Bastion Khudamarkh

31
Qlaira w swoim zachowaniu wydawała się zupełnie szczera, Kamira jednak nie zapominała jej podejśca z wcześniej, zanim zdradziła swoją prawdziwą moc. Ciężko było powiedzieć, czy zabójczyni rzeczywiście zapałała sympatią do czarodziejki, czy raczej wolała stać po jej dobrej stronie, nie życząc sobie, by również jej głowa eksplodowała.

Ale czy nie lepiej było wierzyć, że wszystko było w porządku? W pałacu Moxiclava było cicho i bezpiecznie; nie należało myśleć o truchle przywódcy w basenie ani o szalejącej za oknem pożodze. Przyszłość również malowała się w ciepłych barwach, nawet jeśli to ciepło pochodziło od pomarańczy ognia i szkarłatu krwi.

Kurtyzana nie pozwalała po sobie poznać, jeśli rzeczywiście miała nieczyste zamiary. Pochyliła się i ucałowała na pożegnanie czoło Kamiry.

- Obudzę cię w porze śniadania. - Obiecała Qlaira, nim zostawiła ją w pokoju samą. - Śpij dobrze, Płomyku.

Próby przywołania międzywymiarowego towarzysza spaliły na panewce. Kiedy Kamirin już-już wydawało się, że czuje obecność demona, że słyszy ekwiwalent ciężkiego oddechu stworzenia, jakby to zmęczone było galopem po międzywymiarowych szczelinach, kontakt urwał się. Kamira przedobrzyła z eksplozjami, musiała wypocząć nim zacznie na nowo w pełni ufać sile swojej magii.

***
Dzięki pomocy Moxiclavowi i Quetiapinowi w Bastionie Khudamarkh, Kamirin stała się rozpoznawalną w osadzie personą. Z czasem wieść o szalonej czarodziejce odzianej w czerwień, do której szybko przylgnie tytuł Zagłada Goblinów, rozprzestrzeni się po okolicy.

Kamirin zyskuje +2 punkty do autorytetu.

prosze poinformować mistrzów gry
***

Kamirin obudziły dźwięki dochodzące zza okna. Miasto obudziło się, przekupki zachęcały do zakupów, sprzedawcy zachwalali towary, zwierzęta prostestowały głośno, uwiązane do palików lub uwięzione w klatkach. Promienie znalazły drogę do środka jednie przez rzeźbione otwory, składające się na ozdobną siatkę okiennic, przez co w pokoju panował półmrok. Czarodziejka nie potrafiła określić jak wcześnie, czy może jak późno było. Qlaira jeszcze się nie pojawiła.

Kiedy Płomyk podniosła się do siadu, na ciepłej skórze jej dekoltu spoczął chłodny ucięty kamyk, ten sam, który poprzedniego dnia wraz z rzemieniem otrzymała od goblinic. Wspomnienia poprzedniej nocy wróciły do Kamirin ze zdwojoną siłą - czy te, które chciały naciągnąć ją na zakup, jak również okraść, były w zawalonym budynku? Może to sama Rifaxi chciała sprezentować jej tą wątpliwej urody błyskotkę? Było za późno, by nad tym rozmyślać, gdy Kamira wybrała stronę konfliktu i wygrała za nią wojnę. W nos gryzł ją zapach dymu. Najwyraźniej pożar jeszcze się nie skończył lub też zgliszcza wciąż się tliły.

Na niskim stoliku na Kamirę czekał dzbanek z wodą oraz zdobiona czarka. Obok nich znajdował się mieszek, a w nim błyskotka.
Spoiler:
Zawieszony na złotym łańcuszku klejnot błyszczał pięknie, nawet przy małej ilości światła. Nie szczędzono również złota na jego oprawę. Kamira mogła się domyślić, że to była zapałata lub też dowód uznania za pomoc we wcześniejszej bitwie. Gdy Kamirin wzięła klejnot w dłoń, jej opuszki zaczęły mrowić delikatnie, jakby podrażnione zimnem metalu i kamienia.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

32
Tym, co usłyszała jako pierwsze, były dźwięki żyjącego bastionu. Zupełnie innego niż pamiętała z wczorajszego wieczora, pełnego ognia i pożogi. – Mmm, jak głośno... — Syknęła cicho, przekręcając się na drugi bok. Już nie spała, ale podświadomie miała nadzieję na jeszcze kilka minut snu, ten jednak nie nadszedł. Odgłosy tutejszego życia nie przestawały zawodzić. W końcu powoli zaczęła faktycznie otwierać oczy, rzeczywiście zupełnie naturalnym było by jeszcze zaspana i w trzech czwartych nieprzytomna czarodziejka przysiadła na łóżku. Wciąż oszołomiona przebudzeniem, odgłosami, powoli dochodziła do siebie, obserwując ledwo widoczny pokój przez jeszcze mglistą wizję – ...Mrrmmr... Ale ciemno. — Ziewnęła odruchowo, wyciągając jednocześnie ręce do góry, by się nieco przeciągnąć. Wtedy też zdała sobie sprawę z amuletu, który zwisał jej z szyi. Pamiętała kiedy go dostała, gdy tylko go poczuła, to część wspomnień z wczorajszego dnia powróciło do niej niezwykle szybko. Nie miała zamiaru jednak do tego wszystkiego wracać i dalej zadręczać się wczorajszym dniem, a przynajmniej kwestią goblinów. – Od dawna tak dobrze nie spałam... — Wtedy też zaczęła rozmyślać, jak właściwie spędziła ostatnie chwile przed utratą przytomności, czyli zaśnięciem. Szybko doszła do tego, że próbowała wezwać swojego towarzysza, lecz nic z tego nie przyszło. Westchnęła, choć nie była zła na swoje niepowodzenie.

