc z coraz bardziej upartymi powiekami, którym niezmiernie zależało na pozbawieniu go wizji.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

59
Patrzyła na mnie... Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Cwana lisica, czekała po prostu na dogodny moment, by nie zwrócić niczyjej uwagi. No, ale chwilę potem wyganiała mnie z pokładu, prawie się przy tym uśmiechając. Pokazałem jej więc tylko język i zanim zniknąłem pod pokładem, mrugnąłem do niej. Póki co tyle z flirtu z panią kapitan...

Przyznam jednak szczerze: padałem na pysk. Jedyne o czym marzyłem, to niewygodna koja, która wydawała mi się w tamtym momencie szczytem luksusu. Nie byłem jakoś szczególnie rozmowny, ale słuchałem uważnie, starając się wyłowić jak najwięcej szczegółów dotyczących naszej nowej koleżanki. Tym bardziej, że zapowiadało się, że trafiła do naszej szalenie ciekawej grupki już na stałe. Nie powiedziała za wiele o sobie, jakby olewając większość rzeczy, które do niej kierowałem. No, ale przyznam szczerze sam chyba najmilszy nie byłem. No trudno.

Na szczęście szybko dotarliśmy do pomieszczenia, w którym nocowaliśmy. Odpiąłem miecz od pasa i położyłem go przy reszcie swojego skromnego dobytku. Wiele nie potrzebowałem, ale wiadomo - dźwiga się za sobą ten ciężar wspomnień. Odpiąłem też naramiennik dla tego skubańca. Co mnie martwiło - dalej nie widziałem swojego ptaszora... Zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie zapytać reszty, czy może go nie widzieli. Mam nadzieję, że nikt nie wpadł na pomysł zrobienia sobie z niego potrawki na pełnym morzu. Fakt - był irytujący, ale chyba trochę się do niego przyzwyczaiłem. Wyciągnąłem też dwa sztylety przy butach i ściągnąłem swoją kurtę, zostając w czarnej, opiętej koszuli.

Chwilę później leżałem na dolnej koi, wpatrzony w bliżej nieokreślony punkt. Gadali i gadali... A podobno to mi się jadaczka nie zamyka.
- Kwaśnotwarzy to jestem jak ktoś mi pysk obije, gdy za dużo gadam - rzuciłem na komentarz Armeni. - No chyba, że miałem być tym Złotoustym... - Parsknąłem trochę sam do siebie.
- A więc to przez Kerwina tak się rumieniłaś!? - Ożywiłem się na chwilę podpierając głowę rękoma i patrząc się na Arameni. - Chwilaaaa, to ten olbrzym co mówił, byś bandaże szykowała? No, no, no, całkiem dobry wybór, winszuję - Pogratulowałem szczerze.
- Byleby tego kaszojada nie było za chwilę - Opuściłem głowę i położyłem się wygodniej.

Słuchałem kwiecistej mowy Gryzipiórka i umierałem wewnętrznie przy każdym słowie jakie rzucał... Nawet zasypiając musi czarować kobietę... Niepojęty typ. Uwagę jednak zostawiłem dla siebie. Byłem stanowczo zbyt zmęczony, jeśli chodzi o utarczki słowne.
- A ja to po prostu jadę poucinać parę łbów - Wtrąciłem się jeszcze do rozmowy. - Bez robienia książek i pisania ballad. *zieeew* No może też by trochę odpocząć od pojebanych ludzi i innych kłusowników. - W końcu musiałem się przed nimi przyznać.
- A tam zadekować w tutejszej ładowni... Niech mówi lepiej dlaczego władowała się na nasz statek - Wyprostowałem słowa barda. Ach ta ciekawość...

