Błyszcząca Góra

16
Podejmując wariackie ryzyko, Maric rzucił się w szaleńczy i pozbawiony najmniejszej szansy na sukces pościg z mariażem. Za majakiem, senną zjawą, za szaleńczym marzeniem, za absolutnie nieziszczalnym ideałem. Ruszył w pościg jak najprawdziwszy głupiec. Ale Tamas, nie powiedziałem ani słowa skargi. Nie nazwałem go szaleńcem, nie wyśmiewał. W kruczowłosym czarowniku była nadzieja i wiara w powodzenie. One kierowały nim w tej szaleńczej misji.

Dojrzały wojak o gęstej jak hollarskie buki brodzie zjawił się w wyznaczonym miejscu nim zaczęło świtać. Niewielu zapuszczało się na te obrzeża. To obawiając się demonów, które zawsze mogły zakraść się w ciemności, to bycia posądzonym o próbę ucieczki. Żaden ze scenariuszy nie napawał optymizmem, kary za dezercję były porównywalne, jeśli nie gorsze, od bitki z krwiożerczym bytem z Morlis.

Już za chwilę Tamas miał dowiedzieć się, kto jeszcze dołączył do Marica. Kogo młody czarownik przekonał do swej jakże niebezpiecznej eskapady. A może ochotnicy woleli umrzeć podczas mrożącej krew w żyłach misji misji, niżeli robić za mięso na pierwszej linii. Lub oddalenie się w grupie dawało szanse na późniejszą ucieczkę i uwolnienie się od nadchodzącej bitwy.

Ktoś machnął. Był to Maric - tego był pewien. W towarzystwie czarnoskórego strzelca. Ta morda niejeden raz przemknęła Tamasowi, ale nigdy nie zyskał okazji poznania dawnego myśliwego, któremu demony zabrały córeczkę. Korneliusz Czarneliusz podpierał podbródkiem długi łuk zatopiony w śniegu pod stopami. Nie cieszył się dobrą renomą pośród orłów. Plotki o jego niechybnych czynach niosły się na językach wielu. Byli i tacy, którzy uważali, że nie demony, a sam Czarneliusz zamordował swą córę. Cóż, być może Tamas zyska sposobność rozwikłania i tej zagadki. Lecz nie teraz, bowiem uwagę weterana przykuł kolejny nabytek. Sam Cedric Zervedor - syn bogacza, którego posiadłość została zniszczona wskutek inwazji demonów z Morlis. Po ucieczce trafił do Orlego Fortu, gdzie doszkolono jego - i tak imponujące - umiejętności walki trójzębem. O broni tej krążą słuchy, jakoby była magiczna. Sam Cedric milczy w tej sprawie. Niewątpliwie dumny jegomość o ciężkim charakterze. Od razu powitał Tamasa wojskowym zasalutowaniem.

Nareszcie — wysyczał Hitlerbrand, zarzucając kaptur na głowę. W czarnej po kostki pelerynie sunął po śniegu niczym widmo. Nikt ich nie widział, był to najlepszy moment na opuszczenie obozu.

Błyszcząca Góra

17
Każdy od tego... wypadu... miał jakieś plany i swoje nadzieje. To właśnie ona pchnęła Marica do szalonego pomysłu przejęcia jakiegoś demona. Co z resztą kompanów? Tak, znał te twarze, ale za wiele więcej powiedzieć nie mógł. Korneliusz nie był kimś kogo Tamas chciał mieć za plecami przy tak mało licznej grupie, jednak nie on był tutaj od wyboru towarzystwa. Zdziwił się jednak, że zauważył Cedrica, który nie za bardzo miał powody do takiej lekkomyślnej misji... Może chodziło o tą całą 'chwałę', której za młodu się poszukuje? Odpowiedział salutującemu jedynie kiwnięciem głowy na przywitanie.
Niemniej sytuacja przedstawiała się ciekawie.

Czterech mężczyzn, trzech pchanych przez najdzieje i marzenia jednego. Pierwszy z nich to mało honorowy jegomość, drugi jest honorowy, ale młody... I na końcu Tamas, który nie potrafił wybrać obozu z kim w tej grupie mógł się utożsamić.
Drużyna marzeń... Dla starego wojownika istotne było tylko i wyłącznie przeżycie i to najlepiej nie będąc kulawym.

- Chodźmy, dzień idzie.