– No, przestań już o tym myśleć! — Zrugała samą siebie, bo jednak myśli o budynku i ostatnim starciu cały czas do niej powracały, Pokręciła głową na boki, krzywiąc się jednocześnie w związku z zapachem, który dotarł do niej, niesiony delikatnym wiatrem. To właśnie on znów przypomniał jej o wczoraj, gdy miała zamiar całkiem odrzucić tamten dzień. Podczas tego kręcenia, zwróciła uwagę na dzbanek i inne przedmioty znajdujące się na niewielkim stoliku. Wpierw zwróciła uwagę na czarkę i dzbanek. Od razu nalała do niej wody, napiła się, zrobiła tak jeszcze kilka razy, nim położyła się znów plecami na łóżku, łapiąc kilka oddechów. – Qlara miała mnie obudzić... Czy jeszcze jest tak wcześnie? — Nie zdawała sobie właściwie sprawy z tego, jaka rzeczywiście godzina była w bastionie, ani jakie zasady rzeczywiście tutaj panowały. Kątem oka spoglądała w stronę mieszka, którego jeszcze nie tknęła. Dość szybko zerwała się i sprawdziła jego zawartość. – Jaki piękny... — Wydała z siebie te kilka słów, zupełnie zaskoczona znaleziskiem. Nie mogła powstrzymać swojej ekscytacji ładną błyskotką, na której zawiesiła na kilka chwil wzrok, jak zaczarowana.

Nieprzyjemność w dotyku była do przewidzenia, wszak to świadczyło o tym, że nikt go jeszcze w dłoniach nie ugrzał, a co za tym szło... Musiał tutaj zostać zostawiony jeszcze w nocy. Wtedy czarodziejka rzeczywiście dopiero wstała. I rzuciła okiem na pokój, potem spojrzała w stronę drzwi prowadzących do wnętrza pomieszczenia, w którym była. Zbliżyła się do drzwi i zamierzała wyjrzeć przez nie, to w lewo, to w prawo, by na nowo zapoznać się z wnętrzem pałacu.
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

33
Bastion wracał do normalności, choć dym wciąż unosił się w powietrzu, a na ulicach zabrakło skrzeku goblinich przekup. Kamira miała czas, by wrócić do pełni przytomności. Nikt jej nie pospieszał, prócz żołądka, który zaczął domagać się śniadania. Wczorajsze owoce, spożyte w towarzystwie Quetiapina, nie wystarczyły ciału na długo.

Wyjrzawszy za drzwi komnaty, Kamira nie bez zdziwienia spostrzegła, że wejście strzeżone jest przez strażnika. Ork o ciemnej skórze nie miał zbyt przyjemnego wyrazu twarzy - zresztą, czy którykolwiek przedstawiciel jego rasy mógł zostać uznany za atrakcyjnego? Mężczyzna spojrzał na Kamirę z góry, gdy tylko na to pozwalał mu jego niesamowity wzrost. Fuknął jak rozdrażniony kot, zapewne szykując się do rozmowy z czarodziejką, gdy w korytarzu rozbrzmiał przyjemny, melodyjny głos barda.

- Płomyku! Jak dobrze cię widzieć! - Znajomy ton Quetiapina przypominał ten, którym raczył ją na szczycie wieży aniżeli w nocy, po spaleniu domu Rifaxi. - Moja pani, wierzę, że odpoczęłaś. - Quetiapin uśmiechał się, jego jasne oczy zmrużone były w półksiężyce. Przyłożywszy dłoń do piersi, pokłonił się lekko. - Kamirin, moja droga, kochana przyjaciółko. - Zaczął znów, słodząc czarodziejce. Pilnujący ork wyraźnie przewrócił oczyma. - Słońce stoi w zenicie. Z pewnością nie odmówisz mi, jeśli zaproszę cię na śniadanie. Jeśli jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, proszę, nie wahaj się prosić. Wszyscy tutaj jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni. Bastion będzie sławił w pieśniach tę, która stała się Zagładą Goblinów.

Bez ryzyka pomyłki można było sądzić, że Quetiapin już zaczął układać w głowie słowa do nowego utworu na cześć jego osobistego Pustynnego Ognika. Zaoferował Kamirze dłoń, niezależnie od tego, czy ją przyjęła, czy nie, poprowadził ją korytarzami w stronę przeciwną do głównej sali, gdzie do poprzedniego wieczora urzędował Moxiclav.

- Musisz mi wybaczyć, mój Płomyku, że zaproszę cię dziś do mniej wystawnego miejsca. - Zaśmiał się Quetiapin bez cienia prawdziwego żalu w głosie. W korytarzu wciąż rozchodził się lekki, acz mdły smród zgnilizny. - Jak rozumiesz, musimy przeprowadzić pewne... renowacje. - Wahanie było tylko momentalne. Jakże lekko bard umniejszył znaczenie sprzątania zwłok poprzedniego watażki!

Poprowadził ją wgłąb posiadłości, do części wyraźnie rzadziej uczęszczanej, nie utrzymanej w tak bogatym, zadbanym stanie jak najbardziej pokazowa część. Choć miejscami płytki odpadły ze ścian, a roślinność rozrosła się nadto, dla kogoś nieobeznanego z pałacami wciąż był to zapierający dech w piersiach widok. U kresu ich wędrówki znajdowała się łaźnia, ciężka od pary i zapachu kadzidełek.
Spoiler:
Była to zapewne część bardziej prywatna lub też nieużywana po tym, jak Moxiclav obrał swoją główną siedzibę w głównej komnacie. Podobnie jak tam, na środku pomieszczenia znajdował się basen, choć mniejszy, a w nim, niezmiennie, ślicznotki. Najwyraźniej nawet bez obecności Moxiclava nie mogły odmówić sobie chłodnej kąpieli.

- Moje panie. - Quetiapin ukłonił się również dziewczętom. Nie było wśród nich Qlairy. - Choć z żalem, muszę prosić was o przypilnowanie przygotowań do dzisiejszej wieczerzy. - Wyprosił je z pomieszczenia, woalując swoje prawdziwe zamiary. - Wierzę, że z waszą uwagą, dzisiejszy bankiet będzie doskonały. Nie ma czasu do stracenia.

Wkrótce dziewczęta ulotniły się, dzwoniąc złotymi łańcuchami i świecąc nagością, niezadowolone z tego, że ktoś zagonił je do pracy. Słudzy znieśli półmiski owoców, świeże pieczywo płaskie niczym placek, ciepłe przekąski o silnym zapachu przypraw i gorzkawy napój, ciemny jak smoła, za to pobudzający. Choć żadne z dań nie było obfite, ich mnogość pozwalała zaspokoić głód.

