Port i okolice miasta

1
Obrazek
Chciałoby się powiedzieć, że port w Tsu'rasate sprawia wrażenie większego niż samo miasto, które powstało na ruinach cywilizacji Trolli. I w rzeczywistości tak właśnie jest. To port stanowi centrum i miejsce, w którym toczy się największa część okolicznego życia. Sam port nie jest zwyczajną przystanią, ani tym bardziej taką, do jakich można przywyknąć. To właśnie tutaj swój koniec znajduje rzeka Maddog, wpływając zarazem na wschodnie wody. Z tego powodu goblińscy inżynierowie i architekci rozbudowali przystań, oraz pogłębili, oraz nieco poszerzyli rzekę, by umożliwić przepływ statków w górę rzeki. Celem takich zabiegów było wykonanie szlaki do samego Varulae, czyli stolicy owego regionu. Właśnie dzięki temu połączeniu gobliny zamieszkujące okolice radziły sobie świetnie, jak na tak daleko położone na południu miasto. Był to ostatni port na południu, pomiędzy kontynentem a Archipelagiem. Z tego powodu też statki, które tutaj wpływały bogate były w materiały z tamtego regionu, na czym tylko sama baronia korzystała. Same okolice portu i miasta porasta gęsta dżungla, a nawet i przy brzegu można dostrzec wiele drzew o nienaturalnie dużych i mocnych pnączach, które potrafią pochwycić nieuważne statki pływające zbyt blisko nieoczyszczonego brzegu.

Środek tej aglomeracji miejskiej przecina rzeka, ale można zacumować statek w jednym z wielu niewielkich portów właśnie w tym celu wybudowanych. Budynki dzielą się na dwa rodzaje, te tanie, które wykonane są dosyć pokracznie, postawione na dużych drewnianych drągach różnej jakości, oraz te znacznie dostojniejsze, których nie powstydziłoby się ludzkie miasto na północy. Znajdą się tutaj portowe lokale, magazyny, no i nawet część mieszkalna portu, czy niewielkie pracownie różnych rzemieślników. Głównie goblinów, ale zdarzy się i gnom. Po stronie południowo zachodniej znajduje się stocznia, w której i gobliny próbują swoich sił w budowie statków na polecenie Baronowej.

Jak całą baronię - miasto i port zamieszkują głównie Gobliny. Orkowie nie są tutaj również rzadkością. Znacznie rzadziej można spotkać przedstawicieli innych ras, takich jak krasnoludy czy elfy. Głównie jest to spowodowane ogromnymi różnicami kulturowymi pomiędzy tymi rasami, mało kto potrafi znieść towarzystwo tylu goblinów na raz, a tutaj - to właśnie one rządzą. Również dosyć wpływowe są gnomy, których populacja w tym rejonie jest bardzo praktyczna, ich relacje z goblinami są naprawdę różne, ale jedno jest pewne, i jedni i drudzy walczą o zrealizowanie swoich własnych projektów oraz o jak najlepszą cenę. Nie uświadczy się tutaj ludzi północy, ale na mieszkańców archipelagu można natrafić. Pośród tego tygla trafiają się też trolle, dawni właściciele tej krainy, a obecnie jedni z niewielu przedstawicieli swojej niemal już zapomnianej kultury. Wiele plemion, które tutaj pozostało, zwyczajnie usługuje goblinom, które z jakiegoś powodu bardzo cenią sobie towarzystwo trolli.

Port i okolice miasta

2
Jesień, Rok 90 Życie w podróży nie należało do najłatwiejszych. Każdy z członków załogi statku zdążył już skosztować trudów tego życia. Byliście doprawdy dziwną zbieraniną osobistości. Nie byłoby was jednak tutaj gdyby nie Adrian. Każdy, zarówno ty Nurkh jak i pozostali poczuliście, że jest wyjątkowy i ma osiągnąć wielkie rzeczy. I to nie tylko jego zasługa, ale też kolei losu, które to są dla niego bardzo przychylne, wciąż pchając was do przodu, nie pozwalając, by wasz statek zatonął. Każdy członek załogi w jakiś sposób coś mu zawdzięczał, albo oczekiwał na dopełnienie obietnicy. Tego mogłeś być pewien, bo nigdzie indziej nie zebrałaby się taka grupa.

W twoim przypadku to było szczęście, bo mogłeś umrzeć, mogłeś zginąć pozbawiony wszelkiej orkowej godności. Miałeś nowy cel w swoim życiu, ale wciąż nie zapomniałeś o starym, który do tej pory malował wszelkie ścieżki twojego życia.

Był poranek, statek właśnie leniwie przybijał do portu. Do twoich uszu docierały odgłosy niewielkich fal rozbijających się o kadłub statku. Słońce... Nie dochodziło do ładowni, w której miałeś swój pokój. Nie był on duży, ale zapewniał ci podstawowe potrzeby i nadawał się wystarczająco, by określić je twoją samotnią. Czy mogłeś oczekiwać więcej? Raczej nie, bo nie byłeś tutaj traktowany źle, o ile można tak powiedzieć w sytuacji takiej jak ta, gdy jedynie z Adrianem potrafiłeś się porozumieć, w dodatku też nie zawsze, bo i jego orkowy nie należał do najlepszych. Twoja kajuta nie była jedyną, którą się tu znajdowała. Obok twojej mieszkała kobieta o bladej skórze i białych włosach. Z początku patrzyła na ciebie podejrzliwie, ale z każdym dniem, jaki spędzaliście na statku, czy w innym rodzaju podróży, jej wzrok tracił tę dzikość i niepewną agresję kierowaną w twoją stronę. Zastępowana była spokojem i ciekawością. Nie raz widziałeś ją, jak obserwowała twoją medytację, czy zachowania gdy nie przesiadywałeś w swoich czterech ścianach.

Po drugiej stronie swój pokój miał niski, aczkolwiek krępy mężczyzna. Widziałeś już takich jak on. Należał do rasy krasnoludów i służył tutaj za kogoś w rodzaju złotej rączki, bądź inżyniera. Nie raz słyszałeś gdy rozmawiał o czymś z Adrianem we wspólnym. Prócz ekscytacji tematem, dostrzegałeś w ich głosach również radość z tych rozmów, tak jakby nie były zupełnie przypadkowe i tyczyły się tematów, które wykraczały poza twoje rozumienie, czy zainteresowanie. Też jakoś nie pytałeś Adriana o relację z krasnoludem. Byłeś natomiast świadkiem jego prac nad klatkami dla waszej "Ślicznej" Wyverny, oraz Jadokła, które podróżowały z wami. O ile Jadokieł przesiadywał w klatce na niższym poziomie, tak Śliczna miała swoją klatkę na górze, zwykle na zewnątrz. Z jakiegoś powodu słuchała się i nie odlatywała, nawet gdy puściło się ją wolno. Możliwe, że miało to jakiś związek z Rave’em, kolejnym członkiem tej załogi.