Tamas powstał i schował miecz. Spojrzał po wszystkich i zatrzymał wzrok na zadowolonym z siebie młodzieńcu. Mrok mógł być nawet i gęsty, jednak na tle śniegu jego ciemna peleryna odznaczała się równie dobrze co ubrania pozostałych, a poza tym Tamas był na tyle duży, że jeśli faktycznie ktoś miałby obserwować obrzeża obozu to zauważyłby go- stąd też bardzo cieszył się, iż odwiedził swojego dowódcę... Nikt nie będzie go postrzegał za dezertera, za stary jest na plotki tego typu. Niedługo później musieli ruszyć, więc Tamas zebrał się z nimi.

- Masz jakiś konkretny plan? Zamierzasz napaść na grupę demonów czy szukać pojedynczego osobnika i jakimś cudem odciągnąć go od reszty, nie dając mu szansy na wezwanie kolegów? To fajnie brzmi, ale jest raczej mało prawdopodobne.

Zagaił Tamas, aby nieco poznać plany chłopaka... być może dzięki nim poczuje się choć trochę bardziej jak wojownik, gdyż w tej chwili ( w duchu oczywiście) czuł się jak kukła na trening dla demonów, albo zamachowiec samobójca bez żadnego planu i ładunków przy sobie.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

18
Wbrew oczekiwaniom wojownika, nie powędrowali do Błyszczącej Góry, lecz nieco dalej, na garb za kotliną, na którym wznosił się przerzedzony las choinek, trochę mały i dość opustoszały zdawałoby się. Dalej pod lasem, miast dziwów i potworów spotkał ich wyłącznie śnieg. Mokry i lepki, utrudniający przemarsz przez zaciąganie ciężkich onucy.

Zbliżali się do pierwszych drzew.

Tak, mam. — odparł rzucając gniewne spojrzenie przez ramię. Tamas świadomie lub nie, znowu prawił wywody, traktując protekcjonalnie młodego czarownika. Brata wybitnej czarodziejki - Nysy Hitlerbrand.

Było cicho, zrobiło się jeszcze ciszej.

Trzask! Odgłos gniecionej gałęzi rozległ się po śnieżnej pustyni. Korneliusz Czarneliusz napiął raptownie cięciwę ze strzałą, mierzył w kierunku, z którego dobiegł odgłos. Spostrzegli zakapturzoną postać.

To mój plan — uśmiechnął się dziarsko Maric, brat Nysy.

Elf miał ostry i zadarty nos, a jego szmaragdowe oczy były strasznie przenikliwe i jakby zgorączkowane. Kasztanowe włosy spięte niechlujnym warkoczem okalały naznaczoną kilkoma prostymi bliznami twarzyczkę. Krzaczaste i ciemne brwi współgrały z ostrymi rysami twarzy, mocno zarysowaną żuchwą, a także trójkątną brodą. Góra ubrania składała się z zielonej opończy, pod którą leżał zielony puklerz, z kolei spod osłony wyrastały czarne jak melasa mroku rękawy z jedwabiu, który lata świetności dawno już miał za sobą. Kreację wykańczały grube skórzane rękawice, w identycznym odcieniu mieniły się dopięte ciasno pasy oraz kołczan na strzały. Na puklerzu dyndał wisiorek w kształcie wilczego kła na czarnym rzemyku.

Sokolik — powitał długouchego czarownik. Panowie podali sobie ręce w geście powitania, a wtem brązowy sokół wylądował na ramieniu elfa.

Jest w kniei — powtarzał na głos, jakoby ptak raportował mu swą podróż nad lasem.

Wspaniale.

O co tu chodzi? — spytał Czarneliusz. Cedric zdawał się nieobecny, jego wzrok był pusty, a ruchy nienaturalne, zupełnie jakby ktoś rzucił na niego czarci urok.

Maric spojrzał na Sokolika.

Błyszcząca Góra

19
Denerwował młodzieńca? On po prostu reprezentował dokładnie to co każdy orli powinien, czyli pokazywał młodzikowi, że nieważne jest kim był w świecie szlachty, ani też kogo bratem był. W tej chwili był jedynie towarzyszem w wyprawie. Jeśli oderwałby się od grupy to zginie w walce z jednym demonem niemalże tak samo szybko jak każdy nierozgarnięty młodzik. To mu ubliżało? To było jedynie zderzenie z rzeczywistością.
Ależ Tamas bynajmniej nie domagał się młodzieńczej brawury oraz mądrości starych w jednej chwili, ani nie był wrogiem młodych magów, ani nie poddawał w wątpliwość ich znaczenia w walce. Twierdził tylko, że prawda oddziaływuje inaczej, niż sądził Maric. I gniewało go, że nieznajomość jej mechanizmów czyniła z nich nieautentycznymi tam właśnie, gdzie rzetelność ma największą cenę.