- Nie krępuj się, Płomyku. Wejdź do wody, jeśli pragniesz. - Sam Quetiapin usiadł przy brzegu baseniku, maczając w wodzie ledwie dłoń. - Zapewne masz dużo pytań.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

34
Dostrzeżony ork... Jak to ork, nie wyglądał na zbyt przyjaznego. Oni już coś w sobie takiego mieli, dzikiego i nieokiełznanego, czy zielony, czy czarny... Na pustyni obydwu widać było tak samo. Nie mniej Kamira średnio miała pojęcie o orkowych różnicach. Jeden i drugi zawsze był wielki i groźny, to chyba najważniejsze. Nie powiedziała nic, bo bestia była ogromna i wpierw musiała odczytać jej zamiary. Fuknięcie, które zupełnie wybiło Kamirę z rytmu, wcale nie napawało ją optymizmem co do swojego losu, miała już posunąć się do niebezpiecznych myśli gdy została uratowana. To głos Quetapina wywabił ją z tej okropnej opresji i doprowadził do tego, że mogła odetchnąć z ulgą. – Nie, nie. Nie odmówię, w żadnym wypadku. Tak, śniadanie będzie odpowiednie, bez dwóch zdań! — Odpowiedziała szybko, odsuwając się delikatnie i na tyle zgrabnie na ile mogła od Orka w stronę Barda. – Oooh, czy musieli stawiać mi pod drzwiami takiego? Niewiele by brakowało, a skoczylibyśmy sobie do gardeł... Ciekawe kto byłby pier... Ugh, nie chciałabym tego sprawdzać — Nie raczyła odezwać się na głos, jeszcze, bo za chwilę miała to zrobić, jak już znikną z widoku orkowej góry mięsa.

Podobało się jej to słodzenie jak nigdy, wreszcie czuła się rzeczywiście doceniona, może ten sen pozwolił jej nieco zmienić swoje oczekiwania, a może wreszcie spora część wczorajszego stresu zwyczajnie z niej zeszła, no dzisiaj było znacznie mniej stresujące jeśli zapomnieć o chwilowym spotkaniu z dużym orkiem. Wcale nie grymasiła gdy usłyszała o tym, że zostanie zabrana w inne miejsce. Wszystkie odpadające ściany... I tak były lepsze niż ulica, no i poza tym to wciąż był pałac, wymagał tylko nieco pracy i sprzątania, ale tym zajmą się już osoby do takiej pracy odpowiednie - była tego pewna. – Ey... Quetapinie, ten ork był trochę straszny. Musieliście stawiać go akurat pod moimi drzwiami bez słowa ostrzeżenia? — Spytała się dosyć niewinnie. Nie miała mu tego wielce za złe, ale nie miała zbytnio okazji rozmawiać z orkami na równym poziomie, z tym zresztą również nie było to możliwe. Nie chciała sprawiać wrażenia, w którym zależałoby jej na pozbyciu się go, bo ostatecznie taki duży ork przed drzwiami musiał naprawdę być przydatny na takim stanowisku. Poza tym, na pewno miał dużo siły w razie potrzeby.

Po dotarciu do pomieszczenia łaźni od razu uderzyło ją ciepło wirującej w powietrzu pary. To na pewno było coś innego niż w pozostałej części pałacu, a należało wspomnieć, że to ciepło zaczynało do niej docierać już wcześniej. – Jednak pamiętał! —[/b] Ucieszyła się w duchu, bo kąpiel była rzeczą, jakiej miała poszukiwać tuż po przebudzeniu. Wyglądało na to, że przynajmniej tę jedną rzecz uda się jej skreślić z listy na dzisiaj tak wcześnie... Choć sama lista do długich nie należała, to wczorajsza podróż, walka i leżenie w piasku należało jakoś odwrócić, na całe szczęście posiadłość miała takie zakamarki jak ten, bo już się obawiała, że tamta łaźnia była jedyną. Lekko uśmiechnęła się do pozostałych, teraz już nie zamierzała się licytować z żadną z nich, tak jak poprzednio czyniła z Qlairą. – A kiedy ma się zacząć cały ten bankiet? Powiesz mi więcej? — W pewien sposób zastanawiała się, czy one jeszcze tutaj wrócą, czy może już nie. Z jednej strony to dobrze, niech zajmą się też czymś pożytecznym, ale z drugiej strony był to moment gdy mogła z nimi porozmawiać i jako taki - przepadł. Przysiadła na chwilę obserwując pomieszczenie i donoszące posiłki sługi. Oczywiście Quetapin nie pozostawał nieśmiały w swoich słowach, nigdy zresztą nie był i szybko przeszedł do sedna.

– No... Właściwie to mam jedno na początek. Przyniesiesz mi moją koszulę z pokoju? W coś będę musiała się przebrać. — Zaśmiała się delikatnie. Nie chciała sama błądzić tymi korytarzami, ale dopiero wtedy mogłaby w spokoju wejść do tej wody, jak jego nie będzie w najbliższej okolicy. Zupełnie szczerze nawet nie rozpatrywała sytuacji, w której miałaby się potem nie ubrać. Wszak ostatnim co miała zamiar zrobić to świecić przed nim... No wszystkim, tak po prostu. – Poza tym... — Przewróciła oczami, to na lewo to na prawo – Mógłbyś dać mi chwilę. — No i rzecz jasna nie zaczęła, póki albo nie poszedł po tą koszulę, albo się nie odwrócił. Dopiero potem mogła zacząć ściągać z siebie swoje rzeczy. Oczywiście nim do tego przeszła, przysunęła nieco posiłki do krańca baseniku. Po co robić jedno po drugim jak można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Tak czy inaczej. To, co na sobie miała, miało wylądować gdzieś z boku, nie przejmowała się składaniem tego i tak wymagało czyszczenia, zarówno po podróży i po wczoraj. Amulet zostawiła na szyi, nie przeszkadzał jej. Jak weszła do wody, to usiadła przy krańcu, przy ściance, starając się zanurzyć mniej więcej do mostka, czyli strefy względnie bezpiecznej i tak mogła się oprzeć o ściankę i korzystać z tej chwili spokoju. Za jedzenie jeszcze się nie brała, póki co chciała czerpać przyjemność z samej wody.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

35
Quetiapin nie wydawał się być zmartwiony obecnością orka pod drzwiami Kamiry. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się smutno, jakby przejęły go spojrzenia i pośpiech Ognika, jak również jej krzywdzące słowa. Odezwał się dopiero, gdy miał pewność, że orczy strażnik ich nie usłyszy.