Rave, tak jak i Adrian - wspólnie zajmowali kajuty na najwyższym poziomie. Można rzec, że kajuta kapitańska, oraz druga, nazwijmy ją teraz bosmańską, była równie dobrze urządzona. Wejścia do nich znajdowały się tuż obok schodów prowadzących do właściwych poziomów statku. Ta należąca do Adriana, stała zwykle otworem dla wszystkich, którzy chcieli z nim porozmawiać. Sam Adrian również często poruszał się po statku i rozmawiał z załogą. Był czarodziejem, był jak wszyscy, nieco zarozumiały, czasem pompatyczny, oddany swojej sprawie i ideałom, dążył do celu. W tym wszystkim jednak nie zapominał, że ten cel, ma szansę zrealizować jedynie dzięki pomocy innym. Możliwe, że właśnie dlatego - wszyscy wciąż z nim podróżowali. Z kolei Rave... Zazwyczaj wychodził tylko w nocy, wtedy też pracował, a za dnia, jego kajuta była zamknięta na cztery spusty. Wiedziałeś, kim jest, tak jak on wiedział, kim jesteś ty. Pośród załogi nie było to tajemnicą. Wciąż jednak zdawałeś sobie sprawę, że w kajucie wampira, nigdy nie byłeś, ani nie wiedziałeś zbyt wiele o jego stanie, ani sposobie funkcjonowania, nic więcej ponad plotki i kłamstwa powtarzane przez ludzi o tych istotach nocy. Jeśli coś było na rzeczy, to na pewno to, że Adrian bardzo cenił sobie radę starszego mentora z akademii magicznej.

Wróćmy jednak do teraźniejszości, był poranek, jakkolwiek go spędzałeś - miałeś wrażenie, że przybiliście do portu, po długim rejsie. Wiedziałeś też dlaczego. Należało zrobić zakupy dla ślicznej, potrzebowała dużo mięsa, a polowania po drodze były zwyczajnie zbyt długie, dlatego bardzo często pływaliście głównie wzdłuż brzegu, a jak kończyły się zapasy, to rozpoczynały się specjalne polowania, albo ubijanie zwierzyny, jaką również przewoziliście - głównie by dokarmiać wasze dwa słodkie potwory. Adrian badał te istoty, ich zachowania, oraz przyzwyczajenia, nie miałeś wątpliwości, że o tobie również pisał.

Z góry dobiegł głoś jakiegoś mężczyzny - to członek załogi. Za grosz nie rozumiałeś, co wrzasnął. Nie rozumiałeś wspólnego, ale słyszałeś to słowo nie raz. Nie było się czego obawiać, to informacja, która mówiła, że znaleźliście się w porcie. Pamiętasz jakie kroki podejmowaliście i jakie było twoje zadanie gdy zawitaliście do portu?

Port i okolice miasta

3
Towarzyszył mu szum ciętej kadłubem wody. W tle wychwycić można było rozmowy załogi i ciche chrapanie Ślicznej. Siedział wygodnie, odprawiając mantrę umysłu. Sielankowy spokój przerwał jednak głos z gniazda. Port. Magiczne słowo, kojarzone zwykle z piwem i uciechami ciała. Jemu jednak kojarzył się z czymś zupełnie innym. Otworzywszy oczy, usiłował zignorować zwalający z nóg swąd. Jak zawsze — na próżno. Pomimo wybitnej, Goblińskiej technologii nabrzeże śmierdziało brudem, zgnilizną i rybami.

Załoga chwyciła się za liny. Żagle zrzucono, a bosman wrzeszczał coś, dynamicznie wymachując łapami. Nurkh po raz setny przysiąg w duchu związać kiedyś tego łysola i zaprosić na malowniczą podróż pod kilem okrętu. Płynęli powoli, wytrącając prędkość, a wraz z nią manewrowość. Z rozkazów kapitana wychwycił pirs, prawą burtę i rufę. Wraz z częścią załogi zszedł pod pokład, zrzucił koszulę i chwycił się wioseł. Po chwili delikatne szarpnięcie napinającego się szpringa oznajmiło koniec pracy. Zacumowali. Wychodząc spod pokładu, dostrzegł dowiązywanie brestów i rozkładanie kładki.

Ubrał się i ruszył po Skórznie. Tsu'raste uchodziło za cywilizowane miasto, jednak Goblińską technologię charakteryzowała tendencja do wybuchania. Przytroczywszy topór do pasa i z tarczą w ręce czekał na Adriana. Zbrojna eskortą podnosiła prestiż młodego czarodzieja i skutecznie zniechęcała potencjalnych rabusiów. Zazwyczaj.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Port i okolice miasta

4
Jesień, Rok 90
Mantra umysłu, którą odprawiałeś, pozwoliła ci nieco lepiej usłyszeć wszystko, co działo się na tym poziomie okrętu. Słyszałeś jak ci, którzy jeszcze się nie zebrali, wstawali i wychodzili. Chrapanie ślicznej było czymś, do czego szło przywyknąć, obecnie - nie sprawiała wrażenia zaniepokojenia, ani nawet nie miała koszmaru. Może nie znałeś dokładnie zachowań wyvern, ale czułeś, że nie ma nic, czym powinieneś się niepokoić. Zwierzęta - magiczne czy nie, zawsze czuły to najszybciej, a śliczna? Śliczna spała tak smacznie, że aż strach ją budzić. Chyba że na kolejne karmienie, którego pora zbliżała się w zastraszającym tempie.

Może nie byłeś technicznym orkiem, ale legendy o goblińskiej technologii były przekazywane nawet i w twojej mowie. Twoi orkowi bracia, zwykle nie mieli nic, do kręcących się pośród nich goblińskich istot. Tutaj jednak było inaczej, to oni rządzili, wszyscy inni byli w dużej mniejszości. Przygotowałeś się do wyjścia, wiedziałeś, że nie zawsze zabierał cię ze sobą. Nie byłeś w końcu jego niewolnikiem, a członkiem załogi, z którym łączyła cię obietnica. Wyszedłeś spod pokładu, na górze, niektórzy z członków załogi - ci którzy wykonali swoją robotę, zdecydowali się na zejście, jeszcze przed samym Adrianem. Nie było w tym nic dziwnego, pewnie szli do karczmy, albo się rozejrzeć. Było to ledwie kilka osób, bo większość wciąż musiała pozostać na statku, by pilnować zgromadzonych na nim dóbr, choć - o ile znałeś Rave'a, to miałeś pewność, że nawet gdyby został tutaj sam, to potencjalny gang rabusiów miałby problemy, albo gorzej. Skończyliby jako obiad.

Wyłonił się i on - Adrian, tuż o jego boku, nieco mniejszy, bowiem krasnoludzki jegomość - Bolgdur. Szli dumnie, podczas gdy ich sylwetki łapane przez słońce zaczynały tworzyć cień. Rozmawiali, była to żywa dyskusja pomiędzy czarodziejem a krasnoludem. Nie rozumiałeś z niej ani słowa i ciężko powiedzieć, jaki był jej finał, gdy dotarli do ciebie, zamilkli we wspólnym.
– Chodź — Powiedział w twojej mowie Adrian. Patrzył na ciebie, uśmiechnął się nawet delikatnie i wskazał dłonią port. Dobrze wiedziałeś, że zostałeś dzisiaj eskortą, ale czy było w tym coś złego? Czarodziej kaleczył twoją mowę, lecz zawsze się starał, nie raz mogłeś mieć ubaw, słysząc wypowiadane przez niego słowa z niepasującą intonacją. Zastanawiające było to, że taki człowiek z łatwością nauczył się magii, lecz nauka języka, którym nawet ty potrafiłeś posługiwać się biegle, przychodziła mu z trudem.

