Wonny rynek

1
Wonny Rynek zawdzięcza swą nazwę niesamowitej gamie zapachów, jaka miesza się w tym jednym miejscu, a wszystko to spowodowane jest tym, że niemal wyłącznie sprzedaje się tym miejscu przyprawy. Cała ta historia sięga początków miasta, kiedy gildie kupieckie zjeżdżały z kontynentu na wyspy, aby tutaj rozwijać handel i przy okazji zbić fortunę. Wtedy istniał tu zaledwie jeden obszerny plac przygotowany do targowania, więc kupcy, każdy pałający żądzą pieniądza, wystawiali jak najwięcej najróżniejszych towarów, nawet takich, którymi nigdy wcześniej nie handlowali, kierując się przekonaniem, że osadnicy na tej dzikiej i niezbadanej wtedy krainie potrzebują dosłownie wszystkiego, co wcześniej mogli dostać na kontynencie. W wyniku tej zachłanności wybuchały coraz to nowe spory o obszar możliwy do zajęcia na targowisku, a pragnących zarobić wciąż przybywało i plac powoli przestawał mieścić nawet połowę z przypływających.

Ówczesny zarządca miasta Flynn Zdobywca, mając dość ciągłego rozwiązywania sporów i czytania skarg, nakazał zbudować dodatkowe pięć targowisk, każdemu z kupców przykazał określić towar, którym chce handlować, a następnie wydał dekret, na którym rynku jest przyzwolenie do handlowania danym towarem. Nie obyło się bez kłótni, burz i gróźb, ale koniec końców prawo weszło w życie, niemal kończąc problem.

Na przestrzeni lat miasto rozbudowało się znacznie, kolejnych rynków przybywało, a Wonny Rynek zapełnił się lokalnie wydobywanymi i uprawianymi przyprawami, wypierając stąd pospolite przyprawy z kontynentu i teraz to miejscowi zarabiali na przyjezdnych, miast odwrotnie.

Atlana Hale przemierzała powolnym krokiem ulicę wyłożoną gładko ciosanym kamieniem, przeciskając się przez hałaśliwy tłum. Co chwilę jej drogę przecinała banda półnagich dzieciaków, grających w grę, której zasady były tylko im znane. Albo kradnące. W powietrzu mieszały się ze sobą najróżniejsze zapachy; ostrej papryki, kolendry, kardamonu, kminu, czarnuszka, gorczycy, cynamonu, setek spoconych ciał i zwierzęcych odchodów. Było niesamowicie gorąco, a co za tym idzie - duszno. Kolejne stróżki potu spływały po karku półelfki, ona jednak zwracała na nie minimalną uwagę. Rozglądała się. Szukała.

List w skrzynce kontaktowej brzmiał ni mniej ni więcej jak "Przyjdź w południe na targ przypraw. Można dużo zarobić". Skrzynka znana była tylko garstce ludzi, niemal pewnym więc było, że potencjalny zleceniodawca jest godny zaufania, przynajmniej w jakimś stopniu. Południe powoli mijało, a ona wciąż nie mogła znaleźć nikogo, kto przykułby jej uwagę. Gdy chciała zrezygnować, usłyszała za sobą głos.

- Atlana Hale.

Kiedy dziewczyna obróciła się, ujrzała stojącego w cieniu baldachimu mężczyznę. Z twarzy wyglądał na około trzydziestkę, był dość tęgi, ubrany w długą aksamitną szatę, typową dla mieszkańców Archipelagu, względnie południa kontynentu, jednak rysy twarzy wskazywały wyraźnie, że pochodzi z centralnych rejonów Herbii, nawet opalenizna nie mogła tego zmienić.

- Polecono mi twoje usługi. Ponoć jesteś niezawodna. Masz ochotę zarobić trochę grosza?