Wielki wojownik obrócił się w stronę nadchodzącego dokładnie w tej samej chwili co łucznik napiął cięciwę. Nie dobył jednak miecza co mogłoby świadczyć, iż nie widział ku temu powodu na razie.
Elf był więc planem czarodzieja? Odpowiedź nasuwała się sama co ten robił w takim miejscu- tropił i to wraz z sokołem. Dziwiło go jednak to, iż elf nie zadbał o przedstawienie swojego zwierzęcia. W końcu zwierzęta to ich towarzysze, traktowani na równi z innymi humanoidami. Nie jego jednak sprawa, może elf wychował się w mieście i nigdy nie czuł się jakoś strasznie zżyty z naturą, ale korzystał z dobrodziejstw swojej rasy.

- Zapewne w kniei czeka na nas demon, którego mamy schwytać.

Spekulował na głos patrząc na Sokolnika tak samo jak Maric, chociaż najchętniej zwyczajnie poszedłby na tego demona bez większych planów... ale tym razem nie chodziło o zabicie demona, a pochwycenie= a ten czyn był tak samo trudny co szalony, szczególnie jeśli tak na prawdę nie znasz prawdziwych zdolności tego, który ma go pochwycić!
Tamas jednak zamilkł i czekał na to co miało nadejść, może jakiś bardziej złożony plan.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

20
I tak włóczą się tacy jak elf po krainie, natrętni i bezczelni, sami mianujący się złego tropicielami, demonów pogromcami i upiorów tępicielami, łatwowiernym wydzierając zapłatę, po którym to niecnym zarobku ruszają dalej, by w najbliższym miejscu podobnego szalbierstwa domierzyli. Czy taki był nasz sokoli zwiadowca? Maric miast do bogów się modlić, miast do Świątyni bogatą zanieść ofiarę, odmieniec bezbożny eskapadę urządza, ściągając do kniei elfy, których wyparł się sam ich stworzyciel.

Tak oto młody czarownik listom swej siostry z klanu Kościanej Wieży zawierza ślepo. Demona upolować pragnie i spętać, jak pęta się wierzgającego rumaka nim nie opadnie z sił i podda się woli jeźdźca. Czy zdoła tym dolę Orlej Straży odwrócić i nieszczęściom zapobiec?

Czarneliuszowi zbledła mina, gdy usłyszał o demonie. Dotąd milczący, trzymając się na uboczu nie pozwalał do siebie dotrzeć członkom wyprawy. A gdy stanął pod murem, lada chwila mogąc wojować z demoniczną istotą, strach ogarnął go w całości. Nogi jak dwa wbite w ziemię słupy odmówiły posłuszeństwa, ręce jak z ołowiu nie chciały choćby drgnąć.

Demon! — orzekł radośnie Cedris, a ślina ściekła mu po brodzie. Dostojny mąż prezentował się zgoła inaczej niż spamiętał do Tamas. Był nieobecny. Zmętnione tęczówki nie reagowały na otaczający ich świat. Szerokie wciąż źrenice dodawały mu dziwnej aury.

Błyszcząca Góra

21
Tamas nie postrzegał elfa jako szkodnika, ani też nie zamierzał oceniać tego w jaki sposób zarabia na życie- nie mu to oceniać... Niemniej była to na pewno niewdzięczna i niebezpieczna praca. Stary orzeł pewnie nie dożyłby swoich lat, gdyby miał w pojedynkę tropić demony, szczególnie przy tak wielkich rozmiarach ciała jak on.
A wiara, świątynie? Każda wiara służyła istotom tylko jako laska, która podtrzymywała, by nie upaść, i pomagała wstać, kiedy jednak się potykali i przewracali. Nie trzeba było wierzyć w bóstwo, stwórcę... wystarczyło wierzyć we własne cele, a to nie wymagało składania ofiar w świątyniach. Tak poza tym gdyby się rozwodzić nad tematem, to przecież stwórca jest stworzycielem wszystkiego... ponoć. To dlaczego demony walczą z innymi 'dobrymi' humanoidami? Modlić się winniśmy, aby stwórca przepędził coś co sam stworzył? Oh, to bardzo ciężki temat i to szeroki i głęboki jak ocean.