- Bulion został poproszony o służbę specjalnie dla ciebie, dba o twoje bezpieczeństwo. Po wydarzeniach nocy potrzebujesz ochrony. - Ton barda nie był lekki, ale również nie niósł za sobą wizji śmierci i zniszczenia. Ot, stwierdzał fakt, iż Kamira narobiła sobie wrogów, co nie było nowością dla nikogo. Z drugiej strony, Kamira poradziła sobie z większością tych, którzy mogli chcieć jej zaszkodzić, uciszając ich na zawsze. - Jeśli wolisz, możemy przydzielić ci kogoś innego, choćby Sefu. Zdążyłaś go już poznać.

Nikt nie był speszony stanem, w jakim znajdowała się łaźnia. Ślady użytkowania sprawiały, że wręcz przeciwnie, miejsce wydawało się o wiele bardziej przytulne i domowe, gdy brakowało luksusów i złota.

- Bankiet? Mm, uczta zacznie się, jak tylko sala zostanie przygotowana. - Powiedział bard powoli, nawiązując znów do bałaganu, jaki zostawił po sobie Moxiclav, czy też jego zabójcy. - Zaprosiliśmy gości na wieczór.

Quetiapin umościł się pod jedną z odzobnych kolumienek. Podłożył sobie pod plecy ozdobną poduchę i układał się chwilę, szukając najwygodniejszej pozycji. Jeśli Kamira zwróciła uwagę na jego minę, mogła dostrzec, że miał z tym mały problem, jakby przyjmowanie niektórych pozycji sprawiało mu skrajny dyskomfort, choć starał się ukryć wszelkie grymasy. Ostatecznie postanowił podłożyć miękkość pod pośladki, siadając ze skrzyżowanymi nogami, a grzbiet oprzeć o kamień. Dopiero wtedy wyglądał na ukontentowanego. Grzecznie zwrócił się w kierunku przeciwnym do basenu, by nie obserwować kapiącej się czarodziejki zbyt ostentacyjnie.

- Pomyśleliśmy również o tobie, nie będzie konieczności, byś nosiła swoje poprzednie ubrania. - Choć nie powiedział tego wprost, jasnym było, że chciał przekazać, iż jej poprzedni strój był niepożądany w eleganckim wnętrzu. Nie pasowała do wystroju pałacyku. Nawet w kupionej niedawno koszuli! - Któraś z dziewcząt z pewnością za chwilę przyniesie dla ciebie szaty.

Czyżby nowe wdzianko Kamirin miało składać się ze złota i nagiej skóry? Nie było pewności, jednak taka możliwość istniała.

Quetiapin zajął się owocem, nie zmuszając Kamiry do mówienia przed relaksem. Soczysta brzoskwinka wypuściła soki, gdy tylko zatopił w niej zęby. Słodki, gęsty płyn spłynął po dłoni barda aż na kościsty nadgarstek, by następnie zniknąć za szeroką krawędzią rękawa.

Woda w baseniku była ledwie odrobinę cieplejsza od powietrza, jednak nie na tyle, by była nieprzyjemna przy upalnej pogodzie. Kamirin czuła, jak jej mięśnie rozluźniają się w ciepłych objęciach, a zapach olejków koi zmysły. Czarodziejka zaczynała rozumieć, czemu dziewczęta z taką chęcią taplały się w łaźni.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

36
Chwilę zajęło jej przetrawienie słów barda – Nie, nie... Jakoś się z Bulionem dogadamy, Bulion może być... — Mówiła nieco głośniej, gdy już się oddalili, wciąż niebyła pewna, czy to dobra decyzja, ta, jaką właśnie podejmuje, ale nie widziała w tej chwili innego wyjścia niż dostosować się. W końcu oni tutaj znali się lepiej na ochronie a sam Bulion... Może nie będzie taki zły. Westchnęła – Nie wiedziałam, że ma imię... Wielu orków nawet go nie wypowiada, próbują być tylko straszni... — Delikatnie uśmiechnęła się – Może powinnam nabrać do nich więcej cierpliwości... — Zbyt wiele dla orków jej nie miała, ale głównie z powodu strachu przed ich imponującą posturą. Swoją drogą oni do niej zapewne tez wiele jej nie mieli.

Zwrócenie uwagi na trudności Quetapina nie było żadnym wyczynem, wszak patrzyła czy jej nie podglądał, przynajmniej z początku. Koniec końców jej mina wydawała się przynajmniej zakłopotana jego ruchami, którym nieodłącznie towarzyszył grymas – Pewnie źle spał i plecy go bolą, czasami się tak zdarza — W końcu przeszła nad tym do porządku dziennego, bo zamartwianie się boleściami Quetapina nie było czymś, co chciałaby tutaj uprawiać w nieskończoność, na pewno mieli tutaj odpowiednie maście, albo inne cuda, by coś na to poradzić. Na całe szczęście ona nie musiała się z takimi problemami borykać.

Koniec końców czarodziejka próbowała rozkoszować się przyjemnością, jaką oferowała woda i basenik, zwłaszcza po ostatnim, niezwykle nieprzewidywalnym dniu. Nie zamierzała dopytywać się zbytnio o sam bankiet, czy też zaproszonych gości. Wiedziała, że w odpowiedniej chwili i tak zostanie o tym odpowiednio poinformowana, a co za tym idzie - będzie wiedziała jak się zachować... Jeśli ta wiedza miała dla niej jakiekolwiek znaczenie.

Siedząc przy ściance, sięgnęła po jakiś z owoców, nie powstrzymywała się przed jedzeniem, ale w swoim tempie, bez pośpiechu i nadmiernego brudzenia - na tyle, na ile mogła. – Pomyśleliście? — Zaśmiała się, tym razem mniej był to chichot, a szczery śmiech, wcale nie szydzący z barda, oj nie. Podobnież słowa zaraz za tym wypowiedziane – Naprawdę? Co dla mnie przygotowaliście? Poczekaj! Nic mi nie mów, już widzę, tę delikatną w dotyku suknie o jakimś ciekawym kolorze! — Nie myślała w tej chwili o tym jak bardzo jej oczekiwania mogą się rozminąć z rzeczywistością. Myślała o tym jak najbardziej pozytywnie. Wyglądała na bardzo zadowoloną, zarówno z siebie, jak i wszystkiego, co się koniec końców wydarzyło. Podarki i kolejne obietnice doskonale wręcz maskowały wszelkie wyrzuty sumienia, jakie do tej pory w sobie nosiła... Robiły to tak dobrze jak tani odświeżacz powietrza. Zacisnęła nawet dłonie, dając delikatny upust emocji, jak już nie trzymała w nich jedzenia. Wyglądała na szczerze uradowaną, nie do końca wiedziała jak się zachować i nawet co powiedzieć, bo przedtem nie miała okazji otrzymywać podarków, to był pierwszy raz gdy tak ją obdarowywano. Widziała w tym coś więcej niż tylko łut szczęścia. Dalej zanurzyła się na moment, najbardziej jak tylko mogła i przymknęła oczy. Była tutaj bezpieczna, mogła wstrzymać oddech na dosłownie chwilę, więc nie było to nawet dla niej ogromnym osiągnięciem. Szybko wynurzyła się do pozycji siedzącej. Zaraz potem znów podsunęła się do ścianki. Wyrównała swój oddech i po otarciu twarzy namierzyła jeden punkt, gdzieś po środku baseniku. Wysunęła dłoń w tę stronę, a później palcem wskazała jeden z punktów. Tak naprawdę wzrokiem obrała go już wcześniej. Był gdzieś pośrodku wody. – Eksplozja — Powiedziała na tyle by Quetapin słyszał, ale by jednocześnie nie krzyczeć. Wybuch, jaki planowała na wodzie, miał być niewielki. Przedstawiać jedynie nie za dużą falę uderzeniową, która mogłaby delikatnie rozbujać okoliczną wodę, prawdopodobnie nawet nie na tyle, by ją rozlać. O ile sama Kamira widziała w tym jedynie niewinną zabawę i psikus... To nie każdy musiał tak myśleć, koniec końców nikt nigdy nie powiedział, że Kamira jest mądrym płomykiem.

Jedni mogliby zapytać, dlaczego tak poważnie traktująca swoje czary czarodziejka, poświęca cenną magię na taką głupotę, której nie zrobiliby nawet inny czarodzieje, nawet ci, którzy dzięki pomocy magii zmywają okna? A bo właśnie radość i zabawa wraz z dobrym samopoczuciem, była dla Kamiry dość poważną sprawą, poza tym - to była jej taka mała tradycja. Regularnie coś wybuchać, nawet jeśli miałaby być to woda, a sam wybuch niezbyt okazały.
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

37
Bulion nie zrobił nic, by wydawać się zły - był jedynie wielki i tak orkowy, jak tylko ork mógł być.

Quetiapin uśmiechnął się półgębkiem, jakby nie chciał pokazać po sobie prawdziwego rozbawienia jej reakcją na nowego sługę.

- Dziewczęta mogą być zazdrosne. Bulion, mój Płomyku, jest bardzo utalentowany, jeśli chodzi o sprawy... Sztuki. - Bard pozostawił w powietrzu wisząca sugestię. - Ślicznotki kradną go tylko dla siebie, by układał im włosy, poprawiał suknie... Któż mógłby przypuszczać, że ork będzie tak artystyczną, romantyczną duszą? - Zachwalał nowego obrońcę Kamiry. Najwyraźniej zaoferowano czarodziejce najlepsze, co było w bastionie, pożądane przez wiele kobiet z różnych powodów. - Bulion to nie jest jego prawdziwe imię, raczej przezwisko, które przylgnęło z jakichś nieznanych mi powodów. Jeśli go zapytasz, z pewnością o tym opowie. - Zachęcał Quetiapin, a może tylko podpuszczał? Nie był skory uchylić rąbka tajemnicy stojącej za przydomkiem orka, a wątpliwym było, by naprawdę jej nie znał.

Boleści barda nie były tak widoczne, gdy mężczyzna ostatecznie umościł się na poduszkach i zajął owocami. Przez dłuższy moment nikt im nie przeszkadzał. Oboje mogli cieszyć się przekąskami, wilgotnym, ciepłym powietrzem i ciszą, którą zaburzał wyłącznie chlupot wody, stworzony przez ruchy Kamiry. Przez głowę czarodziejki przeszła myśl - mogłaby przyzwyczaić się do spokoju, jaki oferowała łaźnia. Choć zapewne był to złudny odpoczynek od chaosu miasta i konszachtów watażków. Quetiapin miał rosnąć w siłę na zgliszczach imperium Moxiclava. Ileż mogło minąć, nim pojawi się ktoś, kto zajmie miejsce Rifaxi i zacznie z nimi konkurować? Należało korzystać z chwili, gdy ta nadeszła.

Śmiech magiczki nie przeszkadzał nowemu przywódcy, tak samo jak kot, który znalazł drogę do łaźni. Zwierzę o wyjątkowo krótkiej sierści w piaskowym kolorze miało nienaturalnie wręcz wielkie uszy i oczy, za to jego ciało było smukłe i gibkie. Zwierzę nie zainteresowało się Kamirą, za to szybko umościło się na kolanach Quetiapina, zupełnie, jakby robiło to codziennie. Również bard, jakby odruchowo, zaczął drapać stworzenie po karku.

- W porę! Właśnie rozmawialiśmy o nowych szatach Kamiry. - Głos Quetiapina, choć tak przyjemny, brzmiał wręcz zbyt agresywnie w spokoju łaźni, niczym intruz, który wdarł się do domu pod osłoną nocy. Osobą, do której mówił, była nie jedną z kobiet, a sam Bulion. Twarz ciemnoskórego orka wykrzywiona była w grymasie, który mógł sugerować niezadowolenie lub też wyrażać zdanie na temat ciężkiego zapachu kadzidełek i wilgoci, jakie utrzymywały się w łaźni. Ciosy, pokaźne jak u dzika, wystawały spod dolnej wargi mężczyzny. Przewieszone przez przedramię orka były szaty; Kamira mogła dostrzec, że przygotowane dla niej suknie uszyte były ze zwiewnego, wściekle czerwonego materiału, a ozdobione zostały mnóstwem świecidełek. Z tej odległości Kamira nie mogła określić, czy były to zwykłe szkiełka, czy może klejnoty. Nić, którą przeszyto materiał, wyglądała na złotą; pięknie mieniła się mimo braku padających na nią bezpośrednio promieni. - Jeśli nie odpowiada ci kolor, możemy przyszykować coś innego. Z pewnością...

Quetiapin nie powiedział, czego mógłby być tak pewny. Słowo zaklęcia wytrąciło go z równowagi, podskoczył na poduszce, jakby szykując się do ucieczki. Słyszał o tym, co Kamira robiła w domu Rifaxi i nie chciała być kolejnym, który straci głowę w tak widowiskowy sposób.

- Queti! - Bulion szybko zareagował, łapiąc wstającego barda i zasłaniając go własną piersią. Choć zagrożenia nie było, Kamira mogła podziwiać oddanie orka, jak również nieporadność przywódcy, polegającego na ochroniarzach.

Problemem było to, że eksplozja nie była nawet w połowie tak okazała, jak okazałą być miała. Woda ledwie podniosła się, nawet nie chlapnęła na boki, a delikatna fala po chwili ustała, nie pozostawiając żadnego znaku zaklęcia.

- Ogniku! - Quetiapin skarcił ją, wyglądając zza Buliona. Ork trzymał go za ramiona. - Kochana, ostrzegaj przed taką zabawą, bardzo cię proszę!

Drżenie głosu zdradziło nerwy. Bulion po raz kolejny prychnął, za to kot zniknął z pola widzenia tak szybko, jak się pojawił, przerażony zamieszaniem.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

38
Może i Quetapin był rozbawiony brakiem obycia Kamiry z właściwie czymkolwiek. Pozostawiało to wiele pytań na temat tego jak się do tej pory uchowała, no i gdzie przede wszystkim!

– Heeeeeeeeeeeeeeeee? — Była zaskoczona zwierzeniem barda. Bulion utalentowany artystycznie? To było dla niej coś nowego i z początku jej mina wyraźnie świadczyła o tym, że nie do końca wierzy w prawdziwość jego słów. – Naprawdę? — Im więcej mówił Quetapin, tym bardziej zakłopotana Bulionem była Kamira. Coraz bardziej nie wiedziała co o nim myśleć. – Układa im włosy?! — Zapytała z lekkim pożądaniem, ale też niepewnością samego pytania, bo o ile posiadanie orka, który mógł układać sukienkę, poprawiać włosy i do tego być świetnym strażnikiem była bardziej niż kusząca, ale to w dalszym ciągu Ork, nie wiesz, co taki sobie pomyśli. – Ugh... Nie ważne! I tak nie mam na tyle długich włosów, by je układać jakoś... — Wyraziła to dość głośno, nie kryjąc rozczarowania w swoim tonie.

Kilka chwil później, nie mogła odpędzić od siebie myśli o imieniu Buliona, zabrakło jej jednak odwagi, by to bardziej skomentować, czy zapytać Quetapina o coś więcej w tym temacie. Przeczuwała, że musi to mieć jakiś związek z jakąś miksturą, że tak go zwą. Może lubił pić gęste alkohole? Skoro jednak Bulion, to dlaczego nie Wywar? Może to jakiś jego orkowy brat... To póki co było tajemnicą, jaką Kamira musiała rozwikłać.

Przyjrzała się kotu jedynie przez moment. Skrzywiła się delikatnie gdy ten tak śmiało zajął miejsce z Bardem. Zanurzyła się na moment po nos w wodzie...

Sama chwila eksplozji sprawiła jej niezmierzoną przyjemność, Queti w tej chwili zdawał się kogoś wprowadzać, jak się zaraz okazało - coś. Szaty dla czarodziejki, która to miała okazje się im przyjrzeć dopiero za chwilę. Teraz zobaczyła, że nadchodzi z nimi - nie żadna służka, a sam ogromny Bulion.

Bulion, sukienka, Bard... Ich reakcja sprawiła, że uśmiech Kamiry szybko zmienił się w konsternacje, przypatrywała się reakcji dwóch mężczyzn ze skonfundowanym spojrzeniem. – Ale ja... Nie mo... Uh, no dobrze... — Lekko się naburmuszyła, bo takie wybuchy z zaskoczenia były najlepsze, ale może i miał racje, że nie należało tak wszystkich na około straszyć. Nieco krzywo spojrzała na Buliona, którego jako ostatniego podejrzewałaby o noszenie swoich sukienek. Zbliżyła się wtedy do krawędzi baseniku, wciąż rzecz jasna w nim zostając. Zmrużyła nieco oczy, by przyjrzeć się przyniesionej sukience z miejsca, w którym wciąż była. Patrzyła i oceniała na tyle na ile była w stanie cóż to za suknię jej przynieśli, bo sam kolor wcale jej nie przeszkadzał, no i te wszystkie świecidełka? No jak mogła na to marudzić. Wyglądała w tej chwili, jakby obrzucono ją stosem prezentów, wpatrując się w oddali w ozdobne szycia i inne ozdobne elementy. Pozostawała jeszcze kwestia kroju, który próbowała z daleka rozpoznać na tyle na ile potrafiła w związku ze swoją nikłą znajomością tkanin czy krojów.

Jeszcze nie miała zamiaru wychodzić, ale na pewno chciała obejrzeć materiał z bliska co raczej było oczywistością dla każdego.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

39
Zagadką pozostało, czy Bulion wiedział, że Quetiapin mówił o nich w takich superlatywach. Plotki z Kamirą na temat jej nowego orczego ochroniarza nie wydawały się jednak mieć znaczenie dla samego zainteresowanego. Bulion dzielnie trzymał ramiona Quetiapina, jakby bał się, że ten upadnie, gdy tylko zabraknie podpory jego silnych dłoni. Nie można było mu mieć tego za złe. Wydawało się, że bard chwieje się na nogach bardziej, niż poprzedniego dnia, gdy Kamira go poznała.

Ork po chwili puścił jednak nowego przywódcę, upewniając siię wcześniej, że ten stoi pewnie i stopy nie odmówią mu posłuszeństwa. Quetiapin podziękował mężczyźnie skinieniem głowy.

- Ubierz się, Ogniku. - Polecił, rozumiejąc, że skoro Kamiry zaczęły trzymać się tak głupie żarty, należało zakończyć chwilę relaksu i wrócić do pracy.

Bulion rozłożył w dłoniach suknię. Materiał przelewał się przez palce, jakby zrobiony z dymu aniżeli prawdziwego materiału. Również był tak przejrzysty - nici kłębiły się tam, gdzie powinny, by zakryć wrażliwe części ciała, ale ich sploty gdzieniegdzie przerzedzały się, by w półprzezroczystej fakturze odkryć skórę. Można było spodziewać się, że tak, jak przejrzysta była suknia, tak również była przewiewna, co z pewnością przydawało się w gorącu Bastionu. Świecidełkami obszyto zarys dekoltu, pas i szerokie rękawy. Suknia nie była przesadnie długa, choć przy wzroście Kamirin, z pewnością będzie sięgać jej do przynajmniej kostek.

- Bulionie, mój drogi, pomożesz Kamirze? - Poprosił Quetiapin, wzdychając lekko, a samemu kierując się ku wyjściu.