Re: Wonny rynek

2
- Zależy co musiałabym zrobić by dostać te pieniądze. - Odpowiedziała enigmatycznie nie spuszczając wzroku z ukrytego w cieniu mężczyzny, starając się równocześnie pilnować biegających tu i ówdzie dzieci. Jeszcze niedawno sama krążyła po podobnych targowiskach odcinając sakiewki niczego niespodziewającym się przechodniom, odurzonym upajającym zapachami rozmaitych pachnideł i przypraw.
Jej zleceniodawca, z tego co mogła zauważyć, nie prezentował się szczególnie imponująco, ale w tym zawodzie nie można oceniać po pozorach. Stojący przed nią cudzoziemiec, mógł po prostu reprezentować interesy kogoś ważniejszego. Jeśli nawet nie byłaby to prawda Atlana, nie zrezygnowałaby z perspektywy dobrego zarobku. Teraz czekała w milczeniu na odpowiedź mężczyzny i być może jakieś szczegóły.

Re: Wonny rynek

3
Mężczyzna podszedł bliżej i wyłonił się z cienia. Promienie słońca padły na jego twarz, ukazując siatkę zmarszczek, która okalała jego twarz. Rozejrzał się swobodnie po ulicy, by następnie podejść jeszcze krok do Atlany i przemówić donośnym szeptem, ledwie słyszalnym wśród gwaru, ale niemal niemożliwym do podsłuchania dla kogoś obcego.

- Joren Nymerin. Prawdopodobnie najbogatszy kupiec w mieście, majątek zrobił na dostawach wełny i aksamitu, ale teraz handluje czym się da, również narkotykami. Zmonopolizował cały tutejszy rynek. Sądzę, że dość już się nabrał tych pieniędzy. Teraz powinien ustąpić z miejsca. Masz dwie możliwości. Pierwsza; włamujesz się do jego domu, choć lepiej byłoby powiedzieć jego małej twierdzy, wykradasz stamtąd wszystkie listy oznaczone pieczęcią w półksiężycem i gwiazdą, po czym przynosisz je do mnie, a ja już będę wiedział, co z nim zrobić. Druga; zabijasz go, nieważne jak, ważne, żeby efektywnie, a ja zajmuje się resztą. Oczywistą rzeczą jest, że zabicie opłaca ci się o wiele bardziej, ale na dobry początek naszej znajomości pragnę dać ci szanse wyboru.

Oferta była z pewnością dobrze płatna, ale niebezpieczna. Atlana znała Jorena z widzenia, wiedziała, że zawsze otacza go co najmniej trzech strażników, a jego dom ukryty jest za grubymi i wysokimi murami, zaś wewnątrz nieustannie krążą patrole prywatnej gwardii. Wybór należał do niej.

Re: Wonny rynek

4
Atlana musiała przyznać, że oferta choć ryzykowna była kusząca. Domy bogaczy są pełne innych skarbów niż tylko te, które obejmuje zlecenie, pozwalało to dorobić nieco do honorarium. Oczywiście takie rezydencje są doskonale strzeżone, jednak nie ma twierdz nie do zdobycia.
- Przyjmuję zlecenie. Czy jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć? - odpowiedziała czekając na reakcję mężczyzny.

Re: Wonny rynek

5
Zleceniodawca kiwa głową.

- Owszem, ale to wyjaśni ci Dragan, mój człowiek. Spotkasz się z nim wieczorem, tuż przy wylocie tej ulicy. Stamtąd widać już domostwo Jorena. Robi rozpoznanie od dłuższego czasu, wyjaśni ci wszystko i opowie, co wie.

Podszedł jeszcze dwa kroki, zbliżając się do Atlany. Jego twarz przybrała nieładny, niebezpieczny wręcz grymas.

- Być może ktoś będzie chciał odwieść cię od tego zadania. Może nawet zaproponuje jakąś kontrofertę. Odradzam przyjmowanie tego typu głupich propozycji. Jeżeli złamiesz umowę, uciekniesz z moim towarem, lub postąpisz jakkolwiek na moją szkodę, będziesz musiała zaszyć się w Turonie, wśród Krasnoludów, bo wszędzie za tobą będzie podążać mój gniew.

Kiedy skończył, uśmiechnął się i skłonił lekko, po czym zawrócił i wszedł jedną z wąskich uliczek.