Wielki człek spojrzał na towarzysza, który dość ochoczo podłapał jedno słowo z jego wypowiedzi. Jego pysk od razu skrzywił się w lekkim gniewie. Następny dopiero był ten cicho-ciemny z łukiem. Jeśli to tak miało wyglądać to byli w przysłowiowej dupie. Wojak rzuci się pod szpony demona, a łucznik nie wystrzeli żadnej strzały w stronę wroga.
- Z której dupy wypadliście, panowie? Przecież po to właśnie wyruszyliśmy- aby pochwycić demona...
I wtem Tamas spojrzał w stronę Marica i zamilkł. Może młodzik nie tyle nazbierał sobie ludzi na wyprawę, ale po prostu namieszał im w łbach? Berserker- jak to lubili go nazywać towarzysze- przybliżył się nieco bliżej Cedrica, próbując wyczuć czy przypadkiem nie jest pod wpływem jakiegoś... czaru, uroku? Przecież nie będzie go dotykał, ale tak zwane 'wiatry magii' czasami są wyczuwalne. Nie znał się na tym zbyt dobrze, ale nie istniało również byt dużo żywych, żeby jego magiczne zdolności wyszły na jaw... Tamas zawsze starał się używać magii w taki sposób, aby była niezauważalna dla typowego zjadacza chleba. Dzięki temu miał zawsze coś w zanadrzu.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

22
Zbliżawszy się do Cedrica, poczuł jak otaczające go pole poczyna brzęczeć niczym stado rozdrażnionych os. Wystawiona ku niemu dłoń odebrała zaburzenia pola, zwanego przez znawców tematu aurą magiczną. Palce mrowiły z lekka, a biegnący przezeń prąd kończył się nieprzyjemnym strzykaniem w łokciach. To była magia - tego był pewien. Cedric nie tylko zachowywał się nieswojo, ale, tak jak i podejrzewał Thamas, jakieś zaklęcie zmąciło jego znany z racjonalizmu umysł. Puste spojrzenie, bełkotliwa mowa - to musiał być urok.

Czarneliusz wzruszył ramionami, skarcony słowami dojrzałego wojaka. Nie wyglądał na zaczarowanego, on po prostu był inny. Czarny, odosobniony, o przeszłości nakropionej potwornymi opowieściami o potwornych czynach. Tym dziwniejsza stawała się jego obecność w tejże szaleńczej eskapadzie.

Maric niecierpliwie przebierał nogami, próbując ogrzać stopy.

Błyszcząca Góra

23
- Brat Cedric jest pod wpływem zaklęcia. To twoja robota, Maricu?

Pytanie było chyba na miejscu, szczególnie jeśli współpraca miała być owocna. Tamas zgodził się na szaleńczą wyprawę, ale lubił klarowność w takich sytuacjach. Korneliusz raczej był przyzwyczajony do nieufności i dlatego obierał pozycję z tyłu wyprawy, dzięki czemu nikt raczej nie strzeli mu w plecy. Poza tym mógł dzięki temu nie ufać czarodziejowi i mieć na niego oko. Barbarzyńca jednak musiał być przodem do przeciwnika i stanowić solidne odgrodzenie od tych, którzy w zwarciu raczej nie potrafią walczyć... Przez to nie mógłby skupić swojej uwagi na demonie, kiedy za jego plecami jest szemrany łucznik wraz z nieznanym do końca czarodziejem, który zrobi wszystko, aby tylko udowodnić swoją... wyższość? Albo spróbować dorównać siostrze.

- Racz ściągnąć z niego ten czar.

Dodał spokojnie, ale głosem, który nie znosił sprzeciwu. Być może popełnił błąd, kiedy zaufał magowi, niemniej jednak mógł jeszcze uratować sytuację, jeśli będzie taka potrzeba. Mógłby też spróbować wyszarpać 'brata' z czaru, jednak nieczęsto przynosiło to jakikolwiek skutek.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

24
Czarny jak melasa mroku płaszcz zawirował w powietrzu, gdy czarownik o imieniu Maric machnął złowrogo ręką. Tamas spostrzegł gniewny błysk oczu w szparze opadających na twarz kruczoczarnych włosów, ozdobionych odrobiną tłustego łoju. Włosy jak skrzydła kruka, niby nocna burza okalały kosmkami naburmuszoną niewątpliwie twarz. Zza falującej na wietrze togi wyłoniła się noga, co zwiastowało, że Maric postanowił podejść do Tamasa.