Nim zdążył opuścić pomieszczenie, przystanął, by spojrzeć ku górze, tam, gdzie przez okienka sączyło się światło dnia. Promienie nieco przygasły; wydawało się, że chmury zasnuły słońce. W jednej chwili czarodziejka poczuła mrowienie na całym ciele, nasilające się z każdą chwilą, jakby woda basenu gwałtownie zwiększała swoją temperaturę, aż do wrzenia. Uczucie nie było podobne do niczego, czego wcześniej doświadczyła; zdecydowanie dalkie od przyjemnego dreszczu magii.

Quetiapin zmrużył lekko żółte ślepia.

- Ki diabeł? - Mruknął cicho, na granicy słyszalności. Zawtórował mu przeciągły miałk kota, który domagał się uwagi, na nowo zbliżając do barda.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

40
Kamira nie uśmiechała się gdy Quetapin polecił jej wyjście z wody, dla niej to jeszcze nie był odpowiedni czas i nie ukrywała tego swoją lekko nadymaną twarzą.

Wtem też zaczęła się rozglądać za jakimś ręcznikiem, bo koniec końców nie chciała być zjedzona przez wielkiego orka, a Bulion wyglądał, tak czy inaczej, groźnie, ta wściekła czerwień działała na niego jak? Niemal tak jak płachta na byka. Dodawała mu pazura i zagrożenia. Nie, żeby Kamira kiedykolwiek jakiegoś byka widziała, może właśnie dlatego tak bardzo lubiła ten kolor? Może pasował jej do oczu... Prawdą natomiast było to, że nie czuła, że przesadne sprzeczanie się to obecnie dobre wyjście z sytuacji. Też nie miała ochoty opuszczać wody przed oczami każdej z obecnych tutaj osób. – Sama sobie poradzę, wiesz! — Odburknęła, krzyżując na piersiach ręce, dalej w wodzie. – Przynajmniej z ubraniem sukni... — zarumieniła się, wpatrując się gdzieś w boczną stronę pomieszczenia, uciekając od nich wzrokiem. – Poza tym, muszę się wytrze... — Nagle zaczęło dziać się coś niedobrego. Słońce wydawało się, że zaczęło zachodzić. To sprawiło, że czarodziejka zupełnie zgłupiała. – Aż tak długo siedziałam!? Już zachodzi słońce? Takie krótkie te dni... Kto pod... — Zaczęła gwałtowniej brać oddechy. Dość zakłopotana zawiesiła spojrzenie na bardzie i Orku. – Czemu tutaj jest tak gorąco, rzuciła głośno! Dlaczego ta woda robi się coraz cieplejsza! — Zaczęła się wynurzać, starała się zetrzeć rękami nadmiar wody z rąk i torsu, w tej chwili mniej przejmując się już tym czy ją zobaczą, czy nie. – Kto zagotował wodę i czemu nie bulgocze! — Jeśli temperatura zwiększała się jeszcze bardziej, mimo tego co zrobiła to postarała się wyjść z wody, siadając na rogu z nogami w wodzie, jeśli temperatura nie ustawała, to odsunęła się od niej, jak najdalej, licząc na efekty. Nie wstawała. Zakrywając się rękami przed ciekawskim wzrokiem obydwojga.

Spoiler:

Bastion Khudamarkh

41
Przyzwyczajony do obnażania się przez Qlairę i resztę dziewcząt, Quetiapin nie przywiązywał większej wagi do nagości Kamirin. Zresztą, nawet nie patrzył w jej stronę! Zadzierając głowę ku górze, obserwował skutki gasnącego słońca. Wkrótce jasność promieni wpadających do łaźni została przyćmiona tak, jakby nie tylko chmury przysłoniły słońce. Zrobiło się zbyt ciemno na środek dnia.

- Płomyku, czy zechciałabyś odpocząć w swojej komnacie. - Upomniał Quetiapin kobietę, równocześnie dając znak Bulionowi, by dopilnował tego, by tak się stało. W momencie, gdy nie wiedział do końca, co się działo, wolał, by czarodziejka nie wchodziła mu w drogę ze swoimi żartami i niebezpieczną, dziką magią. Tylko od niej zależało, czy posłucha.

Woda nie robiła się cieplejsza, ale gorąco nie opuszczało kobiety. Wręcz przeciwnie, gdy usiadła na brzegu baseniku, chłodne fale u jej stóp dawały pewnego rodzaju wytchnienie. Panika rosła we wnętrzu magiczki, wraz ze słabością, która obierała we władanie jej ciało.

Bulion był tuz przy niej, oferując bez słowa suknię. Na jego przyozdobionej kłami twarzy malowało się zmartwienie, a przynajmniej tak się dziewczynie zadawało, gdyż nie była biegła w odczytywaniu mimiki orków. Za to Quetiapin nie wydawał się odczuwać skutków zaćmienia podobnie do Kamirin. Wybiegł z pomieszczenia, ruszając w stronę wyjścia z pałacyku, najpewniej by sprawdzić, cóż za zjawisko zawitało na niebie.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

42
Jeśli było coś, na co Kamira nie była gotowa (a nie była gotowa na prawie wszystko) to na pewno należało dołączyć do tej listy dziwne uczucie, które właśnie całą ją obejmowało. Z początku myślała, że to woda, po wyjściu z niej wcale nie zrobiło się jej dużo lepiej. Ba! Możliwe, że przez siedzenie w wodzie do tej pory niczego nie odczuwała i dlatego ta dziwna fala ciepła uderzyła ją dopiero teraz. – Dlaczego zrobiło się tak ciemno? — Powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do Buliona, choć najpewniej liczyła, że i on coś jej odpowie.

Wciąż siedziała na miejscu, starając się uspokoić i namierzyć źródło tego gorąca, które ją dopadło. – P-potrzebuje chwili — Skinęła też do niego delikatnie, by położył sukienkę. Chwila, może dwie - by wyrównać oddech i na tyle na ile to możliwe, zrozumieć co się właściwie dzieje i jak rzeczywiście się czuje. Jak tylko mogła, to postarała się przerzucić sukienkę przez głowę, potem wyciągając nogi z wody i odsuwając się od krańca baseniku. – Co się dzieje? — Zadawała sobie sama pytanie. Nie rozumiała czy słońce zaszło tak szybko, czy może stało się coś innego? No i o co chodziło z tym ciepłem, które nie ustępowało, a wręcz rosło, w dodatku miało to miejsce tak nagle. – Chodźmy — Odezwała się do Buliona, próbując wstać. Niezbyt znała te korytarze, więc i tak była zdana na jego przewodnictwo.
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

43
Kamirze było gorąco, zupełnie, jakby wzięła zbyt długą, zbyt ciepłą kąpiel. Co gorsza, pieczenie skóry nie ustępowało, a z każdą chwilą robiło się bardziej uporczywe. Wkrótce czarodziejkę oblał zimny pot, a dreszcze wstrząsały jej ciałem. Nawet zęby zaczęły jej szczękać, choć było jej gorąco, nie zimno.