Spoiler:

Re: Wonny rynek

6
Obrzydliwy typ. Swoją drogą interesujące było, że obawia się zdrady ze strony swojego człowieka. Czy kryło się za tym coś więcej? A może ta osoba faktycznie mogła zaoferować jej coś cenniejszego?
Pogróżkami się nie przejmowała. Gdyby dostawała sztukę złota za każdym razem gdy słyszała podobne słowa ze strony zleceniodawców mogłaby już wykupić ten port na własność. Większość z nich nie jest świadoma, że ich władza nie sięga poza rodzinne strony.

Resztę dnia spędziła na targu przechadzając się między kramami. Nie ryzykowała kradzieży ponieważ kłopoty ze strażą nie były tym czego każdy szanujący się złodziej pragnie tuż przed rozpoczęciem zlecenia. Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi zawróciła w stronę tamtej uliczki by spotkać się z kontaktem.

Re: Wonny rynek

7
Ulica wychodziła na port, mniejszy od głównego, do którego przybijali głównie lokalni rybacy. Morska bryza tchnęła wprost w twarz Atlany, a do ich uszu dotarł krzyk mew. Ptaszyska przekrzykiwały się wzajemnie, nurkując co jakiś czas na łódź, żeby chwycić w dziób rybę. Stąd też widać było otoczony murami pałacyk Jorena Nymerina, zbudowany na klifie. Ponoć niegdyś była to rezydencja jakiegoś zarządcy miasta, ale później, kiedy postawiono Pałac Gubernatora, rezydencja została wystawiona na sprzedaż i na przestrzeni lat przechodziła z rąk do rąk.

Atlana spojrzała w górę, oglądając budynek, kiedy zagadnął ją młody mężczyzna.

- Pieprzona twierdza, nie? Nie będzie łatwo się tam dostać.

Był wysoki, barczysty, czarne włosy przystrzygł krótko, a dwudniowy zarost dodawał mu męskości. Nosił spodnie z płótna w kolorze piasku, pas z długim nożem oraz tunikę w kilku miejscach nadpaloną i poplamioną.

- Hassar - przedstawił się. - Co chcesz wiedzieć o tym miejscu?

Re: Wonny rynek

8
- Wszystko - odpowiedziała Atlana nie bawiąc się w zbytnie uprzejmości. - Kto obecnie przebywa w środku, liczbę strażników i rozkład ich patroli, rozmieszczenie pomieszczeń, lokalizację celu - wymieniła jednym tchem. - Słowem wszystko co wiesz co udało ci się ustalić.

Atlana czekała na odpowiedź mężczyzny wiedząc, że w zależności od jego słów będzie musiała zaplanować swoje następne posunięcia.

Re: Wonny rynek

9
- Aktualnie za murami przebywa pięćdziesięcioro ludzi, łącznie z Jorenem, jego córką i służbą. Samych strażników jest trzydziestu, zmieniają się co osiem godzin, spacerują po murach, dziedzińcach i korytarzach domu. Są wszędzie, ale najmniej czujni są prawdopodobnie w nocy, dokładnie rzecz ujmując, nad ranem. Czasem wieczorem trochę popiją i drzemią przed końcem zmiany.
Pomieszczeń jest sporo, ale ciebie powinien interesować tylko gabinet Nymerina, który znajduje się w centralnej części domu, na piętrze. Żeby się tam dostać, musisz pokonać około dwudziestu metrów korytarzy, lub też wejśc po dachach przez okno. Przy jego drzwiach strażnicy czuwają tylko wtedy, gdy ten dupek siedzi w środku. Za mury wchodzą tylko osoby, którym udzieli się pozwolenia, nieproszeni goście nie mają szans na wejście. Sam Joren też raczej nie wychodzi nigdzie zbyt często. Zazwyczaj kręci się po domu, pieprzy dziwki i opija się wińskiem.
Przemyślałem wszystko i obmyśliłem ci trzy drogi wejścia. Dwie mają trudną drogę wejściową i wyjściową. Trzecia praktycznie nie wymaga żadnych większych przygotowań do wejścia, ale z
wyjściem może być trudniej.


