Mordred z namysłem słuchał słów przepowiedni. Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że Vacek powtarza słowa tak jak sam je usłyszał. Była to formuła zwracająca się bezpośrednio do chłopaka i z tej perspektywy należało ją interpretować.
Nim jednak zdążył się za to zabrać, znajomy głos wtrącił mu się w ten zamiar.
Mordred powoli odwrócił się do niedawnej wspólniczki a
wyraz jego twarzy sprawiał wrażenie jakby jakaś część jego duszy umarła.
Wreszcie wyrzucił ramiona w górę i przewracając oczami zapytał z irytacją. –
Wy macie jakiś fetysz podkradania się czy co? Co rusz ktoś pojawia mi się za plecami albo wychodzi z cienia. Słowo daję, jeszcze dwa lata i zaczniecie wyskakiwać z szafy a ja będę sprawdzał pod łóżkiem, czy się tam zakonna inkwizycja nie chowa, żeby mieć lepsze wejście.
Po tym krótkim (ale jakże uzasadnionym przez powtarzający się trend) wybuchu, westchnął i przywołał się do porządku, przechodząc wreszcie do opóźnionej introdukcji.
–
Poznajcie się. Vacek, to jest Nehema. – Zwrócił się do chłopaka, jednocześnie wskazując gestem dłoni na nowo przybyła wiedźmę.
–
Nehema, to Vacek. – Sprezentował w drugą stronę. Jako że Vacek usłyszał już wyjaśnienie kim jest Nehema, sensownie było wyrównać sytuację. –
Służy tej samej sprawie co my. Asystował mi na Północy a teraz przybył całą drogę tutaj, z polecenia Rubinookiego. Najwyraźniej ma mnie chronić przed jakimś zagrożeniem.
Przetarł palcami oczy zanim wreszcie przeszedł do pytania Nehemy (która swoją drogą, sama wyglądała na czymś zirytowaną).
–
Ma problem z mową i ktoś polecił i dostarczył mu jakieś grzyby, które miały mu na to pomóc. Nie znam ich, ale zdecydowanie mają niepożądane skutki uboczne. Zasugerowałem mu twoją ekspertyzę bo jesteś jedyną osobą jaką tu znam, która ma wiedzę dość rozległa by coś tu poradzić. Hunmar może by wiedział bo to jednak medyk, ale nie chcę go wciągać bardziej w nasze sprawy.
Wprawdzie z przyjaznych twarzy była jeszcze Lorelei, ale jej polem była magia i hobbystycznie zwierzęta a poza tym... Mordreda przeszedł dziwny dreszcz na myśl o powierzaniu jakiegoś zadania entuzjastycznej lecz... Nie do końca
skupionej elfiej studentce.
–
Do niczego cię jeszcze nie zobowiązałem. – Powiedział wzruszając ramionami. –
Jak i czy dogadacie się w tej sprawie jako współsługi albo na innej zasadzie, już zależy od was. Zapytałbym też, co cie tu dzisiaj sprowadza ale na razie potrzebuję chwili, żeby zastanowić się co próbuje mi dosrać tym razem. – Rzekł odrobinę kwaśno, choć irytacja w wypowiedzi nie była skierowana do żadnego z towarzyszy. Po prostu nie był entuzjastą niejasnych przepowiedni, zwłaszcza gdy odnosiły się do jego potencjalnego zgonu.
Przymykając oczy i zakładając ramiona na piersi, zamyślił się, pozwalając Nehemie i Vackowi rozwiązać (albo i nie) swoje sprawy.
Skupiając się na wewnętrznej ciszy, zaczął analizę ostrzeżenia.
"Gorsze niż loch, gorsze niż ciemnica, gorsze niż komnata z zakratowanym oknem". Ze względu na stan psychiczny Vacka, nie mógł być pewien czy ta część była w końcu elementem przepowiedni czy też nie, jednak na wszelki wypadek uwzględnił ją w rozważaniach i doszedł do wniosku, że miałaby oznaczać, że cokolwiek mu groziło nie było to pościg Kerońskiego prawa.
Dalsza część, co do której Vacek miał już pewność była właściwą przepowiednią była jednak trudniejsza do odcyfrowania.
"Prastary wróg" upominający się o jakąś krzywdę. Wrogów miał pewnie sporo, choć raczej niskiego szczebla, ale kogo mógłby określić jako prastarego? Kontynuacja zdawała się podawać odpowiedź, której jednak podświadomie unikał, bo nie napawała optymizmem. Mordred jak sięgał pamięcią, wkurzył tylko jedną personę do której mogły jednocześnie odnosić się "lód" oraz "sprawiedliwość" i która była prawdopodobnie równie stara co sam świat.
Otworzył oczy i marszcząc czoło, zwrócił się do towarzyszy. –
Jeżeli dobrze zrozumiałem wiadomość jaką przekazał Vacek, to Turonion szykuje dla mnie drugą rundę. Nie powiem, żebym czuł się na nią przygotowany. – Przyznał krzywiąc się. –
Ale nie wiem czy można przygotować się na zemstę boga. Jedyną pozytywną stroną jest sugestia, że to jego ostatnia próba wymierzona we mnie a może ostatnia w ogóle przeciw nam. – Zaakcentował ostatnie słowo, podkreślając, że ma na myśli więcej niż zgromadzone tu osoby. Nie wiedział czy Vacek pojmie sens, jednak nie było to tak naprawdę problemem.
–
Vacek najwyraźniej ma istotną rolę do odegrania w całej sprawie. – Powiedział, w myślach dodając jeszcze –
Której mam nadzieję nie przypłaci życiem.
Niestety przepowiednia wskazywała, że może do tego dojść. Wprawdzie jako sługa Magistri, Vacek miałby zapewnione miejsce w Arali, jednak Mordred wolałby oszczędzić zagubionemu chłopakowi nieprzyjemnej tranzycji między światami. Pytanie, na ile nieuchronna była sytuacja w której Vacek musiałby stać się żywą tarczą.
–
W tym wszystkim, nie potrafię jedynie odgadnąć, czym może być "najcenniejszy skarb wroga". Po prostu nie potrafię sobie wyobrazić by Turonion cenił coś na tym padole na tyle, by nazwać to skarbem. – Rzekł kręcąc głowa w rezygnacji.
Wreszcie odetchnął, lub raczej, wypuścił powietrze i pozwolił zwiotczeć napiętemu stresem ciału. Ramiona opadły a ręce bujały się lekko przy boku, jakby trącane wiatrem. Dziwnie przyjemne mrowienie rozprężających się mięśni, biegało mu gdzieś w dłoniach i końcach palców, gdy na koniec zwrócił się do Nehemy.
–
Cóż... Teraz mogę wrócić do twojej wizyty. Co cię dziś sprowadza?