Stanęli oko w oko, choć barbarzyńca mierzył o przeszło dwie głowy więcej.

To mgła myśli — stanął na palcach, chcąc szepnąć Tamasowi kilka słówek — deformuje zdrowy rozsądek. Bez tego Cedric zda się na nic. Nie utrudniaj, bo sam posmakujesz tej klątwy, starszy wojowniku!

Błyszcząca Góra

25
Powiedzieć, że nie był zadowolony to nie powiedzieć nic. Młodzik przyznał mu się w twarz, a co najgorsze on niewiele mógł w tej chwili z tym zrobić. Finalnie był tylko on wobec oczarowanego, łowcy elfa, czarodzieja i niezbyt pewnego łucznika- chociaż w tej grupie to przede wszystkim Czarneliusz wydawał się chociaż wart złamanego zaufania.
Co z tym fantem mógł zrobić barbarzyńca. Z nietęgą miną obrócić się w stronę z której powinien być demon. Bez sensu podejmować akcje nie mając szans zbytnio zagrozić czarnowłosemu w tym momencie. Jedno mógł jednak przyznać na pewno... Miał umiejętności, jednak pod pewnymi względami obawiał się tego co ten chłopak może zrobić z demonem. Skoro nie wahał się pętać ludzi to co go powstrzyma przed pętaniem chociażby dowódców orlich? Szczególnie kiedy będzie miał po swojej stronie jeszcze cholernego demona.
Nie znał się tak bardzo, nigdy nie słyszał o tym zbyt wiele, ale być może chciał go spętać nie po to, aby zniszczyć jego pobratymców, tylko dla własnej potęgi.

Co więc przyniesie przyszłość? Tego nie wiedział, musiał robić dobrą minę do złej gry i wyczekać moment w którym to czarodziej będzie odsłonięty. Chociaż być może to wszystko było zbyt głęboką analizą? Może powinien przystopować i poobserwować jego dalsze zachowania? Czuł w starych kościach, że miał rację przynajmniej po części, jednak... Musi odnaleźć jeszcze jakiś dowód tego, iż jego 'dowódca' kompanii nie miał wcale szlachetnych zamiarów...
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

26
Raczy waść skończyć nas spowalniać — odparł raptem zgorączkowany elf o imieniu Sokolik. — Potwór nie będzie czekać wiecznie, a pogoda niepewna — spojrzał wymownie po skłębionych nad głowami chmurach, marszcząc przy tym z lekka gładkie jak tafla wody czoło.

Maric machnął gniewnie ręką, zarzuciwszy czarną pelerynę na drugie ramie. Maślane oczy, którymi częstował barbarzyńcę jeszcze doniedawna w namiocie były dzikie i jakby przekrwione - prawie wściekłe. Ale czas na wewnętrzne utarczki był niewskazany. Mieli bardziej żarzące kwestie do przerobienia.

Sokolik pierwszy pognał przed siebie, a za nim Maric i zauroczony blondyn. Szli gęsiego, omijając ośnieżone krzewy i spróchniałe kłody. Kroki stawiane bardzo ostrożnie miały pozwolić mężczyznom zyskać przewagę poprzez element zaskoczenia. Elf skradał się bardzo sprawnie, nie był laikiem, tego Tamas był pewien.

Trójka wyrwała do przodu, na tyle pozostawiając łowcę o szemranej reputacji wraz z przystojnym barbarzyńcą.

Czarno to widzę — wycedził przez zaciśnięte zęby Czarneliusz, po czym wyminął szeroki bark Tamasa, by stanąć obok i wspólnie podążyć za resztą.

Czyżby w grupie doszło do podziałów, generując nowe sojusze?

Błyszcząca Góra

27
W tej sytuacji nawet elf pomógł odciągając uwagę czarodzieja od barbarzyńcy, który nie za bardzo miał możliwość walki przeciw niemu.
Zdecydowanie robił się zbyt stary na takie zagrywki młodych, powinien przewidzieć, że była to tylko gra aktorska. Z dwojga złego lepiej było mieć głowę na karku w tej ekspedycji, niż zatracić jasny umysł, swój umysł.