Młodzieniec wziął głęboki oddech i zamikł na chwilę, jakby zastanawiał się nad całą sprawą. Znać było, że faktycznie musiał spędzić na obserwacji kupę czasu, ale informacje od niego były wręcz bezcenne. Po chwili podjął przerwany wątek.

- Pierwsza możliwość, to wspinaczka. Widzisz ten klif naprzeciwko nas? Można wspiąć się po nim, a następnie po murach, które mocno wyszczerbił morski wiatr. Jeśli będziesz szybka i cicha, możesz przez okno dostać się do środka, skacząc po budynkach gospodarczych, zabrać, co trzeba i szybko wrócić tą samą drogą. Ten fragment murów jest najmniej strzeżony. Niestety, kamienie w murze są bardzo kruche i niepewne. Jeden nieodpowiedni krok lub chwyt i lecisz w dół.
Druga opcja, to kanały. Wypływają one bezpośrednio do rzeki w północnej części miasta i prowadzą, prawdopodobnie, do łaźni Jorena, a ta znajduje się dokładnie pod gabinetem. Myślę, że przekradnięcie się nie byłoby dla ciebie problemem. Minusem jest smród i możliwe do spotkania stwory. Dwa tygodnie temu dwóch czyścicieli kanałów zaatakował i niemal zabił gigaszczór. Nikt nie wie, czy jest ich tam więcej, czy to był jedyny okaz.
No i mamy możliwość trzecią. Jak wspomniałem, nasz cel często zabawia się z panienkami, które przyprowadzają mu z ekskluzywnego burdelu o uroczej nazwie "Czyścioszka", gdyż, rzekomo, pracujące tam panienki są nadzwyczaj zadbane. Mało jednak osób wie, że jedna, z góry przygotowana dziewczyna, jest przeznaczona dla jego córki. Cóż, natury się nie wybiera, a szanowna córeczka woli dziewczyny od chłopców, przynajmniej na razie. Ta wybranka ma zawsze zasłoniętą twarz, poza niewielkim otworem na oczy, bo nikt nie może wiedzieć, jak wygląda ta specjalnie wybrana, żeby nie móc jej wypytać. Tak się składa, że nasz szef przekupił burdel mamę z "Czyścioszki" i może sprawić, że wejdzie tam nasza agentka, co już się zdarzało w ramach wywiadu. Co prawda, wszystkie dziewczyny są z początku pilnowane, ale późną nocą, kiedy cały dom śpi, praktycznie mogą robić co chcą. Jeżeli się zdecydujesz, zrobimy ci tam miejsce. Przy wykonasz zadanie przed, czy też po kilku upojnych chwilach z córką Nymerina, to już twoja sprawa. Faktem jest, że musisz uwinąć się szybko... I dobrze schować fanty, bo wszystkie są zawsze przeszukiwane przed wyjściem, czy czegoś nie zabrały. No, to by było na tyle. Co powiesz?


Spojrzał na nią, w oczekiwaniu na odpowiedź.

Re: Wonny rynek

10
Atlana przeanalizowała w myślach poszczególne opcje; numer dwa odpadał w przedbiegach, była zdecydowani lepsza w skradaniu się niż otwartej walce a po kanałach można było spodziewać się dosłownie wszystkiego. Jedynka była kusząca... jako awaryjna droga ucieczki w razie gdyby inne opcje nie wchodziły w grę. Zdrowy rozsądek podpowiadał trójkę, jako najbezpieczniejszą opcję, ale z pewnością będzie musiała ograniczyć do minimum ilość zabieranego sprzętu. I trzeba by pomyśleć jak rozwiązać problem dziewczyny, do której by ją przyprowadzono gdyż doświadczenie Atlany jeśli chodzi o miłość cielesną było zerowe.

- Pójdę w przebraniu. - odpowiedziała wreszcie - Czy byłaby możliwość zdobycia napoju nasennego, który można by rozpuścić w winie?