Wdechy nie pomagały. Kamira cierpiała coraz bardziej. Nagła choroba uderzyła ją z siłą, która nie pozwalała jej zgromadzić myśli. Nawet, jeśli znałaby jakieś zaklęcia lecznicze, nie byłaby w stanie wypowiedzieć inkantacji bez drżenia głosu.

Bulion musiał dostrzec bladość dziewczyny i choć nie odpowiedział jej nawet pomrukiem na pytania, bez słowa sprzeciwu ruszył razem z nią korytarzami, tą samą drogą, którą wcześniej Kamirin pokonała wraz z Quetiapinem. Wydawało się, że ork wolałby chwycić ją i zatargać do pokoju. Tak jak Sefu niósł ją na rękach, Bulion wyglądał na takiego, który raczej złapałby ją i zaciągnął trzymając jak worek pod pachą albo na ramieniu.

Tym razem Bulion nie został za drzwiami, a wprosił się do komnaty Kamirin. Zza okna dochodziły podekscytowane głosy; różniły się od tych, które rozbrzmiewały przy pożarze, bo więcej, niż ekscytacji, było w nich trwogi. Ork otworzył okiennice i wychylił się, by ocenić sytuację.

- Słońce zgasło. - Stwierdził po chwili, opisując po prostu to, co widział na zewnątrz. - Nadszedł mrok. - Ork odwrócił się i zamknął na powrót okiennice. - Ale ty, ty jesteś Płomieniem.

Kamira nie czuła się jak płomień. Miała wrażenie, że jej ogień zgasł.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

44
Gorąc nie ustawał, nagle zechciała znowu wskoczyć do tej wody, zaczynała jednak powoli pojmować, że skoro zaczęło się to w wodzie, to najpewniej powrót do niej wcale jej nie pomoże. Wkładanie na siebie zbyt dużej warstwy ciuchów byłoby okropieństwem, szczęście w nieszczęściu, miała tylko ten kawałek materiału zwany sukienką, który zresztą był też przewiewny. Nie była też w stanie założyć na siebie czegokolwiek bardziej skomplikowanego, i ot - tak wyparowała samodzielność czarodziejki wraz z rosnącą temperaturą.

Myślała - raczej próbowała ułożyć sobie myśli w jakiś jeden spójny ciąg, ale ciepło, następujące też słabości nie pozwalały jej działać na pełnych obrotach, każda bardziej skomplikowana myśl przychodziła jej z coraz większym trudem. Nawet nie przeszkadzało jej to, że Bulion się nie odzywał, jakoś... Nie miała czasu ani siły się nad tym zastanawiać. Każda chwila jednocześnie trwała zbyt długo i zbyt krótko. Dochodzące z zewnątrz odgłosy wcale nie poprawiały czarodziejce nastroju. Miała wrażenie, że od hałasu i gorąca głowa jej eksploduje. Może nie dosłownie, nie w taki sposób jak zwykła eksplodować wszystko inne - zaczynała po prostu czuć się gorzej. Nie skomentowała kwestii zajścia słońca, tak nagłego i niespodziewanego. Jak tylko znalazła się w pomieszczeniu to, na tyle na ile była w stanie, doczłapała się do łóżka i wręcz padła na nie, średnio nawet słuchając dalszych słów orka. Co z tego, że była płomieniem? Czuła się w tej chwili bardziej jak jakiś niedorobiony księżyc. – Powiedz mi kiedy się rozjaśni... — Mamrotała, zakrywając głowę rękami. Czuła się źle, lecz póki co starała się to jeszcze w sobie zwalczyć, na tyle na ile potrafiła. Nie była wytrzymała, ale liczyła, że za chwilę jej przejdzie, może za pół godziny... – hmmmmm Gorąco.... Wody zimnej... — Zawodziła z twarzą skrytą gdzieś między materiałem. Nie mogła wytrzymać tego ciepła, najgorsze, że nie wiedziała kiedy to się skończy, a w końcu mrok powinien przynieść niższe temperatury. Ten jednak wydawał się inny.
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

45
Z każdą chwilą Kamirin czuła się gorzej. Nie miała pojęcia ile czasu minęło, odkąd Bulion zaoferował jej szklankę chłodnej wody, odkąd gorąco wyrwało jęk z jej gardła, a nawet przejrzysta suknia zaczęła ciążyć, jakby zamiast z lekkiego materiału, utkana była z żelaza.

Sen przyniósł wytchnienie, a wraz z nim przyszła mała ochłoda i wytchnienie dla umęczonego ciała. Z płytkiego, przerywanego snu wybudziła ją chłodna dłoń na policzku. Choć w normalnej sytuacji mogłaby zareagować szybciej, sama musiała przyznać, że nic nie było takie, jak zazwyczaj. Ciało bolało, jakby zdjęte grypą. Czyżby przyplątało się do niej jakieś paskudne choróbsko?

W ciemności pokoju, Kamirin rozpoznała sylwetkę Quetiapina. Bard przysiadł na brzegu łóżka i gładził jej czoło, jakby samym dotykiem mógł zbić gorączkę.

- Zbudź się, Płomyku. - Zaintonował. Jego głos był cichy, melodyjny. Kamirze wydawało się, że w ciemności pokoju ślepia Quetiapina błyszczą niczym te u kota. Po kolejnym mrugnięciu wrażenie zniknęło. - Bankiet trwa, Kamirin. Potrzebujemy cię tam.

Po cóż Quetiapinowi obecność czarodziejki na bankiecie? Może chciał się nią pochwalić przed innymi możnymi Bastionu? Może chciał usadzić ją po swojej prawicy, by podkreślić jej wagę? Może, w końcu, chciał zadbać o towarzyszkę i dopilnować, by zjadła mimo niedyspozycji?
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”