Chyba czas się przekonać, jakie są te całe gobliny, prawda?

Wspólnie, bowiem we trójkę zeszliście po kładce z okrętu. Port - a raczej obrzeża "portowe" był pełne różnorakich, drewnianych zabudowań. Nie brakowało tutaj magazynków i karczm. Przy jednym ze statków, które cumowały dosyć blisko waszego, dostrzegałeś bandę Trolli instruowaną przez gobliny. Tak to wyglądało, jakby pan, wydawał rozkazy swojemu podopiecznemu, choć nie dałbyś sobie za to ręki uciąć, słowa... Bah, słowa. Żadne słowa nie padały, jedynie głośne skrzeczenie. Trolle? One słuchały i porozumiewawczo kiwały głowami, ich twarze wyglądały na typowych półgłówków, może więc te gobliny na nich krzyczały? To jednak nie wasza sprawa, Adrian nawet w tamtą stronę nie spojrzał. Boldgur jednak zaczepił czarodzieja, wypowiedział parę słów. Mag mu odpowiedział dwoma słowami, nawet się nie odwracając. Patrzył na coś bardzo uważnie. Jego wzrok skierowany był na jednego z goblinów, który siedział na drewnianych skrzyniach po drugiej stronie portu.

Nie przeszło twojej uwadze to, że właśnie do niego się kierowaliście. Kilka kolejnych chwil i znaleźliście się na miejscu. Goblin - stanął na skrzyni i zaczął się wyrażać, nieco inaczej niż poprzedni, który zwrócił twoją uwagę. Dostrzegałeś natomiast na twarzy Adriana, że z każdym słowem tej istoty, jakby zaczyna drgać mu jedna powieka. Jak znosił te słowa Boldgur? Był tym wyraźnie rozbawiony.

Sam port - pełen był goblińskiej braci - chodzi od punktu do punktu, nosili rzeczy, tak samo nadzorowali trolle, które nosiły te najcięższe rzeczy, czy to ze statku, czy z magazynu. Kawałek dalej, za miejscem, w którym się zatrzymaliście, znajdował się stragan z rybami, naprzeciwko drugi - tym razem z mięsem, a bezpośrednio za nim był budynek dwupiętrowy. Wejście do środka zbudowane było na łączeniu dwóch ścian, tak jakby było pod kątem i tam też znajdował się szyld, ale za cholerę nie wiedziałeś, co tam jest napisane. Tym, czym był ten budynek, mógł zdradzić rysunek kufla, a jeszcze bardziej, odgłosy krzyków i zawołań dobiegające ze środka, kilka głosów nawet kojarzyłeś jako członków załogi. Bywalcy chyba miło spędzali tam czas.


Port i okolice miasta

5
Obce miasto. Obcy język, obce rasy. Ba! Nawet szeroko pojęta kultura tego miejsca wydawała mu się zupełnie obcą. Jedynym trwałym, uspokajającym aspektem był tutaj Boldgdur. Okrętowego inżyniera, jak na krasnoluda przystało, nie cechowały zmienność czy spontaniczność. Nurkh lubił tego knypka. Więcej nawet. On go szanował! Dobrze było podróżować w tak znamienitym towarzystwie. Dobrze byłoby podróżować również z Selą. Marynarze narzekali, często powtarzając, że "baba na okręcie to pech". Na własne szczęście, Nurkh nigdy nie miał się za marynarza. Był młodym, orczym wojownikiem i to takim, któremu czasem zdarzało się zgłodnieć na więcej, niż jeden sposobów.

Czy można mu się było dziwić? Elfka wyraźnie wyróżniała się na tle innych kobiet, a długie godziny rejsu znacząco tło to redukowały. Czasem zwyczajnie z nudów podziwiał jej urodę. Tym razem nie zdecydowała się dotrzymać im towarzystwa. Może była to okazja, do zaskoczenia dziewczyny jakimś drobnym prezentem? Pamiątką z goblińskiego portu? Plany generowały jednak problemy. Zakupy przeważnie wiązały się z koniecznością płacenia, a ta z posiadaniem pieniędzy. Pieniędzy, których ork nie posiadał. Nie znał nawet lokalnej waluty ani jej wartości, czy choćby podstaw obrotu pieniądzem. Mógłby co prawda poprosić Adriana, ale czy nie byłby to wtedy prezent właśnie od niego? Poza tym nie trzeba poligloty, by zrozumieć plotki. Ciche rozmowy uwzględniające imiona kapitana i medyczki nie były na pokładzie rzadkością.

To, co wojownik uznał za pertraktacje handlowe, najwyraźniej nie przebiegało zgodnie z planem. Przykre. Tutaj nie bardzo mógł w czymkolwiek pomóc. Jego uwagę przykuwał zupełnie inny element portowej działalności. Uniwersalny symbol kufla na szyldzie pobliskiego budynku stanowił otwarte zaproszenie i szansę zarobienia gotówki. Może biesiadujący tam marynarze pożyczą mu trochę grosza? W tego typu przybytkach łatwo można było zarobić, grając w kości, czy walcząc na pięści. Równie łatwo można je też stracić. Przepełniające miasto gobliny nie sprawiały wrażenia szczególnie bitnych, ale poza nimi, kręciły się tu również trole. Nigdy nie walczył z trolem. Cóż to by było za zwycięstwo! Momentalnie gubiąc swój pierwotny cel, szturchnął Adriana. - Wodzu. Idę bić się z trolami. - Mruknął, maszerując w kierunku piwodajni Pieniądze? Prezenty? Sela? Czymże było to wszystko w perspektywie dzikiego, epickiego mordobicia? - Trole, wy kurwy! - dziki, bojowy krzyk towarzyszył wpadającemu do oberży orkowi.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Port i okolice miasta

6
Jesień, Rok 90 Baba na okręcie to pech... Pewnie, że tak gadali, na całe szczęście jedno lodowe spojrzenie wystarczyłoby wybić ich z tego toku myślenia. Nawet i sam Adrian uważał, że wszyscy, którzy znaleźli się z nim na statku, są tutaj nie bez powodu i powinni być traktowani, jak należy. Nie wszyscy brali to zupełnie do siebie, lecz lepiej tak, niż jakby mieli zupełnie ignorować jego słowa. To musiał rozumieć każdy, że nie da się zmienić myślenia ludzi - nie bez użycia długotrwałej magi.

