Ale miał ważniejsze rzeczy na głowie. Nienaturalny chłód i kolejne słowa elfki niemal całkowicie utwierdziły go w przekonaniu, że Turonion wykonał swój ruch. Szczęśliwie w porę spostrzegł postać poruszającą się szybko za jego plecami.
Myślał teraz szybko. Mandy była bardzo niespokojna. Mordred zawsze polegał na jej wsparciu w potrzebie ale teraz... Bał się ją wezwać. Bał się, że podobnie jak ostatnio, wpadnie w lodową pułapkę. Niemniej odezwał się do niej.
– Bądź gotowa by się zmaterializować, choćbyś miała uciekać. Nie wiem czym dysponują ale nie mogę pozwolić by dopadli cię drugi raz.
Była jeszcze kwestia Lorelei. Jaka właściwie była jej rola w tej sprawie. Nie wyglądała na związaną z lodowymi elfkami i (choć może Mordred dawał jej zbyt duży kredyt zaufania) przypuszczał, że raczej usłyszała jedną wersję wydarzeń i w swojej naiwności z góry założyła, że stoi po słusznej stronie. Cholera, technicznie stała po stronie sprawiedliwości.
Niemniej bardziej palącym pytaniem było, czy zamierza być tylko przynęta, czy weźmie czynny udział w walce. Dla bezpieczeństwa należało założyć, że to drugie i Mordred przypuszczał, że jeśli będzie walczyć, zna co najmniej jakieś zaklęcie żywiołów.
W tej całej sytuacji, Mordred być może miał jedną kartę atutową której nie spodziewała się zasadzka.
Może.
Wolałby uniknąć sięgania po takie środki ale...
– Undine! – Zawołał telepatycznie. – Mogę potrzebować wsparcia! Jestem w starych dokach! Zdołasz znaleźć drogę?
Nie wiedział czy jego potomstwo usłyszy wołanie i na jaką odległość tak naprawdę działa ich więź. Ale był bardzo blisko wody i Ichtchoni powinni zdołać się niepostrzeżenie podkraść. Istoty wodne powinny być lepiej przystosowane do odpierania lodowych ataków a z przewagą liczebną, może uda mu się zneutralizować wroga szybciej i ciszej.
Tak czy inaczej, musiał przetrwać najbliższe sekundy.
Lorelei była blisko. Bliżej niż tajemnicza postać. Był też od niej silniejszy. Tego był pewien. Rozważał nagłe dopadnięcie do niej i przytrzymanie jako żywej tarczy, ale nie miał pewności czy druga strona nie uzna jej za "dopuszczalne straty". Co zostawi go tyłem do morza, bez możliwości wycofania i z mniejszym polem manewru.
Po cichu nie chciał też całkiem utwierdzać niedawnej wspólniczki w jej przekonaniu, że jest amoralnym zbirem.
Zatem... Drugi wariant.
– Nigdy nie twierdziłem, że jestem bohaterem. Jestem tylko apostołem. – Zwrócił się chłodno do Lorelei, po czym gwałtownie uskoczył w prawo, jednocześnie obracając się w lewo, tak by mieć skrzynie po swojej prawej stronie. Jeżeli Lorelei spróbuje zaatakować ze swojej pozycji, zapewnią osłonę. Tymczasem płynnym ruchem wyciągnął miecz z pochwy i trzymając go oburącz przed sobą, mógł lepiej przyjrzeć się zakapturzonej postaci. Nie tracąc też z oczu wysokiej elfki.
Cały styl walki Mordreda, powstał w oparciu o twardą defensywę i kontrataki. Z jednej strony dawało to inicjatywę przeciwnikowi, ale też, pozwalało sprawniej ocenić sytuację i zagrożenie. Czasem uniknąć pochopnych zabójstw. Zatem... Teraz ich ruch. Co zrobią inne pionki na szachownicy?
Spoiler: