Do końca dnia i przez całą noc nikt nie nawiedził Wierzby w jego celi, prócz kilku sługusów, którzy uchyliwszy zasuwę w drzwiach, podawali bądź odbierali od niego tacki z jedzeniem. Dopiero nazajutrz wparowało dwóch pachołków pilnowanych przez strażnika, niosących ze sobą miskę ciepłej wody, ręcznik, kawałek mydła i szarawą koszulę, na krój ich koszul.
- Masz chwilę na doprowadzenie się do ładu. Mistrz chce z tobą mówić – orzekł chłodno zbrojny i na powrót zamknął za sobą wrota.
Więźniowi dano odpowiednią ilość czasu, aby w spokoju mógł obmyć całe ciało z wszelkiego brudu. Następnie wyprowadziwszy go z celi w asyście dwóch, w pełni uzbrojonych rycerzy, pokierowano nim w stronę głównego budynku, do którego wszedł wczoraj Ogar wraz ze swoimi koleżkami.
Podczas tej krótkiej przechadzki, na dziecińcu panował spory ruch. Ciżba biegała to tu, to tam, niosąc za każdym razem długie deski, młotki, gwoździe, odśnieżając cały placyk i przyozdabiając kwiatami i złotymi oraz czarnymi szarfami kilka wozów zaprzęgowych. Najwyraźniej przygotowywano ceremonię pogrzebową poległych wojów.
Tymczasem eskortowany półelf był już u szczytu schodów. Para krzepkich odźwiernych, wyposażonych w długie piki, widząc nadchodzących kompanów, bez słowa zabrała się do uchylania wysokich podwojów.
Wierzba znalazł się wewnątrz bogato zdobionego korytarzyka, sięgającego blisko na dwanaście metrów w górę, którego ściany zarówno po jednej jak i drugiej stronie były przyozdobione wąskimi, ślepymi arkadami, we wnękach, których na metrowej wysokości piedestałach, stały wysokie figury, przedstawiające kolejnych Wielkich Mistrzów. Każda z figur tuż u swych stóp miała kunsztownie zdobioną tabliczkę z imieniem. Trzy najświeższe rzeźby rzuciły się Wierzbie szczególnie. Otóż stojąca najbliżej niego, przedstawiała postać odzianą w podobną zbroję do Ogarwej i dzierżącą ciężką włócznię oraz miecz, łudząco przypominający ten Silwatera, figurę długowłosej elfki o groźnym i przeszywającym spojrzeniu. Jakby tego było mało, posąg nosił tytuł
„Laurei”, być może, że tej samej, o której wspominała Hilda.
Następny odstawał jakością od innych. Wyglądał jakby do jego wykonania posłużono się kamieniem o wątpliwej jakości lub samą rzeźbę wykuto w pośpiechu. Nawet tabliczka z imieniem niezbyt ładnie się prezentowała i z wielkim trudem można było odczytać zawarte na niej imię
„ Rodrigez”. Co ciekawe, cały piedestał wypełniały wyryte w nim imiona. Zresztą, na każdym innym też takowe były wykute, ale nie w takiej ilości jak tutaj. Kamieniarz musiał się nieźle natrudzić, aby zmieścić je wszystkie, a i tak sporo z nich zapisano na bocznych ściankach arkady, w tym niejakiego
„Gerwalda Silwatera”.
Ostatni natomist z posągów, przedstawiał nie kogo innego, jak samego Ogara.
Długi korytarz nareszcie miał się ku końcowi. Zrobiwszy ostatnie kilka kroków stanęli w obszernej sali, dzielącej się na dwie części, każda na będąca na innym poziomie. Po bokach pierwszego poziomu znajdowały się obite drewnianymi ściankami kwietniki, wokół których ustawiono wygodne ławeczki, a nad nimi zawieszono lampy oliwne, doświetlające najciemniejsze zakamarki, gdyż za główne źródło światła służył system zmyślnie rozmieszczonych i niebywale skutecznych okien, i klap. Pośrodku zaś pierwszego poziomu biegły ku wyższej kondygnacji schody, kończące się dopiero na kilka metrów przed tronem, zajmowanym przez aktualnego Mistrza, obok, którego stali krasnolud, elf oraz Markus.
[img]https://i.imgur.com/L95tQsN.jpg[/img]
Wierzbę poprowadzono tymi schodami, tuż przed oblicze Silwatera, gdzie oddano mu lekki pokłon.
- I on dał radę naszym!? - zdziwił się krasnolud widząc, że doprowadzony jeniec jest niewiele wyższy i kilkukrotnie chudszy niż on.
- Doprawdy intrygujące – dodał wysoki elf.
- Iterbaldzie, Ergarze, ten podrostek, Wierzba, po odbyciu kary będzie naszym nowym najemnikiem – rzekł Ogar.
- Chyba, że mu się odmieni – skinął znacząco na stojącego przed nim półelfa.
Zebrani wokół tronu mężowie rzucili sobie nawzajem niepewne i pytające spojrzenia. Najwyraźniej decyzja przywódcy mocno ich zaskoczyła. I tak rozprawiali między sobą o tym, zupełnie nie przejmując się, że doprowadzony skazaniec wszystko słyszał.
- Skończmy już te ceregiele – wyraźnie znudzony Silwater uciął przedłużającą się dysputę. -
Wierzbo – powstał nagle ze swego siedziska.
- Od dnia dzisiejszego zostajesz przyjęty w poczet moich sług – orzekł.
- Na ten czas, wolno ci jest poruszać się w obrębie murów zamkowych z wyłączeniem prywatnych komnat, pracowni rzemieślniczych, zbrojowni i lochów pod wschodnią wieżą, chyba, że zostaniesz do tego upoważniony przeze mnie lub przez, któregoś z czeladników. Wymagane będzie również popołudniowe potwierdzenie swojej obecności Markusowi. W innym przypadku będziesz pociągnięty do odpowiedzialności, a swoboda poruszania ograniczona do twojej celi - zakończył przestrogą.
- Lepiej nie sprawiaj problemów - burknął na koniec Markus.
- Będę mieć na ciebie oko – orzekł nieprzyjemnym tonem głosu.
Później jeszcze wytłumaczono mu ogólne zasady panujące w Twierdzy, podano imiona najważniejszych osób, których poleceń miał jednocześnie słuchać, czeladników i nazwy profesji jakimi się zajmowali.
- Andzia mówił, że przywiozłeś ze sobą czerwoną diablicę i potwora słomianego, a ja tu tylko zarośniętego pastucha widzę – zebrani mieli się właśnie rozejść, kiedy nie wiadomo skąd dobiegł czyiś melodyjny głos.
- No i zaczyna się – Ergar zasłonił w akcie rozpaczy oczy swoją kosmatą łapą, zaś Iterbald oraz Markus pokręcili głowami, wzdychając przy tym ciężko.
Wtem stojący nieopodal zbrojny padł jak długi na ziemię, podcięty rzuconym mu pod nogi bolasem. Innemu z kolei rozbito na twarzy kurze jajko, wypełnione jakimiś drażniącymi drogi oddechowe i oczy proszkiem. Nie wiadomo jak, ale w najbliższej okolicy od tronu pomieszczenie wypełniło się gęstym dymem, odcinając pole widzenia dalej znajdującej się straży. Wewnątrz okręgu pojawiła się niewielka kulka, która z początku tląc się bladym płomieniem, rozbłysła oślepiającym światłem. Wnet biały obłok został przecięty przez pędzącą ku nim postać. Ów zamachowiec parł zawrotnym tempem w stronę niczego niespodziewającego się Silwatera.