Krasnoludom można było zaufać, zwykle były uparte i rzadko zmieniały zdanie, równie rzadko zdradzały a jeszcze rzadziej - zmieniały swój wygląd po latach. Zwykle jak wyglądał, to tak wyglądał dalej, nie to, co ludzie, którzy potrafili się tak przebrać, tak postarzeć i tak zmienić swoją aparycję przy pomocy dziwnych past i innego dziadostwa... Ale tak to już z nimi było, a Bolgdur? Wyglądał dosłownie tak samo, odkąd się spotkaliście po raz pierwszy.

Skończmy już jednak rozprawiać o twoim towarzystwie, które w sferze mentalnej, wydawało ci się, że rozumiałeś, lecz tak generalnie to ni w ząb. Sam Adrian westchnął tylko, gdy oznajmiłeś, co zamierzasz zrobić. Nie zamierzał cię powstrzymywać, choć twoje słowa wyraźnie go zaniepokoiły. Na chwilę przestał rozmawiać i spojrzał w twoim kierunku, Bolgdur zresztą też. O ile krasnolud dość szybko przejął rozmowę, to Adrian jeszcze przez chwilę wydawał się zakłopotany... Lecz nie było się co przejmować, przynajmniej z twojej perspektywy. Tak czy inaczej, nie przyglądałeś się mu zbytnio. Oznajmiłeś, co zamierzasz zrobić i cóż... Ruszyłeś. Spuścić wpierdol jakiemuś trollowi, gdzie tam jakieś dyrdymały handlowe. To nie było dla ciebie, zresztą i tak nie rozumiałeś, w karczmie pewnie nie będzie lepiej, na swoje szczęście, ty wiedziałeś jak rozmawiać w dwóch uniwersalnych językach. Jeden to twoja pięść, drugi to pieniądze. Aż taka pusta to twoja sakiewka nie była, Adrian coś tam ci płacił.

Wpadłeś do oberży, drzwi od razu poszły na bok. Każdy bywalec od razu zawiesił na tobie wzrok. Wszyscy wiedzieli, że Nurkh jest w lokalu. Nikt inny, tylko ty. Pierwszy patrzył się ten goblin stojący na ladzie. Zielony, około metr trzydzieści pięć. Długie uszy i do tego nieco włosów na głowie, wyglądał na młodego, Nawet nie zdążyłeś ruszyć się dalej po pierwszym poruszeniu w budynku, gdy ta istota zaczęła coś na ciebie skrzeczeć. Niezwykle irytujące to były odgłosy, ruszał ustami, skrzeczał i piszczał wskazując na ciebie. Raz, dwa, trzy i nagle wszystkie obecne gobliny na sali zaczęły się śmiać wniebogłosy, cholera. Nawet jakiś człowiek zakrztusił się tym, co właśnie popijał. Jedyną istotą, która się nie zaśmiała, był siedzący w rogu stwór, mało inteligentny wyraz twarzy, Nieco przygarbiona, drobna sylwetka, Może miała z metr sześćdziesiąt albo mniej, ciężko stwierdzić gdy ta istota siedziała przy stole w jakiejś szmacie robiącej chyba za płaszcz i kaptur jednocześnie. Przy stole był wielki kufel, z którego stwór sączył trunek, zupełnie nie zwracając uwagi na zamieszanie, jakie wywołałeś swoim wejściem.

A jaka była sama oberża? Trochę brudno, cztery ściany, nawet piętro i schody obok wejścia. Stolików dziesięć - każdy inny, ale wszystkie drewniane, od małych po duże. Takie lokale to nic specjalnego, na pewno widziałeś podobne.

Port i okolice miasta

7
HA! Żałosne, słabe istoty nie wiedziały, czym jest prawdziwe męstwo! Dusza orczego wojownika rwała się do boju, a rozpalone spojrzenie spoczęło na przeciwniku. - Stawaj! - Wrzask Nurkha rozniósł się po gospodzie, a pochwycony z mijanego stołu kufel pomknął w kierunku głowy trola. Tarcza i topór wylądowały na podłodze. Nie będą tutaj potrzebne. - Stawiam mieszek złota, że pokonam tego tu w pojedynku na pięści! - Szansa na to, że ktoś zrozumie wypowiedź, była niewielka, ale czymże są słowa w obecności czynów? Wypełniona monetami sakiewka pomknęła w górę, zataczając piękny łuk, by po chwili znaleźć się na okupowanym przez znajomych stoliku. Wierzył w uczciwość własnej załogi, co zresztą nie miało obecnie zbyt dużego znaczenia. Będą z tego pieniądze? Dobrze. Nie będą? Mała strata. Przecież w tym wszystkich chodziło głównie o starą, dobrą i nieuzasadnioną przemoc. Już dawno nie miał okazji stanąć przeciw większemu przeciwnikowi, a dawne Orcze tradycje określały takie pojedynki jako najlepszą formę doskonalenia swoich sztuk walki. Nauka poprzez praktykę.

Oczywiście atakowanie z zaskoczenia byłoby niehonorowe, ale ciśnięte przed chwilą naczynie stanowiło uczciwe wyzwanie. Ignorując reakcję tłumu, przyjął wąską gardę, zbijając przedramiona przed torsem, a pięści tuż poniżej wysokości oczu. Pochylił się delikatnie, uniósł barki, by osłonić bok twarzy i dociągnął brodę do klaty. Była to bardzo agresywna postawa, skupiająca się na walce w bliskim dystansie. Oparta o balans ciałem i sprawne uniki, ale umożliwiająca również przyjęcie ciosów. Cóż, w wypadku przeciwnika tak silnego, jak trol zebranie nawet rozproszonego, czy przekierowanego uderzenia nie należało zapewne do najrozsądniejszych rozwiązań taktycznych. W swojej zamkniętej postawie wyglądał jak rozjuszony nosorożec. Ruszył dynamicznie, skracając dystans i atakując od dołu.

Celował w głowę. Atakowanie torsu czegoś tak twardego mogłoby przynieść negatywne skutki uboczne dla pięści agresora. Chciał dorwać go prawym podbródkowym, epicko posyłając w powietrze i zaburzając zmysł równowagi. Nie sądził, by zwycięstwo nadeszło w jednym ciosie, ale takie trafienie niewątpliwie wyrównałoby szanse. Plan był oczywiście Aż, jak również Tylko planem. Wszystko zależało od reakcji trola. Ugięte kolana i ogólnie niska postawa Nurkha powinny zapewnić mu idealne warunki do wbicia się na blisko i wyprowadzenia ciosu od dołu, ale co, jeżeli przeciwnik nie pokwapi się nawet, by wstać. Wtedy będzie trzeba atakować od góry. Sierpowy wyprowadzony z rozpędzającego ruchu ciała powinien załatwić sprawę. Taki cios na potylicy powali każdego. Mało satysfakcjonujące zwycięstwo, ale przynajmniej należą się dodatkowe punkty za styl. Tak czy inaczej, był więcej niż gotowy.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Port i okolice miasta