Re: Wonny rynek

11
Młodzieniec zamyślił się chwilę, po czym udzielił odpowiedzi;
- Tak. Jutro w południe musisz się stawić w "Czyścioszce", wtedy się przebierzesz i pojedziesz z innymi dziewczynami do rezydencji, a do tego czasu ja załatwię jakaś miksturę. Masz już jakiś plan działania, czy dopiero zamierzasz go obmyślać? Będziemy cię osłaniać podczas wyjścia, więc chcielibyśmy znać twoje zamiary. Nie chciałbym nikogo zabić z kuszy przez przypadek.

Atlana podjęła ryzyko. Pewna siebie wyruszy wprost w niebezpieczeństwo, żeby zarobić na życie. Być może tam, za grubymi murami rezydencji, jej życie się zakończy. Kto mógł to wiedzieć? Z pewnością nie ona. Dla niej liczyło się teraz tylko jedno - wykonać robotę, przeżyć, odebrać zapłatę.

Re: Wonny rynek

12
- Obawiam się, że w tej pracy nie da się obmyślić ostatecznego planu. Zbyt wiele rzeczy może ulec zmianie albo po prostu nie udać się już w trakcie. Po prostu musicie być gotowi do improwizacji.- odpowiedziała i nie czekając na dalszy rozwój konwersacji ruszyła w kierunku "Czyścioszki"

Widziała, że na pewno nie zdoła wnieść ze sobą całego swojego sprzętu, ale powinna spróbować przemycić gdzieś w ubraniu choć jeden czy dwa wytrychy.

Re: Wonny rynek

13
Atlana zwyczajnie odeszła. Nie powiedziawszy dokąd, po co i dlaczego. Zdezorientowany Hassar nie miał pojęcia, czy iść za nią, czy też lepiej trzymać się z daleka. Nie powiedziawszy więc słowa, odwrócił się i poszedł swoją drogą. Powiedział dziewczynie, że ma stawić się w burdelu jutro w południe, aby się naszykować, więc przekonany był, że włamywaczka tak też zrobi.


Przechodzisz do tego tematu

Re: Wonny rynek

14
Od tygodnia w Porcie Erola panowała niezwykłe ciepła - nawet jak na te okolice - aura. Wiosenne słońce żwawo atakowało dachy magazynów korzennych, jak i stargany przeróżnej maści kupców. Te wszystkie wschodnie przyprawy korzenne nieznośnie śmierdziały, a ciało, które Ziris przyszła pochować, napęczniało gazami i zaczęło się rozkładać. Oczywiście nie uczestniczyła w tej osobliwej ceremonii sama - przyprowadziła bowiem ze sobą czterech łakomych na złoto żałobników ze straży miejskiej oraz ich dowódcę, dla odmiany gustującego w drogocennych kamyczkach.

Na szczęście owa robota nie wymagała od dziewczyny większego zaangażowania. Tak więc Ziris i oficer pilnowali w miarę uważnie wylotu zaułka, przy okazji obserwując codzienność erolskiej ulicy. Jakiś szacowny obywatel podążał beztrosko przed siebie, zajęty swoimi sprawami i nieświadomy ponurych scen, które właśnie miał przegapić. Ktoś w naciągniętym na oczy kapturze zielonego płaszcza zatrzymał się, kiedy zobaczył pannę Miran. Nie patrząc mu nawet w twarz skinęła głową w geście wskazującym kierunek i odradzającym mieszania się w nieswoje sprawy - a jednocześnie zastanawiała, czemu był tak opatulony, zważywszy na panującą ciepłą pogodę.
- Czasami odnoszę wrażenie, że w naszym mieście wszyscy przemykają zaułkami w sprawach, któ­re najlepiej załatwiać w przebraniu. - oficer podsumował jej rozważania, najwyraźniej trapiony podobnymi myślami.