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

60
Idąc za ich przykładem, dziewczyna rozebrała się z płaszcza i zajęła koję pod Aremani. Jej koszula, dotąd skrywana pod nakryciem wierzchnim, miała haftowane rękawy i koronkowe mankiety. Może na ten widok zielarka poczuła się nie na miejscu, ale to Neela wyglądała tutaj, jakby się z palmy urwała. Złożyła ręce pod głową, przysłuchując się ich planom na pobyt na wyspie.
- Obejrzałabym taki atlas - stwierdziła, uśmiechając się do głowy Aremani wystającej i obserwującej ją z górnego posłania. - A co do tego Kerwina, to nie wiem. Wydaje mi się, że poznałam go już dość blisko. Bliżej, niż większość mężczyzn w swoim życiu - dodała z przekąsem.
Co prawda to prawda - gdy w ładowni pojawił się Dandre, żeglarz praktycznie przygniatał dziewczynę do podłogi. Szkopuł tkwił w tym, że on ją dusił, a ona wbiła mu się sztyletem w brzuch. Jak to nie zapowiadało fantastycznej znajomości, to co innego mogło? Neela westchnęła i przeniosła spojrzenie na Biriana, jakoś tak w połowie jego monologu.
- Ja jeszcze nie miałam okazji skrzyżować mieczy z kimś, kto uznaje kopanie przeciwnika za świetny pomysł - uśmiechnęła się do niego nieznacznie. Raczej nie wyglądała, jakby miała mu to za złe.
Cóż, jeśli chodzi o motywację barda, ta ubrana była w niesamowicie barwny słowotok. Kobieta zmarszczyła brwi, zerkając krótko na Shirana w międzyczasie, jakby chciała się w ten sposób upewnić, że nie tylko jej się wydaje, iż słów jest tu odrobinę zbyt dużo. Widząc jego minę uśmiechnęła się szerzej, ale z grzeczności nie przerywała mówiącemu. Przekręciła się tylko na bok i podparła głowę na ręce, by widzieć go lepiej.
- Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało - podsumowała, gdy skończył, by potem wzruszyć lekko ramionami. - Mój ojciec tak zawsze mówił.
Uniosła znów zaskoczone spojrzenie na Aremani, kiedy usłyszała o jej domniemanym romansie z Kerwinem. Przez długą chwilę zastanawiała się chyba jak poradzić sobie z tą świeżą informacją, by ostatecznie potrząsnąć głową i całkowicie zrezygnować z prób zrozumienia wzajemnych relacji na pokładzie Starej Suki. Zresztą, Shiran i Dandre chcieli wiedzieć co tu robiła, nie dało się dłużej unikać tego tematu.
- Uciekałam - odparła.
Zapadła długa cisza, bo nie była to wystarczająca odpowiedź, więc Neela westchnęła i przewróciła się na plecy, wbijając spojrzenie w spód pryczy, na której spała zielarka.
- Zrobiłam coś bardzo głupiego - westchnęła po raz kolejny. - A zresztą, co mi szkodzi. Jestem wam winna wyjaśnienia.
Mimo tego stwierdzenia, wciąż przez kilka chwil nie potrafiła się zmusić do tego, by wydusić z siebie choćby jedno zdanie.
- Mam... siostrę. Bliźniaczkę. Ma na imię Cara. Jest... była zaręczona. Jakiś czas temu jej narzeczony... pomylił nas. Wypił za dużo chyba, nie wiem. Mówiłam mu, że to nie ja, że jestem Neela, ale on... no, nie słuchał. Nie zamierzał słuchać. I całkiem możliwe, że mógł... niechcący... nadziać się na mój nóż. Kilka razy. A potem umrzeć.
Bawiła się granatową koronką rękawa swojej koszuli, unikając ich wzroku.
- Dla Cary to lepiej, zawsze jej mówiłam, że to wstrętny kutas jest - skrzywiła się. - Ale ona nie rozumiała. Powiedziała, że mnie powieszą. Że ona się o to postara. I zanim... zanim cokolwiek zdążyła w tej sprawie zrobić, ja uciekłam. Bo prawdopodobnie miała rację. Pewnie by mnie powiesili. Cormac był ważny w mieście, ważniejszy niż ojciec, niż ktokolwiek z naszej rodziny. Więc... pomyślałam, że wrócę za jakiś czas, jak sprawa ostygnie, a nie chciałam też, żeby kogoś za mną posłała, dlatego chciałam zniknąć bez śladów. Stąd właśnie wasz statek i wasza ładownia.
Zamknęła oczy na moment, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.
- Pewnie myślicie, że ja tak chodzę i tnę ludzi. To nieprawda, nie jest tak. To był pierwszy raz, a ten Kerwin to był drugi, bo mnie przestraszył, minęło za mało czasu odkąd... - nie dokończyła. - Mam na nazwisko Cardaillet. To dobre nazwisko, dobry dom. Odebrałam porządną edukację i walczyć też potrafię stamtąd, ojciec wynajął mi nauczyciela, kiedy poprosiłam. Tylko podczas tych zajęć chwytałam broń, naprawdę. Ostatnie tygodnie to po prostu jakiś koszmar.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”