8
Jesień, Rok 90
Tak. Miałeś racje Nurkh. Te małe istotki nie miały pojęcia, czym jest Honor, czy siła... Przynajmniej sprawiały takie wrażenie. Choć, mogłeś nie znać ich prawdziwej natury, nie żyłeś pośród nich, twoja znajomość z ich kulturą była bardzo ograniczona, ale mimo wszystko potrafiłeś zrozumieć, dlaczego twoi orkowi pobratymcy ich tolerują, to było we krwi. Pierwsze co złapałeś za kufel i rzuciłeś go w kierunku stwora siedzącego samotnie. Podczas gdy on leciał, rzuciłeś swoje oporządzenie na podłogę, po trzasku, jaki towarzyszył upadającemu uzbrojeniu, nastała błoga cisza. Wszyscy patrzyli się już tylko na ciebie. Nawet twój wyzwany przeciwnik, który właśnie oberwał kuflem. Masował się powoli po głowie, nie śpieszył się, nie unikał twojego spojrzenia, ale rzeczywiście jego ręka zasłaniała mu nieco twoją sylwetkę. Tak jak patrzyłeś, to mogłeś teraz rzeczywiście dostrzec twarz tej istoty. Cholera, mógłbyś przysiąc, że ci się podoba. Nie potrafiłeś tego określić, ale w tym spojrzeniu, które pozbawione było agresji... Było coś intrygującego, coś innego niż żądza krwi i bitki, coś, czego nie dało opisać się w jednym słowie, lub zdaniu. Z tej pozycji nie było łatwo poznać, ale twoje samcze instynkty wyraźnie ci podpowiedziały, że przy stole to żaden troll siedzi a trollica. Te duże ręce z początku były mylące, ale małe oczy i pozostałe elementy aparycji, kłamać nie mogły, nawet dla kogoś, kto jakoś szczególnie trolli nie widywał.

Twoja pozycja, którą przyjąłeś, wyraźnie zwiastowała chęć do bitki, ale czy rzeczywiście dalej chciałeś się bić, znając kolejne fakty? Nie było w tym nic złego, w końcu Troll to Troll, nie ważne, chłop czy dziewczyna. Bójka, nawet i taka to jakaś rozrywka. Byłeś gotowy do obrony, do ataku, twoja pozycja zwiastowała i przede wszystkim tłumaczyła, że bić się potrafisz i nie zamierzasz komuś dawać forów. Sama Trollica natomiast zawiesiła na tobie swoje spojrzenie. Nie wstała, a patrzyła. W końcu zdecydowała się przemówić, nim ruszyłeś. Co ciekawe - nie mówiła we wspólnym a w orkowym. – Pojednak, tak. Myśl! Co szare jest i bezbronne, niskie, acz przezorne? Bojowe, lecz nie gotowe... — Istota skupiła na tobie swoje spojrzenie. Obserwowała uważnie, patrzyła i czekała na twoją odpowiedź, jakby to, co zaraz powiesz, miało znaczyć więcej, niż mogłoby się wydawać. Jej spojrzenie wbijało się w ciebie niczym strzała... Nie mogłeś przegrać z babą na spojrzenia, prawda? Zwłaszcza z taką która jakby nie patrzeć, dorównywała ci wzrostem i muskulaturą.


Port i okolice miasta

9
Nurkh zastygł. Słowa nieznajomej konkretnie zbiły go z tropu. Nie brzydka, niegłupia... na piwo można by zaprosić. Na paszę jakąś. Nie czas jednak na picie. Na romanse nie pora. "Szczur. Mruczała część umysłu zaabsorbowana Jej pytaniem. "Myszka bardziej." Podpowiadał głęboko skryty element romantyzmu. "Zamknąć mordy i do kąta, a trolla z łokcia przez ryj!" Rozbrzmiał bojowy krzyk Ducha Walki. To właśnie on dzierżył we władaniu ciało wojownika. Ciało napięte i gotowe do bójki. Co z tego, że była kobietą? Na swojej drodze spotkał nie jedną śmiertelnie groźną wojowniczkę. Doświadczenie skutecznie nauczyło go nie bagatelizować przeciwnika, bez względu na płeć czy rasę. Poprzez ból, krew i liczne blizny.

Zadała zagadkę, owszem. Za nieoczekiwanym pytaniem mogła jednak nadlecieć równie niespodziewana pięść. Pojednak? Pha! Nie rzucałby kuflem, gdyby pragnął pojednania! - Mysz, a teraz stawaj bar'gro-shok! - rzucił zza gardy, uważnie obserwując każdy jej ruch. Trochę niska jak na trolla. To znacząco umniejszało poziom wyzwania i idącego wraz z nim sukcesu. Jeszcze te słowa... Czyżby wiedźma? Im dłużej myślał, tym bardziej marniał jego zapał. Trzeba było najpierw sprawdzić, czy przeciwnik godzien jest wyzwania. Teraz było już na to za późno. Honor, a może i buta nie pozwalały wycofać się z raz rzuconego wyzwania. Będzie to niewątpliwie nauczka na przyszłość.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Port i okolice miasta

10
Jesień, Rok 90
Wspólna pasza z trollicą wydawała się świetnym pomysłem na wspólne spędzanie czasu, kto wie. Może by nawet nie odmówiła. Chociaż jakby się tak zastanowić, mówiła w innym języku. Ty mówiłeś o wojaczce, całym sobą przedstawiałeś "wojnę, walkę" podczas gdy ona preferowała inne podejście, już od samego początku zaatakowała cię słowem i zagadkami, gdy ty? Ty próbowałeś jej dorównać i rzeczywiście myślałeś nad postawioną ci zgadywanką. Może jednak nie wojaczka przy pomocy dłoni była ci pisana. Możliwe, że właśnie starcia umysłu były twoim kruczkiem, nad którym do tej pory, niezbyt wiele pracowałeś, a możliwe, że powinieneś pracować nad nim więcej.

Nie byłeś jednak całkiem zdecydowany, czy poddać się tej nowej grze i wziąć w niej udział, biłeś się z tymi myślami, bo zawsze mogłeś po prostu wygrać, poprzez postawienie na swoim. Rzuciłeś wyzwanie, więc nie mogłeś odstąpić. Zaabsorbowany więc stałeś w skupieniu przez te kilka sekund, odcinając się zupełnie od tła. Ty, troll i twoje myśli. To wszystko, co w tej chwili miało jakiekolwiek znaczenie. Wydawało ci się, że rozpracowałeś tę istotę. Mogła chcieć cię zaskoczyć i wydawałoby się z początku, że właśnie taki ma zamiar, bo jak tylko się odezwałeś ze swoją odpowiedzią, zrobiła chwilę przerwy, jakby myśląc, czy bujając w obłokach. – Ty — Powoli uniosła rękę, wskazując w twoją stronę. Dokładnie na ciebie. – Ty, przegrany — Powiedziała znowu. Wtedy wszystkie zgromadzone w lokalu gobliny zaczęły się śmiać. Pewny jednak byłeś, że ten śmiech nie zaczął się teraz, nie w tej chwili. On już trwał kilka chwil a sama Trollica mówiąc to, wskazując na ciebie, wcale się w twoim kierunku nie patrzyła. Spoglądała w stronę schodów prowadzących na górę.

Coś tutaj nie grało...