Skoro pierwsza trójka poszła przodem, Tamas spojrzał na łucznika i poczuł lekką nić porozumienia. Moze facet był z podobnego powodu, a to że chodził własnymi drogami nie definiowało go jako złego. Skoro oboje mieli jasne umysły to może oboje pomyśleli sobie, że zleceniodawca nie przyszedł tutaj jako szaleniec próbujący pochwycić demona dla armii. On z pewnością chciał go zagarnąć dla siebie, stać się sławny zapewne jak siostra... co sobie wymyśli jeszcze ten młodzik? Był w gorącej wodzie kompany jeśli na prawdę uważał, że jego nerwowe słowa podziałają w jakikolwiek sposób. Tamas od samego początku miał go za... młodego i bardzo ambitnego człeka, ale teraz zmienił się gwałtownie. Nie dbał o kompanów, a tym bardziej nie zadba o Orlich... Może tak bylo? Tamas kiedyś gdzieś zasłyszał pewną mądrość: "Niewiedza nie stanowi usprawiedliwienia dla nie przemyślnych działań."
Dlatego tez musiał coś zrobić, ale nie teraz. Wielki człek tylko kiwnął głową łucznikowi za sobą. I tutaj nie mógł być pewny swojego towarzysza za plecami, jednak był gotowy zaryzykować, byleby powstrzymać czarodzieja, zabić demona i odzyskać towarzysza. Elf wojownikowi nie zawinił i dlatego ni postrzegał go jako problem.


Elf jak to elf... stąpał ostrożnie, jednak miał za sobą czarodzieja, który raczej już takich umiejętności nie miał, a tym bardziej zauroczony i wielkolud do tyłu... Mówiło się, że umiejętność skradania grupy liczona jest umiejętnościami najsłabszego ogniwa tejże grupy... Tamas tez tak uważał, dlatego mógł się starać, ale nie był zbyt cichy.
Na razie jednak trzeba grać kartami, które dostali, oczekiwać, iż nadejdzie czas, aby sprzeciwić się, ale jeszcze nie teraz.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

28
Szli.

Obrazek

Było dość ciepło, choć pochmurno. Od czasu do czasu mżyło, okolice zasnuwała mgła. Porośnięte bujną zielenią mchów szlaki naznaczył biały puch. Im bliżej celu się znajdowali, tym mocniej wiał wiatr. Wicher przepędził mgłę w miejscach nie osłoniętych ścianą lasu, lustrzana powierzchnia zmoczonego śniegu zmatowiała się i marszczyła. Byli blisko, tego był pewien, widząc jak elf zwany Sokolikiem zakradał się do przerzedzenia w gęstwinie drzew, w którym z lotu ptaka spostrzegł odosobnionego demona.

Na tyłach bez ociągnięcia kroczył Thamas wraz z Korneliuszem Czarneliuszem, niejakim dzieciobójcom. Gdy zbliżali się do miejsca zasadzki, czarnoskóry łucznik niespodziewanie wyminął barbarzyńcę. Ten zacisnął zęby i szybko dogonił go w podnieceniu rywalizacji, zrównał się, dotrzymał kroku. Mężczyzna wydał wtedy śmieszny odgłos.
Nagle coś zaszeleściło, jak szeleszczą posuwane zwolna liście po piaszczystym trakcie. Czarneliusz odruchowo skierował łuk z napięta po ramię cięciwą w kierunku, z którego dochodził szmer. Tym razem poza niepokojącym odgłosem doszedł ruch cienkich pałeczek zaopatrzonych w zielone igiełki. Nad niebem zakrążył wielki orzeł bielik, wyjąc głośno. Oczy zebranych zwróciły się ku niemu, a gdy coś ponownie szemrało, gwałtownie opuścili głowy. Pod stopami Thamasa już kulał się w śniegu mały czarny wilczek o brązowych łapkach.
Spoiler:
Kurwa — syknął Korneliusz, przecierając nerwowo czoło, po czym ściągnął z cięciwy strzałę i udał się do pozostałych członków eskapady.

Z oddali dobiegły niepokojące dźwięki. Zdezorientowany Maric rozglądał się dookoła. Sokolik w tym czasie przykładał dłoń do ziemi, jakoby badając teren. A demon? Po demonie nie było ani śladu...