W międzyczasie milczący strażnicy, nieco zataczając się z powodu trupich wyziewów, doszli w końcu do studzienki kanału, gdzie zostało wrzucone kłopotliwe brzemię. Nie trzeba było długo nasłuchiwać - ledwo zdążyli mrugnąć oczami, a z dna już doszedł zgromadzonych przytłumiony plusk.
- Bardzo szybko zajmą się nim szczury. Kiedy następna letnia burza przetoczy się przez miasto, resztki zwłok spłyną albo utkną na palach, strasząc przepływających łodziami. Albo też woda poniesie je dalej, do jakiegoś nieznanego, nieoznaczonego miejsca spoczynku w morzu, gdzie niewybredne ryby dokończą dzieła. I po kłopocie. - pomyślała Ziris, uśmiechając się przy tym do siebie.
Następnie cała grupka wróciła na ustronny dziedziniec magazynu, z którego było jednakże tak blisko do Wonnego Rynku, że dochodził ich cały okropny zgiełk z tego tłumnie uczęszczanego placu. Słońce świeciło, stadka jaskółek śmigały po błękitnym niebie. Jakiś wychudzony kot, bez najmniejszego wyczucia sytuacji, zajrzał przez otwartą furtkę. Po prostu dzień jak co dzień.
- No to my znikamy! - ucieszył się dowódca i zabrał swoich chłopców na zasłużonego kielicha.
Panny Miran oczywiście nie zaprosił... I w sumie trudno mu się dziwić.
- Było miło. Musimy to kiedyś powtórzyć, oficerze. - rzuciła na odchodne.
- Mam Cię na oku Ziris, przestrzegaj prawa. - uciął, po czym cała piątka zniknęła za zakrętem.
13812847

Re: Wonny rynek

15
Kto by się przejmował trupem... Pięć sekund po całej akcji wrzucenia ciała do kanału dwóch magazynierów wzruszyło ramionami i wróciło do przenoszenia skrzynek z jakąś przyprawą. Nie mając chwilowo nic do roboty Ziris pozostało jedynie obserwować, a z racji mocno znaczących spojrzeń ochroniarzy profilaktycznie przeniosła się na bezpieczniejsze tereny.

Wonny rynek. Ktoś sprzedawał flakoniki perfum, ktoś inny bryły różnych kamieni. Stojący obok szczerbaty sprzedawca darł się na całe gardło reklamując swój "fynamon". Dziwnym trafem woń czerwonej kory wymieszała się z zapachem jakichś owoców dając w efekcie coś, co nos Ziris odebrał jako w miarę przyjemne. Mogła sobie tak tutaj stać i obserwować co się dzieje przez dłuższą chwilę.
Wystarczyła krótsza.

Przyjezdny by tego nie zauważył, ale rdzenny mieszkaniec Eroli w lot wychwytywał obecność czegoś dziwnego, na przykład specjalnych klientów. Miran nie była wyjątkiem. Zauważyła grupkę wyróżniających się osobników, którzy wyróżniali się głównie tym, że jeden z nich za bardzo się starał pozostać twarzą w tłumie. Osób były cztery. Dwie z nich wyglądały na tragarzy. Kolejna miała wygląd weterana, miecz przy pasie i wysłużony pancerz, lecz z całych sił starała się udawać przypadkowego klienta. Czwarta była... trollem.

Troll. Tutaj. To samo w sobie robiło za równie osobliwe, jak Uratai. Ten nie zwracał jednak specjalnej uwagi na ciekawe spojrzenia, toteż i te szybko zanikały w codziennym gwarze. Sam jednak zdawał się uważnie rejestrować otoczenie. Kobieta miała przez chwilę wrażenie, że oczy reprezentanta tej tajemniczej rasy uchwyciły i ją.

Grupka przystanęła przy jakiejś pobliskiej ławeczce. Weteran i tragarze dostali od trolla jakiś świstek i poszli. Ten kiedy pozostał sam usiadł i wyjął zza pazuchy drewniane pudełko z jakąś grą. Kiedy rozstawiał pionki Miran zorientowała się co to za gra- Ups. Osiem golemów, trzydzieści dwóch orków. W niektórych częściach kontynentu ponoć nawet bardziej znana i popularna niż szachy, a i udało jej się dotrzeć do graczy Archipelagu. Szermierka także miała okazję się z nią zapoznać.

Kiedy ostatni pion znalazł się na swym miejscu oczy trolla zwróciły się w jej stronę, a dłoń wskazała na miejsce naprzeciw. Przybysz proponował partię.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”