Zaraz, Nurkh, gdzie jest twój sprzęt, który rzuciłeś na podłogę? Nie było go pod twoimi nogami ani w pobliżu. Mieszek dalej był jednak na stoliku, tam, gdzie go rzuciłeś. Dostrzegałeś, że jeden z członków grupy uznał, że należy na niego uważać to i blisko siebie go trzymał. Jeden z nich również wskazywał na schody, a tam co? A no dwa gobliny. Jeden trzymał w obu rękach topór i wbiegał po schodach. Drugi podobnie z tarczą, którą trzymał nad swoją głową. Obydwa wydarły się po goblińsku, ten skrzek był wręcz nieznośny dla twojego ucha. Czyżby właśnie przyjęli twoje wyzwanie, które zachowywałeś dla trolla? Kto wie co kłębiło się w goblińskich łbach... Trollica natomiast nie siedziała już na krześle, dalej jednak nie ruszała w żadną stronę. Utrzymywała się jednak w pozycji przygarbionej, podpierając się rękami o podłogę.


Port i okolice miasta

11


Jego spojrzenie podążyło za wzrokiem kobiety. Nie wiedział, czego się spodziewać. Rozumiał, że sala śmieje się z niego. Te małe, słabe istoty nic nie rozumiały. Nie wiedziały i nie czuły ścieżki wojownika. Tak sądził. Tego był pewien. Nie. Mylił się. Szare oczy łowcy spoczęły na dwójce niepozornych goblinów. Chcieli okpić. Potężne ciarki przebiegły po jego kręgosłupie. Chcieli okraść. Nienaturalnie szeroki uśmiech obnażył ostre kły. Chcieli upokorzyć. Sięgnął po ogień. Duma, wstyd, pożądanie, pycha. Gniew. Uczucia wybuchły w jego sercu dominowane przez jedno, dziwne i niepasujące do pozostałych. GŁÓD. Płomienie przodków przepełniły duszę. Wylały się w postaci niewielkich, szkarłatnych wyładowań, skaczących po bladej skórze. Świat nabrał kolorów, zapachów, dźwięków i wyraźnie zwolnił. A może tylko tak mu się wydawało? Wszystko jedno.

Zaraz się zacznie. Czół jak nadchodzi. Stąpa powoli, chociaż uderza błyskawicznie. Widział ich. Nie mogli uciec. Czół ich. Nie mogli się ukryć. Złodzieje byli martwi. Gobliny? Były martwe. Troll, załoga... wszyscy. Wszyscy byli już martwi, a nikt z nich jeszcze o tym nie wiedział. Niespiesznie zwrócił twarz ku niej. - Zjem Cię. - Nie był pewien, co go napędza. Żądza? Głód? Szał? Co miał na myśli, wypowiadając te słowa. Zapewne wszystko po trochu. Być może jednak żadne z powyższych. Wróci do niej. Wróci. Na razie jednak uwolnił wypełniający gardło warkot. Szaleńczy śmiech zmieszał się z charczącym skowytem. Stracił poparcie przodków, lecz żywioły wciąż były przy nim. Nie mógł się skupić. Nawet nie próbował. Każdy szanujący się czarodziej uznałby to za oczywiste samobójstwo. Na szczęście nie był czarodziejem. Zebrał moc i nasycił ją emocją. Przywołał żar korzystając z resztek skupienia. Szar

Nieomal szept. Prosta fraza opuszczająca usta, tonąc w zgiełku. Cisza przed burzą. Nikt nie okrada Nurkha. NIKT. Skierował wolę ku złodziejom. Do mnie płomieniu. Do mnie błyskawico. Jestem tobą. Ty bądź mną. Jestem tu. Będę tam. Ostatnia trzeźwa myśl rozwiała się, a on oczyścił umysł. Pozbył się woli. Pozwolił, by prowadziły go żywioły. By kierowały nim emocje. Oto i jest. To, co skradało się od dłuższej chwili — przybyło. Dzikie i powalające uczucie nieograniczonej potęgi. Niech się dzieje.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Port i okolice miasta

12
Jesień, Rok 90 Zrozumienie, że to właśnie tak dumny wojownik jak ty był obiektem śmiechu dla całej sali, nie było w żadnym wypadku trudne. W końcu zwróciłeś uwagę tutejszych swoim zachowaniem, a później rzuconym wyzwaniem, stałeś się atrakcją dla tutejszych goblinów, które spodziewały się walki z trollem, ale ich ruchy, doprowadziły do niego innego przebiegu tych wydarzeń.

Czułeś to, prawda? To była złość, ta ciarka, która poruszyła twoje plecy była jedynie ostrzeżeniem, którego ostrzeżeniem nie miałeś zamiaru słuchać... Może to było zachęcenie? Ty jeden wiedziałeś, czym było to naprawdę, nie mniej byłeś gotowy, by zrobić coś, co mogło odbić się echem nie tylko w pomieszczeniu, ale całym lokalu - możliwie i okolicy. Tam, gdzie wchodzi Nurkh, na pewno nie będzie nudno, ani cicho. Złość, głód... Czy widziałeś różnicę, czy potrafiłeś ją sobie wyobrazić? Pewnie nie, dlatego właśnie nie powiedziałeś więcej ponad te proste słowa skierowane do trollicy. Ona była cicho, obserwowała, słuchała. Mogłoby ci się wydawać, że jako jedyny zrozumiałeś, wiedziałeś doskonale i posiadałeś pełne znaczenie słów, które padły. Nie było tak do końca, ona owszem - mówiła zagadkami, ale też słuchała zagadek.

Do czarodzieja było ci daleko, ale chciałeś nim zostać, prawda? Chciałeś być bliżej innych, nie koniecznie bliżej swojej orkowej krwi, która cię zostawiła. Żyłeś, byłeś - nie bez powodu. Ciężko ocenić czy przodkowie dalej na ciebie spoglądali, czy to właśnie nie ich przychylność nakłaniała żywioły do współpracy z tobą i twoimi odczuciami. Krótkie, ciche słowa, które miały stać się uwydatnieniem każdego z najmniejszych uczuć, jakie w sobie teraz skrywałeś, tylko najmniejszych, bo tych najbardziej widocznych nie trzeba było uwydatniać, one były siłą samą w sobie. Należało im pokazać, że nie jesteś zwykłym orkiem, że zadarły z kimś, z kim nie powinny i usmażenie ich, czy to piorunem, czy ogniem, to wystarczy, to im pokaże, tak, skwarki z goblinów były czymś, na co miałeś ochotę, to był twój głód, który napędzał twoje działanie, wzmacniał twoją moc! Śmiech! Skowyt! Nie ważne co to ostatecznie było, tembr twojego głosu rozniósł się po całym budynku, towarzyszył nawet członkom twojej załogi, którzy właśnie ulatniali się ze środka. Czuli w kościach, że zaraz stanie się coś złego. Coś, za co nie będą chcieli być odpowiedzialni, nie będą chcieli ponieść konsekwencji, albo tracić życia.