Błyszcząca Góra

29
Bywało różnie, demony też posiadały różne umiejętności tak kryjące w mroku, w poszyciu leśnym... co i potrafiły użyć polimorfii.
Poza tym nie musiał nawet sprawdzać, a dla niego śmierdziało to magią, że uwagę czterech osób (nie licząc oczarowanego) odwracały hałasy, a w tym czasie dochodziło do czegoś innego niczym sztuczka iluzjonisty, który odwracał uwagę wzroku celu, tak że mógł zrobić cokolwiek mu się żywnie podobało- na przykład zamienić w małe niezbyt groźne zwierzę.
Kolejną ciekawostką było to, że nikt nie zwrócił uwagi na fakt, iż wilk się pojawił- od tak bez nawet skrzypnięcia śniegu. Czarneliusz również nic nie zrobił i opuścił broń co wydawało się potwierdzać tą teorię.
Tamas był za ich plecami, więc mógł równie dobrze złapać zwierzę i nim rzucić. Człowiek bez serca! Ano, każdy powinien być bez serca kiedy poluje na demony- to wiele ułatwiało, szczególnie kiedy mami się oczy ludzkie.
Nie, postanowił jednak zrobić trzy kroki odsuwając się od wilczka, a potem chwycić go za pomocą magii i cisnąć nim nad głowami eskapady. Tak, żeby każdy dobrze go widział.
Jeśli się pomylił to będzie komicznie tragiczny widok na okrucieństwo wobec zwierząt. Jeśli jednak nie pomylił się to demon albo przemieni się w locie, albo zacznie już się rzucać kiedy telekineza zacznie go unosić i wtedy już nie będzie tak przyjemnie łatwo nim rzucić. Jego ciało mogło się gwałtownie powiększać, a wtedy jego magia mogłaby nim nie rzucić... Opcji było kilka, niemniej Tamas spróbuje bo nic innego im nie pozostało.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

30
Przechwycone w magicznym uścisku zwierzę zawyło o pół tonu wyżej niż to wilczęta mają w zwyczaju. Młody wilk szybko przeleciał nad okolicą, w bliżej nieregularny sposób zbliżając się do pozostałych członków tejże szaleńczej eskapady. Elf kroczący na przodzie odwrócił się. Ochoczo machając dłonią nawoływał do czarnoskórego łucznika, który skrajnie rozluźniony nie spostrzegł nadlatującego zwierzęcia. W ostatniej chwili przekręcił ku niemu twarz, a wtedy niespodziewanie...

Z futrzastego grzbietu wyrosły dwa nań długie łapska zaopatrzone w grube pazury. Naznaczone były dziwnymi naroślami, jakoby skałą bądź minerałem o szlachetnej poświacie. Odbijał rzucane przez złotego olbrzyma światło, dalej rozlewając po przedramionach karminowe wężyki o barwie nadwodnej lilii. To właśnie błysnęło w oczach Korneliusza, nim pakiet pięciu ostrych jak brzytwy skrytobójców szponów przejechał po twarzy. Pazury z sykiem rozpłatały twarz mężczyzny w locie. Na ziemię ulała się krew, której nie tamowało ani wszechobecne zimno ani przyciśnięcie ran. Policzki jak równo pocięte plastry słoninki falowały na wietrze. Świeciły przezeń pożółkłe zęby człowieka. Nim padł na kolana pogrążony w niemocy, jęknął głośno. Był to akt żalu, cierpienia.

Pozostali szybko dobyli broni. Elf już obracał klingę w dłoni, gdy przepotwarzające się zwierzę utraciło dawny wygląd. Miast łap urosły pokraczne nogi okryte brązową skorupką. Skóra istoty była sina, wręcz czarna. Miało jajowato wydłużoną głowę z dwoma wpojonymi w Czarneliusza białymi jak kulki śniegu ślepiami. Kroczyło pokracznie, a dookoła ulatniał się dziwny odór degradacji i degeneracji; odór śmierci. Dziwna aura przypominała szarą chmarę złożoną z rozzłoszczonych os.

Potwór dopadł do elfa, lecz ten wywinął się zgrabnie i sam zamarkował cios od prawej, a gdy na ułamek sekundy zawahał się, demon trącił go ręką tak szybko i mocno, że Sokolik wylądował na przeciwległym drzewie. Ruszył dalej z wypadu na Korneliusza, machał szponami mocno na pełną długość ramienia.

Tamas wiedział, że lada chwila dosięgnie powalonego wojaka, który ów czas nie widział nic poza zakrwawionymi dłońmi.
Spoiler:
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 07 gru 2020, 22:26 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Splugawione Ziemie”