Ogień - Ty. Błyskawica - TY! Byliście jednością trzech żywiołów, ognia, błyskawicy i gniewu, ty byłeś gniewem, który nadał życie dwóm pozostałym, palącemu ogniu i gwałtowności pioruna, ruszyłeś w stronę kradnących goblinów. Wpadłeś najpierw na jednego, tego wchodzącego po schodach. Nikogo innego tam nie było. Goblin? Skwarka z goblina raczej, która wciąż skwierczała na tym gorącym śladzie, a drugi? Drugi nie miał dużo więcej czasu na reakcję. Machnął toporem, spudłował i wyleciał on z jego rąk gdzieś na kraniec pomieszczenia, tuż po tym jak miało miejsce coś na kształt wybuchu. Tym razem nie było tak delikatnie jak za pierwszym razem. Nie było osmolonego goblina, były jego kawałki fruwające tu i tam. Ludzi... Innych. Widziałeś, jak zabierają się do wyjścia, ale pozostała jeszcze jedna osoba, trollica siedząca w kącie. Tak jak przedtem, niezbyt przejęta, choć z drugiej strony czy potrafiłeś w tym stanie odczytać czyjeś emocje? EMOCJE, którymi tryskałeś na wszystkie strony i gdyby była możliwość ich wchłaniania, to sam budynek zostałby przesiąknięty tym gniewem na wieki? Twój topór, twoja tarcza. Były znowu twoje, a krzyki? No tak, krzyki. Zabiłeś w końcu czyjegoś wujka, albo kuzyna...


Port i okolice miasta

13
Podniecający swąd palonego goblina wypełnił oberżę. Zapachy strachu, bólu i śmierci przeplatały się ze sobą, delikatnie podrażniając orcze zmysły. Wprawiając w euforię. Kochał polować, niestety obecna zwierzyna okazała się nadzwyczaj żałosna. Pragnął wyzwania i wiedział gdzie je znaleźć. Siedząca w rogu trollica nie sprawiała wrażenia szczególnie przejętej zaistniałą sytuacją. Pewna postawa stanowiła swoiste wyzwanie. Powinna się bać. Powinna uciekać lub oddać mu się, szukając tym samym ocalenia. Okazać uległość i poddać sile. Uznać autorytet. Jej niezachwiany spokój wzbudzał furię w młodym umyśle, lecz również intrygował. Była inna niż reszta, co czyniło ją ciekawą zabawką. Oh jak wiele rzeczy mógł jej zrobić. Jak wiele mógł zrobić z nią. Jakże bajecznie wiłaby się pod nim i miękła w obliczu dzikiej pasji. Chuć podsycała się narcystyczną wiarą we własne umiejętności. Wiarą jakże naiwną i niczym nieuzasadnioną. Był pewien, że jest w seksie mistrzem i naturalnie każda mu ulegnie.

Coś w nim drgnęło. Przecież nie był głupcem. Znał się wystarczająco dobrze, by być świadomym własnych ograniczeń. Wypełniające go myśli były tak znajome, a zarazem tak obce. Uwolnił kłębiące się w nim emocje i nie było to nic złego, ale czy na pewno miał nad tym kontrolę? NAH! Nieważne! Gryźć. Palić. Szarpać. Fala gniewu przyćmiła rozsądek, a spojrzenie wwiercało w kobietę. Ruszył w jej stronę. W kierunku jego uroczej, przesmacznej zabaweczki. Oblizał się, gdy czysta, zwierzęca żądza zaczęła kolejną bitwę z furją. Znów wiedział, że ją chce. Znów nie był pewien w jaki sposób, tym razem jednak coś uległo zmianie. Coś istotnego. Do walczących o władzę stron, dołączył również rozsądek. Zasilany ciekawością i uzbrojony w okowy stalowej woli usiłował przejąć kontrolę nad ciałem. Chciał ją poznać. Zrozumieć. Zabić! Gwałcić! Rozerwać! Ruchać! ZROZUMIEĆ. Zastygł. Z ogromnym wysiłkiem uspokajał wrzące w nim pragnienia. Nie odpychał ich od siebie. Były przecież częścią niego. Niezbędnym aspektem togo, co czyniło go - nim. Miał je w sobie, ale stanowił nad nimi władzę. W każdym razie powinien ją stanowić.

Odetchnął ciężko, starając się odzyskać kontrolę nad sytuacją. Zamknął oczy. Nadal słyszał wrzaski. Nadal czół martwe gobliny i ją. Jej zapach. Jej smak i unoszący się w powietrzu strach wszystkich pozostałych. Strach tych małych, słabych, żałosnych... NIE. Kolejne szarpnięcie woli powstrzymało nawrót gniewu. Polowanie się skończyło. Otworzył oczy i z trudem oderwał od niej wzrok. Ruszył po swój rynsztunek. Nie przejmował się pieniędzmi. Tym, zapewne zaopiekowała się już załoga. Planował zarobić na prezent dla Seli. Zamierzał stoczyć epicki pojedynek. Zmęczonym spojrzeniem objął zniszczenia, jakich dokonał. Brawo, kurwa ja. Westchnął w myślach. Chwycił za najbliższe wolne krzesło i któryś z wypełnionych piwem kufli. Podszedł do jej stolika. Fakt, że mebel pozostał nietknięty, stanowił pewnego rodzaju cud. - Mysz? - Zapytał, siadając i pociągając łyk cudzego trunku. Chciał znać rozwiązanie zagadki. Wcześniej wspomniane "ty" mogło sugerować, że miała na myśli jego. Mogło jednak być tam wyłącznie by zwrócić uwagę na złodziei. Był przecież gotowy i jak przed chwilą udowodnił, brak sprzętu nijak nie czynił go bezbronnym.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Port i okolice miasta

14
Jesień, Rok 90 Spalone gobliny może i podsycały dzikie żądze Nurkha, na pewno jednak odór, jaki wydzielały, nie mógł zostać odebrany pozytywnie przez nikogo, kto ostał się w tym miejscu. Chyba że był łowcą, polującą na swoją zwierzynę tak jak ty. Tu jednak nie było łowców, to był zwykły bar, nie las pełen zwierzyny, na którą można było zapolować. Czyżbyś o tym zapomniał, Nurkhu? Czyżbyś zapomniał, że jesteś pośród istot, które powinny kontrolować swoje dzikie instynkty? Że nie jesteś... W domu i wszystko, co robisz, odbija się nie tylko na tobie, ale i na grupie, z którą podróżujesz... Na pewno zdawałeś sobie sprawę z tego, że czułeś się dobrze po uprzątnięciu tego problemu, skwierczący goblin pachniał wspaniale - zwycięzko. Przyszła kolej na nagrodę, bo każdy zwycięzca musi coś dostać, nie tylko to, co już należało do niego, ale też to, co już wygrał, zdobył skąpany we krwi i bólu swoich wrogów. Nagrodę...

Ale jaka nagroda była warta tak niewiele, bo ledwie dwa goblińskie ciała w jakiejś spelunie? Ile była dla ciebie warta ta trollica, tak mało? Taki kąsek, tak mało warty, by plamić się chełpieniem z jej zdobycia, może niefaktycznym i oczywistym, ale w myślach i na duchu. Wiłeś się z myślami, bo właściwie co się tutaj stało? Co ci się należało, wróć. Nie co, a jak wiele tego czegoś. Nieokiełznane żądze mogły przejąć nad tobą kontrolę, lecz wciąż gdzieś tam w środku słyszałeś, że utrata kontroli sprowadzi cię na manowce, alb o i gorzej, na dno morza. Możliwe, że nawet za chwilę...

Czy byli żałośni? Ha! Tak sobie wmawiaj, może i małe to były istoty, wulgarne jak nic, figlarne, może nawet i głupie, by zadzierać z tobą, lecz cóż. To ty byłeś na ich terenie, to ty powinieneś się dostosować do tutejszych reguł, fakt, nie znałeś ich, ba! Najpewniej nawet cię nie interesowały. Ale czy tak zachowałby się przyszły czarodziej? Przyszły mag? Osoba, która ceni sobie dyscyplinę? Phah, dyscyplinę. Pomyśl o tym Nurkhu, kimże jest mag bez prawdziwej dyscypliny, nie jakiś tam bajdurzeń o wytrzymaniu bez jedzenia, czy w jednej pozycji, to wszystko głupoty. Prawdziwa dyscyplina to coś więcej, a nauczyć... Cóż, pewnie kiedyś pojmiesz, albo i nie.

Kimże jestem, by mówić ci, że twarz Trollicy nie wyglądała na przesadnię zainteresowaną. BA! Wcale nie wyglądała, jakbyś jej zaimponował. Spoglądała i patrzyła się na ciebie z pożałowaniem. Kawałkom goblina nie rzuciła nawet ukradkiem swojego spojrzenia. Miałeś jej całą uwagę. Głupi to był wzrok, może nie była taka mądra? Może była po prostu głupią suką bez trzeciej klepki? Te tępe spojrzenie, ale było w nim coś mądrego. Prawdę mówiąc, nikomu nie współczuła, ani tobie, ani martwym, ot - taki był już los, który każdy z was sobie napytał. Odzyskałeś co twoje i nawet darmowe piwo dostałeś. Szczyny warto dodać, nie było dobre. – Ty, Gobliny martwe. Idiota. Kłopot — Któż wie, jak długą rozmowę przeprowadziła właśnie w swojej głowie, może odpowiedziała nawet na twoje pytanie, zarazem ciągnąc cię dalej za język. Ah, jaka to była kłopotliwa rasa. Zawsze mądrzejsza, zawsze cwańsza... Szybka. Gdyby tak się z nią pobić... Jak się przysiadłeś, nie zrobiła nic, już też siedziała przy swoim krzesełku na tym pobojowisku. O ile po niej nie było widać śladów udziału w tej drobnej masakrze kieszonkowej, to u ciebie było inaczej. Nie było potrzeby specjalisty, by stwierdzić, że "coś" zrobiłeś, kogoś pozbawiłeś życia bądź okaleczyłeś. Rozciapciany goblin zostawił nieco posoki, nie tylko na podłodze i okolicy, ale też na tobie, zbroi i broni. Tak to już jest gdy gorące krew kipi.

Wrzasków już nie było. Wszystkie się oddaliły wystarczająco by zniknąć gdzieś... Daleko za drzwiami. Nastała cisza, krótka cisza, mogąca zostać przerwana w każdej chwili, no bo przecież nie dało się pominąć tego zajścia.

Stuk... Puk... Stuk... Puk...

Nie było tutaj żadnego goblińskiego tykającego wynalazku, czy innego urządzenia do pomiaru czasu. To Trollica stukała palcem w stół, idealnie odwzorowując rytm takowego. Wyglądało jakby na coś czekała. Może na ciebie, aż ją w końcu weźmiesz pośród tej gobliniej posoki, może właśnie o to jej chodziło, ciężko odczytać te baby, a już zwłaszcza trollice, którym nigdy nie wiadomo, o co chodzi, ale cholera. Potrafiła zaczarować. Z drugiej strony, rozsądek, jeżeli takowy w ogóle miałeś, mówił ci, że czeka, ale raczej na coś innego, albo zwyczajnie mierzy ci czas.


Port i okolice miasta

15
Kufel pełen rozwodnionego piwa pomknął w kąt lokalu. Szczyny. Była zabawa, było dobrze. Nadszedł czas na nieuchronne konsekwencje. Ktoś odpowie za zniszczenia i zbrodnię. Za akt bezczelnej kradzieży, jakiego dopuściły się dwa przeklęte gobliny. Nie one rzecz jasna. Ich karą zajął się osobiście, ale co z resztą biesiadników? Ich naganna postawa społeczna domagała się grzywny minimum. Jak można pić spokojnie i śmiać się, będąc świadkiem perfidnego złodziejstwa? Żaden z nich nie spróbował nawet powstrzymać rabusiów lub ostrzec zaabsorbowanego trollicą Nurkha. Więcej! Nie pomogli również w czasie egzekwowania sprawiedliwości, a wprost przeciwnie. Rozpierzchli się uciekając. Wnioskując po ich zachowaniu, zapewne udzieliliby nawet schronienia przestępcom, wspierając tym samym ich zbrodniczą działalność! Jest tu zatem współudział i współodpowiedzialność. Jakąż smutną, pozbawioną honoru, godności i empatii rasą okazały się te gobliny. W Orczej osadzie nikt nie pomyślałby nawet o takim przestępstwie, a nawet gdyby zaistniało... Cóż. Sprawcy prawdopodobnie byliby martwi lub chociaż pozbawieni złodziejskich dłoni na długo przed tym, jak Nurkh w ogóle zdążyłby zareagować.

- Oburzające. - Westchnął, patrząc kobiecie w oczy. Wystukiwany przez Nią rytm zapewne odmierzał czas do przybycia lokalnych przedstawicieli władzy. O ile tak parszywa społeczność w ogóle posiadała tego typu instytucję. Mając jednak na uwadze zachowanie biesiadników oraz chciwe spojrzenia portowych kupców postanowił nie ufać lokalnemu wymiarowi "sprawiedliwości" i osobiście zgłosić skargę. No, może nie do końca osobiście. Nieznajomość gobliniego stanowiła tu swoistą przeszkodę, wymuszającą pośrednictwo kapitana. Będzie tego siedzenia. Trzeba zabrać się za pracę! - Nigdzie nie odchodź. Niedługo wrócę i porozmawiamy. - Wstał, podchodząc do trollej damy i pochylając, by skraść jej całusa. Tak na pożegnanie, by nie została z niczym. By umilić jej czekanie. Poza potencjalną wieczorną zabawką była przecież również istotnym świadkiem całego tego zdarzenia. Swoją drogą ciekawe, jaki los przyczynił się do upadku tej potężnej rasy? Tak silni. Tak twardzi, a jednak pełniący funkcję zwyczajnej służby w goblinim Tsu'rasate. Bliscy statutu niewolników, chociaż mogliby władać tymi ziemiami. Jeśli sytuacja na to pozwoli, zapyta Ją o to później. Odwróciwszy się na pięcie, dynamicznym krokiem ruszył ku miejscu, w którym po raz ostatni widział Adriana.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Wróć do „Tsu`rasate”